LXII
Z samego rana po kolejnej nieprzespanej nocy, którą spędziłam na
oddziale poszłam jeszcze raz do Laden’a. Siedział na dużym łóżku a jego cela
wcale nie przypominała celi. Z niewiadomych przyczyn Daniels bardzo o niego
dbał i spełniał wszelkie jego zachcianki, miałam jedynie nadzieję na to, że
robił to w jakimś szczytnym celu, bo jeśli nie, to oznaczało by, że nic co
robimy, nie ma już sensu.
Stanęłam przy drzwiach i spojrzałam na niego, uśmiechnął się tak jakby
się relaksował właśnie na urlopie:
- Co postanowiłaś?
Nie odpowiedziałam ,ale chyba mój wzrok mówił sam za siebie. Podszedł
do mnie bliżej:
- Byłem pewien, że nie przyślesz siostry, już nie mogę się doczekać
żeby cię poczuć.
Wyszeptał mi to wulgarnie do ucha, aż nie dobrze mi się zrobiło.
- Nie zapędzaj się, sam powiedziałeś, że chcemy coś od ciebie a ty od
nas, ale na kredyty się nie godzę, jeśli przekażesz nam informację, która po
sprawdzeniu okaże się prawdziwa, będziesz mnie miał, jeśli nas wystawisz, to
nici z interesu.
- W porządku, przyślij tu kogoś, podam wam kilka danych.
Obróciłam się i wyszłam, Rolly i Cole stali pod drzwiami, minęłam ich
ale nic nie powiedziałam, bo przecież słyszeli rozmowę, Cole’owi bardzo się to
nie spodobało:
- On w coś z nami gra, tylko nie wiem w co, podpisałbyś na siebie wyrok
tylko po to żeby przespać się z kobietą?
- Wszystko zależy od tego co to miałaby być za kobieta.
- Pytam poważnie.
Rolly spojrzał na niego:
- Miej go na oku, to jasne, że coś kombinuje, albo czegoś nie widzimy,
albo jest od nas sprytniejszy i chowa coś w zanadrzu.
- Czy koniecznie musimy posłużyć się Kal?
- Nie mamy wyboru.
- Dajmy mu Sue.
- To był jej wybór, widocznie ma
powody, by tak postąpić.
Cole spojrzał na Rolly’ego z dezaprobatą, chyba po raz pierwszy odkąd
się znali:
- Nie patrz tak na mnie, nie kazałem jej tego robić.
- To może należałoby się dowiedzieć kto kazał.
Poszedł naprawdę zły, przyszedł do mnie kiedy akurat rozmawiałem z
lekarzem. Przyjaźniłam się z Cole’m, ale nie podobał mi się jego osobisty
stosunek do tej sprawy.
- Kylie, mogę cię na chwilę prosić?
Kiwnęłam głową na lekarza, który wszedł do pokoju Joe’go i podeszłam do
Cole’a:
- Stało się coś?
- Ty mi powiedz, dlaczego nie wydasz mu Sue?
- Bo nie o Sue mu chodzi.
- Nie rozumiem.
- Nie ważne, wyjaśnię ci po wszystkim, będę pod wpływem Vereny, więc
nawet nie będę tego pamiętać, chyba, że ty po przyjacielsku zechcesz mi to
przypomnieć.
- Martwię się o ciebie, widzę w jakim jesteś stanie.
- Nic nie wiesz, zostaw to i zostaw mnie, potrafię o siebie zadbać.
Ledwo wypowiedziałam te słowa a drzwi od pokoju Joe’go otworzyły się,
wyjrzał zza nich lekarz:
- Pani Hopper.
- Tak?
- Odzyskał przytomność, może pani wejść.
- Dziękuję, już idę.
Spojrzałam na Cole’a wrogo.
- Nie mieszaj się w to, to nie jest twoja sprawa.
- Dobra, jak sobie życzysz.
Cole poszedł a mi tak naprawdę to chciało się płakać. Nie dość, że
kompletnie nie miałam ochoty wykonać tego zadania to jeszcze musiałam zranić
kogoś, kto naprawdę się o mnie troszczył, ale wiedziałam, że tak będzie lepiej.
Gdybym mu pokazała, że się waham próbowałby zmienić moją decyzję a ja nie
mogłam ulec ze względu na Sue Ellen.
Gdy weszłam do Joe’go leżał wpatrując się w sufit. Podeszłam bliżej,
miał wyjętą rurkę z ust a jego głos był nieco zachrypnięty.
- Cześć.
Uśmiechnęłam się i usiadłam na łóżku.
- Cześć, jak tam?
- Jestem trochę obolały, lekarz mówił, że jesteś tu trzeci dzień.
- Wystraszyłeś mnie.
- Złego tak szybko diabli nie biorą.
Uśmiechnął się.
- Ale było blisko co?
- Tak, to chyba cud, że przeżyłeś.
- Jak widać mam swojego anioła.
Mrugnął do mnie.
- Posłuchaj, teraz przez kilka dni się nie pojawię, mam akcję, którą
wstrzymałam ze względu na ciebie, ale lekarz mówi, że nic ci już nie zagraża
więc…, Daniels mnie naciska ale jak tylko będzie po wszystkim to przyjdę.
- Spokojnie, marzę żeby odpocząć, czuję się jak z krzyża zdjęty.
- Odpoczywaj, to ci dobrze zrobi.
Pochyliłam się nad nim i pocałowałam go w policzek.
- Łał, a to za co?
- Za to, że nie dałeś się zabić, trzymaj się.
Wyszłam z pokoju a Joe przymknął oczy. Ruszyłam stanowczym krokiem w
stronę działu operacyjnego i podeszłam do Gina:
- Jadę do domu przebrać się i wziąć wreszcie prysznic, wrócę za jakieś
dwie godziny, przygotuj wszystko.
- Jasne.
Skinął głową i spojrzał na Rolly’ego, który stał na schodach pół piętra
z jakimiś papierami w dłoniach jak zwykle w towarzystwie Lindy.
Gdy dotarłam do domu przesiedziałam w wannie chyba z godzinę Inie
miałam najmniejszej ochoty na to by z niej wychodzić. W końcu jednak wyszłam z
łazienki, ubrałam na siebie czarną sukienkę, woalowy szal w tym samym kolorze i
długie czarne rękawiczki. Założyłam okulary słoneczne, zabrałam torebkę i w tym
właśnie stroju weszłam na oddział. Cała uwaga agentów znajdujących się na Sali
skupiła się na mnie. Nie zatrzymałam się jednak, tylko podeszłam od razu do
Gina, razem skierowaliśmy się do gabinetu zabiegowego, Rolly ruszył za nami,
ale milczał. Linda nie była tym wyraźnie zadowolona. Weszliśmy do gabinetu,
usiadłam na kozetce i spojrzałam na Rolly’ego, ale po chwili odwróciłam głowę.
Gino podszedł do szafki z lekarstwami o działaniu halucynogennym i zaczął
przygotowywać zastrzyk.
- Mogę coś dla ciebie zrobić?
Rolly zapytał ze smutkiem w głosie, początkowo chciałam wygarnąć mu
wszystko na temat tego co o nim myślę, ale w ostatniej chwili ugryzłam się w
język:
- Tak.
- Co takiego?
- Dopilnuj żeby w pokoju nadzorującym nie było nikogo poza Ginem,
Colin’em i Tobą ,
możesz to dla mnie zrobić?
Kiwnął głową, Gino podszedł ze strzykawką:
- Ta dawka będzie cię trzymać około sześciu godzin, po tym czasie
musimy ci podać dwie dawki antidotum.
- Tak wiem.
- Będziesz nas poznawać, ale na pewno nie będziesz się zachowywała tak
jak zazwyczaj, jesteś gotowa?
Spojrzałam na Rolly’ego i przyznam, że byłam nieco wystraszona:
- Nie pozwól Daniels’owi dostać się do Sue, obiecaj mi.
- Obiecuję.
Kiwnęłam na Gina głową, odsłoniłam rękawiczkę:
- Połóż się bo na chwilę odlecisz, po paru minutach odzyskasz
świadomość.
Położyłam się na kozetce i przymknęłam oczy, poczułam wbijającą się
igłę, na samą myśl co za chwilę zrobię poleciały mi łzy, Rolly spojrzał jak
wypływają spod zamkniętych powiek i o dziwo jego własne oczy zaszkliły się i to
dosyć mocno. Gino wstrzyknął Verenę do końca i spojrzał na Rolly’ego – miał
rację, odpłynęłam całkowicie ito na kilka ładnych minut.
Kiedy po dwudziestu minutach wstałam i podniosłam się – nie byłam już
tym samym człowiekiem, tylko maszyną, która działała według zaprogramowania
przez narkotyk.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz