poniedziałek, 24 lutego 2014

Rozdział XI

XI

Jest w naszym życiu czas rodzenia się i czas umierania. Od małego chowamy się w domach, gdzie wpajają nam ogólne zasady moralności obowiązującej na świecie. Nie mówię, że jest to złe, ale gdyby tak można było w realnym życiu, dorosłym życiu przedłożyć to na praktykę.
Jak wierzyć w moralność i zasady, kiedy przychodzi nam walczyć z takim bezprawiem?
Dla mnie świat w tej chwili nie przedstawia wartości, w które tak bardzo chciałabym wierzyć, jest dla mnie jednym, wielkim polem bitwy, w którym przyszło mi walczyć o przetrwanie.
Kiedy uświadomiłam sobie, że życie Tony’ego jest w niebezpieczeństwie, a co gorsza, że przez znajomość ze mną, mógł już je stracić, ruszyłam szybkim krokiem w stronę jego domu i błagałam o cud. Wbiegłam na werandę i zaczęłam nerwowo przyciskać dzwonek raz, za razem. Nikt nie otwierał. Wtedy zaczęłam pukać, a może wręcz walić w drzwi metalową kołatką i w końcu…, po dłuższej chwili drzwi się uchyliły. Stał w nich Tony obwiązany ręcznikiem i uśmiechnął się widząc mnie. Nie kryłam zdziwienia a on zażartował:
- No przyznam, że ja też się za tobą stęskniłem, ale żeby zaraz rozwalać mi drzwi?
- Dzwoniłam do ciebie, ale komórka nie odpowiadała.
Powiedziałam sprawdzając jego reakcję.
- Naprawdę? Nie słyszałem telefonu, wejdź.
Myślałam, że powie mi iż zgubił telefon, lub że może ktoś mu go ukradł, to przynajmniej by mnie uspokoiło. Ale fakt, że nie usłyszał telefonu jak twierdził, świadczyło tylko o jednym, że jeszcze kilka małych chwil temu, w jego domu był Barodo.
- Wróciłem przed godziną, w samolocie padła klimatyzacja, więc musiałem najpierw wejść pod prysznic.
Kiedy weszłam do środka, zaczęłam niecierpliwie rozglądać się po pomieszczeniach, w których drzwi były otwarte. Tony spojrzał podejrzliwie:
- Kylie, czy ty się dobrze czujesz?
- Ja?
Zapytałam jakbym dopiero co zbudziła się ze snu.
- Tak, po prostu długo się nie odzywałeś, a ostatnio w okolicy było kilka włamań, chciałam mieć pewność, że wszystko w porządku.
- Wiesz? Tak sobie właśnie pomyślałem, że może nie powinnaś była odchodzić z policji.
- Dlaczego?
- Bo wszędzie szukasz potencjalnych przestępców.
- To prawda, przepraszam, zboczenie zawodowe, z tego nigdy się nie wychodzi.
- Zauważyłem, posłuchaj dasz mi chwilę?
- Jasne, zaczekam.
- Świetnie, obsłuż się, na stole jest kawa.
Kiwnęłam głową a Tony wszedł na piętro do łazienki. Weszłam do przestronnego tarasu i zobaczyłam na ławie komórkę. Podeszłam i wzięłam ją do ręki. Sprawdziłam ostatnie połączenia, ale nie było tam mojego numeru. Zapewne musiał go wykasować. Popatrzyłam na otwarte drzwi tarasu i wyszłam na ganek. Na ogrodzie nie było najmniejszych śladów Barodo, tak jakby rozpłynął się w powietrzu.
Na sali treningowej w tym samym czasie Linda ćwiczyła z Asir’em. Była tak agresywna jak nigdy a i Asir najwyraźniej z trudem hamował się by nie porachować jej wszystkich kości. Co rusz to któreś z nich lądowało na macie, ale wyraźnie było widać, że Asir działa na Lindę w bardzo charakterystyczny sposób. Ilekroć znajdywali się w nieco bliższym położeniu, ta usilnie próbowała dotykać go i ocierać się niczym kot. Asir’owi zaczęła kończyć się cierpliwość, w końcu położył ją na macie i przycisnął do ziemi, Linda jęknęła jakby nie czuła nic poza podnieceniem. Spojrzał na nią:
- Co z tobą? Masz braki czy co?
- A ty nie masz? Daj spokój, znam twoje możliwości, widzę jak się snujesz, wystarczy grzecznie poprosić a dam ci to czego potrzebujesz.
Asir pokręcił głową i gdy poczuł jej nogę między swoimi nogami, szarpnął ją mocniej i podniósł z ziemi.
- Znajdź sobie inną ofiarę czarna wdowo, ja nie jestem zainteresowany.
Udał się w kierunku wyjścia a ta zawołała:
- Żałuj! Nie wiesz co tracisz!
Asir wszedł do góry prosto do gabinetu Rolly’ego, ten spojrzał na niego spod łba:
- Spotkałeś diabła?
Asir bez zastanowienia podszedł do jego komputera i przyłożył klucz magnetyczny:
- Jesteś teraz na tych samych prawach, na jakich był Thorne, masz pełne uprawnienia poziomu dziesiątego, więc odrób zadanie i przeczytaj wnikliwie lekturę a zaraz potem ściągnij mi z pleców tą pijawkę o imieniu Linda, bo przysięgam, że mogę nie wytrzymać.
Wyszedł i trzasnął drzwiami a Rolly uśmiechnął się do siebie. Doskonale wiedział, że samym kluczem Colin’a nie szło odblokować wszystkich utajnionych danych, mógł to zrobić tylko założyciel oddziału a nim był Asir. Rolly dobrze wiedział, że należało go odpowiednio sprowokować, by osiągnąć swój cel, a tą prowokacją okazała się Linda. Asir zszedł na dół i poszedł prosto do biurka Colin’a, usiadł przy nim. Colin chyba wyczuł napięcie w zachowaniu Asir’a, bo spojrzał na niego z lekkim przerażeniem w oczach:
- Będę miał kłopoty?
- Teraz się o to martwisz?
- Nikt nigdy nic mi nie mówi, tylko wiecznie te tajemnice, pogubiłem się już, kiedy był tu Thorne, był porządek. Każdy wiedział jaka jest hierarchia oddziału, co ma robić i pod kogo podlega. Teraz nic nie wiadomo.
- A czego nie wiesz?
- Ja wiem wszystko bo przeczytałem w aktach.
- Więc ciesz się, że ci za to nie odrąbałem ręki a na przyszłość jeśli ktoś nie będzie czegoś wiedział, to przyślij go do mnie albo najlepiej do Rolly’ego.
Uśmiechnął się złośliwie, gdyż jemu w ogóle nie przeszkadzało, że sytuacja nie jest łatwa.
Kiedy wyszłam od Tony’go, byłam już nieco spokojniejsza, ale na krótką chwilę. Ledwo wyjechałam ze swojej ulicy, gdy zobaczyłam w lusterku, że ktoś za mną jedzie. Zjechałam w kolejną przecznicę a następnie skierowałam się na drogę wiodącą  do agencji. Zerkałam co po chwilę w lusterko, kiedy nagle mój samochód uderzył w przydrożną skałę, której nie zauważyłam. Uderzyłam głową o kierownicę i wtedy otworzyła się poduszka powietrzna. Zaklęłam pod nosem, bo uderzenie było dosyć silne. Wyszłam z samochodu, ale nikogo nie było. Postanowiłam iść dalej piechotą, bo było już niedaleko.
Kiedy weszłam zmęczona na oddział, Asir spojrzał na mnie zdziwiony a ja nawet się nie przywitałam, tylko wzrokiem poszukiwałam Lindy. W końcu ją zobaczyłam, stała w końcu sali rozmawiając, a może raczej flirtując z jakimś agentem. Podeszłam do niej z takim przyspieszeniem, że aż sama sobie się dziwiłam. Chwyciłam ją za bluzkę i rzuciłam – w dosłownym słowa tego znaczeniu na ścianę.
- Co ty wyprawiasz?! Mówiłam, że należy cię odseparować od ludzi, stwarzasz zagrożenie!
Linda podniosła się i otrzepała ,jakby ścierała z siebie tony kurzu, wtedy podeszłam do niej i kolejny raz upadła, tym razem po uderzeniu wylądowała na biurku. Za trzecim razem jednak gdy chciałam do niej podejść, rzuciła się na mnie. Aż mnie zdziwiło to, że wszyscy byli tak bierni na oddziale i raczej nikt specjalnie nie próbował się ustosunkowywać osobiście do zaistniałej sytuacji. W końcu przerzuciłam ją przed siebie i przygniotłam kolanem, ręką ścisnęłam jej gardło:
- Jeśli się dowiem, że masz cokolwiek wspólnego z Barodo albo Omally’m, zakończę twój marny żywot jednym cięciem, zapamiętaj to sobie.
Po raz pierwszy od dawna w jej wzroku było coś… - prawdziwego, czego nie było już dawno, prawdopodobnie po lekach którymi ktoś ją szprycował, bądź sama to robiła. Puściłam ją i przeszłam pędem obok Asir’a. Ten jednak dołączył do mnie w długim korytarzu:
- Co ty robisz?
- Ja? Nic, poza tym, że ostatnio mało nie rozwaliłam swojej komórki, że przed chwilą roztrzaskałam swój samochód a mój dom wygląda jak pobojowisko, to zupełnie nic nie robię.
Kiedy spojrzałam w tak ukochane mi oczy – złagodniałam.
- Mam dosyć Asir, puszczają mi nerwy, nie dam rady dłużej tak żyć.
- Dasz radę.
Objął mnie a ja przymknęłam oczy.
Nie miałam podstaw sądzić, że Linda ma cokolwiek wspólnego z Barodo czy Omally’m, a jednak coś w jej zachowaniu przez cały czas mnie niepokoiło.
Wertowałam akurat akta w swoim gabinecie, kiedy Rolly porosił mnie o rozmowę, stanął w drzwiach i spojrzał na bałagan na biurku:
- Szukasz czegoś?
- Nie.
Odpowiedziałam opryskliwie:
- Próbuję tylko zaprowadzić porządek, coś potrzebujesz?
- Możemy wypić kawę?
- Kawę?
Zapytałam zdziwiona.
- No wiesz taką czarną substancję, którą zazwyczaj podają w kubku.
- Bardzo śmieszne.
- Muszę z tobą porozmawiać, to ważne.
- Dobrze, skoro musisz, to chodźmy stąd, bo i tak przeszła mi ochota na porządki.
Sądziłam, że pojedziemy do jakiegoś baru, ale on chyba asekuracyjnie, zabrał mnie do siebie. Gdy weszliśmy do domu, rozejrzałam się:
- W barze mają gorszą kawę niż u ciebie?
Zażartowałam, popatrzył na mnie i uśmiechnął się. Zrobił kawę podczas gdy ja usiadłam w salonie. Przyniósł dwa kubki, postawił je na stole i usiadł naprzeciwko. Zapaliłam papierosa, i choć nie wiedziałam o co chodzi, czułam się podenerwowana.
- Zatem co jest tak ważne? O czym musiałeś tak pilnie porozmawiać?
- Może o Ninie?
Poczułam jakby ktoś zdzielił mnie cegłą w głowę.
- Dlaczego nic nie mówisz?
Popatrzyłam na niego.
- Asir nadał ci uprawnienia Thorne’a tak?
Ten kiwnął głową.
- Więc dlaczego mnie o to pytasz skoro masz pełen dostęp do wszystkich danych?
- Niektóre informacje są bardzo zdawkowe, wiedziałaś, że Asir pociąga za prawie wszystkie sznurki?
- Domyślałam się, powiedział mi tyle ile mógł, wiesz doskonale, że nikt z nas nie znał składu centrum.
- Ty znałaś.
- Nie, nie znałam i nie znam, nadano mi status utajnienia przed akcją w Libanie. Kryptonimem Nina posługiwałam się do tej akcji. Nigdy więcej  nie musiałam go używać. Przez dwa lata rozwiązałam kilka poważnych misji, Liban miał być ich uwieńczeniem. Wyznawcy Islamu bali się Niny, kojarzyła im się z największym wcieleniem zła jakie mogło kiedykolwiek chodzić po świecie w ludzkiej postaci. Centrum miało bardzo ambitne plany względem mnie, ale okazało się, że mieliśmy wtyczkę, tą wtyczką był syn Daniels’a. To przez niego to wszystko się stało i właśnie wtedy zdecydowali o utajnieniu mnie. Wszystko co robiłam, miało na celu odseparowanie mnie od wcześniejszego życia, miałam wtopić się w tłum do czasu, aż o mnie zapomną. Ale nie zapomnieli, bo przypomniałam im się w czasie misji z Desperatem, na której rzekomo zginąłeś. Nie od razu do tego doszli, dopiero po czasie odkryli ,że Nina i ja, to ta sama osoba. Nie od razu wiązali te sprawy ze sobą, dopiero kiedy cię pochowaliśmy, Colin odkrył, że Desperat był synem islamskiego przywódcy Omar’a Raffi. Na pierwszej misji na którą mnie wysłali, zabiłam jego i wszystkich, którzy przebywali z nim, wszystkich, oprócz jego syna, który w tamtym czasie był skłócony z ojcem.
- Wszystkich oprócz Desperata?
- Właśnie, kiedy zabiłeś jego żonę, skupił się na tobie, ścigał cię latami, w końcu trafił na twój ślad, w swoim amoku zapomniał o pomszczeniu ojca, bo uznał, że ślad po mnie zaginął. Myślał, że cię zabił i kiedy przetrzymywaliśmy go u siebie, ktoś kogo miał u nas, przekazał mu tą wiadomość.
- Kto to był?
- Mąż Sue, Morou, ten sam, który myślał, że mnie zabił. Resztę znasz, kiedy wróciliśmy wszystko ruszyło lawinowo.
- Nigdy nie ciekawiło cię jaki jest skład centrum?
Uśmiechnęłam się:
- Nie i nie chcę tego wiedzieć, jestem agentem, nigdy nie ciągnęło mnie do takiej władzy, bo wiem jak trudne jest sprawowanie jej. Wymaga od człowieka najwyższego poświęcenia, takiego, do którego ja nigdy nie byłabym zdolna. Asir robi wszystko żeby pomóc mi przez to przejść i nie ważne jest dla mnie jaką funkcję sprawuje.
- Gdyby nie Asir, dzisiaj miałabyś inne życie.
- A może gdyby nie on, nie miałabym żadnego?
- Tak łatwo mu wybaczyłaś?
- Nie miałam co mu wybaczać, wiem jakim jest człowiekiem, wiem co robił, ale ze mną, był od początku szczery i kiedy tylko sytuacja się wyklarowała, powiedział mi wszystko co mógł. Jeśli zaufał ci na tyle, by wtajemniczyć cię w tą całą sytuację, to doceń to, bo gdybym ja była na jego miejscu, to po tym wszystkim, chyba bym tego nie potrafiła.
Rolly przeszył mnie wzrokiem, po czym pochylił głowę:
- Masz rację, wiele razy cię okłamywałem, żałuję tego chociaż teraz jest już na to za późno. Wydawało mi się, że nie mówiąc ci niektórych rzeczy zapewnię ci bezpieczeństwo, ale skąd mogłem wiedzieć, że wiesz więcej ode mnie?
- Nie mogłeś, wiem o tym, ale teraz wszyscy jesteśmy w to zaangażowani i musimy współpracować odkładając urazę na bok. Bez znaczenia jest już kto kim rządzi i kto nad kim jest, nie warto się nawet nad tym zastanawiać.
- Mówisz o zaufaniu?
Uśmiechnęłam się:
- Tak sądzę, może nie wszystko jeszcze jest stracone szefie.
Rolly roześmiał się.
- A wiesz, że dopiero teraz kiedy poznałem prawdę, rozumiem dlaczego nie chciałaś się ujawnić chociaż mogłaś?
Mrugnęłam do niego:
- Lubię jak odwalasz za mnie brudną robotę.
Pokiwał głową z uśmiechem, bo właśnie tak to ujął, w którejś z rozmów ze mną.
Kiedy wróciliśmy na oddział, był straszny popłoch, Colin przy monitorze krzyczał coś do słuchawki, ludzie biegali a wielki plastikowy alarm mrugał na czerwono i wydobywało się z niego głośne dudnienie. Podbiegliśmy szybko do Colin’a:
- Gdzie jest Asir?
- Wyszedł przed godziną.
- Kiedy to się zaczęło?
- Piętnaście minut temu, system wariuje, ktoś podłączył się pod główny obwód.
- Mają pod kontrolą nasz system?
- Mają pod kontrolą system na farmie, wpięli się w gniazdo i nie mogę tego zatrzymać, zegar tyka a tam jest uwięziona chyba setka ludzi.
- Kogo mamy na farmie?
Zapytałam:
- Cole’a i Seth’a.
Spojrzałam na Rolly’ego:
- Jadę tam.
- Nie, zaczekaj, może jemu właśnie o to chodzi, żeby cię tam ściągnąć.
- Mam gdzieś o co mu chodzi, co drugi dzień buszuje po moim domu i jakoś mnie nie zabił, co gorszego może zrobić?
Rolly dalej patrzył poważnie, teraz i Colin spojrzał, a ja dostałam oświecenia:
- Chce wysadzić stu ludzi? Za co?
Colin spuścił głowę a ja poczułam, że wszystko w środku mi się gotuje:
- Czy Seth i Cole są w środku?
- Nie.
- Niech wracają.
- Próbowałem go zatrzymać, ale powiedział, że znajdzie sposób.
- Kogo?
Colin milczał.
- Pytam kogo próbowałeś zatrzymać?
- Cole’a, w środku jest Carrie.
Popatrzyłam na Rolly’ego a ten powiedział:
- Jeśli Cole wejdzie do środka, zginie razem z nimi.

Zapadła cisza a  wszyscy popatrzyli na siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz