sobota, 22 lutego 2014

Rozdział II

II

Byłam wściekła i oburzona na cały świat, zaraz, zaraz, a może nie na cały? Oczywiście, że nie, bo byłam wściekła na Asir’a. Postawiłam sobie jednak za cel ignorowanie go a jeśli będzie trzeba, to wycięcie z niego tej jego infantylności.
Asir ledwo wszedł na oddział skierował się do Colin’a:
- Masz?
Zapytał bez ogródek.
- Mam, mam.
Wręczył mu jakieś pudełko wielkości jak od butów, po czym dalej pracował.
- To wszystko?
- Wszystko co udało mi się zdobyć.
Powiedział nie odrywając wzroku od klawiatury.
- Dzięki.
Wziął karton i poszedł do pokoju operacyjnego, który zazwyczaj stał pusty. Wyjął materiały na stół i zaczął przeglądać kolejno płyty. Były na nich nagrania archiwalne ze szkoleń. Przeszukał pliki i w końcu odnalazł te, które dotyczyły mojej grupy a konkretnie mnie.
Włączył płytę i zaczął ją na podglądzie przewijać. Co prawda metody szkoleń były dosyć sadystyczne, ale Asir w tamtym czasie stosował podobne, więc nawet nie zmrużył oka przeglądając je. Nie znalazł tam tego co chciał zobaczyć a przynajmniej to co na nich było, utwierdziło go jedynie w przekonaniu, że jego żal do mnie jest w pełni uzasadniony.
Sięgnął do kartonu i zaczął przeglądać pojedyncze kartki, które tam znalazł, wśród nich zobaczył zdjęcie Noe z May’ą – jego żoną. Spakował wszystko z powrotem do kartonu i zaniósł go do Colin’a. Ten spojrzał na niego oburzony:
- Możesz go odesłać.
- Już? Tyle zachodu na parę godzin?
Asir zachowywał się jakby tego nie słyszał:
- Poszukaj mi namiarów na May’ę Kasid, mam nadzieję, że nie zmieniła nazwiska.
Colin wstukał coś w klawiaturę. Po chwili wyskoczyło zdjęcie:
- To ona?
Asir spojrzał w ekran:
- Tak.
- Teraz nazywa się Kasid –Palmitieri. To jej adres.
- Dzięki.
Poklepał go po ramieniu po czym wyszedł. Podjechał pod niepozorny dom niedaleko Malibu i zadzwonił do drzwi. Otworzyła kobieta koło czterdziestki, miała długie, czarne włosy i nienaganny wygląd. W jej spojrzeniu jednak było coś…, jakby smutek a może zranione serce?
Spojrzała na Asir’a i uśmiechnęła się lekko:
- Asir? Co ty tu robisz?
- Muszę z tobą porozmawiać, poświęcisz mi kilka minut?
- Wejdź.
Otworzyła drzwi szerzej i wpuściła go do środka.
- Napijesz się czegoś?
- Nie, nie zajmę ci dużo czasu.
Usiedli w salonie, Asir rozejrzał się po pokoju, po czym ponownie przeniósł swój wzrok na nią:
- Wyszłaś ponownie za mąż?
- Owszem, skąd wiesz? Z wywiadu?
- Nie, ale masz tu sporo fotografii, na żadnej nie ma Noe’go.
Maya zrobiła się nerwowa.
- Zawsze byłeś spostrzegawczy, ale jeśli już musisz wiedzieć, to tak, wyszłam ponownie za mąż, jesteśmy szczęśliwi, próbuję zapomnieć o Noe.
Asir nie krył zdziwienia.
- Zapomnieć? Noe był twoim mężem.
- Noe był sadystą i potworem. Nie znaliśmy go Asir, przez wiele długich lat żyłam w przeświadczeniu, że był troskliwym mężem i ojcem, jaka byłam ślepa.
- Nie rozumiem.
- Trzy lata temu dopiero zdobyłam się na odwagę żeby przejrzeć karton, który wysłaliście mi po jego śmierci. Wtedy poznałam prawdę. Nie mogłam otrząsnąć się przez miesiąc.
- Dowiedziałem się kto zabił Noe’go.
- Ktokolwiek tego nie zrobił, nie mam pretensji, zasłużył sobie na taki los.
Asir wstał.
- Nie mogę tego słuchać.
- A powinieneś!
Wstała, podeszła do szuflady i wyjęła stamtąd dziesięć kaset, wręczyła je Asir’owi.
- Obejrzyj sobie to, może zrozumiesz i zmienisz zdanie. Młode, nic niewinne rekrutki, torturowane psychicznie, fizycznie, gwałcone, bite, wykorzystywane. Serce omal mi nie pękło kiedy zobaczyłam co im robił. Jak zobaczysz wyraz ich twarzy, oczy pełne łez, aż dziwię się, że żadna go nie zabiła.
- O to właśnie chodzi, że jedna z jego rekrutek to zrobiła.
- Jeśli była to któraś z tych, które widziałam na kasetach, to pogratuluj jej ode mnie, nie mogła zrobić światu większej przysługi.
Asir spojrzał na May’ę a ona poszła do góry zostawiając go w holu swojego domu. Gdy wyszedł, pojechał prosto do siebie aby przejrzeć kasety. W prawdzie nie liczył na to, że znajdzie coś szokującego, ale nie chcąc mieć sobie nic do zarzucenia, postanowił je rzetelnie obejrzeć.
W tym samym czasie ja szykowałam się do kolejnego treningu. Dzisiaj mieliśmy sprawdzać z Cole’m walkę wręcz. Po tylu szkoleniach liczyliśmy na przyzwoity efekt. Przebierałam się w szatni, kiedy wszedł do niej Cole. Spojrzałam i uśmiechnęłam się:
- Co tam?
- W miarę.
- Carrie wróciła na trening?
- Tak.
- Sprawdzę ją.
- Może ja?
- Nie będziesz obiektywny.
Kiwnął głową.
- To prawda, ale apropos obiektywizmu, nie wiesz czasami dlaczego Owen jest ostatnio taki w skowronkach?
Zrobiłam minę niewiniątka.
- Nie mam pojęcia. Może wygrał los na loterii?
- A może zaczął się spotykać z tobą?
Spojrzałam na niego.
- Chcesz mi dobierać znajomych?
- Wiesz, że nie.
- To o co ci chodzi?
- Nie rób tego, Owen to porządny facet.
- I zasługuje na kogoś lepszego?
- Wiesz dobrze, że nie o tym mówię. On potrzebuje kobiety na życie, ty nią nie będziesz.
- Skąd ta pewność?
- Bo nie kochasz go i nigdy nie pokochasz, a on tego potrzebuje, zbyt długo był sam.
- Wiesz co? Myślę, że nie masz bladego pojęcia o tym, czego potrzebuje twój przyjaciel, a nie masz, bo tak bardzo zatraciłeś się we własnym życiu, że zapomniałeś o innych.
Cole spuścił głowę a ja wyszłam z szatni. Może nie powinnam mu tego mówić, ale ostatnimi czasy naprawdę stracił poczucie rzeczywistości, a to nie wróżyło nic dobrego. Ja rozumiem miłość i zaangażowanie, ale nie możemy zapomnieć kim jesteśmy i po co nas stworzono. Cole natomiast ostatnio wiecznie bujał w obłokach i wiedziałam, że jeśli ktoś szybko nie sprowadzi go na ziemię, to może być źle.
Na sali treningowej równo w rzędzie stali rekruci czekając na swoją kolej. To był ostatni sprawdzający ich egzamin. Większość z nich miała dość opanowane ruchy, może jeszcze mało precyzyjne, ale to było do dopracowania. Kiedy skończyłam egzaminować, pojawiła się Linda. Podeszła do mnie blisko i spojrzała z tym swoim bezczelnym uśmieszkiem na mnie:
- To jak? Jesteś gotowa?
Zapytała zadowolona z siebie. Uśmiechnęłam się.
- Ja jestem zawsze gotowa.
- No to pokaż co potrafisz.
Rozbawiła mnie. Chyba zapomniała kto kogo miał uczyć. Z drugiej jednak strony jej pewność siebie napełniła mnie niepokojem. Musiała mieć coś w zanadrzu skoro była taka odważna, pytanie tylko co?
Czekałam na jej pierwszy ruch, ilekroć przybliżała się o mnie by wymierzyć cios, upadała na matę od mojego. W tej walce z nią coś mi nie pasowało. Nie była mistrzem w tej dziedzinie, ale też nie była tak słaba, coś mi nie grało. W końcu znudziła mi się ta zabawa i oświadczyłam:
- Koniec, mam dosyć tej szopki.
Ruszyłam w stronę wyjścia zza Sali i nawet nie wiem, w którym momencie nałożyła na swoją dłoń kastet.
- Skończymy kiedy ja tak powiem.
Nie zareagowałam na to i właśnie to był mój błąd. W ułamku sekundy Linda znalazła się za mną, pierwszy cios zadała mi w żebra, poczułam chrupnięcie, kolejny gdy chciałam się odwrócić, dostałam w głowę.  Zahuczało mi i poczułam, że coś ciepłego spływa mi po twarzy – to była krew, moja krew. Zdołałam jeszcze chwycić się za głowę i upadłam na ziemię tracąc przytomność. Nie minęły nawet dwie minuty kiedy Rolly zaalarmował lekarza z medycznego a Jesse wykręciła Lindzie rękę i ściągnęła kastet. Linda była bardzo z siebie zadowolona. Mimo iż Jesse skrępowała jej ręce i obaliła na podłogę, ta w ogóle jakby nie odczuwała bólu. Czy to możliwe, że zazdrość o mężczyznę może doprowadzić do takiego stanu? Najwyraźniej tak. Mnie zabrano na oddział ratunkowy a Lindę, Jesse dosłownie wepchnęła do izolatki. Krótko po tym zajściu Kim dosłownie wparowała do gabinetu Rolly’ego, ten uśmiechnął się. Kim z pozoru nie wyglądała na taką osobę, ale potrafiła być bardzo temperamentna:
- Co zamierzasz zrobić?
- Z czym?
- Z Lindą.
- Nie wiem, Kylie nie chciała jej usuwać, nie mogę bez niej podjąć takiej decyzji.
- Pozbądź się tej żmii, albo przysięgam, że przy najbliższej okazji wpakuję  kulkę w ten jej pusty łeb.
Rolly uśmiechnął się a Kim usiadła i spojrzała na niego:
- Co w ogóle jej odbiło? Wiem, że jest porąbana i niezrównoważona, ale kastet? W czasie treningu?
- Próbuję to ustalić, ale obawiam się najgorszego.
- Prochy?
- Prawdopodobnie, J.T pobiera jej właśnie krew na profil toksyn, na razie zostanie odsunięta.
- Co z Kal, wiesz już coś?
- Żebro jest pęknięte, ale zrośnie się samo, gorzej z głową, wstrząśnięcie mózgu i cztery szwy.
- Będzie musiała wziąć wolne.
- Jeśli ją do tego zdołasz przekonać, to stawiam ci kolację.
Kim wstała i uśmiechnęła się.
- Zatem od razu zamów stolik i ostrzegam, potrafię sporo zjeść.
Rolly uśmiechnął się a Kim wyszła z gabinetu i zeszła na dół po schodach. Weszła wprost na Asir’a:
- Co z tobą do cholery? Gdzieś ty się podziewał?
- Miałem coś do załatwienia.
- Miałeś pilnować Kal!
- Chyba nie kiedy jest na oddziale co? Boisz się, że zrobi sobie krzywdę długopisem?
- Dobrze, że masz poczucie humoru, w takim układzie twoje sumienie bez problemu udźwignie to co się stało. Mam jedynie nadzieję, że zrobisz wreszcie porządek z tą swoją wywłoką, albo nie ręczę za siebie.
Kim poszła wzburzona, a Asir podszedł do J.T:
- Co się dzieje?
- Na treningu Linda zaatakowała Kylie.
Asir uśmiechnął się:
- Chyba mi nie powiesz, że sobie z nią nie poradziła?
J.T spojrzał na niego poważnie:
- Wzięła ją z zaskoczenia i użyła kastetu.
Teraz to mina Asir’a nabrała powagi.
- Co z nią?
- A jak myślisz?
J.T spojrzał na niego, Asir nie przyszedł żeby zobaczyć co ze mną, tylko podszedł prosto do Colin’a:
- Możesz mi sprawdzić, czy te nagrania nie były zmontowane?
- Mogę, ale będziesz musiał moment poczekać.
Kiwnął głową a Colin wziął taśmy i poszedł do wielkiej sali, w której rozlokowane były sprzęty najnowszej generacji. Gdy wrócił po paru minutach i wręczył Asir’owi taśmy, spojrzał na niego:
- Są oryginalne, nikt przy nich nie majstrował.
- Dzięki.
Wyszedł z oddziału i pojechał z powrotem do domu. Kiedy do niego wszedł, włożył w przystawkę do laptopa ostatnią z nie oglądanych kaset. Tego jednak co na niej zobaczył, chyba się nie spodziewał:

- Nagrywaj!
- Wynoś się bo inaczej zgłoszę to w sztabie.
- Grozisz mi suko? Słyszałeś?! Grozi nam, chyba będziemy musieli pokazać jej jak kończą laski, którym się za dużo wydaje.
Przycisnął mnie do ściany ciągnąc za włosy:
- Jeśli chcesz przeżyć szkolenie, radzę ci żebyś była posłuszna, albo tak cię załatwię, że nie dojdziesz o własnych siłach do łóżka.
Wyrwałam się, ale złapał mnie w pół, na taśmie wyraźnie było słychać mój krzyk, uderzył mnie kilka razy żebym zamilkła, ale byłam wytrzymała na ból fizyczny, ciężej znosiłam psychiczny, a ten od samego początku szkolenia towarzyszył mi zawsze kiedy treningi odbywały się z Noe. Szarpnął mnie mocno, jego kolega, który później zmarł w czasie którejś z kolejnych akcji, nagrywał ten feralny wieczór. Noe był zboczony pod każdym względem, miał chore upodobania, które niektórym rekrutkom odpowiadały. Na mnie zawziął się, bo mu nie uległam, a takich jak ja, było raptem kilka. Obrócił mnie tyłem do siebie i zgwałcił analnie, zacisnęłam zęby a jego kolega stanął prawie naprzeciwko mnie. Przez głupie odruchy Noe’go udało mi się zachować cnotę, którą później i tak straciłam w Libanie. Próbowałam ukryć głowę przed kamerą, ale Noe szarpnął mnie za włosy tak, że moje załzawione oczy skierowały się wprost do kamery. Nagranie się skończyło.
Asir zrobił stop klatkę akurat kiedy w kadrze pojawiło się zbliżenie moich  oczu, pełnych bólu, rozpaczy, niemocy. Oczy dziewczyny, która nie mogła wyzwolić się z rąk sadysty. Jedno tylko zrozumiałam po tych zdarzeniach, że człowiek potrafi być silniejszy niż mu się wydaje. Opłaciło mi się czekać, opłaciło się być wytrwałym, bo przyszedł dzień, w którym zemściłam się i wiedziałam, że więcej nikogo nie skrzywdzi. Byłam niekiedy niemalże torturowana przez Noe’go, ale to akurat wpłynęło dodatnio na tą część mojej psychiki, która w późniejszym czasie pozwalała mi na całkowite wyłączanie własnych emocji. Wtedy może na to tak nie patrzyłam, ale teraz wiem, że dzięki temu wszystkiemu co musiałam znosić, przeżyłam Liban.
Asir poczuł się fatalnie widząc to. Cały obraz wyobrażeń, który miał w głowie na temat człowieka, którego jak sądził – znał, runął w jego głowie niczym domek z kart.
Wziął głęboki haust z butelki whisky, która stała na stole, po czym cisnął nią w drzwi, akurat w momencie kiedy Jesse chwyciła za klamkę z drugiej strony:
- Gościnny jesteś, nie ma co.
- Nie umiesz pukać?
Odburknął niezadowolony z jej przybycia.
- Teraz ty przyszłaś mi prawić kazania?
Jesse uśmiechnęła się złośliwie:
- Kazania? Mówisz o swojej pijawce?
Rozsiadła się wygodnie na kanapie:
- Toksykologia nic nie wykazała, ale…, podejrzewamy, że może mieć dostęp do czegoś, czego nie idzie wykryć.
- Na przykład?
- Nie wiem ,dlatego przyszłam.
- Skąd niby ja mam wiedzieć?
- Daj spokój, cały świat wie, że Mosad był ekspertem od szpikowania swoich agentów substancjami, które precyzyjnie działały na układ nerwowy, za to były niewykrywalne w czasie jakichkolwiek badań.
- Myślisz, że ją czymś naćpałem?
- Myślę, że ktoś to zrobił, ale nie wiem kto.
- Skąd ja mam wiedzieć?
- Posłuchaj, coś  się święci, coś grubego, możesz dalej udawać, że cię to nie obchodzi, albo wreszcie coś z tym zrobisz, Linda na ciebie leci, więc wykorzystaj swój urok żebyśmy dowiedzieli się czegoś więcej, może to zbieg okoliczności, ale jeśli spiskuje przeciwko nam, to lepiej żebyśmy szybko się o tym dowiedzieli.
Uśmiechnął się:
- Co z tego będę miał?
Pogładził ją po włosach a ta uśmiechnęła się:
- Satysfakcję.
Asir skrzywił się a Jesse wyszła z jego domu. Asir podszedł do laptopa i raz jeszcze spojrzał na kadr w ekranie. Przełknął ciężko ślinę.
Kiedy wszedł na oddział, szybkim krokiem podszedł do niego Rolly:
- Co się dzieje?
- Szykuj się, namierzyliśmy jedną z kryjówek band Omally’ego tu na miejscu.
Asir poszedł szybko po broń do J.T i po chwili był już gotowy do wyjścia.
W tym samym czasie, Cole przyszedł do pokoju, w którym leżałam, usiadł na łóżku i spojrzał na mnie:
- I jak?
- W porządku, jak tylko zejdzie kroplówka, Brad zawiezie mnie do domu.
Cole kiwnął głową a ja spojrzałam na niego:
- Przepraszam, poniosło mnie.
- Miałaś rację, zatraciłem się.
- To normalne w naszej pracy, tak ciągle wmawiają nam, że powinniśmy być bez uczuć, że kiedy w końcu na nie trafiamy, czujemy dwa razy mocniej i zatracamy się. Ja też tak mam i nie miałam prawa…
- Daj spokój, od tego ma się przyjaciół czyż nie? Czasami trzeba też wstrząsnąć kimś a nie tylko głaskać po głowie.
Uśmiechnęłam się.
- Co cię gryzie?
Zapytał a ja uniosłam brwi:
- Dałam się zaskoczyć.
- Nie mogłaś tego przewidzieć.
- Ale powinnam, czułam, że coś kombinuje, Linda nienawidzi mnie mocniej niż moja zmarła siostra, chociaż przyznam, że nie sądziłam, iż jest to możliwe. Czuję, że jeszcze będą z nią problemy. Żebym tylko wiedziała o co naprawdę jej chodzi.
- Teraz o tym nie myśl, daj nam się tym zająć a ty odpocznij.
Popatrzyłam na niego i kiwnęłam głową czując jakiś wewnętrzny niepokój.
Akcja na obrzeżach Malibu trwała. Colin obserwował ją w podglądzie satelitarnym utrzymując stałą łączność:
- Jedynka na miejscu.
Zameldował Asir.
- Uważajcie, na drzwiach umieszczony jest detonator, musisz go obejść wbijając kod, w środku jest pięciu ludzi, nie widzę jakiegoś tylnego wyjścia. Przyłóż urządzenie dekodujące.
Asir przyłożył czytnik i po chwili Colin powiedział:
- Wbij trzy zera i cztery piątki.
Asir wbił kod i drzwi puściły, gdy tylko weszli do środka zostali ostrzelani. Trzech z napastników zostało zastrzelonych, ale Davis dostał i to dosyć mocno. Asir zaklął pod nosem:
- Cholera! Wyprowadźcie go stąd!! Colin, perymetr!
- Trzy osoby na piętrze.
Red wyprowadził Davis’a. Asir pokazał Gino’wi, że na górze są trzy osoby. Ostrożnie szli po schodach a kiedy znaleźli się pod pokojem i już mieli wejść do środka, Colin krzyknął do słuchawki:
- Wycofujcie się!! Oni są obwiązani ładunkami wybuchowymi!!
Wszyscy zdążyli wyjść oprócz Asir’a i Gino, w tym samym momencie kiedy Colin krzyknął, ludzie Omally’ego oddali ostatni pokłon Allachowi i jeden z nich nadusił detonator wysadzając siebie i swoich towarzyszy w powietrze. Drzwi  z hukiem wyleciały spychając Asir’a i Gino w dół. Po chwili Asir podniósł się, ale Gino miał przygniecioną nogę:
- Cholera! Asir nie ruszę się!
Asir podbiegł do Gino i zaczął ściągać z niego kolejne przedmioty. Po chwili wbiegł Red, Asir spojrzał na niego:
- Pomóż mi, Gino możesz poruszać nogą?
Zapytał Red a Gino mało nie dostał furii:
- A ty byś mógł jakbyś miał na niej trzydrzwiową szafę?
Asir uśmiechnął się:
- Tej nie dramatyzuj, grunt, że żyjesz, przynajmniej Rolly da ci urlop.
- Akurat, żeby dał mi urlop, musiałbym nie żyć.
W końcu wyswobodzili Gino spod wszystkich przedmiotów i pomogli mu wstać. Gino kuśtykał, ale pewne było, że noga była złamana. Pomogli mu wyjść na zewnątrz a tam od razu podjechała karetka, Red rozejrzał się na spalony do połowy dom:
- W tym tempie, to popadamy jak muchy.
Powiedział poważnie a Asir ciężko westchnął.
Gdy dotarli z powrotem na oddział, Daniels wyzywał każdego, kto mu się nawinął pod ręką:
- Nie mamy nic! Nic poza trupami i rannymi agentami!! Do dupy z tym wszystkim, do dupy z wami!! Może powinniście od razu wysadzić się jak tamci bo i tak jesteście bezużyteczni!!!
Poszedł wściekły na górę mówiąc jeszcze coś pod nosem, ale nikt z przybyłych specjalnie się tym nie przejął. Kiedy Daniels trzasnął drzwiami swojego gabinetu, przyszedł Rolly i podszedł do Asir’a:
- I jak?
- Kiepsko, Davis’a możesz wyłączyć na co najmniej dwa tygodnie a Gino …, lepiej nie mówić.
- Dostanie kulę i będzie dobrze, spróbuj ustalić tożsamość tych którzy tam byli.
Poszedł a Asir kiwnął głową. Rolly wszedł do szatni i podszedł do Kim, ta spojrzała na niego:
- Hej, nasi oberwali co?
- Nie jest najgorzej.
Powiedział i uśmiechnął się do niej.
- Ale złego nastroju to ty chyba nie masz? Nie powinieneś teraz zamartwiać się losem swoich poddanych? Rolly, którego znałam tak właśnie by postąpił.
- Rolly, którego znałaś umarł dawno temu.
- Jak jest wojna to muszą być ofiary co?
- Widzę, że chociaż ktoś to rozumie, w nagrodę przyjadę po ciebie o siódmej.
Kim roześmiała się:
- Jakiś ty szlachetny.
- Prawda?
-  Wiedziałam, że ją przekonam.
- Jakoś nie wierzę, że się zgodziła bez żadnego ale…
- Pewnie, że nie, ale nie ważna metoda, ważny efekt prawda?
- Cwaniara.
- Szybko się uczę.
Rolly kiwnął z uśmiechem głową a Kim wyszła z szatni.
- Do zobaczenia.
Powiedziała wychodząc.
Późnym popołudniem Brad podjechał ze mną pod dom. Od czoła aż do nasady włosów miałam potężnego siniaka i kilka szwów przykrytych plastrem. Żebro strasznie mi dokuczało, zwłaszcza w pozycji siedzącej, kiedy chodziłam, nie czułam bólu. Weszliśmy do środka a Brad zapytał:
- Chcesz się położyć?
- Nie, zrobisz kawę, czy się spieszysz?
Zapytałam z uśmiechem, on też uśmiechnął się:
- Zrobię. Dostałem wolne, później zmieni mnie Asir.
- Jezu, czemu wy mi to robicie? Nie potrzebuję niańki a ostatnia rzecz na świecie, której potrzebuję to jego cięty język.
- Jesteś po wypadku, może to uwzględni i złagodnieje.
- Jeśli sądzisz, że Asir uznaje ułaskawienie i litość, to znaczy, że nie znasz go wcale. Daj mi papierosa.
Weszliśmy do góry, Brad dał mi paczkę papierosów a sam wziął się za robienie kawy.
- Masz już wyniki?
- Tak, chociaż sceptycznie do tego podchodziłem, wygląda na to, że to jedna z najlepszych grup jakie do tej pory wypuściliśmy.
- To dobrze, co z Lindą?
- O to samo chciałem zapytać, tylko później, ale skoro sama zaczęłaś, to może powiesz mi dlaczego nie chcesz się jej pozbyć?
- Znasz powiedzenie, że przyjaciół trzeba trzymać blisko siebie, ale wrogów jeszcze bliżej?
- Jak do tej pory nie widzę korzyści płynących z twojej decyzji.
- Nie bój się, jeszcze zobaczysz, rozprawię się z nią po swojemu jak tylko wrócę, ale na oddziale zostanie, to już postanowione.
- Wiesz coś, czego ja nie wiem?
- Możesz nie wnikać w szczegóły? Przyczep jej ogon i tyle.
- Siedzi w izolatce.
- To ją wypuść.
- Jak ją wypuszczę, Asir zmiecie ją z powierzchni ziemi.
- Bez obaw, nie zrobi tego.
- Mam nadzieję, że go znasz lepiej niż ja.
- Możesz mi wierzyć.
Zalał kawę i postawił ją na stół, spojrzałam na niego:
- Daj mi cukier.
Brad skrzywił się:
- Wiedziałem, że uderzenie w głowę było poważne, ale żeby aż tak? Przecież ty nie słodzisz.
- Czasami słodzę, czymś muszę sobie to życie umilić.
- To znajdź sobie faceta.
- No, wtedy to dopiero bym musiała słodzić i to nie pół łyżeczki, tylko z dwie.
W czasie kiedy ja piłam z Brad’em kawę, Asir rzucił Lindą o ścianę, jęknęła:
- Co ty robisz do diabła?
- Co ci powiedziałem co?
- Nie wiem o czym mówisz!
- Zaraz będziesz wiedziała jadowita żmijo, mało ci było atrakcji?!
- Ach, mówisz o Kylie i naszym słodkim sekrecie? Rzeczywiście nie była specjalnie zachwycona, kiedy jej powiedziałam co robiliśmy, dodając do tego efekty specjalne naszej francuskiej miłości.
- Asir zacisnął zęby.
- Zabiję cię ty cholerna szantrapo, a twoje szczątki rozrzucę na pożarcie hienom!
Doskoczył do niej i przygniótł jej gardło do ściany, zaczęła się dławić, ale dalej nie przestawała mówić.
- Zastanów się kto by ci zrobił tak dobrze jak ja?
- Boże, że też jeszcze możesz jeść tymi ustami, nie czujesz to siebie obrzydzenia?
- Przeciwnie, właśnie mnie dowartościowałeś.
Uśmiechnęła się i w momencie, kiedy Asir zdusił jej gardło mocniej, do izolatki wbiegł Rolly i odciągnął go na bok z trudem:
- Wyjdź!
Krzyknął a Asir stanął przy drzwiach, Linda zaczęła się śmiać.
- Widzisz? Seks to tajemna broń kobiety, wszyscy tak samo reagujecie, nawet on stanął w mojej obronie.
Rolly uśmiechnął się i popatrzył na nią:
- Śmierć z rąk Asir’a byłaby dla ciebie aktem łaski, śmierć z rąk Kylie, całkowitą porażką, tylko dzięki niej jesteś jeszcze przy życiu.
Linda zacisnęła zęby a Rolly wypchnął Asir’a za drzwi i zamknął drzwi na zasuwę, spojrzał na niego karcąco:
- Co ty wyprawiasz?
- Powinna zdechnąć!
- Kylie kazała ją wypuścić, więc ogarnij się i jedź zmienić Brad’a.
- Kylie uderzyła się w głowę, nie myśli racjonalnie!! Dobrze o tym wiesz!
- Prawdopodobnie jest coś o czym nie wiemy i dlatego ją wypuścimy, a ty trzymaj nerwy na wodzy a jak będzie trzeba kogoś zabić, to osobiście do ciebie zadzwonię.
Asir wściekły poszedł spod izolatki i zszedł schodami w dół. Rolly ciężko westchnął i poszedł zaraz za nim.
Pod wieczór tak jak obiecał podjechał po Kim. Kiedy wyszła z domu, Rolly spojrzał na nią zdumiony. W niczym nie przypominała tej kobiety jaką miała w zwyczaju kreować na co dzień. Ubrana w ciemno granatową sukienkę przed kolano i butach na wysokim obcasie, sprawiała wrażenie zupełnie innej kobiety, jakiej do tej pory nikt nie miał okazji poznać. Gdy podeszła bliżej niego, uśmiechnął się:
- Dlaczego tak mi się przyglądasz?
- Doznałem lekkiego szoku.
- Lubię zaskakiwać, w końcu kiedyś trzeba pomyśleć o sobie prawda?
- Zdecydowanie.
Uśmiechnęli się do siebie, po czym oboje wsiedli do samochodu i odjechali.
Powoli zbliżał się wieczór, siedziałam z Brad’em na werandzie:
- Jedziesz do klubu?
- Ktoś musi.
- Przykro mi, że tak wyszło, nadgonię to jak tylko wydobrzeję.
- Zapamiętam.
Uśmiechnął się do mnie i w tej samej chwili oboje spojrzeliśmy na podjeżdżający samochód – to był Asir. Ciężko przełknęłam ślinę. Wyszedł z samochodu i wszedł po schodach na werandę, Brad od razu wstał:
- No to udanego wieczoru.
Mrugnął do mnie a już po chwili odjechał swoim samochodem. Nie odzywałam się, bo właściwie to nie miałam pojęcia co powiedzieć, nawet nic złośliwego jakoś nie przychodziło mi do głowy a świadczyło to tylko o jednym – byłam zmęczona.
Asir chwilę na mnie popatrzył, po czym usiadł obok mnie na ławce. Zachowywał się tak swobodnie jakby nigdy w życiu nic się nie stało.
- Nie boisz się?
Zapytałam a on uśmiechnął się jak kiedyś:
- Ciebie?
- Nie mnie, tylko tego co mogę ci zrobić.
- A co ty możesz mi zrobić co? Żyć beze mnie nie możesz.
Roześmiałam się resztką sił.
- Bajkopisarz z ciebie.
- Spójrz prawdzie w oczy, beze mnie twoje życie to jedno wielkie dno, zero adrenaliny, zero przyjemności…, mam wymieniać dalej?
- Bez ciebie mój drogi, czuję, że oddycham, z tobą, mam wrażenie, że wdycham siarkowodór.
Zbliżył się do mnie znacznie i z niewiadomych powodów speszyłam się.
- Masz brzydki zwyczaj nie przyjmowania do siebie faktycznego stanu rzeczy, ale myślę, że jesteś na tyle pojętna, że z czasem się tego nauczysz.
Uśmiechnęłam się, on też, pokręciłam głową.
Wstałam a on spojrzał na mnie. Coś miał takiego w tym spojrzeniu, że mimo złości chciałam go mieć bliżej siebie.
- Idę się położyć, jeśli chcesz, to możesz położyć się na kanapie w salonie.

Weszłam do domu a on uśmiechnął się sam do siebie, po chwili wszedł za mną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz