XXXIII
Nazajutrz wstałam po
cichutku żeby nie budzić Asir’a i poszłam zrobić kawę. Miałam na sobie swój
czarny porannik z czarną panterą na plecach. Włączyłam czajnik, zapaliłam
papierosa i stanęłam przy otwartym oknie. Po chwili poczułam na swojej talii
ręce Asir’a, nie odwracając się, uśmiechnęłam się i oparłam swoją głowę do tyłu
na jego ramieniu.
- Myślałam, że śpisz.
- Poczułem się
samotny.
- To straszne.
Zaczął całować mnie po
szyi.
- Dlaczego uciekłaś?
- Mój zegar
biologiczny jest ustawiony na poranną kawę, zacząłeś tęsknić?
- Lubię się koło
ciebie budzić.
- Lepiej się nie
przyzwyczajaj.
Zabrał swoje ręce i
ciężko westchnął a ja podeszłam do czajnika i zalałam kawę.
- A ta znowu swoje, to
znaczy wracamy do punktu wyjścia?
- A ty wszystko musisz
mieć od razu?
- Nic nie poradzę,
jestem zachłanny.
- Właśnie widzę, kawy?
- Myślisz, że mnie
weźmiesz na kawę?
- Chy, no nie wiem, na
kawę może nie do końca, ale…
Podeszłam bliżej i
otarłam się o niego, po czym przygryzłam delikatnie koniuszek jego ucha, po
czym zaczęłam delikatnie muskać jego usta swoimi.
- Może na to, chy?
Zrobiłam niewinną
minę, spojrzał na mnie i pokręcił z uśmiechem głową:
- Potrafisz być bardzo
przebiegła.
- Wiem.
Uniosłam brwi i
uśmiechnęłam się:
- I znowu to robisz.
- Co?
- Minę zbolałego
kociaka.
- Tylko nie mów, że
tego nie lubisz.
Krzyknęłam idąc się
ubrać a on krzyknął za mną:
- Nie znoszę!
Wziął łyka kawy, po
czym wypluł do zlewu.
- Co to ma być? Jest
gorzka!
- Cukier jest
niezdrowy!
- W co ja się
wpakowałem.
Pokręcił głową mówiąc
do siebie.
Gdy tylko weszliśmy na
oddział, od razu dopadł do nas Red i odciągnął Asir’a na bok:
- Co jest?
- Wreszcie, już
myślałem, że nigdy nie skończy ci się ten urlop.
- Gadaj wreszcie.
- Musisz coś dla mnie
zrobić, chodź.
Poszli w stronę sali, czułam, że Red coś kombinuje, ale
wolałam nie zastanawiać się nad tym co to jest. Podeszłam do Colin’a i
zerknęłam w ekran, dał mi do ręki tableta:
- Co to?
- Daniels szaleje,
nowi rekruci napływają w takim tempie, że nie nadążamy ich szkolić.
- Żeby chociaż byli
coś warci.
- Nie wiem, na razie
ich grupuję, ale według profilu, ty musisz ocenić ich sprawność i nadać temu
wszystkiemu ręce i nogi, wiem, że mamy za mało ludzi, ale…, to jakiś obłęd. Na
szczęście na razie nie ma śladu po Frank’u Montoy’a, więc możesz spokojnie się
tym zająć, ja nie mogę robić wszystkiego.
- Spokojnie, damy
sobie radę, wszyscy wrócili z wolnego więc jakoś to rozdzielę.
- Oby.
- Colin, może ktoś by
ci pomógł co?
Spojrzał na mnie:
- Mówisz o
psychiatrze?
Wybuchnęłam śmiechem:
- Nie, o jakimś
informatyku, który mógłby jakoś selekcjonować ci przetworzone dane, żyjesz pod
zbyt dużą presją.
- Niczego nie zawalam.
- Czy ty mnie
słuchasz? Chcę żeby ktoś cię odciążyły, jesteś kłębkiem nerwów.
- Wiesz, że nikomu nie
ufam.
Westchnęłam ciężko.
- Dobra, twoja
decyzja, jak zmienisz zdanie wiesz gdzie mnie szukać. Zwołaj wszystkich
rekrutów na dużą salę.
- Jasne.
Wzięłam tableta i
weszłam na salę gimnastyczną, mało nie eksplodowałam, kiedy zobaczyłam, że z
Lindą ćwiczy Asir, a nie Red. Spojrzałam na Gina, który stał razem z Red’em w
drugiej części Sali, Gino uśmiechnął się:
- No stary, będziesz
się gęsto tłumaczył.
- Cholera
Podeszłam do Red’a
uśmiechnięta:
- Cwana bestia z
ciebie.
- Kylie sorry,
naprawdę, ale ja nie mam na to nerwów, nie nadaje się na nauczyciela jakiejś
psychopatki.
- Dobra.
- Naprawdę?
Uśmiechnęłam się.
- Tak, naprawdę,
wręczyłam mu tablet.
- Co to?
- Skoro Asir trenuje
Lindę, będziesz musiał przejąć jego obowiązki i przeszkolić całą grupę. Jak już
się z tym uporasz to daj znać, wtedy może zatwierdzę twój podział grupowy,
miłej zabawy.
Uśmiechnęłam się
szeroko, Gino zaczął się śmiać i poklepał Red’a po ramieniu:
- No stary, teraz
zamiast jednej psychopatki będziesz miał całą grupę psychopatów, lepiej nie
mogła tego wymyślić.
Poszedł rozbawiony.
Po pół godzinie na
wielkiej sali zebrali się wszyscy rekruci, stanęłam na środku a obok mnie Asir,
Jesse i Cole. Kiedy mówiłam Jesse przechadzała się pomiędzy rekrutami
sprawdzając czy oby na pewno uważnie słuchają:
- Odbędziecie cztero
tygodniowe szkolenie tu na miejscu i dwu tygodniowe na farmie. Nauczycie się
sztuki walki wręcz, zapoznacie się z nowoczesną techniką i bronią. Oprócz tego
zadbamy o wasz savoir vivre, dla nie wiedzących tłumaczę, że jest to dosłownie
– znajomość życia. W każdej dziedzinie zostaniecie wykształceniu na najwyższym
poziomie, jednak nie tolerujemy samowolek i chamstwa.
Jesse kilkakrotnie
przeszła koło rekruta, który namiętnie żuł gumę, nie do końca chyba słuchając
co mówię, w końcu jednak z największym w
świecie spokojem, podcięła mu nogi, mężczyzna upadł zagławiając się gumą, więc
Jesse dosłownie walnęła go w plecy tak, że guma poleciała metr do przodu.
Pochyliła się nad nim a wszyscy spojrzeli na Jesse:
- Zasada numer jeden,
nie żujemy gum w czasie treningu i zebrania, bo bardzo łatwo się można
zadławić.
Mężczyźnie aż łzy
poleciały po tym jakby się udusił.
- Jasne to dla ciebie?
Czy wytłumaczyć?
Uśmiechnęła się.
- Nie, nie trzeba,
kapuję.
- Świetnie, coś mi
mówi, że będzie nam się fajnie pracowało.
Zaczęłam się śmiać
widząc minę rekruta, który ledwo odeszła podniósł się z ziemi a wszyscy
pozostali, którzy też żuli gumy, w pośpiechu zaczęli je wypluwać do chusteczek
higienicznych. Po zebraniu chyba nikt już nie miał złudzeń co do metod
szkolenia i obowiązujących reguł. Pytań po zebraniu też jakoś nie było, więc
mogliśmy zrobić wreszcie podział na grupy. W tym celu udaliśmy się na salę
gimnastyczną. Jesse była w swoim żywiole i zgłosiła się na ochotnika by
sprawdzić każdego osobiście. Również Red – on jednak w formie kary, musiał
wypełnić swą misję na macie. Usiedliśmy na ławce w kolejności: Asir, ja, Gino,
Cole i Rolly i zaczęliśmy klasyfikować rekrutów. Przyznam, że była to bardzo
monotonna praca, z drugiej jednak strony odpowiedzialna, bo gdybyśmy przegapili
coś ważnego ,mogłoby to mieć mierne skutki.
Z głośników ktoś
puścił głośno muzykę Taio Cruz „Break your heart”, Jesse bawiła się doskonale
pokładając kolejnych zawodników na macie, co jakiś czas, któreś z nas ją
zmieniało. Byli wśród rekrutów i tacy, którzy naprawdę coś umieli, ich technika
nie była może precyzyjna, ale wystarczająca by powalić kogoś na łopatki. Takimi
zajmował się Asir i Rolly, ja starałam się jak najdokładniej ich podzielić.
Kiedy skończyliśmy wstępny program był już wieczór, wychodziliśmy z sali kiedy
zawołałam Rolly’ego:
- Rolly, masz chwilę?
Spojrzał na mnie i
przystanął, reszta poszła a ja spojrzałam na niego:
- Mógłbyś pogadać z
Colin’em?
- Co się stało?
- Jeszcze nic, ale
myślę, że jest zmęczony i przydałby mu się urlop, on nie chce o tym słyszeć,
ale ciebie słucha, martwię się o niego.
- Spróbuję.
Kiwnęłam głową,
spojrzał na mnie, po czym odszedł bez słowa. Od czasu jak zakończyliśmy nasz „związek”
tak dobitnie, zauważyłam, że traktuje mnie bardzo obcesowo, miałam jednak
nadzieję, że to w końcu minie. Poszłam do szatni i otworzyłam moją szafkę,
wyjęłam z niej skórzaną kurtkę szykując się do wyjścia, a kiedy ją zamknęłam aż
podskoczyłam, bo stał tam oparty Asir. Uśmiechnął się.
- Zwariowałeś?
Powiedziałam przez
zaciśnięte zęby i szturchnęłam go w ramię.
- Co tak oschle? Rano
byłaś milsza.
- Rano nie obmacywałeś
Lindy, tylko mnie.
Roześmiał się:
- I tu cię mam, to o
to chodzi? Mogłaś powiedzieć, że ci to przeszkadza.
- Gdybym powiedziała
nie wyświadczyłbyś Red’owi tej przysługi?
- Pewnie, że bym
wyświadczył, ale wcześniej troskliwiej bym się zajął tobą.
- Dobrze, że za
marzenia nie idzie się do więzienia, bo dostałbyś dożywocie.
Wyszłam z szatni i
zawołałam:
- Jesse!
- Idę.
Krzyknęła a Asir
stanął obok mnie i uśmiechnął się:
- Wybierasz się
gdzieś? Myślałem, że coś porobimy razem.
- Cokolwiek nie
chciałeś robić, zrób to z Lindą lub z Red’em.
Uśmiechnęłam się
złośliwie.
- Mamy z dziewczynami
wieczór spirytystyczny.
Skrzywił się.
- Spiry…co?
- Spirytystyczny, nowe
hobby Vicky, będziemy wywoływać duchy.
- Pogięło was?
Podeszła Jesse
zarzucając torbę na ramię, uśmiechnęła się a ja zapytałam:
- Gdzie Kim?
- Pojechała się
przebrać, dojedzie, możemy iść.
Asir nie był zadowolony,
mrugnęłam do niego a Jesse jak zwykle musiała być złośliwa:
- Co słoneczko?
Czujesz się opuszczony i samotny? Jak mi cię żal.
- Już ci wierzę.
Kiwnęła mu ręką i
wyszłyśmy z oddziału.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz