sobota, 15 lutego 2014

Rozdział XXXIV

XXXIV

Nie posunęliśmy się dalej, ale ledwo wróciłam do swojego apartamentu i zamknęłam drzwi, rozległo się głośne pukanie. Otworzyłam od razu myśląc, że to Achmed, choć było to z mojej strony bardzo nierozważne posunięcie. W drzwiach zobaczyłam Anne:
- Co ty tutaj robisz?
Bez zaproszenia weszła do środka, nie miałam ochoty na dyskusje z nią, ale coś powstrzymywało mnie przed wyrzuceniem jej z pokoju. Przycisnęłam pierścionek odcinając tym samym łączność by nikt nie słyszał naszej rozmowy. Nie wiem dlaczego, ale zdawało mi się, że wiem o czym tak pilnie chciała ze mną porozmawiać:
- Powiedz mi jak ty to robisz?
- Co takiego?
- Nie udawaj, jak to jest mieć władzę nad mężczyznami? Jak ci się udaje tak nad nimi dominować, nawet kiedy zgrywasz ofiarę losu i niewiniątko?
- Nie wiesz co mówisz.
- Ja nie wiem? Barodo po prostu zgłupiał na twoim punkcie a za ścianą stoi kolejny facet, którego serce skradłaś a teraz on wije się z zazdrości.
- Nie masz pojęcia o tym co zaszło między mną i Rolly’m, więc bądź łaskawa i nie wypowiadaj się za niego.
Zapaliłam papierosa, zaczęła mnie męczyć ta rozmowa, marzyłam jedynie o kąpieli i łóżku, nie chciałam dać sobie popsuć wieczoru.
- Masz go teraz wyłącznie dla siebie, czego chcesz więcej?
- Czego ja chcę? Pytanie co mogę dostać, ochłapy z pańskiego stołu.
- Wybacz, ale to nie moja sprawa.
- Jasne, odpowiedz mi tylko na jedno pytanie: jak to jest kiedy taki facet jak Rolly kocha cię bez opamiętania? Co takiego niezwykłego w tobie jest?
- Na żadne z tych pytań nie jestem w stanie ci odpowiedzieć i jeśli chcesz się dowiedzieć prawdy to chyba najlepiej zrobisz jak jego o to zapytasz.
Anne pokiwała z żalem i jednocześnie wściekłością głową, chwyciła za klamkę i już miała wychodzić, kiedy ja chcąc zagłuszyć własne wyrzuty sumienia zawołałam:
- Anne…
Spojrzała na mnie:
- Gdyby Rolly mnie kochał, nie byłby z tobą.
Uśmiechnęła się pewna swoich przekonań:
- Myślę, że wcale go nie znasz.
Wyszła i zatrzasnęła za sobą drzwi a ja przetarłam twarz dłońmi, poszłam do łazienki i puściłam wodę do wanny, usiadłam na jej brzegu i zamyśliłam się.
Na tak wiele pytań nie znałam odpowiedzi, niewiadome zamiast znikać, dosłownie mnożyły się w mojej głowie. Poczułam coś do faceta, którego prawdopodobnie będę musiała zabić, a nie chciałam tego i na siłę próbowałam doszukać się innego rozwiązania.
Kolejne trzy dni ja i Barado byliśmy praktycznie nierozłączni. Zabierał mnie wszędzie i pokazywał okolicę, aż w końcu zaufał mi na tyle, że dopuścił mnie do swojego sekretu i wyjaśnił po krótce czym się zajmuje. Udawałam, że nie robi to na mnie najmniejszego wrażenia. Pewnego wieczoru siedzieliśmy w jego włoskiej posiadłości na wzgórzu, chciał powiedzieć mi więcej konkretów, ale wtedy wiedząc, że wszyscy nas słuchają, położyłam palec na jego ustach żeby go uciszyć. Wiedziałam, że jeśli Rolly usłyszy to co chce, minuty Achmed’a będą policzone. Usiadłam na jego kolanach i zaczęłam namiętnie całować, obejmując jego szyję przycisnęłam pierścionek odcinając tym samym łączność.
Rolly spojrzał na Colin’a.
- Co się dzieje?
- Łączność została przerwana,  musiała wyłączyć nadajnik.
- Dwójka.
Po drugiej stronie w słuchawce odezwał się Sam:
- Jestem.
- Widzisz Kal?
Sam po drugiej stronie przez lornetkę razem z Kim obserwowali nas.
- Cały czas.
- Nie potrzebuje pomocy?
Sam zaczął się śmiać, Kim też.
- Jeśli ktoś tam potrzebuje pomocy to jedynie Barado.
Colin spojrzał w komputer.
- Rolly ściągam jego dane z komputera.
Uśmiechnął się.
- Jest niesamowita, do jakiego stanu musiała go doprowadzić żeby okazał się tak nierozważny i nie zamknął swojego komputera?
Colin był pod wrażeniem, na to odezwał się Sam, kompletnie nieświadomy chyba tego jak na te słowa zareaguje Rolly:
- Gdybyś widział to co ja…,
Kim dała mu kuksańca, żeby przestał wdawać się w szczegóły intymnej sceny, którą właśnie obserwowali, ale on najwyraźniej nie mógł się opanować.
- Gdyby robiła to samo z tobą, też byś nie myślał o komputerze…
Rolly spojrzał na Colin’a i skierował się do wyjścia:
- Daj znać jak skończysz.
- Jasne.
Colin zorientował się, że Rolly jest zły, ale nie odezwał się tylko zajął się ściąganiem danych. Rolly wyszedł z pokoju, zszedł na dół do baru i zapalił papierosa. Robił to naprawdę rzadko i to najczęściej wtedy gdy sytuacja była naprawdę ekstremalna. Ta najwyraźniej go przerosła, choć wydawało mu się, że odporny jest na wszystko.
Do pokoju wrócił dopiero późnym wieczorem, podszedł do Colin’a:
- Wróciła?
- Nie.
- Odzyskaliśmy łączność?
- Jak dotąd nie.
- Dwójka, co tam?
- Ubiera się, jest w łazience, Barado przypomniał sobie chyba o komputerze, podszedł i go zamyka.
- Wcześnie, nie ma co.
Odparł Colin, Sam spojrzał raz jeszcze przez lornetkę.
- Pod dom podjechała limuzyna, kierowca siedzi w środku, ktoś wyszedł, chyba ochroniarz.
W tym czasie ja ubrana już podeszłam do Achmed’a, który właśnie zamknął drzwi zostawiając ochroniarza na zewnątrz.
- Coś się stało?
- Nie, ale wypadło mi spotkanie, wiem, że nie chcesz brać w nich udziału…
- Wolałabym nie, poza tym jestem zmęczona.
- Może zostaniesz?
- Nie, czułabym się skrępowana bez ciebie, jeśli to nie kłopot, to może mógłby mnie ktoś odwieźć?
- Oczywiście, mój kierowca odstawi cię pod sam hotel.
Uśmiechnęłam się i już miałam wychodzić kiedy ujął mnie za ramiona, wystraszyłam się bo zrobił to znienacka, ale nie dałam tego po sobie odczuć, tylko odruchowo przycisnęłam pierścionek.
- Łączność wróciła.
Odezwał się Colin do Rolly’ego.
- Wygląda na to, że będzie wracała.
Rolly kiwnął głową a Achmed spojrzał mi głęboko w oczy:
- Spotkaj się ze mną jutro.
- Jesteś pewien, że tego chcesz? Za dwa dni wracam do domu.
- Mam nadzieję, że uda mi się skłonić cię do tego, byś jeszcze raz przemyślała swoją decyzję.
- Dobrze, zadzwoń do mnie, tylko proszę nie za wcześnie, chcę się wyspać.
Uśmiechnął się do mnie i pocałował mnie, wyszłam z jego domu i wsiadłam do limuzyny, która zawiozła mnie pod sam hotel. Byłam rozbita jak nigdy, wysiadłam kiedy kierowca otworzył mi drzwi i odrzekł:
- Dobrej nocy pani Santadio.
- Dziękuję.
Uśmiechnęłam się i weszłam do hotelu, kierowca zamknął drzwi, po czym odjechał, podeszłam do recepcji:
- Przepraszam, proszę przysłać butelkę czerwonego wina do pokoju 516.
- Oczywiście.
- Dziękuję.
Weszłam do windy i udałam się do pokoju, zamknęłam drzwi i zdjęłam buty, odrzuciłam na łóżko torebkę, po dosłownie chwili obsługa przyniosła szampana i kieliszek. Wzięłam butelkę i poszłam usiąść na dużym balkonie. Wzięłam szampana i wypiłam kieliszek do dna. Łzy same nachodziły do oczu, co ja najlepszego zrobiłam? Czy naprawdę zapomniałam po czyjej stronie jestem?
Zdążyłam wypić prawie całą butelkę, w końcu poczułam chłód i weszłam do ciemnego pokoju, aż podskoczyłam gdy zobaczyłam Rolly’ego opartego o ścianę.
- Nie chciałem cię wystraszyć.
- Będziesz tak tu wchodził kiedy tylko masz ochotę bez pytania?
Obruszyłam się jego jak sądziłam bezczelnym zachowaniem, gdyż to co robił wybiegało daleko poza normy dobrych manier.
- Co ty wyprawiasz?
Podszedł do mnie bliżej, nie wiem dlaczego ale miał jakiegoś diabła w oczach, to sprawiło, że zaczęłam się go obawiać.
- Układasz się potajemnie z terrorystami?
- Zleciliście mi zadanie, staram się wykonać je jak najlepiej.
- Czy oby tylko zadanie chodzi?
- A o co innego?
- Zakochałaś się w nim?
- Chyba zwariowałeś.
- Na pewno?
Podszedł do mnie i zaczął całować, wyrwałam mu się i uderzyłam go w twarz, uśmiechnął się do siebie jakby chciał triumfalnie oznajmić, że właśnie potwierdził mi swoją teorię, nigdy wcześniej tak bym się nie zachowała. Właściwie to sama nie poznawałam siebie:
- Myślę, że powinnaś zastanowić się po której stronie jesteś.
Zamurowało mnie, Rolly wyszedł bez słowa a ja spojrzałam na zatrzaskujące się za nim drzwi.

To była najgorsza noc w moim życiu, gdyby teraz ktoś stanął naprzeciwko mnie i powiedział, że mogę uciec w nieznane, nie zastanawiałabym się ani minuty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz