sobota, 15 lutego 2014

Rozdział XXV

XXV

Przeleżałam w szpitalu jeszcze dwa tygodnie podczas których agencja dwoiła się i troiła żeby dopaść Dimitriego. Niestety bez rezultatu. Dimitri siał spustoszenie dookoła, ale za każdym razem gdy wysłana została jednostka – jego już nie było.
Powoli dochodziłam do wniosku, że bawi się z nami w kotka i myszkę, tak przynajmniej to wyglądało.
Kiedy wreszcie opuściłam szpital, Thorne uparł się żebym wróciła do naszego wspólnego domu, a tak naprawdę do mojego. Zgodziłam się w końcu bo miałam nadzieję, że to pomoże naprawić mi relacje z dziećmi. Myliłam się jednak. Kiedy tylko pozorne zagrożenie mojego życia minęło, wszystko inne również wróciło do normy.
Jednego dnia siedziałam w ogrodzie przy basenie na rozkładanym leżaku, kiedy podeszła do mnie Penny. Kiedy jeszcze mieszkałam tam, często lubiłam przesiadywać w tym miejscu a widok na las, w którym codziennie biegałam uspokajał moje nerwy. Penny usiadła na leżaku obok i spojrzała na mnie:
- Jak się czujesz?
- Dobrze, wracam do sił, więc pewnie wkrótce będę mogła wrócić do pracy.
- No tak, a kiedy wracasz do siebie?
Poczułam się jakby wymierzyła mi policzek, sądziłam, że po tym co stało się w klubie przeszła jej złość i zrozumiała czym zajmuję się na co dzień. W zasadzie to nie wiedziałam co mam jej odpowiedzieć, bo trudno było mi uwierzyć, że moja rodzona córka pała do mnie taką nienawiścią, mimo iż uratowałam jej życie – a jednak taka była prawda. Wiele nie myśląc spojrzałam na nią i odpowiedziałam:
- Myślę, że dzisiaj.
- To dobrze, gdybyś potrzebowała pomocy w pakowaniu daj znać.
Zrobiło mi się przykro, ale w końcu miałam za swoje prawda? Lata życia w kłamstwie odniosły taki a nie inny skutek. Spuściłam głowę, bo nie chciałam żeby zobaczyła łzy na moich polikach.
- Myślę, że dam sobie radę.
- Jak chcesz.
Powiedziała w przelocie i po chwili już jej nie było. Odczekałam parę minut, usłyszałam jak odjeżdża swoim samochodem, weszłam do domu. Rozejrzałam się po ukochanym salonie i kuchni, w której niegdyś spędzałam tak wiele czasu. Wiedziałam, że nie pomagam sobie przywołując w myślach wspomnienia, dlatego zmusiłam się do porządku we własnej głowie.
Weszłam na piętro do „naszej” sypialni, jeśli tak wolno mi było ją nazwać, po czym wyjęłam torbę z szafy i zaczęłam chować do niej swoje ubrania, właśnie zamykałam torbę, kiedy w drzwiach pojawił się Michael.
- Co robisz?
- Wracam do siebie, chyba już czas.
- Myślałem, że zostaniesz, wuja mówił, że sporo czasu zajmie twoja rekonwalescencja.
- Szybko dochodzę do siebie.
- Powiedz mi prawdę, wiem, że surowo cię oceniliśmy, ale teraz inaczej na to wszystko patrzę.
Uśmiechnęłam się.
- Niestety twoja siostra nie wybacza tak łatwo.
- To przez nią odchodzisz?
- Nie Michael ,posłuchaj, niektórzy nie potrafią tak szybko przyswoić sobie prawdy, masz zupełnie inny charakter, jesteś bardziej dojrzały niż twoi rówieśnicy, zawsze taki byłeś, chociaż nigdy nie wtajemniczałam cię w moją pracę, gdy wracałam po ciężkim dniu, zawsze dokładnie wiedziałeś czego potrzebuję, wiedziałeś czy mnie przytulić, czy po prostu zostawić mnie samą. Siadałeś wtedy na dywanie tuż przy kominku gdzie siedziałam i bezszelestnie zajmowałeś się sobą. Byłeś tak cichutki jakby cię w ogóle tam nie było, ale ja czułam twoją obecność i to mnie wyciszało. Penny zawsze była absorbująca i wszędzie było jej pełno, może właśnie dlatego nie raz mieliście problem żeby się ze sobą porozumieć. Jeśli tylko będziesz miał ochotę, albo będziesz potrzebował mnie- zadzwoń, o każdej porze.
- Mogę cię odwieźć?
- Jeśli to nie problem, będę ci wdzięczna.
Uśmiechnął się do mnie i wziął ode mnie torbę, oboje wyszliśmy z domu po czym Michael odwiózł mnie do domu. Nie wchodził do środka bo spieszył się na uczelnię, ale obiecał, że w wolnej chwili na pewno do mnie zajrzy.

Weszłam do środka a on odjechał, byłam tak zmęczona, że nawet nie zauważyłam, że tuż za nim ruszył kolejny samochód i udał się wprost za nim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz