XL
Nieustannie przychodzi
nam mierzyć się z niesprawiedliwością. Niekiedy doszukujemy się w niej
głębszego sensu, ale gdy go nie znajdujemy narzekamy na nasz los.
Ja zawsze wierzyłam,
że świat tak jest skonstruowany, że każdy z nas żyje w jakimś konkretnym celu.
Wierzyłam, że zarówno niepowodzenia, jak i odnoszenie sukcesów, jest częścią
naszego życia, które tak naprawdę sami poniekąd sobie układamy.
Kolejne tygodnie
upłynęły na opracowywaniu szczegółowych planów. Macki desperata sięgały
dosłownie wszędzie. W życiu nie sądziłam ,że korupcja może być aż tak
rozprzestrzeniona w tak dobrze znanych mi kręgach. Najważniejszym zadaniem było
wyeliminowanie tak zwanego kreta, którego jak sądził Thorne mieliśmy w naszym
„gnieździe”. Wszyscy bez wyjątków zostaliśmy prześwietleni przez naszą
specjalną, wewnętrzną służbę, która zajmowała się tego typu problemami. Dopóki
mieliśmy u siebie wtyczkę, nie było mowy o ruszeniu do przodu. To na pozór
łatwe zadanie zajęło ponad dwa miesiące żmudnej pracy. W końcu po kolejnej
akcji – udało się. Nikt z nas nie domyślał się, że mamy tą osobę tak blisko
siebie na co dzień. Była to Alice Cagney, którą Colin uczył planowania
informatycznego. Podejrzewałam nawet, że spotykał się z nią po kryjomu, ale nie
obnosił się z tym z bardzo jak dla mnie oczywistych względów. Colin na swoją
renomę poświęcił wiele lat ciężkiej pracy i zaangażowania. Za nic w świecie nie
chciał stracić swojej pozycji.
W naszych kręgach zdrada karana jest tylko w
jeden sposób – śmiercią.
Ile warte było dla nas
ludzkie życie? Czy mieliśmy prawo do tak wyrachowanych metod?
Byliśmy dla większości
sędziami i wykonawcami wyroków zarazem, ale jak twierdził Rolly, po to właśnie
nas stworzono, początki zawsze bywają trudne, ale z czasem, człowiek nie
potrafi już myśleć inaczej niż jak rządowy agent tajnych służb specjalnych.
Wśród nas niewielu
było, którzy mieli wysoki staż, nie każdy nadawał się na taki styl życia, bo
ten toczył się z dala od codziennego świata. Wymagał od nas wykształcenia,
sprawności, znajomości języków, ogłady, chłodnej oceny każdej sytuacji.
Musieliśmy być perfekcyjni, wysyłano nas tam, gdzie zwykły żołnierz, nawet
odpowiednio przeszkolony, nigdy by nie dotarł.
W czasie tych naszych
wszystkich prac, wzmożyliśmy intensywne szkolenie treningowe. Żaden z nas nie
oszczędzał się, w różnych zakątkach świata dostawaliśmy informacje o
likwidowaniu agentów, przez nieznaną organizację. Naszym zadaniem było połączyć
siły i stworzyć jednostkę doskonałą.
Tak naprawdę to nie
zależało mi na schwytaniu desperata, bo dopóki go ścigaliśmy byłam z Rolly’m.
Od jakiegoś czasu żyłam w przeświadczeniu, że zbliża się nieuchronny koniec
kolejnego etapu mojego życia. Na siłę próbowałam odpędzić od siebie te myśli,
ale one powracały niczym zły sen. Prześladowało mnie to, że będę musiała
rozstać się z moim ukochanym, choć nie chciałam tego. Rolly nie potwierdzał
moich przypuszczeń, ale też nie zaprzeczał. W końcu kiedyś ostrzegał, że stanie
się coś, o co będę miała do niego żal, nie sądziłam jednak, że nastąpi to w tak
krótkim dla mnie czasie. Ilekroć moje życie zaczynało nabierać normalnego
rytmu, zawsze zdarzało się coś, co na nowo zamieniało wszystko w chaos. Być
może się myliłam, chciałam się mylić, a jednak nieuchronnie zbliżałam się do
czegoś, co moim zdaniem miało być mierne w skutkach moich kolejnych dni.
Któregoś dnia weszłam
na oddział, z gabinetu Daniels’a dochodziły głośne krzyki, wszyscy siedzieli w
skupieniu, podeszłam do Colin’a, który miał niewyraźną minę.
- Co się dzieje?
- Zginęło sześciu
agentów.
To już nie były żarty,
tkwiliśmy w martwym punkcie a niewinni ludzie ginęli, podeszłam bliżej gabinetu
by dokładniej słyszeć co się dzieje, Daniels krzyczał głośno:
- To nie jest zabawa!
On wytoczył nam wojnę! Ilu ludzi jeszcze
będzie musiało za nią zginąć?!
Po raz pierwszy odkąd
znam Daniels’a, musiałam w duchu przyznać mu rację. Desperat chciał mnie,
chciał ukarać Rolly’ego, którego winił za swoją stratę. Gdyby mu mnie
wystawili, prawdopodobnie przestałby zabijać.
- Nie wystawię jej.
Usłyszałam odpowiedź
Rolly’ego. Musiałam przerwać ten stan, musiałam zrobić coś, aby w końcu
skończył się ten koszmar, nie mogłam czekać, aż zaczną ginąć bliscy mi ludzie
albo rodzina. Bałam się, ale nie było innego wyjścia. Jeśli poświęca się własne
życie za kogoś kogo tak bardzo się kocha, to chyba dobrze prawda? Chroniąc
ukochane ci osoby działamy w imię dobra ogółu, czy nie tego nas uczono?
Weszłam do środka z
poważną miną i spojrzałam na obydwóch, Daniels jakby się zmieszał moim widokiem
po tym co powiedział, Rolly nie był zadowolony, że weszłam akurat w takim
momencie:
- Co tu robisz?
Zapytał w nadziei, że
usłyszy co innego niż miałam do powiedzenia. Ten tak zwany „program ochronny”
roztoczony nade mną, musiał wreszcie się skończyć.
- Myślę, że powinnam sama
zdecydować jak dalej postąpić.
Daniels spojrzał na
mnie ale tak łagodnie jak nigdy dotąd.
- Nie wiesz co mówisz,
nie wtrącaj się.
Ale Daniels widząc
moją rację w tym wszystkim, przerwał Rolly’emu i kazał mi mówić.
- Musimy to zakończyć,
zginęło za dużo ludzi, jeśli taka jest jego wola…,
Rolly kiwał przecząco
głową, nie mógł pogodzić się ze słowami, które tak po prostu wypowiadałam. Do
tej pory walczył niczym lew w mojej obronie, a teraz ja słaba zwierzyna,
postanowiłam poddać się sama.
- Już czas.
Powiedziałam, stojący
w drzwiach Thorne spuścił głowę jakby zabolało go to równie mocno co Rolly’ego.
- Nie mogę tego
słuchać.
Rolly wyszedł szybkim
krokiem z gabinetu trącając po drodze
ramieniem Thorne’a. Daniels chciał najwyraźniej wyrazić swoją aprobatę co do
mojej decyzji, stanął naprzeciwko mnie:
- Podjęłaś słuszną
decyzję.
Takie słowa w jego
ustach naprawdę brzmiały jak najdoskonalszy komplement, ale wiedziałam, że nie
był ze mną szczery, nienawidził mnie tak samo mocno jak ja jego.
- Dla ciebie bym tego
nie zrobiła.
- Domyślam się.
- Dobrze, że sobie to
wyjaśniliśmy, poinformuj mnie o szczegółach, będę pod telefonem.
Powiedziałam
najbardziej oficjalnie jak potrafiłam, aby nie dostrzegł mojego strachu,
wówczas miałby nade mną przewagę, a nie mogłam do tego dopuścić. Wyszłam bez
słowa, za mną wyszedł Thorne.
- Kylie zaczekaj.
Spojrzałam na niego,
nie chciałam być teraz sama, Rolly gdzieś zniknął zapewne aby ochłonąć, a ja
potrzebowałam męskiego ramienia, by móc się na nim oprzeć.
- Pojedziemy do mnie
na drinka?
Thorne był teraz tak
bardzo na miejscu i w odpowiednim czasie, że cała moja wcześniejsza złość na
niego gdzieś uleciała.
- Miałam nadzieję, że
to zaproponujesz.
Uśmiechnął się do mnie
i wyszliśmy z oddziału.
Dochodził wieczór,
siedzieliśmy z Thorne’m na tarasie, po raz kolejny wybrałam numer do Rolly’ego,
ale nie odpowiadał, Thorne spojrzał na mnie:
- Odezwie się.
Kiwnęłam głową, znał
go lepiej ode mnie więc chyba wiedział co mówi, odłożyłam telefon i wzięłam do
ręki lampkę wina. Thorne patrzył na mnie przez cały ten czas. Jego wzrok był
żądny mnie jak kiedyś, miałam wrażenie, że nic się nie zmieniło, zupełnie tak
jakbym cofnęła się w czasie. Uśmiechnęłam się do niego nieśmiało a on pokiwał
głową.
- Co?
Roześmiałam się, bo
zaczynało się robić niezręcznie.
- Pusto się tu bez
ciebie zrobiło.
Chyba się
zarumieniłam, bo zaczęłam czuć pieczenie na policzkach. Czy to naprawdę
możliwe, żeby facet taki jak on, przez cały ten czas dalej o mnie myślał i
tęsknił?
Na to wychodziło, choć
z trudem to ogarniałam, z drugiej jednak strony było mi miło. Mimo krzywdy jaką
mu wyrządziłam potrafił dalej ciepło się do mnie odnosić, nie krył też
sympatii, którą mnie darzył.
- Tylko mi nie mów, że
zatęskniłeś.
- Aż trudno uwierzyć
co?
- Żebyś wiedział. Nie
jest to dla ciebie niezręczna sytuacja?
- Mówisz o swoim
związku z Rolly’m?
Kiwnęłam głową na tak
a on uśmiechnął się, ale jakoś tak smutno.
- Wiem, że przy nim
jesteś szczęśliwa.
- Nie odpowiedziałeś.
- Bo nie chcesz znać
prawdy.
- A jeśli chcę?
- To wówczas sprawy
nieco by się pokomplikowały, zostawmy to tak jak jest.
Mówił bardzo
zagadkowo, czy byłam z Rolly’m szczęśliwa? Na swój sposób na pewno, ale czy do
końca? Po ostatnich wydarzeniach miałam chwilami wątpliwości. Jakikolwiek
związek musi być oparty na partnerstwie ale przede wszystkim, na szczerości i
zaufaniu. Tego ostatniego nieco zabrakło.
To był miły wieczór,
ale rzeczywiście dalej nie drążyłam niezręcznych dla obojga tematów.
Do pierwszej
rozmawialiśmy dosłownie o wszystkim, mimo, że zaproponował bym u niego została,
postanowiłam wrócić. Bałam się chyba, że odezwą się we mnie jakieś chęci do
powrotu tych prostszych dni spędzonych u boku Thorne’a, a później żałowałabym
przez resztę życia chwili zapomnienia.
Kiedy podjechałam pod
dom, dochodziła druga, padałam ze zmęczenia. Włożyłam klucz do zamku i wtedy
usłyszałam za sobą jakiś szmer. Obróciłam się nerwowo i po chwili odetchnęłam z
ulgą. To był Rolly, wydawało mi się, że w towarzystwie Thorne’a zapomniałam o
Bożym świecie, ale kiedy go zobaczyłam, wiedziałam, że to było złudzenie, po
prostu chciałam w to wierzyć.
Rzuciłam mu się na
szyję i mocno do niego przywarłam. Zacisnął na mnie swoje dłonie i zaczął
całować po włosach. Nie sposób opisać ulgi jaką poczułam na jego widok.
Wiedziałam, że gdzieś w środku jest na mnie zły za dzisiejszy dzień, bo nie
chciał mnie stracić, ja też tego nie chciałam, ale w życiu, trzeba nauczyć się
dokonywania wyborów, należy wyważać co jest ważne a co ważniejsze. Dla mnie
życie Rolly’ego i wszystkich , których kochałam, było ważniejsze od mojego
życia. Choć nie chciał się z tym zgodzić wiedział, że na moim miejscu podjąłby
tą samą decyzję.
Całą noc spędziliśmy w
objęciach kochając się. Wyglądało to tak jakbyśmy próbowali na zapas nasycić
się sobą w obawie, że ta noc jest naszą ostatnią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz