XXX
Dosyć wcześnie wstałam
rano, jednak nie ma to jak własne łóżko, choć narzekać nie mogłam. Asir jeszcze
spał kiedy weszłam do kuchni by zrobić kawę. Otworzyłam duże okno na oścież i
włączyłam radio, akurat leciało „Enjoy the silence” Depeche mode, odruchowo
przymknęłam oczy i zaczęłam kołysać się w rytm muzyki podczas gdy woda gotowała
się w czajniku. Gdy jednak się rozkręciłam, nawet nie zauważyłam, że czajnik
dawno się wyłączył a kawę zdążył zalać Asir. Obserwował mnie uśmiechnięty choć
nie przeszkadzał mi a ja nawet go nie zauważyłam, w końcu piosenka się
skończyła, wpadłam prosto na niego:
- Dzień dobry.
- Obudziłam cię, nie
chciałam.
- Jak codziennie
będziesz robić takie kino i to na przykład w samej bieliźnie, to zniosę
wszystko.
Puknęłam go w ramię.
- Kawa zrobiona.
- Dzięki.
Spojrzałam na niego i
uśmiechnęłam się speszona.
- To kiedy zwolnisz
mnie z obowiązków pielęgniarki?
Pociągnął mnie do
siebie:
- Nigdy.
Popatrzył mi w oczy i
objął mnie w pół, na co ja szybko wzięłam jego ręce z mojej talii:
- Muszę oprawić się w
ramkę i pojechać na oddział i tym razem zostaniesz w domu, obiecaj mi.
Asir ciężko westchnął.
- Dobra już…
- Obiecaj.
Zagroziłam palcem,
chwycił go i pogroził mi swoim:
- Uważaj…
Wzięłam kubek z kawą i
poszłam do łazienki.
Kiedy dotarłam na
oddział, na sali treningowej trwały szkolenia. Podeszłam do Cole’a i spojrzałam
na Lindę, której grupa akurat ćwiczyła.
- Jak im idzie?
- Tak sobie, trzeba im
narzucić jakąś technikę, bo inaczej polegną jak jeden mąż.
- Właśnie widzę.
Wtedy podszedł Rolly i
popatrzył na rekrutów, którzy zmagali się wzajemnie na macie. Przez chwilę im
się przyglądał, w końcu oświadczył:
- Zmień ją.
Spojrzałam i
skrzywiłam się.
- Znowu to ja mam być
ta zła?
Rolly uśmiechnął się a
Cole szepnął mi do ucha:
- Kochanie, ale tobie
pasuje ta fucha.
- Spadaj.
Podeszłam do Lindy i
spojrzałam na nią:
- Zrób sobie przerwę.
- Chyba żartujesz?
- Gdybym miała
poczucie humoru, nie byłabym agentem tylko komikiem.
Popatrzyła na mnie
wrogo:
- Przerwa, zejdź z
maty.
Niechętnie ,ale
usunęła się na bok i stanęła przy Cole’u, ja weszłam na matę i skinęłam ręką na
mężczyznę, który wcześniej walczył z Lindą, z niewielkim wysiłkiem pokonując ją
za każdym razem. Podszedł do mnie i uśmiechnął się. Był dość solidnej postury i
ledwo zobaczył mnie jako przeciwnika, niemalże ruszył na mnie z pełnego
rozpędu. Tak jak ruszył, tak po chwili runął całym ciałem na glebę, bo
odsunęłam się i podcięłam mu nogi. Uśmiechnęłam się a Linda pokiwała głową z
dezaprobatą. Mężczyzna podniósł się, tym razem nie próbował wbiec na mnie,
tylko zamachnął się ręką kierunku mojej twarzy, schyliłam się i trafiłam go w brzuch.
Syknął, ale zamierzył się ponownie, tym razem trafił mnie w bok. Linda
oniemiała z zadowolenia, zwłaszcza gdy po chwili chwycił mnie od tyłu i ścisnął
mi szyję, faktycznie przez chwilę nie mogłam się wyswobodzić, ale gdy szepnął
mi do ucha:
- Już jesteś martwa
suko, więc lepiej dopilnuj żebym ukończył szkolenie.
Wezbrała we mnie taka
złość i agresja, że nie mogło się to dobrze skończyć. Rolly najwyraźniej
posłyszał jego słowa, bo powoli zaczął przesuwać się w naszą stronę jakby w
obawie, że coś mi grozi. Kopnęłam go dwa razy w krocze i przeskoczyłam tuż za
niego, chwytając jego kark. Jedną ręką przydusiłam do siebie jego szyję, a
drugą obróciłam jego głowę tak, że kark chrupnął. Wypuściłam go ze swojego
uścisku a na sali zaległa cisza. Rolly kiwnął na mnie głową a Linda podbiegła
do niego, po czym z oburzeniem spojrzała na mnie, podniosłam się:
- Zabiłaś go.
- Tyle to ja też
widzę.
Stanęłam na środku
sali i spojrzałam na wszystkich:
- Posłuchajcie mnie
wszyscy, musicie sobie zdać wreszcie sprawę z tego, po co tu jesteście, my nie
jesteśmy waszymi wrogami, wy jesteście nimi sami dla siebie próbując na siłę udowodnić nam waszą wyższość! Przyszliście tu
dobrowolnie, teraz już nie ma odwrotu! I albo wreszcie poddacie się naszym
metodom szkoleń, albo skończycie jak ten chojrak, wybór należy do was.
Popatrzyłam na
wszystkich a oni na mnie, po czym od razu zabrali się za precyzyjne wymierzanie
ciosów ćwicząc w parach. Na salę wbiegło dwóch agentów sprzątających i
przeciągnęli martwego mężczyznę w stronę korytarza. Cole popatrzył na mnie:
- Ktoś tu ma zły
dzień?
- Nie, ktoś nie lubi
być szantażowany, a ci ludzie potrzebują motywacji.
Po chwili przyszedł
Daniels i poprosił mnie do siebie:
- Wejdź do mnie.
Gdy weszliśmy do jego
gabinetu nawet nie usiadłam. On za to rozsiadł się wygodnie i popatrzył na
mnie:
- Centrum jest
zachwycone metodami twoich szkoleń, choć przyznam, że nie spodziewałem się
takiej brutalności z twojej strony, nie to żebym jej nie pochwalał, ale…
- Ale co?
- Chcę żebyś
troskliwiej zajęła się wykształceniem Lindy.
- Chyba kpisz?
- Rolly twierdzi, że
ma potencjał, ja osobiście tego nie zauważyłem, choć nie przeczę, że może być
użyteczna.
- To chociaż w jednej
kwestii się zgadzamy, a skoro Rolly tak twierdzi, to niech się nią zajmie, ja
nie mam na to czasu ani ochoty, nie cierpi mnie.
- No i właśnie to może
być dla niej motywacją by uzyskać odpowiednie kwalifikacje.
- Posłuchaj, ja nie
prowadzę niedzielnej szkółki dla opornych. Szkolę rekrutów a nie agentów, to
działka Rolly’ego i niech tak zostanie.
- To weź ją chociaż na
trening.
Westchnęłam ciężko.
- Zastanowię się.
Wyszłam z gabinetu i
idąc długim korytarzem w stronę holu, weszłam prosto na Jesse, dołączyła do
mnie:
- Hej, co tam?
- Jakoś.
Przystanęła skrzywiła
się.
- Jakoś?
- Właściwie to nijak.
- Słyszałam o
treningu.
- A ktoś jeszcze nie
słyszał?
- Co cię gryzie?
- Nic, po prostu
ostatnio jestem pod dużą presją, to tak nie do końca mnie dobrze nastawia.
- A Asir?
Uśmiechnęła się żądna
jakiś nowinek, uśmiechnęłam się też.
- Potrafi być milutki.
- No wierzę.
- To co cię martwi?
- Sama nie wiem.
- Wiesz co? Może
chodźmy na szybkiego drinka co?
- Właściwie czemu nie,
tutaj i tak już skończyłam.
Pojechałyśmy do
K&J&B i usiadłyśmy przy stoliku na pół piętrze, tam zawsze siedziałam
ja z Brad’em lub Joe ,
gdy nadrabialiśmy zaległości papierkowe. To był tak zwany stolik firmowy. Po
chwili bez komentarzy Brad przyniósł nam butelkę wina i uśmiechnął się:
- Jak będziecie
potrzebowali męskiego towarzystwa to krzyknijcie.
- Jasne.
Odpowiedziałam z
uśmiechem a Brad poszedł.
- No, więc mów co cię
tak męczy.
- Uważasz, że powinnam
być z Asir’em? Ale tak dosłownie.
- Sypianie ze sobą nie
jest dosłowne?
- Wiesz o czym mówię.
- Wiem, żartuję, nie
wiem a ty jak czujesz?
- Jakbym słyszała
Vicky.
- Dobra, co konkretnie
cię tak niepokoi, zależy mu na tobie to widać, może ma swój charakterystyczny
sposób okazywania tego, ale myślę, że w ogień by za tobą wskoczył.
Popatrzyła na mnie i
chyba zdziwiła się ,że się nie odezwałam:
- Co? Mało?
- Nie.
- Wykrztuś wreszcie.
- Mieszkam u niego
trzy dni.
- I…?
- I łapię się na tym,
że modlę się o wieczór, żeby do niego wrócić.
- I co? Uważasz, że to
jest złe?
- Nie wiem, dwa lata
zajęło mi uporanie się ze sobą po związku z Rolly’m, nie chcę wdepnąć w kolejne
bagno.
- Rolly cię oszukał, a
to zasadnicza różnica, nie możesz z góry zakładać, że każdy facet jest be.
- Wcale tego nie
zakładam.
- To co robisz?
Westchnęłam.
- Chy? Bo jak dla mnie
to szukasz dziury w całym, co mam ci powiedzieć, że nie masz się z nim wiązać,
bo potem będziesz żałować? Nie powiem ci tego bo nie wiem i ty też nie wiesz,
musisz to po prostu sprawdzić, innego wyjścia nie ma. Ja uważam, że jeśli jest
ci z nim dobrze, to spróbuj.
- Wiesz co? Masz
rację, wypijmy za to.
Stuknęłyśmy się
kieliszkami i wypiłyśmy prawie do dna, wtedy zadzwonił telefon, Jesse
uśmiechnęła się, będąc przekonana, że to Asir.
- To Vicky.
Jesse spojrzała na
mnie:
- Vicky?
- Halo?
- Kylie to ja, nie ma
Seth’a a ktoś się kręci wokół domu.
- Nie ruszaj się
stamtąd ,zaraz będę.
Chciałam wstać i wtedy
przy naszym stoliku usiadła Sue, uśmiechnęła się i spojrzała na Jesse ,która
sięgnęła broń:
- Nie radzę.
Popatrzyłam na nią.
- To, że tu przyszłaś,
było najgłupszą rzeczą jaką mogłaś zrobić, nie wyjdziesz stąd żywa.
- Wierz mi, że wyjdę,
w przeciwnym razie twoja głupia przyjaciółeczka Vicky zapłaci za to swoim
życiem, a przecież więcej trupów chyba już byś nie zniosła prawda?
- Czego chcesz?
- Chce dobić z tobą
targu, mogę darować ci życie, w zamian za firmę mamy.
- Ty chyba jesteś
nienormalna? Zadałaś się z terrorystami i chcesz firmę? Na diabła?
- Jako zabezpieczenie,
sama przyznałaś, że to terroryści, jeśli dostaną to czego chcą, mogę im
przestać być potrzebna.
Uśmiechnęłam się.
- A jednak się boisz.
Sue spoważniała.
- Przemyśl moją
ofertę, odezwę się.
Wstała i wyszła z
klubu, wiedzieliśmy, że nie jest sama, więc wstałam i gestem ręki pokazałam
Brad’owi, że ma ją wypuścić z klubu, wykręciłam do Vicky:
-Sprawdź czy
odjechali, w porządku, zaraz wyślę ci Seth’a.
W tym czasie już Jesse
zdążyła do niego zadzwonić i kiwnęła do mnie głową.
- Diabelna wywłoka,
niech ją piekło pochłonie.
Powiedziała Jesse.
- To by było zbyt
proste, po co jej firma? Ona coś kombinuje, albo mnie podpuszcza.
- Obstawiałabym to
drugie, Omally zabronił jej cię zabić, chce cię wystraszyć.
- Ale po co?
- Nie wiem, ale nie
możemy być pewne co zrobi w następnej kolejności, więc trzeba się mieć na
baczności.
- Wracam do domu.
Wstałam od stolika i
zobaczyłam, że w naszym kierunku idzie Gino, uśmiechnął się do mnie:
- Odwieźć cię?
- Nie, dzięki, poradzę
sobie.
Poszłam dalej i w
drzwiach klubu zobaczyłam Asir’a, uśmiechnął się do mnie a ja do niego,
podeszłam bliżej:
- Skąd wiedziałeś?
Uniósł brwi wyżej:
- Wszędzie mam swoich ludzi, idziemy?
- Wszędzie mam swoich ludzi, idziemy?
- Tak.
Ruszyłam w stronę
drzwi a Asir zaraz za mną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz