piątek, 21 lutego 2014

Rozdział XXXVII

XXXVII

Rolly dotrzymał słowa i jeszcze tego samego dnia odstawił Samantę do domu. Niestety żadne z nas nie przewidziało konsekwencji tego wszystkiego. Wróciliśmy do swoich spraw i wkrótce wyleciało mi z głowy, że w ogóle miało miejsce takie zdarzenia. Tak jak obiecałam, zadzwoniłam do Penny i poinformowałam ją o wszystkim. Obiecała, że będzie ją miała na oku, żeby nie popadła w żadną depresję.
Byłam trochę spokojniejsza, chociaż Rolly przez kolejne dni zachowywał się jakoś nieswojo. Był mało rozmowny, ale, że zazwyczaj taki był, specjalnie na to nie reagowałam.
Treningi szły pełną parą i rzeczywiście zaczęłam wierzyć w słowa Jesse, że może być z nich nie zła grupa. Nawet Linda odpukać zrobiła pewne postępy, choć może nie nazbyt mnie zadowalające, ale postanowiłam odpuścić i pozostawić tą kwestię do oceny innych.
Stałam z boku sprawdzając coś tablecie kiedy usłyszałam krzyk mężczyzny. Oderwałam się od swojego dotychczasowego zajęcia i spojrzałam, że jeden z rekrutów walczących z Rolly’m, wije się z bólu na podłodze. Podeszłam bliżej, Gino podbiegł z apteczką, ale ta niestety nie była w stanie już w niczym pomóc, Gino spojrzał na Rolly’ego:
- Złamałeś mu nogę w trzech miejscach.
Rolly spojrzał jakoś nieprzytomnie na rekruta, po czym na mnie:
- Przepraszam.
Wyszedł z sali a ja popatrzyłam na pozostałych i na Asir’a:
- Pomóżcie mu się dostać do laboratorium. A reszta niech wraca do swoich zajęć! Nie róbcie sensacji!
Trzech rekrutów zaniosło tego połamanego biedaka do laboratorium a ja poszłam za Rolly’m, widział to Asir, dałam Cole’owi tablet i spojrzałam na niego:
- Zastąp mnie.
Skinął głową a ja wyszłam. Dogoniłam Rolly’ego, kiedy opuszczał oddział:
- Rolly zaczekaj! Proszę cię ,porozmawiaj ze mną.
- Nie ma o czym.
- Myślę, że jest.
Chwilę popatrzył na mnie, w końcu skinął głową. Wyszliśmy z oddziału i pojechaliśmy na „naszą” polanę. Usiedliśmy przy rzece, przy której niegdyś przy jednym z pierwszych spotkań osunęłam się na mieliźnie lądując w niej. To przywołało we mnie pozytywne wspomnienia. Chwilę milczeliśmy, ale w końcu odezwałam się pierwsza:
- Przykro mi, że tak na ciebie naskoczyłam.
- Miałaś rację, jak zawsze.
- Nie, nie tym razem, sądziłam, że powinieneś przewidzieć reakcję Sam i to, że opatrznie zrozumie twoją troskę, chyba, że dobrze ją odebrała.
Spojrzałam na niego, dalej milczał:
- W tej kwestii nie potrafię być obiektywna, bo traktuję ją jak córkę, ale wiem, że my agenci nie zawsze potrafimy przewidzieć zachowanie ludzi z zewnątrz.
- Całe moje życie kręciło się wokół agentek, Grace, Selena, ty…, kruche w środku, ale na zewnątrz twarde i opanowane, w ten czy inny sposób radzące sobie z napływającymi emocjami. Kiedy byliśmy na wyjeździe, Asir zapytał mnie jakie to uczucie kiedy manipuluje się czyimiś emocjami, uznałem to za złośliwość z jego strony. Ale kiedy Sam przyszła do mnie dwa dni temu…,
Popatrzyłam na jego twarz, wykrzywiał ją ból, nad którym starał się zapanować.
- Nie docierało to do mnie, pamiętam ją jako małą dziewczynkę, kiedy starałaś się stworzyć jej normalny dom, tego wieczoru zobaczyłem kobietę, młodą, niewinną, która rozpaczliwie pragnie by ktoś wreszcie ją pokochał i jest w stanie oddać za to wszystko co ma. Miałaś rację, powinienem był to przewidzieć, mogłem być bardziej oschły, albo traktować ją jak dziecko, ale z nią tak nie szło.
- Może dlatego, że nie jest już dzieckiem, czujesz coś do niej?
Uśmiechnął się.
- Możesz mi nie wierzyć, ale uczucie do ciebie nie pozwala mi do nikogo czuć czegokolwiek, chociaż już przez moment wydawało mi się, że jest to możliwe.
- Ja tylko nie chcę żebyś ją skrzywdził, wiesz ile przeszła i w końcu może nie wytrzymać tego psychicznie, przez długi czas nie miała zupełnie nikogo a własna matka chciała ją zabić.
- Ja też nie chcę jej skrzywdzić, dlatego odstawiłem ją do domu, myślałem, że tak będzie lepiej a teraz nie mogę się pozbyć wrażenia, że cierpi bardziej, niż gdybym pozwolił jej zostać.
Zadzwoniła moja komórka:
- Przepraszam, to pewnie Asir.
Odebrałam nie patrząc na wyświetlacz:
- Halo.
- Mamo, to ja, posłuchaj, możesz przyjechać pod dom wuja?
- Co się stało?
- Nie mogę się dopukać do Sam a wiem, że jest w domu.
- Może śpi.
- Nie, rozmawiałam z nią parę minut temu, płakała, nie mogłam się z nią dogadać, proszę cię, czuję, że coś niedobrego się stało.
- Zaraz będę.
Rolly spojrzał na mnie:
- Samanta…
Od razu zorientował się, że coś jest nie tak, pobiegliśmy do samochodu i odjechaliśmy pod dom Samanty. Rolly wybiegł z samochodu, a ja podbiegłam do Penny.
- Była w strasznym stanie, zrób coś.
Rolly wyjął pistolet i wystrzelił kilka razy w zamek, drzwi ustąpiły. Wbiegliśmy do środka, Samanta leżała w salonie a na stole stały puste fiolki po lekach, była aż sina. Penny poleciały łzy:
- Jezu.
Wiele nie myśląc wyjęłam komórkę i zadzwoniłam do Mark’a, Rolly chwycił Sam za ramiona i potrząsnął:
- Sam, słyszysz mnie.
Ręce zaczęły mu drżeć, zupełnie jak nie jemu.
- Pogotowie już jedzie.
Rzeczywiście nie minęło kilka chwil a usłyszeliśmy sygnał karetki, wzięłam do ręki stojące obok fiolki a Rolly wziął ją na ręce i wyniósł z domu. Od razu położył ją w karetce a Mark podłączył kroplówki:
- Zabieram ją, porozmawiamy w szpitalu.
Dałam mu puste fiolki:
- To wzięła.
- Były pełne?
- Nie mam pojęcia.
Kiwnął głową, drzwi się zamknęły i karetka odjechała na sygnale.
Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy za karetką. Po drodze zdążyłam zadzwonić do Asir’a, kiedy dojechałam do szpitala, już za mną czekał. Spędziliśmy na korytarzu prawie dwie godziny, w końcu wyszedł Mark i podszedł do mnie:
- Co z nią?
- W porządku, zrobiliśmy płukanie żołądka, sporo tego było, dałem jej kroplówki wzmacniające i coś na wyciszenie, do rana na pewno będzie spała, więc nie macie po co tu siedzieć. Nic jej nie grozi, szybko zareagowaliście, leki nie zdążyły przedostać się do krwioobiegu.
Kiwnęłam głową.
- Rano załatwimy formalności, będzie musiała zostać z dwa, trzy dni na obserwacji, ale teraz nic tu po was.
- Dzięki Mark.
Kiwnął głową.
- Zdzwonimy się.
Poszedł a ja spojrzałam na Penny, Rolly dalej siedział ze spuszczoną głową i nawet się nie poruszył.
- Odwieziemy cię do Akademika.
Kiwnęła głową a ja wiedziałam doskonale, że Rolly’eo nie ruszy żadna siła ze szpitalnego korytarza. Kierując się w stronę wyjścia pogładziłam go po ramieniu i wyszliśmy.
Odwieźliśmy Penny na teren uczelni, miała o czym myśleć, na szczęście ledwo wysiadła z samochodu podszedł do niej jej chłopak. Objął ją ramieniem i poszli w stronę Akademika. Asir ruszył w stronę swojego domu. Nie protestowałam. Gdy weszliśmy do jego domu, usiadłam na kanapie przy kominku i zamyśliłam się. Włączył „Bella Lullaby”, nalał w dwie szklanki whisky i usiadł na stojącej naprzeciwko drugiej kanapie. Podał mi szklankę i popatrzył mi w oczy a ja w jego:
- Nad czym się zastanawiasz?
- Nad tym czyja to wina? Moja? Bo powierzyłam opiekę nad nią Rolly’emu? Rolly’ego?Bo był zbyt ludzki wobec niej? A może Will’a i Sue Ellen? Bo w tej całej swojej obsesyjnej wojnie zapomnieli, że ich córka potrzebuje ciepła i uczuć?
Zaszkliły mi się oczy, ale mimo to uśmiechnęłam się.
- Co będzie dalej? Będzie nadal próbować jeśli Rolly ją odrzuci?
- Uczucia tak młodej osoby, to nie zabawa, myślę, że Rolly to wie i znajdzie sposób żeby jej to wytłumaczyć.
- A co jeśli on też sobie z tym nie radzi?
- Będzie musiał.

Spojrzał na mnie poważnie a w tym czasie Rolly stał nad śpiącą Samantą w szpitalu i pogładził ją po włosach i po policzku, jego oczy zrobiły się szklane, przymknął je na moment, po czym wyszedł z jej pokoju a następnie ze szpitala.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz