XXV
W czasie kiedy cały
oddział przekonany był, że zginęliśmy, ja i Rolly podnieśliśmy się z podłogi w
piwnicy. Spojrzałam na Rolly’ego, a on na mnie:
- W porządku?
Zapytał, a ja kiwnęłam
głową i otrzepałam się z grubsza od pyłu, a ten zaczął obchodzić piwnicę.
- Znajdą nas?
- Nie sądzę, nad nami
jest tona gruzu a oni prawdopodobnie sądzą, że zginęliśmy.
Uśmiechnęłam się.
- Rewelacja, moim
marzeniem było umrzeć przy twoim boku.
- Próbujesz być
złośliwa?
- Domyśl się.
- Masz do mnie
pretensje, że się tu znaleźliśmy?
- Skoro wiedziałeś o
piwnicy i dlaczego nikt poza tobą o niej
nie wiedział?!
- Wiedział Colin, jak
się otrząśnie, to na pewno sobie o tym przypomni.
- Jak się otrząśnie?
To może zająć wieki, prędzej się tu zasuszymy!
- Nie dramatyzuj.
- Co z naszymi
lokalizatorami?
- Przecież ty nie masz
lokalizatora, już zapomniałaś, że kazałem ci go usunąć Thorne’owi?
- A ty?
- Też go nie mam.
- A nasze przenośne
lokalizatory?
- Kylie rozejrzyj się,
to schron piwniczny, testowali tu materiały wybuchowe, wszystko jest wykonane z
takiego materiału, że żaden sprzęt tu nie zadziała.
- Po prostu świetnie.
Popatrzył na mnie,
byłam wściekła.
- Że też tobą poszłam.
- Musimy czekać i
liczyć na ich rozsądek.
- Czyli utknęliśmy tu
na dobre?
- Przykro mi.
- Przykro ci? Chociaż
coś. Na jak długo starczy nam tu powietrza?
- Nie wiem.
- A co ty wiesz?
- Że jeśli się tu
pozabijamy to nikt nie będzie miał z tego korzyści.
Tymczasem na oddziale
Colin patrzył martwo w monitor, J.T siedział i automatycznie wydawał sprzęt,
nie zamieniając przy tym słowa z nikim. Właśnie wtedy podszedł do Colin’a
Daniels, był wyraźnie zaniepokojony:
- Sprawdź jeszcze raz
dokładnie plany budynku.
- Co się stało?
- Torezo powiedział,
że pod magazynami ciągnie się piwnica, jest tak szczelna, że nie przebije się
stamtąd żadne urządzenie elektroniczne.
Spojrzał i jakby
weszła w niego nowa nadzieja. Zaczął nerwowo stukać po klawiaturze:
- Faktycznie, Boże,
przecież Rolly wspominał mi o piwnicy, na śmierć o tym zapomniałem.
- Trzeba to sprawdzić,
zbierz ludzi.
Dochodził wieczór,
byłam już zmęczona, Rolly usiadł na podłodze i oparł głowę o ścianę, chwilę
jeszcze popatrzyłam na ściany i w końcu zrobiłam to samo. Moje ciało zaczęło
się robić jakieś wilgotne, to brak tlenu tak na mnie wpływał. Zdjęłam kurtkę,
miałam na sobie koszulkę na naramkach – czarną.
Oparłam głowę jak
Rolly i uśmiechnęłam się do siebie, Rolly spojrzał na mnie:
- Co cię tak
rozbawiło?
- Kilka lat temu
dałabym się zabić żeby móc znaleźć się z tobą sam na sam w takim miejscu.
Popatrzył mi w oczy,
długo, za długo, w końcu spuściłam swój wzrok i oparłam głowę o jego ramię, a
on pogładził mnie po włosach.
- Przykro mi.
- Przykro?
- Tak, wiem, że winisz
mnie za śmierć swojego ojca.
- Nie chcę do tego
wracać, zostawmy to.
- Na pewno?
- Tak.
- Zmęczona?
- Oczy same mi się
zamykają.
- Chodź.
Powiedział do mnie i
skierował moją głowę na swoje nogi. Położyłam się, nie miało dla mnie znaczenia
co sobie myśli w tej danej chwili.
Colin wysłał trzy
oddziały, które miały nas uwolnić. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że nawet
jeśli ktoś zechce to zrobić, to będzie to bardzo czasochłonne, zanim ktokolwiek
zdoła się przebić przez te wszystkie gruzy. Byliśmy z Rolly’m coraz słabsi a
minuty wlokły się niemiłosiernie.
- Nie chcę tu umrzeć,
jaka by nie miała być moja śmierć, będzie lepsza od tego miejsca.
- Bo jesteś tu ze mną?
- Nie, nie dlatego,
ale śmierć przez uduszenie? To niezbyt zachęcająca perspektywa.
W końcu wstałam, bo
gdy poczułam jego rękę już nie tylko we włosach, ale i na ramieniu,
stwierdziłam, że ktoś musi przerwać tą niezręczną sytuację.
- Rolly, nie możemy.
- Nikt nie musi się o
tym dowiedzieć.
- Ale ja będę czuła
się z tym źle, nie lubię pogrywać na dwa fronty.
Wstał i zbliżył się do
mnie znacznie, miałam wrażenie, że w ogóle nie słucha tego co do niego mówię.
- Możemy stąd nie
wyjść.
Spojrzałam bo
wiedziałam ,że miał rację, mogłam już nigdy nie zobaczyć światła dziennego i to
właśnie teraz kiedy doszłam do wniosku, że moje życie zaczyna wyglądać jak
należy.
Kiwnęłam głową,
pochylił się nade mną jakby do pocałunku a ja utkwiłam w nim swój wzrok:
- Ale jeśli jednak
jakimś cudem uda mi się stąd wyjść, chcę móc dalej mieć do siebie szacunek.
Popatrzył na mnie
chwilę, po czym odsunął się trochę i właśnie wtedy usłyszeliśmy do góry nad
nami jakieś szuranie. To była spycharka, która z powierzchni usuwała to, co
zostało z magazynu i całego budynku.
- Kawaleria przybyła.
Popatrzył na mnie:
- Wygląda na to, że w
samą porę.
Wiedziałam, że go
uraziłam, po raz pierwszy odkąd się znaliśmy nie dostał tego, czego chciał.
Jeszcze kilka dobrych minut potrwało zanim usunęli wszystko z powierzchni, w
końcu jednak drzwi się otworzyły i od góry zerknął uśmiechnięty Cole:
- Zamawialiście pizzę?
Zaczęłam się śmiać,
tylko Rolly’emu nie było do śmiechu, Cole podał mi rękę i wyciągnął na
powierzchnię. To wciągnięcie świeżego powietrza, było najwspanialszą rzeczą
jaką w ostatnim czasie udało mi się zrobić. Po chwili wyszedł Rolly, popatrzył
na mnie, z daleka zauważył to Asir, nie spodobał mu się ten widok. Rolly
poszedł w stronę samochodu a Cole spojrzała mnie:
- Co?
Uśmiechnęłam się.
- Myślałeś, że masz
mnie z głowy?
Pokiwał głową i
uśmiechnął się.
- Co ja bym bez ciebie
robił?
- No właśnie, pomyśl o
tym.
Uśmiechnęłam się
szeroko i pobiegłam za Rolly’m akurat w momencie, kiedy Asir ruszył w moją
stronę.
- Rolly, zaczekaj!
Zatrzymał się i
spojrzał na mnie:
- Posłuchaj to nie
tak, że mnie nie obchodzisz, dałeś mi wspaniałego syna, zawsze będziesz w jakiś
sposób bliski mojemu sercu, ale nie tak jakbyś tego chciał, mieliśmy swoją
szansę, nie wyszło, musimy się z tym pogodzić i próbować żyć dalej normalnie.
Przejechał dłonią po
moim policzku, agenci nadal uprzątali piwnicę, ale Asir nas widział.
- Powiedz tylko, że to
co było, było dla ciebie równie ważne jak dla mnie.
Oczy mi się zaszkliły,
na myśl o przeszłości:
- Tak, to był dla mnie
cudowny czas i zawsze będzie, ale właśnie dlatego, zróbmy wszystko żeby tego nie
zniszczyć.
Kiwnął potakująco
głową a ja wspięłam się na palcach i pocałowałam go w usta, po czym spojrzałam
mu w oczy.
- Jesteś fajnym
facetem wiesz?
Uśmiechnęłam się
łobuzersko, po czym weszłam do samochodu, w którym Cole już za mną czekał.
Samochód odjechał a Asir zmierzył spojrzeniem Rolly’ego. Kiedy weszłam na
oddział J.T od razu ruszył szybkim wzrokiem w moją stronę i rozłożył ręce,
wskoczyłam mu w objęcia:
- Żyjesz słonko, całe
szczęście.
Postawił mnie na ziemi
a ja na niego spojrzałam:
- Hej, chyba nie chcesz
się rozkleić co twardzielu ?
- Oj…
Pogroził mi palcem:
- Dużo nie brakowało.
- Nie martw się, złego
tak szybko diabli nie biorą.
- Dobra, chciałam się
tylko przywitać, muszę wziąć prysznic i się napić.
- Nie szalej zbyt
mocno.
- Postaram się.
Spojrzałam na Joe’go i
Brad’a, którzy akurat weszli rozsuwanymi drzwiami i mrugnęłam do nich, zrobili
to samo a ja wyszłam z oddziału.
Był wieczór kiedy po
wzięciu prysznica wciągnęłam na siebie poprzecinane dżinsy, luźną koszulkę z
wycięciem pod szyją takim, że zsuwała się z jednego ramienia i widać było
naradkę od stanika. Nalałam sobie wina i usłyszałam dzwonek do drzwi, nie
trudno było mi się domyślić, że był to Asir. Otworzyłam drzwi, ale stanęłam w
nich tak, że nie miał jak wejść, więc oparł się o werandę, wyszłam do niego i
oparłam się o poręcz.
- Myślałem, że…
- Że nie żyję?
Kiwnął głową,
uśmiechnęłam się.
- A może miałeś
nadzieję, co?
- Widziałem cię z
Rolly’m.
- Wiem.
Czułam zbliżającą się
awanturę.
- To nie w moim stylu.
- Co?
- Nie możesz żyć ze mną
i z nim równocześnie!
Podniósł głos i to był
błąd, błąd jego urażonego ego. Stanęłam naprzeciwko niego i spojrzałam mu w
oczy, nadal byłam zła o Lindę, bo wiedziałam, że u niej był, choć twierdził, że
to przeszłość.
- Wiesz co? Ja sądzę,
że nie mogę żyć już z żadnym z was.
Odeszłam od niego i
zatrzasnęłam drzwi. Po chwili usłyszałam odjeżdżający samochód, odczekałam
chwilę, po czym wyszłam z domu. Poszłam prosto do Tony’ego i zadzwoniłam do
drzwi, otworzył i uśmiechnął się na mój widok, był zdziwiony:
- Kylie?
- Mogę wejść?
- Nie spodziewałem się
ciebie, miałaś ciężki dzień?
Otworzył mi drzwi
szerzej tak bym mogła wejść. Zrobiłam krok przez próg i popatrzyłam na niego z
uśmiechem:
- Koszmarny.
Uśmiechnął się i
zatrzasnął drzwi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz