środa, 19 lutego 2014

Rozdział XXV

XXV

W czasie kiedy cały oddział przekonany był, że zginęliśmy, ja i Rolly podnieśliśmy się z podłogi w piwnicy. Spojrzałam na Rolly’ego, a on na mnie:
- W porządku?
Zapytał, a ja kiwnęłam głową i otrzepałam się z grubsza od pyłu, a ten zaczął obchodzić piwnicę.
- Znajdą nas?
- Nie sądzę, nad nami jest tona gruzu a oni prawdopodobnie sądzą, że zginęliśmy.
Uśmiechnęłam się.
- Rewelacja, moim marzeniem było umrzeć przy twoim boku.
- Próbujesz być złośliwa?
- Domyśl się.
- Masz do mnie pretensje, że się tu znaleźliśmy?
- Skoro wiedziałeś o piwnicy i  dlaczego nikt poza tobą o niej nie wiedział?!
- Wiedział Colin, jak się otrząśnie, to na pewno sobie o tym przypomni.
- Jak się otrząśnie? To może zająć wieki, prędzej się tu zasuszymy!
- Nie dramatyzuj.
- Co z naszymi lokalizatorami?
- Przecież ty nie masz lokalizatora, już zapomniałaś, że kazałem ci go usunąć Thorne’owi?
- A ty?
- Też go nie mam.
- A nasze przenośne lokalizatory?
- Kylie rozejrzyj się, to schron piwniczny, testowali tu materiały wybuchowe, wszystko jest wykonane z takiego materiału, że żaden sprzęt tu nie zadziała.
- Po prostu świetnie.
Popatrzył na mnie, byłam wściekła.
- Że też tobą poszłam.
- Musimy czekać i liczyć na ich rozsądek.
- Czyli utknęliśmy tu na dobre?
- Przykro mi.
- Przykro ci? Chociaż coś. Na jak długo starczy nam tu powietrza?
- Nie wiem.
- A co ty wiesz?
- Że jeśli się tu pozabijamy to nikt nie będzie miał z tego korzyści.
Tymczasem na oddziale Colin patrzył martwo w monitor, J.T siedział i automatycznie wydawał sprzęt, nie zamieniając przy tym słowa z nikim. Właśnie wtedy podszedł do Colin’a Daniels, był wyraźnie zaniepokojony:
- Sprawdź jeszcze raz dokładnie plany budynku.
- Co się stało?
- Torezo powiedział, że pod magazynami ciągnie się piwnica, jest tak szczelna, że nie przebije się stamtąd żadne urządzenie elektroniczne.
Spojrzał i jakby weszła w niego nowa nadzieja. Zaczął nerwowo stukać po klawiaturze:
- Faktycznie, Boże, przecież Rolly wspominał mi o piwnicy, na śmierć o tym zapomniałem.
- Trzeba to sprawdzić, zbierz ludzi.
Dochodził wieczór, byłam już zmęczona, Rolly usiadł na podłodze i oparł głowę o ścianę, chwilę jeszcze popatrzyłam na ściany i w końcu zrobiłam to samo. Moje ciało zaczęło się robić jakieś wilgotne, to brak tlenu tak na mnie wpływał. Zdjęłam kurtkę, miałam na sobie koszulkę na naramkach – czarną.
Oparłam głowę jak Rolly i uśmiechnęłam się do siebie, Rolly spojrzał na mnie:
- Co cię tak rozbawiło?
- Kilka lat temu dałabym się zabić żeby móc znaleźć się z tobą sam na sam w takim miejscu.
Popatrzył mi w oczy, długo, za długo, w końcu spuściłam swój wzrok i oparłam głowę o jego ramię, a on pogładził mnie po włosach.
- Przykro mi.
- Przykro?
- Tak, wiem, że winisz mnie za śmierć swojego ojca.
- Nie chcę do tego wracać, zostawmy to.
- Na pewno?
- Tak.
- Zmęczona?
- Oczy same mi się zamykają.
- Chodź.
Powiedział do mnie i skierował moją głowę na swoje nogi. Położyłam się, nie miało dla mnie znaczenia co sobie myśli w tej danej chwili.
Colin wysłał trzy oddziały, które miały nas uwolnić. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że nawet jeśli ktoś zechce to zrobić, to będzie to bardzo czasochłonne, zanim ktokolwiek zdoła się przebić przez te wszystkie gruzy. Byliśmy z Rolly’m coraz słabsi a minuty wlokły się niemiłosiernie.
- Nie chcę tu umrzeć, jaka by nie miała być moja śmierć, będzie lepsza od tego miejsca.
- Bo jesteś tu ze mną?
- Nie, nie dlatego, ale śmierć przez uduszenie? To niezbyt zachęcająca perspektywa.
W końcu wstałam, bo gdy poczułam jego rękę już nie tylko we włosach, ale i na ramieniu, stwierdziłam, że ktoś musi przerwać tą niezręczną sytuację.
- Rolly, nie możemy.
- Nikt nie musi się o tym dowiedzieć.
- Ale ja będę czuła się z tym źle, nie lubię pogrywać na dwa fronty.
Wstał i zbliżył się do mnie znacznie, miałam wrażenie, że w ogóle nie słucha tego co do niego mówię.
- Możemy stąd nie wyjść.
Spojrzałam bo wiedziałam ,że miał rację, mogłam już nigdy nie zobaczyć światła dziennego i to właśnie teraz kiedy doszłam do wniosku, że moje życie zaczyna wyglądać jak należy.
Kiwnęłam głową, pochylił się nade mną jakby do pocałunku a ja utkwiłam w nim swój wzrok:
- Ale jeśli jednak jakimś cudem uda mi się stąd wyjść, chcę móc dalej mieć do siebie szacunek.
Popatrzył na mnie chwilę, po czym odsunął się trochę i właśnie wtedy usłyszeliśmy do góry nad nami jakieś szuranie. To była spycharka, która z powierzchni usuwała to, co zostało z magazynu i całego budynku.
- Kawaleria przybyła.
Popatrzył na mnie:
- Wygląda na to, że w samą porę.
Wiedziałam, że go uraziłam, po raz pierwszy odkąd się znaliśmy nie dostał tego, czego chciał. Jeszcze kilka dobrych minut potrwało zanim usunęli wszystko z powierzchni, w końcu jednak drzwi się otworzyły i od góry zerknął uśmiechnięty Cole:
- Zamawialiście pizzę?
Zaczęłam się śmiać, tylko Rolly’emu nie było do śmiechu, Cole podał mi rękę i wyciągnął na powierzchnię. To wciągnięcie świeżego powietrza, było najwspanialszą rzeczą jaką w ostatnim czasie udało mi się zrobić. Po chwili wyszedł Rolly, popatrzył na mnie, z daleka zauważył to Asir, nie spodobał mu się ten widok. Rolly poszedł w stronę samochodu a Cole spojrzała mnie:
- Co?
Uśmiechnęłam się.
- Myślałeś, że masz mnie z głowy?
Pokiwał głową i uśmiechnął się.
- Co ja bym bez ciebie robił?
- No właśnie, pomyśl o tym.
Uśmiechnęłam się szeroko i pobiegłam za Rolly’m akurat w momencie, kiedy Asir ruszył w moją stronę.
- Rolly, zaczekaj!
Zatrzymał się i spojrzał na mnie:
- Posłuchaj to nie tak, że mnie nie obchodzisz, dałeś mi wspaniałego syna, zawsze będziesz w jakiś sposób bliski mojemu sercu, ale nie tak jakbyś tego chciał, mieliśmy swoją szansę, nie wyszło, musimy się z tym pogodzić i próbować żyć dalej normalnie.
Przejechał dłonią po moim policzku, agenci nadal uprzątali piwnicę, ale Asir nas widział.
- Powiedz tylko, że to co było, było dla ciebie równie ważne jak dla mnie.
Oczy mi się zaszkliły, na myśl o przeszłości:
- Tak, to był dla mnie cudowny czas i zawsze będzie, ale właśnie dlatego, zróbmy wszystko żeby tego nie zniszczyć.
Kiwnął potakująco głową a ja wspięłam się na palcach i pocałowałam go w usta, po czym spojrzałam mu w oczy.
- Jesteś fajnym facetem wiesz?
Uśmiechnęłam się łobuzersko, po czym weszłam do samochodu, w którym Cole już za mną czekał. Samochód odjechał a Asir zmierzył spojrzeniem Rolly’ego. Kiedy weszłam na oddział J.T od razu ruszył szybkim wzrokiem w moją stronę i rozłożył ręce, wskoczyłam mu w objęcia:
- Żyjesz słonko, całe szczęście.
Postawił mnie na ziemi a ja na niego spojrzałam:
- Hej, chyba nie chcesz się rozkleić co twardzielu ?
- Oj…
Pogroził mi palcem:
- Dużo nie brakowało.
- Nie martw się, złego tak szybko diabli nie biorą.
- Dobra, chciałam się tylko przywitać, muszę wziąć prysznic i się napić.
- Nie szalej zbyt mocno.
- Postaram się.
Spojrzałam na Joe’go i Brad’a, którzy akurat weszli rozsuwanymi drzwiami i mrugnęłam do nich, zrobili to samo a ja wyszłam z oddziału.
Był wieczór kiedy po wzięciu prysznica wciągnęłam na siebie poprzecinane dżinsy, luźną koszulkę z wycięciem pod szyją takim, że zsuwała się z jednego ramienia i widać było naradkę od stanika. Nalałam sobie wina i usłyszałam dzwonek do drzwi, nie trudno było mi się domyślić, że był to Asir. Otworzyłam drzwi, ale stanęłam w nich tak, że nie miał jak wejść, więc oparł się o werandę, wyszłam do niego i oparłam się o poręcz.
- Myślałem, że…
- Że nie żyję?
Kiwnął głową, uśmiechnęłam się.
- A może miałeś nadzieję, co?
- Widziałem cię z Rolly’m.
- Wiem.
Czułam zbliżającą się awanturę.
- To nie w moim stylu.
- Co?
- Nie możesz żyć ze mną i z nim równocześnie!
Podniósł głos i to był błąd, błąd jego urażonego ego. Stanęłam naprzeciwko niego i spojrzałam mu w oczy, nadal byłam zła o Lindę, bo wiedziałam, że u niej był, choć twierdził, że to przeszłość.
- Wiesz co? Ja sądzę, że nie mogę żyć już z żadnym z was.
Odeszłam od niego i zatrzasnęłam drzwi. Po chwili usłyszałam odjeżdżający samochód, odczekałam chwilę, po czym wyszłam z domu. Poszłam prosto do Tony’ego i zadzwoniłam do drzwi, otworzył i uśmiechnął się na mój widok, był zdziwiony:
- Kylie?
- Mogę wejść?
- Nie spodziewałem się ciebie, miałaś ciężki dzień?
Otworzył mi drzwi szerzej tak bym mogła wejść. Zrobiłam krok przez próg i popatrzyłam na niego z uśmiechem:
- Koszmarny.

Uśmiechnął się i zatrzasnął drzwi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz