XXV
Przeleżałam w szpitalu
jeszcze dwa tygodnie podczas których agencja dwoiła się i troiła żeby dopaść
Dimitriego. Niestety bez rezultatu. Dimitri siał spustoszenie dookoła, ale za
każdym razem gdy wysłana została jednostka – jego już nie było.
Powoli dochodziłam do
wniosku, że bawi się z nami w kotka i myszkę, tak przynajmniej to wyglądało.
Kiedy wreszcie
opuściłam szpital, Thorne uparł się żebym wróciła do naszego wspólnego domu, a
tak naprawdę do mojego. Zgodziłam się w końcu bo miałam nadzieję, że to pomoże
naprawić mi relacje z dziećmi. Myliłam się jednak. Kiedy tylko pozorne
zagrożenie mojego życia minęło, wszystko inne również wróciło do normy.
Jednego dnia
siedziałam w ogrodzie przy basenie na rozkładanym leżaku, kiedy podeszła do
mnie Penny. Kiedy jeszcze mieszkałam tam, często lubiłam przesiadywać w tym
miejscu a widok na las, w którym codziennie biegałam uspokajał moje nerwy.
Penny usiadła na leżaku obok i spojrzała na mnie:
- Jak się czujesz?
- Dobrze, wracam do
sił, więc pewnie wkrótce będę mogła wrócić do pracy.
- No tak, a kiedy
wracasz do siebie?
Poczułam się jakby
wymierzyła mi policzek, sądziłam, że po tym co stało się w klubie przeszła jej
złość i zrozumiała czym zajmuję się na co dzień. W zasadzie to nie wiedziałam
co mam jej odpowiedzieć, bo trudno było mi uwierzyć, że moja rodzona córka pała
do mnie taką nienawiścią, mimo iż uratowałam jej życie – a jednak taka była
prawda. Wiele nie myśląc spojrzałam na nią i odpowiedziałam:
- Myślę, że dzisiaj.
- To dobrze, gdybyś
potrzebowała pomocy w pakowaniu daj znać.
Zrobiło mi się
przykro, ale w końcu miałam za swoje prawda? Lata życia w kłamstwie odniosły
taki a nie inny skutek. Spuściłam głowę, bo nie chciałam żeby zobaczyła łzy na
moich polikach.
- Myślę, że dam sobie
radę.
- Jak chcesz.
Powiedziała w
przelocie i po chwili już jej nie było. Odczekałam parę minut, usłyszałam jak
odjeżdża swoim samochodem, weszłam do domu. Rozejrzałam się po ukochanym
salonie i kuchni, w której niegdyś spędzałam tak wiele czasu. Wiedziałam, że
nie pomagam sobie przywołując w myślach wspomnienia, dlatego zmusiłam się do
porządku we własnej głowie.
Weszłam na piętro do
„naszej” sypialni, jeśli tak wolno mi było ją nazwać, po czym wyjęłam torbę z
szafy i zaczęłam chować do niej swoje ubrania, właśnie zamykałam torbę, kiedy w
drzwiach pojawił się Michael.
- Co robisz?
- Wracam do siebie,
chyba już czas.
- Myślałem, że
zostaniesz, wuja mówił, że sporo czasu zajmie twoja rekonwalescencja.
- Szybko dochodzę do
siebie.
- Powiedz mi prawdę,
wiem, że surowo cię oceniliśmy, ale teraz inaczej na to wszystko patrzę.
Uśmiechnęłam się.
- Niestety twoja
siostra nie wybacza tak łatwo.
- To przez nią
odchodzisz?
- Nie Michael ,posłuchaj,
niektórzy nie potrafią tak szybko przyswoić sobie prawdy, masz zupełnie inny
charakter, jesteś bardziej dojrzały niż twoi rówieśnicy, zawsze taki byłeś,
chociaż nigdy nie wtajemniczałam cię w moją pracę, gdy wracałam po ciężkim
dniu, zawsze dokładnie wiedziałeś czego potrzebuję, wiedziałeś czy mnie
przytulić, czy po prostu zostawić mnie samą. Siadałeś wtedy na dywanie tuż przy
kominku gdzie siedziałam i bezszelestnie zajmowałeś się sobą. Byłeś tak
cichutki jakby cię w ogóle tam nie było, ale ja czułam twoją obecność i to mnie
wyciszało. Penny zawsze była absorbująca i wszędzie było jej pełno, może
właśnie dlatego nie raz mieliście problem żeby się ze sobą porozumieć. Jeśli
tylko będziesz miał ochotę, albo będziesz potrzebował mnie- zadzwoń, o każdej porze.
- Mogę cię odwieźć?
- Jeśli to nie
problem, będę ci wdzięczna.
Uśmiechnął się do mnie
i wziął ode mnie torbę, oboje wyszliśmy z domu po czym Michael odwiózł mnie do
domu. Nie wchodził do środka bo spieszył się na uczelnię, ale obiecał, że w
wolnej chwili na pewno do mnie zajrzy.
Weszłam do środka a on
odjechał, byłam tak zmęczona, że nawet nie zauważyłam, że tuż za nim ruszył
kolejny samochód i udał się wprost za nim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz