sobota, 22 lutego 2014

Rozdział LII

LII

Asir od samego rana biegał i ćwiczył jak oszalały. Wiadomość o tym, że to ja okazałam się oprawcą jego przyjaciela-sadysty, najwyraźniej go przerosła i wbiła się klinem między nas. Tego dnia Asir w ogóle nie pojawił się na oddziale, za to wieczorem pojawił się w klubie. Sporo wypił i jeszcze sporo zamierzał wypić.
Siedziałam razem z Kim i Jesse przy stoliku i rozmawiając przyglądałyśmy się jak Asir tańczy na parkiecie. Miał on szczególny sposób na odreagowywanie swoich stresów, nie zamykał się w sobie, tylko próbował to na swój poukładany sposób wyrzucić ze swojej głowy.
- Co się dzieje?
Zapytała znienacka Kim.
- Próbuje jak sądzę ukarać się za naiwność.
- Za naiwność czy za to, że cię pokochał?
- Chyba za obie te rzeczy.
- Może powinnaś z nim porozmawiać?
- Nie ma o czym, nie będę go przepraszać za coś co stało się lata temu.
- A co się stało? Chodzi o to szkolenie tak?
Zapytała, na co Jesse szybko wtrąciła:
- Facet, którego Kylie zabiła po podobnym szkoleniu był przyjacielem Asir’a.
- No ale przecież nie wiedziała o tym.
- Nie Kim, nie wiedziałam, ale gdybym wiedziała to i tak po tym wszystkim co zrobił, postąpiła bym tak samo. Kiedy gasły światła…
I tu przypomniałam sobie moje szkolenia:
- Zakradał się do naszych pokoi, te, które mu nie ulegały były gnębione na treningach, stosował tak sadystyczne metody, że nie raz ciężko było nam dojść o własnych siłach do pokoi, traktował nas jak psy i karał jak psy. Gdy w końcu w czasie jednego z ostatnich szkoleń trenowaliśmy pod wodą a on patrzył jak przestaję oddychać śmiejąc się, nie wytrzymałam. W czasie jednej z pierwszych akcji odpolowałam moment, w którym był sam, udałam, że chcę by do czegoś między nami doszło, gdy byłam już wystarczająco blisko niego – wbiłam mu nóż prosto w serce, zmarł od razu. Upozorowałam to na mord dokonany przez wroga. Nigdy się nie dowiedzieli prawdy.
- Asir nie wiedział jakim był człowiekiem?
- Pewnie i wiedział, ale czy sam był lepszy? To jemu tak naprawdę zawdzięczam swoją świetlaną przeszłość i teraźniejszość, gdyby nie on, pewnie nigdy nie musiałabym robić tego wszystkiego.
Po chwili w klubie pojawił się Rolly z Cole’m. Zerknęłam na nich i patrzyłam na reakcję Kim na widok niego, ale nawet nie drgnęła, za to zareagowała bardzo żywo na Red’a, który słysząc piosenkę „Apologize” zespołu Timbaland ft. Old Republic pociągnął ją na środek parkietu, Gino zabrał też Jesse a ja właśnie miałam zapalić kiedy pochylił się nade mną Rolly, spojrzałam na niego.
- To nie jest dobry pomysł.
- Myślę, że jest.
Podał mi rękę a ja podałam mu swoją i zeszliśmy po schodach na dół. Powoli obracaliśmy się w rytm muzyki a ja poczułam się tak dobrze jak kiedyś. Czułam, że jego ręce obejmują mnie coraz mocniej a gdy zauważył, że się temu poddaję, objął mnie tak, że moja głowa spoczęła na jego ramieniu. Asir obserwował to z daleka siedząc przy barze i popijając kolejną szklankę whisky. Brad stał oparty za barem i z nim rozmawiał:
- Pokłóciliście się?
Uśmiechnął się.
- Nie, wymieniliśmy poglądy, niestety z miernym skutkiem.
- No wiesz Kylie ma ognisty temperament.
- Zauważyłem.
- Ale z ciebie też jest kawał skurczybyka, więc…, na pewno się dogadacie.
- Nie zależy mi już żeby się z nią dogadać, wolałbym ją w tej chwili zabić.
Brad uśmiechnął się, ale odczucia Asir’a były poważne.
- Nie łatwo jest ją kochać.
- Skąd pomysł, że ją kocham? To było zwykłe zauroczenie, spodobała mi się jak setka innych, tyle, a teraz znudziła mi się.
Dopił szklankę i odstawił ją na blat, Brad spojrzał na niego poważnie, bo wiedział, że tak nie myśli, wstał i spojrzał na Brad’a.
- Na razie.
Brad kiwnął głową a Asir wyszedł, ja jeszcze dobrą godzinę bawiłam się na parkiecie w tym dwukrotnie z  Rolly’m przy wolnych utworach. Kiedy wyszliśmy z klubu, Rolly spojrzał na mnie:
- Dziękuję.
- Za co?
- Za miły wieczór, za taniec, za…
Popatrzyłam w jego oczy i dostrzegłam blask, którego nie widziałam od dawna. Uśmiechnęłam się:
- Ja też dziękuję, wiele się w moim życiu teraz pokomplikowało i nie za bardzo wiem jak z tego wybrnąć, muszę to sensownie poukładać.
- Chodź, odprowadzę cię.
Ruszyliśmy w stronę mojego domu rozmawiając:
- Asir jest na mnie zły, po części go rozumiem, z drugiej jednak strony…
- On nie rozumie ciebie.
- Zdawało mi się, że nikt nie zna mnie tak dobrze jak on.
- Ale teraz walczy ze swoim morale i miłość do ciebie wcale mu w tym nie pomaga.
- Brad powiedział, że oświadczył mu iż było to chwilowe zauroczenie.
Rolly roześmiał się:
- Kylie to nie jest tak, w tej chwili oszukuje się żeby było mu łatwiej, faceci są prości, to kobiety są skomplikowane, facetowi czasami trzeba powiedzieć coś wprost, wysłać sygnał, sprowokować, pokazać palcem, to tak nie działa jak u was.
- Ciekawe skąd tyle o tym wiesz?
- Bo sam tak robiłem.
- Więc może odkochanie się w kimś nie jest wcale takie trudne.
Doszliśmy do domu i stanęliśmy na werandzie:
- Wierz mi, że jest, wydaje się, że wszystko jest jasne, że to już koniec, a potem nagle spoglądasz na tą osobę, wyzwala się w tobie impuls i…, wszystko wraca.
- Próbujesz go bronić? To do ciebie niepodobne.
- Nie próbuję go bronić, tylko zrozumieć, chociaż tak naprawdę mam gdzieś to, że w tej chwili cierpi.
- Dlaczego?
- Bo ty odebrałaś mu przyjaciela, ale on odebrał coś mnie i niezależnie od sytuacji, nie mogę już tego odzyskać.
- A gdybyś mógł?
Podszedł bliżej i pogładził mnie po policzku.
- Jeśli kiedykolwiek zapragniesz czegoś więcej, chociażby na krótką chwilę, to będę, ale ty musisz tego chcieć.
- Jeszcze mnie nie miałeś a już boisz się mnie stracić?
- Tak, bo wiem, że ze mną nigdy nie będziesz.
- A ty?
- Co ja?
- Chciałbyś do mnie wrócić?
Uśmiechnął się lekko z przekąsem:
- Ja nigdy od ciebie nie odszedłem.
Zbliżył się znacznie i pocałował mnie w usta, po czym odsunął się.
- Dobrej nocy.
Zszedł ze schodów a już po chwili zniknął w ciemnej alejce. Już miałam wchodzić do domu, kiedy usłyszałam za sobą głos:
- Widzę, że ktoś tu zabalował.
Obróciłam się i zobaczyłam uśmiechniętego Tony’ego.
- Tony? Co ty tutaj robisz o tej godzinie?
- Nigdy przy pełni księżyca nie mogę spać, wyszedłem na spacer.
- Nie boisz się wilkołaków?
Uśmiechnęliśmy się do siebie.
- Dwóch rzeczy w życiu nie zaznałem: szczęścia w miłości i strachu.
- Arogant z ciebie wiesz?
- To co? Idziesz ze mną na poszukiwania?
- A właściwie…, tylko daj mi pięć minut ubiorę spodnie.
Weszłam do domu i po chwili wyszłam z niego ubrana w niebieskie powycierane dżinsy i adidasy. Podeszłam do Tony’ego:
- No to prowadź.
- Dobra, plan wycieczki jest taki, najpierw ścianka.
- Ścianka? Jest zamknięta.
- Nie mów mi, że przez płot nie umiesz przeskoczyć.
Roześmiałam się.
- Potem coś zjemy i pójdziemy na piwo, a na koniec plaża.
- Plaża?
- Jest pełnia.
- No i…?
- Nie kąpałaś się nigdy w czasie pełni?
- A wiesz, że nie?
- A widzisz? To czas to nadgonić.
Poszliśmy ulicą i skręciliśmy w stronę miasta. Na końcu ulicy rozciągał się płot, który odgradzał teren ćwiczebny, na którym ustawiona była ścianka. Przeszliśmy od tyłu tak, żeby nikt nas nie widział i przez płot przedostaliśmy się na drugą stronę. O dziwo nie włączył się alarm a strażnika nigdzie nie było widać. Gdy przeskoczyliśmy spojrzałam na niego zdziwiona:
- Wiesz co? Miałam cię za strasznego nudziarza.
- Bardzo dziękuję, myślałaś, że skoro jestem pisarzem to nie potrafię przeskakiwać przez płot?
- A wiesz, że dokładnie tak myślałam?
Roześmialiśmy się i podeszliśmy do ścianki. Tony sięgnął dwie liny i podał mi jedną:
- No, to do dzieła.
- Ale obiecaj mi ,że nie zrobisz sobie krzywdy.
- Martwisz się o mnie?
- Nie, martwię się, że musiałabym cię nieść.
- Ale wredna zołza z ciebie.
- Wiem.
Zapięliśmy pasy i zaczęliśmy się wspinać, w połowie drogi popatrzył na mnie:
- No proszę, kondycja ci widzę dopisuje.
- Ostatnio właśnie chyba jakoś mniej.
- A co? Masz dosyć?
- Nie, ale ilekroć coś mi się zaczyna układać, to bum i znowu rozsypka.
- Ma to coś wspólnego z twoim kolegą – mordercą?
- Wariat.
Zaczęłam się śmiać.
- Asir nie jest mordercą.
- Może i nie, ale wzrok ma taki, że mógłby nim być.
- Ostatnio coś…, nie wiem, pogubiliśmy się chyba.
- To walcz o niego.
- Jestem już zmęczona ciągłą walką.
- Mówisz tak jakby w dzień przybyło ci dziesięć lat.
- No i właśnie tak się czuję, ze skrajności w skrajność, nie ma w czym wybierać, jeden za spokojny, drugi za porywczy, trzeci zbyt romantyczny a czwarty:…nudziarz.
Znowu na twarzy pojawił się uśmiech.
- Faktycznie, ty to jesteś biedna.
- Prawda?
- W głowie ci się przewraca i tyle.
- Czemu tak uważasz?
- Bo może to nie z facetami jest problem, tylko z tobą.
Spojrzałam na niego zdziwiona, czyżby miał rację?
- Może nie wiesz czego chcesz?
- Ja doskonale wiem czego chcę.
- No to słucham?
W końcu weszliśmy na sam szczyt.
- Ty chyba śnisz jak myślisz, że będę ci się zwierzać.
- Już to zrobiłaś a teraz musimy rozwiązać twój problem.
- Żebyś mógł potem napisać o tym książkę?
- Chociażby.
- Nie dam ci tej satysfakcji. Schodzimy.
Zeskoczyliśmy w dół i wypięliśmy się z pasów.
- Łatwiej mi spojrzeć na twoją sytuację obiektywnie.
- Ale nie jesteś obiektywny.
- Staram się być, ale ty nie jesteś łatwym rozmówcą.
- Lubisz łatwe kobiety?
- Nie, bo lubię wyzwania, dlatego tak bardzo ciekawi mnie twoja osobowość, niby nie masz nic do ukrycia, a jednak cokolwiek robisz, robisz to ostrożnie i może to jest właśnie twój problem, brakuje ci spontaniczności.
- Wiesz co? Podarujmy sobie to jedzenie i chodźmy od razu na piwo, bo gadasz jak ksiądz, chyba ta pełnia szkodzi ci bardziej niż przypuszczałeś.
- Mówiłem, że zołza jesteś.
Pokręciłam głową i poszliśmy do pobliskiego baru, gdzie niektórzy kupowali piwo na wynos i siadali przy stolikach na zewnątrz. Tony poszedł zamówić piwo a ja usiadłam przy jednym ze stolików i sięgnęłam do kieszeni spodni, by wyjąć gumkę do włosów. Związałam je w niechlujnie rozczapierzoną kitkę i zapaliłam papierosa. Tony postawił dwa duże plastikowe kubki a ja zauważyłam, że na dnie piwa pływa sok.
- Skąd wiedziałeś, że pije piwo z sokiem?
- Wyglądasz na taką co lubi słodycz.
Zaśmiał się cicho.
- Widzę, że humorek ci dzisiaj dopisuje.
- To prawda.
- A cóż na to tak wpłynęło jeśli mogę wiedzieć?
- Dokończyłem powieść i podpisałem umowę.
- No proszę, to gratuluję.
- Duża w tym twoja zasługa.
- Moja?
- Owszem, przy tobie jakoś nie wiem, odzyskuje humor a myśli same składają się w całość.
- To chyba dobrze co?
- No, bardzo dobrze, ale dlatego tak przykro mi patrzeć jak nie umiesz zaprowadzić porządku w swoim życiu.
-  To wbrew pozorom, nie jest wcale takie łatwe jak wygląda.
- To wytłumacz mi co jest takie skomplikowane, bo chcę zrozumieć.
- Jak sam powiedziałeś, nie zaznałeś szczęścia w miłości, a takim ludziom ciężko zrozumieć.
- To ,że sam nie zaznałem szczęścia, to nie znaczy, że nie kochałem i nie wiem co to miłość.
- Więc co to jest twoim zdaniem miłość?
- Miłość?
Popatrzył na mnie i uśmiechnął się:
- Kiedy patrzysz na kogoś i nie widzisz nic poza tą osobą, kiedy chcesz coś powiedzieć ale ta osoba już to wie zanim jeszcze otworzysz usta, kiedy na samą myśl spotkania czujesz dziwny skurcz w żołądku chociaż wcale nie jesteś chora, kiedy telepatycznie ściągasz kogoś myślami gdy jest ci źle i musisz się przytulić, a kiedy to zrobisz, odnosisz wrażenie, że problemy tego świata dotyczą wszystkich, tylko nie ciebie.
Spojrzałam na niego poważnie a on na mnie.
- Jeśli czujesz to wszystko, to znaczy, że kogoś kochasz.
- A jeśli kocham ich obu?
- Chociaż jest to ciężkie do ogarnięcia, to uwierz mi, że możliwe, pytanie tylko którego kochasz bardziej i z którym mogłabyś spędzić życie. Wiesz, jest takie powiedzenie, że prawdziwy ból zadajemy tylko tym, których naprawdę kochamy.
- Wierzysz w to?
- Wierzę, bo chociaż kochałem moją żonę a krzywdziła mnie każdego dnia, najdotkliwszy ból zadałem ja jej i do dzisiaj sobie tego nie mogę wybaczyć. Natura człowieka jest tak pokręcona, że odsuwamy się od osób, których darzymy uczuciem w obawie by nas nie zranili.
- Pięknie to brzmi, ale nadal nie wiem co powinnam zrobić.
- To nie chodzi o to co ja mówię a ty słyszysz, tylko o to co naprawdę czujesz.
Uśmiechnęłam się:
- Mętlik w głowie.
- I słusznie to określiłaś, bo twoje serce wie co czuje, ale twoja głowa tego jak widać nie ogarnia i dopóki tego nie zrównoważysz, będziesz się tak czuła.
- Więc jak doprowadzić do równowagi twoim zdaniem?
- Sprawdzić obu, w końcu jakiś gest ci to podpowie.
- To co z tą plażą? Idziemy?
- Idziemy.

Wstaliśmy od stolika i wolnym krokiem poszliśmy w stronę oceanu. Ocean dawał mi ukojenie, kiedy na niego patrzyłam wszystko zdawało się być prostsze, choć w rzeczywistości nic takie nie było.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz