sobota, 15 lutego 2014

Rozdział XXVIII

XXVIII

W końcu o pierwszej nad ranem postanowiłam jednak wrócić do domu. Byłam skonana, ale od zmęczenia gorsza była samotność.
Ukucnęłam przy kominku i dorzuciłam drewna, po czym zapaliłam je. Kominek buchnął ogniem i po chwili poczułam cudowne ciepło. Podeszłam do barku i sięgnęłam otwartą butelkę wina, miałam nalać w kieliszek gdy do drzwi rozległ się dzwonek. W pierwszej chwili chwyciłam za broń, ale po namyśle odłożyłam ją i podeszłam do drzwi. Było mi już naprawdę wszystko jedno kogo w nich ujrzę, byłam wrakiem człowieka i jeśli ktoś chciałby mnie zabić – oddałby mi tylko przysługę. Otworzyłam i zobaczyłam Cole’a, opierając się o futrynę uśmiechnął się do mnie, ja również odwzajemniłam to uśmiechem.
- Jeśli powiesz ,że chcesz być sama, to sobie pójdę.
Spojrzałam na niego i bez słowa otworzyłam drzwi szerzej, tak żeby mógł wejść – nie chciałam być sama. Może niekoniecznie jego pragnęłam ujrzeć w tych drzwiach, ale czas najwyższy był abym pogodziła się z faktami. Cole wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi, spojrzał na otwartą butelkę wina:
- Ostatnio często pijesz.
Ta uwaga mi się nie spodobała, zapaliłam papierosa i wzięłam łyka ze swojego kieliszka:
- Masz dwie możliwości: albo wyjdziesz nie prawiąc mi morałów a ja zapomnę o tej złośliwości…
- Albo?
- Albo możesz napić się ze mną, to był ciężki dzień i naprawdę ostatnią rzeczą, której mi potrzeba to prawienie kazań.
Cole roześmiał się:
- Nic się nie zmieniłaś, zatem wybieram tą drugą opcję.
- I słusznie.
Wyjęłam drugi kieliszek, napełniłam go i podałam Cole’owi:
- To za co pijemy?
- Nie wiem, może za straceńców?
Cole od razu wiedział co mnie gnębi.
- Jak się czujesz?
- A ty jak byś się czuł na moim miejscu? Ofiarowano mi bezpieczny świat, w którym miałam się zestarzeć, a potem zabrano mi wszystko i kazano wrócić, a odkąd to zrobiłam, wszystko czego się nie dotknę – wali się a ja nic nie mogę na to poradzić.
- To może faktycznie się napijmy.
Stuknęliśmy się kieliszkami:
- Za przyszłość.
Zawahałam się na moment, ale w końcu stuknęłam swoim kieliszkiem.
Za przyszłość? Pomyślałam i wypiłam do dna. Nie wiem czy w ogóle czekała mnie jakaś przyszłość ,ale jeśli był choć cień nadziei, to jaka by ona nie była,  może warto było spróbować.
Do pewnego momentu bardzo miło przebiegała nasza rozmowa, ale potem nieświadomie weszliśmy na temat pracy i zaczęło się robić mniej przyjemnie.
- Co zamierzasz zrobić ze swoją siostrą?
- Nie bardzo rozumiem, a co mam zrobić?
Cole się zaciął orientując się, że o niczym nie wiedziałam. W prawdzie przesłałam Colin’owi zdjęcia z telefonu Samanty, ale myślałam, że Sue po prostu znowu wpakowała się w jakieś towarzystwo nie mając tak naprawdę pojęcia z kim ma do czynienia. Spojrzałam na niego piorunującym wzrokiem:
- Mów o co chodzi bo więcej kłamstw nie zniosę.
- W domu Mark’a zaatakowali cię ludzie Dimitriego.
- To wiem.
- Ale nie wiesz, że to twoja siostra dała im na ciebie namiary.
Poczułam potężne uderzenie gorąca.
- Tych chłopaków z klubu też nasłała, Thorne ją przesłuchiwał i przyznała się.
- Co z nią zrobił?
- Wypuścił.
- Zabiją ją jak tylko nie będzie potrzebna. Dlaczego Rolly mi o tym nie powiedział?
- Uznał, że nie ma potrzeby żeby ci o tym mówić.
- Czyli uznał, że nie powinno mnie interesować to ,że moja własna siostra robi wszystko żeby mnie zabić?
- Przykro mi, powiedziałem ci o tym bo sądziłem, że Colin już się wygadał.
- Inaczej też byś mi nie powiedział.
- Kylie, ja wykonuję tylko rozkazy.
- Rozumiem, chyba będzie lepiej jak już sobie pójdziesz.
Cole kiwnął pokornie głową bo najwyraźniej widział piętrzącą się u mnie adrenalinę. Odstawił kieliszek i wziął kurtkę z kanapy, po czym wyszedł. Przez chwilę siedziałam jeszcze na tapczanie, po czym ubrałam swoją skórzaną kurtkę, nabiłam broń i chwyciłam kluczyki od samochodu. Nie zastanawiałam się czy rozsądne było wsiadanie po takiej ilości wina za kółko, ale nie przejmowałam się tym. Ostatnimi czasy mało myślałam o konsekwencjach swojego postępowania, wsiadłam do samochodu i ruszyłam z piskiem opon, czułam, że ktoś mnie obserwował, ale żaden samochód za mną nie pojechał. Od razu domyśliłam się, że to Cole, który będąc pewnym, że pojadę do Rolly’ego, postanowił go lojalnie uprzedzić.
Jaka ja byłam głupia, to wszystko była jedna szajka, po jednakowych pieniądzach a ja, chyba znowu zapomniałam, że nikomu, naprawdę nikomu nie mogę ufać.
Podjechałam pod dom Rolly’ego, byłam pewna, że Cole go poinformował o mojej wizycie, bo nie zdążyłam jeszcze nadusić dzwonka, kiedy drzwi przede mną się otworzyły, nawet się nie przywitałam, wparowałam jak przeciąg do jego „azylu”. Zamknął za mną drzwi:
- Co za miła niespodzianka.
Obróciłam się w jego stronę i bezceremonialnie uderzyłam go z pięści w twarz. Po uderzeniu od razu wyprostował się do poprzedniej pozycji.
- Jak mogłeś mnie znowu okłamać?!  Nie dość mi już życia zrujnowałeś?!
Zamachnęłam się po raz drugi, ale chwycił mnie w pasie i próbował uspokoić, wyrwałam się.
- Jak śmiesz?! Myślisz, że świat to twój teatr a ludzie są w nim twoimi marionetkami?!
Wyjęłam pistolet i wycelowałam prosto w niego, staliśmy w pewnej odległości od siebie, ale szczerze mówiąc miałam tak wielką ochotę strzelić, że obawiałam się iż nic mnie nie powstrzyma od tego desperackiego kroku. Poleciały mi łzy, łzy złości, ręką nawet mi nie drgnęła i to przeraziło mnie jeszcze bardziej.
-  Myślisz, że jeśli mnie zabijesz będzie ci się łatwiej żyło?
- Jestem tego pewna.
- Więc strzelaj, śmiało.
Ruszył w moją stronę wolnym krokiem, naciągnęłam spust, ale on dalej szedł, zupełnie tak jakby czuł się kuloodporny, a może po prostu był pewien, że nie strzelę?
Na początku swoje kroki stawiał bardzo ostrożnie, jednak gdy znalazł się w bliższej odległości wyciągnął rękę w stronę pistoletu.
- Oddaj mi broń Kylie, kiedyś powiedziałaś, że mogłabyś zabić każdego tylko nie mnie.
- A ty że agent nie powinien odsłaniać swoich emocji, ale ludzie się zmieniają.
- Nie ty.
Zabrał mi pistolet w momencie kiedy już miałam pociągnąć za spust, czy wystrzeliłabym wtedy, gdyby nie odebrał mi broni? Nie wiem, do dzisiaj nie znam odpowiedzi na to pytanie, gdy jednak odebrał mi broń i przycisnął do siebie, znowu poczułam ten dziwny paraliż, którego doświadczałam zawsze gdy brał mnie w ramiona.
Zaczął całować mnie po włosach, jego uścisk był tak silny, że nie mogłam się z niego wyswobodzić, a może nie chciałam. Zaczęliśmy się całować, różne skrajne odczucia towarzyszyły mi wtedy, ale w końcu zdołałam wykrzesać w sobie wystarczająco siły aby go od siebie odepchnąć.
- Nie będę twoją dolotną panienką, kiedy akurat masz wolną chwilę, już to kiedyś przerabialiśmy.
- Wiem.
Kiwnęłam głową.
- To dobrze, bo jak sam powiedziałeś, ja się nie zmieniłam.
Zabrałam pistolet ze stołu i wyszłam zatrzaskując za sobą drzwi, ja już tego nie widziałam, ale wiem, że Rolly uśmiechnął się do siebie pod nosem, jakby chciał sam sobie pogratulować, że tak dobrze mnie wyszkolił.
Rolly był jedyną osobą, której od lat nie potrafiłam się oprzeć, miał w sobie coś takiego, co sprawiało, że potrafił samym spojrzeniem mnie ubezwłasnowolnić.

Tego wieczoru po raz pierwszy udało mi się nie ulec mu a to sprawiło, że przeszył mnie olbrzymi przypływ siły, której od czasu jak rozchorował się Thorne – jakoś w ogóle nie czułam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz