XI
Jest w naszym życiu
czas rodzenia się i czas umierania. Od małego chowamy się w domach, gdzie
wpajają nam ogólne zasady moralności obowiązującej na świecie. Nie mówię, że
jest to złe, ale gdyby tak można było w realnym życiu, dorosłym życiu
przedłożyć to na praktykę.
Jak wierzyć w
moralność i zasady, kiedy przychodzi nam walczyć z takim bezprawiem?
Dla mnie świat w tej
chwili nie przedstawia wartości, w które tak bardzo chciałabym wierzyć, jest
dla mnie jednym, wielkim polem bitwy, w którym przyszło mi walczyć o
przetrwanie.
Kiedy uświadomiłam
sobie, że życie Tony’ego jest w niebezpieczeństwie, a co gorsza, że przez
znajomość ze mną, mógł już je stracić, ruszyłam szybkim krokiem w stronę jego
domu i błagałam o cud. Wbiegłam na werandę i zaczęłam nerwowo przyciskać
dzwonek raz, za razem. Nikt nie otwierał. Wtedy zaczęłam pukać, a może wręcz
walić w drzwi metalową kołatką i w końcu…, po dłuższej chwili drzwi się
uchyliły. Stał w nich Tony obwiązany ręcznikiem i uśmiechnął się widząc mnie.
Nie kryłam zdziwienia a on zażartował:
- No przyznam, że ja
też się za tobą stęskniłem, ale żeby zaraz rozwalać mi drzwi?
- Dzwoniłam do ciebie,
ale komórka nie odpowiadała.
Powiedziałam
sprawdzając jego reakcję.
- Naprawdę? Nie
słyszałem telefonu, wejdź.
Myślałam, że powie mi
iż zgubił telefon, lub że może ktoś mu go ukradł, to przynajmniej by mnie uspokoiło.
Ale fakt, że nie usłyszał telefonu jak twierdził, świadczyło tylko o jednym, że
jeszcze kilka małych chwil temu, w jego domu był Barodo.
- Wróciłem przed
godziną, w samolocie padła klimatyzacja, więc musiałem najpierw wejść pod
prysznic.
Kiedy weszłam do
środka, zaczęłam niecierpliwie rozglądać się po pomieszczeniach, w których
drzwi były otwarte. Tony spojrzał podejrzliwie:
- Kylie, czy ty się
dobrze czujesz?
- Ja?
Zapytałam jakbym
dopiero co zbudziła się ze snu.
- Tak, po prostu długo
się nie odzywałeś, a ostatnio w okolicy było kilka włamań, chciałam mieć
pewność, że wszystko w porządku.
- Wiesz? Tak sobie
właśnie pomyślałem, że może nie powinnaś była odchodzić z policji.
- Dlaczego?
- Bo wszędzie szukasz
potencjalnych przestępców.
- To prawda, przepraszam,
zboczenie zawodowe, z tego nigdy się nie wychodzi.
- Zauważyłem,
posłuchaj dasz mi chwilę?
- Jasne, zaczekam.
- Świetnie, obsłuż
się, na stole jest kawa.
Kiwnęłam głową a Tony
wszedł na piętro do łazienki. Weszłam do przestronnego tarasu i zobaczyłam na
ławie komórkę. Podeszłam i wzięłam ją do ręki. Sprawdziłam ostatnie połączenia,
ale nie było tam mojego numeru. Zapewne musiał go wykasować. Popatrzyłam na
otwarte drzwi tarasu i wyszłam na ganek. Na ogrodzie nie było najmniejszych
śladów Barodo, tak jakby rozpłynął się w powietrzu.
Na sali treningowej w
tym samym czasie Linda ćwiczyła z Asir’em. Była tak agresywna jak nigdy a i
Asir najwyraźniej z trudem hamował się by nie porachować jej wszystkich kości.
Co rusz to któreś z nich lądowało na macie, ale wyraźnie było widać, że Asir
działa na Lindę w bardzo charakterystyczny sposób. Ilekroć znajdywali się w
nieco bliższym położeniu, ta usilnie próbowała dotykać go i ocierać się niczym
kot. Asir’owi zaczęła kończyć się cierpliwość, w końcu położył ją na macie i
przycisnął do ziemi, Linda jęknęła jakby nie czuła nic poza podnieceniem.
Spojrzał na nią:
- Co z tobą? Masz
braki czy co?
- A ty nie masz? Daj
spokój, znam twoje możliwości, widzę jak się snujesz, wystarczy grzecznie
poprosić a dam ci to czego potrzebujesz.
Asir pokręcił głową i
gdy poczuł jej nogę między swoimi nogami, szarpnął ją mocniej i podniósł z
ziemi.
- Znajdź sobie inną
ofiarę czarna wdowo, ja nie jestem zainteresowany.
Udał się w kierunku
wyjścia a ta zawołała:
- Żałuj! Nie wiesz co
tracisz!
Asir wszedł do góry
prosto do gabinetu Rolly’ego, ten spojrzał na niego spod łba:
- Spotkałeś diabła?
Asir bez zastanowienia
podszedł do jego komputera i przyłożył klucz magnetyczny:
- Jesteś teraz na tych
samych prawach, na jakich był Thorne, masz pełne uprawnienia poziomu
dziesiątego, więc odrób zadanie i przeczytaj wnikliwie lekturę a zaraz potem
ściągnij mi z pleców tą pijawkę o imieniu Linda, bo przysięgam, że mogę nie
wytrzymać.
Wyszedł i trzasnął
drzwiami a Rolly uśmiechnął się do siebie. Doskonale wiedział, że samym kluczem
Colin’a nie szło odblokować wszystkich utajnionych danych, mógł to zrobić tylko
założyciel oddziału a nim był Asir. Rolly dobrze wiedział, że należało go
odpowiednio sprowokować, by osiągnąć swój cel, a tą prowokacją okazała się
Linda. Asir zszedł na dół i poszedł prosto do biurka Colin’a, usiadł przy nim.
Colin chyba wyczuł napięcie w zachowaniu Asir’a, bo spojrzał na niego z lekkim
przerażeniem w oczach:
- Będę miał kłopoty?
- Teraz się o to
martwisz?
- Nikt nigdy nic mi nie
mówi, tylko wiecznie te tajemnice, pogubiłem się już, kiedy był tu Thorne, był
porządek. Każdy wiedział jaka jest hierarchia oddziału, co ma robić i pod kogo
podlega. Teraz nic nie wiadomo.
- A czego nie wiesz?
- Ja wiem wszystko bo
przeczytałem w aktach.
- Więc ciesz się, że
ci za to nie odrąbałem ręki a na przyszłość jeśli ktoś nie będzie czegoś
wiedział, to przyślij go do mnie albo najlepiej do Rolly’ego.
Uśmiechnął się
złośliwie, gdyż jemu w ogóle nie przeszkadzało, że sytuacja nie jest łatwa.
Kiedy wyszłam od
Tony’go, byłam już nieco spokojniejsza, ale na krótką chwilę. Ledwo wyjechałam
ze swojej ulicy, gdy zobaczyłam w lusterku, że ktoś za mną jedzie. Zjechałam w
kolejną przecznicę a następnie skierowałam się na drogę wiodącą do agencji. Zerkałam co po chwilę w lusterko,
kiedy nagle mój samochód uderzył w przydrożną skałę, której nie zauważyłam.
Uderzyłam głową o kierownicę i wtedy otworzyła się poduszka powietrzna.
Zaklęłam pod nosem, bo uderzenie było dosyć silne. Wyszłam z samochodu, ale
nikogo nie było. Postanowiłam iść dalej piechotą, bo było już niedaleko.
Kiedy weszłam zmęczona
na oddział, Asir spojrzał na mnie zdziwiony a ja nawet się nie przywitałam,
tylko wzrokiem poszukiwałam Lindy. W końcu ją zobaczyłam, stała w końcu sali
rozmawiając, a może raczej flirtując z jakimś agentem. Podeszłam do niej z
takim przyspieszeniem, że aż sama sobie się dziwiłam. Chwyciłam ją za bluzkę i
rzuciłam – w dosłownym słowa tego znaczeniu na ścianę.
- Co ty wyprawiasz?!
Mówiłam, że należy cię odseparować od ludzi, stwarzasz zagrożenie!
Linda podniosła się i
otrzepała ,jakby ścierała z siebie tony kurzu, wtedy podeszłam do niej i
kolejny raz upadła, tym razem po uderzeniu wylądowała na biurku. Za trzecim
razem jednak gdy chciałam do niej podejść, rzuciła się na mnie. Aż mnie
zdziwiło to, że wszyscy byli tak bierni na oddziale i raczej nikt specjalnie
nie próbował się ustosunkowywać osobiście do zaistniałej sytuacji. W końcu
przerzuciłam ją przed siebie i przygniotłam kolanem, ręką ścisnęłam jej gardło:
- Jeśli się dowiem, że
masz cokolwiek wspólnego z Barodo albo Omally’m, zakończę twój marny żywot
jednym cięciem, zapamiętaj to sobie.
Po raz pierwszy od
dawna w jej wzroku było coś… - prawdziwego, czego nie było już dawno,
prawdopodobnie po lekach którymi ktoś ją szprycował, bądź sama to robiła.
Puściłam ją i przeszłam pędem obok Asir’a. Ten jednak dołączył do mnie w długim
korytarzu:
- Co ty robisz?
- Ja? Nic, poza tym,
że ostatnio mało nie rozwaliłam swojej komórki, że przed chwilą roztrzaskałam
swój samochód a mój dom wygląda jak pobojowisko, to zupełnie nic nie robię.
Kiedy spojrzałam w tak ukochane mi oczy – złagodniałam.
Kiedy spojrzałam w tak ukochane mi oczy – złagodniałam.
- Mam dosyć Asir,
puszczają mi nerwy, nie dam rady dłużej tak żyć.
- Dasz radę.
Objął mnie a ja
przymknęłam oczy.
Nie miałam podstaw
sądzić, że Linda ma cokolwiek wspólnego z Barodo czy Omally’m, a jednak coś w
jej zachowaniu przez cały czas mnie niepokoiło.
Wertowałam akurat akta
w swoim gabinecie, kiedy Rolly porosił mnie o rozmowę, stanął w drzwiach i
spojrzał na bałagan na biurku:
- Szukasz czegoś?
- Nie.
Odpowiedziałam
opryskliwie:
- Próbuję tylko
zaprowadzić porządek, coś potrzebujesz?
- Możemy wypić kawę?
- Kawę?
Zapytałam zdziwiona.
- No wiesz taką czarną
substancję, którą zazwyczaj podają w kubku.
- Bardzo śmieszne.
- Muszę z tobą porozmawiać,
to ważne.
- Dobrze, skoro
musisz, to chodźmy stąd, bo i tak przeszła mi ochota na porządki.
Sądziłam, że
pojedziemy do jakiegoś baru, ale on chyba asekuracyjnie, zabrał mnie do siebie.
Gdy weszliśmy do domu, rozejrzałam się:
- W barze mają gorszą
kawę niż u ciebie?
Zażartowałam,
popatrzył na mnie i uśmiechnął się. Zrobił kawę podczas gdy ja usiadłam w
salonie. Przyniósł dwa kubki, postawił je na stole i usiadł naprzeciwko.
Zapaliłam papierosa, i choć nie wiedziałam o co chodzi, czułam się podenerwowana.
- Zatem co jest tak
ważne? O czym musiałeś tak pilnie porozmawiać?
- Może o Ninie?
Poczułam jakby ktoś
zdzielił mnie cegłą w głowę.
- Dlaczego nic nie
mówisz?
Popatrzyłam na niego.
- Asir nadał ci
uprawnienia Thorne’a tak?
Ten kiwnął głową.
- Więc dlaczego mnie o
to pytasz skoro masz pełen dostęp do wszystkich danych?
- Niektóre informacje
są bardzo zdawkowe, wiedziałaś, że Asir pociąga za prawie wszystkie sznurki?
- Domyślałam się,
powiedział mi tyle ile mógł, wiesz doskonale, że nikt z nas nie znał składu
centrum.
- Ty znałaś.
- Nie, nie znałam i
nie znam, nadano mi status utajnienia przed akcją w Libanie. Kryptonimem Nina
posługiwałam się do tej akcji. Nigdy więcej
nie musiałam go używać. Przez dwa lata rozwiązałam kilka poważnych
misji, Liban miał być ich uwieńczeniem. Wyznawcy Islamu bali się Niny,
kojarzyła im się z największym wcieleniem zła jakie mogło kiedykolwiek chodzić
po świecie w ludzkiej postaci. Centrum miało bardzo ambitne plany względem
mnie, ale okazało się, że mieliśmy wtyczkę, tą wtyczką był syn Daniels’a. To
przez niego to wszystko się stało i właśnie wtedy zdecydowali o utajnieniu
mnie. Wszystko co robiłam, miało na celu odseparowanie mnie od wcześniejszego
życia, miałam wtopić się w tłum do czasu, aż o mnie zapomną. Ale nie zapomnieli,
bo przypomniałam im się w czasie misji z Desperatem, na której rzekomo
zginąłeś. Nie od razu do tego doszli, dopiero po czasie odkryli ,że Nina i ja,
to ta sama osoba. Nie od razu wiązali te sprawy ze sobą, dopiero kiedy cię
pochowaliśmy, Colin odkrył, że Desperat był synem islamskiego przywódcy Omar’a
Raffi. Na pierwszej misji na którą mnie wysłali, zabiłam jego i wszystkich,
którzy przebywali z nim, wszystkich, oprócz jego syna, który w tamtym czasie
był skłócony z ojcem.
- Wszystkich oprócz
Desperata?
- Właśnie, kiedy
zabiłeś jego żonę, skupił się na tobie, ścigał cię latami, w końcu trafił na
twój ślad, w swoim amoku zapomniał o pomszczeniu ojca, bo uznał, że ślad po
mnie zaginął. Myślał, że cię zabił i kiedy przetrzymywaliśmy go u siebie, ktoś
kogo miał u nas, przekazał mu tą wiadomość.
- Kto to był?
- Mąż Sue, Morou, ten
sam, który myślał, że mnie zabił. Resztę znasz, kiedy wróciliśmy wszystko
ruszyło lawinowo.
- Nigdy nie ciekawiło
cię jaki jest skład centrum?
Uśmiechnęłam się:
- Nie i nie chcę tego
wiedzieć, jestem agentem, nigdy nie ciągnęło mnie do takiej władzy, bo wiem jak
trudne jest sprawowanie jej. Wymaga od człowieka najwyższego poświęcenia,
takiego, do którego ja nigdy nie byłabym zdolna. Asir robi wszystko żeby pomóc
mi przez to przejść i nie ważne jest dla mnie jaką funkcję sprawuje.
- Gdyby nie Asir,
dzisiaj miałabyś inne życie.
- A może gdyby nie on,
nie miałabym żadnego?
- Tak łatwo mu
wybaczyłaś?
- Nie miałam co mu
wybaczać, wiem jakim jest człowiekiem, wiem co robił, ale ze mną, był od początku
szczery i kiedy tylko sytuacja się wyklarowała, powiedział mi wszystko co mógł.
Jeśli zaufał ci na tyle, by wtajemniczyć cię w tą całą sytuację, to doceń to,
bo gdybym ja była na jego miejscu, to po tym wszystkim, chyba bym tego nie
potrafiła.
Rolly przeszył mnie
wzrokiem, po czym pochylił głowę:
- Masz rację, wiele
razy cię okłamywałem, żałuję tego chociaż teraz jest już na to za późno.
Wydawało mi się, że nie mówiąc ci niektórych rzeczy zapewnię ci bezpieczeństwo,
ale skąd mogłem wiedzieć, że wiesz więcej ode mnie?
- Nie mogłeś, wiem o
tym, ale teraz wszyscy jesteśmy w to zaangażowani i musimy współpracować
odkładając urazę na bok. Bez znaczenia jest już kto kim rządzi i kto nad kim
jest, nie warto się nawet nad tym zastanawiać.
- Mówisz o zaufaniu?
Uśmiechnęłam się:
- Tak sądzę, może nie
wszystko jeszcze jest stracone szefie.
Rolly roześmiał się.
- A wiesz, że dopiero
teraz kiedy poznałem prawdę, rozumiem dlaczego nie chciałaś się ujawnić chociaż
mogłaś?
Mrugnęłam do niego:
- Lubię jak odwalasz
za mnie brudną robotę.
Pokiwał głową z
uśmiechem, bo właśnie tak to ujął, w którejś z rozmów ze mną.
Kiedy wróciliśmy na
oddział, był straszny popłoch, Colin przy monitorze krzyczał coś do słuchawki,
ludzie biegali a wielki plastikowy alarm mrugał na czerwono i wydobywało się z
niego głośne dudnienie. Podbiegliśmy szybko do Colin’a:
- Gdzie jest Asir?
- Wyszedł przed
godziną.
- Kiedy to się
zaczęło?
- Piętnaście minut
temu, system wariuje, ktoś podłączył się pod główny obwód.
- Mają pod kontrolą
nasz system?
- Mają pod kontrolą
system na farmie, wpięli się w gniazdo i nie mogę tego zatrzymać, zegar tyka a
tam jest uwięziona chyba setka ludzi.
- Kogo mamy na farmie?
Zapytałam:
- Cole’a i Seth’a.
Spojrzałam na
Rolly’ego:
- Jadę tam.
- Nie, zaczekaj, może
jemu właśnie o to chodzi, żeby cię tam ściągnąć.
- Mam gdzieś o co mu
chodzi, co drugi dzień buszuje po moim domu i jakoś mnie nie zabił, co gorszego
może zrobić?
Rolly dalej patrzył
poważnie, teraz i Colin spojrzał, a ja dostałam oświecenia:
- Chce wysadzić stu ludzi?
Za co?
Colin spuścił głowę a
ja poczułam, że wszystko w środku mi się gotuje:
- Czy Seth i Cole są w
środku?
- Nie.
- Niech wracają.
- Próbowałem go
zatrzymać, ale powiedział, że znajdzie sposób.
- Kogo?
Colin milczał.
- Pytam kogo
próbowałeś zatrzymać?
- Cole’a, w środku
jest Carrie.
Popatrzyłam na
Rolly’ego a ten powiedział:
- Jeśli Cole wejdzie
do środka, zginie razem z nimi.
Zapadła cisza a wszyscy popatrzyli na siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz