środa, 19 lutego 2014

Rozdział XXVIII

XXVIII

Nazajutrz zawiozłam cierpiącego Asir’a do jego domu, ale obiecałam, że na kilka dni zatrzymam się u niego by ulżyć mu w cierpieniu. Pojechałam do Rolly’ego, bo mimo wszystko chciałam upewnić się co z Lindą, nie zastałam go jednak, więc pojechałam na oddział. Poszłam prosto do jego gabinetu:
- Mogę?
Zapytałam, spojrzał na mnie i skinął głową, zamknęłam drzwi i usiadłam naprzeciwko niego:
- Co z…, z Lindą?
- Chyba dobrze.
- Chyba? Myślałam, że jest u ciebie.
- Zaproponowałem jej to, ale nie chciała, fizycznie jest ok., kilka siniaków, nic poważnego.
- A psychicznie?
Rolly nie odezwał się, kiwnęłam głową, bo jedynie utwierdziłam się w przekonaniu, że trzeba było jej nie zabierać na akcję. Sądzę jednak, że ona bardziej uważa, że stało się to przeze mnie, bo gdyby była w moim oddziale a nie Rolly’ego, być może nigdy by do tego nie doszło.
- Linda jest dzisiaj w pracy, więc…, jeśli chcesz to sama ją zapytaj.
- To chyba nie jest wskazane, dobra powiedz lepiej co z nowymi rekrutami?
Rolly spojrzał na zegarek:
- Za godzinę powinni wrócić z farmy, Colin kończy profile do oceny.
- Jak oceniasz sprawność fizyczną?
- No, lepiej niż poprzednia grupa, ale, nie jest rewelacyjnie.
- Dzisiaj coś się szykuje?
- Na razie nie, Colin trafił na trop twojej siostry, ale urywa się.
- Sądzi, że nadal jest w mieście?
- Wszystko na to wskazuje, ale, nasuwa się pytanie.
- Jakie?
- Skoro jest w mieście, to dlaczego jeszcze żyjesz?
- Myślisz, że ma jakiś ukryty plan?
- Ty nie?
- Nie wiem.
- Więc bądź czujna, Asir cię teraz nie ochroni.
- To kwestia kilku dni, poza tym mam ciebie prawda?
- Teraz sobie o mnie przypomniałaś?
Uśmiechnęłam się.
- Nie tylko mężczyźni są egoistami, kobiety również.
- Tak mówisz jakbym cię nie znał.
- A co z Sorvino? Colin coś ma?
- Nie, ale jak tylko znajdzie weźmiemy go szturmem.
- To co robimy z rekrutami? Dajemy ich na próbną akcję?
- Możemy, ale powierzymy dowództwo Lindzie, niech się oswaja, będziemy nadzorować akcję z boku.
- To dobry pomysł?
- A czemu nie?
- Nie wiem, mam wrażenie, że na siłę próbujesz zrobić z niej kogoś kim nie jest, a to może mieć mierne skutki.
- Ona chce się wykazać, więc niech to zrobi.
- Rolly wiesz tak samo dobrze jak i ja, że ona chce się wykazać wyłącznie dla ciebie.
- Uśmiechnął się.
- Kiedy cię poznałem też nie wiedziałaś, że drzemie w tobie drugie ja.
- Kiedy mnie poznałeś ,zdążyłam przeżyć akcję, której większość kobiet by nie przeżyła, nie zrobisz z niej mojego podobieństwa.
- Nie próbuje zrobić z niej ciebie, uwierz mi, to jest niewykonalne.
- Dlaczego?
Rolly wstał i spojrzał na mnie:
- Z prostej przyczyny, bo drugiej takiej jak ty nie ma.
Uśmiechnęłam się i wyszliśmy z jego gabinetu. Rolly na dole zwołał odprawę. W holu zebrali się nowi rekruci:
- Zostaniecie wywiezieni w plener a tam będziecie musieli przedostać się przez gęsty las pokonując przeszkody, prawdziwe przeszkody i prawdziwy ostrzał, ci którym uda się przejść przez to, będzie mógł rozpocząć treningi tu na miejscu.
Nagle, któryś z rekrutów odezwał się:
- A co z tymi, którym się nie uda?
- Zginą.
Powiedział spokojnie a wszyscy popatrzyli na siebie.
- Ruszamy za trzydzieści minut, Linda dowodzisz dwójką, Gino jedynka.
Linda spojrzała na mnie i Rolly’ego, ale posłusznie ruszyła w stronę J.T.
Wszyscy zaczęli się rozchodzić. Ja i Rolly ruszyliśmy jak za starych dobrych czasów w stronę drzwi i to przykuło uwagę większości.
Akcje w terenie z rekrutami nigdy nie były przyjemne. Niestety nie wszyscy wychodzili z życiem z tych eksperymentów, ale wiedziałam, że było to konieczne. W czasie gdy Linda i Gino kierowali akcją z miejsca, my z Rolly’m udaliśmy się do punktu obserwacyjne, by widzieć wszystko z góry. Z początku szło nie źle, ale po jakiejś godzinie obserwując oddział, którym kierowała Linda, obydwoje doszliśmy do wniosku, że coś kombinuje, bo jej rekruci mają zaskakująco dobre wyczucie w omijaniu pułapek. Nie to, żeby nas to martwiło, ale Rolly ich szkolił i znał możliwości. Spojrzałam raz jeszcze w monitor, po czym na Rolly’ego:
- Wkraczamy?
- Nie mamy wyboru.
Skinęłam głową, zeszliśmy po cichu na dół, cały czas obserwując ich z daleka, choć oni o tym nie wiedzieli. Rolly spojrzał na mnie i mrugnął, odbezpieczył granat i rzucił nim w las w tym samym momencie, w którym ja zaczęłam strzelać na oślep z karabinu maszynowego. W lesie zrobił się popłoch, po chwili zameldował się Gino:
- Jestem na miejscu.
- Przyjęłam, czekajcie.
Zza krzaków wyszła Linda i zaczęła wrzeszczeć, niewiele jednak dało się zrozumieć z tego bełkotu, poza ostatnim zdaniem ,gdy podbiegła do Rolly’ego i rzuciła się na niego:
- Wy cholerni bandyci!!
Rolly spokojnie przytrzymał jej ręce.
- Dwie osoby są ranne! Mogliście mnie tam zabić!!
- Jeśli nie odpowiadają ci metody naszych szkoleń, to może powinnaś zmienić pracę, dajmy na to, na przedszkolankę?
Powiedziałam z przekąsem a Linda gdyby mogła i gdyby Rolly ją puścił, prawdopodobnie chętnie wydrapała by mi oczy. W końcu się wyszarpnęła:
- Jesteście siebie warci! Oboje.
Splunęła przed nogami Rolly’ego i poszła przodem a za nią cała grupa, właśnie wtedy podszedł do nas rozbawiony Gino:
- Nie źle daliście czadu, dobry z was duet, dawno się tak nie nakręciłem.
Spojrzałam na niego:
- Powiedz to Lindzie.
Ruszyliśmy za jej ludźmi.
- Młoda jest, przywyknie, kiedy następny wypad?
- Na razie będziesz mógł wyłożyć jej swoje racje na macie.
- Świetnie. A jak Asir?
Spojrzałam na niego i roześmiałam się:
- Ponoć cierpi.
- Kochana, jakby mną całą dobę miała się opiekować Jesse, cierpiał bym całe życie.
- Tak właśnie pomyślałam.
Zapakowaliśmy się do samochodów i odjechaliśmy z powrotem na oddział. Rekruci poszli do stołówki na obiad a Linda zaszyła się na sali treningowej, usiłując wypuścić z siebie całą złość, którą była przesiąknięta. Akurat przechodziłam z torbą koło sali, kiedy zadzwoniła moja komórka, na wyświetlaczu pojawił się napis ASIR. Przez chwilę patrzyłam na Lindę, bo wiedziałam z jakimi odczuciami się zmaga, z tym samym walczyłam przez lata zanim stałam się tym, czym się stałam. W podkładzie leciała wolna piosenka Rihanny „Stay”, odebrałam telefon:
- Cześć skarbie.
- Jak się czujesz?
- Fatalnie.
Słyszałam, że udaje, ale rozbawiło mnie to.
- Musisz szybko wrócić do domu. O której będziesz?
Asir w tym czasie chodził po domu i przeglądał coś w biblioteczce, po czym wziął łyka whisky i przystanął słysząc, że milczę:
- Jesteś tam?
- Jestem.
- Stało się coś?
- To był dołujący dzień, znajdzie się dla mnie szklanka tego co właśnie pijesz?
Spojrzał na szklankę i uśmiechnął się do siebie:
- Znajdzie się dużo więcej.
- Wjadę do domu po torbę i zaraz będę.
- Głodna?
- Nie szczególnie.
- To czekam.
Rozłączyłam się i raz jeszcze spojrzałam na Lindę, po czym wyszłam z oddziału. Pojechałam do siebie i wzięłam torbę, w której już wcześniej miałam spakowanych kilka rzeczy. Zamknęłam drzwi, wsiadłam w samochód i odjechałam pod dom Asir’a. Otworzyłam drzwi kluczem, weszłam do środka, odstawiłam torbę i zamknęłam drzwi.
Nie wiem co mnie opętało, ale kiedy zobaczyłam Asir’a stojącego w salonie, wiele nie myśląc, podeszłam i wpadłam mu w objęcia. Był chyba nieco zdziwiony moją reakcją, ale uśmiechnął się. Objął mnie a ja wzięłam z jego ręki szklankę, którą trzymał i wypiłam niemalże duszkiem.
- Myślałem, że whisky nie leży w twojej naturze.
- Nie wiesz, że człowiek do najgorszego świństwa jest w stanie się przyzwyczaić?
- Bardzo dziękuję.
- Jak rana?
- Jak ci powiem, że dobrze, to zmienisz plany i wrócisz do siebie?
- Przekonaj się.
Spojrzał na mnie ale z niepewnością, uśmiechnęłam się zalotnie i uniosłam wyżej brwi:
- Rana jest w porządku.
Podeszłam bliżej i pocałowałam go. Najpierw spojrzał mi w oczy a po chwili sam zatopił swoje usta w moich i zatracił się w tym bez reszty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz