sobota, 22 lutego 2014

Rozdział LIII

LIII

Ledwo weszłam na oddział a dołączyła do mnie Kim z tabletem w ręku:
- Co tam?
Spojrzałam na nią, bo tego dnia była jakaś ożywiona.
- No powiem ci, że jestem nawet zadowolona z wieczoru.
- Red cię oczarował?
Roześmiała się.
- No nie aż tak, ale pojechaliśmy do takich jego znajomych, powiem ci, że całkiem fajni ludzie, zjedliśmy grill’a, potem odwiózł mnie do domu.
- Red to oddany przyjaciel, ale to nie znaczy, że nie mogłoby być między wami coś więcej.
- Chyba nie chcę tego psuć.
- Psuć? Czemu tak?
- Wiesz jak to jest jak idzie się z kimś do łóżka.
- Nie, nie wiem.
- Nie wygłupiaj się.
- No nie wygłupiam się, przyjaźnię się z Ray’em całe życie, sypialiśmy ze sobą ponad dwa lata jak nie lepiej i nigdy nic się między nami nie popsuło.
- Bo to był Ray, a co było z Will’em?
Popatrzyłam na nią. Rzeczywiście z Will’em ten układ się nie sprawdził.
- Sama widzisz, poza tym, na razie potrzebuje przyjaciela a nie kochanka, związek z Sam’em zabrał mi wystarczająco dużo energii.
- Może masz rację, co tam masz?
- Wyłoniłam osiem osób, z których mogłabym utworzyć grupę snajperską.
- Nadają się?
- Na to wygląda, przeselekcjonowałam ich według tarczy i myślę, że ci są najlepsi.
- No dobra, a reszta?
- Cole jeszcze się nie określił bo…
- Tak wiem, Carrie.
- No właśnie, co do reszty, dane chyba ma już Rolly, prosił żebyś do niego weszła.
- Widziałaś Asir’a?
Spojrzała na mnie:
- Tak, jest na sali i daje wycisk rekrutom ,uczy ich wschodnich sztuk walki, oddział medyczny przestał już stamtąd wychodzić.
- A co Rolly na to?
- Powiedział, że wie co robi.
Chciałam iść do Rolly’ego ,ale postanowiłam najpierw udać się mimo wszystko na salę. Rzeczywiście było na niej grubo. Asir szedł jak brzytwa a kolejni rekruci po prostu padali na matę. Nie spodobało mi się to, kiwnęłam na niego ręką, ale spojrzał tylko i dalej trenował. W końcu zagwizdałam i oznajmiłam, że wszyscy mają się udać na stołówkę na śniadanie. Zostaliśmy na sali sami, podeszłam do niego bliżej:
- Po co to robisz?
- Co?
- Wyżywasz się na rekrutach.
- Nie wyżywam się na rekrutach, tylko ich uczę.
- Jeśli chcesz kogoś nienawidzić, to nienawidź mnie, ale niech się to nie odbija na innych.
- Czego ty ode mnie chcesz?
- Już niczego.
Spojrzałam mu w oczy, bo czułam, że po prostu przede mną gra.
- To bardzo dobrze, a teraz pozwól, że wrócę do pracy.
Poszedł a ja pokiwałam głową i wyszłam z Sali. Poszłam na górę do gabinetu Rolly’ego i od razu zaczęłam mówić:
- Przerwij to proszę.
Spojrzał na mnie:
- Jeśli teraz dostaną wycisk, to zaprocentuje w przyszłości.
- Wiesz dlaczego on to robi.
- Kylie, nie ważny jest powód, ważny jest efekt.
- Naprawdę tak uważasz?
Spojrzał na mnie, ale westchnął ciężko, usiadł przy biurku:
- Nie, ale nie zawieszę najlepszego agenta, bo jeśli ktoś potrafi zapanować nad tym rozwydrzonym towarzystwem, to jest to właśnie on.
Popatrzyłam na niego bo wiedziałam, że Asir nie ma sobie równych. W Masadzie nie bez powodu był tak cenionym agentem a umiejętności, które posiadał mogły zrobić z tych ludzi prawdziwych agentów. Usiadłam naprzeciwko niego i oparłam głowę na dłoni zapierając się o biurko:
- To profile grup?
- Tak.
Wzięłam do ręki tablet i zaczęłam przesuwać palcem po ekranie.
- Zaakceptowałeś to?
- Wygląda dobrze.
Odłożyłam tablet i zamyśliłam się.
- Nad czym się zastanawiasz?
- Może powinnam zrobić sobie wolne?
- Jesteś tu potrzebna.
- W takim razie wracam do pracy, mam do przeegzaminowania cztery grupy z języków obcych.
- Mogłaś to komuś zlecić.
- Wiem, ale wolę to, niż oglądanie agresji Asir’a.
- Unikanie go nic ci nie da.
- Zabawne jaki ty ostatnio jesteś otrzaskany w kwestiach życiowych, nie wiem dlaczego tego wcześniej nie zauważyłam?
- Też się nad tym zastanawiałem.
Uśmiechnęłam się do niego a on  do mnie. Podniosłam się z fotela i już miałam wychodzić, kiedy do gabinetu dosłownie wparował Daniels, skrzywiłam się na jego widok.
- Świetnie ,że jesteśmy w komplecie bo właśnie wracam ze sztabu. Pojawiły się nowe okoliczności, dane które poskładał całość Colin, przeraziły nas całkowicie. Nikt z nas nie przypuszczał, że Omally ma takie dojścia, jego prawa ręka Ali zadbał o każdy szczegół na wypadek, gdybyśmy zdołali wcześniej uderzyć, niż oni to zaplanowali.
- Co to dla nas oznacza?
Zapytał Rolly, choć odniosłam wrażenie, że doskonale znał odpowiedź na to pytanie.
- Wojnę, rozpętała się trzecia wojna światowa jeśli ruszą na nas w tej chwili. Musicie wreszcie coś zacząć robić! Potrzebujemy tylu ludzi ilu się da bo musimy być przygotowani na wszystko.
- Nie wiemy czy uderzą pierwsi, to tylko twoje gdybanie.
Powiedziałam spokojnie.
- Zrobiłaś się cholernie pewna siebie.
Stanęłam naprzeciwko niego:
- Zawsze taka byłam i nie zapominaj, że dzięki temu masz pracę, gdyby nie ja, w ogóle by cię tu nie było! Siedziałbyś w jakiejś cholernej norze Bóg wie gdzie i powoli byś umierał. Nasz powrót umożliwił twój powrót i nie zapominaj na jakich prawach się tu znalazłeś. Czasy twoich rządów skończyły się dawno temu, więc albo to ty zaczniesz wreszcie coś robić, albo skończ bruździć! W przeciwnym razie pójdę do sztabu, przejmę oficjalnie stanowisko jakie mi powierzono i wylecisz stąd równie szybko jak się tu znalazłeś!
- Nie zapominaj się, bo siedzę w tym trochę dłużej niż ty i widziałem na pęczki takich co wydawało im się, że wszystko wiedzą najlepiej, jeśli nie chcesz podzielić ich losu, to zastanów się co mówisz.
- Już ci raz to powiedziałam i powtórzę znowu, nie próbuj mi grozić, wiem na twój temat tyle ,że w przeciągu jednego dnia mogę cię zniszczyć bez mrugnięcia okiem, a jeśli wreszcie nie zaczniemy tworzyć jednego zespołu, to po prostu cię zabiję i jeszcze wręczą mi za to medal.
Wyszłam wściekła zatrzaskując za sobą drzwi. Daniels był niczym przysłowiowy wrzód na tyłku i ilekroć udało się go wyciąć – odrastał na nowo.
Asir ostatnie kilka dni sporo popijał popołudniami. Wieczorami chodził do klubu i „ostro” balował. Myślę, że ze swoim cierpieniem radził sobie po swojemu. Patrzyłam na to z boku, bo nie potrafiłam mu pomóc. Sam musiał się z tym uporać, tym bardziej, że było to związane po części ze mną. Któregoś dnia wieczorem został w domu i kończył butelkę whisky kiedy rozległo się głośne pukanie do drzwi. Otworzył a w drzwiach zobaczył Lindę, ubraną w niebieską sukienkę, zmierzył ją wzrokiem od góry do dołu opierając się o futrynę, uśmiechnęła się do niego zalotnie widząc najwyraźniej szansę na coś więcej z powodu stanu w jakim znajdował się Asir:
- Czego chcesz?
- Pomyślałam, że ostatnimi czasy jesteś w kiepskiej formie i chyba potrzebne ci towarzystwo.
Weszła bezceremonialnie do środka nie czekając na zaproszenie, Asir zamknął drzwi i wziął łyka z butelki:
- Akurat twoje towarzystwo to ostatnia rzecz na świecie, na którą mam ochotę.
- No chyba na nikogo innego liczyć nie możesz.
Podeszła do niego znacznie i odstawiła jego butelkę na stół:
- Daj spokój Asir, było nam ze sobą dobrze.
- Komu było dobrze, temu było.
- A ja myślę, że skoro oboje jesteśmy sami i ostatnie dni były ciężkie, moglibyśmy to jakoś odreagować, nie uważasz?
Zaczęła go całować po szyi, uszach, po czym zaczęła rozpinać mu koszulę. W którymś momencie nie wytrzymał i przyparł ją do ściany namiętnie całując a już po chwili uprawiali seks.
Kiedy obudził się następnego ranka i zobaczył obok siebie śpiącą Lindę, otrząsnął się tak jakby zupełnie nic nie pamiętał. Wyszedł z łóżka jak oparzony i podniósł z podłogi jej niebieską sukienkę. Linda akurat otworzyła oczy i spojrzała na niego. Uniosła się lekko opierając głowę na ścianie a Asir prosto w twarz rzucił jej sukienkę.
- Ubieraj się.
Wciągnął spodnie.
- Oszalałeś?
- Ja? Chyba ty, pasuje ci seks z facetem, który kompletnie nie wie co robi taki jest zalany?
- Nie wmawiaj mi, że nic nie pamiętasz.
Asir aż się skrzywił.
- Nie pamiętam i całe szczęście bo miałbym mdłości przez cały dzień. Ubierz się i zmiataj, bo nie ręczę za siebie, a jeśli gdzieś to wypaplasz, to obiecuję , że własnoręcznie wyrwę ci język.
- Ale z ciebie cham.
- Mogłaś nie przychodzić, nikt cię tu nie zapraszał.

Linda wściekła i bardzo niezadowolona z takiego obrotu sprawy, wyszła spod kołdry i wciągnęła na siebie sukienkę, po czym nawet nie korzystając z łazienki, wyszła z domu Asir’a zatrzasnęła za sobą drzwi. Asir w pierwszym odruchu chciał sięgnąć po butelkę, ale kiedy spojrzał na zmiętą pościel i przypomniała mu się twarz Lindy, wylał zawartość do zlewu w łazience, po czym cisnął nią w mały kominek, który stał w rogu sypialni. W uszach zadzwonił mu mój głos: „kazałeś iść mi tam, gdzie jest moje serce”. Wiedział, że choć nie byliśmy razem, w jakiś sposób zdradził mnie. Wszedł do łazienki, odkręcił zimną wodę i włożył głowę pod kran, po czym podniósł się i zerknął w wiszące lustro. Spojrzał na swoją twarz, która w jakiś dziwny sposób go odrażała. Uderzył pięścią w lustro a to pękło na samym środku. Spojrzał na swoją zaciśniętą w pięść dłoń – krwawiła, tyle, że on nie czuł tego bólu, bo prawdziwy ból skrywał w sobie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz