XXXVII
Rolly dotrzymał słowa
i jeszcze tego samego dnia odstawił Samantę do domu. Niestety żadne z nas nie
przewidziało konsekwencji tego wszystkiego. Wróciliśmy do swoich spraw i
wkrótce wyleciało mi z głowy, że w ogóle miało miejsce takie zdarzenia. Tak jak
obiecałam, zadzwoniłam do Penny i poinformowałam ją o wszystkim. Obiecała, że
będzie ją miała na oku, żeby nie popadła w żadną depresję.
Byłam trochę
spokojniejsza, chociaż Rolly przez kolejne dni zachowywał się jakoś nieswojo.
Był mało rozmowny, ale, że zazwyczaj taki był, specjalnie na to nie reagowałam.
Treningi szły pełną
parą i rzeczywiście zaczęłam wierzyć w słowa Jesse, że może być z nich nie zła
grupa. Nawet Linda odpukać zrobiła pewne postępy, choć może nie nazbyt mnie
zadowalające, ale postanowiłam odpuścić i pozostawić tą kwestię do oceny
innych.
Stałam z boku
sprawdzając coś tablecie kiedy usłyszałam krzyk mężczyzny. Oderwałam się od
swojego dotychczasowego zajęcia i spojrzałam, że jeden z rekrutów walczących z
Rolly’m, wije się z bólu na podłodze. Podeszłam bliżej, Gino podbiegł z
apteczką, ale ta niestety nie była w stanie już w niczym pomóc, Gino spojrzał
na Rolly’ego:
- Złamałeś mu nogę w
trzech miejscach.
Rolly spojrzał jakoś
nieprzytomnie na rekruta, po czym na mnie:
- Przepraszam.
Wyszedł z sali a ja
popatrzyłam na pozostałych i na Asir’a:
- Pomóżcie mu się
dostać do laboratorium. A reszta niech wraca do swoich zajęć! Nie róbcie
sensacji!
Trzech rekrutów
zaniosło tego połamanego biedaka do laboratorium a ja poszłam za Rolly’m,
widział to Asir, dałam Cole’owi tablet i spojrzałam na niego:
- Zastąp mnie.
Skinął głową a ja
wyszłam. Dogoniłam Rolly’ego, kiedy opuszczał oddział:
- Rolly zaczekaj!
Proszę cię ,porozmawiaj ze mną.
- Nie ma o czym.
- Myślę, że jest.
Chwilę popatrzył na
mnie, w końcu skinął głową. Wyszliśmy z oddziału i pojechaliśmy na „naszą”
polanę. Usiedliśmy przy rzece, przy której niegdyś przy jednym z pierwszych
spotkań osunęłam się na mieliźnie lądując w niej. To przywołało we mnie
pozytywne wspomnienia. Chwilę milczeliśmy, ale w końcu odezwałam się pierwsza:
- Przykro mi, że tak
na ciebie naskoczyłam.
- Miałaś rację, jak
zawsze.
- Nie, nie tym razem,
sądziłam, że powinieneś przewidzieć reakcję Sam i to, że opatrznie zrozumie
twoją troskę, chyba, że dobrze ją odebrała.
Spojrzałam na niego,
dalej milczał:
- W tej kwestii nie
potrafię być obiektywna, bo traktuję ją jak córkę, ale wiem, że my agenci nie
zawsze potrafimy przewidzieć zachowanie ludzi z zewnątrz.
- Całe moje życie
kręciło się wokół agentek, Grace, Selena, ty…, kruche w środku, ale na zewnątrz
twarde i opanowane, w ten czy inny sposób radzące sobie z napływającymi
emocjami. Kiedy byliśmy na wyjeździe, Asir zapytał mnie jakie to uczucie kiedy
manipuluje się czyimiś emocjami, uznałem to za złośliwość z jego strony. Ale
kiedy Sam przyszła do mnie dwa dni temu…,
Popatrzyłam na jego
twarz, wykrzywiał ją ból, nad którym starał się zapanować.
- Nie docierało to do
mnie, pamiętam ją jako małą dziewczynkę, kiedy starałaś się stworzyć jej
normalny dom, tego wieczoru zobaczyłem kobietę, młodą, niewinną, która
rozpaczliwie pragnie by ktoś wreszcie ją pokochał i jest w stanie oddać za to
wszystko co ma. Miałaś rację, powinienem był to przewidzieć, mogłem być
bardziej oschły, albo traktować ją jak dziecko, ale z nią tak nie szło.
- Może dlatego, że nie
jest już dzieckiem, czujesz coś do niej?
Uśmiechnął się.
- Możesz mi nie
wierzyć, ale uczucie do ciebie nie pozwala mi do nikogo czuć czegokolwiek,
chociaż już przez moment wydawało mi się, że jest to możliwe.
- Ja tylko nie chcę
żebyś ją skrzywdził, wiesz ile przeszła i w końcu może nie wytrzymać tego
psychicznie, przez długi czas nie miała zupełnie nikogo a własna matka chciała
ją zabić.
- Ja też nie chcę jej
skrzywdzić, dlatego odstawiłem ją do domu, myślałem, że tak będzie lepiej a
teraz nie mogę się pozbyć wrażenia, że cierpi bardziej, niż gdybym pozwolił jej
zostać.
Zadzwoniła moja
komórka:
- Przepraszam, to
pewnie Asir.
Odebrałam nie patrząc
na wyświetlacz:
- Halo.
- Mamo, to ja,
posłuchaj, możesz przyjechać pod dom wuja?
- Co się stało?
- Nie mogę się dopukać
do Sam a wiem, że jest w domu.
- Może śpi.
- Nie, rozmawiałam z
nią parę minut temu, płakała, nie mogłam się z nią dogadać, proszę cię, czuję,
że coś niedobrego się stało.
- Zaraz będę.
Rolly spojrzał na
mnie:
- Samanta…
Od razu zorientował
się, że coś jest nie tak, pobiegliśmy do samochodu i odjechaliśmy pod dom
Samanty. Rolly wybiegł z samochodu, a ja podbiegłam do Penny.
- Była w strasznym
stanie, zrób coś.
Rolly wyjął pistolet i
wystrzelił kilka razy w zamek, drzwi ustąpiły. Wbiegliśmy do środka, Samanta
leżała w salonie a na stole stały puste fiolki po lekach, była aż sina. Penny
poleciały łzy:
- Jezu.
Wiele nie myśląc
wyjęłam komórkę i zadzwoniłam do Mark’a, Rolly chwycił Sam za ramiona i
potrząsnął:
- Sam, słyszysz mnie.
Ręce zaczęły mu drżeć,
zupełnie jak nie jemu.
- Pogotowie już
jedzie.
Rzeczywiście nie
minęło kilka chwil a usłyszeliśmy sygnał karetki, wzięłam do ręki stojące obok
fiolki a Rolly wziął ją na ręce i wyniósł z domu. Od razu położył ją w karetce
a Mark podłączył kroplówki:
- Zabieram ją,
porozmawiamy w szpitalu.
Dałam mu puste fiolki:
- To wzięła.
- Były pełne?
- Nie mam pojęcia.
Kiwnął głową, drzwi
się zamknęły i karetka odjechała na sygnale.
Wsiedliśmy do
samochodu i pojechaliśmy za karetką. Po drodze zdążyłam zadzwonić do Asir’a,
kiedy dojechałam do szpitala, już za mną czekał. Spędziliśmy na korytarzu
prawie dwie godziny, w końcu wyszedł Mark i podszedł do mnie:
- Co z nią?
- W porządku,
zrobiliśmy płukanie żołądka, sporo tego było, dałem jej kroplówki wzmacniające i
coś na wyciszenie, do rana na pewno będzie spała, więc nie macie po co tu
siedzieć. Nic jej nie grozi, szybko zareagowaliście, leki nie zdążyły
przedostać się do krwioobiegu.
Kiwnęłam głową.
- Rano załatwimy
formalności, będzie musiała zostać z dwa, trzy dni na obserwacji, ale teraz nic
tu po was.
- Dzięki Mark.
Kiwnął głową.
- Zdzwonimy się.
Poszedł a ja
spojrzałam na Penny, Rolly dalej siedział ze spuszczoną głową i nawet się nie
poruszył.
- Odwieziemy cię do
Akademika.
Kiwnęła głową a ja
wiedziałam doskonale, że Rolly’eo nie ruszy żadna siła ze szpitalnego
korytarza. Kierując się w stronę wyjścia pogładziłam go po ramieniu i
wyszliśmy.
Odwieźliśmy Penny na
teren uczelni, miała o czym myśleć, na szczęście ledwo wysiadła z samochodu
podszedł do niej jej chłopak. Objął ją ramieniem i poszli w stronę Akademika.
Asir ruszył w stronę swojego domu. Nie protestowałam. Gdy weszliśmy do jego
domu, usiadłam na kanapie przy kominku i zamyśliłam się. Włączył „Bella
Lullaby”, nalał w dwie szklanki whisky i usiadł na stojącej naprzeciwko drugiej
kanapie. Podał mi szklankę i popatrzył mi w oczy a ja w jego:
- Nad czym się
zastanawiasz?
- Nad tym czyja to
wina? Moja? Bo powierzyłam opiekę nad nią Rolly’emu? Rolly’ego?Bo był zbyt
ludzki wobec niej? A może Will’a i Sue Ellen? Bo w tej całej swojej obsesyjnej
wojnie zapomnieli, że ich córka potrzebuje ciepła i uczuć?
Zaszkliły mi się oczy,
ale mimo to uśmiechnęłam się.
- Co będzie dalej?
Będzie nadal próbować jeśli Rolly ją odrzuci?
- Uczucia tak młodej
osoby, to nie zabawa, myślę, że Rolly to wie i znajdzie sposób żeby jej to
wytłumaczyć.
- A co jeśli on też
sobie z tym nie radzi?
- Będzie musiał.
Spojrzał na mnie
poważnie a w tym czasie Rolly stał nad śpiącą Samantą w szpitalu i pogładził ją
po włosach i po policzku, jego oczy zrobiły się szklane, przymknął je na
moment, po czym wyszedł z jej pokoju a następnie ze szpitala.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz