środa, 19 lutego 2014

Rozdział XXIII

XXIII

Kiedy weszliśmy do domu, od razu weszłam do góry i położyłam się na łóżko. Asir nie czekając na zaproszenie wszedł za mną i położył się obok. Przytulił mnie od tyłu, gdyż leżałam na boku.
- Hej, uspokój się.
- Zaczęło się, ona nie odpuści dopóki mnie nie dopadnie.
- Złapiemy ją.
- Kiedy trzymała Samantę, do ostatniej chwili nie wierzyłam, że puści ją żywą.
- Ale żyje a my zrobimy swoje.
Obróciłam się przodem do niego:
- Wiesz, że ona nie da się złapać żywcem.
Spuścił głowę.
- Jedną siostrę mam już na swoim sumieniu, nie udźwignę kolejnej.
Pocałował mnie w usta, bo chyba nie wiedział co ma mi powiedzieć.
- Wiem.
Odgarnął mi włosy i zaczął się nimi bawić.
- Dlaczego nic nie mówisz?
- Bo mam wrażenie, że cię tracę.
Uśmiechnął się.
- Widziałem cię dzisiaj z Rolly’m.
- To nie ma dla mnie znaczenia. Uwierz mi.
- To w takim razie co ma?
Nie zastanawiałam się nad odpowiedzią, tylko wplotłam ręce w jego włosy i pociągnęłam jego głowę do pocałunku. Zareagował od razu i odwzajemnił mój pocałunek, po czym zsunął rękę na moje udo a drugą podłożył mi pod głowę. Zaczął coraz bardziej obniżać swoje pocałunki a ja przymknęłam oczy rozkoszy, po czym uchyliłam je ponownie, gdy zatrzymał się na chwilę, minę miał pytającą, ale kiwnęłam głową na tak a już po chwili poczułam go w sobie. Potrafił dotykać moje ciało w taki sposób, że nie potrafiłam się mu oprzeć a co gorsza, sama myśl o tym, że mógłby zrezygnować  ze mnie w imię Rolly’ego, napawała mnie przerażeniem.
Byłam okropna, ale mimo iż nie potrafiłam zdecydować się na żadnego, bałam się stracić któregokolwiek z nich. Czy to nie było samolubne? Wiedziałam, że było, ale nie potrafiłam inaczej. Kiedy przebudziłam się w nocy – Asir spał. Stanęłam przy oknie w samym szlafroku z czarną panterą na plecach i spojrzałam w dół. Po ulicy porozstawiani byli agenci i mimo, że nie było ich widać, czułam ich na kilometr. Dalej męczyło mnie to, kto owej nocy chodził po moim domu, niestety nie udało się tego ustalić. Czy mogła to być Sue? A może ktoś kogo w ogóle bym się nie spodziewała. Spojrzałam na swoją rękę i palcem dotknęłam wielkiego turkusu, który pod światło błyszczał jak kryształ. Po chwili poczułam na sobie dotyk Asir’a, który objął mnie w pół pocałował w ucho, po czym wtulił swoją głowę w moje włosy:
- Od jutra wszystko się zmieni prawda?
- Tak, ale przetrwamy to.
- A jeśli nie? Jeśli któreś z nas zginie?
Uśmiechnął się do siebie:
- Wtedy za jakiś czas może wspomnisz tego głupka, który tak naiwnie się za tobą uganiał.
Uśmiechnęłam się:
- Nie mów tak.
- Ale tak właśnie myślisz.
- Nie prawda.
Obróciłam się i spojrzałam mu w oczy:
- Chciałabym móc patrzeć w nie do końca życia.
- Zmieniłaś zdanie?
Po tym pytaniu jakbym się ocknęła z jakiegoś rozmarzonego amoku:
- Oczywiście, że nie.
- Tak myślałem, ale twój antypatyczny stosunek nie przeszkodzi nam w tym co zaraz zrobię?
- To zależy co chcesz zrobić.
Uśmiechnął się do mnie, chwycił mnie w pół i przewiesił przez swoje ramię, po czym rzucił na łóżko a po chwili i sam na nie wskoczył.
- Wykorzystać cię.
Roześmiałam się i zaczęliśmy się całować, właśnie wtedy zadzwonił telefon, na wyświetlaczu pojawił się napis ROLLY , Asir po omacku sięgnął po moją komórkę i dał mi ją, nie przestając mnie całować:
- Przestań, halo? Rolly?
Asir spojrzał na mnie i przestał, podniosłam się z łóżka:
- Stało się coś?
- Nie, po prostu chciałem cię usłyszeć.
- Co z Samantą?
- Wszystko w porządku, usnęła, nic jej nie grozi.
- To dobrze.
W słuchawce zaległa cisza, Asir położył się na plecach i zaczął wpatrywać się w sufit, spojrzałam na niego i wyszłam na taras:
- Jesteś tam?
- Jestem.
- Dlaczego nic nie mówisz? Co się dzieje?
- Nie jesteś sama?
- Nie.
- Z Asir’em?
- Tak.
- Zadzwonię innym razem.
- Rolly…
Chciałam jeszcze coś powiedzieć, ale rozłączył się, westchnęłam ciężko, weszłam do pokoju i spojrzałam na Asir’a, położyłam się obok niego:
- Przepraszam, ale musiałam odebrać.
Nic nie odpowiedział, wiedziałam ,że mój kontakt z Rolly’m mu się nie podoba i chyba czułam się z tego powodu winna, a jeszcze bardziej winna czułam się z powodu tego co zamierzałam zrobić, wiedząc, że nie potrafi mi się oprzeć. Pochyliłam się nad nim i zaczęłam całować go po szyi, klatce piersiowej i brzuchu, przymknął oczy, ale po chwili już nie wytrzymał i pociągnął mnie na siebie całując.
Nazajutrz rano siedziałam w kuchni pijąc kawę, Asir wyszedł spod prysznica, ale już ubrany w czarne dżinsy i wciągał na siebie czarną bluzkę z długim rękawem, popatrzył na mnie:
- Rolly dzwonił?
Uśmiechnęłam się i udałam, że nie widzę jego niezadowolonej miny.
- Jeszcze nie, ale pewnie zadzwoni.
- Próbujesz mnie zdenerwować?
- Ale skąd, po prostu nie rozumiem tego twojego uprzedzenia, jeszcze niedawno uważałeś go za agenta z najwyższej półki.
- I nadal tak uważam, ale to chyba nie znaczy, że muszę go lubić co?
Kiwnęłam głową, Asir wziął mi z ręki kawę a po chwili wypluł do zlewu:
- Fuj! Jak możesz to pić? Dziewczyno zacznij słodzić.
- Wtedy to ja musiałabym pluć do zlewu.
- Nie wiesz co dobre.
- Za to ty wiesz.
- A żebyś wiedziała.
Wziął skórzaną kurtkę i wciągnął na siebie.
- Pospiesz się, Colin już dzwonił dwa razy.
Ja również nałożyłam skórzaną, tyle, że krótką kurtkę, po czym wyszliśmy z domu.
W tym czasie Sue Ellen rozmawiała przez telefon z Omally’m:
- Zawiodłaś mnie, mam nadzieję, że po raz ostatni.
- Bez obaw, następnym razem ją dopadnę.
- Tylko pamiętaj, że chcę ją mieć żywą, w przeciwnym razie zapłacisz mi za to własną głową.
Sue zacisnęła zęby.
- Nie martw się ,zrobię jak każesz.
- Mam nadzieję.
Rozłączył się a Sue rzuciła telefonem.
- Cholera!! Przeklęta Kal!
Powiedziała do siebie i zamyśliła się.
Na oddziale aż wrzało, razem z Daniels’em, Asir’em i Cole’m staliśmy nad Colin’em:
- Albert Torezo, to jeden z jego głównych współpracowników, dostarcza mu broń i ładunki wybuchowe. Jego firma to oficjalne placówka pod nazwą DESTROY.
- Zniszczenie?
Zapytałam zdziwiona.
- Dokładnie, facet jest nietykalny, gdyby udało nam się obejść system zabezpieczeń, jest prawdopodobieństwo, że udało by się dostać do środka.
- Jesteś w stanie to zrobić?
- Nawet jeśli to nie stąd. Częściowo oczywiście obejdę system, ale żeby złamać główny kod zabezpieczający muszę się znaleźć w budynku.
- Masz pomysł jak to zrobić?
Zapytałam a Asir roześmiał się, Cole też i skomentował krótko:
- Puścimy Asir’a przodem, a jak wszystkich pozabija, wtedy my wejdziemy.
Popatrzyłam na obydwóch i pokiwałam głową:
- Słowo daję, jak dzieci.
- Jestem bliski opracowania szczegółów, ale dajcie mi jeszcze z trzy dni.
- Oby to za długo nie trwało, bo zaczynam się nudzić.
Powiedział Asir a Daniels popatrzył na nich:
- Dobrze panowie, macie trzy dni.
Spojrzał na mnie:
- Wejdź do mnie.
- Teraz? Mam trening.
- Pięć minut.
Spojrzałam na Asir’a i Cole:
- Zacznijcie beze mnie.
Kiwnęli głowami, nadal rozbawieni a ja poszłam za Daniels’em, kiedy weszliśmy do jego gabinetu, zamknął drzwi.
- Rozmawiałaś z Rolly’m?
- Tak.
- To nie wygląda za dobrze.
- Wiem.
- Będziemy musieli na dzień wziąć kogoś innego do pilnowania twojej siostrzenicy, potrzebujemy Rolly’ego tu na miejscu.
Kiwnęłam głową i spojrzałam na niego:
- Jaki jest prawdziwy powód dla którego mnie wezwałeś?
- Chcę ci przypomnieć, że działamy zespołowo, dlatego mam nadzieję, że swoje osobiste rozterki z Rolly’m zostawisz za drzwiami.
- Wyjaśniliśmy sobie wszystko.
- Mam nadzieję.
- To wszystko?
- Wszystko.
- Całe szczęście.
Wyszłam i trzasnęłam drzwiami, po czym udałam się na salę treningową.
Kiedy popołudniu skończyłam, pojechałam prosto do domu.
Mój tymczasowy dom leżał bardziej na uboczu i od sąsiedztwa dzieliło mnie kilka metrów. Za domem było wyjście nad rzekę, gdzie czasami siadałam i czytała książkę, chcąc uciec od ludzkiego gwaru.
Wjechałam jak zwykle na podjazd i wysiadłam z samochodu, po chwili usłyszałam:
- Dzień dobry.
Podskoczyłam i gwałtownie obejrzałam się za siebie. Tuż za mną stał mężczyzna w średnim wieku z uśmiechem na twarzy:
- Przepraszam, nie chciałem pani przestraszyć, jestem nowym sąsiadem.
Spojrzałam nieufnie, mimo to gdy wyciągnął do mnie rękę, podałam mu swoją, pocałował mnie w nią, co wywołało zdumienie z mojej strony:
- Przepraszam, nie przedstawiłem się – Tony DePalma.
- Kylie…
Tu jakbym chwilę się zastanowiłam, w końcu przedstawiłam się nazwiskiem po ojcu:
- Santadio.
- Miło mi.
Uśmiechnął się do mnie.
- Przepraszam za tą śmiałość, ale nie jestem stąd dlatego pomyślałem, że było by miło mieć w pobliżu kogoś znajomego.
- Ma pan australijski akcent.
Roześmiał się.
- To aż tak słychać?
- Odrobinę.
Teraz i ja uśmiechnęłam się, gdyż był całkiem przystojny jak na Australijczyka.
- Będzie nietaktowne jeśli zaproponuję pani spacer?
- Po prostu Kylie.
- Tony.
- Będzie nietaktowne, ale chętnie pójdę, miałam ciężki dzień.
Nie wiem co skłoniło mnie do spaceru z obcym facetem, ale jakoś dobrze mu z oczu patrzy, poza tym tyle osób w ostatnim czasie próbowało mnie zabić, że skoro miałabym ostatecznie zginąć z rąk takiego przystojniaka, to i tak nie byłaby to najgorsza śmierć.
Szliśmy tak lasem wzdłuż wąskiej ścieżki rozmawiając, nie o mojej pracy, agentach, misjach, tylko o życiu, którego tak mocno czasami mi brakowało.
- W Australii miałem ranczo.
- Co cię skłoniło do przeprowadzki?
Spojrzałam a on schylił głowę, uśmiechnęłam się.
- Kobieta?
- Poniekąd, zresztą to piękna okolica a ja w mojej pracy potrzebuję natchnienia i spokoju.
Świetną sąsiadkę sobie wobec tego znalazł, lepiej nie mógł trafić, tym bardziej, że średnio co dwa tygodnie ktoś targał się na moje życie.
- Czym się zajmujesz?
- Jestem pisarzem.
- A o czym piszesz?
- O prawdziwych ludziach i ich historiach.
Uśmiechnęłam się, gdyż skoro był pisarzem, to bez wątpienia wpadła mu w rękę moja biografia napisana przez Samantę, po mojej rzekomej śmierci. Przystanęłam na chwilę spojrzałam na niego:
- Mam rozumieć, że moja historia cię zainteresowała i postanowiłeś dowiedzieć się czegoś więcej by wydać kolejny bestseller?
- Nie dlatego.
- Więc? Zastrzel mnie.
- Jesteś zjawiskową kobietą a mimo pozachowujesz się tak naturalnie jakbyś o tym nie wiedziała.
Roześmiałam się:
- Bo nie wiedziałam, ale dobrze, punkt dla ciebie za komplement.
- Od kilku dni zbierałem się na odwagę żeby do ciebie zagadnąć ,ale za każdym razem gdy byłem całkiem blisko, pojawiał się koło ciebie ten mężczyzna, pomyślałem ,że mąż.
Spojrzał na mnie i wyczekiwał na odpowiedź.
- Nie jestem mężatką, mój mąż nie żyje a Asir to tylko przyjaciel, chociaż jak zobaczy nas razem to pewnie będzie chciał cię zabić.
Uśmiechnęłam się:
- Nie gniewaj się, ale wygląda na takiego.
- Wiem.
- A ty czym się zajmujesz? Bo wiem, że w policji już nie pracujesz.
Spojrzałam przezornie na niego:
- Czytałem w książce ,przysięgam.
Rozłożył ręce jakby nadstawiając się do obowiązkowej kary.
- Prowadzę klub K&J&B.
- Słyszałem o nim.
- Też z książki?
- Nie, mam wielu znajomych w Nowym Jorku a wiem, że tam też macie klub.
Doszliśmy nad rzekę i spojrzałam w dal, on spojrzał na mnie, czułam jak mi się przygląda. W końcu nie wytrzymałam i spojrzałam mu w oczy:
- No to skoro grę wstępną mamy za sobą, to możemy przejść do konkretów.
Chyba go to stwierdzenie rozbawiło, bo szczerze się uśmiechnął a przez moment nawet odniosłam wrażenie, że poczuł się głupio:
- Może zatem opowiesz  mi o tej Australii? Chy?
Kiwnął głową:
- Jeśli tylko masz ochotę słuchać.
Usiadłam na pomoście a on usiadł przy mnie, rzucając od czasu do czasu małe kamyczki do wody, rozmawialiśmy i rozmawialiśmy…,i sama nie wiem jak ten czas przeleciał, bo dopiero kiedy zaczęło robić się szarawo ,zdecydowaliśmy, że należy wracać.
To było miłe popołudnie, czy odnalazłam swoją pokrewną duszę? Kim był ów nieznajomy i jaką rolę odegrać miał w moim późniejszym życiu?

To miał dopiero czas pokazać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz