niedziela, 23 lutego 2014

Rozdział VI

VI

Informacje, które przekazał nam chemik wprowadziły jeszcze gorszy mętlik w głowie niż miałam dotychczas. Czy wszystkie sprawy, które wydawało mi się, że mamy rozwiązane musiały wracać do mnie jak bumerang?
Pod wieczór Asir odwoził mnie do domu, po drodze rozmawialiśmy:
- Dlaczego nic nie mówisz?
- Bo nie rozumiem tego.
- Czego nie rozumiesz?
- Skoro odstawił tą całą szopkę, to po co teraz przysłał mi ten cholerny pierścionek?
- A kiedy go dostałaś, pomyślałaś, że on ci go przysłał?
- Jasne, że nie, pomyślałam, że to sprawka Omally’ego.
- Dlatego na pomysł z ekshumacją też byś nie wpadła, prawda?
- W tym całym moim amoku? Pewnie nie.
- No to masz odpowiedź.
Pokiwałam głową, bo miałam już na dzisiaj dosyć. Oparłam głowę o zagłówek. Asir spojrzał na mnie kątem oka. Gdy dojechał pod mój dom popatrzył na mnie opierając rękę za mój zagłówek. Popatrzyłam mu w oczy:
- Posłuchaj, ja naprawdę nie chcę być upierdliwy, ale przenocuj dzisiaj u mnie, proszę.
- Dlaczego tak bardzo ci na tym zależy?
- Bo tu nie jesteś bezpieczna.
- Nigdzie nie jestem.
- U mnie jesteś, wiesz o tym.
- Nie będę uciekać, to nic nie da.
- Więc zrób mi tą przyjemność, to tylko jedna noc, nie każę ci uciekać.
Nie miałam chyba już siły żeby się sprzeciwiać i wykłócać. Byłam zmęczona i modliłam się o to by znaleźć się w łóżku. Przez moment jeszcze się wahałam, w końcu kiwnęłam głową na „tak”.
- Jedna noc a potem wracam do siebie.
Uśmiechnął się szeroko zadowolony z siebie i prawdopodobnie z faktu, że ma jeszcze choć odrobinę wpływu na moje decyzje, mimo tego wszystkiego co się między nami w ostatnim czasie stało. Odpalił silnik i ruszył.
Gdy weszliśmy do niego do domu i poczułam ciepło bijące z kominka, usiadłam w salonie we fotelu. Asir spojrzał na mnie:
- Wypijesz drinka?
Kiwnęłam głową, Asir poszedł do kuchni po szklanki. Nie wiem co jeszcze tam robił, bo nie było go chyba z pięć minut, które wystarczyły bym usnęła jak dziecko. Gdy wszedł z powrotem, z początku nie zauważył, że mam zamknięte oczy:
- Z lodem?
Zapytał, gdy się nie odezwałam, podszedł do fotela, spojrzał na mnie i odłożył szklanki. Przez chwilę jeszcze kucał przy mnie przyglądając mi się, w końcu pogładził mnie po włosach a gdy zobaczył, że nawet nie drgnęłam, wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni na piętrze.
Kiedy przebudziłam się w nocy, nie było go koło mnie. Stał przy oknie i sączył whisky. Nie podnosząc się nawet zapytałam gdy spojrzał na mnie:
- Dlaczego nie śpisz?
Uśmiechnął się:
- Bałem się, że rano wydrapiesz mi za to oczy.
Uśmiechnęłam się a on podszedł i usiadł przy mnie na łóżku.
- Nie wydrapię ci rano oczu.
- Miło z twojej strony.
- Zrobię to popołudniu.
Roześmiał się.
- Czy to propozycja?
Nie odpowiedziałam, odstawił szklankę i chwycił mnie za rękę, ścisnął mi ją.
- Połóż się, jutro może być ciężki dzień.
Spojrzał mi w oczy, po czym położył się tuż obok mnie nie puszczając mojej ręki. Poczułam dziwnie drżenie mojego ciała, nad którym starałam się zapanować, by on tego nie wyczuł, ale czuł doskonale:
- Drżysz, dlaczego? Boisz się mnie?
- Nie.
- Więc?
- Nie wiem, to pewnie nerwy.
Uśmiechnął się do siebie, potem do mnie.
- Tak ci trudno się przyznać, że potrzebujesz mojej bliskości?
Czułam, że oblewam się rumieńcem.
- Niczego nie potrzebuję.
Powiedziałam opryskliwie odwracając się do niego plecami. To rozbawiło go jeszcze bardziej.
- Więcej u ciebie nie przenocuję.
Znowu się uśmiechnął, pociągnął mnie w swoją stronę i spojrzał w oczy.
- Co robisz?
Czułam, że długo tak nie wytrzymam. Ten jego charakterystyczny zapach wody toaletowej, którą używał wyczułabym wszędzie. W głowie wszystko zaczęło mi się kręcić.
- Spójrz mi w oczy i powtórz to co powiedziałaś.
Spojrzałam, ale nie byłam w stanie powiedzieć nic. Poczułam jego rękę na swoim udzie i odwróciłam wzrok, bo narastające we mnie emocje, nie pozwalały mi patrzeć w tak ukochane oczy. Nie byłam w stanie, bo ostatni raz czułam się tak, kiedy byliśmy razem po raz pierwszy. Poczułam jego ciepłe pocałunki na swojej szyi, oddech miałam ciężki a wzrok rozmarzony, wiedziałam, że jeśli teraz tego nie przerwę, to później już nie będę w stanie. Ale nie chciałam przerywać. Tak bardzo byłam spragniona jego bliskości, że nie potrafiłam się jej oprzeć. Złość z powodu Lindy mieszała mi się z pożądaniem. Jego dotyk był coraz bardziej stanowczy a pocałunki coraz to namiętniejsze. Gdy tylko zorientował się, że nie próbuję go odepchnąć, nabrał pewności siebie i stał się gwałtowniejszy, ale ta jego gwałtowność prowokowała mnie do jeszcze mocniejszych doznań. Tym razem przejął całkowicie inicjatywę, prawdopodobnie dlatego, że był mnie spragniony równie mocno co jego i chciał się napawać moim ciałem w taki sposób by w pełni się zaspokoić. Dotykał mnie  w sposób, którego wcześniej nie robił, zupełnie tak jak bał się, że już nigdy więcej ze mną nie będzie. To jak głaskał, dotykał i całował doprowadzało mnie do całkowitej ekstazy, a gdy w końcu wszedł we mnie, rozpłynęłam się całkowicie. Gdy skończyliśmy, moje ciało dalej drżało a na twarzy czułam wypieki. Nie powiedział nic, tylko przycisnął mnie do swojej piersi i pocałował we włosy. Przytuliłam się do niego mocniej i niemalże od razu usnęłam.
Rano obudził mnie zapach kawy, przetarłam oczy i wstałam. Gdy weszłam do kuchni, Asir był w szampańskim nastroju, pokręciłam głową i uśmiechnęłam się. Spojrzał na mnie:
- Wyspana?
- Szczerze?
Kiwnął głową.
- Chętnie wróciłabym z powrotem.
Podszedł bliżej:
- No to chodź.
- Sama.
Uśmiechnęłam się, on też.
- A co ty byś sama robiła w tym łóżku co?
- Wszystko czego nie mogłabym robić z tobą.
Odsunęłam się i sięgnęłam po papierosy. Zapaliłam i wzięłam łyka z kawy, którą Asir przede mną ustawił.
- To była chwila słabości, jednorazowa, nic sobie czasami nie wyobrażaj.
Uśmiechnął się szeroko.
- Gdzież bym śmiał.
- Dobrze, że się rozumiemy.
- Jak zawsze.
W tym czasie na oddziale Colin rozmawiał z Rolly’m i Kim, pokazując coś w tablecie:
- To specjalny polimer uwalniający toksyny z organizmu, nawet te niewykrywalne. Potem się go wyciąga i sprawdza poziom.
- Ale jak go założyć?
Zapytała Kim.
- No to, to już wy musicie wiedzieć, ale to jedyne co da wam stuprocentową pewność.
- Trzeba pogadać z Asir’em, a właśnie, gdzie on jest?
- Zaraz będą.
Kim spojrzała na Rolly’ego:
- Zaraz, chyba nie chcesz wysłać Asir’a do łóżka z tą…
- Spokojnie, znajdziemy inny sposób, ale tylko on może zbliżyć się do niej tak blisko, nie wzbudzając jej podejrzeń.
- A jeśli się nie zgodzi? Ostatnio chciał ją zabić.
- Zgodzi się, bo chce chronić Kylie.
- Ostatnio między nimi chyba nie jest najlepiej.
- Jakby nie było, nie da jej zrobić krzywdy, uczuć się nie oszuka.
Poszedł a Kim popatrzyła na niego, po czym na Colin’a, który spuścił głowę.
Po południu ja i Brian poszliśmy się przejść. Musiałam odseparować się nieco od tej całej sytuacji, która miała obecnie miejsce na oddziale. Brian jechał obok mnie na deskorolce.
- Po to chciałeś się przejść? Jak ty możesz w ogóle wytrzymać ten hałas, turkoczących kółek?
- To mnie uspokaja.
- Uspokaja?
- Właśnie.
- Przypomnij mi żebym ci załatwiła badania psychologiczne.
Brian zaczął się śmiać.
- Strasznie nerwowa się zrobiłaś ostatnio wiesz?
Pokiwałam głowę.
- Co ty powiesz.
- Powinnaś się zrelaksować.
- Niby jak? Jeżdżąc na desce?
- Nie no ,do tego to trzeba mieć bardzo zgrabne i precyzyjne ruchy, więc nie wymagam tego od ciebie…
Myślałam, że mu strzelę, bo zbierało mu się odkąd przyjechał.
- Ale poszłabyś gdzieś na imprezę się odchamić co? Przecież na parkiecie chyba sobie krzywdy nie zrobisz ?
Doszliśmy w końcu do mojego domu, weszliśmy na werandę, spojrzałam na deskorolkę i powiedziałam:
- Deskorolka zostaje na zewnątrz.
- Wyluzuj mamusiu, przecież nie nasra na dywan.
Spojrzałam wrogo na niego i od razu odstawił deskę. Weszliśmy do środka.
- A co z Sam i Penny?
- Michael zajął się Penny, ale zachowuje się całkiem normalnie.
- A Sam?
- No z nią niestety jest gorzej.
- To znaczy?
- Jakby to ująć fachowo, ma nieco wydłużony przewód myślowy. Ale spokojnie…, nie ma kobiety z którą nie dałbym sobie rady.
- Tak, nie wątpię. Tylko za dużo jej nie mów.
- Masz do czynienia z profesjonalistą, spokojna głowa.
Spojrzałam jakoś z niedowierzaniem na niego, po czym nastawiłam wodę na kawę.
Gdy Asir wszedł na oddział, od razu dobiegła do niego Jesse.
- Gdzie jest Kylie?
- Porzuciłem ją w lesie.
Uśmiechnął się.
- To wcale nie jest śmieszne.
Spojrzał na nią i uniósł brwi:
- Wiesz jaki z tobą jest problem? Brak ci poczucia humoru.
- Dobrze, że ty masz go w nadmiarze. Rolly czeka za tobą.
- To poczeka i nie rób się zrzędliwa, jakie szczęście, że Gino będzie miał dzisiaj ściągany ten gips, bo widać gołym okiem czego ci brakuje, następnym razem wystarczy, że ładnie poprosisz.
Jesse zacisnęła szczękę i szturchnęła go w ramię.
- Mądrala.
Gdy wszedł do gabinetu Rolly’ego, przy jego biurku siedział też Colin, od razu przeszedł do sedna:
- Wreszcie wiemy dlaczego zawsze byliśmy krok do tyłu.
- Oświeć mnie.
- Pamiętasz bankiet u Ali’ego?
Asir uśmiechnął się tajemniczo a Rolly przysłuchiwał się tej rozmowie:
- Jak mógłbym zapomnieć, odmienił moje życie.
Teraz dopiero Rolly zorientował się co zaszło między mną i Asir’em tamtej nocy.
- Tańczyliście a wasz popis oglądał Barodo, a nie Ali, bo ten już nie żył.
- Dlaczego nam na to pozwolił? Wykradliśmy dokumenty.
- Nie chciał wzbudzać podejrzeń, poza tym dane były lipne, pamiętasz, że potem nic nie znaleźliśmy.
- A więc siostra Kylie nie sypiała z Ali’m, tylko z Barodo?
- Dokładnie.
- Wiedziała o tym?
- Jestem tego pewien, Barodo ma sentyment do Kylie i prawdopodobnie przekonał Sue a także Omally’ego, że śmierć Kal będzie zbyt prosta i lepiej żeby doprowadzić ją do szaleństwa.
- To tłumaczy akcje i to, że zawsze nas przechytrzali, ale to nie zmienia faktu, że kogoś muszą mieć u nas ,skoro znają każdy jej ruch.
- Pracuję nad tym, ale to trochę zajmie.
- Nie mamy już czasu, musisz się sprężyć.
- Wiem, ale po takiej bombie będę musiał analizować wszystko od początku, ten mężczyzna, którego Kylie widziała jak za mgłą i nie była w stanie rozpoznać twarzy…
- Barodo?
- Tak sądzę.
- To znaczy, że będzie próbował się do niej zbliżyć?
- Możemy tak przypuszczać, tyle że nie wiadomo co planuje. Teraz to już nie wiem czy pracuje wyłącznie dla Omally’ego, czy może raczej planuje jakąś swoją prywatną wendettę. Tak czy inaczej – musimy być czujni.
Rolly w końcu przemówił spoglądając na Asir’a.
- I wymyśl jak włożyć w Lindę polimer, który nam odczyta czym może się faszerować.
- Nie wiem, ja znam tylko jeden stuprocentowo skuteczny sposób na wkładanie, ale bynajmniej z nią nie specjalnie mam na to ochotę.
- Ochota jest zawsze tylko sił brakuje, jeśli ten sposób ci nie odpowiada, znajdź inny, do końca dnia, polimer ma się znaleźć w jej ciele.
- Pomyślę.
Powiedział, po czym wstał i wyszedł z gabinetu. Colin spojrzał na Rolly’ego.
Gdy zszedł na dół ,na główną salę, przez chwilę obserwował Lindę kręcącą się po oddziale. Było widać, że roznosi ją energia. Zamyślił się na moment .Po chwili przyszedł Colin ze swoją klawiaturą, bez której nigdzie się nie ruszał i popatrzył na niego:
- Co robisz?
- Myślę.
Colin potrząsnął głową niezrozumiałym geście i zaczął coś stukać na klawiaturze. Zaraz potem ja weszłam na salę i od razu podeszłam po kubek by nalać sobie kawy. Zrobiłam to i już miałam podejść do biurka Colin’a, kiedy ten włączył obraz na wielkim plazmowym ekranie, umieszczonym na środku sali.
- Asir! Powinieneś to zobaczyć!
- Co?
Colin wskazał ręką na ekran, na którym widać było potężny wybuch. Zmrużyłam oczy i podeszłam bliżej, w nadziei, że obraz wyklaruje się bardziej i okaże się, że miałam tylko jakieś majaki. Serce zaczęło uderzać w niemożliwym do ogarnięcia tempie a moje nogi zrobiły się jak z waty. Asir patrzył w ekran, lecz w końcu spojrzał na mnie. Na ekranie płonął wielki dom, dom na przecudnej, tak ukochanej mi wyspie Lavanzza. Kubek z kawą wypadł mi na podłogę, Linda widząc ekran uśmiechnęła się z zadowolenia a ja zdołałam tylko wymówić jedno imię:

- Dante.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz