XLI
Gdy odjeżdżałam, w
duchu poczułam ulgę. Być może wreszcie zrozumiałam, że mój świat nie kończy się
na Rolly’m? Może wreszcie dostrzegłam cień szansy na to, by ułożyć sobie życie
tak jakbym tego chciała. Chciałam klarowniej spojrzeć na wszystko i wierzyłam,
że tym razem to się uda.
Pojechałam do domu by
doprowadzić się do ładu na wieczornego grill’a a w tym czasie Sam chwyciła
nieśmiało komórkę i zadzwoniła do Rolly’ego.
- Tak?
- Cześć, tu Sam,
pewnie nie masz zbytniej ochoty na rozmowę ze mną, ale muszę z tobą
porozmawiać, możemy się spotkać?
- Gdzie?
- Nie wiem, jestem w
starym domu Kylie, może tutaj?
- Wolałbym nie,
podjadę po ciebie i pojedziemy gdzieś indziej.
- Dobrze.
- Będę za pół godziny.
Rozłączył się,
Sam również. Do domu akurat wszedł
Brian:
- Co tam? Wybierasz
się gdzieś?
- Muszę spotkać się z
Rolly’m.
Spojrzał na nią:
- Jednak?
- Jak sam
powiedziałeś, jestem mu to winna.
- Dobra, tylko nie
zgiń, na wieczór kupiłem całą zgrzewkę piwa, musimy dokończyć naszą rozmowę.
Samanta uśmiechnęła
się.
- Nie ma sprawy.
Poszła na górę się przebrać
a Brian z uśmiechem pokiwał głową.
Kiedy Rolly podjechał
po Sam, mimo iż była przekonana o tym co zamierza powiedzieć Rolly’emu,
wystarczyło, że na niego spojrzała a nogi jej miękły. W jej wyobrażeniu był
wzorcowym wręcz przykładem męstwa, odwagi a do tego co na niego zerknęła, mimo,
że nie mówił nic, uważała, że nie ma faceta na świecie przystojniejszego od
niego.
W końcu wysiedli na
„naszej” polanie, choć sama nie wiem dlaczego właśnie tam ją zabrał? Być może
czując w tym miejscu moją obecność sądził, że łatwiej upora się z tym co miało
nastąpić. Stanął nad brzegiem rzeki i najwyraźniej czekał co ona ma mu do
powiedzenia, bo nie odezwał się pierwszy.
- Przepraszam cię, za
to wszystko co się ostatnio stało, za to, że mylnie zinterpretowałam twoje
gesty sądząc, że mógłbyś mnie pokochać.
Na te słowa zmiękł i
spojrzał jej w oczy ściągając okulary słoneczne, które miał na oczach:
- Posłuchaj mnie Sam.
Chwycił ją za ramiona,
chyba po raz pierwszy w swoim życiu nie kierował nim egoizm i zachował się tak
jak należało:
- Jesteś młodą, piękną
kobietą, byłbym debilem gdybyś mi się nie podobała i może nawet mógłbym się w
tobie zakochać, pewnie tak by się w końcu stało, ale w swoim życiu zrobiłem
dużo egoistycznych rzeczy, zachowałem się nie fair w stosunku do swojego
najlepszego przyjaciela , nie fair w stosunku do swojego syna a przede
wszystkim, zachowałem się nie fair w stosunku do kobiety swojego życia jaką była
Kylie. W stosunku do ciebie chcę wreszcie postąpić tak jak należy, Boże…
Spojrzał na nią i
skupił swoją uwagę na jej oczach, które patrzyły w niego błagalnie:
- Jesteś taka niewinna
i delikatna, brzydziłbym się siebie gdybym dopuścił do tego by było między nami
coś więcej, rozumiesz? Nigdy nie będziesz pasowała do świata, w którym ja żyję,
zasługujesz na lepsze życie, znajdziesz kogoś młodszego, który da ci to
wszystko czego pragnie młoda kobieta, będziesz mogła żyć pełną piersią,
będziesz mogła mieć normalne życie, ze mną nigdy byś go nie miała.
Kiwnęła nieśmiało
głową:
- Wiem, że czujesz się
teraz podle, czujesz się zraniona i oszukana, ale jeszcze mi za to kiedyś
podziękujesz.
Ujął jej głowę w swoje
ręce, po polikach poleciały jej łzy, otarł je, po czym pocałował ją delikatnie
i namiętnie. Po kilku sekundach odsunął ją od siebie:
- Odwiozę cię do domu,
jeśli kiedyś będziesz potrzebowała czegokolwiek, zawsze możesz zadzwonić.
Gdy wracali z powrotem
do domu, z radia leciała wolna piosenka „Now we are free” z Gladiatora. Sam
czuła się dokładnie tak jak powiedział Rolly, że ma prawo się czuć. Nie
rozmawiali ze sobą, choć Rolly co po chwilę zerkał na nią, ona jednak wsparła
głowę o szybę i patrzyła w dal. Gdy dojechali na miejsce wysiadła nawet nie
pożegnawszy się z nim a on z kolei bez namysłu odjechał z piskiem opon. Sam
weszła do domu i oparła się o drzwi, po schodach zszedł Brian i chociaż Sam nic
nie powiedziała, on wiedział co się stało:
- Sam…
Sam ocknęła się i
spojrzała na Brian’a, który w ułamku sekundy znalazł się przy niej:
- Wyjaśniliśmy sobie
wszystko.
- Ale nie to chciałaś
usłyszeć?
Sam zaszkliły się
oczy:
- Powiedział, że nie
byłabym z nim szczęśliwa.
Popatrzył na nią:
- I miał rację, bo
chociaż teraz tak na to nie patrzysz, to właśnie zwrócił ci twoje życie.
Sam spojrzała na
Brian’a poważnie i uśmiechnęła się, a on na to chcąc ją rozweselić powiedział:
- Nie martw się, piwo
się schłodziło a ja jak na razie jestem do wzięcia, więc nie będziesz się
nudzić.
Uśmiechnął się szeroko
a Sam parsknęła śmiechem:
- Niech żyje
samokrytyka.
- Kochana, znam się na
tym jak nikt inny, mam wprawę w pocieszaniu załamanych dziewczyn.
- Jesteś obrzydliwy.
- Wiem i dobrze mi z
tym.
- To gdzie to piwo?
Wskazał ręką na taras,
gdzie oboje się udali.
Kiedy wreszcie dojechałam
do Vicky byłam w proszku. Chyba z dziesięć razy przebierałam sukienkę i której
bym nie ubrała wyglądałam fatalnie.
Nawet przez moment pomyślałam, że przydałby mi się Asir, bo on zawsze
wiedział w czym będę dobrze wyglądać. Ale co zrobić? W końcu ostatnimi czasy
dałam mu nie źle popalić.
Tak więc sukienka była
zbyt krótka w moim mniemaniu, ale już się nie przebierałam, miała beżowo czarne
odcienie, pomazane w jakimś jak sądzę chronologicznym ładzie, nawet za bardzo
nie mogłam sobie przypomnieć kiedy i gdzie ją kupiłam, była lekko rozkloszowana
a przynajmniej sprawiała wrażenie luźnej, od góry za to przylegała idealnie a
cienkie naramki przykryłam krótką, ale naprawdę cienką skórzaną kurtką a
zamiast szpilek, miałam czarne jesienne kozaki za kostkę na niewielkim obcasie,
wiązane od góry do dołu jak wojskowe buty. Torebkę zamieniłam na mały
młodzieżowy plecaczek – czarny, więc chociaż to udało mi się dopasować do
reszty bez większego trudu. Włosy miałam spięte w nieładzie klamrą z tyłu i co
po chwilę odgarniałam luźno puszczone kosmyki. Czułam, że jeśli zaraz się nie
napiję, to nie wytrzymam tego dnia do końca.
Taksówka odjechała a
ja podeszłam pod dom Vicky i zadzwoniłam do drzwi, choć ogarnęły mnie poważne
obawy, czy ktokolwiek usłyszy moje dzwonienie w takim hałasie. Muzykę słychać
było aż na ulicy. W końcu jednak otworzył Joe i gdy tylko mnie zobaczył, jego
usta wygięły się w szeroki uśmiech.
- No kochanie,
spóźnianie się raczej nie było nigdy w twoim stylu.
Uśmiechnęłam się i
weszłam do środka.
- Pomogę powiedzieć –
właśnie zmieniam swój styl.
- No chyba, że tak.
Po chwili podeszła
Vicky i prawie mnie z radości przewróciła:
- No nareszcie.
Spojrzałam na nią
podejrzliwie:
- Ile już wypiłaś?
- Za mało kochana, za
mało.
W tle zauważyłam
Asir’a, on mnie zresztą też, ale zajęty był flirtowaniem z jakąś dziewczyną,
której nawet nie znałam.
Weszliśmy do ogrodu,
odrzuciłam plecak na bok, Joe szedł zaraz za mną a Vicky krzyknęła do Seth’a:
- Seth! Znalazłam
naszą zgubę!
- No nareszcie.
Seth podszedł ,
pocałował mnie w policzek, po czym sięgnął ze stolika szklankę i kieliszek i
pokazał na mnie, że mam wybrać czy piję drinka
czy na czysto. Joe od razu podszedł do niego, zabrał mu szklankę i wziął
kieliszek, po czym nalał w niego i dolał sobie i Brad’owi, który podszedł:
- Chłopie po drinku
zrobiłbyś z nią wszystko.
Rzeczywiście, Joe
doskonale znał moje możliwości i wiedział, że w drinku pić nie mogę, bo dostaję
głupawi, za to w kieliszku? Oj, mogłam wypić wiele i tego wieczoru zamierzałam
właśnie to zrobić.
- No to kochani
wznoszę toast.
Wszyscy zebrali się
naokoło, Cole podszedł koło mnie, wzięłam kieliszek a on mrugnął do mnie,
szturchnęłam go w przyjaznym geście łokciem, uśmiechnął się a Joe popatrzył na
nas:
- No mogę skończyć?
- To kończ bo mnie
suszy.
Uśmiechnęłam się a
reszta chórem zaśmiała się razem ze mną, Joe pokiwał głową:
- Wygrałaś słońce,
wznoszę toast za ciebie!
Krzyknął, wszyscy
zaczęli klaskać, wypiliśmy do dna a ja objęłam Joe’go i go pocałowałam,
wyszeptałam mu do ucha:
- Dzięki.
- No to co? Następny?
- Nie rozpędzaj się,
nalać możesz, ale limit pocałunków już wyczerpałeś.
Joe ochoczo nalał kolejny kieliszek i tak chyba
nalewał mi z pięć razy aż w końcu z głośników ustawionych na trawie poleciała
piosenka Phil’a Collins’a „Can’t stop loving you”. Gino podszedł do mnie i
pociągnął mnie na środek, on już też sporo musiał wypić przed moim przyjazdem,
bo humor mu dopisywał:
- Przepraszam państwa,
ale nasza piosenka leci.
Zaczęliśmy tańczyć,
reszta zresztą też, Joe i Brad z Seth’em wrócili do grillowania a Asir nie
zaprzestając dobrej zabawy z nowo poznanymi dziewczynami, zerkając na mnie co
chwilę, wlewał w siebie kolejne kolejki whisky. Jego oczy świeciły się jak
nigdy dotąd. Nie wiem ile jeszcze wypiłam tego wieczoru, ale tym razem alkohol
podziałam na mnie tak, że zaczęłam wiedzieć czego w życiu naprawdę potrzebuję.
A potrzebowałam Asir’a, gdy w końcu podszedł do mnie, akurat stałam przy
stoliku z przekąskami. Spojrzałam na niego, przegryzając przysłowiowy koreczek:
- Przerzuciłaś się na
wegetarianizm?
Zmierzyłam go
wzrokiem:
- Jak tam nowe
koleżanki?
- Bosko, chcesz je
poznać?
- Jakoś nie lubię
trójkątów.
- Nie? Co cię tak
zmieniło?
Wiedziałam, że próbuje
mnie zdenerwować, był na mnie zły i zważywszy na ilość whisky, którą w siebie
wlał, próbował to z siebie wyrzucić robiąc mi przykrość, ja jednak zbyt dużo
wypiłam ,żeby się tym jakoś wielce przejmować.
- Doszłam do wniosku,
że potrzebuję odmiany biologicznej, więc trójkąty już mnie nie rajcują.
- A co cię rajcuje? A
może lepiej kto?
Wbił we mnie ten swój
diabelski wzrok i przybliżył się tak jakby chciał mnie pocałować w szyję, ale
odchyliłam się.
- Jeszcze nie wiem,
ale dowiesz się pierwszy.
Uniosłam brwi wyżej i
poszłam na sam środek trawnika, po czym zaczęłam tańczyć przy piosence „Vayamos
Companeros” zespołu Marquess, po chwili koło mnie znalazła się Vicky, Jesse i
Kim. Wiedziałam, że ten pokaz działa na Asir’a tak, że w końcu nie wytrzyma i
rzeczywiście po kilku minutach kiedy po raz kolejny cofnęliśmy z kompaktu tą
samą piosenkę, wkręcił się pomiędzy nas. Trzeba mu przyznać, że wyczucie rytmu
miał olbrzymie i świetnie się bawiłyśmy, ale kiedy jego koleżanki dołączyły do
nas, po chwili zniknęłam z „parkietu” i poszłam się napić. Wieczór mogłam
zaliczyć do udanych, ale pod koniec imprezy podszedł do mnie Seth i szepnął mi
do ucha, że jest problem z Asir’em. Zaparł się, że pojedzie do domu swoim
samochodem i nie chciał oddać kluczyków. Większość rozchodziła się już do domu
i praktycznie my byliśmy ostatni. Podeszliśmy do Asir’a w momencie, kiedy
negocjował z Vicky, ta ze swoją sympatią do Asir’a próbowała mu wyjaśnić bardzo
delikatnie szkodliwość jazdy po alkoholu:
- Vicky słoneczko, ja
naprawdę wiem co robię.
- Wiem, że wiesz, ale
proszę cię albo zostań u nas, albo pozwól się odwieźć taksówką.
Wtedy Asir zobaczył
mnie a ja roześmiałam się:
- Wiedziałam ,że to
się tak skończy.
- Piękna i do tego
mądra? Kto by pomyślał.
- Dosyć już mam
dzisiaj tych twoich uprzejmości.
Wskazałam ręką na
furtkę:
- Do domu.
Wzięłam z rąk Vicky
kluczyki od jego samochodu, po chwili przyszedł Joe, ubaw miał jeszcze lepszy
niż my.
- Kal taksówka czeka.
- Idziemy. Słyszałeś?
- Nie pójdę z tobą bo
mnie wykorzystasz.
- Oczywiście, od razu.
- Widziałeś Seth,
wstrętne baby, jesteście w zmowie czy jak?
Wtedy podeszły dwie
dziewczyny, wnioskowałam, że to były jakieś rekrutki, które jest duże
prawdopodobieństwo, że zaprosił Joe, jedna z nich odezwała się ochoczo:
- My go chętnie
odwieziemy.
- Widziałaś?
Zatrzymałam Asir’a
ręką a na nie spojrzałam tak jakbym miała je za chwilę zabić wzrokiem:
- Panią już
podziękujemy tak?
Uśmiechy zniknęły im z
twarzy i od razu wyszły, Joe podśmiechnął się a Asir w końcu podszedł bliżej
mnie i na chwilę jakby spoważniał:
- Popsułaś mi fajny
wieczór.
- Później podziękujesz
a teraz do domu.
Powiedziałam nieco ostrzejszym
tonem, bo zaczynała mi się kończyć cierpliwość. Nie wiem na ile był pijany a na
ile udawał, bo ledwo wsiedliśmy do taksówki, mimo, że nadal tryskał humorem,
nie wyglądał na wstawionego. Gdy dojechaliśmy do domu, stanęliśmy przy
drzwiach, taksówka odjechała a on uśmiechnął się do mnie:
- Daj klucze.
Roześmiał się,
westchnęłam.
- Asir ,jestem
zmęczona i chcę jechać do domu.
- To jedź, nie
prosiłem ,żebyś tu ze mną przyjeżdżała.
- Udam, że tego nie
słyszałam.
- Dlaczego?
- Bo jesteś wstawiony.
- Nie na tyle, żebym
nie wiedział co mówię, nie potrzebuję pani do towarzystwa.
- Pewnie, że nie, bo
potrzebny ci psychiatra, daj te klucze.
Asir uśmiechnął się i
wydobył z kieszeni klucze, po czym przytrzymał je nad swoją głową, żebym sama
je wzięła. Na jego twarzy znowu pojawił się też charakterystyczny uśmiech:
- Jestem pod
wrażeniem.
Sięgnęłam po klucze a
on dmuchnął mi na szyję.
- Igrasz z ogniem.
- Myślałem, że pod
wpływem mojej arogancji się złamiesz, a tu proszę.
- No widzisz? Uczeń
przewyższył mistrza. Dawaj.
Wyrwałam mu klucze i
wreszcie otworzyłam drzwi:
- Zrób mi grzeczność i
wejdź do środka żebym nie musiała cię tam wkopać.
Uśmiechnął się i
wszedł tanecznym krokiem, weszłam za nim, odłożyłam klucze na stoliku a ten
oparł się o drzwi:
- Dlaczego próbujesz
być miła?
- Bo mnie
potrzebujesz.
- Ja cię nie
potrzebuję, ja cię pragnę.
- To oszukuj się
dalej, nic tu po mnie.
Podeszłam do drzwi i
chwyciłam za klamkę, miałam go już dosyć, a nawet zrobiło mi się chyba odrobinę
przykro. Zastąpił mi jednak drogę, chyba zauważył, że przeholował, więc chwycił
mnie w pasie i nie dał mi wyjść, zacisnęłam zęby choć oddech momentalnie mi
przyspieszył.
- Dlaczego tu ze mną
przyjechałaś? Przecież wiecznie rozdzierasz się pomiędzy nas dwóch.
- Ty tak twierdzisz.
- Więc dlaczego?
- Bo kazałeś mi
ostatnim razem iść tam, gdzie jest moje serce.
Teraz zaniemówił i
minimalnie zwolnił swój uścisk, to wystarczyło bym nacisnęła klamkę i uchyliła
drzwi, przy których dalej stał:
- Możesz powtórzyć?
Teraz nagle zdawało mi
się jakby on nie pił wcale a ja była pijana:
- Słyszałeś.
Cofnął mnie i zamknął
drzwi, nie opierałam się bo tak bardzo chciałam znowu znaleźć się w jego
ramionach i poczuć jego dotyk na swojej skórze.
Uniósł moją głowę za
podbródek i spojrzał na mnie, mimo woli odwróciłam wzrok, bo przez moment nie
wiedziałam jaka będzie jego reakcja. Jego mina zrobiła się poważna jak nigdy a
wzrok, którym mnie przeszywał – jeszcze bardziej obłędny. Minęło zaledwie kilka
sekund i poczułam jak zatapia swoje usta w moich, czule mnie przy tym
obejmując. Rozpłynęłam się i pozwoliłam na to, by przejął inicjatywę nad resztą
wieczoru.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz