czwartek, 20 lutego 2014

Rozdział XXXIV

XXXIV

Wieczór w towarzystwie przyjaciółek był tym razem szczególnie udany. Vicky bardzo wczuła się w rolę, może aż za bardzo, w którymś momencie zrobiło się bardzo mroczno i z uwagi na moje zdolności (nieco paranormalne dla niektórych), postanowiłyśmy przerwać. Obiecałyśmy sobie jednak powtórzyć taką sesję gdy tylko nadarzy się okazja.
Z samego rana udałam się na codzienny bieg, tym razem ze swoim sąsiadem Tony’m, gdy w końcu dobiegliśmy do polany, stanął w rozkroku, rękoma zaparł się o własne kolana i spojrzał na mnie spode łba. Roześmiałam się:
- No moja droga, chyba nie przemyślałem do końca przyjaźni z tobą.
- Nikt nie mówił, że będzie lekko i przyjemnie.
- Skąd masz taką kondycję? Nie powiesz mi chyba, że tego was uczyli w policji.
- Nie, bieganie to moje hobby, większość tego nie rozumie, ale po biegu czuję, że wszystko co złe ze mnie ulatuje.
Spojrzał na mnie:
- Mówisz o oczyszczaniu?
- Coś w tym rodzaju, człowiek jest fizycznie zmęczony, ale wzmacnia się psychicznie.
Tony usiadł na pieńku i popatrzył na mnie kręcąc głową.
- Co?
- Nic, jesteś niezwykła wiesz?
- Ale nie próbujesz się do mnie zalecać?
- Gdzieżbym śmiał.
- To całe szczęście, bo musiałabym ci odmówić, mam przykre doświadczenia.
- To, że jestem pisarzem dyskwalifikuje mnie z twojej listy?
- Nie, to, że jesteś Australijczykiem.
Roześmiał się, ja również.
- Rozumiem, gdybym Cię nie znał wziąłbym to za dobrą monetę, ale tak naprawdę, to myślę, że nawet gdybym nim nie był i tak musiałbym zmierzyć się z porażką.
- Tak? Skąd te wnioski?
- Bo chociaż zaprzeczasz, to twoje serce jest już zajęte.
- Wydaje ci się.
Uśmiechnął się.
- Jeszcze mi przyznasz rację.
- To się okaże, biegniemy?
- Z powrotem?
- Tak, wezmę prysznic i muszę trochę popracować, jak nie zajrzę do klubu przez kilka dni, to potem nikt już nie ogarnie bałaganu jaki jest w stanie zrobić Brad i Joe.
- Dobra, ale będziesz musiała zwolnić tempo, nie wyrabiam.
- Załatwione.
Gdy dobiegliśmy do naszej ulicy, każde poszło do swojego domu. Ledwo weszłam i obróciłam się przodem do kominka, zobaczyłam Asir’a, skrzywiłam się:
- Jak tam poranny bieg?
- Wyczerpujący.
- Chy.
- Nie chcę być niegrzeczna, ale nie przypominam sobie żebym dorabiała ci klucze.
- Ostatnio nie masz w zwyczaju zamykania domu.
- Aaa, więc odebrałeś to jako zaproszenie?
- Właśnie.
Pokiwałam głową i poszłam do góry, do łazienki, wstał z kanapy i poszedł za mną na piętro.
- Myślałem, że kwestię sąsiada mamy poza sobą.
- Bo mamy.
Odpowiedziałam biorąc prysznic w łazience.
- To dlaczego dalej kontynuujesz tą znajomość?
Wyszłam z łazienki owinięta ręcznikiem i spojrzałam na niego:
- Bo tak właśnie postanowiłam, myślisz, że skoro ze mną sypiasz, to możesz wybierać mi znajomych? To tylko przyjaciel, nic więcej.
- Ty tak mówisz.
- Mówię tak, bo jestem tego pewna.
Skrzywił się.
- Jak szkolenie Lindy?
Roześmiał się.
- Więc to wendetta?
- Nie, zwykła ciekawość.
- Robi postępy.
- Mam nadzieję, że je dzisiaj zobaczę.
- A co? Coś planujesz?
- Będę testować agentów żeby przydzielić im poszczególne grupy.
Sięgnęłam do szafy po czarne, dopasowane spodnie i koszulkę na naramkach czarno – białą, po czym weszłam powrotem do łazienki by ubrać bieliznę. Wyszłam w bieliźnie i zaczęłam się ubierać, Asir spojrzał na mnie:
- Bosko.
Uśmiechnęłam się i wciągnęłam na siebie koszulkę, po czym sięgnęłam po kurtkę:
- Możemy iść skoro już przyjechałeś.
Wyszliśmy z domu i odjechaliśmy na oddział. Weszłam do szatni by przebrać się w sportowy strój i udałam się na salę gimnastyczną. Rekruci jak tylko mnie zobaczyli, zaczęli bardzo intensywnie ćwiczyć. Podeszłam do Jesse, która akurat skończyła się zabawiać z rekrutem, który wcześniej na Sali gimnastycznej żuł gumę. Podeszła do mnie i uśmiechnęła się:
- Chcę go w swojej grupie.
Uśmiechnęłam się:
- Mówisz i masz.
- Dzięki.
- Jest dobry?
- Nie, ale może być, mam tu kilku takich, jak dzielisz grupy?
- Po piętnaście, dasz radę?
- No ba.
Zerknęłam na Lindę, która jak tylko dostrzegła na sali Asir’a, od razu ruszyła w jego stronę. Nie spodobało mi się to, wtedy podeszła Kim, spojrzałam tableta:
- Weźmiesz drugą grupę, ale musisz wyłowić wszystkich, którzy mają snajperskie umiejętności, Sam niech weźmie drugą grupę.
Kim kiwnęła głową. Na salę wszedł Rolly i Cole, podeszli od razu do nas, Asir zaczął ćwiczyć z Lindą, Rolly popatrzył na Lindę, w końcu na mnie i pokazał mi swojego tableta:
- Biorę trzy grupy operacyjne.
- Co mam zrobić z Lindą?
- Musisz sama zdecydować.
- Znasz moje zdanie, na moje to w ogóle nie powinna brać w tym udziału.
- Może masz rację, ale mamy zbyt dużo rozpoczętych misji, nie możemy wykorzystać wszystkich agentów do szkolenia.
Popatrzyłam na niego:
- Ty za to odpowiadasz i ty decydujesz, ja bym ją wziął i dał jej najmocniejszą grupę, żeby nie musiała za wiele ich ćwiczyć, zawsze można ją zmienić.
- Jak dam jej silną grupę to ją zmarnuje.
- To daj jej taką, z której nic nie będzie.
- Żeby się nazywało, że szkoli? Aż tak dobroduszna nie jestem.
Jesse klasnęła w dłonie:
- Sprawdź ją i weź ją na matę.
Rolly spojrzał z dezaprobatą:
- Linda nie pokona Kylie.
- Ale może spróbować, boisz się, że dostanie wycisk? Należy jej się, ktoś w końcu musi ściągnąć ją z piedestału, jak będzie w miarę dobra, wtedy problem sam się rozwiąże.
Wszyscy popatrzyliśmy na siebie, w końcu dałam tableta Jesse i podeszłam do Asir’a:
- Zmienię cię.
Linda popatrzyła na mnie a Asir od razu się odsunął i podszedł do naszej grupki stojącej z boku, spojrzał na Rolly’ego:
- To się dobrze nie skończy.
- Tego się właśnie obawiam.
Ich oczy skierowały się na mnie i Lindę, która odruchowo strzeliła mnie w twarz bez uprzedzenia i to był chyba jej najpoważniejszy błąd.
Ledwo podniosłam głowę, wymierzyła we mnie drugi raz, nie podnosząc się podcięłam jej nogi a gdy podniosła głowę kopnęłam ją. Przetarła twarz i podniosła się z ziemi, zamachnęła się na mnie ręką, wykręciłam ją jej do tyłu a drugą ręką przygniotłam jej szyję:
- Taka mocna się czujesz?
Powiedziałam i rzuciłam ją do przodu. Podniosła się znowu i kopnęła mnie w brzuch, nie czułam jednak tego bólu choć przez chwilę naszło mnie aż na mdłości, uniosłam swoją nogę by ją kopnąć, ale wtedy mi ją chwyciła na wysokości swojego ramienia i kiedy Asir zaczął mieć wątpliwości czy tym razem nie polegnę, trzymając ciężar na jej ramieniu, odbiłam się drugą nogą, która trafiła ją prosto w twarz, zachłysnęła się krwią. Miałam już odejść, gdy zobaczyłam ,że upada na matę, ale wtedy ona podniosła się i chciała naskoczyć na mnie od tyłu, co zresztą zrobiła chwytając mnie za gardło. Ogarnęła mnie wściekłość, z całej siły odrzuciłam ją do przodu a gdy podniosła się znowu ,rozpędziłam się i z wyskoku odbijając się jedną nogą od stojącego obok Cole’a, kopnęłam ją z całej siły tak, że aż miałam wątpliwości czy nie złamałam jej szczęki. Tym razem nie była już w stanie podnieść się z podłogi, podeszłam bliżej i pochyliłam się nad nią, wbiła we mnie tępo swój oburzony wzrok:
- Po pierwsze nie należy spuszczać przeciwnika z zasięgu wzroku, po drugie, żaden profesjonalny agent nie zniża się do poziomu ataku od tyłu, zapamiętaj to sobie na przyszłość. Jak wydobrzejesz, możesz zacząć ćwiczyć grupę rezerwową i radzę ci panować nad złością, negatywne emocje odbijają się na wydajności agenta.
Podeszłam do Jesse i reszty, Gino podszedł obok Lindy i pochylił się nad nią żeby sprawdzić, czy nie potrzebuje pomocy, ta jednak była tak wściekła, że choć ledwo podniosła się z podłogi, odepchnęła Gina i wyszła z Sali. Rekruci spojrzeli na mnie:
- Kto następny?
Zapytałam, ale jakoś nikt nie zgłosił się na ochotnika, zaczęli walczyć między sobą, chyba modląc się o to, bym do któregoś z nich nie podeszła. Jesse zaczęła się śmiać i popatrzyła na mnie:
- To co? Możemy zaczynać?
- Tak.
- Uwaga wszyscy! Będę teraz wyczytywać nazwiskami, każdy po kolei niech zapamięta do jakiej grupy szkoleniowej zostanie przydzielony!
Zaczęłam wyczytywać nazwiska a Asir spojrzał na mnie i uśmiechnął się:
- Lepiej?
- Jeszcze nie, dopiero zaczynam.
Poszłam do Jesse a ten spojrzał na Rolly’go:
- Stworzyłeś potwora.
Powiedział żartobliwie:
- W twoich ustach brzmi to jak najlepszy komplement.
Treningi rozpoczęły się pełną parą, nie byłam jedyną, która dała upust swoim emocjom, Jesse po prostu roznosiło, a i Asir najwyraźniej bawił się doskonale w czasie szkolenia. Z niewiadomych powodów, słysząc gdzieś w głowie piosenkę „Break my heart” Taio Cruz’a, miałam wrażenie, że faktycznie z tych grup może wyjść kilku profesjonalnie przeszkolonych agentów.
Gdy skończyliśmy, było już stosunkowo późno, przebieraliśmy się w szatni, kiedy Gino i Jesse podeszli do mnie i Asir’a:
- Macie jakieś plany?
Zapytał Gino a Asir odruchowo spojrzał na mnie, uśmiechnęłam się:
- Nie a co? Masz propozycję nie do odrzucenia?
- Jak zawsze.
- To prowadź.
Ja i Jesse ruszyłyśmy przodem a Gino i Asir wyszli zaraz za nami. Gino najwyraźniej doszedł do wniosku, że należy ten dzień ostro zapić, bo pojechaliśmy do K&J&B i usiedliśmy przy barze urządzając sobie zawody w piciu na czysto. Może nie było to zbyt pedagogiczne z naszej strony ale wychodziliśmy z założenia, że i nam coś się od życia należy. Joe nalewał nam kolejne kolejki, ale chyba przeczuwał, że któreś z nas w końcu padnie, bo za każdym razem gdy to robił, kręcił głową. Po kolejnym kieliszku widać było ,że Jesse siedzi już bardzo niepewnie na stołku, ja wypiłam kolejny i stuknęłam ręką w stół z uśmiechem. Nie wiem, czy nie miałam dnia na upicie się, czy po prostu wrócił mi dobry humor, bo po kolejnym kieliszku zlądowałam w ramionach Asir’a namiętnie go całując n oczach wszystkich.  Miałam wrażenie, że cała sala się rozmyła a my jesteśmy sami po środku niej. Asir chyba też nie spodziewał się takiego odważnego gestu z mojej strony i choć widać, że mu się spodobał, spojrzał na mnie jakby ostrzegawczo usiłując przypomnieć, że nie jesteśmy sami, ale miałam to gdzieś. W końcu oderwałam się od niego i spojrzałam na Jesse, która stwierdziła ,że ma dość i czas wrócić do domu. Gino zamówił taksówkę a my z Asir’em postanowiliśmy się przejść. Gdy wyszliśmy z klubu chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie:
- Podobasz mi się taka.
- Jaka?
Uśmiechnęłam się zalotnie.
- Uśmiechnięta, zalotna, namiętna…
Pocałował mnie.
- Ale oboje piliśmy i …
- I co?
- I nie chcę żebyś jutro czegoś żałowała.
Spojrzałam na niego, bo doskonale wiedziałam o co mu chodziło, miał obawy, że jutro może nie będę tego pamiętała a co gorsza, że będę miała do niego pretensje, że mnie nie wyhamował.
Przylgnęłam do niego jeszcze mocniej, czułam, że z trudem opanowuje swoje podniecenie a jego ręce zaciskają się coraz mocniej na mojej talii:
- To jeśli nie chcesz żebyśmy obydwoje tego żałowali, to albo odeślij mnie teraz do domu, albo się zamknij i zrób wszystko żebyśmy jak najszybciej znaleźli się u ciebie.

Uśmiechnął się do mnie i najwyraźniej spodobało mu się to co usłyszał. Pociągnął mnie za rękę i zapakował do pierwszej z brzegu stojącej taksówki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz