II
Byłam wściekła i
oburzona na cały świat, zaraz, zaraz, a może nie na cały? Oczywiście, że nie,
bo byłam wściekła na Asir’a. Postawiłam sobie jednak za cel ignorowanie go a
jeśli będzie trzeba, to wycięcie z niego tej jego infantylności.
Asir ledwo wszedł na
oddział skierował się do Colin’a:
- Masz?
Zapytał bez ogródek.
- Mam, mam.
Wręczył mu jakieś
pudełko wielkości jak od butów, po czym dalej pracował.
- To wszystko?
- Wszystko co udało mi
się zdobyć.
Powiedział nie
odrywając wzroku od klawiatury.
- Dzięki.
Wziął karton i poszedł
do pokoju operacyjnego, który zazwyczaj stał pusty. Wyjął materiały na stół i
zaczął przeglądać kolejno płyty. Były na nich nagrania archiwalne ze szkoleń.
Przeszukał pliki i w końcu odnalazł te, które dotyczyły mojej grupy a
konkretnie mnie.
Włączył płytę i zaczął
ją na podglądzie przewijać. Co prawda metody szkoleń były dosyć sadystyczne,
ale Asir w tamtym czasie stosował podobne, więc nawet nie zmrużył oka
przeglądając je. Nie znalazł tam tego co chciał zobaczyć a przynajmniej to co
na nich było, utwierdziło go jedynie w przekonaniu, że jego żal do mnie jest w
pełni uzasadniony.
Sięgnął do kartonu i
zaczął przeglądać pojedyncze kartki, które tam znalazł, wśród nich zobaczył
zdjęcie Noe z May’ą – jego żoną. Spakował wszystko z powrotem do kartonu i
zaniósł go do Colin’a. Ten spojrzał na niego oburzony:
- Możesz go odesłać.
- Już? Tyle zachodu na
parę godzin?
Asir zachowywał się
jakby tego nie słyszał:
- Poszukaj mi namiarów
na May’ę Kasid, mam nadzieję, że nie zmieniła nazwiska.
Colin wstukał coś w
klawiaturę. Po chwili wyskoczyło zdjęcie:
- To ona?
Asir spojrzał w ekran:
- Tak.
- Teraz nazywa się
Kasid –Palmitieri. To jej adres.
- Dzięki.
Poklepał go po ramieniu po czym wyszedł. Podjechał pod niepozorny dom niedaleko Malibu i zadzwonił do drzwi. Otworzyła kobieta koło czterdziestki, miała długie, czarne włosy i nienaganny wygląd. W jej spojrzeniu jednak było coś…, jakby smutek a może zranione serce?
Poklepał go po ramieniu po czym wyszedł. Podjechał pod niepozorny dom niedaleko Malibu i zadzwonił do drzwi. Otworzyła kobieta koło czterdziestki, miała długie, czarne włosy i nienaganny wygląd. W jej spojrzeniu jednak było coś…, jakby smutek a może zranione serce?
Spojrzała na Asir’a i
uśmiechnęła się lekko:
- Asir? Co ty tu
robisz?
- Muszę z tobą
porozmawiać, poświęcisz mi kilka minut?
- Wejdź.
Otworzyła drzwi szerzej
i wpuściła go do środka.
- Napijesz się czegoś?
- Nie, nie zajmę ci
dużo czasu.
Usiedli w salonie,
Asir rozejrzał się po pokoju, po czym ponownie przeniósł swój wzrok na nią:
- Wyszłaś ponownie za
mąż?
- Owszem, skąd wiesz?
Z wywiadu?
- Nie, ale masz tu
sporo fotografii, na żadnej nie ma Noe’go.
Maya zrobiła się
nerwowa.
- Zawsze byłeś
spostrzegawczy, ale jeśli już musisz wiedzieć, to tak, wyszłam ponownie za mąż,
jesteśmy szczęśliwi, próbuję zapomnieć o Noe.
Asir nie krył
zdziwienia.
- Zapomnieć? Noe był
twoim mężem.
- Noe był sadystą i
potworem. Nie znaliśmy go Asir, przez wiele długich lat żyłam w
przeświadczeniu, że był troskliwym mężem i ojcem, jaka byłam ślepa.
- Nie rozumiem.
- Trzy lata temu
dopiero zdobyłam się na odwagę żeby przejrzeć karton, który wysłaliście mi po
jego śmierci. Wtedy poznałam prawdę. Nie mogłam otrząsnąć się przez miesiąc.
- Dowiedziałem się kto
zabił Noe’go.
- Ktokolwiek tego nie
zrobił, nie mam pretensji, zasłużył sobie na taki los.
Asir wstał.
- Nie mogę tego
słuchać.
- A powinieneś!
Wstała, podeszła do
szuflady i wyjęła stamtąd dziesięć kaset, wręczyła je Asir’owi.
- Obejrzyj sobie to,
może zrozumiesz i zmienisz zdanie. Młode, nic niewinne rekrutki, torturowane
psychicznie, fizycznie, gwałcone, bite, wykorzystywane. Serce omal mi nie pękło
kiedy zobaczyłam co im robił. Jak zobaczysz wyraz ich twarzy, oczy pełne łez,
aż dziwię się, że żadna go nie zabiła.
- O to właśnie chodzi,
że jedna z jego rekrutek to zrobiła.
- Jeśli była to któraś
z tych, które widziałam na kasetach, to pogratuluj jej ode mnie, nie mogła
zrobić światu większej przysługi.
Asir spojrzał na May’ę
a ona poszła do góry zostawiając go w holu swojego domu. Gdy wyszedł, pojechał
prosto do siebie aby przejrzeć kasety. W prawdzie nie liczył na to, że znajdzie
coś szokującego, ale nie chcąc mieć sobie nic do zarzucenia, postanowił je
rzetelnie obejrzeć.
W tym samym czasie ja
szykowałam się do kolejnego treningu. Dzisiaj mieliśmy sprawdzać z Cole’m walkę
wręcz. Po tylu szkoleniach liczyliśmy na przyzwoity efekt. Przebierałam się w
szatni, kiedy wszedł do niej Cole. Spojrzałam i uśmiechnęłam się:
- Co tam?
- W miarę.
- Carrie wróciła na
trening?
- Tak.
- Sprawdzę ją.
- Może ja?
- Nie będziesz
obiektywny.
Kiwnął głową.
- To prawda, ale
apropos obiektywizmu, nie wiesz czasami dlaczego Owen jest ostatnio taki w
skowronkach?
Zrobiłam minę
niewiniątka.
- Nie mam pojęcia.
Może wygrał los na loterii?
- A może zaczął się
spotykać z tobą?
Spojrzałam na niego.
- Chcesz mi dobierać
znajomych?
- Wiesz, że nie.
- To o co ci chodzi?
- Nie rób tego, Owen
to porządny facet.
- I zasługuje na kogoś
lepszego?
- Wiesz dobrze, że nie
o tym mówię. On potrzebuje kobiety na życie, ty nią nie będziesz.
- Skąd ta pewność?
- Bo nie kochasz go i
nigdy nie pokochasz, a on tego potrzebuje, zbyt długo był sam.
- Wiesz co? Myślę, że
nie masz bladego pojęcia o tym, czego potrzebuje twój przyjaciel, a nie masz,
bo tak bardzo zatraciłeś się we własnym życiu, że zapomniałeś o innych.
Cole spuścił głowę a
ja wyszłam z szatni. Może nie powinnam mu tego mówić, ale ostatnimi czasy
naprawdę stracił poczucie rzeczywistości, a to nie wróżyło nic dobrego. Ja
rozumiem miłość i zaangażowanie, ale nie możemy zapomnieć kim jesteśmy i po co
nas stworzono. Cole natomiast ostatnio wiecznie bujał w obłokach i wiedziałam, że
jeśli ktoś szybko nie sprowadzi go na ziemię, to może być źle.
Na sali treningowej
równo w rzędzie stali rekruci czekając na swoją kolej. To był ostatni
sprawdzający ich egzamin. Większość z nich miała dość opanowane ruchy, może
jeszcze mało precyzyjne, ale to było do dopracowania. Kiedy skończyłam
egzaminować, pojawiła się Linda. Podeszła do mnie blisko i spojrzała z tym
swoim bezczelnym uśmieszkiem na mnie:
- To jak? Jesteś
gotowa?
Zapytała zadowolona z
siebie. Uśmiechnęłam się.
- Ja jestem zawsze
gotowa.
- No to pokaż co
potrafisz.
Rozbawiła mnie. Chyba
zapomniała kto kogo miał uczyć. Z drugiej jednak strony jej pewność siebie
napełniła mnie niepokojem. Musiała mieć coś w zanadrzu skoro była taka odważna,
pytanie tylko co?
Czekałam na jej
pierwszy ruch, ilekroć przybliżała się o mnie by wymierzyć cios, upadała na
matę od mojego. W tej walce z nią coś mi nie pasowało. Nie była mistrzem w tej
dziedzinie, ale też nie była tak słaba, coś mi nie grało. W końcu znudziła mi
się ta zabawa i oświadczyłam:
- Koniec, mam dosyć
tej szopki.
Ruszyłam w stronę
wyjścia zza Sali i nawet nie wiem, w którym momencie nałożyła na swoją dłoń
kastet.
- Skończymy kiedy ja
tak powiem.
Nie zareagowałam na to
i właśnie to był mój błąd. W ułamku sekundy Linda znalazła się za mną, pierwszy
cios zadała mi w żebra, poczułam chrupnięcie, kolejny gdy chciałam się
odwrócić, dostałam w głowę. Zahuczało mi
i poczułam, że coś ciepłego spływa mi po twarzy – to była krew, moja krew.
Zdołałam jeszcze chwycić się za głowę i upadłam na ziemię tracąc przytomność.
Nie minęły nawet dwie minuty kiedy Rolly zaalarmował lekarza z medycznego a
Jesse wykręciła Lindzie rękę i ściągnęła kastet. Linda była bardzo z siebie
zadowolona. Mimo iż Jesse skrępowała jej ręce i obaliła na podłogę, ta w ogóle
jakby nie odczuwała bólu. Czy to możliwe, że zazdrość o mężczyznę może
doprowadzić do takiego stanu? Najwyraźniej tak. Mnie zabrano na oddział
ratunkowy a Lindę, Jesse dosłownie wepchnęła do izolatki. Krótko po tym zajściu
Kim dosłownie wparowała do gabinetu Rolly’ego, ten uśmiechnął się. Kim z pozoru
nie wyglądała na taką osobę, ale potrafiła być bardzo temperamentna:
- Co zamierzasz
zrobić?
- Z czym?
- Z Lindą.
- Nie wiem, Kylie nie
chciała jej usuwać, nie mogę bez niej podjąć takiej decyzji.
- Pozbądź się tej żmii,
albo przysięgam, że przy najbliższej okazji wpakuję kulkę w ten jej pusty łeb.
Rolly uśmiechnął się a
Kim usiadła i spojrzała na niego:
- Co w ogóle jej
odbiło? Wiem, że jest porąbana i niezrównoważona, ale kastet? W czasie
treningu?
- Próbuję to ustalić,
ale obawiam się najgorszego.
- Prochy?
- Prawdopodobnie, J.T
pobiera jej właśnie krew na profil toksyn, na razie zostanie odsunięta.
- Co z Kal, wiesz już
coś?
- Żebro jest pęknięte,
ale zrośnie się samo, gorzej z głową, wstrząśnięcie mózgu i cztery szwy.
- Będzie musiała wziąć
wolne.
- Jeśli ją do tego
zdołasz przekonać, to stawiam ci kolację.
Kim wstała i
uśmiechnęła się.
- Zatem od razu zamów
stolik i ostrzegam, potrafię sporo zjeść.
Rolly uśmiechnął się a
Kim wyszła z gabinetu i zeszła na dół po schodach. Weszła wprost na Asir’a:
- Co z tobą do
cholery? Gdzieś ty się podziewał?
- Miałem coś do
załatwienia.
- Miałeś pilnować Kal!
- Chyba nie kiedy jest
na oddziale co? Boisz się, że zrobi sobie krzywdę długopisem?
- Dobrze, że masz
poczucie humoru, w takim układzie twoje sumienie bez problemu udźwignie to co
się stało. Mam jedynie nadzieję, że zrobisz wreszcie porządek z tą swoją
wywłoką, albo nie ręczę za siebie.
Kim poszła wzburzona,
a Asir podszedł do J.T:
- Co się dzieje?
- Na treningu Linda
zaatakowała Kylie.
Asir uśmiechnął się:
- Chyba mi nie
powiesz, że sobie z nią nie poradziła?
J.T spojrzał na niego
poważnie:
- Wzięła ją z
zaskoczenia i użyła kastetu.
Teraz to mina Asir’a
nabrała powagi.
- Co z nią?
- A jak myślisz?
J.T spojrzał na niego,
Asir nie przyszedł żeby zobaczyć co ze mną, tylko podszedł prosto do Colin’a:
- Możesz mi sprawdzić,
czy te nagrania nie były zmontowane?
- Mogę, ale będziesz
musiał moment poczekać.
Kiwnął głową a Colin
wziął taśmy i poszedł do wielkiej sali, w której rozlokowane były sprzęty
najnowszej generacji. Gdy wrócił po paru minutach i wręczył Asir’owi taśmy,
spojrzał na niego:
- Są oryginalne, nikt
przy nich nie majstrował.
- Dzięki.
Wyszedł z oddziału i
pojechał z powrotem do domu. Kiedy do niego wszedł, włożył w przystawkę do
laptopa ostatnią z nie oglądanych kaset. Tego jednak co na niej zobaczył, chyba
się nie spodziewał:
- Nagrywaj!
- Wynoś się bo inaczej zgłoszę to w sztabie.
- Grozisz mi suko? Słyszałeś?! Grozi nam, chyba będziemy musieli
pokazać jej jak kończą laski, którym się za dużo wydaje.
Przycisnął mnie do ściany ciągnąc za włosy:
- Jeśli chcesz przeżyć szkolenie, radzę ci żebyś była posłuszna, albo
tak cię załatwię, że nie dojdziesz o własnych siłach do łóżka.
Wyrwałam się, ale złapał mnie w pół, na taśmie wyraźnie było słychać
mój krzyk, uderzył mnie kilka razy żebym zamilkła, ale byłam wytrzymała na ból
fizyczny, ciężej znosiłam psychiczny, a ten od samego początku szkolenia
towarzyszył mi zawsze kiedy treningi odbywały się z Noe. Szarpnął mnie mocno,
jego kolega, który później zmarł w czasie którejś z kolejnych akcji, nagrywał
ten feralny wieczór. Noe był zboczony pod każdym względem, miał chore
upodobania, które niektórym rekrutkom odpowiadały. Na mnie zawziął się, bo mu
nie uległam, a takich jak ja, było raptem kilka. Obrócił mnie tyłem do siebie i
zgwałcił analnie, zacisnęłam zęby a jego kolega stanął prawie naprzeciwko mnie.
Przez głupie odruchy Noe’go udało mi się zachować cnotę, którą później i tak
straciłam w Libanie. Próbowałam ukryć głowę przed kamerą, ale Noe szarpnął mnie
za włosy tak, że moje załzawione oczy skierowały się wprost do kamery. Nagranie
się skończyło.
Asir zrobił stop
klatkę akurat kiedy w kadrze pojawiło się zbliżenie moich oczu, pełnych bólu, rozpaczy, niemocy. Oczy
dziewczyny, która nie mogła wyzwolić się z rąk sadysty. Jedno tylko zrozumiałam
po tych zdarzeniach, że człowiek potrafi być silniejszy niż mu się wydaje.
Opłaciło mi się czekać, opłaciło się być wytrwałym, bo przyszedł dzień, w
którym zemściłam się i wiedziałam, że więcej nikogo nie skrzywdzi. Byłam
niekiedy niemalże torturowana przez Noe’go, ale to akurat wpłynęło dodatnio na
tą część mojej psychiki, która w późniejszym czasie pozwalała mi na całkowite
wyłączanie własnych emocji. Wtedy może na to tak nie patrzyłam, ale teraz wiem,
że dzięki temu wszystkiemu co musiałam znosić, przeżyłam Liban.
Asir poczuł się
fatalnie widząc to. Cały obraz wyobrażeń, który miał w głowie na temat
człowieka, którego jak sądził – znał, runął w jego głowie niczym domek z kart.
Wziął głęboki haust z butelki
whisky, która stała na stole, po czym cisnął nią w drzwi, akurat w momencie
kiedy Jesse chwyciła za klamkę z drugiej strony:
- Gościnny jesteś, nie
ma co.
- Nie umiesz pukać?
Odburknął
niezadowolony z jej przybycia.
- Teraz ty przyszłaś
mi prawić kazania?
Jesse uśmiechnęła się
złośliwie:
- Kazania? Mówisz o
swojej pijawce?
Rozsiadła się wygodnie
na kanapie:
- Toksykologia nic nie
wykazała, ale…, podejrzewamy, że może mieć dostęp do czegoś, czego nie idzie
wykryć.
- Na przykład?
- Nie wiem ,dlatego
przyszłam.
- Skąd niby ja mam
wiedzieć?
- Daj spokój, cały
świat wie, że Mosad był ekspertem od szpikowania swoich agentów substancjami,
które precyzyjnie działały na układ nerwowy, za to były niewykrywalne w czasie
jakichkolwiek badań.
- Myślisz, że ją czymś
naćpałem?
- Myślę, że ktoś to
zrobił, ale nie wiem kto.
- Skąd ja mam
wiedzieć?
- Posłuchaj, coś się święci, coś grubego, możesz dalej udawać,
że cię to nie obchodzi, albo wreszcie coś z tym zrobisz, Linda na ciebie leci,
więc wykorzystaj swój urok żebyśmy dowiedzieli się czegoś więcej, może to zbieg
okoliczności, ale jeśli spiskuje przeciwko nam, to lepiej żebyśmy szybko się o
tym dowiedzieli.
Uśmiechnął się:
- Co z tego będę miał?
Pogładził ją po
włosach a ta uśmiechnęła się:
- Satysfakcję.
Asir skrzywił się a
Jesse wyszła z jego domu. Asir podszedł do laptopa i raz jeszcze spojrzał na
kadr w ekranie. Przełknął ciężko ślinę.
Kiedy wszedł na
oddział, szybkim krokiem podszedł do niego Rolly:
- Co się dzieje?
- Szykuj się,
namierzyliśmy jedną z kryjówek band Omally’ego tu na miejscu.
Asir poszedł szybko po
broń do J.T i po chwili był już gotowy do wyjścia.
W tym samym czasie,
Cole przyszedł do pokoju, w którym leżałam, usiadł na łóżku i spojrzał na mnie:
- I jak?
- W porządku, jak
tylko zejdzie kroplówka, Brad zawiezie mnie do domu.
Cole kiwnął głową a ja
spojrzałam na niego:
- Przepraszam,
poniosło mnie.
- Miałaś rację,
zatraciłem się.
- To normalne w naszej
pracy, tak ciągle wmawiają nam, że powinniśmy być bez uczuć, że kiedy w końcu
na nie trafiamy, czujemy dwa razy mocniej i zatracamy się. Ja też tak mam i nie
miałam prawa…
- Daj spokój, od tego
ma się przyjaciół czyż nie? Czasami trzeba też wstrząsnąć kimś a nie tylko
głaskać po głowie.
Uśmiechnęłam się.
- Co cię gryzie?
Zapytał a ja uniosłam
brwi:
- Dałam się zaskoczyć.
- Nie mogłaś tego
przewidzieć.
- Ale powinnam,
czułam, że coś kombinuje, Linda nienawidzi mnie mocniej niż moja zmarła
siostra, chociaż przyznam, że nie sądziłam, iż jest to możliwe. Czuję, że
jeszcze będą z nią problemy. Żebym tylko wiedziała o co naprawdę jej chodzi.
- Teraz o tym nie
myśl, daj nam się tym zająć a ty odpocznij.
Popatrzyłam na niego i
kiwnęłam głową czując jakiś wewnętrzny niepokój.
Akcja na obrzeżach Malibu
trwała. Colin obserwował ją w podglądzie satelitarnym utrzymując stałą
łączność:
- Jedynka na miejscu.
Zameldował Asir.
- Uważajcie, na
drzwiach umieszczony jest detonator, musisz go obejść wbijając kod, w środku
jest pięciu ludzi, nie widzę jakiegoś tylnego wyjścia. Przyłóż urządzenie
dekodujące.
Asir przyłożył czytnik
i po chwili Colin powiedział:
- Wbij trzy zera i
cztery piątki.
Asir wbił kod i drzwi
puściły, gdy tylko weszli do środka zostali ostrzelani. Trzech z napastników
zostało zastrzelonych, ale Davis dostał i to dosyć mocno. Asir zaklął pod nosem:
- Cholera!
Wyprowadźcie go stąd!! Colin, perymetr!
- Trzy osoby na
piętrze.
Red wyprowadził
Davis’a. Asir pokazał Gino’wi, że na górze są trzy osoby. Ostrożnie szli po
schodach a kiedy znaleźli się pod pokojem i już mieli wejść do środka, Colin
krzyknął do słuchawki:
- Wycofujcie się!! Oni
są obwiązani ładunkami wybuchowymi!!
Wszyscy zdążyli wyjść
oprócz Asir’a i Gino, w tym samym momencie kiedy Colin krzyknął, ludzie
Omally’ego oddali ostatni pokłon Allachowi i jeden z nich nadusił detonator
wysadzając siebie i swoich towarzyszy w powietrze. Drzwi z hukiem wyleciały spychając Asir’a i Gino w
dół. Po chwili Asir podniósł się, ale Gino miał przygniecioną nogę:
- Cholera! Asir nie
ruszę się!
Asir podbiegł do Gino
i zaczął ściągać z niego kolejne przedmioty. Po chwili wbiegł Red, Asir
spojrzał na niego:
- Pomóż mi, Gino
możesz poruszać nogą?
Zapytał Red a Gino
mało nie dostał furii:
- A ty byś mógł jakbyś
miał na niej trzydrzwiową szafę?
Asir uśmiechnął się:
- Tej nie dramatyzuj,
grunt, że żyjesz, przynajmniej Rolly da ci urlop.
- Akurat, żeby dał mi
urlop, musiałbym nie żyć.
W końcu wyswobodzili
Gino spod wszystkich przedmiotów i pomogli mu wstać. Gino kuśtykał, ale pewne
było, że noga była złamana. Pomogli mu wyjść na zewnątrz a tam od razu
podjechała karetka, Red rozejrzał się na spalony do połowy dom:
- W tym tempie, to
popadamy jak muchy.
Powiedział poważnie a
Asir ciężko westchnął.
Gdy dotarli z powrotem
na oddział, Daniels wyzywał każdego, kto mu się nawinął pod ręką:
- Nie mamy nic! Nic
poza trupami i rannymi agentami!! Do dupy z tym wszystkim, do dupy z wami!!
Może powinniście od razu wysadzić się jak tamci bo i tak jesteście
bezużyteczni!!!
Poszedł wściekły na
górę mówiąc jeszcze coś pod nosem, ale nikt z przybyłych specjalnie się tym nie
przejął. Kiedy Daniels trzasnął drzwiami swojego gabinetu, przyszedł Rolly i
podszedł do Asir’a:
- I jak?
- Kiepsko, Davis’a
możesz wyłączyć na co najmniej dwa tygodnie a Gino …, lepiej nie mówić.
- Dostanie kulę i
będzie dobrze, spróbuj ustalić tożsamość tych którzy tam byli.
Poszedł a Asir kiwnął
głową. Rolly wszedł do szatni i podszedł do Kim, ta spojrzała na niego:
- Hej, nasi oberwali
co?
- Nie jest najgorzej.
Powiedział i
uśmiechnął się do niej.
- Ale złego nastroju
to ty chyba nie masz? Nie powinieneś teraz zamartwiać się losem swoich
poddanych? Rolly, którego znałam tak właśnie by postąpił.
- Rolly, którego
znałaś umarł dawno temu.
- Jak jest wojna to
muszą być ofiary co?
- Widzę, że chociaż
ktoś to rozumie, w nagrodę przyjadę po ciebie o siódmej.
Kim roześmiała się:
- Jakiś ty szlachetny.
- Prawda?
- Wiedziałam, że ją przekonam.
- Jakoś nie wierzę, że
się zgodziła bez żadnego ale…
- Pewnie, że nie, ale
nie ważna metoda, ważny efekt prawda?
- Cwaniara.
- Szybko się uczę.
Rolly kiwnął z
uśmiechem głową a Kim wyszła z szatni.
- Do zobaczenia.
Powiedziała wychodząc.
Późnym popołudniem
Brad podjechał ze mną pod dom. Od czoła aż do nasady włosów miałam potężnego
siniaka i kilka szwów przykrytych plastrem. Żebro strasznie mi dokuczało,
zwłaszcza w pozycji siedzącej, kiedy chodziłam, nie czułam bólu. Weszliśmy do
środka a Brad zapytał:
- Chcesz się położyć?
- Nie, zrobisz kawę,
czy się spieszysz?
Zapytałam z uśmiechem,
on też uśmiechnął się:
- Zrobię. Dostałem
wolne, później zmieni mnie Asir.
- Jezu, czemu wy mi to
robicie? Nie potrzebuję niańki a ostatnia rzecz na świecie, której potrzebuję
to jego cięty język.
- Jesteś po wypadku,
może to uwzględni i złagodnieje.
- Jeśli sądzisz, że
Asir uznaje ułaskawienie i litość, to znaczy, że nie znasz go wcale. Daj mi
papierosa.
Weszliśmy do góry,
Brad dał mi paczkę papierosów a sam wziął się za robienie kawy.
- Masz już wyniki?
- Tak, chociaż
sceptycznie do tego podchodziłem, wygląda na to, że to jedna z najlepszych grup
jakie do tej pory wypuściliśmy.
- To dobrze, co z
Lindą?
- O to samo chciałem
zapytać, tylko później, ale skoro sama zaczęłaś, to może powiesz mi dlaczego
nie chcesz się jej pozbyć?
- Znasz powiedzenie,
że przyjaciół trzeba trzymać blisko siebie, ale wrogów jeszcze bliżej?
- Jak do tej pory nie
widzę korzyści płynących z twojej decyzji.
- Nie bój się, jeszcze
zobaczysz, rozprawię się z nią po swojemu jak tylko wrócę, ale na oddziale
zostanie, to już postanowione.
- Wiesz coś, czego ja
nie wiem?
- Możesz nie wnikać w
szczegóły? Przyczep jej ogon i tyle.
- Siedzi w izolatce.
- To ją wypuść.
- Jak ją wypuszczę,
Asir zmiecie ją z powierzchni ziemi.
- Bez obaw, nie zrobi
tego.
- Mam nadzieję, że go
znasz lepiej niż ja.
- Możesz mi wierzyć.
Zalał kawę i postawił
ją na stół, spojrzałam na niego:
- Daj mi cukier.
Brad skrzywił się:
- Wiedziałem, że
uderzenie w głowę było poważne, ale żeby aż tak? Przecież ty nie słodzisz.
- Czasami słodzę,
czymś muszę sobie to życie umilić.
- To znajdź sobie
faceta.
- No, wtedy to dopiero
bym musiała słodzić i to nie pół łyżeczki, tylko z dwie.
W czasie kiedy ja
piłam z Brad’em kawę, Asir rzucił Lindą o ścianę, jęknęła:
- Co ty robisz do
diabła?
- Co ci powiedziałem
co?
- Nie wiem o czym
mówisz!
- Zaraz będziesz
wiedziała jadowita żmijo, mało ci było atrakcji?!
- Ach, mówisz o Kylie
i naszym słodkim sekrecie? Rzeczywiście nie była specjalnie zachwycona, kiedy
jej powiedziałam co robiliśmy, dodając do tego efekty specjalne naszej
francuskiej miłości.
- Asir zacisnął zęby.
- Zabiję cię ty
cholerna szantrapo, a twoje szczątki rozrzucę na pożarcie hienom!
Doskoczył do niej i
przygniótł jej gardło do ściany, zaczęła się dławić, ale dalej nie przestawała
mówić.
- Zastanów się kto by
ci zrobił tak dobrze jak ja?
- Boże, że też jeszcze
możesz jeść tymi ustami, nie czujesz to siebie obrzydzenia?
- Przeciwnie, właśnie
mnie dowartościowałeś.
Uśmiechnęła się i w
momencie, kiedy Asir zdusił jej gardło mocniej, do izolatki wbiegł Rolly i
odciągnął go na bok z trudem:
- Wyjdź!
Krzyknął a Asir stanął
przy drzwiach, Linda zaczęła się śmiać.
- Widzisz? Seks to tajemna
broń kobiety, wszyscy tak samo reagujecie, nawet on stanął w mojej obronie.
Rolly uśmiechnął się i
popatrzył na nią:
- Śmierć z rąk Asir’a
byłaby dla ciebie aktem łaski, śmierć z rąk Kylie, całkowitą porażką, tylko
dzięki niej jesteś jeszcze przy życiu.
Linda zacisnęła zęby a
Rolly wypchnął Asir’a za drzwi i zamknął drzwi na zasuwę, spojrzał na niego
karcąco:
- Co ty wyprawiasz?
- Powinna zdechnąć!
- Kylie kazała ją
wypuścić, więc ogarnij się i jedź zmienić Brad’a.
- Kylie uderzyła się w
głowę, nie myśli racjonalnie!! Dobrze o tym wiesz!
- Prawdopodobnie jest
coś o czym nie wiemy i dlatego ją wypuścimy, a ty trzymaj nerwy na wodzy a jak
będzie trzeba kogoś zabić, to osobiście do ciebie zadzwonię.
Asir wściekły poszedł
spod izolatki i zszedł schodami w dół. Rolly ciężko westchnął i poszedł zaraz
za nim.
Pod wieczór tak jak
obiecał podjechał po Kim. Kiedy wyszła z domu, Rolly spojrzał na nią zdumiony.
W niczym nie przypominała tej kobiety jaką miała w zwyczaju kreować na co
dzień. Ubrana w ciemno granatową sukienkę przed kolano i butach na wysokim
obcasie, sprawiała wrażenie zupełnie innej kobiety, jakiej do tej pory nikt nie
miał okazji poznać. Gdy podeszła bliżej niego, uśmiechnął się:
- Dlaczego tak mi się
przyglądasz?
- Doznałem lekkiego
szoku.
- Lubię zaskakiwać, w
końcu kiedyś trzeba pomyśleć o sobie prawda?
- Zdecydowanie.
Uśmiechnęli się do
siebie, po czym oboje wsiedli do samochodu i odjechali.
Powoli zbliżał się
wieczór, siedziałam z Brad’em na werandzie:
- Jedziesz do klubu?
- Ktoś musi.
- Przykro mi, że tak
wyszło, nadgonię to jak tylko wydobrzeję.
- Zapamiętam.
Uśmiechnął się do mnie
i w tej samej chwili oboje spojrzeliśmy na podjeżdżający samochód – to był
Asir. Ciężko przełknęłam ślinę. Wyszedł z samochodu i wszedł po schodach na
werandę, Brad od razu wstał:
- No to udanego
wieczoru.
Mrugnął do mnie a już
po chwili odjechał swoim samochodem. Nie odzywałam się, bo właściwie to nie
miałam pojęcia co powiedzieć, nawet nic złośliwego jakoś nie przychodziło mi do
głowy a świadczyło to tylko o jednym – byłam zmęczona.
Asir chwilę na mnie
popatrzył, po czym usiadł obok mnie na ławce. Zachowywał się tak swobodnie
jakby nigdy w życiu nic się nie stało.
- Nie boisz się?
Zapytałam a on
uśmiechnął się jak kiedyś:
- Ciebie?
- Nie mnie, tylko tego
co mogę ci zrobić.
- A co ty możesz mi
zrobić co? Żyć beze mnie nie możesz.
Roześmiałam się
resztką sił.
- Bajkopisarz z
ciebie.
- Spójrz prawdzie w
oczy, beze mnie twoje życie to jedno wielkie dno, zero adrenaliny, zero
przyjemności…, mam wymieniać dalej?
- Bez ciebie mój
drogi, czuję, że oddycham, z tobą, mam wrażenie, że wdycham siarkowodór.
Zbliżył się do mnie
znacznie i z niewiadomych powodów speszyłam się.
- Masz brzydki zwyczaj
nie przyjmowania do siebie faktycznego stanu rzeczy, ale myślę, że jesteś na
tyle pojętna, że z czasem się tego nauczysz.
Uśmiechnęłam się, on
też, pokręciłam głową.
Wstałam a on spojrzał
na mnie. Coś miał takiego w tym spojrzeniu, że mimo złości chciałam go mieć
bliżej siebie.
- Idę się położyć,
jeśli chcesz, to możesz położyć się na kanapie w salonie.
Weszłam do domu a on
uśmiechnął się sam do siebie, po chwili wszedł za mną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz