LII
Asir od samego rana
biegał i ćwiczył jak oszalały. Wiadomość o tym, że to ja okazałam się oprawcą
jego przyjaciela-sadysty, najwyraźniej go przerosła i wbiła się klinem między
nas. Tego dnia Asir w ogóle nie pojawił się na oddziale, za to wieczorem
pojawił się w klubie. Sporo wypił i jeszcze sporo zamierzał wypić.
Siedziałam razem z Kim
i Jesse przy stoliku i rozmawiając przyglądałyśmy się jak Asir tańczy na
parkiecie. Miał on szczególny sposób na odreagowywanie swoich stresów, nie
zamykał się w sobie, tylko próbował to na swój poukładany sposób wyrzucić ze
swojej głowy.
- Co się dzieje?
Zapytała znienacka
Kim.
- Próbuje jak sądzę
ukarać się za naiwność.
- Za naiwność czy za
to, że cię pokochał?
- Chyba za obie te
rzeczy.
- Może powinnaś z nim
porozmawiać?
- Nie ma o czym, nie
będę go przepraszać za coś co stało się lata temu.
- A co się stało?
Chodzi o to szkolenie tak?
Zapytała, na co Jesse
szybko wtrąciła:
- Facet, którego Kylie
zabiła po podobnym szkoleniu był przyjacielem Asir’a.
- No ale przecież nie
wiedziała o tym.
- Nie Kim, nie
wiedziałam, ale gdybym wiedziała to i tak po tym wszystkim co zrobił, postąpiła
bym tak samo. Kiedy gasły światła…
I tu przypomniałam
sobie moje szkolenia:
- Zakradał się do
naszych pokoi, te, które mu nie ulegały były gnębione na treningach, stosował
tak sadystyczne metody, że nie raz ciężko było nam dojść o własnych siłach do
pokoi, traktował nas jak psy i karał jak psy. Gdy w końcu w czasie jednego z
ostatnich szkoleń trenowaliśmy pod wodą a on patrzył jak przestaję oddychać
śmiejąc się, nie wytrzymałam. W czasie jednej z pierwszych akcji odpolowałam
moment, w którym był sam, udałam, że chcę by do czegoś między nami doszło, gdy
byłam już wystarczająco blisko niego – wbiłam mu nóż prosto w serce, zmarł od
razu. Upozorowałam to na mord dokonany przez wroga. Nigdy się nie dowiedzieli
prawdy.
- Asir nie wiedział
jakim był człowiekiem?
- Pewnie i wiedział,
ale czy sam był lepszy? To jemu tak naprawdę zawdzięczam swoją świetlaną
przeszłość i teraźniejszość, gdyby nie on, pewnie nigdy nie musiałabym robić
tego wszystkiego.
Po chwili w klubie
pojawił się Rolly z Cole’m. Zerknęłam na nich i patrzyłam na reakcję Kim na
widok niego, ale nawet nie drgnęła, za to zareagowała bardzo żywo na Red’a,
który słysząc piosenkę „Apologize” zespołu Timbaland ft. Old Republic pociągnął
ją na środek parkietu, Gino zabrał też Jesse a ja właśnie miałam zapalić kiedy
pochylił się nade mną Rolly, spojrzałam na niego.
- To nie jest dobry
pomysł.
- Myślę, że jest.
Podał mi rękę a ja
podałam mu swoją i zeszliśmy po schodach na dół. Powoli obracaliśmy się w rytm
muzyki a ja poczułam się tak dobrze jak kiedyś. Czułam, że jego ręce obejmują
mnie coraz mocniej a gdy zauważył, że się temu poddaję, objął mnie tak, że moja
głowa spoczęła na jego ramieniu. Asir obserwował to z daleka siedząc przy barze
i popijając kolejną szklankę whisky. Brad stał oparty za barem i z nim
rozmawiał:
- Pokłóciliście się?
Uśmiechnął się.
- Nie, wymieniliśmy
poglądy, niestety z miernym skutkiem.
- No wiesz Kylie ma
ognisty temperament.
- Zauważyłem.
- Ale z ciebie też
jest kawał skurczybyka, więc…, na pewno się dogadacie.
- Nie zależy mi już
żeby się z nią dogadać, wolałbym ją w tej chwili zabić.
Brad uśmiechnął się,
ale odczucia Asir’a były poważne.
- Nie łatwo jest ją
kochać.
- Skąd pomysł, że ją
kocham? To było zwykłe zauroczenie, spodobała mi się jak setka innych, tyle, a
teraz znudziła mi się.
Dopił szklankę i
odstawił ją na blat, Brad spojrzał na niego poważnie, bo wiedział, że tak nie
myśli, wstał i spojrzał na Brad’a.
- Na razie.
Brad kiwnął głową a
Asir wyszedł, ja jeszcze dobrą godzinę bawiłam się na parkiecie w tym
dwukrotnie z Rolly’m przy wolnych
utworach. Kiedy wyszliśmy z klubu, Rolly spojrzał na mnie:
- Dziękuję.
- Za co?
- Za miły wieczór, za
taniec, za…
Popatrzyłam w jego
oczy i dostrzegłam blask, którego nie widziałam od dawna. Uśmiechnęłam się:
- Ja też dziękuję,
wiele się w moim życiu teraz pokomplikowało i nie za bardzo wiem jak z tego
wybrnąć, muszę to sensownie poukładać.
- Chodź, odprowadzę
cię.
Ruszyliśmy w stronę
mojego domu rozmawiając:
- Asir jest na mnie
zły, po części go rozumiem, z drugiej jednak strony…
- On nie rozumie
ciebie.
- Zdawało mi się, że
nikt nie zna mnie tak dobrze jak on.
- Ale teraz walczy ze
swoim morale i miłość do ciebie wcale mu w tym nie pomaga.
- Brad powiedział, że
oświadczył mu iż było to chwilowe zauroczenie.
Rolly roześmiał się:
- Kylie to nie jest
tak, w tej chwili oszukuje się żeby było mu łatwiej, faceci są prości, to
kobiety są skomplikowane, facetowi czasami trzeba powiedzieć coś wprost, wysłać
sygnał, sprowokować, pokazać palcem, to tak nie działa jak u was.
- Ciekawe skąd tyle o
tym wiesz?
- Bo sam tak robiłem.
- Więc może odkochanie
się w kimś nie jest wcale takie trudne.
Doszliśmy do domu i
stanęliśmy na werandzie:
- Wierz mi, że jest,
wydaje się, że wszystko jest jasne, że to już koniec, a potem nagle spoglądasz
na tą osobę, wyzwala się w tobie impuls i…, wszystko wraca.
- Próbujesz go bronić?
To do ciebie niepodobne.
- Nie próbuję go
bronić, tylko zrozumieć, chociaż tak naprawdę mam gdzieś to, że w tej chwili
cierpi.
- Dlaczego?
- Bo ty odebrałaś mu
przyjaciela, ale on odebrał coś mnie i niezależnie od sytuacji, nie mogę już
tego odzyskać.
- A gdybyś mógł?
Podszedł bliżej i
pogładził mnie po policzku.
- Jeśli kiedykolwiek
zapragniesz czegoś więcej, chociażby na krótką chwilę, to będę, ale ty musisz
tego chcieć.
- Jeszcze mnie nie
miałeś a już boisz się mnie stracić?
- Tak, bo wiem, że ze
mną nigdy nie będziesz.
- A ty?
- Co ja?
- Chciałbyś do mnie
wrócić?
Uśmiechnął się lekko z
przekąsem:
- Ja nigdy od ciebie
nie odszedłem.
Zbliżył się znacznie i
pocałował mnie w usta, po czym odsunął się.
- Dobrej nocy.
Zszedł ze schodów a
już po chwili zniknął w ciemnej alejce. Już miałam wchodzić do domu, kiedy
usłyszałam za sobą głos:
- Widzę, że ktoś tu
zabalował.
Obróciłam się i
zobaczyłam uśmiechniętego Tony’ego.
- Tony? Co ty tutaj
robisz o tej godzinie?
- Nigdy przy pełni
księżyca nie mogę spać, wyszedłem na spacer.
- Nie boisz się
wilkołaków?
Uśmiechnęliśmy się do
siebie.
- Dwóch rzeczy w życiu
nie zaznałem: szczęścia w miłości i strachu.
- Arogant z ciebie
wiesz?
- To co? Idziesz ze
mną na poszukiwania?
- A właściwie…, tylko
daj mi pięć minut ubiorę spodnie.
Weszłam do domu i po chwili
wyszłam z niego ubrana w niebieskie powycierane dżinsy i adidasy. Podeszłam do
Tony’ego:
- No to prowadź.
- Dobra, plan
wycieczki jest taki, najpierw ścianka.
- Ścianka? Jest
zamknięta.
- Nie mów mi, że przez
płot nie umiesz przeskoczyć.
Roześmiałam się.
- Potem coś zjemy i
pójdziemy na piwo, a na koniec plaża.
- Plaża?
- Jest pełnia.
- No i…?
- Nie kąpałaś się
nigdy w czasie pełni?
- A wiesz, że nie?
- A widzisz? To czas
to nadgonić.
Poszliśmy ulicą i
skręciliśmy w stronę miasta. Na końcu ulicy rozciągał się płot, który odgradzał
teren ćwiczebny, na którym ustawiona była ścianka. Przeszliśmy od tyłu tak,
żeby nikt nas nie widział i przez płot przedostaliśmy się na drugą stronę. O
dziwo nie włączył się alarm a strażnika nigdzie nie było widać. Gdy przeskoczyliśmy
spojrzałam na niego zdziwiona:
- Wiesz co? Miałam cię
za strasznego nudziarza.
- Bardzo dziękuję,
myślałaś, że skoro jestem pisarzem to nie potrafię przeskakiwać przez płot?
- A wiesz, że
dokładnie tak myślałam?
Roześmialiśmy się i
podeszliśmy do ścianki. Tony sięgnął dwie liny i podał mi jedną:
- No, to do dzieła.
- Ale obiecaj mi ,że
nie zrobisz sobie krzywdy.
- Martwisz się o mnie?
- Nie, martwię się, że
musiałabym cię nieść.
- Ale wredna zołza z
ciebie.
- Wiem.
Zapięliśmy pasy i
zaczęliśmy się wspinać, w połowie drogi popatrzył na mnie:
- No proszę, kondycja
ci widzę dopisuje.
- Ostatnio właśnie
chyba jakoś mniej.
- A co? Masz dosyć?
- Nie, ale ilekroć coś
mi się zaczyna układać, to bum i
znowu rozsypka.
- Ma to coś wspólnego
z twoim kolegą – mordercą?
- Wariat.
Zaczęłam się śmiać.
- Asir nie jest
mordercą.
- Może i nie, ale
wzrok ma taki, że mógłby nim być.
- Ostatnio coś…, nie
wiem, pogubiliśmy się chyba.
- To walcz o niego.
- Jestem już zmęczona
ciągłą walką.
- Mówisz tak jakby w
dzień przybyło ci dziesięć lat.
- No i właśnie tak się
czuję, ze skrajności w skrajność, nie ma w czym wybierać, jeden za spokojny,
drugi za porywczy, trzeci zbyt romantyczny a czwarty:…nudziarz.
Znowu na twarzy
pojawił się uśmiech.
- Faktycznie, ty to
jesteś biedna.
- Prawda?
- W głowie ci się
przewraca i tyle.
- Czemu tak uważasz?
- Bo może to nie z
facetami jest problem, tylko z tobą.
Spojrzałam na niego
zdziwiona, czyżby miał rację?
- Może nie wiesz czego
chcesz?
- Ja doskonale wiem
czego chcę.
- No to słucham?
W końcu weszliśmy na
sam szczyt.
- Ty chyba śnisz jak
myślisz, że będę ci się zwierzać.
- Już to zrobiłaś a
teraz musimy rozwiązać twój problem.
- Żebyś mógł potem
napisać o tym książkę?
- Chociażby.
- Nie dam ci tej
satysfakcji. Schodzimy.
Zeskoczyliśmy w dół i
wypięliśmy się z pasów.
- Łatwiej mi spojrzeć
na twoją sytuację obiektywnie.
- Ale nie jesteś
obiektywny.
- Staram się być, ale
ty nie jesteś łatwym rozmówcą.
- Lubisz łatwe
kobiety?
- Nie, bo lubię
wyzwania, dlatego tak bardzo ciekawi mnie twoja osobowość, niby nie masz nic do
ukrycia, a jednak cokolwiek robisz, robisz to ostrożnie i może to jest właśnie
twój problem, brakuje ci spontaniczności.
- Wiesz co? Podarujmy
sobie to jedzenie i chodźmy od razu na piwo, bo gadasz jak ksiądz, chyba ta
pełnia szkodzi ci bardziej niż przypuszczałeś.
- Mówiłem, że zołza
jesteś.
Pokręciłam głową i
poszliśmy do pobliskiego baru, gdzie niektórzy kupowali piwo na wynos i siadali
przy stolikach na zewnątrz. Tony poszedł zamówić piwo a ja usiadłam przy jednym
ze stolików i sięgnęłam do kieszeni spodni, by wyjąć gumkę do włosów. Związałam
je w niechlujnie rozczapierzoną kitkę i zapaliłam papierosa. Tony postawił dwa
duże plastikowe kubki a ja zauważyłam, że na dnie piwa pływa sok.
- Skąd wiedziałeś, że
pije piwo z sokiem?
- Wyglądasz na taką co
lubi słodycz.
Zaśmiał się cicho.
- Widzę, że humorek ci
dzisiaj dopisuje.
- To prawda.
- A cóż na to tak
wpłynęło jeśli mogę wiedzieć?
- Dokończyłem powieść
i podpisałem umowę.
- No proszę, to
gratuluję.
- Duża w tym twoja
zasługa.
- Moja?
- Owszem, przy tobie
jakoś nie wiem, odzyskuje humor a myśli same składają się w całość.
- To chyba dobrze co?
- No, bardzo dobrze,
ale dlatego tak przykro mi patrzeć jak nie umiesz zaprowadzić porządku w swoim
życiu.
- To wbrew pozorom, nie jest wcale takie łatwe
jak wygląda.
- To wytłumacz mi co
jest takie skomplikowane, bo chcę zrozumieć.
- Jak sam
powiedziałeś, nie zaznałeś szczęścia w miłości, a takim ludziom ciężko
zrozumieć.
- To ,że sam nie
zaznałem szczęścia, to nie znaczy, że nie kochałem i nie wiem co to miłość.
- Więc co to jest
twoim zdaniem miłość?
- Miłość?
Popatrzył na mnie i
uśmiechnął się:
- Kiedy patrzysz na
kogoś i nie widzisz nic poza tą osobą, kiedy chcesz coś powiedzieć ale ta osoba
już to wie zanim jeszcze otworzysz usta, kiedy na samą myśl spotkania czujesz
dziwny skurcz w żołądku chociaż wcale nie jesteś chora, kiedy telepatycznie
ściągasz kogoś myślami gdy jest ci źle i musisz się przytulić, a kiedy to
zrobisz, odnosisz wrażenie, że problemy tego świata dotyczą wszystkich, tylko
nie ciebie.
Spojrzałam na niego
poważnie a on na mnie.
- Jeśli czujesz to
wszystko, to znaczy, że kogoś kochasz.
- A jeśli kocham ich
obu?
- Chociaż jest to
ciężkie do ogarnięcia, to uwierz mi, że możliwe, pytanie tylko którego kochasz
bardziej i z którym mogłabyś spędzić życie. Wiesz, jest takie powiedzenie, że
prawdziwy ból zadajemy tylko tym, których naprawdę kochamy.
- Wierzysz w to?
- Wierzę, bo chociaż
kochałem moją żonę a krzywdziła mnie każdego dnia, najdotkliwszy ból zadałem ja
jej i do dzisiaj sobie tego nie mogę wybaczyć. Natura człowieka jest tak
pokręcona, że odsuwamy się od osób, których darzymy uczuciem w obawie by nas
nie zranili.
- Pięknie to brzmi,
ale nadal nie wiem co powinnam zrobić.
- To nie chodzi o to
co ja mówię a ty słyszysz, tylko o to co naprawdę czujesz.
Uśmiechnęłam się:
- Mętlik w głowie.
- I słusznie to
określiłaś, bo twoje serce wie co czuje, ale twoja głowa tego jak widać nie
ogarnia i dopóki tego nie zrównoważysz, będziesz się tak czuła.
- Więc jak doprowadzić
do równowagi twoim zdaniem?
- Sprawdzić obu, w
końcu jakiś gest ci to podpowie.
- To co z tą plażą?
Idziemy?
- Idziemy.
Wstaliśmy od stolika i
wolnym krokiem poszliśmy w stronę oceanu. Ocean dawał mi ukojenie, kiedy na
niego patrzyłam wszystko zdawało się być prostsze, choć w rzeczywistości nic
takie nie było.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz