LXV
Po kolejnych kilku dniach Joe opuścił nasz oddział ratunkowy i
przebywał w domu. Byłam kiepska, ale wiedziałam, że muszę się z nim spotkać.
Gdy otworzył mi drzwi zaniemówił:
- Jezus Maria co ci się stało?
Drugi tydzień nie pojawienia się na oddziale odbił się również na mojej
wadze. Był to chyba pierwszy dzień, w którym nie zaczęłam dnia od butelki wina.
Wpuścił mnie do środka, był w domu sam, ale przed nim nie musiałam udawać.
- Przepraszam, że nie zjawiłam się wcześniej, wiem co ci obiecałam, ale
trochę się to wszystko odwlekło w czasie.
- Słyszałem, Brad był u mnie.
Kiwnęłam głową.
- Usiądź, zrobię ci kawę, chyba ci się przyda.
Po chwili przyszedł z kubkiem kawy, usiadłam i zapaliłam papierosa, gdy
zapalałam ręce mi drżały.
- Aż tak widać?
Joe usiadł i uśmiechnął się do mnie serdecznie.
- Wiesz, miałem okazję widzieć cię w różnych stanach.
- Fakt.
- Kiedy wracasz do pracy?
- No właśnie tego nie wiem, nie za bardzo czuję się na siłach, na razie
się o mnie nie upominają.
- Tylko dlatego, że Colin im powiedział, że jesteś nieuchwytna i
zaszyłaś się w domu.
- Nadajnik?
- Tak sądzę, masz go teraz?
- Nie, pozbyłam się go, leży w domu.
- Zrobiłaś co do ciebie należało, wiem, że nie tak miało to wyglądać,
ale…
- Ale dzięki temu mamy namiary na bandę Omally’ego? To chciałeś
powiedzieć?
- Wiesz dobrze jakie jest moje podejście, ale sądzę, że jesteś
silniejsza od kogokolwiek z nas i jesteś w stanie przetrwać to i zapomnieć o
tym co się stało.
- Właśnie widać jaka jestem silna, nie mogę się zebrać drugi tydzień.
Kiedyś może nie rozwodziłabym się nad tym, ale teraz czuję się tak upokorzona
jakby ktoś wbił mi nóż w serce.
Joe spojrzał na nią poważnie.
- Coś mi się zdaje ,że Daniels zrobi wszystko żeby się ciebie pozbyć.
- Tego akurat jestem pewna.
- Jest ku temu jakiś ważny powód?
Westchnęłam ciężko, bo nie lubiłam mówić o przeszłości.
- Ujmę to tak, mógłby być dzisiaj szefem centrum gdyby nie ja. Wiele
lat temu kiedy miałam z nimi po raz pierwszy do czynienia nakryłam go …, czy to
zostanie między nami?
- Słowo skauta.
- Gwałcił nowe agentki, te które nie chciały mu ulec wysyłał na misje
samobójcze, z których nigdy nie wracały. W końcu trafił na mnie, mnie też
wysłał na taką misję ale przeżyłam i nagłośniłam sprawę, miałam dowody,
zeznania. Odwołali go na długi czas, krótko po mojej ostatniej misji w Libanie
wrócił. Akcja zakończyła się niepowodzeniem, brał w niej udział jego syn ,to on
nas zdradził przypłacając za to życiem. Zginął wraz z innymi, ale mnie jako
dowódcę obwiniał za jego śmierć, tymczasem mi ta akcja wyjęła ponad rok z
życiorysu.
- Dlaczego nigdy mi o tym nie powiedziałaś?
- A co by to zmieniło? Byłeś zupełnie innym człowiekiem.
- Mówisz tak jakbyś już podjęła decyzję o powrocie.
- Jeśli nie wrócę, posłuży się Sue, a coś mi się zdaje, że ona ma coś
jeszcze w zanadrzu.
- Ale nie wiesz co?
- Nie mam pojęcia. Posłuchaj chcę cię o coś prosić.
- Proś o co chcesz.
Uśmiechnął się ochoczo, ja zresztą również.
- Gdyby coś mi się stało, zajrzyj czasem do moich dzieci, Penny mnie
nienawidzi, ale Michael…, mam nadzieję, że kiedyś będą to wszystko w stanie
zrozumieć.
Tym razem nie powiedział nic, tylko kiwnął głową na tak. Wiedziałam, że
w tej kwestii dotrzyma słowa, był w prawdzie kiepskim mężem, ale przyjacielem
oddanym.
Włączyłam w końcu dźwięk w komórce, która jakby za dotknięciem
czarodziejskiej różdżki od razu zaczęła dzwonić, odebrałam:
- Halo? Tak.
Wyłączyłam się i spojrzałam na Joe’go.
- Wiesz? Kiedy tak na ciebie teraz patrzę…
- Wiem.
- Naprawdę?
- Mam tak samo.
- No wiesz, jak tylko wydobrzeję to…, naprawdę, jeszcze nic straconego.
Zaczęłam się śmiać.
- Myślę, że już dobrzejesz bo zaczyna ci testosteron buzować. Idę,
trzymaj się.
- Ty też, a buzi nie będzie?
- Nie.
- W szpitalu mi dałaś.
- Ale wtedy umierałeś.
- Wielkie dzięki.
Wyszłam od niego z domu, założyłam okulary słoneczne aby nie było widać
moich oczu i ruszyłam prosto na oddział. Gdy na niego weszłam, nie byłam tą
samą pełną wdzięku i klasy kobietą sprzed dwóch tygodni. Wszystkie oczy zostały
zwrócone na mnie, byłam ubrana od góry do dołu na czarno co podkreślało bardzo
moją chudą już w tej chwili sylwetkę.
Sunęłam przez dużą salę niczym cień i nie zdejmując okularów weszłam
wprost na Daniels’a. Wyszczerzył się do mnie:
- Kylie, wyglądasz fatalnie.
Czego ja się mogłam innego spodziewać? Linda spojrzała z zadowoleniem a
Rolly wpatrywał się we mnie niczym w zjawisko.
- Czujesz się pewnie podobnie co?
Spojrzałam spokojnie i przysunęłam się do niego znacznie, po czym
wyszeptałam mu do ucha:
- Czuję się wystarczająco dobrze żeby skręcić ci kark.
Uśmiech zniknął z jego twarzy, zapalił się plazmowy monitor, Colin się
podśmiechiwał, Daniels zmierzył go wzrokiem i zaczął mówić, usiadłam obok Jesse.
Daniels zaczął mówić:
- To kryjówka Omar’a Jasir’a, znajduje się na Barbados, bajecznej
wyspie gdyby ktoś nie wiedział.
Spojrzał na mnie, a ja modliłam się w duchu by skończył.
- Na pewno nie jest sam, ale nie wiemy ilu ma pomocników. Plan nie jest
jeszcze szczegółowy, więc resztę wskazówek dostaniecie w drodze na wyspę. Kylie
– oddział pierwszy, Cole – oddział drugi, reszta w panelach.
Dlaczego nie byłam zdziwiona, że posyła mnie na pierwszy ogień?
Cieszyłam się jedynie, że Rolly zostaje na miejscu, bo obiecał mi, że
zadba o to, by Sue nie dostała się w ręce Daniels’a. Wiele mogłam mu zarzucić,
ale jeśli chodzi o dotrzymywanie tajemnic, to zawsze był słowny. Po drodze cały
czas byliśmy w łączności z Colin’em:
- Colin nie wiesz co z moją siostrą?
- Nie, dlaczego?
- Tak tylko pytam.
Tak naprawdę to nie mógł po prostu mówić, bo Rolly i Daniels stali nad
nim i kiedy spojrzał na nich by mi odpowiedzieć, Daniels kiwnął głową na nie.
W helikopterze jednak po tym pytaniu, Gino nie wytrzymał:
- To ty nic nie wiesz?
- Czego nie wiem?
- Daniels wypuścił twoją siostrę tydzień temu.
- Wypuścił? Gdzie teraz jest?
- Colin twierdził, że zapadła się pod ziemię.
- Dlaczego nikt mi nie powiedział?
- Próbowałem, ale nie odbierałaś.
Spuściłam głowę, miał rację, byłam tak pogrążona w swojej żałobie, że
zapomniałam o bożym świecie.
Wylądowaliśmy zgodnie z planem i ledwo to zrobiliśmy zostaliśmy
ostrzelani.
- Cholera Colin uprzedził ich ktoś!! Zostaliśmy ostrzelani!
Krzyknął Cole do słuchawki, Colin zaczął nerwowo stukać coś na
klawiaturze, Linda przypatrywała się temu z boku, wtedy do słuchawki odezwał
się Daniels:
- Kylie, ruszasz!
Wiedziałam, że tak się to skończy.
- I bez Omara mi tu w ogóle nie wracaj!
Pokazałam swoim ludziom, że mają piąć prosto do celu, podczas gdy
oddział drugi miał odeprzeć strzały i oczyścić nam drogę. Wbrew pozorom nie
było to łatwe zadanie, bo zewsząd przybiegali nowi żołnierze, zupełnie tak
jakby wyrastali spod ziemi.
W końcu udało nam się dotrzeć do piętrowej willi, która stała na uboczu
i wejść do środka. Oddział Cole dołączył do nas i okrążył budynek w razie gdyby
ktoś próbował wydostać się na zewnątrz inną drogą niż frontowe drzwi. Udało nam
się zastrzelić pięciu ochroniarzy, po czym skierowaliśmy się na piętro. W
ostatniej chwili zauważyłam, że przy schodach zwisa kabel od jakiegoś
zapalnika, krzyknęłam w słuchawkę:
- To pułapka!! Wszyscy wycofać się!!
Wszyscy wybiegli z budynku i ledwo to zrobiliśmy usłyszeliśmy w środku
wybuch. Co prawda nie był wielki i cały dom nie spłonął, ale gdybyśmy nadepnęli
na schody, prawdopodobnie wszyscy wylecieli by w powietrze.
Podniosłam się z ziemi, na którą upadłam i wtedy usłyszałam odpływającą
zatoki motorówkę, ale za późno już było żeby udać się za nią w pościg. Cole
podszedł do mnie i pomógł mi wstać:
- Kto mógł ich ostrzec?
Zapytałam.
- Nie mam pojęcia, ale ktokolwiek to był chciał żebyśmy stąd nie
wrócili.
Odrzekł, po czym powiedział do nadajnika:
- Oddział pierwszy i drugi wraca do bazy, cel uciekł.
- Przyjąłem.
Odpowiedział Colin a Daniels słysząc to uderzył pięścią w stół.
Gdy po powrocie weszliśmy na oddział, Daniels od razu do mnie
doskoczył:
- To karygodne!!
Zaczął wykrzykiwać, ale byłam spokojna, wiedziałam, że nie nawaliłam:
- To kompletny brak kompetencji!! Mieliście go jak na widelcu i
daliście mu zwiać!! Poinformuję o tym centrum, skończysz jako sprzątaczka
oddziałowa!!
Podeszłam do niego bliżej nie podnosząc tonu, wszyscy przyglądali się
tej scenie gdyż doskonale wiedzieli, że wpadliśmy w zasadzkę nie ze swojej
winy. Daniels odruchowo odsunął się:
- Kiedy ostatni raz brałeś udział w akcji? Kiedy ostatni raz zajrzałeś
śmierci w oczy? Pamiętasz jeszcze jak to jest? Ty mówisz o braku kompetencji
podczas gdy sam nie potrafisz znaleźć wtyczki w oddziale od roku? Nie ośmieszaj
się.
Poszłam do szatni a reszta ludzi skierowała się za mną, Daniels jednak
jak tylko zwiększyła się między nami odległość dalej zaczął wykrzykiwać:
- Jeszcze z tobą nie skończyłem!! Zobaczysz!! Skończysz jak twoja plugawa
siostra!!!
W tym momencie zatrzymałam się, Rolly słysząc te słowa stanął od razu
przed Daniels’em jakby czuł, że za chwilę znajdę się przy nim. Gino próbował
mnie przytrzymać, ale wyrwałam się, zatrzymałam się przed samym Rolly’m:
- Kylie uspokój się.
Przytrzymał mnie.
- Przysięgam, że odszczekasz jeszcze te słowa plugawa kanalio, a jeśli
się dowiem, że coś jej zrobiłeś, nie dotrwasz do wieczora!!
Wyszarpnęłam się Rolly’emu i spojrzałam na niego z pogardą:
- Widzę, że trzymasz jego stronę a zawsze mi się wydawało, że jesteś
człowiekiem z zasadami.
- Trzeba wiedzieć kiedy się zatrzymać.
- A ty to wiesz? Bo coś mi się zdaje, że jesteście siebie warci.
Mina Rolly’ego spoważniała a Linda najwyraźniej wyczekiwała ciągu
dalszego tej sceny, ja jednak odwróciłam się na pięcie i poszłam do szatni.
Daniels podszedł do niego i oświadczył:
- Masz ją wysyłać na każdą jedną akcję, nie mam ochoty jej tu oglądać,
może wreszcie nauczy się pokory.
Odszedł poluźniając sobie supeł krawatu i po chwili zniknął za drzwiami
swojego gabinetu.
Rolly dalej stał w tym samym miejscu jakby analizując słowa każdego z
nas, by w końcu ruszyć wzdłuż długiego korytarza prowadzącego na salę
treningową.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz