sobota, 15 lutego 2014

Rozdział XL

XL

Całą noc męczyły mnie jakieś zjawy. Przekładałam się z boku na bok a pot spływał po mnie strumieniami. Było chyba coś koło drugiej gdy nagle zaczęłam się z nieznanych powodów dusić. Z trudem otworzyłam oczy i zobaczyłam nad sobą Barodo.
- Myślałaś, że masz mnie z głowy?
- Dusisz mnie.
Spojrzał mi w oczy i jakby się opamiętał.
- Jeśli puszczę ci gardło obiecujesz, że nie będziesz krzyczeć?
Skinęłam głową, dalej jednak czułam przygniatający mnie ciężar ciała, leżał na mnie i obsesyjnie zaczął gładzić moje włosy i całować twarz. Wiem ,że moje oczy zdradzały przerażenie, on jednak starał się chyba tego nie zauważać – do czasu:
- Boisz się mnie? Gdybym chciał cię zabić zrobiłbym to dzisiaj na ulicy.
- To czego ode mnie chcesz.
- Prawdy, szukają mnie prawda?
- Tak.
- Jak blisko są?
- Nie mają pojęcia gdzie jesteś, a jeśli mają to mi o tym nie powiedzieli.
- Dlaczego?
- Zostałam odsunięta od twojej sprawy, uważają, że zbyt mocno się zaangażowałam.
- A tak jest?
Nie odpowiedziałam, nie byłam chyba pewna odpowiedzi. Bałam się go a jednocześnie czułam jak jakaś fizyczna potrzeba pcha mnie w jego kierunku.
- Dlaczego nie uciekasz? Dlaczego tak ryzykujesz przychodząc tu?
- Musiałem cię zobaczyć.
- Po tym co mi zrobiłeś? Myślisz, że nadal o tobie myślę?
Uśmiechnął się do mnie z jakąś nieprzejednaną dzikością w oczach.
- Jestem tego pewien, widzę to w twoich oczach, sprawdziłem wszystko co mówiłaś i wiem, że nie kłamałaś.
- Ale musiałeś mnie skatować żeby się upewnić?
- Nie wiesz co przeszedłem, już raz komuś zaufałem ,ale ty mnie nie zdradzisz prawda?
- Skąd wiesz?
- Bo mnie pragniesz i to mocniej niż możesz sobie wyobrazić, czujesz dokładnie to samo co ja.
Nagle poczułam jego rękę na swoim nagim udzie, zaczęłam tracić dech.
- Myślą, że mnie przechytrzą, ale ja zawsze będę krok do przodu przed nimi. Nie pokonają mnie, są zbyt słabi.
- Idź stąd zanim ktoś cię zauważy, proszę.
- Masz tyle siły w sobie żeby kazać mi wyjść?
Poczułam jego ciepłe pocałunki na swojej szyi, dekolcie, w końcu na brzuchu, nie powiedziałam ani słowa, chociaż wiem, że powinnam. Miałam wrażenie, że tym co robię zdradzam kogoś bardzo mi bliskiego, być może wszystkich, być może nawet samą siebie, ale nie potrafiłam tego przerwać. Zamknęłam oczy a moje ciało jakby zaczęło bezwiednie unosić się gdzieś, gdzie nikt poza mną nie miał dostępu.
Obudziłam się dopiero nad ranem. Kiedy zobaczyłam, że jestem sama zerwałam się z łóżka. Barodo nie było, ale czy w ogóle był tej nocy?
Co ja najlepszego robiłam ze swoim życiem? Po której stronie barykady stałam odprawiając to całe szaleństwo. Myśli tłukły mi się w głowie, prosiłam Boga aby w porę ktoś zdołał mnie zatrzymać zanim będzie za późno, a może już było?
Gdy weszłam na salę treningową rekruci podobierali się w pary. Stanęłam naprzeciwko Pedro Asir’a, bo właśnie mi przypadła rola jego osobistego trenera. Rolly i Cole obserwowali to z góry, chociaż ich nie widziałam za przyciemnianymi szybami wiedziałam, że tam są.
Asir miał nadzwyczaj dobrą technikę nawet jak dla mnie. Agentów Masadu szkolono w o wiele bardziej brutalnych warunkach i ich praktyczne przygotowanie przebiegało zupełnie inaczej niż u nas.
 Sporo czasu mi zajęło aby w ogóle ściągnąć go na materac, gdy w końcu mi się to udało, walka przybrała nieoczekiwanie dosyć ostry charakter. Kilkakrotnie to on  powalił mnie na ziemię, za którymś razem gdy przygniótł moje gardło wyszeptał mi do ucha:
- Barodo chce się z tobą spotkać.
Myślałam, że śnię gdy mi to powiedział:
- Czekaj za informacją na twoim przenośnym panelu.
- Kim ty u licha jesteś, czy nie pracujesz dla nas?
- A ty?
Zapytał bezczelnie i wtedy chyba wszystko mi się zagotowało, ściągnęłam go z siebie, wstał a ja podcięłam mu nogi, upadł a ja zrobiłam przysłowiowe nożyce ściskając jego szyję nogami, wystarczyło, że próbowałby się wyrwać a skręciłby sobie kark.
- Kylie dość!
Usłyszałam za sobą rozkazujący ton Rolly’ego. Niechętnie ale w końcu uwolniłam Asir’a, który zaczął kaszleć.
- Koniec treningu.
Oznajmił Rolly. Wstałam i uśmiechnęłam się do niego a Asir chwycił się za gardło:
- Szkoda, dopiero się rozkręcałam.
Rolly ruchem ręki pokazał Asir’owi, że ma odejść na ławkę, przejął go Cole.
- Próbujesz nam wytłuc wszystkich rekrutów?
- Jeśli będzie trzeba.
- Asir jest dla nas cenny.
- Tak? To może jak mi powiesz w końcu wszystko i wyjaśnisz dlaczego, to go oszczędzę, a dopóki tego nie zrobisz będzie obrywał.
- Mogę przydzielić go komuś innemu.
- Spójrz prawdzie w oczy, masz za mało agentów żeby wybrzydzać, jeśli ściągniesz mi rekrutów, będziesz musiał przydzielić mi sprawę Barodo, zbyt wiele akcji mamy rozpoczętych żebyś mógł stawiać mi warunki.
Odeszłam i udałam się w stronę pryszniców. Rolly aż zacisnął zęby czego nigdy wcześniej nie robił. Po jakiś dwudziestu minutach kiedy siedziałam już przy swoim biurku, w słuchawce, którą miałam w uchu usłyszałam głos Rolly’ego:
- Wejdź do mnie.
Westchnęłam, ale udałam się do niego bez zbędnych komentarzy. Gdy weszłam do jego gabinetu stał tam również Daniels, sam jego widok przyprawiał mnie o mdłości. Rolly zamknął drzwi.
- Usiądź.
Wydał rozkaz – jak zwykle.
Ale na tym się skończyło, bo dalej mówił już Daniels:
- Jak wiesz Asir jest powiązany z Barodo, zapewne Rolly już cię poinformował, że liczymy iż Barodo będzie się chciał z tobą spotkać.
- Nie ufam Asir’owi a jeśli wy ufacie to znaczy, że jesteście ślepi!
- Nie ufamy, czyż nie powiedział ci, że dostaniesz informację o spotkaniu?
Teraz to ja poczułam się głupio, skąd o tym wiedzieli? Przecież to miało miejsce zaledwie kilka minut wcześniej.
- Nie doceniłaś nas prawda? Asir cię sprawdza i informacja na twoim panelu dotycząca spotkania na pewno nie będzie prawdziwa, będzie chciał zobaczyć czy przyjdziesz sama, prawdopodobnie dużo czasu upłynie zanim faktycznie skontaktuje się z Barodo.
- Skoro to wszystko wiecie to do czego ja jestem wam potrzebna?
- To chyba oczywiste, o ciebie tu się głównie rozchodzi.
- To dlaczego odcięliście mnie od sprawy Barodo?
- Bo wtedy Asir nabrałby podejrzeń, musi mieć pewność, że nie ufamy ci na tyle abyś mogła prowadzić tą sprawę, on zna nasze zamiary.
- Takim postępowaniem nie jest uczciwy ani w stosunku do nas ani do niego, granie na dwa fronty może się szybko skończyć, w końcu opowie się po czyjejś stronie.
- Sądzimy, że po naszej.
- Dlaczego?
- Bo marzy mu się życie w Ameryce a do tego ma siostrę, z którą jest bardzo związany, zrobi wszystko żeby ją tu ściągnąć.
- Obiecaliście mu to i uwierzył?
- Takie sprawia wrażenie, Masad to ich państwowa organizacja i nikt w coś takiego nie będzie się bawił, my możemy.
- Czego oczekujecie ode mnie?
- Masz się z nim zaprzyjaźnić ,musi ci zaufać i poczuć się pewnie, jeśli stanie się tak jak to zaplanowaliśmy w końcu popełni błąd a my i tak schwytamy Barodo a wkrótce po nim dostaniemy się do Omally’ego.
- Mam jakiś wybór?
Daniels uśmiechnął się złośliwie jak to zwykle zwykł robić:
- Oczywiście, że nie.
- Co się z nim stanie jak już wam pomoże? Zlikwidujecie go prawda?
- O tym zadecydujemy w odpowiednim czasie, jego umiejętności mogą nam się przydać, ale wszystko zależy od tego jak sytuacja się rozwinie.
 Wstałam bo prawdę mówiąc od słuchania tego wszystkiego miałam już dosyć.
- Coś jeszcze?
- Tak.
Wbiłam swój lodowaty wzrok w Daniels’a:
- Postaraj się być wiarygodna.

Rolly spuścił głowę, przyznam ,że ja już też powoli byłam znudzona rolami jakie powierzał mi Daniels. Myślałam, że jego rządy dawno mam poza sobą, tymczasem on pojawił się znowu i wiedziałam, że nie spocznie, dopóki wystarczająco nie upokorzy mnie kolejnymi misjami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz