czwartek, 20 lutego 2014

Rozdział XXXV

XXXV

Gdy obudziłam się rano, Asir nie spał, tylko stał przy oknie i wpatrywał się w nie. Wydawało mi się, że czekał by zobaczyć w jakim humorze się obudzę i czy nie dostanie bury za poprzedni wieczór. Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego, on na mnie, uśmiechnęłam się:
- Teraz ty uciekłeś?
- Zastanawiałem się w jakim humorze się obudzisz.
- I jak?
- Chyba jest nie zły.
- Byłby jeszcze lepszy gdybyś był obok mnie a nie przy oknie.
Teraz uśmiechnął się szczerze i położył się koło mnie opierając swoją głowę  na ręku.
- Mile mnie zaskoczyłaś.
- Nie tylko ciebie.
- Dlaczego zmieniłaś zdanie?
- Nie zmieniłam.
- Nie, nie rób mi tego znowu.
Roześmiałam się a on spojrzał błagalnie tymi swoimi cudnymi oczami, w które mogłabym patrzeć bez opamiętania. Pociągnęłam go do siebie i pocałowałam:
- Możesz wziąć to co ci daję, albo nie mieć nic.
Pokiwał głową, może byłam paskudna, ale czułam, że wybierze to drugie, bo nie chciał mnie tracić. Czułam się z nim coraz lepiej, ale potrzebowałam czasu by zdecydować się na coś więcej, wiedział to i szanował mój wybór. Właśnie za to wiedziałam, że kiedyś mogę się w nim zakochać. Zaczął mnie całować a po chwili wślizgnął się pod kołdrę i poczułam go w sobie.
Kiedy w południe dotarliśmy na oddział ,zachowywaliśmy się jak zwykle i właśnie to nazywałam profesjonalizmem – umiejętność oddzielenia pracy od życia prywatnego była dla mnie niezmiernie ważna. Choć Asir mnie kochał, potrafił te dwie rzeczy oddzielać i to w nim bardzo mnie ujmowało. Nie próbował w żaden sposób wykorzystać zażyłości ze mną na stopie służbowej.
Po wejściu na dużą salę odruchowo spojrzałam na biurko Colin’a, ale było puste. Zaniepokoiłam się, Asir poszedł na salę treningową a ja podeszłam do Rolly’ego:
- Gdzie Colin?
- Na urlopie.
- Zgodził się?
- Nie miał wyjścia.
- Chyba nie…
Nie zdążyłam dokończyć, bo mi przerwał:
- Spokojnie, nie musiałem użyć siły, dzisiaj wcześnie rano zasłabł, leży w laboratorium.
- Coś poważnego?
- Nie, tak jak podejrzewałaś – przemęczenie. Rozdzieliłem na razie jego pracę na kilku ludzi, mamy dosyć misji i rekrutów, więc nie brakuje nam nowych zadań, akcja Omally’ego będzie musiała poczekać aż Colin wydobrzeje.
- A co z nadzorem bieżących misji?
- Przejmę je, bez obaw.
Kiwnęłam głową a Rolly spojrzał na mnie tak ciepło jak dawniej, trochę ten wzrok zbił mnie z pantałyku, speszyłam się.
- Dziękuję.
Kiwnął głową a ja poszłam prosto do laboratorium. Weszłam do pokoju Colin’a, leżał pod kroplówką, gdy mnie zobaczył uśmiechnął się. Usiadłam na jego łóżku:
- Jak się czujesz geniuszu?
- Bywało lepiej.
Kiwnęłam głową a on spojrzał mi w oczy:
- Wiem co myślisz, mogłem cię posłuchać co?
- Wiem, że nic nie jest w stanie oderwać cię od pracy, ale czasami nie warto. Jesteś tylko człowiekiem i jak każdy człowiek potrzebujesz normalnego życia.
- Wiem, wiem, poprawię się.
- Oby, bo nie wyobrażam sobie nikogo innego na twoim stanowisku.
Chwyciłam go za rękę i jakoś tak mi się dziwnie zrobiło, widziałam żal w jego oczach a co gorsza wiedziałam, że jest uzasadniony.
- Colin, musisz zacząć żyć.
- Tylko wiesz, czasami nie ma dla kogo.
- To cena życia które sobie sam wybrałeś, ono się zmieni jeśli zaczniesz dostrzegać co innego niż komputer.
- W twoich ustach to wszystko brzmi tak prosto.
- Wiem, ale tak właśnie może być.
Kiwnął głową i zobaczyłam, że jego wzrok robi się mętny.
- Odpoczywaj, ja wracam do pracy, będę zaglądać, a gdybyś czegoś potrzebował, zadzwoń.
- Jasne.
Colin zamknął oczy, zdążył jeszcze tylko powiedzieć:
- Dzięki.
Po czym usnął. Wyszłam z pokoju i ciężko westchnęłam, przeszłam na dużą salę i usiadłam przy swoim stanowisku pracy, logując się w komputerze. Zadzwoniła moja komórka, odebrałam:
- Halo?
- No cześć.
- Cześć Vicky, co tam?
- Rozmawiałam z dziewczynami, robimy dzisiaj powtórkę?
- Jesteś pewna?
- Tak, rozmawiałam z jedną znajomą i mówię ci  uda się.
- A papiery w klubie?
- Nie ufasz mi? Wszystko jest na bieżąco.
- Dobrze, będę koło siódmej.
- Świetnie.
Wyłączyłam się i pokiwałam głową, po chwili przyszedł Asir i położył przede mną tablet, spojrzałam nieprzytomnie:
- Co to?
- Lista oddziału rezerwowego, który wybraliśmy dla Lindy.
Spojrzałam:
- Dziesięć osób? Miało być piętnaście.
- Nie da rady.
- To niech ćwiczy po nocach, innego wyjścia nie ma, Colin poległ i tu też jest sporo pracy, nie mogę zmniejszać grup.
- Dobra.
Kiwnął głową i poszedł. Szczerze to tego dnia w ogóle nie miałam podejścia do pracy i modliłam się żeby nadszedł wieczór. Mimo, że podchodziłam bardzo sceptycznie do nowego hobby Vicky, co byłaby ze mnie za przyjaciółka gdybym jej nie wspierała? W duchu jednak miałam nadzieję, że szybko to zauroczenie jej minie. Tak jak jednak obiecałam, punktualnie o siódmej zawitałam u niej w domu. Dziewczyny już były, choć miałam wrażenie, że wychodziły z oddziału po mnie.
- Nareszcie.
Skwitowała Vicky kiedy zobaczyła mnie w drzwiach. Weszłam do środka. W salonie na podłodze na naszym niskim stoliku, przy którym zwykłyśmy siadać, leżała tablica spirytystyczna a wokół niej stały pozapalane świece. Bez przekonania pokiwałam głową, ale usiadłam obok Jesse a zaraz obok rozochocona usiadła Vicky. Światła były pogaszone ,zdążyłam tylko zapytać:
- A gdzie Seth?
- Obiecał, że nie będzie nam przeszkadzał a gdy już wywołamy ducha, mamy zadzwonić, to przyjedzie go zabić.
- No tak.
Jesse i Kim zaczęły się śmiać, a w pokoju naprawdę zrobiło się mroczno. Vicky była bardzo zaabsorbowana tym wszystkich, ja patrzyłam na to z lekkim przymrużeniem oka.
- Kogo wywołujemy?
Spojrzała na nas.
- Nie wiem, wymyśl kogoś.
Powiedziała Kim.
- Już wiem, może twoją pokręconą siostrę, co Kal?
Zachichotała Jesse.
- Oszalałaś.
Vicky aż wzdrygnęła:
- No dalej Kal zgódź się, sama mówiłaś, że to tylko zabawa, jeśli nie ją, to wymyśl kogoś.
- Nie wiem, to może lepiej Will’a?
Powiedziałam czując, że mi nie odpuszczą.
- Dobra.
Powiedziała Vicky i wystawiła ręce.
- No dalej, musimy się chwycić za ręce i przymknąć oczy.
Westchnęłam, ale w końcu wszystkie chwyciłyśmy się za ręce a Vicky zaczęła powtarzać:
- Duchu Will’a Stone’a przyjdź, duchu…
I tak trzy razy, po chwili zapadła cisza, otworzyłyśmy oczy a ja spojrzałam na nią:
- I co? Już?
- Nie wierzysz w siły nadprzyrodzone?
- Wierzę Vicky, wierzę, ale sama widzisz, że nic z tego, może coś źle robisz.
Znowu zamknęłyśmy oczy, chwyciłyśmy się za ręce ,Vicky powtórzyła trzy razy zaklęcie, po czym powiedziała:
- Duchu, daj nam znak.
Otworzyłam oczy:
- Dobra, dosyć.
Oświadczyłam i już chciałam wstać, gdy nagle płomień świec zaczął ruszać się a w pokoju zerwał się wiatr, to okna nagle otworzyły się na oścież, Vicky uśmiechnęła się a Kim aż podskoczyła.
- To wcale nie jest śmieszne.
Z hukiem opadła żaluzja a ja ciężko przełknęłam ślinę. Stojąca na stole szklanka spadła a z niej wylało się czerwone wino, które wcześniej piła Vicky. Przestało mi się to wszystko podobać, nawet Jesse zwykle nie obawiająca się sił nadprzyrodzonych, tym razem jakoś nerwowo zareagowała na to co zobaczyła.
- Jest tutaj.
Powiedziała cicho Vicky, w pokoju zrobił się hałas jakby ktoś włączył kosiarkę do trawy i teraz to nawet na twarzy Vicky wymalowało się zdenerwowanie. Ręce zaczęły jej drżeć.
- Do cholery Vicky zrób coś.
- Szybko chwyćmy się znowu.
Powiedziała. Chwyciłyśmy się za ręce i Vicky powiedziała:
- Duchu odejdź.
Powtórzyła sekwencję trzy razy a kiedy myślałyśmy, że naprawdę pojawił się duch Will’a, po czym zniknął, rozległ się czyjś rechot. Zerwałam się do okna, żeby to sprawdzić i na trawniku zobaczyłam Seth’a, Asir’a, Sam’a i Gina, którzy trzymając wspólnie wielką dmuchawę do liści, wywołali nam w pokoju wiatr przypominający huragan. Parsknęłam śmiechem na ich widok, na co wszystkie trzy zerwały się by zobaczyć co tak bardzo mnie rozśmieszyło. Vicky była bardzo oburzona, spojrzałam na nią:
- Bardzo śmieszne.
Powiedziała wściekła na Seth’a, a ten wszedł przez taras i zaczął się śmiać:
- No kochanie, już dobrze, musieliśmy znaleźć sobie zajęcie.
- Nie rozmawiam z tobą.
Poszła do góry a ja spojrzałam na Seth’a:
- Co ja zrobiłem.
- No wiesz, Vicky podchodziła do tego bardzo poważnie.
- Przecież to dziecinada, dobrze o tym wiesz.
Westchnęłam i spojrzałam na dziewczyny, które zareagowały bardzo podobnie. Poszłam do góry do Vicky, a ta leżała zapłakana na łóżku, puknęłam we futrynę:
- Mogę?
Zapytałam, ale weszłam do pokoju, łkała w poduszkę i nawet na mnie nie spojrzała:
- Ty też tak uważasz prawda?
- Nie, Vicky to nie to, zrozum, Seth nie pomyślał, że zrobi ci przykrość.
- Ma mnie za idiotkę, która cierpi na nadmiar wolnego czasu.
- Vicky, hej, spójrz na mnie.
Podniosła głowę i spojrzała zapłakana:
- Wiem, że odkąd Willy się wyprowadził, czasami wariujesz, w klubie uwijasz się w takim tempie, że zrozumiałe jest to, że szukasz innych atrakcji, zrozum, wiesz jaką stresującą pracę mamy i czasami też próbujemy jak dzieci wymyślać sobie żarty żeby nie zwariować, ale to nie znaczy, że mamy cię za wariatkę.
- Powiedz mi prawdę, nie wierzysz w to, co?
Spojrzałam na nią smutno:
- Wierzę i właśnie dlatego staram się tego unikać, boję się kusić los, bo tylu bliskich już straciłam ,że nie chcę prowokować kolejnego nieszczęścia.
- Powinnam sobie odpuścić?
- Myślę, że tak, ja bym tak zrobiła, ale jesteś moją przyjaciółką i uszanuję każdą twoją decyzję, cokolwiek postanowisz, nie zamierzam odbierać ci pragnienia w realizowaniu się w jakikolwiek sposób.
Przytuliłam ją a po chwili do pokoju wszedł Seth, spojrzałam na niego, po czym na nią:
- Zadzwonię.
Wstałam i wyszłam z pokoju, po czym zeszłam na dół. Stał tam tylko Asir, popatrzył na mnie i uśmiechnął się:
- Wszyscy już poszli?
Zapytałam a on kiwnął głową:
- Chcesz zostać, czy idziemy?
- Myślę, że Vicky i Seth mają dużo do obgadania.
Asir otworzył mi drzwi i poszliśmy parkiem w stronę domu, idąc wolnym krokiem:
- Ty też jesteś zła?
- Nie, ale żal mi Vicky, tak bardzo się cieszyła swoim nowym pomysłem.
- Wierzysz w takie rzeczy?
- Czy wierzę? To może za  dużo powiedziane, moja babcia wierzyła, uważała, że zjawiska paranormalne występują częściej niż możemy to sobie wyobrazić. Uwielbiałam jej historie, pełna napięcia, grozy, w jej ustach wszystko było takie prawdziwe. Zawsze twierdziła, że mam dar widzenia pewnych rzeczy dlatego, że i ona go posiada. Kiedyś błagała, żebym ostrożnie wypowiadała groźby pod czyimś adresem, bo mogę sprowokować złe duchy i to się zyści. Przez długie lata o tym nie myślałam, potem to wróciło.
- Kiedy?
- Po Libanie, próbowałam wytłumaczyć to sobie zniszczoną gwałtem psychiką, ale kiedy zmarł ojciec – Vincent, byłam zabrać takie drobiazgi po nim i Linda wręczyła mi prezent, którego nie zdążył mi dać.
- Bransoletkę?
- Tak.
- Co to za kamień?
- Turkus, kamień ochronny odpędzający złe moce. Znalazłam jego zapiski i nie bez powodu mi go dał.
- Znał twoją babcię?
- Na to wygląda, ale teraz to już i tak nie ma znaczenia.
- Wierzysz w to?
- Czy to ważne w co wierzę?
- Dla mnie tak.
Przystanęliśmy, popatrzył na mnie.
- Wszystko w co wierzyłam przez wiele długich lat, legło w gruzach, wykonuję taką pracę, że choć czasami wiara bardzo by mi się przydało, to jakoś trudno ją wykrzesać. Może pewnego dnia znajdę natchnienie, żeby zagłębić się w sekrety rodzinne, o których nikt nigdy mi nie powiedział, ale na razie musimy skończyć to, co po części zaczęłam ja sama.
Przeszliśmy jeszcze kawałek aż znaleźliśmy się pod moim domem. Odkluczyłam drzwi a Asir zatrzymał się na werandzie, spojrzałam na niego:
- Wchodzisz?
- Pytanie czy chcesz żebym wszedł.
- Gdybym nie chciała, nie pytałabym.
- A co jeśli pojawi się sąsiad?
Westchnęłam.
- Chy, to wtedy będzie gorzej, ale mam dużą szafę, więc zawsze mogę cię w niej schować.
Uśmiechnął się i podszedł bliżej. Jego wzrok jednak był jakiś zagadkowy:
- Co to za wyraz twarzy?
- Zastanawiam się.
- Nad czym?
- Nad tym w co naprawdę wierzysz i jaki ja mam mieć w tym udział.
- Teraz ciebie ogarnęły wątpliwości? Do niczego cię nie zmuszam.
- Wiem.
Chwilę popatrzyłam na niego, po czym zrobiłam krok do środka, przytrzymał mi rękę, ale poczułam się jakoś dziwnie.
- Kylie zaczekaj.
Spojrzałam na niego, ale spuściłam swój wzrok:
- Ja się nie wycofuję, to nie w moim stylu, chcę po prostu wiedzieć czy to cokolwiek dla ciebie znaczy.
- Bo jestem taką wyrachowaną suką, że w twoim mniemaniu najzwyczajniej w świecie się tobą zabawiam?
- Nie to pomyślałem.
- A co? Życie nauczyło mnie tego, że czasami wylewność potrafi wszystko zniszczyć, wiem, że nie jedną kobietę spotkałeś, która wyznawała ci miłość na pierwszej randce, ale ja taka nie jestem i jeśli tego oczekujesz, będzie lepiej jeśli zostaniesz za drzwiami.
Spojrzał na mnie i na chwilę jakby się zastanowił, weszłam do środka i zamknęłam drzwi, chociaż ich nie nakluczyłam. Stanęłam w salonie i popatrzyłam w kominek, nadal się palił, choć już nie tak mocno jak przed moim wyjściem. Nie minęła chwila i drzwi się otworzyły, Asir wszedł do środka i je zakluczył. Stanął tuż za mną:
- Gdybym chciał kobiety, która wyzna mi miłość na pierwszym spotkaniu, nie zainteresowałbym się tobą. Miałem wyrzuty sumienia, że za bardzo cię naciskam, ale teraz wiem, że chcę je mieć, bo jeśli jest szansa na to, że kiedyś poczujesz to samo co ja, to mogę poczekać.
Popatrzyłam mu w oczy:
- A jeśli to potrwa dłużej niż zakładasz?
- No wiesz, jak sama stwierdziłaś żadna mi się do tej pory nie oparła, więc zaryzykuję.

Uśmiechnęłam się a kiedy wystawił do mnie ręce, po prostu przytuliłam się do niego. Z niewiadomych jednak powodów, gdy po chwili znowu spojrzałam w kominek, zobaczyłam twarz Will’a.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz