XXXIV
Nie posunęliśmy się dalej,
ale ledwo wróciłam do swojego apartamentu i zamknęłam drzwi, rozległo się
głośne pukanie. Otworzyłam od razu myśląc, że to Achmed, choć było to z mojej
strony bardzo nierozważne posunięcie. W drzwiach zobaczyłam Anne:
- Co ty tutaj robisz?
Bez zaproszenia weszła
do środka, nie miałam ochoty na dyskusje z nią, ale coś powstrzymywało mnie
przed wyrzuceniem jej z pokoju. Przycisnęłam pierścionek odcinając tym samym
łączność by nikt nie słyszał naszej rozmowy. Nie wiem dlaczego, ale zdawało mi
się, że wiem o czym tak pilnie chciała ze mną porozmawiać:
- Powiedz mi jak ty to
robisz?
- Co takiego?
- Nie udawaj, jak to
jest mieć władzę nad mężczyznami? Jak ci się udaje tak nad nimi dominować,
nawet kiedy zgrywasz ofiarę losu i niewiniątko?
- Nie wiesz co mówisz.
- Ja nie wiem? Barodo
po prostu zgłupiał na twoim punkcie a za ścianą stoi kolejny facet, którego
serce skradłaś a teraz on wije się z zazdrości.
- Nie masz pojęcia o
tym co zaszło między mną i Rolly’m, więc bądź łaskawa i nie wypowiadaj się za
niego.
Zapaliłam papierosa,
zaczęła mnie męczyć ta rozmowa, marzyłam jedynie o kąpieli i łóżku, nie
chciałam dać sobie popsuć wieczoru.
- Masz go teraz
wyłącznie dla siebie, czego chcesz więcej?
- Czego ja chcę?
Pytanie co mogę dostać, ochłapy z pańskiego stołu.
- Wybacz, ale to nie
moja sprawa.
- Jasne, odpowiedz mi
tylko na jedno pytanie: jak to jest kiedy taki facet jak Rolly kocha cię bez
opamiętania? Co takiego niezwykłego w tobie jest?
- Na żadne z tych
pytań nie jestem w stanie ci odpowiedzieć i jeśli chcesz się dowiedzieć prawdy
to chyba najlepiej zrobisz jak jego o to zapytasz.
Anne pokiwała z żalem
i jednocześnie wściekłością głową, chwyciła za klamkę i już miała wychodzić,
kiedy ja chcąc zagłuszyć własne wyrzuty sumienia zawołałam:
- Anne…
Spojrzała na mnie:
- Gdyby Rolly mnie
kochał, nie byłby z tobą.
Uśmiechnęła się pewna
swoich przekonań:
- Myślę, że wcale go
nie znasz.
Wyszła i zatrzasnęła
za sobą drzwi a ja przetarłam twarz dłońmi, poszłam do łazienki i puściłam wodę
do wanny, usiadłam na jej brzegu i zamyśliłam się.
Na tak wiele pytań nie
znałam odpowiedzi, niewiadome zamiast znikać, dosłownie mnożyły się w mojej
głowie. Poczułam coś do faceta, którego prawdopodobnie będę musiała zabić, a
nie chciałam tego i na siłę próbowałam doszukać się innego rozwiązania.
Kolejne trzy dni ja i
Barado byliśmy praktycznie nierozłączni. Zabierał mnie wszędzie i pokazywał
okolicę, aż w końcu zaufał mi na tyle, że dopuścił mnie do swojego sekretu i
wyjaśnił po krótce czym się zajmuje. Udawałam, że nie robi to na mnie
najmniejszego wrażenia. Pewnego wieczoru siedzieliśmy w jego włoskiej
posiadłości na wzgórzu, chciał powiedzieć mi więcej konkretów, ale wtedy
wiedząc, że wszyscy nas słuchają, położyłam palec na jego ustach żeby go
uciszyć. Wiedziałam, że jeśli Rolly usłyszy to co chce, minuty Achmed’a będą
policzone. Usiadłam na jego kolanach i zaczęłam namiętnie całować, obejmując
jego szyję przycisnęłam pierścionek odcinając tym samym łączność.
Rolly spojrzał na
Colin’a.
- Co się dzieje?
- Łączność została
przerwana, musiała wyłączyć nadajnik.
- Dwójka.
Po drugiej stronie w
słuchawce odezwał się Sam:
- Jestem.
- Widzisz Kal?
Sam po drugiej stronie
przez lornetkę razem z Kim obserwowali nas.
- Cały czas.
- Nie potrzebuje
pomocy?
Sam zaczął się śmiać,
Kim też.
- Jeśli ktoś tam
potrzebuje pomocy to jedynie Barado.
Colin spojrzał w
komputer.
- Rolly ściągam jego
dane z komputera.
Uśmiechnął się.
- Jest niesamowita, do
jakiego stanu musiała go doprowadzić żeby okazał się tak nierozważny i nie
zamknął swojego komputera?
Colin był pod
wrażeniem, na to odezwał się Sam, kompletnie nieświadomy chyba tego jak na te
słowa zareaguje Rolly:
- Gdybyś widział to co
ja…,
Kim dała mu kuksańca,
żeby przestał wdawać się w szczegóły intymnej sceny, którą właśnie obserwowali,
ale on najwyraźniej nie mógł się opanować.
- Gdyby robiła to samo
z tobą, też byś nie myślał o komputerze…
Rolly spojrzał na
Colin’a i skierował się do wyjścia:
- Daj znać jak
skończysz.
- Jasne.
Colin zorientował się,
że Rolly jest zły, ale nie odezwał się tylko zajął się ściąganiem danych. Rolly
wyszedł z pokoju, zszedł na dół do baru i zapalił papierosa. Robił to naprawdę
rzadko i to najczęściej wtedy gdy sytuacja była naprawdę ekstremalna. Ta
najwyraźniej go przerosła, choć wydawało mu się, że odporny jest na wszystko.
Do pokoju wrócił
dopiero późnym wieczorem, podszedł do Colin’a:
- Wróciła?
- Nie.
- Odzyskaliśmy
łączność?
- Jak dotąd nie.
- Dwójka, co tam?
- Ubiera się, jest w
łazience, Barado przypomniał sobie chyba o komputerze, podszedł i go zamyka.
- Wcześnie, nie ma co.
Odparł Colin, Sam
spojrzał raz jeszcze przez lornetkę.
- Pod dom podjechała
limuzyna, kierowca siedzi w środku, ktoś wyszedł, chyba ochroniarz.
W tym czasie ja ubrana
już podeszłam do Achmed’a, który właśnie zamknął drzwi zostawiając ochroniarza
na zewnątrz.
- Coś się stało?
- Nie, ale wypadło mi
spotkanie, wiem, że nie chcesz brać w nich udziału…
- Wolałabym nie, poza
tym jestem zmęczona.
- Może zostaniesz?
- Nie, czułabym się
skrępowana bez ciebie, jeśli to nie kłopot, to może mógłby mnie ktoś odwieźć?
- Oczywiście, mój
kierowca odstawi cię pod sam hotel.
Uśmiechnęłam się i już
miałam wychodzić kiedy ujął mnie za ramiona, wystraszyłam się bo zrobił to znienacka,
ale nie dałam tego po sobie odczuć, tylko odruchowo przycisnęłam pierścionek.
- Łączność wróciła.
Odezwał się Colin do
Rolly’ego.
- Wygląda na to, że
będzie wracała.
Rolly kiwnął głową a
Achmed spojrzał mi głęboko w oczy:
- Spotkaj się ze mną
jutro.
- Jesteś pewien, że
tego chcesz? Za dwa dni wracam do domu.
- Mam nadzieję, że uda
mi się skłonić cię do tego, byś jeszcze raz przemyślała swoją decyzję.
- Dobrze, zadzwoń do
mnie, tylko proszę nie za wcześnie, chcę się wyspać.
Uśmiechnął się do mnie
i pocałował mnie, wyszłam z jego domu i wsiadłam do limuzyny, która zawiozła
mnie pod sam hotel. Byłam rozbita jak nigdy, wysiadłam kiedy kierowca otworzył
mi drzwi i odrzekł:
- Dobrej nocy pani
Santadio.
- Dziękuję.
Uśmiechnęłam się i
weszłam do hotelu, kierowca zamknął drzwi, po czym odjechał, podeszłam do
recepcji:
- Przepraszam, proszę
przysłać butelkę czerwonego wina do pokoju 516.
- Oczywiście.
- Dziękuję.
Weszłam do windy i
udałam się do pokoju, zamknęłam drzwi i zdjęłam buty, odrzuciłam na łóżko
torebkę, po dosłownie chwili obsługa przyniosła szampana i kieliszek. Wzięłam
butelkę i poszłam usiąść na dużym balkonie. Wzięłam szampana i wypiłam
kieliszek do dna. Łzy same nachodziły do oczu, co ja najlepszego zrobiłam? Czy
naprawdę zapomniałam po czyjej stronie jestem?
Zdążyłam wypić prawie
całą butelkę, w końcu poczułam chłód i weszłam do ciemnego pokoju, aż
podskoczyłam gdy zobaczyłam Rolly’ego opartego o ścianę.
- Nie chciałem cię
wystraszyć.
- Będziesz tak tu
wchodził kiedy tylko masz ochotę bez pytania?
Obruszyłam się jego
jak sądziłam bezczelnym zachowaniem, gdyż to co robił wybiegało daleko poza
normy dobrych manier.
- Co ty wyprawiasz?
Podszedł do mnie
bliżej, nie wiem dlaczego ale miał jakiegoś diabła w oczach, to sprawiło, że
zaczęłam się go obawiać.
- Układasz się
potajemnie z terrorystami?
- Zleciliście mi
zadanie, staram się wykonać je jak najlepiej.
- Czy oby tylko
zadanie chodzi?
- A o co innego?
- Zakochałaś się w
nim?
- Chyba zwariowałeś.
- Na pewno?
Podszedł do mnie i
zaczął całować, wyrwałam mu się i uderzyłam go w twarz, uśmiechnął się do
siebie jakby chciał triumfalnie oznajmić, że właśnie potwierdził mi swoją
teorię, nigdy wcześniej tak bym się nie zachowała. Właściwie to sama nie
poznawałam siebie:
- Myślę, że powinnaś
zastanowić się po której stronie jesteś.
Zamurowało mnie, Rolly
wyszedł bez słowa a ja spojrzałam na zatrzaskujące się za nim drzwi.
To była najgorsza noc
w moim życiu, gdyby teraz ktoś stanął naprzeciwko mnie i powiedział, że mogę
uciec w nieznane, nie zastanawiałabym się ani minuty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz