XLIV
Była pierwsza w nocy
kiedy dotarliśmy do bazy. Byłam wykończona a do tego diabelnie mocno bolała
mnie głowa. Tak naprawdę to byłam wygłupiona zaistniałą sytuacją. Bobbie został
od razu przewieziony do naszego laboratorium a ja usiadłam obok Colin’a.
- Jak sytuacja?
- Filtruję dane a ty
jak się czujesz?
Uśmiechnęłam się by
rozluźnić tą i tak już napiętą atmosferę.
- Dostałeś kiedyś w
głowę patelnią?
- Nie a dlaczego
pytasz?
- Bo właśnie tak się
czuję.
- Może powinien cię
obejrzeć lekarz?
- Wtedy dopiero
poczułabym się źle.
Wtedy podszedł Rolly i
spojrzał na Colin’a:
- Chcę do rana mieć
wszystkie dane z akcji.
- Jasne.
Rolly spojrzał na
mnie:
- Powinnaś odpocząć.
- Odpocznę, nie martw
się.
- Nie wyglądasz za
dobrze.
- Dzięki, wezmę dwie
aspiryny i będę jak nowa.
- W takim razie jedź
się położyć, ja muszę zostać na oddziale.
- Tak zrobię.
Rolly poszedł a ja
wzięłam kurtkę i wyszłam z oddziału. Dopiero teraz zorientowałam się, że Rolly
mnie sprawdza. Po co mówił, że będzie na oddziale? Nie wiem czy miał mnie za
idiotkę? Nie, po prostu chciał abym poczuła się bezpieczna i może na czymś mnie
złapie.
Jadąc ciemnymi ulicami
nie miałam co prawda przysłowiowego ogona, ale czułam, że ta noc się jeszcze
dla mnie nie skończyła. Weszłam do domu i choć padałam ze zmęczenia usiadłam
przy kominku. Nie zapaliłam światła, ale wyjęłam swój pistolet i siedząc we
fotelu czekałam co nastąpi. Coś miało nastąpić, ale nie wiedziałam co. Barodo
od tamtej nocy też się nie odzywał więc najwyraźniej miał te same przeczucia co
ja. W zasadzie to nie wiedziałam dlaczego w myślach odtwarzałam tamto
wydarzenie i dlaczego tak bardzo byłam spragniona ujrzeć go ponownie. W końcu
po godzinie złudnego czekania usnęłam. Być może to było moje złudzenie, że
Rolly coś podejrzewa. A jednak coś mnie przebudziło, coś ,lub ktoś. Nie
drgnęłam z miejsca ale wyraźnie słyszałam, że zamek w drzwiach się przekręca.
Ktoś wszedł do środka, nie widziałam kto, ale kiedy po cichu zamknął za sobą
drzwi, zapaliłam lampkę stojącą koło fotela, na którym siedziałam.
- Wygląda na to, że
należą mi się wyjaśnienia, nie sądzisz?
Rolly spojrzał na mnie
i podszedł bez słowa.
- Martwię się o
ciebie.
- I dlatego włamujesz
się do mnie w środku nocy? Czy ja już naprawdę nie mogę mieć odrobiny
prywatności? Za chwilę nawet do łóżka mi wejdziecie.
Westchnęłam ciężko,
ale nie odłożyłam broni, Rolly kucnął przy mnie:
- Co się do diabła dzieje? Wytłumacz mi to
wreszcie!
- Ciężko to wytłumaczyć,
Colin ciągle szuka ,ale nadal w nieznany nam sposób wypływają informacje na
zewnątrz, twoja siostra praktycznie się rozpłynęła w powietrzu, na planach
akcji nie możemy polegać w stu procentach bo nigdy nie wiemy czy ktoś nie
wpuści wirusa, albo nie zakłóci częstotliwości, Barodo przepadł, pogłoski
niosą, że już jest u Omally’ego, ale my nie jesteśmy tego w stanie sprawdzić,
Asir chociaż wiedzieliśmy, że gra na dwa fronty, powoli wymyka nam się spod
kontroli i do tego wszystkiego ty…
- Ja?
- Wiem, że coś
ukrywasz, znam cię. Jeśli nie będziemy sobie ufać…
- Jak mam ci ufać
skoro ciągle mnie okłamujesz?
- Nawet jeśli czegoś
ci nie mówię, robię to po to żeby cię ochronić.
- Skąd pewność, że
potrzebuję tej ochrony?
- Wiesz mi ,że
potrzebujesz.
- Przed czym?
- Przed samą sobą,
przed własnymi emocjami.
Wiedziałam, że
niestety miał rację, zmierzałam drogą, która w każdej chwili mogła mnie
ściągnąć w przepaść, z której nie będzie już odwrotu.
- Dobrze,… ale to co
ci powiem nie spodoba ci się.
- Słucham.
Już miałam powiedzieć
wszystko, ale coś mnie powstrzymało:
- Uważam, że Asir nas
zdradzi.
- Dlaczego?
- Dzisiaj mu
uwierzyłam, ale potem kiedy znalazł się Bobbie, zrobił się dziwnie spięty,
jakby się bał, że Bobbie go wskaże.
- Myślisz, że to
możliwe?
- Nie wiem, ale Bobbie
to nie podrzędny agent, nie dałby się podejść byle komu, jeśli Asir mówił
prawdę, to dlaczego nie pomógł Bobbie’mu? Dlaczego nie zainteresował się, że
nagle go za nim nie ma? Nie uważasz, że to dziwne? Myślę, że obsadził kogoś u
nas w miejscu, o którym nawet byśmy nie pomyśleli a oprócz tego na bieżąco
donosi Barodo, po takim czasie już by się z nim skontaktował, jeśli naprawdę
chciałby nam pomóc.
Rolly spojrzał na mnie
poważnie. Podchwycił moją myśl, widziałam to w jego oczach.
- Każesz mi pracować z kimś takim i dziwisz
się, że z tobą nie rozmawiam?
- To nasza jedyna jak
na razie szansa na schwytanie Barodo.
- Tak, bo wy nic poza
nim nie widzicie, czy to jakaś obsesja?
- Mówisz tak jakbyś
nie zdawała sobie sprawy z tego co może się stać.
- Dla mnie najgorsze
już się stało i mam gdzieś co stanie się dalej.
Oczy naszły mi łzami,
musiałam być wiarygodna, a tak naprawdę to serce mi pękało okłamując go.
Delikatnym ruchem palców dłoni przejechał mi po brwiach, policzkach i
podbródku. Nie byłam w stanie odgadnąć jego uczuć a co gorsza nie rozumiałam
własnych.
Rozdarta pomiędzy
dwóch mężczyzn , z dwóch różnych światów i ja -
stojąca po środku.
- Powiedz mi co mam
zrobić?
- Przydziel Asir’a
komuś innemu. Zaczął mi ufać, może jeśli teraz zrozumie, że traci ze mną
kontakt to się opamięta, jeśli nie, to znaczy, że po prostu się nami bawi.
- W porządku, coś
jeszcze?
- Nie, to wystarczy, z
boku będzie łatwiej mu się przyjrzeć.
- Liczę na to, bo nie
mogę być wszędzie.
Kiwnęłam głową i
odsunęłam głowę dając wyraz swojego nie tyle oburzenia co niezadowolenia z
czułości, którą próbował mnie w tej chwili obdarzyć. Zabrał swoją rękę
zrozumiawszy bez zbędnych słów o co mi chodzi:
- Już nigdy nie damy
sobie szansy?
- To nie ja wybrałam
odizolowanie się od ciebie.
- Wiem, ale jestem
gotów to zmienić.
- Tylko, że ja nie
jestem na to gotowa, nie teraz , przykro mi.
Kiwnął głową i
podniósł się z kucków.
- Nie będę ci zabierał
więcej czasu, odpocznij a jutro możesz zrobić sobie wolne.
Wyszedł i bez słowa
zamknął za sobą drzwi, po chwili usłyszałam odjeżdżający samochód.
Zabezpieczyłam broń i odłożyłam ją, przeciągnęłam się leniwie i postanowiłam
udać się na górę do sypialni. Kiedy
dotarłam po schodach zapaliłam małą lampkę, spojrzałam na łóżko i aż
podskoczyłam. Leżał na nim Barodo i zaczął klaskać:
- Jestem z ciebie
dumny, przez moment myślałem, że chcesz mnie wystawić, ale spisałaś się
znakomicie.
- Jak śmiesz? Byłeś tu
przez cały ten czas?
- Musiałem mieć
pewność, kochanie zrozum, tyle ludzi zawiodło moje zaufanie, nie mogę sobie na
to pozwolić.
Podszedł do mnie i
zamaszystym ruchem objął mnie w pół:
- Wiem, że to rozumiesz, nikt nie chce być
okłamywany, nie chciałbym mimo wszystko żeby twojemu przyjacielowi coś się
stało.
- O czym ty mówisz?
- O tym…
Zaczął gładzić moje
włosy:
- Że mimo iż się do
tego nie przyznajesz, nie jest ci obojętny, a ja…, jestem bardzo zazdrosnym
człowiekiem i nie mam w zwyczaju dzielić się ukochaną kobietą, a przecież nie
będziesz próbowała mnie oszukać prawda? Wiesz dobrze…
Zaczął mnie całować po
szyi a ja po prostu się przeraziłam, czy to możliwe, żebym właśnie odkryła jego
prawdziwą naturę? Kontynuował:
- Że wiem o wszystkim
co się dzieje prawda?
To prawda, wiedział o
wszystkim, ale co jego słowa miały w tej chwili znaczyć? Łapczywie zaczął
całować mój dekolt i wtedy nie wytrzymałam, odepchnęłam go stanowczo i
spojrzałam w oczy:
- Ty chyba żartujesz
prawda? Bo chyba nie próbujesz mnie szantażować?
- Spokojnie, przecież
chyba nie bierzesz tego na poważnie?
Widząc moją minę
próbował wszystko obrócić w żart, ale ja wiedziałam, że nie żartuje. Powolnym
krokiem zbliżył się do mnie, chciałam się wycofać, ale złapał mnie.
- Potrafisz być równie
uroczy co odpychający, nie wiem już teraz co bardziej mnie w tobie odpycha.
Kiedy mnie chwycił
chciałam się wyrwać, ale po chwili zrezygnowałam, nie wiem czy ze strachu, czy
z pragnienia poczucia jego bliskości. Nie potrafiłam uwierzyć w to co się
dzieje, nie chciałam uwierzyć, że człowiek, który próbuje mnie zniewolić
wyzwala we mnie jakieś inne uczucia niż nienawiść.
- Nie szarp się, nie
warto, oboje wiemy, że tego chcesz.
- Po tym co usłyszałam
nie wiem już czy tego chce.
Poczułam jak ręce
zaciskają mu się na mojej talii i ból który sprawiał mi swoim uściskiem jakby
chcąc ostrzec przed ewentualną ucieczką, równocześnie zawładnęła nim tak żądza
posiadania mojego ciała, że nie byłam w stanie się od tego uwolnić choć bym
chciała. Tylko czy chciałam? Czy raczej wolałam być zniewolona?
Całował centymetr po
centymetrze moje ciało, gdy w końcu wyszeptał mi do ucha:
- Dobrze wiesz, że
żaden mężczyzna nie da ci tego co ja.
Po tym jednak całym
przedstawieniu straciłam swój romantyzm, przewrócił mnie na łóżku i rozdarł mi
czarną bluzkę, którą na sobie miałam, po czym spodnie z czarnego jersey’u
- Jeszcze nikogo tak
nie pragnąłem jak ciebie.
Wyczuł jednak we mnie
napięcie, bo nagle jego ruchy stały się delikatniejsze, dalej jednak zbyt mocne
jak dla mnie:
- Przepraszam cię
kochanie, nie powinienem był ,ale tak bardzo się boję że ktoś mi cię odbierze.
Wybacz mi…
Ale mleko już się
rozlało, czy można o takiej groźbie od tak zapomnieć? Ja nie potrafiłam, a
jednak tak bardzo targało mną na wszystkie strony niczym emocjonalnie zachwianą
nastolatką.
Jeszcze przez chwilę
musiał się opanowywać po gniewie, który go naszedł ale powoli, na nowo wyzwalał
się z niego ten sam, czuły, delikatny i doprowadzający mnie do szaleństwa
mężczyzna. Gdy po chwili poczułam ,że stanowimy już całość, na nowo zakradło
się to cudowne ciepło jak za pierwszym razem we Włoszech. W ułamku sekundy
zapomniałam o wszystkim co mi powiedział oddając się niekończącej rozkoszy,
która zabrała mnie gdzieś, gdzie jeszcze nigdy nie byłam. Odkrywaliśmy się na
nowo, a naszej wędrówce nie było końca.
Chciałam trwać w tym
stanie wiecznie, chciałam nie pamiętać tego co usłyszałam tej nocy, gdy jednak
zbudziłam się nad ranem ogarnęła mnie panika. Dotarło do mnie, że sytuacja jest
po prostu patowa a ja na własne życzenie sama się w nią uwikłałam. Teraz jakiej
decyzji bym nie podjęła, narażę zbyt wiele bliskich mi osób.
Chciało mi się płakać,
ale nawet tego nie potrafiłam zrobić. Bezsilność odbijała się echem i dzwoniła
mi w uszach tak głośno, że stawało się to nie do wytrzymania. Musiałam szybko
poskładać pewne fakty i własne życie, zanim swoim postępowaniem doprowadzę do
własnego upadku a co ważniejsze do upadku innych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz