piątek, 21 lutego 2014

Rozdział XLI

XLI

Gdy odjeżdżałam, w duchu poczułam ulgę. Być może wreszcie zrozumiałam, że mój świat nie kończy się na Rolly’m? Może wreszcie dostrzegłam cień szansy na to, by ułożyć sobie życie tak jakbym tego chciała. Chciałam klarowniej spojrzeć na wszystko i wierzyłam, że tym razem to się uda.
Pojechałam do domu by doprowadzić się do ładu na wieczornego grill’a a w tym czasie Sam chwyciła nieśmiało komórkę i zadzwoniła do Rolly’ego.
- Tak?
- Cześć, tu Sam, pewnie nie masz zbytniej ochoty na rozmowę ze mną, ale muszę z tobą porozmawiać, możemy się spotkać?
- Gdzie?
- Nie wiem, jestem w starym domu Kylie, może tutaj?
- Wolałbym nie, podjadę po ciebie i pojedziemy gdzieś indziej.
- Dobrze.
- Będę za pół godziny.
Rozłączył się, Sam  również. Do domu akurat wszedł Brian:
- Co tam? Wybierasz się gdzieś?
- Muszę spotkać się z Rolly’m.
Spojrzał na nią:
- Jednak?
- Jak sam powiedziałeś, jestem mu to winna.
- Dobra, tylko nie zgiń, na wieczór kupiłem całą zgrzewkę piwa, musimy dokończyć naszą rozmowę.
Samanta uśmiechnęła się.
- Nie ma sprawy.
Poszła na górę się przebrać a Brian z uśmiechem pokiwał głową.
Kiedy Rolly podjechał po Sam, mimo iż była przekonana o tym co zamierza powiedzieć Rolly’emu, wystarczyło, że na niego spojrzała a nogi jej miękły. W jej wyobrażeniu był wzorcowym wręcz przykładem męstwa, odwagi a do tego co na niego zerknęła, mimo, że nie mówił nic, uważała, że nie ma faceta na świecie przystojniejszego od niego.
W końcu wysiedli na „naszej” polanie, choć sama nie wiem dlaczego właśnie tam ją zabrał? Być może czując w tym miejscu moją obecność sądził, że łatwiej upora się z tym co miało nastąpić. Stanął nad brzegiem rzeki i najwyraźniej czekał co ona ma mu do powiedzenia, bo nie odezwał się pierwszy.
- Przepraszam cię, za to wszystko co się ostatnio stało, za to, że mylnie zinterpretowałam twoje gesty sądząc, że mógłbyś mnie pokochać.
Na te słowa zmiękł i spojrzał jej w oczy ściągając okulary słoneczne, które miał na oczach:
- Posłuchaj mnie Sam.
Chwycił ją za ramiona, chyba po raz pierwszy w swoim życiu nie kierował nim egoizm i zachował się tak jak należało:
- Jesteś młodą, piękną kobietą, byłbym debilem gdybyś mi się nie podobała i może nawet mógłbym się w tobie zakochać, pewnie tak by się w końcu stało, ale w swoim życiu zrobiłem dużo egoistycznych rzeczy, zachowałem się nie fair w stosunku do swojego najlepszego przyjaciela , nie fair w stosunku do swojego syna a przede wszystkim, zachowałem się nie fair w stosunku do kobiety swojego życia jaką była Kylie. W stosunku do ciebie chcę wreszcie postąpić tak jak należy, Boże…
Spojrzał na nią i skupił swoją uwagę na jej oczach, które patrzyły w niego błagalnie:
- Jesteś taka niewinna i delikatna, brzydziłbym się siebie gdybym dopuścił do tego by było między nami coś więcej, rozumiesz? Nigdy nie będziesz pasowała do świata, w którym ja żyję, zasługujesz na lepsze życie, znajdziesz kogoś młodszego, który da ci to wszystko czego pragnie młoda kobieta, będziesz mogła żyć pełną piersią, będziesz mogła mieć normalne życie, ze mną nigdy byś go nie miała.
Kiwnęła nieśmiało głową:
- Wiem, że czujesz się teraz podle, czujesz się zraniona i oszukana, ale jeszcze mi za to kiedyś podziękujesz.
Ujął jej głowę w swoje ręce, po polikach poleciały jej łzy, otarł je, po czym pocałował ją delikatnie i namiętnie. Po kilku sekundach odsunął ją od siebie:
- Odwiozę cię do domu, jeśli kiedyś będziesz potrzebowała czegokolwiek, zawsze możesz zadzwonić.
Gdy wracali z powrotem do domu, z radia leciała wolna piosenka „Now we are free” z Gladiatora. Sam czuła się dokładnie tak jak powiedział Rolly, że ma prawo się czuć. Nie rozmawiali ze sobą, choć Rolly co po chwilę zerkał na nią, ona jednak wsparła głowę o szybę i patrzyła w dal. Gdy dojechali na miejsce wysiadła nawet nie pożegnawszy się z nim a on z kolei bez namysłu odjechał z piskiem opon. Sam weszła do domu i oparła się o drzwi, po schodach zszedł Brian i chociaż Sam nic nie powiedziała, on wiedział co się stało:
- Sam…
Sam ocknęła się i spojrzała na Brian’a, który w ułamku sekundy znalazł się przy niej:
- Wyjaśniliśmy sobie wszystko.
- Ale nie to chciałaś usłyszeć?
Sam zaszkliły się oczy:
- Powiedział, że nie byłabym z nim szczęśliwa.
Popatrzył na nią:
- I miał rację, bo chociaż teraz tak na to nie patrzysz, to właśnie zwrócił ci twoje życie.
Sam spojrzała na Brian’a poważnie i uśmiechnęła się, a on na to chcąc ją rozweselić powiedział:
- Nie martw się, piwo się schłodziło a ja jak na razie jestem do wzięcia, więc nie będziesz się nudzić.
Uśmiechnął się szeroko a Sam parsknęła śmiechem:
- Niech żyje samokrytyka.
- Kochana, znam się na tym jak nikt inny, mam wprawę w pocieszaniu załamanych dziewczyn.
- Jesteś obrzydliwy.
- Wiem i dobrze mi z tym.
- To gdzie to piwo?
Wskazał ręką na taras, gdzie oboje się udali.
Kiedy wreszcie dojechałam do Vicky byłam w proszku. Chyba z dziesięć razy przebierałam sukienkę i której bym nie ubrała wyglądałam fatalnie.  Nawet przez moment pomyślałam, że przydałby mi się Asir, bo on zawsze wiedział w czym będę dobrze wyglądać. Ale co zrobić? W końcu ostatnimi czasy dałam mu nie źle popalić.
Tak więc sukienka była zbyt krótka w moim mniemaniu, ale już się nie przebierałam, miała beżowo czarne odcienie, pomazane w jakimś jak sądzę chronologicznym ładzie, nawet za bardzo nie mogłam sobie przypomnieć kiedy i gdzie ją kupiłam, była lekko rozkloszowana a przynajmniej sprawiała wrażenie luźnej, od góry za to przylegała idealnie a cienkie naramki przykryłam krótką, ale naprawdę cienką skórzaną kurtką a zamiast szpilek, miałam czarne jesienne kozaki za kostkę na niewielkim obcasie, wiązane od góry do dołu jak wojskowe buty. Torebkę zamieniłam na mały młodzieżowy plecaczek – czarny, więc chociaż to udało mi się dopasować do reszty bez większego trudu. Włosy miałam spięte w nieładzie klamrą z tyłu i co po chwilę odgarniałam luźno puszczone kosmyki. Czułam, że jeśli zaraz się nie napiję, to nie wytrzymam tego dnia do końca.
Taksówka odjechała a ja podeszłam pod dom Vicky i zadzwoniłam do drzwi, choć ogarnęły mnie poważne obawy, czy ktokolwiek usłyszy moje dzwonienie w takim hałasie. Muzykę słychać było aż na ulicy. W końcu jednak otworzył Joe i gdy tylko mnie zobaczył, jego usta wygięły się w szeroki uśmiech.
- No kochanie, spóźnianie się raczej nie było nigdy w twoim stylu.
Uśmiechnęłam się i weszłam do środka.
- Pomogę powiedzieć – właśnie zmieniam swój styl.
- No chyba, że tak.
Po chwili podeszła Vicky i prawie mnie z radości przewróciła:
- No nareszcie.
Spojrzałam na nią podejrzliwie:
- Ile już wypiłaś?
- Za mało kochana, za mało.
W tle zauważyłam Asir’a, on mnie zresztą też, ale zajęty był flirtowaniem z jakąś dziewczyną, której nawet nie znałam.
Weszliśmy do ogrodu, odrzuciłam plecak na bok, Joe szedł zaraz za mną a Vicky krzyknęła do Seth’a:
- Seth! Znalazłam naszą zgubę!
- No nareszcie.
Seth podszedł , pocałował mnie w policzek, po czym sięgnął ze stolika szklankę i kieliszek i pokazał na mnie, że mam wybrać czy piję drinka  czy na czysto. Joe od razu podszedł do niego, zabrał mu szklankę i wziął kieliszek, po czym nalał w niego i dolał sobie i Brad’owi, który podszedł:
- Chłopie po drinku zrobiłbyś z nią wszystko.
Rzeczywiście, Joe doskonale znał moje możliwości i wiedział, że w drinku pić nie mogę, bo dostaję głupawi, za to w kieliszku? Oj, mogłam wypić wiele i tego wieczoru zamierzałam właśnie to zrobić.
- No to kochani wznoszę toast.
Wszyscy zebrali się naokoło, Cole podszedł koło mnie, wzięłam kieliszek a on mrugnął do mnie, szturchnęłam go w przyjaznym geście łokciem, uśmiechnął się a Joe popatrzył na nas:
- No mogę skończyć?
- To kończ bo mnie suszy.
Uśmiechnęłam się a reszta chórem zaśmiała się razem ze mną, Joe pokiwał głową:
- Wygrałaś słońce, wznoszę toast za ciebie!
Krzyknął, wszyscy zaczęli klaskać, wypiliśmy do dna a ja objęłam Joe’go i go pocałowałam, wyszeptałam mu do ucha:
- Dzięki.
- No to co? Następny?
- Nie rozpędzaj się, nalać możesz, ale limit pocałunków już wyczerpałeś.
Joe  ochoczo nalał kolejny kieliszek i tak chyba nalewał mi z pięć razy aż w końcu z głośników ustawionych na trawie poleciała piosenka Phil’a Collins’a „Can’t stop loving you”. Gino podszedł do mnie i pociągnął mnie na środek, on już też sporo musiał wypić przed moim przyjazdem, bo humor mu dopisywał:
- Przepraszam państwa, ale nasza piosenka leci.
Zaczęliśmy tańczyć, reszta zresztą też, Joe i Brad z Seth’em wrócili do grillowania a Asir nie zaprzestając dobrej zabawy z nowo poznanymi dziewczynami, zerkając na mnie co chwilę, wlewał w siebie kolejne kolejki whisky. Jego oczy świeciły się jak nigdy dotąd. Nie wiem ile jeszcze wypiłam tego wieczoru, ale tym razem alkohol podziałam na mnie tak, że zaczęłam wiedzieć czego w życiu naprawdę potrzebuję. A potrzebowałam Asir’a, gdy w końcu podszedł do mnie, akurat stałam przy stoliku z przekąskami. Spojrzałam na niego, przegryzając przysłowiowy koreczek:
- Przerzuciłaś się na wegetarianizm?
Zmierzyłam go wzrokiem:
- Jak tam nowe koleżanki?
- Bosko, chcesz je poznać?
- Jakoś nie lubię trójkątów.
- Nie? Co cię tak zmieniło?
Wiedziałam, że próbuje mnie zdenerwować, był na mnie zły i zważywszy na ilość whisky, którą w siebie wlał, próbował to z siebie wyrzucić robiąc mi przykrość, ja jednak zbyt dużo wypiłam ,żeby się tym jakoś wielce przejmować.
- Doszłam do wniosku, że potrzebuję odmiany biologicznej, więc trójkąty już mnie nie rajcują.
- A co cię rajcuje? A może lepiej kto?
Wbił we mnie ten swój diabelski wzrok i przybliżył się tak jakby chciał mnie pocałować w szyję, ale odchyliłam się.
- Jeszcze nie wiem, ale dowiesz się pierwszy.
Uniosłam brwi wyżej i poszłam na sam środek trawnika, po czym zaczęłam tańczyć przy piosence „Vayamos Companeros” zespołu Marquess, po chwili koło mnie znalazła się Vicky, Jesse i Kim. Wiedziałam, że ten pokaz działa na Asir’a tak, że w końcu nie wytrzyma i rzeczywiście po kilku minutach kiedy po raz kolejny cofnęliśmy z kompaktu tą samą piosenkę, wkręcił się pomiędzy nas. Trzeba mu przyznać, że wyczucie rytmu miał olbrzymie i świetnie się bawiłyśmy, ale kiedy jego koleżanki dołączyły do nas, po chwili zniknęłam z „parkietu” i poszłam się napić. Wieczór mogłam zaliczyć do udanych, ale pod koniec imprezy podszedł do mnie Seth i szepnął mi do ucha, że jest problem z Asir’em. Zaparł się, że pojedzie do domu swoim samochodem i nie chciał oddać kluczyków. Większość rozchodziła się już do domu i praktycznie my byliśmy ostatni. Podeszliśmy do Asir’a w momencie, kiedy negocjował z Vicky, ta ze swoją sympatią do Asir’a próbowała mu wyjaśnić bardzo delikatnie szkodliwość jazdy po alkoholu:
- Vicky słoneczko, ja naprawdę wiem co robię.
- Wiem, że wiesz, ale proszę cię albo zostań u nas, albo pozwól się odwieźć taksówką.
Wtedy Asir zobaczył mnie a ja roześmiałam się:
- Wiedziałam ,że to się tak skończy.
- Piękna i do tego mądra? Kto by pomyślał.
- Dosyć już mam dzisiaj tych twoich uprzejmości.
Wskazałam ręką na furtkę:
- Do domu.
Wzięłam z rąk Vicky kluczyki od jego samochodu, po chwili przyszedł Joe, ubaw miał jeszcze lepszy niż my.
- Kal taksówka czeka.
- Idziemy. Słyszałeś?
- Nie pójdę z tobą bo mnie wykorzystasz.
- Oczywiście, od razu.
- Widziałeś Seth, wstrętne baby, jesteście w zmowie czy jak?
Wtedy podeszły dwie dziewczyny, wnioskowałam, że to były jakieś rekrutki, które jest duże prawdopodobieństwo, że zaprosił Joe, jedna z nich odezwała się ochoczo:
- My go chętnie odwieziemy.
- Widziałaś?
Zatrzymałam Asir’a ręką a na nie spojrzałam tak jakbym miała je za chwilę zabić wzrokiem:
- Panią już podziękujemy tak?
Uśmiechy zniknęły im z twarzy i od razu wyszły, Joe podśmiechnął się a Asir w końcu podszedł bliżej mnie i na chwilę jakby spoważniał:
- Popsułaś mi fajny wieczór.
- Później podziękujesz a teraz do domu.
Powiedziałam nieco ostrzejszym tonem, bo zaczynała mi się kończyć cierpliwość. Nie wiem na ile był pijany a na ile udawał, bo ledwo wsiedliśmy do taksówki, mimo, że nadal tryskał humorem, nie wyglądał na wstawionego. Gdy dojechaliśmy do domu, stanęliśmy przy drzwiach, taksówka odjechała a on uśmiechnął się do mnie:
- Daj klucze.
Roześmiał się, westchnęłam.
- Asir ,jestem zmęczona i chcę jechać do domu.
- To jedź, nie prosiłem ,żebyś tu ze mną przyjeżdżała.
- Udam, że tego nie słyszałam.
- Dlaczego?
- Bo jesteś wstawiony.
- Nie na tyle, żebym nie wiedział co mówię, nie potrzebuję pani do towarzystwa.
- Pewnie, że nie, bo potrzebny ci psychiatra, daj te klucze.
Asir uśmiechnął się i wydobył z kieszeni klucze, po czym przytrzymał je nad swoją głową, żebym sama je wzięła. Na jego twarzy znowu pojawił się też charakterystyczny uśmiech:
- Jestem pod wrażeniem.
Sięgnęłam po klucze a on dmuchnął mi na szyję.
- Igrasz z ogniem.
- Myślałem, że pod wpływem mojej arogancji się złamiesz, a tu proszę.
- No widzisz? Uczeń przewyższył mistrza. Dawaj.
Wyrwałam mu klucze i wreszcie otworzyłam drzwi:
- Zrób mi grzeczność i wejdź do środka żebym nie musiała cię tam wkopać.
Uśmiechnął się i wszedł tanecznym krokiem, weszłam za nim, odłożyłam klucze na stoliku a ten oparł się o drzwi:
- Dlaczego próbujesz być miła?
- Bo mnie potrzebujesz.
- Ja cię nie potrzebuję, ja cię pragnę.
- To oszukuj się dalej, nic tu po mnie.
Podeszłam do drzwi i chwyciłam za klamkę, miałam go już dosyć, a nawet zrobiło mi się chyba odrobinę przykro. Zastąpił mi jednak drogę, chyba zauważył, że przeholował, więc chwycił mnie w pasie i nie dał mi wyjść, zacisnęłam zęby choć oddech momentalnie mi przyspieszył.
- Dlaczego tu ze mną przyjechałaś? Przecież wiecznie rozdzierasz się pomiędzy nas dwóch.
- Ty tak twierdzisz.
- Więc dlaczego?
- Bo kazałeś mi ostatnim razem iść tam, gdzie jest moje serce.
Teraz zaniemówił i minimalnie zwolnił swój uścisk, to wystarczyło bym nacisnęła klamkę i uchyliła drzwi, przy których dalej stał:
- Możesz powtórzyć?
Teraz nagle zdawało mi się jakby on nie pił wcale a ja była pijana:
- Słyszałeś.
Cofnął mnie i zamknął drzwi, nie opierałam się bo tak bardzo chciałam znowu znaleźć się w jego ramionach i poczuć jego dotyk na swojej skórze.

Uniósł moją głowę za podbródek i spojrzał na mnie, mimo woli odwróciłam wzrok, bo przez moment nie wiedziałam jaka będzie jego reakcja. Jego mina zrobiła się poważna jak nigdy a wzrok, którym mnie przeszywał – jeszcze bardziej obłędny. Minęło zaledwie kilka sekund i poczułam jak zatapia swoje usta w moich, czule mnie przy tym obejmując. Rozpłynęłam się i pozwoliłam na to, by przejął inicjatywę nad resztą wieczoru.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz