I
Powinnam była domyśleć
się, że ten spokój wokół mojej osoby był tylko pozorny i tymczasowy. W tej
chwili nie dość, że musiałam liczyć się z najgorszym, to jeszcze byłam z tym
zupełnie sama.
Zanim dotarłam na
oddział, zdążyłam zadzwonić do Colin’a. Od razu przysłał po mnie samochód i
poinformował kogo było trzeba.
Gdy wkroczyłam w końcu
na dużą salę w asyście Ray’a, Brad’a i Gina, Daniels nie był specjalnie
przejęty moim losem, ba mogłam nawet stwierdzić, że był niezadowolony iż bomba
wybuchła w pustym samochodzie a nie ze mną w środku. Wzrok wszystkich był wbity
we mnie, ale nie chciałam się na tym skupiać. Colin zdążył tylko rzucić w
biegu:
- Czekają na ciebie w
sali konferencyjnej.
Ruszył ze mną schodami
na piętro, gdzie zwykle gromadził się cały zarząd naszej jednostki. Weszliśmy
do środka, gdzie już w rzędzie siedzieli wszyscy starzy wyjadacze, a oprócz
nich był też Rolly i nie kto inny tylko Asir. Na widok tego ostatniego omal nie
zemdlałam. Czy tylko mnie się wydawało czy historia lubi się powtarzać?
Ciągle pamiętam jak po
raz pierwszy weszłam do tej oto sali, a poza tym samym składem zobaczyłam
Daniels’a, Rolly’ego i Thorne’a. Teraz wydawało mi się, że dostałam jakiejś
retrospekcji.
Choć z trudem mi to
przychodziło, a jednak usiadłam na pustym krześle przed nimi a pomiędzy resztą
ludzi ze sztabu, zaraz obok mnie usiadł Colin a po dosłownie dwóch minutach
wszedł również Daniels. Generał Herlow spojrzał na wszystkich i powiedział:
- W takim razie
zaczynajmy.
Powiedział, po czym
oddał głos, tzw. przywódcy sztabu:
- Wszyscy wiemy z
jakiego powodu zebraliśmy się w tak ścisłym gronie.
Mój wzrok błądził
gdzieś po sali, oddałabym wszystko bym tylko nie musiała siedzieć w jednym
pomieszczeniu z Asir’em.
- Liczyliśmy, że jako
pierwsi uderzymy, niestety uprzedzono nas. Siły Omally’ego są tak potężne, że
na chwilę obecną nie mamy szans go zwyciężyć. Przyjmując teoretycznie, ponieważ
to my mamy głównego asa w rękawie i dopóki go mamy, mamy przewagę.
Spojrzałam na niego,
po czym na Colin’a:
- Mówi pan o mnie?
- Tak.
Tu wtrącił się Colin:
- Udało mi się ustalić
ze wszystkich zgromadzonych danych, że Omally chce mieć cię żywą. Obojętnie ilu
jego ludzi przy tym polegnie, chce żebyś umierała powoli , ale najpierw…
- Najpierw co?
- Zrobi wszystko żeby
cię wykończyć psychicznie, tak przynajmniej twierdzi ostatni z wysłanników.
- Może kłamać.
- To dlaczego facet z
ulicy cię nie zabił tylko wysadził twój samochód?
Uśmiechnęłam się:
- Jezu, to jakiś
obłęd, mam znowu przechodzić przez to samo? To taka sama plaga jak Al-Kaida,
wytępimy jednego a odrodzi się trzech. To może zająć lata.
- Wiemy o tym, ale nie
mamy innego wyjścia.
Oparłam się bezsilnie
na fotelu i spojrzałam na niego, po czym na szefa sztabu. Westchnęłam ciężko a
wtedy przemówił Asir:
- Co z rekrutami?
- Musimy przeszkolić
ich tylu ilu tylko się da i to jak najszybciej, na jakim etapie jest
eksperymentalna grupa?
- Całkiem nie złym,
jutro idą w teren.
- Zatem bierzcie się
do roboty, to od was w tej chwili zależy przyszłość narodu, my nie wiele możemy
już zdziałać.
Asir kiwnął głową.
Wszyscy podnieśli się z foteli i wyszli, ja również, Herlow zawołał Asir’a:
- Asir zaczekaj.
Wszyscy wyszli a on
spojrzał na Herlow’a:
- Nie wiem co
aktualnie dzieje się między tobą a Kylie, ale radzę ci to szybko zakończyć.
- To niestety nie
będzie proste.
- To nie jest prośba,
masz myślę wystarczające uprawnienia by wykorzystać je w rozwiązaniu problemu,
a kiedy już się z nim uporasz, a wierzę, że tak się stanie, masz zadbać o to
żeby Kylie Santadio była bezpieczna.
- Dlaczego Rolly nie
może?
- Bo jego czas już się
skończył, poza tym wydajność Kylie jest najwyższa kiedy razem współpracujecie.
Asir ciężko wypuścił
powietrze.
- Posłuchaj, jesteś
najlepszym agentem jakiego kiedykolwiek miał Mosad i jednym z najlepszych
jakich miałem ja, potrzebuję waszej współpracy, więc zrób o co proszę i uporaj
się z tym wreszcie.
Asir spojrzał na
Herlow’a z ciężkim bólem serca, po czym wyszedł z sali. Udał się prosto do
Colin’a i by nie wzbudzać podejrzeń, usiadł przy nim i powiedział, wcześniej
zapisując coś na kartce:
- Masz.
- Co to jest?
- Numery kartotek i
materiałów jakie potrzebuję.
- To bardzo stara
sprawa.
- Wiem o tym, chcę
żebyś to jak najszybciej dla mnie ściągnął, masz tam nazwisko mojego człowieka
z Mosad’u, przekaże ci wszystko co potrzebne tylko się na mnie powołaj.
- Dobra, spróbuję.
Asir wstał i spojrzał
na niego:
- Colin, to ma być na
wczoraj.
Ten kiwnął głową a
Asir poszedł w stronę sali treningowej.
W tym samym czasie w
moim dawnym domu Sam negocjowała z Brian’em.
- Rolki? Czyś ty
zmysły kobieto postradała? Co cię ostatnio napadło?
- Nic, ale to bardzo
modne i zdrowe.
- Modne? Nie musisz
być modna, wystarczy, że się ze mną umówisz.
- Nie jestem z tych co
od razu…
- Ludzie, ty naprawdę
masz kompleksy i do tego te wszystkie twoje eksperymenty naukowe, chcesz
sprawdzić czy się kwalifikuję na twojego chłopaka?
- Jesteś niepoważny,
koleżanka Penny non stop coś ćwiczy i uprawia różne sporty, ma figurę modelki a
jaką ma kondycję, żebyś ty to widział.
Brian popatrzył na nią
bez przekonania.
- Posłuchaj, na
rolkach to ja jeździłem kiedy ty, wchodziłaś na dywan po drabinie, teraz jeżdżę
motorem i właśnie mam zamiar cię nim porwać, bo inaczej sfiksujesz do reszty.
Pociągnął ją za rękę:
- Ale…
- Żadnego ale, koniec
dyskusji, zakładaj kask i w drogę.
Dał jej do ręki kask,
po czym wyszli z domu. Podeszli do motoru a Sam włożyła na głowę kask. Brian
wsiadł i spojrzał na nią odpalając silnik:
- No, wskakuj.
- A jak mnie zrzucisz?
- To się po ciebie
cofnę.
- To ja nie jadę.
- Żartowałem, wsiadaj,
pojadę powoli, nigdzie nie dostaniesz większej ilości tlenu niż na motorze.
W końcu wsiadła i
chwyciła się rączki z tyłu.
- Mnie masz się
trzymać!
Chwyciła go niepewnie:
- Jakoś nie mam
przekonania.
- Wiesz co? Ty za dużo
myślisz, a za mało robisz, chwyć się wreszcie mocno i jedziemy.
Wreszcie uczepiła się
go w pasie a Brian podśmiechnął się pod nosem i odjechał z piskiem opon, Sam
zaczęła kwiczeć. Trwało to jednak tylko chwilę, bo gdy w końcu wjechali na
drogę szybkiego ruchu i poczuła jak wiatr owiewa jej delikatnie nogi, przywarła
do niego mocniej i chyba zapomniała dokąd i z jaką prędkością pędzą.
Po południu
podjechałam pod dom Vicky. Minęło kilka minut zanim mi otworzyła, uśmiechnęła
się na mój widok:
- Kylie? Wejdź, byłam
w ogrodzie, nie słyszałam dzwonka.
Weszłam do środka i
rozejrzałam się po salonie:
- Jesteś sama?
- Tak, Seth jeszcze
nie wrócił a Willy już wyszedł. Ponoć organizują jakieś ognisko.
Zamknęła drzwi.
- Tak, Brian coś
wspominał.
- Chodź, zrobię kawę.
Weszłyśmy do kuchni i
usiadłam przy stole. Zapaliłam papierosa a Vicky wstawiła wodę i spojrzała na
mnie.
- Co tam?
- Nijak.
- Masz rozterki
sercowe?
- Nie, to nie to.
- Więc co cię męczy?
Spojrzałam jej w oczy,
bo nie wiedziałam jak zdobyć się na odwagę by powiedzieć co się dzieje, po
chwili namysłu jednak uznałam, że kłamstwo już nic nie da, a może jedynie
pogorszyć sytuację.
- Wbrew pozorom,
ostatnimi czasy dużo się wydarzyło.
Popatrzyła nam mnie
przez moment tak jakby doskonale wiedziała co jej powiem.
- To ma związek z
waszą pracą prawda? Coś ci grozi.
Stwierdziła
jednoznacznie.
- Tu nawet nie chodzi
o mnie, ale ludzie którzy chcą mnie złapać…, jeśli będziemy się widywać to może
zagrozić tym, na których mi zależy, a tego bym nie chciała.
- Przecież cię
ochronią.
- Wierz mi, że nie są
w stanie. Przyszłam żeby ci to powiedzieć, bo nie chcę żebyś pomyślała, że coś
jest między nami nie tak, mam też do ciebie prośbę.
- Mów…
- Chodzi o Penny,
Samantę, Brian’a, Michael jest teoretycznie bezpieczny, gdybyś mogła czasami…
- O to nie musisz się
martwić.
- Ja chcę żyć
normalnie, nie odsunę się od nikogo, ale chcę żebyś wiedziała to wszystko na
wypadek gdyby jednak zaszła taka potrzeba.
- Wiesz, że możesz na
mnie liczyć.
Uśmiechnęłam się.
Prosto od Vicky pojechałam do siebie. Tak ciężko czasami jest wracać do pustego
domu, kiedy nikt na ciebie nie czeka. Do tej pory tak na to nie patrzyłam, ale
teraz….
Przebrałam się w strój
sportowy i postanowiłam iść pobiegać. Potrzebowałam czegoś na uspokojenie
nerwów. Po schwytaniu Desperata myślałam, że już nigdy więcej nie będę musiała
mierzyć się z czymś takim. Myliłam się. Długo biegłam przez las, aż zatrzymałam
się na swojej polanie. Zatrzymałam się by uspokoić oddech. Nagle usłyszałam
trzask łamanej gałęzi. Chwyciłam się za pasek – cóż za nierozwaga, wiedząc co
mi grozi zostawiłam go w domu, nie wiem jak mogłam zrobić coś takiego. Nie
miałam też pewności co powinnam zrobić. Odwrócić się? Odskoczyć? Położyć?
Tysiąc myśli tłukło mi się w głowie. Wreszcie podjęłam decyzje i powoli
obróciłam się o sto osiemdziesiąt stopni. Nikogo nie zobaczyłam, za to
usłyszałam jeszcze kolejny trzask. Na ziemi zobaczyłam grubą gałąź, schyliłam
się po nią powoli i gdy się wyprostowałam, poczułam, że tuż za mną ktoś stoi.
Już miałam się zamachnąć, kiedy usłyszałam:
- Nie radziłbym.
Obróciłam się i
zobaczyłam Asir’a.
- Asir?
Byłam zaskoczona i
szczerze mówiąc niepocieszona.
- Co ty tu robisz?
- Nie patrz tak, też
nie jestem zadowolony, że mnie przypadła ta zaszczytna rola pilnowania ciebie,
ale nie mam wyboru, więc mogłabyś łaskawie nie utrudniać mi zadania?
- Ja?!
- A może ja? To na
ciebie polują i to ty tułasz się bez celu po lesie!
- To mnie uspokaja!
- To znajdź sobie
jakiś środek zastępczy!
- Trujesz i tyle, nikt
ci nie każe mnie pilnować, poradzę sobie bez ciebie.
- Oczywiście, celując
komuś w serce?
- Dla ciebie nie
byłabym tak litościwa.
- Domyślam się.
Powiedział a ja
spojrzałam mu w oczy, błyszczały z gniewu a jednak dojrzałam w nich coś, co tak
bardzo starał się ukryć. Pokorniał, ale jak tylko się zreflektował, że to robi,
na nowo wyszła z niego złośliwa bestia.
- A teraz bądź tak
miła i skieruj się w stronę domu.
- Kto ci powiedział,
że jestem miła?
Uśmiechnęłam się
złośliwie i skierowałam w drogę powrotną.
Szliśmy obok siebie
nie mówiąc nic, ale po chwili zauważyłam ,że Asir z niezadowoleniem kręci
głową:
- No…
Przystanęłam
naprzeciwko niego:
- Mów, co znowu ci się
nie podoba?
- W tobie? Aktualnie
wszystko.
- Świetnie, to może
zaczniesz mnie na nowo lubić kiedy nabiorę ogłady jak twoja partnerka łóżkowa,
a wtedy z pewnością wrócimy do tej rozmowy.
Zatkało go, chyba nie
spodziewał się takich słów a przede wszystkim zdawało się, że żył w przekonaniu
iż jego tajemnica jest pilnie strzeżona. Nic nie odpowiedział, za to ja
wypaliłam:
- Nie będzie
komentarza?
- Tłumaczą się winni.
- Tak sobie wmawiaj.
Ruszyłam przodem i
nawet nie spoglądałam za siebie by upewnić się, że Asir nadal tam jest.
Kiedy doszłam do domu,
naokoło roiło się od agentów, aż mdliło mnie na ich widok. Asir twardo szedł za
mną, chociaż na kilometr było widać jego niezadowolenie. Gdy dotarłam na
werandę obejrzałam się na niego:
- Dalej już sobie
poradzę, instrukcje obsługi domu opanowałam.
- Aż dziw bierze.
Pokręciłam głową z
niezadowoleniem i weszłam do środka zatrzaskując drzwi i zostawiając Asir’a na
zewnątrz. Ledwo drzwi trzasnęły a ze ściany spadł obraz. Zza drzwi usłyszałam
kolejny złośliwy komentarz:
- A nie mówiłem?
- Wypchaj się.
Pomyślałam głośno i
poszłam do góry. Tak jak stałam ubrana, położyłam się w ubraniu na łóżko i
nawet nie wiem kiedy usnęłam.
Kiedy się obudziłam,
na dworze było już ciemno. Nie miałam co prawda tego w zwyczaju, ale jakoś
naszła mnie ochota na to by wyjść na werandę i posiedzieć na huśtawce. Wyszłam
na zewnątrz, teraz agentów już nie było widać, najwyraźniej się pochowali.
Spojrzałam na ławkę – siedział na niej Asir.
- A miało być tak
przyjemnie.
Nie zniechęciłam się
jednak i usiadłam na huśtawce delikatnie się bujając. W końcu spojrzałam na
niego:
- Dlaczego tu jeszcze
jesteś?
- Bo płacą mi premię i
nadgodziny.
Przyjemniaczek –
pomyślałam, ale chociaż był szczery. Bo oboje wiedzieliśmy, że wcale nie chciał
tam być. Przynajmniej takie sprawiał wrażenie. Zamyśliłam się a po chwili
podjechał Cole. Wysiadł z samochodu i podszedł do nas, Asir od razu sprostował
:
- Nareszcie.
Wstał i skierował się
do swojego samochodu, który zaparkowany był niedaleko mojego domu. Nawet się
nie pożegnał a Cole usiadł na jego miejscu i popatrzył na mnie, uśmiechnęłam
się:
- Wszystko gra?
- Tak, w życiu nie
było lepiej.
Skłamałam,
wiedzieliśmy to oboje, ale przemilczał to podobnie jak ja.
Niektóre rany nie goją
się nigdy. Sprawa Noe Kasid’a –
przyjaciela Asir’a, była jedną z nich. Czasami znamy kogoś parę minut i
chcielibyśmy powierzyć mu swoje życie. Innym razem- znamy kogoś całe życie i
okazuje się, że nigdy tak naprawdę go nie poznaliśmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz