niedziela, 16 lutego 2014

Rozdział LXVIII

LXVIII

Jeszcze tego samego wieczoru Rolly zamiast pojechać do domu, wrócił na oddział. Gdy wszedł udał się prosto do J.T, który miał w zwyczaju pracować nie raz po osiemnaście godzin. Wszyscy dziwiliśmy się jak on to wytrzymuje, ale chyba po prostu tak kochał to co robił , że nie patrzył na zegarek. U J.T zawsze wszystko było dopięte na ostatni guzik a ponadto był naszymi oczami oddziału. Rolly chętnie z nim pracował, oboje byli perfekcyjni w tej pracy a Rolly doceniał precyzję.
- Cześć szefie.
- Co nowego?
- Jak już mówiłem obydwa naboje pochodzą z tej samej broni.
- Nie ma mowy o pomyłce?
- Nie, jest też jeszcze możliwość, że to nie właściciel broni z niej strzelał, trzeba to wziąć pod uwagę.
- Jakoś przestałem wierzyć w zbiegi okoliczności, za dużo wypadków ostatnio mieliśmy.
- To prawda.
- Co z sekcją?
- Mam wyniki, z pierwszej ręki, ale nie spodoba ci się to.
Rolly zajrzał w wyniki i spojrzał na J.T.
- Kto to zrobił?
- Prawdopodobnie Simons, ale nie wrócił jeszcze z urlopu a teraz jak to dostanie światła dziennego prawdopodobnie w ogóle nie wróci.
- O.K. Rozumiem , że kopię zrobiłeś.
J.T uśmiechnął się szeroko.
- Jasna sprawa.
- Więc oddaj im te wyniki, mogą je puścić do Daniels’a, ale za jakiś tydzień sprawdź co wpuścili do systemu.
- Dobra.
- A co z obrazem z cmentarza?
- Colin cały czas go rozgryza.
Rolly kiwnął głową i usiadł obok Colin’a.
- Jak ci idzie?
- Kończy skanowanie na podstawie, którego będę mógł za pomocą programu stworzyć domyślny obraz postaci.
- Jaki jest procent pewności?
- Jakieś dziewięćdziesiąt procent.
-Wiadomo już czy był to mężczyzna czy kobieta?
- Prawdopodobnie kobieta, ale to jeszcze chwilę potrwa.
- Gdzie Linda? Miała ci pomagać.
- Tak, ale wyszła krótko po tobie, mówiła, że nie czuje się najlepiej. Myślę ,że jest w ciąży, nie wychodziła przez godzinę z łazienki.
Rolly spojrzał zaskoczony.
- W między czasie spróbuj zlokalizować mi Simons’a, ja na godzinę wyjdę ale jakby co to dzwoń.
- Dobrze.
Rolly wyszedł z oddziału i pojechał prosto do Lindy, długo nie otwierała, w końcu jednak drzwi się uchyliły.
- Rolly? Co ty tu robisz?
- O to samo chciałem zapytać, miałaś pomagać Colin’owi.
- Wiem, ale kiepsko się czułam, przepraszam Cię, ale chciałabym się położyć.
Od razu było wiadomo, że Linda próbuje pozbyć się Rolly’ego, ale ten nie dawał za wygraną.
- Wpuść mnie, posiedzę z tobą.
- Wolałabym nie.
- Powiedz mi co się dzieje? Jest ktoś u ciebie?
- Nie, jestem sama, Rolly proszę cię, zobaczymy się jutro dobrze?
- Dobrze, gdybyś mnie jednak potrzebowała, zadzwoń.
- Oczywiście.
Uśmiechnęła się, ale nie był to szczery uśmiech. Zamknęła pospiesznie drzwi, jeszcze przez moment stał pod nimi zamyślony, ale po chwili odszedł. Zszedł na dół, w tym czasie Linda spojrzała na Jen:
- Jeśli Rolly się dowie, zabije nas obydwie.
- To lepiej zrób tak, żeby się nie dowiedział i ogarnij się, jak tylko znajdę Simonsa zajmiemy się twoim problemem, do tego czasu lepiej się nie wychylaj.
Wyszła i zatrzasnęła za sobą drzwi, tyle, że nie wyszła głównym wejściem, tylko zeszła do piwnicy i wyszła przez podwórze.
W tym czasie na oddziale Colin skończył skanowanie i utworzył domyślny portret w momencie, kiedy Rolly wszedł na oddział:
- Co masz?
- Nie jest dobrze, stary ja już nie chcę widzieć co tu się będzie działo ,odtąd  przestaje komukolwiek ufać.
Rolly wyglądał na zniecierpliwionego:
- Mów jaśniej.
- Spójrz.
Pokazał mu na monitorze obraz kobiety, to była Jen, towarzyszka życiowa mojego ojca. Gdy to zobaczył aż pobladł.
- To jakiś żart?
- Nie, to kobieta, która strzelała na cmentarzu do Kal.
- Poszperaj w jej przeszłości i to szybko zanim Kylie się o tym dowie, na razie nic jej nie mów.
Kiwnął głową i wziął się do pracy.
Dochodziła dwudziesta trzecia kiedy ktoś zadzwonił do moich drzwi, gdy otworzyłam zobaczyłam Dante’go:
- Dante?
- Wiem, że jest bardzo późno, ale widziałem światło i nie chciałem wyjeżdżać bez pożegnania.
Wpuściłam go ośrodka i oparłam się o drzwi:
- Bez pożegnania? A dokąd wyjeżdżasz, że musimy się żegnać?
- Na wyspę.
- Tak nagle? Dlaczego? Stało się coś?
Uśmiechnął się do mnie i zbliżył do mnie.
- Wiesz, że to wszystko jest zbyt skomplikowane a ja lubię jasne sytuacje.
- To przeze mnie?
Dante nie odpowiedział, ale ja doskonale wiedziałam.
- Coś do ciebie poczułem, nie jestem tchórzem, nie chcę żebyś tak o mnie myślała, można walczyć z czyimś duchem tak jak w przypadku Nick’a, ale Rolly…
- Rolly? A co on ma do tego?
- To facet z krwi i kości, na dodatek taki, bez którego na dłuższą metę nie możesz się obejść.
- Chcesz być w moim życiu kolejnym facetem, który decyduje za mnie i na dodatek uważa, że ten wybór jest dla mnie lepszy?
Roześmiał się głośno:
- Naprawdę łatwo się w tobie zakochać. Muszę trochę ochłonąć.
- Myślałam, że nie boisz się wyzwań?
- A ja, że nie masz w zwyczaju wchodzić ludziom na ambicję.
- Wybacz, zboczenie zawodowe.
- Posłuchaj wyjeżdżam, już podjąłem decyzję.
- Nie możesz jej zmienić?
- Nie chcesz żebym to zrobił.
- Skąd możesz wiedzieć? Nawet nie zapytałeś.
- Nie musiałem, znam cię, powiedz, że chcesz ze mną być i nie mam dlatego wyjeżdżać a zrobię to.
Oczy mi się zaszkliły, nie mogłam dać mu takiej deklaracji, wiedział o tym doskonale, więc tylko się uśmiechnął, po czym ujął mnie za podbródek i czule pocałował w usta, wiedziałam ,że to pożegnalny pocałunek:
- Wiesz gdzie mnie znajdziesz.
Modliłam się by się nie rozpłakać ,ale Dante wyszedł w takim pośpiechu jakby obawiał się tego samego.
Pustka…, nicość…, samotność…
W jednej chwili zostałam z niczym i bez jakiegokolwiek planu na najbliższą przyszłość. Dlaczego z taką łatwością można wszystko stracić?
 Nie raz nasze życie przez jedno nieumyślne słowo lub gest – po prostu się rozpada.

 A potem? Potem nie ma już nic, jedynie cisza, która uderza takim rytmem, że żadna, nawet najgłośniejsza muzyka, nie jest w stanie jej zagłuszyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz