XXVIII
Nazajutrz zawiozłam
cierpiącego Asir’a do jego domu, ale obiecałam, że na kilka dni zatrzymam się u
niego by ulżyć mu w cierpieniu. Pojechałam do Rolly’ego, bo mimo wszystko
chciałam upewnić się co z Lindą, nie zastałam go jednak, więc pojechałam na
oddział. Poszłam prosto do jego gabinetu:
- Mogę?
Zapytałam, spojrzał na
mnie i skinął głową, zamknęłam drzwi i usiadłam naprzeciwko niego:
- Co z…, z Lindą?
- Chyba dobrze.
- Chyba? Myślałam, że
jest u ciebie.
- Zaproponowałem jej
to, ale nie chciała, fizycznie jest ok., kilka siniaków, nic poważnego.
- A psychicznie?
Rolly nie odezwał się,
kiwnęłam głową, bo jedynie utwierdziłam się w przekonaniu, że trzeba było jej
nie zabierać na akcję. Sądzę jednak, że ona bardziej uważa, że stało się to
przeze mnie, bo gdyby była w moim oddziale a nie Rolly’ego, być może nigdy by
do tego nie doszło.
- Linda jest dzisiaj w
pracy, więc…, jeśli chcesz to sama ją zapytaj.
- To chyba nie jest
wskazane, dobra powiedz lepiej co z nowymi rekrutami?
Rolly spojrzał na
zegarek:
- Za godzinę powinni
wrócić z farmy, Colin kończy profile do oceny.
- Jak oceniasz
sprawność fizyczną?
- No, lepiej niż
poprzednia grupa, ale, nie jest rewelacyjnie.
- Dzisiaj coś się
szykuje?
- Na razie nie, Colin
trafił na trop twojej siostry, ale urywa się.
- Sądzi, że nadal jest
w mieście?
- Wszystko na to
wskazuje, ale, nasuwa się pytanie.
- Jakie?
- Skoro jest w
mieście, to dlaczego jeszcze żyjesz?
- Myślisz, że ma jakiś
ukryty plan?
- Ty nie?
- Nie wiem.
- Więc bądź czujna,
Asir cię teraz nie ochroni.
- To kwestia kilku
dni, poza tym mam ciebie prawda?
- Teraz sobie o mnie
przypomniałaś?
Uśmiechnęłam się.
- Nie tylko mężczyźni
są egoistami, kobiety również.
- Tak mówisz jakbym
cię nie znał.
- A co z Sorvino?
Colin coś ma?
- Nie, ale jak tylko
znajdzie weźmiemy go szturmem.
- To co robimy z
rekrutami? Dajemy ich na próbną akcję?
- Możemy, ale
powierzymy dowództwo Lindzie, niech się oswaja, będziemy nadzorować akcję z
boku.
- To dobry pomysł?
- A czemu nie?
- Nie wiem, mam
wrażenie, że na siłę próbujesz zrobić z niej kogoś kim nie jest, a to może mieć
mierne skutki.
- Ona chce się
wykazać, więc niech to zrobi.
- Rolly wiesz tak samo
dobrze jak i ja, że ona chce się wykazać wyłącznie dla ciebie.
- Uśmiechnął się.
- Kiedy cię poznałem
też nie wiedziałaś, że drzemie w tobie drugie ja.
- Kiedy mnie poznałeś
,zdążyłam przeżyć akcję, której większość kobiet by nie przeżyła, nie zrobisz z
niej mojego podobieństwa.
- Nie próbuje zrobić z
niej ciebie, uwierz mi, to jest niewykonalne.
- Dlaczego?
Rolly wstał i spojrzał
na mnie:
- Z prostej przyczyny,
bo drugiej takiej jak ty nie ma.
Uśmiechnęłam się i
wyszliśmy z jego gabinetu. Rolly na dole zwołał odprawę. W holu zebrali się
nowi rekruci:
- Zostaniecie
wywiezieni w plener a tam będziecie musieli przedostać się przez gęsty las
pokonując przeszkody, prawdziwe przeszkody i prawdziwy ostrzał, ci którym uda
się przejść przez to, będzie mógł rozpocząć treningi tu na miejscu.
Nagle, któryś z
rekrutów odezwał się:
- A co z tymi, którym
się nie uda?
- Zginą.
Powiedział spokojnie a
wszyscy popatrzyli na siebie.
- Ruszamy za
trzydzieści minut, Linda dowodzisz dwójką, Gino jedynka.
Linda spojrzała na
mnie i Rolly’ego, ale posłusznie ruszyła w stronę J.T.
Wszyscy zaczęli się
rozchodzić. Ja i Rolly ruszyliśmy jak za starych dobrych czasów w stronę drzwi
i to przykuło uwagę większości.
Akcje w terenie z
rekrutami nigdy nie były przyjemne. Niestety nie wszyscy wychodzili z życiem z
tych eksperymentów, ale wiedziałam, że było to konieczne. W czasie gdy Linda i
Gino kierowali akcją z miejsca, my z Rolly’m udaliśmy się do punktu
obserwacyjne, by widzieć wszystko z góry. Z początku szło nie źle, ale po
jakiejś godzinie obserwując oddział, którym kierowała Linda, obydwoje doszliśmy
do wniosku, że coś kombinuje, bo jej rekruci mają zaskakująco dobre wyczucie w
omijaniu pułapek. Nie to, żeby nas to martwiło, ale Rolly ich szkolił i znał
możliwości. Spojrzałam raz jeszcze w monitor, po czym na Rolly’ego:
- Wkraczamy?
- Nie mamy wyboru.
Skinęłam głową,
zeszliśmy po cichu na dół, cały czas obserwując ich z daleka, choć oni o tym
nie wiedzieli. Rolly spojrzał na mnie i mrugnął, odbezpieczył granat i rzucił
nim w las w tym samym momencie, w którym ja zaczęłam strzelać na oślep z
karabinu maszynowego. W lesie zrobił się popłoch, po chwili zameldował się
Gino:
- Jestem na miejscu.
- Przyjęłam,
czekajcie.
Zza krzaków wyszła
Linda i zaczęła wrzeszczeć, niewiele jednak dało się zrozumieć z tego bełkotu,
poza ostatnim zdaniem ,gdy podbiegła do Rolly’ego i rzuciła się na niego:
- Wy cholerni
bandyci!!
Rolly spokojnie
przytrzymał jej ręce.
- Dwie osoby są ranne!
Mogliście mnie tam zabić!!
- Jeśli nie
odpowiadają ci metody naszych szkoleń, to może powinnaś zmienić pracę, dajmy na
to, na przedszkolankę?
Powiedziałam z
przekąsem a Linda gdyby mogła i gdyby Rolly ją puścił, prawdopodobnie chętnie
wydrapała by mi oczy. W końcu się wyszarpnęła:
- Jesteście siebie
warci! Oboje.
Splunęła przed nogami
Rolly’ego i poszła przodem a za nią cała grupa, właśnie wtedy podszedł do nas
rozbawiony Gino:
- Nie źle daliście
czadu, dobry z was duet, dawno się tak nie nakręciłem.
Spojrzałam na niego:
- Powiedz to Lindzie.
Ruszyliśmy za jej
ludźmi.
- Młoda jest,
przywyknie, kiedy następny wypad?
- Na razie będziesz
mógł wyłożyć jej swoje racje na macie.
- Świetnie. A jak
Asir?
Spojrzałam na niego i
roześmiałam się:
- Ponoć cierpi.
- Kochana, jakby mną
całą dobę miała się opiekować Jesse, cierpiał bym całe życie.
- Tak właśnie
pomyślałam.
Zapakowaliśmy się do
samochodów i odjechaliśmy z powrotem na oddział. Rekruci poszli do stołówki na
obiad a Linda zaszyła się na sali treningowej, usiłując wypuścić z siebie całą
złość, którą była przesiąknięta. Akurat przechodziłam z torbą koło sali, kiedy
zadzwoniła moja komórka, na wyświetlaczu pojawił się napis ASIR. Przez chwilę
patrzyłam na Lindę, bo wiedziałam z jakimi odczuciami się zmaga, z tym samym
walczyłam przez lata zanim stałam się tym, czym się stałam. W podkładzie
leciała wolna piosenka Rihanny „Stay”, odebrałam telefon:
- Cześć skarbie.
- Jak się czujesz?
- Fatalnie.
Słyszałam, że udaje,
ale rozbawiło mnie to.
- Musisz szybko wrócić
do domu. O której będziesz?
Asir w tym czasie
chodził po domu i przeglądał coś w biblioteczce, po czym wziął łyka whisky i
przystanął słysząc, że milczę:
- Jesteś tam?
- Jestem.
- Stało się coś?
- To był dołujący
dzień, znajdzie się dla mnie szklanka tego co właśnie pijesz?
Spojrzał na szklankę i
uśmiechnął się do siebie:
- Znajdzie się dużo
więcej.
- Wjadę do domu po
torbę i zaraz będę.
- Głodna?
- Nie szczególnie.
- To czekam.
Rozłączyłam się i raz
jeszcze spojrzałam na Lindę, po czym wyszłam z oddziału. Pojechałam do siebie i
wzięłam torbę, w której już wcześniej miałam spakowanych kilka rzeczy.
Zamknęłam drzwi, wsiadłam w samochód i odjechałam pod dom Asir’a. Otworzyłam
drzwi kluczem, weszłam do środka, odstawiłam torbę i zamknęłam drzwi.
Nie wiem co mnie
opętało, ale kiedy zobaczyłam Asir’a stojącego w salonie, wiele nie myśląc,
podeszłam i wpadłam mu w objęcia. Był chyba nieco zdziwiony moją reakcją, ale
uśmiechnął się. Objął mnie a ja wzięłam z jego ręki szklankę, którą trzymał i
wypiłam niemalże duszkiem.
- Myślałem, że whisky
nie leży w twojej naturze.
- Nie wiesz, że
człowiek do najgorszego świństwa jest w stanie się przyzwyczaić?
- Bardzo dziękuję.
- Jak rana?
- Jak ci powiem, że
dobrze, to zmienisz plany i wrócisz do siebie?
- Przekonaj się.
Spojrzał na mnie ale z
niepewnością, uśmiechnęłam się zalotnie i uniosłam wyżej brwi:
- Rana jest w
porządku.
Podeszłam bliżej i
pocałowałam go. Najpierw spojrzał mi w oczy a po chwili sam zatopił swoje usta
w moich i zatracił się w tym bez reszty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz