XXIII
Kiedy weszliśmy do
domu, od razu weszłam do góry i położyłam się na łóżko. Asir nie czekając na
zaproszenie wszedł za mną i położył się obok. Przytulił mnie od tyłu, gdyż
leżałam na boku.
- Hej, uspokój się.
- Zaczęło się, ona nie
odpuści dopóki mnie nie dopadnie.
- Złapiemy ją.
- Kiedy trzymała
Samantę, do ostatniej chwili nie wierzyłam, że puści ją żywą.
- Ale żyje a my
zrobimy swoje.
Obróciłam się przodem
do niego:
- Wiesz, że ona nie da
się złapać żywcem.
Spuścił głowę.
- Jedną siostrę mam
już na swoim sumieniu, nie udźwignę kolejnej.
Pocałował mnie w usta,
bo chyba nie wiedział co ma mi powiedzieć.
- Wiem.
Odgarnął mi włosy i
zaczął się nimi bawić.
- Dlaczego nic nie
mówisz?
- Bo mam wrażenie, że
cię tracę.
Uśmiechnął się.
- Widziałem cię
dzisiaj z Rolly’m.
- To nie ma dla mnie
znaczenia. Uwierz mi.
- To w takim razie co
ma?
Nie zastanawiałam się
nad odpowiedzią, tylko wplotłam ręce w jego włosy i pociągnęłam jego głowę do
pocałunku. Zareagował od razu i odwzajemnił mój pocałunek, po czym zsunął rękę
na moje udo a drugą podłożył mi pod głowę. Zaczął coraz bardziej obniżać swoje
pocałunki a ja przymknęłam oczy rozkoszy, po czym uchyliłam je ponownie, gdy
zatrzymał się na chwilę, minę miał pytającą, ale kiwnęłam głową na tak a już po
chwili poczułam go w sobie. Potrafił dotykać moje ciało w taki sposób, że nie
potrafiłam się mu oprzeć a co gorsza, sama myśl o tym, że mógłby
zrezygnować ze mnie w imię Rolly’ego,
napawała mnie przerażeniem.
Byłam okropna, ale
mimo iż nie potrafiłam zdecydować się na żadnego, bałam się stracić
któregokolwiek z nich. Czy to nie było samolubne? Wiedziałam, że było, ale nie
potrafiłam inaczej. Kiedy przebudziłam się w nocy – Asir spał. Stanęłam przy
oknie w samym szlafroku z czarną panterą na plecach i spojrzałam w dół. Po
ulicy porozstawiani byli agenci i mimo, że nie było ich widać, czułam ich na
kilometr. Dalej męczyło mnie to, kto owej nocy chodził po moim domu, niestety
nie udało się tego ustalić. Czy mogła to być Sue? A może ktoś kogo w ogóle bym
się nie spodziewała. Spojrzałam na swoją rękę i palcem dotknęłam wielkiego
turkusu, który pod światło błyszczał jak kryształ. Po chwili poczułam na sobie
dotyk Asir’a, który objął mnie w pół pocałował w ucho, po czym wtulił swoją
głowę w moje włosy:
- Od jutra wszystko
się zmieni prawda?
- Tak, ale przetrwamy
to.
- A jeśli nie? Jeśli
któreś z nas zginie?
Uśmiechnął się do
siebie:
- Wtedy za jakiś czas
może wspomnisz tego głupka, który tak naiwnie się za tobą uganiał.
Uśmiechnęłam się:
- Nie mów tak.
- Ale tak właśnie
myślisz.
- Nie prawda.
Obróciłam się i
spojrzałam mu w oczy:
- Chciałabym móc
patrzeć w nie do końca życia.
- Zmieniłaś zdanie?
Po tym pytaniu jakbym
się ocknęła z jakiegoś rozmarzonego amoku:
- Oczywiście, że nie.
- Tak myślałem, ale
twój antypatyczny stosunek nie przeszkodzi nam w tym co zaraz zrobię?
- To zależy co chcesz
zrobić.
Uśmiechnął się do
mnie, chwycił mnie w pół i przewiesił przez swoje ramię, po czym rzucił na
łóżko a po chwili i sam na nie wskoczył.
- Wykorzystać cię.
Roześmiałam się i
zaczęliśmy się całować, właśnie wtedy zadzwonił telefon, na wyświetlaczu
pojawił się napis ROLLY , Asir po omacku sięgnął po moją komórkę i dał mi ją,
nie przestając mnie całować:
- Przestań, halo?
Rolly?
Asir spojrzał na mnie
i przestał, podniosłam się z łóżka:
- Stało się coś?
- Nie, po prostu chciałem cię usłyszeć.
- Nie, po prostu chciałem cię usłyszeć.
- Co z Samantą?
- Wszystko w porządku,
usnęła, nic jej nie grozi.
- To dobrze.
W słuchawce zaległa
cisza, Asir położył się na plecach i zaczął wpatrywać się w sufit, spojrzałam
na niego i wyszłam na taras:
- Jesteś tam?
- Jestem.
- Dlaczego nic nie
mówisz? Co się dzieje?
- Nie jesteś sama?
- Nie.
- Z Asir’em?
- Tak.
- Zadzwonię innym
razem.
- Rolly…
Chciałam jeszcze coś
powiedzieć, ale rozłączył się, westchnęłam ciężko, weszłam do pokoju i
spojrzałam na Asir’a, położyłam się obok niego:
- Przepraszam, ale
musiałam odebrać.
Nic nie odpowiedział,
wiedziałam ,że mój kontakt z Rolly’m mu się nie podoba i chyba czułam się z
tego powodu winna, a jeszcze bardziej winna czułam się z powodu tego co
zamierzałam zrobić, wiedząc, że nie potrafi mi się oprzeć. Pochyliłam się nad
nim i zaczęłam całować go po szyi, klatce piersiowej i brzuchu, przymknął oczy,
ale po chwili już nie wytrzymał i pociągnął mnie na siebie całując.
Nazajutrz rano
siedziałam w kuchni pijąc kawę, Asir wyszedł spod prysznica, ale już ubrany w
czarne dżinsy i wciągał na siebie czarną bluzkę z długim rękawem, popatrzył na mnie:
- Rolly dzwonił?
Uśmiechnęłam się i
udałam, że nie widzę jego niezadowolonej miny.
- Jeszcze nie, ale
pewnie zadzwoni.
- Próbujesz mnie
zdenerwować?
- Ale skąd, po prostu
nie rozumiem tego twojego uprzedzenia, jeszcze niedawno uważałeś go za agenta z
najwyższej półki.
- I nadal tak uważam,
ale to chyba nie znaczy, że muszę go lubić co?
Kiwnęłam głową, Asir
wziął mi z ręki kawę a po chwili wypluł do zlewu:
- Fuj! Jak możesz to
pić? Dziewczyno zacznij słodzić.
- Wtedy to ja
musiałabym pluć do zlewu.
- Nie wiesz co dobre.
- Za to ty wiesz.
- A żebyś wiedziała.
Wziął skórzaną kurtkę
i wciągnął na siebie.
- Pospiesz się, Colin
już dzwonił dwa razy.
Ja również nałożyłam
skórzaną, tyle, że krótką kurtkę, po czym wyszliśmy z domu.
W tym czasie Sue Ellen
rozmawiała przez telefon z Omally’m:
- Zawiodłaś mnie, mam
nadzieję, że po raz ostatni.
- Bez obaw, następnym
razem ją dopadnę.
- Tylko pamiętaj, że
chcę ją mieć żywą, w przeciwnym razie zapłacisz mi za to własną głową.
Sue zacisnęła zęby.
- Nie martw się ,zrobię
jak każesz.
- Mam nadzieję.
Rozłączył się a Sue
rzuciła telefonem.
- Cholera!! Przeklęta
Kal!
Powiedziała do siebie
i zamyśliła się.
Na oddziale aż wrzało,
razem z Daniels’em, Asir’em i
Cole ’m staliśmy nad Colin’em:
- Albert Torezo, to jeden z jego głównych współpracowników, dostarcza mu broń i ładunki wybuchowe. Jego firma to oficjalne placówka pod nazwą DESTROY.
- Albert Torezo, to jeden z jego głównych współpracowników, dostarcza mu broń i ładunki wybuchowe. Jego firma to oficjalne placówka pod nazwą DESTROY.
- Zniszczenie?
Zapytałam zdziwiona.
- Dokładnie, facet
jest nietykalny, gdyby udało nam się obejść system zabezpieczeń, jest
prawdopodobieństwo, że udało by się dostać do środka.
- Jesteś w stanie to
zrobić?
- Nawet jeśli to nie
stąd. Częściowo oczywiście obejdę system, ale żeby złamać główny kod
zabezpieczający muszę się znaleźć w budynku.
- Masz pomysł jak to
zrobić?
Zapytałam a Asir
roześmiał się, Cole też i skomentował krótko:
- Puścimy Asir’a
przodem, a jak wszystkich pozabija, wtedy my wejdziemy.
Popatrzyłam na
obydwóch i pokiwałam głową:
- Słowo daję, jak
dzieci.
- Jestem bliski
opracowania szczegółów, ale dajcie mi jeszcze z trzy dni.
- Oby to za długo nie
trwało, bo zaczynam się nudzić.
Powiedział Asir a
Daniels popatrzył na nich:
- Dobrze panowie,
macie trzy dni.
Spojrzał na mnie:
- Wejdź do mnie.
- Teraz? Mam trening.
- Pięć minut.
Spojrzałam na Asir’a i
Cole:
- Zacznijcie beze mnie.
Kiwnęli głowami, nadal
rozbawieni a ja poszłam za Daniels’em, kiedy weszliśmy do jego gabinetu,
zamknął drzwi.
- Rozmawiałaś z
Rolly’m?
- Tak.
- To nie wygląda za
dobrze.
- Wiem.
- Będziemy musieli na
dzień wziąć kogoś innego do pilnowania twojej siostrzenicy, potrzebujemy
Rolly’ego tu na miejscu.
Kiwnęłam głową i
spojrzałam na niego:
- Jaki jest prawdziwy
powód dla którego mnie wezwałeś?
- Chcę ci przypomnieć,
że działamy zespołowo, dlatego mam nadzieję, że swoje osobiste rozterki z
Rolly’m zostawisz za drzwiami.
- Wyjaśniliśmy sobie
wszystko.
- Mam nadzieję.
- To wszystko?
- Wszystko.
- Całe szczęście.
Wyszłam i trzasnęłam
drzwiami, po czym udałam się na salę treningową.
Kiedy popołudniu
skończyłam, pojechałam prosto do domu.
Mój tymczasowy dom
leżał bardziej na uboczu i od sąsiedztwa dzieliło mnie kilka metrów. Za domem
było wyjście nad rzekę, gdzie czasami siadałam i czytała książkę, chcąc uciec
od ludzkiego gwaru.
Wjechałam jak zwykle
na podjazd i wysiadłam z samochodu, po chwili usłyszałam:
- Dzień dobry.
Podskoczyłam i
gwałtownie obejrzałam się za siebie. Tuż za mną stał mężczyzna w średnim wieku
z uśmiechem na twarzy:
- Przepraszam, nie
chciałem pani przestraszyć, jestem nowym sąsiadem.
Spojrzałam nieufnie,
mimo to gdy wyciągnął do mnie rękę, podałam mu swoją, pocałował mnie w nią, co
wywołało zdumienie z mojej strony:
- Przepraszam, nie
przedstawiłem się – Tony DePalma.
- Kylie…
Tu jakbym chwilę się
zastanowiłam, w końcu przedstawiłam się nazwiskiem po ojcu:
- Santadio.
- Miło mi.
Uśmiechnął się do
mnie.
- Przepraszam za tą
śmiałość, ale nie jestem stąd dlatego pomyślałem, że było by miło mieć w
pobliżu kogoś znajomego.
- Ma pan australijski
akcent.
Roześmiał się.
- To aż tak słychać?
- Odrobinę.
Teraz i ja
uśmiechnęłam się, gdyż był całkiem przystojny jak na Australijczyka.
- Będzie nietaktowne
jeśli zaproponuję pani spacer?
- Po prostu Kylie.
- Tony.
- Będzie nietaktowne,
ale chętnie pójdę, miałam ciężki dzień.
Nie wiem co skłoniło
mnie do spaceru z obcym facetem, ale jakoś dobrze mu z oczu patrzy, poza tym
tyle osób w ostatnim czasie próbowało mnie zabić, że skoro miałabym ostatecznie
zginąć z rąk takiego przystojniaka, to i tak nie byłaby to najgorsza śmierć.
Szliśmy tak lasem
wzdłuż wąskiej ścieżki rozmawiając, nie o mojej pracy, agentach, misjach, tylko
o życiu, którego tak mocno czasami mi brakowało.
- W Australii miałem
ranczo.
- Co cię skłoniło do
przeprowadzki?
Spojrzałam a on
schylił głowę, uśmiechnęłam się.
- Kobieta?
- Poniekąd, zresztą to
piękna okolica a ja w mojej pracy potrzebuję natchnienia i spokoju.
Świetną sąsiadkę sobie
wobec tego znalazł, lepiej nie mógł trafić, tym bardziej, że średnio co dwa
tygodnie ktoś targał się na moje życie.
- Czym się zajmujesz?
- Jestem pisarzem.
- A o czym piszesz?
- O prawdziwych
ludziach i ich historiach.
Uśmiechnęłam się, gdyż
skoro był pisarzem, to bez wątpienia wpadła mu w rękę moja biografia napisana
przez Samantę, po mojej rzekomej śmierci. Przystanęłam na chwilę spojrzałam na
niego:
- Mam rozumieć, że
moja historia cię zainteresowała i postanowiłeś dowiedzieć się czegoś więcej by
wydać kolejny bestseller?
- Nie dlatego.
- Więc? Zastrzel mnie.
- Jesteś zjawiskową
kobietą a mimo pozachowujesz się tak naturalnie jakbyś o tym nie wiedziała.
Roześmiałam się:
- Bo nie wiedziałam,
ale dobrze, punkt dla ciebie za komplement.
- Od kilku dni
zbierałem się na odwagę żeby do ciebie zagadnąć ,ale za każdym razem gdy byłem
całkiem blisko, pojawiał się koło ciebie ten mężczyzna, pomyślałem ,że mąż.
Spojrzał na mnie i
wyczekiwał na odpowiedź.
- Nie jestem mężatką,
mój mąż nie żyje a Asir to tylko przyjaciel, chociaż jak zobaczy nas razem to
pewnie będzie chciał cię zabić.
Uśmiechnęłam się:
- Nie gniewaj się, ale
wygląda na takiego.
- Wiem.
- A ty czym się
zajmujesz? Bo wiem, że w policji już nie pracujesz.
Spojrzałam przezornie
na niego:
- Czytałem w książce
,przysięgam.
Rozłożył ręce jakby
nadstawiając się do obowiązkowej kary.
- Prowadzę klub
K&J&B.
- Słyszałem o nim.
- Też z książki?
- Nie, mam wielu
znajomych w Nowym Jorku a wiem, że tam też macie klub.
Doszliśmy nad rzekę i
spojrzałam w dal, on spojrzał na mnie, czułam jak mi się przygląda. W końcu nie
wytrzymałam i spojrzałam mu w oczy:
- No to skoro grę
wstępną mamy za sobą, to możemy przejść do konkretów.
Chyba go to
stwierdzenie rozbawiło, bo szczerze się uśmiechnął a przez moment nawet
odniosłam wrażenie, że poczuł się głupio:
- Może zatem
opowiesz mi o tej Australii? Chy?
Kiwnął głową:
- Jeśli tylko masz
ochotę słuchać.
Usiadłam na pomoście a
on usiadł przy mnie, rzucając od czasu do czasu małe kamyczki do wody, rozmawialiśmy
i rozmawialiśmy…,i sama nie wiem jak ten czas przeleciał, bo dopiero kiedy
zaczęło robić się szarawo ,zdecydowaliśmy, że należy wracać.
To było miłe
popołudnie, czy odnalazłam swoją pokrewną duszę? Kim był ów nieznajomy i jaką
rolę odegrać miał w moim późniejszym życiu?
To miał dopiero czas
pokazać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz