czwartek, 20 lutego 2014

Rozdział XXXIII

XXXIII

Nazajutrz wstałam po cichutku żeby nie budzić Asir’a i poszłam zrobić kawę. Miałam na sobie swój czarny porannik z czarną panterą na plecach. Włączyłam czajnik, zapaliłam papierosa i stanęłam przy otwartym oknie. Po chwili poczułam na swojej talii ręce Asir’a, nie odwracając się, uśmiechnęłam się i oparłam swoją głowę do tyłu na jego ramieniu.
- Myślałam, że śpisz.
- Poczułem się samotny.
- To straszne.
Zaczął całować mnie po szyi.
- Dlaczego uciekłaś?
- Mój zegar biologiczny jest ustawiony na poranną kawę, zacząłeś tęsknić?
- Lubię się koło ciebie budzić.
- Lepiej się nie przyzwyczajaj.
Zabrał swoje ręce i ciężko westchnął a ja podeszłam do czajnika i zalałam kawę.
- A ta znowu swoje, to znaczy wracamy do punktu wyjścia?
- A ty wszystko musisz mieć od razu?
- Nic nie poradzę, jestem zachłanny.
- Właśnie widzę, kawy?
- Myślisz, że mnie weźmiesz na kawę?
- Chy, no nie wiem, na kawę może nie do końca, ale…
Podeszłam bliżej i otarłam się o niego, po czym przygryzłam delikatnie koniuszek jego ucha, po czym zaczęłam delikatnie muskać jego usta swoimi.
- Może na to, chy?
Zrobiłam niewinną minę, spojrzał na mnie i pokręcił z uśmiechem głową:
- Potrafisz być bardzo przebiegła.
- Wiem.
Uniosłam brwi i uśmiechnęłam się:
- I znowu to robisz.
- Co?
- Minę zbolałego kociaka.
- Tylko nie mów, że tego nie lubisz.
Krzyknęłam idąc się ubrać a on krzyknął za mną:
- Nie znoszę!
Wziął łyka kawy, po czym wypluł do zlewu.
- Co to ma być? Jest gorzka!
- Cukier jest niezdrowy!
- W co ja się wpakowałem.
Pokręcił głową mówiąc do siebie.
Gdy tylko weszliśmy na oddział, od razu dopadł do nas Red i odciągnął Asir’a na bok:
- Co jest?
- Wreszcie, już myślałem, że nigdy nie skończy ci się ten urlop.
- Gadaj wreszcie.
- Musisz coś dla mnie zrobić, chodź.
Poszli w stronę  sali, czułam, że Red coś kombinuje, ale wolałam nie zastanawiać się nad tym co to jest. Podeszłam do Colin’a i zerknęłam w ekran, dał mi do ręki tableta:
- Co to?
- Daniels szaleje, nowi rekruci napływają w takim tempie, że nie nadążamy ich szkolić.
- Żeby chociaż byli coś warci.
- Nie wiem, na razie ich grupuję, ale według profilu, ty musisz ocenić ich sprawność i nadać temu wszystkiemu ręce i nogi, wiem, że mamy za mało ludzi, ale…, to jakiś obłęd. Na szczęście na razie nie ma śladu po Frank’u Montoy’a, więc możesz spokojnie się tym zająć, ja nie mogę robić wszystkiego.
- Spokojnie, damy sobie radę, wszyscy wrócili z wolnego więc jakoś to rozdzielę.
- Oby.
- Colin, może ktoś by ci pomógł co?
Spojrzał na mnie:
- Mówisz o psychiatrze?
Wybuchnęłam śmiechem:
- Nie, o jakimś informatyku, który mógłby jakoś selekcjonować ci przetworzone dane, żyjesz pod zbyt dużą presją.
- Niczego nie zawalam.
- Czy ty mnie słuchasz? Chcę żeby ktoś cię odciążyły, jesteś kłębkiem nerwów.
- Wiesz, że nikomu nie ufam.
Westchnęłam ciężko.
- Dobra, twoja decyzja, jak zmienisz zdanie wiesz gdzie mnie szukać. Zwołaj wszystkich rekrutów na dużą salę.
- Jasne.
Wzięłam tableta i weszłam na salę gimnastyczną, mało nie eksplodowałam, kiedy zobaczyłam, że z Lindą ćwiczy Asir, a nie Red. Spojrzałam na Gina, który stał razem z Red’em w drugiej części Sali, Gino uśmiechnął się:
- No stary, będziesz się gęsto tłumaczył.
- Cholera
Podeszłam do Red’a uśmiechnięta:
- Cwana bestia z ciebie.
- Kylie sorry, naprawdę, ale ja nie mam na to nerwów, nie nadaje się na nauczyciela jakiejś psychopatki.
- Dobra.
- Naprawdę?
Uśmiechnęłam się.
- Tak, naprawdę, wręczyłam mu tablet.
- Co to?
- Skoro Asir trenuje Lindę, będziesz musiał przejąć jego obowiązki i przeszkolić całą grupę. Jak już się z tym uporasz to daj znać, wtedy może zatwierdzę twój podział grupowy, miłej zabawy.
Uśmiechnęłam się szeroko, Gino zaczął się śmiać i poklepał Red’a po ramieniu:
- No stary, teraz zamiast jednej psychopatki będziesz miał całą grupę psychopatów, lepiej nie mogła tego wymyślić.
Poszedł rozbawiony.
Po pół godzinie na wielkiej sali zebrali się wszyscy rekruci, stanęłam na środku a obok mnie Asir, Jesse i Cole. Kiedy mówiłam Jesse przechadzała się pomiędzy rekrutami sprawdzając czy oby na pewno uważnie słuchają:
- Odbędziecie cztero tygodniowe szkolenie tu na miejscu i dwu tygodniowe na farmie. Nauczycie się sztuki walki wręcz, zapoznacie się z nowoczesną techniką i bronią. Oprócz tego zadbamy o wasz savoir vivre, dla nie wiedzących tłumaczę, że jest to dosłownie – znajomość życia. W każdej dziedzinie zostaniecie wykształceniu na najwyższym poziomie, jednak nie tolerujemy samowolek i chamstwa.
Jesse kilkakrotnie przeszła koło rekruta, który namiętnie żuł gumę, nie do końca chyba słuchając co mówię, w końcu  jednak z największym w świecie spokojem, podcięła mu nogi, mężczyzna upadł zagławiając się gumą, więc Jesse dosłownie walnęła go w plecy tak, że guma poleciała metr do przodu. Pochyliła się nad nim a wszyscy spojrzeli na Jesse:
- Zasada numer jeden, nie żujemy gum w czasie treningu i zebrania, bo bardzo łatwo się można zadławić.
Mężczyźnie aż łzy poleciały po tym jakby się udusił.
- Jasne to dla ciebie? Czy wytłumaczyć?
Uśmiechnęła się.
- Nie, nie trzeba, kapuję.
- Świetnie, coś mi mówi, że będzie nam się fajnie pracowało.
Zaczęłam się śmiać widząc minę rekruta, który ledwo odeszła podniósł się z ziemi a wszyscy pozostali, którzy też żuli gumy, w pośpiechu zaczęli je wypluwać do chusteczek higienicznych. Po zebraniu chyba nikt już nie miał złudzeń co do metod szkolenia i obowiązujących reguł. Pytań po zebraniu też jakoś nie było, więc mogliśmy zrobić wreszcie podział na grupy. W tym celu udaliśmy się na salę gimnastyczną. Jesse była w swoim żywiole i zgłosiła się na ochotnika by sprawdzić każdego osobiście. Również Red – on jednak w formie kary, musiał wypełnić swą misję na macie. Usiedliśmy na ławce w kolejności: Asir, ja, Gino, Cole i Rolly i zaczęliśmy klasyfikować rekrutów. Przyznam, że była to bardzo monotonna praca, z drugiej jednak strony odpowiedzialna, bo gdybyśmy przegapili coś ważnego ,mogłoby to mieć mierne skutki.
Z głośników ktoś puścił głośno muzykę Taio Cruz „Break your heart”, Jesse bawiła się doskonale pokładając kolejnych zawodników na macie, co jakiś czas, któreś z nas ją zmieniało. Byli wśród rekrutów i tacy, którzy naprawdę coś umieli, ich technika nie była może precyzyjna, ale wystarczająca by powalić kogoś na łopatki. Takimi zajmował się Asir i Rolly, ja starałam się jak najdokładniej ich podzielić. Kiedy skończyliśmy wstępny program był już wieczór, wychodziliśmy z sali kiedy zawołałam Rolly’ego:
- Rolly, masz chwilę?
Spojrzał na mnie i przystanął, reszta poszła a ja spojrzałam na niego:
- Mógłbyś pogadać z Colin’em?
- Co się stało?
- Jeszcze nic, ale myślę, że jest zmęczony i przydałby mu się urlop, on nie chce o tym słyszeć, ale ciebie słucha, martwię się o niego.
- Spróbuję.
Kiwnęłam głową, spojrzał na mnie, po czym odszedł bez słowa. Od czasu jak zakończyliśmy nasz „związek” tak dobitnie, zauważyłam, że traktuje mnie bardzo obcesowo, miałam jednak nadzieję, że to w końcu minie. Poszłam do szatni i otworzyłam moją szafkę, wyjęłam z niej skórzaną kurtkę szykując się do wyjścia, a kiedy ją zamknęłam aż podskoczyłam, bo stał tam oparty Asir. Uśmiechnął się.
- Zwariowałeś?
Powiedziałam przez zaciśnięte zęby i szturchnęłam go w ramię.
- Co tak oschle? Rano byłaś milsza.
- Rano nie obmacywałeś Lindy, tylko mnie.
Roześmiał się:
- I tu cię mam, to o to chodzi? Mogłaś powiedzieć, że ci to przeszkadza.
- Gdybym powiedziała nie wyświadczyłbyś Red’owi tej przysługi?
- Pewnie, że bym wyświadczył, ale wcześniej troskliwiej bym się zajął tobą.
- Dobrze, że za marzenia nie idzie się do więzienia, bo dostałbyś dożywocie.
Wyszłam z szatni i zawołałam:
- Jesse!
- Idę.
Krzyknęła a Asir stanął obok mnie i uśmiechnął się:
- Wybierasz się gdzieś? Myślałem, że coś porobimy razem.
- Cokolwiek nie chciałeś robić, zrób to z Lindą lub z Red’em.
Uśmiechnęłam się złośliwie.
- Mamy z dziewczynami wieczór spirytystyczny.
Skrzywił się.
- Spiry…co?
- Spirytystyczny, nowe hobby Vicky, będziemy wywoływać duchy.
- Pogięło was?
Podeszła Jesse zarzucając torbę na ramię, uśmiechnęła się a ja zapytałam:
- Gdzie Kim?
- Pojechała się przebrać, dojedzie, możemy iść.
Asir nie był zadowolony, mrugnęłam do niego a Jesse jak zwykle musiała być złośliwa:
- Co słoneczko? Czujesz się opuszczony i samotny? Jak mi cię żal.
- Już ci wierzę.

Kiwnęła mu ręką i wyszłyśmy z oddziału.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz