sobota, 15 lutego 2014

Rozdział XXVII A

XXVII A

Gdy dotarłam do szpitala razem z Michael’em, Thorne leżał już pod aparaturą. Stałam przy szklanej szybie pokoju i patrzyłam przez nią jak lekarze biegają koło niego podłączają różne sprzęty. Wtedy stanął przy mnie Rolly.
- Białaczkę można leczyć.
Powiedziałam nie spoglądając nawet na niego.
- Nie w tym stanie.
- Od jak dawna to wiesz?
- Od roku.
- Dlatego zdecydowałeś się wrócić?
- Tak.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś?
- Prosił mnie o to, obiecał, że sam ci powie, ale zwlekał zbyt długo. Jego szpik jest tak zainfekowany, że mimo dwóch chemii i eksperymentalnej kuracji jego stan zamiast polepszać się, z dnia na dzień się pogarsza. Odmówił dalszego leczenia chociaż mieliśmy dawcę szpiku, sądziłem, że jeśli wrócisz to zmieni zdanie.
- Ale nie zmienił, widać nie mam wpływu na jego decyzje, pewnie nigdy nie miałam skoro wybrał śmierć zamiast życia ze mną.
- Życie w bólu to żadne życie, nie dla człowieka takiego jak on.
- Nie rozumiem dlaczego go tłumaczysz?
- Bo na jego miejscu postąpiłbym dokładnie tak samo.
Zacisnęłam oczy żeby łzy nie wypłynęły.
 Wściekłość mieszała mi się z bólem i rozpaczą. Jakaś część mnie chciała tam siedzieć teraz przy nim, ale ta druga uparcie chciała stamtąd jak najszybciej uciec.
- Muszę ochłonąć.
Wyszłam ze szpitala i stanęłam na podjeździe żeby zapalić. Odpaliłam papierosa i spojrzałam na ławkę z boku, siedział tam Michael z papierosem w ręku i schyloną głową. Podeszłam bliżej:
- Mogę się przysiąść?
Kiwnął tylko głową na tak i wskazał rękę miejsce tuż obok siebie.
- Nie wiedziałam , że palisz.
- Tylko w sytuacjach stresowych.
Uśmiechnęłam się, spojrzał na mnie.
- Co cię tak rozbawiło?
- Mówisz dokładnie tak samo jak twój ojciec, on też palił tylko wtedy gdy sytuacja zdawała się go przerastać.
- Mój ojciec? Czy mój biologiczny ojciec? Tak myślę, że bardziej chyba o to miałem pretensje, że nigdy ze mną nie porozmawiałaś na ten temat, niż o to, że upozorowano twoją śmierć.
- Jak się dowiedziałeś?
- Pewny nie byłem, ale kiedyś ciotka Sue spiła się w czasie rocznicy twojej rzekomej śmierci i wykrzyczała, że albo byłaś tak wyrachowana idąc do łóżka z Thorne’m tydzień po śmierci Rolly’ego, albo nie jestem synem Thorne’a. Pytałem go potem o to, ale… nic nie odpowiedział, ani też nie zaprzeczył. Uznałem, że nie warto drążyć, bo mogą go boleć takie pytania, dałem spokój. Pewności nabrałem, kiedy ten maniak wykrzyczał to ojcu w twarz, a ten po prostu zaniemówił.
- Przepraszam cię, nie brałam pod uwagę ewentualności mojego powrotu, wiem że strasznie pokomplikowałam wam życie, uwierz mi, że nie chciałam tego.
- Mogę cię o coś zapytać?
- Pytaj, jeśli będę mogła to ci odpowiem.
- Skoro tak to wszystko wyglądało jak mówisz, to dlaczego się nie wycofałaś?
- Nie mogłam.
- Mamo, nie gniewaj się, ale to realne życie a nie jakieś La Femme Nikita Luca Besson.
Uśmiechnęłam się.
- Wierz mi, że nie mogłam.
- Dlaczego? Wytłumacz mi to bo chcę zrozumieć.
- Nie mogę ci podać szczegółów, ale trzydzieści lat temu przeprowadziłam akcję, która niestety zarzutowała na całym moim dalszym życiu. Wszystko co od tej pory robiłam, wiązało się poniekąd z tą jedną sprawą. Moja śmierć miała wam zapewnić bezpieczeństwo, okazało się inaczej.
- To nie koniec prawda?
- Nie, to dopiero początek tego co musimy zrobić, dlatego mam do ciebie prośbę. Gdyby mi się coś stało, postaraj się wytłumaczyć siostrze motywy mojego postępowania, bo Bóg mi świadkiem, że robiłam wszystko aby was nie skrzywdzić. Nie może się dowiedzieć o tym co powiedziałam tobie, ale gdy przyjdzie czas, jestem pewna, że będziesz wiedział jak z nią rozmawiać.
Michael kiwnął głową.
- Czy kiedy to wszystko się skończy opowiesz mi coś o nim?
- O Thorne’ie?
- Nie, o Rolly’m, chciałbym wiedzieć o nim coś więcej, jeśli to też nie jest ściśle tajne.
- Pomyślę o tym, a teraz wracajmy, ojciec może nas potrzebować.
Michael zgasił papierosa a ja wyrzuciłam swojego, weszliśmy z powrotem na piętro i ponownie stanęliśmy przy wielkiej szybie. Po dłuższej chwili zauważył nas Mark i wyszedł do nas z pokoju.
- Co z nim?
- Ocknął się, ale…, nie wiem na jak długo, myślę, że nie ma zbyt wiele czasu.
Poleciały mi łzy bo nie docierało do mnie kompletnie to co działo się wokół. Pogładziłam Michael’a po ramieniu, po czym weszłam do środka. Ubrałam na siebie kitel i maskę i usiadłam.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś?
- Bo niczego by to nie zmieniło, przedłużyłbym tylko wszystkim cierpienie.
- Nie miałeś prawa decydować za nas.
- Mój młodszy brat zmarł na białaczkę kiedy miał siedemnaście lat. Wszyscy patrzyliśmy jak bardzo się męczy, rodzice na siłę próbowali znaleźć antidotum na jego chorobę a on cierpiał coraz bardziej. Kiedyś wieczorem siedziałem przy nim a on poprosił żebym odłączył aparaturę, która podtrzymywała go przy życiu. Wystraszyłem się i uciekłem a on konał przez kolejne pięć dni. Teraz wiem, że mogłem skrócić jego cierpienie, ale okazałem się zwykłym tchórzem. Ty jesteś odważna, więc jeśli zajdzie taka potrzeba, nie przedłużaj mi na siłę życia, proszę, zrób to dla mnie.
- Nie możesz tego ode mnie żądać, to nie w porządku.
- Wolisz siedzieć tu i patrzeć na roślinę?
Rozpłakałam się.
- Podpisałem DNR, tylko ty możesz je cofnąć i wiem, że o tym wiesz, więc proszę żebyś tego nie robiła.
Ścisnęłam jego dłoń, na palcu nadal miał ślubną obrączkę.
Nie potrafiłam powstrzymać emocji choć wiedziałam, że zapłakana żona to ostatnia rzecz jakiej Thorne w tej chwili potrzebował.
- Nie możesz się poddać, musisz walczyć, masz dzieci, mnie, pracę, co z oddziałem, chcesz zostawić mnie z tym samą?
Uśmiechnął się, jego cera miała szary kolor a oczy? Nie było już w nich blasku jaki zawsze z nich bił.
- Nie zostawiam cię samej, Rolly się tobą zajmie, zwrócił mi cię bym pod koniec moich dni mógł jeszcze cieszyć się miłością do ciebie, wiem jak trudna to była dla niego decyzja i ile go kosztowała, ale ty zawsze należałaś do niego, nawet kiedy byłaś ze mną, twoje serce rozdarte było na pół.
Płakałam, teraz już wiedziałam, że tego nie opanuję, a więc wiedział jak bardzo cierpiałam po stracie Rolly’ego a jednak zdecydował się ze mną być i wychowywać nie swoje dziecko.
- Życie z tobą to był piękny czas, najpiękniejszy, to ty nauczyłaś mnie miłości, kiedy to przestałem w nią wierzyć, każda chwila z tobą była warta grzechu.
Stanęłam przy oknie a wzrokiem przywołałam Rolly’ego, wszedł do pokoju i stanął przy łóżku Thorne’a, on również miał kitel i maskę, Thorne spojrzał na niego porozumiewawczo:
- Rozwiążcie tą sprawę i nie daj jej skrzywdzić, wyznaczyłem cię na mojego następcę, nikt inny temu nie podoła, musicie raz na zawsze skończyć tę sprawę.
Rolly kiwnął głową a Thorne zamknął oczy, podskoczyłam do niego myśląc, że to koniec ale Rolly chwycił mnie wpół.
- Kylie on usnął.

 Nie mogłam opanować płaczu i bezwładnie opadłam w ramionach Rolly’ego. Zza szyby widział to Michael.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz