LIII
Ledwo weszłam na
oddział a dołączyła do mnie Kim z tabletem w ręku:
- Co tam?
Spojrzałam na nią, bo
tego dnia była jakaś ożywiona.
- No powiem ci, że
jestem nawet zadowolona z wieczoru.
- Red cię oczarował?
Roześmiała się.
- No nie aż tak, ale
pojechaliśmy do takich jego znajomych, powiem ci, że całkiem fajni ludzie,
zjedliśmy grill’a, potem odwiózł mnie do domu.
- Red to oddany
przyjaciel, ale to nie znaczy, że nie mogłoby być między wami coś więcej.
- Chyba nie chcę tego
psuć.
- Psuć? Czemu tak?
- Wiesz jak to jest
jak idzie się z kimś do łóżka.
- Nie, nie wiem.
- Nie wygłupiaj się.
- No nie wygłupiam
się, przyjaźnię się z Ray’em całe życie, sypialiśmy ze sobą ponad dwa lata jak
nie lepiej i nigdy nic się między nami nie popsuło.
- Bo to był Ray, a co
było z Will’em?
Popatrzyłam na nią.
Rzeczywiście z Will’em ten układ się nie sprawdził.
- Sama widzisz, poza
tym, na razie potrzebuje przyjaciela a nie kochanka, związek z Sam’em zabrał mi
wystarczająco dużo energii.
- Może masz rację, co
tam masz?
- Wyłoniłam osiem
osób, z których mogłabym utworzyć grupę snajperską.
- Nadają się?
- Na to wygląda,
przeselekcjonowałam ich według tarczy i myślę, że ci są najlepsi.
- No dobra, a reszta?
- Cole jeszcze się nie
określił bo…
- Tak wiem, Carrie.
- No właśnie, co do
reszty, dane chyba ma już Rolly, prosił żebyś do niego weszła.
- Widziałaś Asir’a?
Spojrzała na mnie:
- Tak, jest na sali i
daje wycisk rekrutom ,uczy ich wschodnich sztuk walki, oddział medyczny przestał
już stamtąd wychodzić.
- A co Rolly na to?
- Powiedział, że wie
co robi.
Chciałam iść do
Rolly’ego ,ale postanowiłam najpierw udać się mimo wszystko na salę.
Rzeczywiście było na niej grubo. Asir szedł jak brzytwa a kolejni rekruci po
prostu padali na matę. Nie spodobało mi się to, kiwnęłam na niego ręką, ale
spojrzał tylko i dalej trenował. W końcu zagwizdałam i oznajmiłam, że wszyscy
mają się udać na stołówkę na śniadanie. Zostaliśmy na sali sami, podeszłam do
niego bliżej:
- Po co to robisz?
- Co?
- Wyżywasz się na
rekrutach.
- Nie wyżywam się na
rekrutach, tylko ich uczę.
- Jeśli chcesz kogoś
nienawidzić, to nienawidź mnie, ale niech się to nie odbija na innych.
- Czego ty ode mnie
chcesz?
- Już niczego.
Spojrzałam mu w oczy,
bo czułam, że po prostu przede mną gra.
- To bardzo dobrze, a
teraz pozwól, że wrócę do pracy.
Poszedł a ja pokiwałam
głową i wyszłam z Sali. Poszłam na górę do gabinetu Rolly’ego i od razu
zaczęłam mówić:
- Przerwij to proszę.
Spojrzał na mnie:
- Jeśli teraz dostaną
wycisk, to zaprocentuje w przyszłości.
- Wiesz dlaczego on to
robi.
- Kylie, nie ważny
jest powód, ważny jest efekt.
- Naprawdę tak
uważasz?
Spojrzał na mnie, ale
westchnął ciężko, usiadł przy biurku:
- Nie, ale nie
zawieszę najlepszego agenta, bo jeśli ktoś potrafi zapanować nad tym
rozwydrzonym towarzystwem, to jest to właśnie on.
Popatrzyłam na niego
bo wiedziałam, że Asir nie ma sobie równych. W Masadzie nie bez powodu był tak
cenionym agentem a umiejętności, które posiadał mogły zrobić z tych ludzi
prawdziwych agentów. Usiadłam naprzeciwko niego i oparłam głowę na dłoni
zapierając się o biurko:
- To profile grup?
- Tak.
Wzięłam do ręki tablet
i zaczęłam przesuwać palcem po ekranie.
- Zaakceptowałeś to?
- Wygląda dobrze.
Odłożyłam tablet i
zamyśliłam się.
- Nad czym się
zastanawiasz?
- Może powinnam zrobić
sobie wolne?
- Jesteś tu potrzebna.
- W takim razie wracam
do pracy, mam do przeegzaminowania cztery grupy z języków obcych.
- Mogłaś to komuś
zlecić.
- Wiem, ale wolę to,
niż oglądanie agresji Asir’a.
- Unikanie go nic ci
nie da.
- Zabawne jaki ty
ostatnio jesteś otrzaskany w kwestiach życiowych, nie wiem dlaczego tego
wcześniej nie zauważyłam?
- Też się nad tym
zastanawiałem.
Uśmiechnęłam się do
niego a on do mnie. Podniosłam się z
fotela i już miałam wychodzić, kiedy do gabinetu dosłownie wparował Daniels,
skrzywiłam się na jego widok.
- Świetnie ,że
jesteśmy w komplecie bo właśnie wracam ze sztabu. Pojawiły się nowe
okoliczności, dane które poskładał całość Colin, przeraziły nas całkowicie.
Nikt z nas nie przypuszczał, że Omally ma takie dojścia, jego prawa ręka Ali
zadbał o każdy szczegół na wypadek, gdybyśmy zdołali wcześniej uderzyć, niż oni
to zaplanowali.
- Co to dla nas
oznacza?
Zapytał Rolly, choć
odniosłam wrażenie, że doskonale znał odpowiedź na to pytanie.
- Wojnę, rozpętała się
trzecia wojna światowa jeśli ruszą na nas w tej chwili. Musicie wreszcie coś
zacząć robić! Potrzebujemy tylu ludzi ilu się da bo musimy być przygotowani na
wszystko.
- Nie wiemy czy uderzą
pierwsi, to tylko twoje gdybanie.
Powiedziałam
spokojnie.
- Zrobiłaś się
cholernie pewna siebie.
Stanęłam naprzeciwko
niego:
- Zawsze taka byłam i
nie zapominaj, że dzięki temu masz pracę, gdyby nie ja, w ogóle by cię tu nie
było! Siedziałbyś w jakiejś cholernej norze Bóg wie gdzie i powoli byś umierał.
Nasz powrót umożliwił twój powrót i nie zapominaj na jakich prawach się tu
znalazłeś. Czasy twoich rządów skończyły się dawno temu, więc albo to ty
zaczniesz wreszcie coś robić, albo skończ bruździć! W przeciwnym razie pójdę do
sztabu, przejmę oficjalnie stanowisko jakie mi powierzono i wylecisz stąd
równie szybko jak się tu znalazłeś!
- Nie zapominaj się,
bo siedzę w tym trochę dłużej niż ty i widziałem na pęczki takich co wydawało
im się, że wszystko wiedzą najlepiej, jeśli nie chcesz podzielić ich losu, to
zastanów się co mówisz.
- Już ci raz to
powiedziałam i powtórzę znowu, nie próbuj mi grozić, wiem na twój temat tyle
,że w przeciągu jednego dnia mogę cię zniszczyć bez mrugnięcia okiem, a jeśli
wreszcie nie zaczniemy tworzyć jednego zespołu, to po prostu cię zabiję i
jeszcze wręczą mi za to medal.
Wyszłam wściekła
zatrzaskując za sobą drzwi. Daniels był niczym przysłowiowy wrzód na tyłku i
ilekroć udało się go wyciąć – odrastał na nowo.
Asir ostatnie kilka
dni sporo popijał popołudniami. Wieczorami chodził do klubu i „ostro” balował.
Myślę, że ze swoim cierpieniem radził sobie po swojemu. Patrzyłam na to z boku,
bo nie potrafiłam mu pomóc. Sam musiał się z tym uporać, tym bardziej, że było
to związane po części ze mną. Któregoś dnia wieczorem został w domu i kończył
butelkę whisky kiedy rozległo się głośne pukanie do drzwi. Otworzył a w
drzwiach zobaczył Lindę, ubraną w niebieską sukienkę, zmierzył ją wzrokiem od
góry do dołu opierając się o futrynę, uśmiechnęła się do niego zalotnie widząc najwyraźniej
szansę na coś więcej z powodu stanu w jakim znajdował się Asir:
- Czego chcesz?
- Pomyślałam, że
ostatnimi czasy jesteś w kiepskiej formie i chyba potrzebne ci towarzystwo.
Weszła
bezceremonialnie do środka nie czekając na zaproszenie, Asir zamknął drzwi i
wziął łyka z butelki:
- Akurat twoje
towarzystwo to ostatnia rzecz na świecie, na którą mam ochotę.
- No chyba na nikogo
innego liczyć nie możesz.
Podeszła do niego
znacznie i odstawiła jego butelkę na stół:
- Daj spokój Asir,
było nam ze sobą dobrze.
- Komu było dobrze,
temu było.
- A ja myślę, że skoro
oboje jesteśmy sami i ostatnie dni były ciężkie, moglibyśmy to jakoś
odreagować, nie uważasz?
Zaczęła go całować po
szyi, uszach, po czym zaczęła rozpinać mu koszulę. W którymś momencie nie wytrzymał
i przyparł ją do ściany namiętnie całując a już po chwili uprawiali seks.
Kiedy obudził się
następnego ranka i zobaczył obok siebie śpiącą Lindę, otrząsnął się tak jakby
zupełnie nic nie pamiętał. Wyszedł z łóżka jak oparzony i podniósł z podłogi jej
niebieską sukienkę. Linda akurat otworzyła oczy i spojrzała na niego. Uniosła
się lekko opierając głowę na ścianie a Asir prosto w twarz rzucił jej sukienkę.
- Ubieraj się.
Wciągnął spodnie.
- Oszalałeś?
- Ja? Chyba ty, pasuje
ci seks z facetem, który kompletnie nie wie co robi taki jest zalany?
- Nie wmawiaj mi, że
nic nie pamiętasz.
Asir aż się skrzywił.
- Nie pamiętam i całe
szczęście bo miałbym mdłości przez cały dzień. Ubierz się i zmiataj, bo nie
ręczę za siebie, a jeśli gdzieś to wypaplasz, to obiecuję , że własnoręcznie
wyrwę ci język.
- Ale z ciebie cham.
- Mogłaś nie
przychodzić, nikt cię tu nie zapraszał.
Linda wściekła i
bardzo niezadowolona z takiego obrotu sprawy, wyszła spod kołdry i wciągnęła na
siebie sukienkę, po czym nawet nie korzystając z łazienki, wyszła z domu Asir’a
zatrzasnęła za sobą drzwi. Asir w pierwszym odruchu chciał sięgnąć po butelkę,
ale kiedy spojrzał na zmiętą pościel i przypomniała mu się twarz Lindy, wylał
zawartość do zlewu w łazience, po czym cisnął nią w mały kominek, który stał w
rogu sypialni. W uszach zadzwonił mu mój głos: „kazałeś iść mi tam, gdzie jest moje serce”. Wiedział, że choć nie
byliśmy razem, w jakiś sposób zdradził mnie. Wszedł do łazienki, odkręcił zimną
wodę i włożył głowę pod kran, po czym podniósł się i zerknął w wiszące lustro.
Spojrzał na swoją twarz, która w jakiś dziwny sposób go odrażała. Uderzył
pięścią w lustro a to pękło na samym środku. Spojrzał na swoją zaciśniętą w
pięść dłoń – krwawiła, tyle, że on nie czuł tego bólu, bo prawdziwy ból skrywał
w sobie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz