VI
Informacje, które
przekazał nam chemik wprowadziły jeszcze gorszy mętlik w głowie niż miałam
dotychczas. Czy wszystkie sprawy, które wydawało mi się, że mamy rozwiązane
musiały wracać do mnie jak bumerang?
Pod wieczór Asir
odwoził mnie do domu, po drodze rozmawialiśmy:
- Dlaczego nic nie
mówisz?
- Bo nie rozumiem
tego.
- Czego nie rozumiesz?
- Skoro odstawił tą
całą szopkę, to po co teraz przysłał mi ten cholerny pierścionek?
- A kiedy go dostałaś,
pomyślałaś, że on ci go przysłał?
- Jasne, że nie,
pomyślałam, że to sprawka Omally’ego.
- Dlatego na pomysł z
ekshumacją też byś nie wpadła, prawda?
- W tym całym moim
amoku? Pewnie nie.
- No to masz
odpowiedź.
Pokiwałam głową, bo
miałam już na dzisiaj dosyć. Oparłam głowę o zagłówek. Asir spojrzał na mnie
kątem oka. Gdy dojechał pod mój dom popatrzył na mnie opierając rękę za mój
zagłówek. Popatrzyłam mu w oczy:
- Posłuchaj, ja
naprawdę nie chcę być upierdliwy, ale przenocuj dzisiaj u mnie, proszę.
- Dlaczego tak bardzo
ci na tym zależy?
- Bo tu nie jesteś
bezpieczna.
- Nigdzie nie jestem.
- U mnie jesteś, wiesz
o tym.
- Nie będę uciekać, to
nic nie da.
- Więc zrób mi tą
przyjemność, to tylko jedna noc, nie każę ci uciekać.
Nie miałam chyba już
siły żeby się sprzeciwiać i wykłócać. Byłam zmęczona i modliłam się o to by
znaleźć się w łóżku. Przez moment jeszcze się wahałam, w końcu kiwnęłam głową
na „tak”.
- Jedna noc a potem
wracam do siebie.
Uśmiechnął się szeroko
zadowolony z siebie i prawdopodobnie z faktu, że ma jeszcze choć odrobinę
wpływu na moje decyzje, mimo tego wszystkiego co się między nami w ostatnim
czasie stało. Odpalił silnik i ruszył.
Gdy weszliśmy do niego
do domu i poczułam ciepło bijące z kominka, usiadłam w salonie we fotelu. Asir
spojrzał na mnie:
- Wypijesz drinka?
Kiwnęłam głową, Asir
poszedł do kuchni po szklanki. Nie wiem co jeszcze tam robił, bo nie było go
chyba z pięć minut, które wystarczyły bym usnęła jak dziecko. Gdy wszedł z
powrotem, z początku nie zauważył, że mam zamknięte oczy:
- Z lodem?
Zapytał, gdy się nie
odezwałam, podszedł do fotela, spojrzał na mnie i odłożył szklanki. Przez
chwilę jeszcze kucał przy mnie przyglądając mi się, w końcu pogładził mnie po
włosach a gdy zobaczył, że nawet nie drgnęłam, wziął mnie na ręce i zaniósł do
sypialni na piętrze.
Kiedy przebudziłam się
w nocy, nie było go koło mnie. Stał przy oknie i sączył whisky. Nie podnosząc
się nawet zapytałam gdy spojrzał na mnie:
- Dlaczego nie śpisz?
Uśmiechnął się:
- Bałem się, że rano
wydrapiesz mi za to oczy.
Uśmiechnęłam się a on
podszedł i usiadł przy mnie na łóżku.
- Nie wydrapię ci rano
oczu.
- Miło z twojej
strony.
- Zrobię to
popołudniu.
Roześmiał się.
- Czy to propozycja?
Nie odpowiedziałam,
odstawił szklankę i chwycił mnie za rękę, ścisnął mi ją.
- Połóż się, jutro
może być ciężki dzień.
Spojrzał mi w oczy, po
czym położył się tuż obok mnie nie puszczając mojej ręki. Poczułam dziwnie
drżenie mojego ciała, nad którym starałam się zapanować, by on tego nie wyczuł,
ale czuł doskonale:
- Drżysz, dlaczego?
Boisz się mnie?
- Nie.
- Więc?
- Nie wiem, to pewnie
nerwy.
Uśmiechnął się do
siebie, potem do mnie.
- Tak ci trudno się
przyznać, że potrzebujesz mojej bliskości?
Czułam, że oblewam się
rumieńcem.
- Niczego nie
potrzebuję.
Powiedziałam
opryskliwie odwracając się do niego plecami. To rozbawiło go jeszcze bardziej.
- Więcej u ciebie nie
przenocuję.
Znowu się uśmiechnął,
pociągnął mnie w swoją stronę i spojrzał w oczy.
- Co robisz?
Czułam, że długo tak
nie wytrzymam. Ten jego charakterystyczny zapach wody toaletowej, którą używał
wyczułabym wszędzie. W głowie wszystko zaczęło mi się kręcić.
- Spójrz mi w oczy i
powtórz to co powiedziałaś.
Spojrzałam, ale nie
byłam w stanie powiedzieć nic. Poczułam jego rękę na swoim udzie i odwróciłam
wzrok, bo narastające we mnie emocje, nie pozwalały mi patrzeć w tak ukochane
oczy. Nie byłam w stanie, bo ostatni raz czułam się tak, kiedy byliśmy razem po
raz pierwszy. Poczułam jego ciepłe pocałunki na swojej szyi, oddech miałam
ciężki a wzrok rozmarzony, wiedziałam, że jeśli teraz tego nie przerwę, to
później już nie będę w stanie. Ale nie chciałam przerywać. Tak bardzo byłam
spragniona jego bliskości, że nie potrafiłam się jej oprzeć. Złość z powodu
Lindy mieszała mi się z pożądaniem. Jego dotyk był coraz bardziej stanowczy a
pocałunki coraz to namiętniejsze. Gdy tylko zorientował się, że nie próbuję go
odepchnąć, nabrał pewności siebie i stał się gwałtowniejszy, ale ta jego
gwałtowność prowokowała mnie do jeszcze mocniejszych doznań. Tym razem przejął
całkowicie inicjatywę, prawdopodobnie dlatego, że był mnie spragniony równie
mocno co jego i chciał się napawać moim ciałem w taki sposób by w pełni się
zaspokoić. Dotykał mnie w sposób,
którego wcześniej nie robił, zupełnie tak jak bał się, że już nigdy więcej ze
mną nie będzie. To jak głaskał, dotykał i całował doprowadzało mnie do
całkowitej ekstazy, a gdy w końcu wszedł we mnie, rozpłynęłam się całkowicie. Gdy
skończyliśmy, moje ciało dalej drżało a na twarzy czułam wypieki. Nie
powiedział nic, tylko przycisnął mnie do swojej piersi i pocałował we włosy.
Przytuliłam się do niego mocniej i niemalże od razu usnęłam.
Rano obudził mnie
zapach kawy, przetarłam oczy i wstałam. Gdy weszłam do kuchni, Asir był w
szampańskim nastroju, pokręciłam głową i uśmiechnęłam się. Spojrzał na mnie:
- Wyspana?
- Szczerze?
Kiwnął głową.
- Chętnie wróciłabym z
powrotem.
Podszedł bliżej:
- No to chodź.
- Sama.
Uśmiechnęłam się, on
też.
- A co ty byś sama
robiła w tym łóżku co?
- Wszystko czego nie
mogłabym robić z tobą.
Odsunęłam się i
sięgnęłam po papierosy. Zapaliłam i wzięłam łyka z kawy, którą Asir przede mną
ustawił.
- To była chwila
słabości, jednorazowa, nic sobie czasami nie wyobrażaj.
Uśmiechnął się
szeroko.
- Gdzież bym śmiał.
- Dobrze, że się
rozumiemy.
- Jak zawsze.
W tym czasie na
oddziale Colin rozmawiał z Rolly’m i Kim, pokazując coś w tablecie:
- To specjalny polimer
uwalniający toksyny z organizmu, nawet te niewykrywalne. Potem się go wyciąga i
sprawdza poziom.
- Ale jak go założyć?
Zapytała Kim.
- No to, to już wy
musicie wiedzieć, ale to jedyne co da wam stuprocentową pewność.
- Trzeba pogadać z
Asir’em, a właśnie, gdzie on jest?
- Zaraz będą.
Kim spojrzała na
Rolly’ego:
- Zaraz, chyba nie
chcesz wysłać Asir’a do łóżka z tą…
- Spokojnie,
znajdziemy inny sposób, ale tylko on może zbliżyć się do niej tak blisko, nie
wzbudzając jej podejrzeń.
- A jeśli się nie
zgodzi? Ostatnio chciał ją zabić.
- Zgodzi się, bo chce
chronić Kylie.
- Ostatnio między nimi
chyba nie jest najlepiej.
- Jakby nie było, nie
da jej zrobić krzywdy, uczuć się nie oszuka.
Poszedł a Kim
popatrzyła na niego, po czym na Colin’a, który spuścił głowę.
Po południu ja i Brian
poszliśmy się przejść. Musiałam odseparować się nieco od tej całej sytuacji,
która miała obecnie miejsce na oddziale. Brian jechał obok mnie na deskorolce.
- Po to chciałeś się
przejść? Jak ty możesz w ogóle wytrzymać ten hałas, turkoczących kółek?
- To mnie uspokaja.
- Uspokaja?
- Właśnie.
- Przypomnij mi żebym
ci załatwiła badania psychologiczne.
Brian zaczął się
śmiać.
- Strasznie nerwowa
się zrobiłaś ostatnio wiesz?
Pokiwałam głowę.
- Co ty powiesz.
- Powinnaś się
zrelaksować.
- Niby jak? Jeżdżąc na
desce?
- Nie no ,do tego to
trzeba mieć bardzo zgrabne i precyzyjne ruchy, więc nie wymagam tego od ciebie…
Myślałam, że mu
strzelę, bo zbierało mu się odkąd przyjechał.
- Ale poszłabyś gdzieś
na imprezę się odchamić co? Przecież na parkiecie chyba sobie krzywdy nie
zrobisz ?
Doszliśmy w końcu do
mojego domu, weszliśmy na werandę, spojrzałam na deskorolkę i powiedziałam:
- Deskorolka zostaje
na zewnątrz.
- Wyluzuj mamusiu,
przecież nie nasra na dywan.
Spojrzałam wrogo na
niego i od razu odstawił deskę. Weszliśmy do środka.
- A co z Sam i Penny?
- Michael zajął się
Penny, ale zachowuje się całkiem normalnie.
- A Sam?
- No z nią niestety
jest gorzej.
- To znaczy?
- Jakby to ująć
fachowo, ma nieco wydłużony przewód myślowy. Ale spokojnie…, nie ma kobiety z
którą nie dałbym sobie rady.
- Tak, nie wątpię.
Tylko za dużo jej nie mów.
- Masz do czynienia z
profesjonalistą, spokojna głowa.
Spojrzałam jakoś z
niedowierzaniem na niego, po czym nastawiłam wodę na kawę.
Gdy Asir wszedł na
oddział, od razu dobiegła do niego Jesse.
- Gdzie jest Kylie?
- Porzuciłem ją w
lesie.
Uśmiechnął się.
- To wcale nie jest
śmieszne.
Spojrzał na nią i
uniósł brwi:
- Wiesz jaki z tobą
jest problem? Brak ci poczucia humoru.
- Dobrze, że ty masz
go w nadmiarze. Rolly czeka za tobą.
- To poczeka i nie rób
się zrzędliwa, jakie szczęście, że Gino będzie miał dzisiaj ściągany ten gips,
bo widać gołym okiem czego ci brakuje, następnym razem wystarczy, że ładnie
poprosisz.
Jesse zacisnęła
szczękę i szturchnęła go w ramię.
- Mądrala.
Gdy wszedł do gabinetu
Rolly’ego, przy jego biurku siedział też Colin, od razu przeszedł do sedna:
- Wreszcie wiemy
dlaczego zawsze byliśmy krok do tyłu.
- Oświeć mnie.
- Pamiętasz bankiet u
Ali’ego?
Asir uśmiechnął się
tajemniczo a Rolly przysłuchiwał się tej rozmowie:
- Jak mógłbym
zapomnieć, odmienił moje życie.
Teraz dopiero Rolly
zorientował się co zaszło między mną i Asir’em tamtej nocy.
- Tańczyliście a wasz
popis oglądał Barodo, a nie Ali, bo ten już nie żył.
- Dlaczego nam na to
pozwolił? Wykradliśmy dokumenty.
- Nie chciał wzbudzać
podejrzeń, poza tym dane były lipne, pamiętasz, że potem nic nie znaleźliśmy.
- A więc siostra Kylie
nie sypiała z Ali’m, tylko z Barodo?
- Dokładnie.
- Wiedziała o tym?
- Jestem tego pewien,
Barodo ma sentyment do Kylie i prawdopodobnie przekonał Sue a także Omally’ego,
że śmierć Kal będzie zbyt prosta i lepiej żeby doprowadzić ją do szaleństwa.
- To tłumaczy akcje i
to, że zawsze nas przechytrzali, ale to nie zmienia faktu, że kogoś muszą mieć
u nas ,skoro znają każdy jej ruch.
- Pracuję nad tym, ale
to trochę zajmie.
- Nie mamy już czasu,
musisz się sprężyć.
- Wiem, ale po takiej
bombie będę musiał analizować wszystko od początku, ten mężczyzna, którego
Kylie widziała jak za mgłą i nie była w stanie rozpoznać twarzy…
- Barodo?
- Tak sądzę.
- To znaczy, że będzie
próbował się do niej zbliżyć?
- Możemy tak
przypuszczać, tyle że nie wiadomo co planuje. Teraz to już nie wiem czy pracuje
wyłącznie dla Omally’ego, czy może raczej planuje jakąś swoją prywatną
wendettę. Tak czy inaczej – musimy być czujni.
Rolly w końcu
przemówił spoglądając na Asir’a.
- I wymyśl jak włożyć
w Lindę polimer, który nam odczyta czym może się faszerować.
- Nie wiem, ja znam tylko
jeden stuprocentowo skuteczny sposób na wkładanie, ale bynajmniej z nią nie
specjalnie mam na to ochotę.
- Ochota jest zawsze
tylko sił brakuje, jeśli ten sposób ci nie odpowiada, znajdź inny, do końca
dnia, polimer ma się znaleźć w jej ciele.
- Pomyślę.
Powiedział, po czym
wstał i wyszedł z gabinetu. Colin spojrzał na Rolly’ego.
Gdy zszedł na dół ,na
główną salę, przez chwilę obserwował Lindę kręcącą się po oddziale. Było widać,
że roznosi ją energia. Zamyślił się na moment .Po chwili przyszedł Colin ze
swoją klawiaturą, bez której nigdzie się nie ruszał i popatrzył na niego:
- Co robisz?
- Myślę.
Colin potrząsnął głową
niezrozumiałym geście i zaczął coś stukać na klawiaturze. Zaraz potem ja
weszłam na salę i od razu podeszłam po kubek by nalać sobie kawy. Zrobiłam to i
już miałam podejść do biurka Colin’a, kiedy ten włączył obraz na wielkim
plazmowym ekranie, umieszczonym na środku sali.
- Asir! Powinieneś to
zobaczyć!
- Co?
Colin wskazał ręką na
ekran, na którym widać było potężny wybuch. Zmrużyłam oczy i podeszłam bliżej,
w nadziei, że obraz wyklaruje się bardziej i okaże się, że miałam tylko jakieś
majaki. Serce zaczęło uderzać w niemożliwym do ogarnięcia tempie a moje nogi
zrobiły się jak z waty. Asir patrzył w ekran, lecz w końcu spojrzał na mnie. Na
ekranie płonął wielki dom, dom na przecudnej, tak ukochanej mi wyspie Lavanzza.
Kubek z kawą wypadł mi na podłogę, Linda widząc ekran uśmiechnęła się z
zadowolenia a ja zdołałam tylko wymówić jedno imię:
- Dante.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz