środa, 19 lutego 2014

Rozdział XXX

XXX

Dosyć wcześnie wstałam rano, jednak nie ma to jak własne łóżko, choć narzekać nie mogłam. Asir jeszcze spał kiedy weszłam do kuchni by zrobić kawę. Otworzyłam duże okno na oścież i włączyłam radio, akurat leciało „Enjoy the silence” Depeche mode, odruchowo przymknęłam oczy i zaczęłam kołysać się w rytm muzyki podczas gdy woda gotowała się w czajniku. Gdy jednak się rozkręciłam, nawet nie zauważyłam, że czajnik dawno się wyłączył a kawę zdążył zalać Asir. Obserwował mnie uśmiechnięty choć nie przeszkadzał mi a ja nawet go nie zauważyłam, w końcu piosenka się skończyła, wpadłam prosto na niego:
- Dzień dobry.
- Obudziłam cię, nie chciałam.
- Jak codziennie będziesz robić takie kino i to na przykład w samej bieliźnie, to zniosę wszystko.
Puknęłam go w ramię.
- Kawa zrobiona.
- Dzięki.
Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się speszona.
- To kiedy zwolnisz mnie z obowiązków pielęgniarki?
Pociągnął mnie do siebie:
- Nigdy.
Popatrzył mi w oczy i objął mnie w pół, na co ja szybko wzięłam jego ręce z mojej talii:
- Muszę oprawić się w ramkę i pojechać na oddział i tym razem zostaniesz w domu, obiecaj mi.
Asir ciężko westchnął.
- Dobra już…
- Obiecaj.
Zagroziłam palcem, chwycił go i pogroził mi swoim:
- Uważaj…
Wzięłam kubek z kawą i poszłam do łazienki.
Kiedy dotarłam na oddział, na sali treningowej trwały szkolenia. Podeszłam do Cole’a i spojrzałam na Lindę, której grupa akurat ćwiczyła.
- Jak im idzie?
- Tak sobie, trzeba im narzucić jakąś technikę, bo inaczej polegną jak jeden mąż.
- Właśnie widzę.
Wtedy podszedł Rolly i popatrzył na rekrutów, którzy zmagali się wzajemnie na macie. Przez chwilę im się przyglądał, w końcu oświadczył:
- Zmień ją.
Spojrzałam i skrzywiłam się.
- Znowu to ja mam być ta zła?
Rolly uśmiechnął się a Cole szepnął mi do ucha:
- Kochanie, ale tobie pasuje ta fucha.
- Spadaj.
Podeszłam do Lindy i spojrzałam na nią:
- Zrób sobie przerwę.
- Chyba żartujesz?
- Gdybym miała poczucie humoru, nie byłabym agentem tylko komikiem.
Popatrzyła na mnie wrogo:
- Przerwa, zejdź z maty.
Niechętnie ,ale usunęła się na bok i stanęła przy Cole’u, ja weszłam na matę i skinęłam ręką na mężczyznę, który wcześniej walczył z Lindą, z niewielkim wysiłkiem pokonując ją za każdym razem. Podszedł do mnie i uśmiechnął się. Był dość solidnej postury i ledwo zobaczył mnie jako przeciwnika, niemalże ruszył na mnie z pełnego rozpędu. Tak jak ruszył, tak po chwili runął całym ciałem na glebę, bo odsunęłam się i podcięłam mu nogi. Uśmiechnęłam się a Linda pokiwała głową z dezaprobatą. Mężczyzna podniósł się, tym razem nie próbował wbiec na mnie, tylko zamachnął się ręką kierunku mojej twarzy, schyliłam się i trafiłam go w brzuch. Syknął, ale zamierzył się ponownie, tym razem trafił mnie w bok. Linda oniemiała z zadowolenia, zwłaszcza gdy po chwili chwycił mnie od tyłu i ścisnął mi szyję, faktycznie przez chwilę nie mogłam się wyswobodzić, ale gdy szepnął mi do ucha:
- Już jesteś martwa suko, więc lepiej dopilnuj żebym ukończył szkolenie.
Wezbrała we mnie taka złość i agresja, że nie mogło się to dobrze skończyć. Rolly najwyraźniej posłyszał jego słowa, bo powoli zaczął przesuwać się w naszą stronę jakby w obawie, że coś mi grozi. Kopnęłam go dwa razy w krocze i przeskoczyłam tuż za niego, chwytając jego kark. Jedną ręką przydusiłam do siebie jego szyję, a drugą obróciłam jego głowę tak, że kark chrupnął. Wypuściłam go ze swojego uścisku a na sali zaległa cisza. Rolly kiwnął na mnie głową a Linda podbiegła do niego, po czym z oburzeniem spojrzała na mnie, podniosłam się:
- Zabiłaś go.
- Tyle to ja też widzę.
Stanęłam na środku sali i spojrzałam na wszystkich:
- Posłuchajcie mnie wszyscy, musicie sobie zdać wreszcie sprawę z tego, po co tu jesteście, my nie jesteśmy waszymi wrogami, wy jesteście nimi sami dla siebie próbując na siłę  udowodnić nam waszą wyższość! Przyszliście tu dobrowolnie, teraz już nie ma odwrotu! I albo wreszcie poddacie się naszym metodom szkoleń, albo skończycie jak ten chojrak, wybór należy do was.
Popatrzyłam na wszystkich a oni na mnie, po czym od razu zabrali się za precyzyjne wymierzanie ciosów ćwicząc w parach. Na salę wbiegło dwóch agentów sprzątających i przeciągnęli martwego mężczyznę w stronę korytarza. Cole popatrzył na mnie:
- Ktoś tu ma zły dzień?
- Nie, ktoś nie lubi być szantażowany, a ci ludzie potrzebują motywacji.
Po chwili przyszedł Daniels i poprosił mnie do siebie:
- Wejdź do mnie.
Gdy weszliśmy do jego gabinetu nawet nie usiadłam. On za to rozsiadł się wygodnie i popatrzył na mnie:
- Centrum jest zachwycone metodami twoich szkoleń, choć przyznam, że nie spodziewałem się takiej brutalności z twojej strony, nie to żebym jej nie pochwalał, ale…
- Ale co?
- Chcę żebyś troskliwiej zajęła się wykształceniem Lindy.
- Chyba kpisz?
- Rolly twierdzi, że ma potencjał, ja osobiście tego nie zauważyłem, choć nie przeczę, że może być użyteczna.
- To chociaż w jednej kwestii się zgadzamy, a skoro Rolly tak twierdzi, to niech się nią zajmie, ja nie mam na to czasu ani ochoty, nie cierpi mnie.
- No i właśnie to może być dla niej motywacją by uzyskać odpowiednie kwalifikacje.
- Posłuchaj, ja nie prowadzę niedzielnej szkółki dla opornych. Szkolę rekrutów a nie agentów, to działka Rolly’ego i niech tak zostanie.
- To weź ją chociaż na trening.
Westchnęłam ciężko.
- Zastanowię się.
Wyszłam z gabinetu i idąc długim korytarzem w stronę holu, weszłam prosto na Jesse, dołączyła do mnie:
- Hej, co tam?
- Jakoś.
Przystanęła skrzywiła się.
- Jakoś?
- Właściwie to nijak.
- Słyszałam o treningu.
- A ktoś jeszcze nie słyszał?
- Co cię gryzie?
- Nic, po prostu ostatnio jestem pod dużą presją, to tak nie do końca mnie dobrze nastawia.
- A Asir?
Uśmiechnęła się żądna jakiś nowinek, uśmiechnęłam się też.
- Potrafi być milutki.
- No wierzę.
- To co cię martwi?
- Sama nie wiem.
- Wiesz co? Może chodźmy na szybkiego drinka co?
- Właściwie czemu nie, tutaj i tak już skończyłam.
Pojechałyśmy do K&J&B i usiadłyśmy przy stoliku na pół piętrze, tam zawsze siedziałam ja z Brad’em lub Joe, gdy nadrabialiśmy zaległości papierkowe. To był tak zwany stolik firmowy. Po chwili bez komentarzy Brad przyniósł nam butelkę wina i uśmiechnął się:
- Jak będziecie potrzebowali męskiego towarzystwa to krzyknijcie.
- Jasne.
Odpowiedziałam z uśmiechem a Brad poszedł.
- No, więc mów co cię tak męczy.
- Uważasz, że powinnam być z Asir’em? Ale tak dosłownie.
- Sypianie ze sobą nie jest dosłowne?
- Wiesz o czym mówię.
- Wiem, żartuję, nie wiem a ty jak czujesz?
- Jakbym słyszała Vicky.
- Dobra, co konkretnie cię tak niepokoi, zależy mu na tobie to widać, może ma swój charakterystyczny sposób okazywania tego, ale myślę, że w ogień by za tobą wskoczył.
Popatrzyła na mnie i chyba zdziwiła się ,że się nie odezwałam:
- Co? Mało?
- Nie.
- Wykrztuś wreszcie.
- Mieszkam u niego trzy dni.
- I…?
- I łapię się na tym, że modlę się o wieczór, żeby do niego wrócić.
- I co? Uważasz, że to jest złe?
- Nie wiem, dwa lata zajęło mi uporanie się ze sobą po związku z Rolly’m, nie chcę wdepnąć w kolejne bagno.
- Rolly cię oszukał, a to zasadnicza różnica, nie możesz z góry zakładać, że każdy facet jest be.
- Wcale tego nie zakładam.
- To co robisz?
Westchnęłam.
- Chy? Bo jak dla mnie to szukasz dziury w całym, co mam ci powiedzieć, że nie masz się z nim wiązać, bo potem będziesz żałować? Nie powiem ci tego bo nie wiem i ty też nie wiesz, musisz to po prostu sprawdzić, innego wyjścia nie ma. Ja uważam, że jeśli jest ci z nim dobrze, to spróbuj.
- Wiesz co? Masz rację, wypijmy za to.
Stuknęłyśmy się kieliszkami i wypiłyśmy prawie do dna, wtedy zadzwonił telefon, Jesse uśmiechnęła się, będąc przekonana, że to Asir.
- To Vicky.
Jesse spojrzała na mnie:
- Vicky?
- Halo?
- Kylie to ja, nie ma Seth’a a ktoś się kręci wokół domu.
- Nie ruszaj się stamtąd ,zaraz będę.
Chciałam wstać i wtedy przy naszym stoliku usiadła Sue, uśmiechnęła się i spojrzała na Jesse ,która sięgnęła broń:
- Nie radzę.
Popatrzyłam na nią.
- To, że tu przyszłaś, było najgłupszą rzeczą jaką mogłaś zrobić, nie wyjdziesz stąd żywa.
- Wierz mi, że wyjdę, w przeciwnym razie twoja głupia przyjaciółeczka Vicky zapłaci za to swoim życiem, a przecież więcej trupów chyba już byś nie zniosła prawda?
- Czego chcesz?
- Chce dobić z tobą targu, mogę darować ci życie, w zamian za firmę mamy.
- Ty chyba jesteś nienormalna? Zadałaś się z terrorystami i chcesz firmę? Na diabła?
- Jako zabezpieczenie, sama przyznałaś, że to terroryści, jeśli dostaną to czego chcą, mogę im przestać być potrzebna.
Uśmiechnęłam się.
- A jednak się boisz.
Sue spoważniała.
- Przemyśl moją ofertę, odezwę się.
Wstała i wyszła z klubu, wiedzieliśmy, że nie jest sama, więc wstałam i gestem ręki pokazałam Brad’owi, że ma ją wypuścić z klubu, wykręciłam do Vicky:
-Sprawdź czy odjechali, w porządku, zaraz wyślę ci Seth’a.
W tym czasie już Jesse zdążyła do niego zadzwonić i kiwnęła do mnie głową.
- Diabelna wywłoka, niech ją piekło pochłonie.
Powiedziała Jesse.
- To by było zbyt proste, po co jej firma? Ona coś kombinuje, albo mnie podpuszcza.
- Obstawiałabym to drugie, Omally zabronił jej cię zabić, chce cię wystraszyć.
- Ale po co?
- Nie wiem, ale nie możemy być pewne co zrobi w następnej kolejności, więc trzeba się mieć na baczności.
- Wracam do domu.
Wstałam od stolika i zobaczyłam, że w naszym kierunku idzie Gino, uśmiechnął się do mnie:
- Odwieźć cię?
- Nie, dzięki, poradzę sobie.
Poszłam dalej i w drzwiach klubu zobaczyłam Asir’a, uśmiechnął się do mnie a ja do niego, podeszłam bliżej:
- Skąd wiedziałeś?
Uniósł brwi wyżej:
- Wszędzie mam swoich ludzi, idziemy?
- Tak.

Ruszyłam w stronę drzwi a Asir zaraz za mną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz