XL
Całą noc męczyły mnie
jakieś zjawy. Przekładałam się z boku na bok a pot spływał po mnie
strumieniami. Było chyba coś koło drugiej gdy nagle zaczęłam się z nieznanych
powodów dusić. Z trudem otworzyłam oczy i zobaczyłam nad sobą Barodo.
- Myślałaś, że masz
mnie z głowy?
- Dusisz mnie.
Spojrzał mi w oczy i
jakby się opamiętał.
- Jeśli puszczę ci
gardło obiecujesz, że nie będziesz krzyczeć?
Skinęłam głową, dalej
jednak czułam przygniatający mnie ciężar ciała, leżał na mnie i obsesyjnie
zaczął gładzić moje włosy i całować twarz. Wiem ,że moje oczy zdradzały
przerażenie, on jednak starał się chyba tego nie zauważać – do czasu:
- Boisz się mnie?
Gdybym chciał cię zabić zrobiłbym to dzisiaj na ulicy.
- To czego ode mnie
chcesz.
- Prawdy, szukają mnie
prawda?
- Tak.
- Jak blisko są?
- Nie mają pojęcia
gdzie jesteś, a jeśli mają to mi o tym nie powiedzieli.
- Dlaczego?
- Zostałam odsunięta
od twojej sprawy, uważają, że zbyt mocno się zaangażowałam.
- A tak jest?
Nie odpowiedziałam,
nie byłam chyba pewna odpowiedzi. Bałam się go a jednocześnie czułam jak jakaś
fizyczna potrzeba pcha mnie w jego kierunku.
- Dlaczego nie
uciekasz? Dlaczego tak ryzykujesz przychodząc tu?
- Musiałem cię
zobaczyć.
- Po tym co mi
zrobiłeś? Myślisz, że nadal o tobie myślę?
Uśmiechnął się do mnie
z jakąś nieprzejednaną dzikością w oczach.
- Jestem tego pewien,
widzę to w twoich oczach, sprawdziłem wszystko co mówiłaś i wiem, że nie kłamałaś.
- Ale musiałeś mnie
skatować żeby się upewnić?
- Nie wiesz co
przeszedłem, już raz komuś zaufałem ,ale ty mnie nie zdradzisz prawda?
- Skąd wiesz?
- Bo mnie pragniesz i
to mocniej niż możesz sobie wyobrazić, czujesz dokładnie to samo co ja.
Nagle poczułam jego
rękę na swoim nagim udzie, zaczęłam tracić dech.
- Myślą, że mnie
przechytrzą, ale ja zawsze będę krok do przodu przed nimi. Nie pokonają mnie,
są zbyt słabi.
- Idź stąd zanim ktoś
cię zauważy, proszę.
- Masz tyle siły w
sobie żeby kazać mi wyjść?
Poczułam jego ciepłe
pocałunki na swojej szyi, dekolcie, w końcu na brzuchu, nie powiedziałam ani
słowa, chociaż wiem, że powinnam. Miałam wrażenie, że tym co robię zdradzam
kogoś bardzo mi bliskiego, być może wszystkich, być może nawet samą siebie, ale
nie potrafiłam tego przerwać. Zamknęłam oczy a moje ciało jakby zaczęło
bezwiednie unosić się gdzieś, gdzie nikt poza mną nie miał dostępu.
Obudziłam się dopiero
nad ranem. Kiedy zobaczyłam, że jestem sama zerwałam się z łóżka. Barodo nie
było, ale czy w ogóle był tej nocy?
Co ja najlepszego
robiłam ze swoim życiem? Po której stronie barykady stałam odprawiając to całe
szaleństwo. Myśli tłukły mi się w głowie, prosiłam Boga aby w porę ktoś zdołał
mnie zatrzymać zanim będzie za późno, a może już było?
Gdy weszłam na salę
treningową rekruci podobierali się w pary. Stanęłam naprzeciwko Pedro Asir’a,
bo właśnie mi przypadła rola jego osobistego trenera. Rolly i Cole obserwowali
to z góry, chociaż ich nie widziałam za przyciemnianymi szybami wiedziałam, że
tam są.
Asir miał nadzwyczaj
dobrą technikę nawet jak dla mnie. Agentów Masadu szkolono w o wiele bardziej
brutalnych warunkach i ich praktyczne przygotowanie przebiegało zupełnie
inaczej niż u nas.
Sporo czasu mi zajęło aby w ogóle ściągnąć go
na materac, gdy w końcu mi się to udało, walka przybrała nieoczekiwanie dosyć
ostry charakter. Kilkakrotnie to on
powalił mnie na ziemię, za którymś razem gdy przygniótł moje gardło
wyszeptał mi do ucha:
- Barodo chce się z
tobą spotkać.
Myślałam, że śnię gdy
mi to powiedział:
- Czekaj za informacją
na twoim przenośnym panelu.
- Kim ty u licha
jesteś, czy nie pracujesz dla nas?
- A ty?
Zapytał bezczelnie i
wtedy chyba wszystko mi się zagotowało, ściągnęłam go z siebie, wstał a ja
podcięłam mu nogi, upadł a ja zrobiłam przysłowiowe nożyce ściskając jego szyję
nogami, wystarczyło, że próbowałby się wyrwać a skręciłby sobie kark.
- Kylie dość!
Usłyszałam za sobą
rozkazujący ton Rolly’ego. Niechętnie ale w końcu uwolniłam Asir’a, który
zaczął kaszleć.
- Koniec treningu.
Oznajmił Rolly.
Wstałam i uśmiechnęłam się do niego a Asir chwycił się za gardło:
- Szkoda, dopiero się
rozkręcałam.
Rolly ruchem ręki
pokazał Asir’owi, że ma odejść na ławkę, przejął go Cole.
- Próbujesz nam wytłuc
wszystkich rekrutów?
- Jeśli będzie trzeba.
- Asir jest dla nas
cenny.
- Tak? To może jak mi
powiesz w końcu wszystko i wyjaśnisz dlaczego, to go oszczędzę, a dopóki tego
nie zrobisz będzie obrywał.
- Mogę przydzielić go
komuś innemu.
- Spójrz prawdzie w
oczy, masz za mało agentów żeby wybrzydzać, jeśli ściągniesz mi rekrutów,
będziesz musiał przydzielić mi sprawę Barodo, zbyt wiele akcji mamy
rozpoczętych żebyś mógł stawiać mi warunki.
Odeszłam i udałam się
w stronę pryszniców. Rolly aż zacisnął zęby czego nigdy wcześniej nie robił. Po
jakiś dwudziestu minutach kiedy siedziałam już przy swoim biurku, w słuchawce,
którą miałam w uchu usłyszałam głos Rolly’ego:
- Wejdź do mnie.
Westchnęłam, ale
udałam się do niego bez zbędnych komentarzy. Gdy weszłam do jego gabinetu stał
tam również Daniels, sam jego widok przyprawiał mnie o mdłości. Rolly zamknął
drzwi.
- Usiądź.
Wydał rozkaz – jak
zwykle.
Ale na tym się
skończyło, bo dalej mówił już Daniels:
- Jak wiesz Asir jest
powiązany z Barodo, zapewne Rolly już cię poinformował, że liczymy iż Barodo
będzie się chciał z tobą spotkać.
- Nie ufam Asir’owi a
jeśli wy ufacie to znaczy, że jesteście ślepi!
- Nie ufamy, czyż nie
powiedział ci, że dostaniesz informację o spotkaniu?
Teraz to ja poczułam
się głupio, skąd o tym wiedzieli? Przecież to miało miejsce zaledwie kilka
minut wcześniej.
- Nie doceniłaś nas
prawda? Asir cię sprawdza i informacja na twoim panelu dotycząca spotkania na
pewno nie będzie prawdziwa, będzie chciał zobaczyć czy przyjdziesz sama,
prawdopodobnie dużo czasu upłynie zanim faktycznie skontaktuje się z Barodo.
- Skoro to wszystko
wiecie to do czego ja jestem wam potrzebna?
- To chyba oczywiste,
o ciebie tu się głównie rozchodzi.
- To dlaczego
odcięliście mnie od sprawy Barodo?
- Bo wtedy Asir
nabrałby podejrzeń, musi mieć pewność, że nie ufamy ci na tyle abyś mogła
prowadzić tą sprawę, on zna nasze zamiary.
- Takim postępowaniem
nie jest uczciwy ani w stosunku do nas ani do niego, granie na dwa fronty może
się szybko skończyć, w końcu opowie się po czyjejś stronie.
- Sądzimy, że po
naszej.
- Dlaczego?
- Bo marzy mu się
życie w Ameryce a do tego ma siostrę, z którą jest bardzo związany, zrobi
wszystko żeby ją tu ściągnąć.
- Obiecaliście mu to i
uwierzył?
- Takie sprawia
wrażenie, Masad to ich państwowa organizacja i nikt w coś takiego nie będzie
się bawił, my możemy.
- Czego oczekujecie
ode mnie?
- Masz się z nim
zaprzyjaźnić ,musi ci zaufać i poczuć się pewnie, jeśli stanie się tak jak to
zaplanowaliśmy w końcu popełni błąd a my i tak schwytamy Barodo a wkrótce po
nim dostaniemy się do Omally’ego.
- Mam jakiś wybór?
Daniels uśmiechnął się
złośliwie jak to zwykle zwykł robić:
- Oczywiście, że nie.
- Co się z nim stanie
jak już wam pomoże? Zlikwidujecie go prawda?
- O tym zadecydujemy w
odpowiednim czasie, jego umiejętności mogą nam się przydać, ale wszystko zależy
od tego jak sytuacja się rozwinie.
Wstałam bo prawdę mówiąc od słuchania tego
wszystkiego miałam już dosyć.
- Coś jeszcze?
- Tak.
Wbiłam swój lodowaty
wzrok w Daniels’a:
- Postaraj się być
wiarygodna.
Rolly spuścił głowę,
przyznam ,że ja już też powoli byłam znudzona rolami jakie powierzał mi
Daniels. Myślałam, że jego rządy dawno mam poza sobą, tymczasem on pojawił się
znowu i wiedziałam, że nie spocznie, dopóki wystarczająco nie upokorzy mnie
kolejnymi misjami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz