niedziela, 16 lutego 2014

Rozdział LXXIV

LXXIV

Następnego dnia wróciłam do siebie i chyba złapałam potrzebny do wszystkiego dystans. Na razie nie mogłam wrócić do pracy ale miałam swojego informatora, który dbał by wiadomości z pierwszej ręki, były przekazywane mi na gorąco.
Po dwóch tygodniach zaczęłam biegać. Ręka dosyć dobrze się zrastała a ja już nie mogłam się doczekać dnia, w którym wyruszę na akcję.
Dziwne? Całe życie walczyłam ze swoim „przeznaczeniem”, ale kiedy teraz zabrakło w nim adrenaliny, zaczęłam odczuwać coś na kształt tęsknoty.
Zdaniem mojej nieżyjącej matki miałam w genach wykonywany zawód i chyba w tym jednym się nie myliła.
Po prawie pięciu tygodniach ściągnięto mi gips, ale ręka? To był koszmar, zero czucia, siły, czegokolwiek. Czekały mnie długie godziny treningu i rehabilitacji. Colin załatwił mi pobudzanie jakimiś elektrowstrząsami ,co może nie było przyjemne, ale za to skuteczne.
Usztywniałam ją bandażem elastycznym ,z którym praktycznie się nie rozstawałam. Stałam się częstym bywalcem sali treningowej, na której towarzyszył mi wiernie Asir.  Po którymś z treningów spojrzał na mnie poważnie, gdy byłam nieco zdyszana po kolejnej walce. Asir był dobrym przeciwnikiem i o to właśnie mi chodziło.
- I jak?
- Lepiej, myślę, że mogę wrócić na akcję.
- Byłoby miło.
- A co? Rolly daje ci popalić?
Asir zaczął się śmiać.
- No wiesz, jakoś specjalnie to mnie raczej nie lubi.
- Chyba cię to nie martwi?
- Skąd, cenię go jako dowódcę bo zna się na rzeczy, ale też za nim nie przepadam.
Westchnęłam ciężko.
- Mam nadzieję, że to nie z mojego powodu?
- Chyba znasz odpowiedź na to pytanie co? Rolly źle znosi konkurencję, ale mnie to nie przeszkadza.
Powiedział rozbawiony.
- Właśnie widzę.
- Posłuchaj jakim prawem tak w ogóle on wtrąca się w twoje życie skoro nadal prowadza się z Lindą?
Spojrzałam, bo tego nie wiedziałam.
- Zdziwiona?
- To nie moja sprawa, jest wolny.
- Ty też.
- Coś sugerujesz?
- Pewnie, zabieram cię na kawę, co ty na to?
- Dobra, ale tylko dlatego, że mam wobec ciebie dług wdzięczności.
Wyszliśmy z sali treningowej a gdy przechodziliśmy przez główną salę, z góry patrzył na nas Rolly. Późnym popołudniem zostałam wezwana na oddział, ponieważ oddałam moją zdolność powrotu do pracy. Daniels aż tryskał energią na samą myśl, że dalej może próbować mnie uśmiercić, więc wysłanie mnie na kolejną akcję było dla niego niczym wlewający się do serca miód. Gdy tylko zobaczył mnie siadającą przy plazmowym ekranie, nie mógł się powstrzymać od kolejnych uwag:
- Jak miło, że postanowiłaś popracować.
- Powtarzasz się ,możemy zaczynać?
Colin guzikiem komputera włączył monitor a Daniels zaczął mówić:
- Nasze źródła donoszą ,że za dwa dni ma się odbyć potężna gala ludzi biznesu. Pojawi się na niej Ali – prawa ręka Omally’ego. On osobiście nie może się zjawić dlatego Ali będzie reprezentował jego interesy. Ali współpracuje z nim od niedawna, ale to bardzo lojalny pracownik. Na początku zostawimy go w spokoju, ale zależy nam na przechwyceniu planów, które znajdują się w jego skarbcu. Są w nim dokładne namiary na wszystkie kryjówki, rozmieszczenie wojsk Omally’ego i kompletnie wszystkiego co jest nam niezbędne do pojmania go. Doszły nas słuchy, że Omally dogadał się z Afganistanem i zamierzają przehandlować śmiercionośną broń. Bankiet odbędzie się w jego posiadłości.
- Jak wybawić go ze swojego pokoju i pozbyć się ochrony? Tam będą tłumy ludzi, nie możemy ich zaatakować.
Powiedziała Jesse, bo chyba czuła, że to nie koniec zebrania. Wówczas Daniels z właściwym dla siebie sarkazmem spojrzał na mnie i Asir’a:
- I to zaszczytne zadanie przypadnie Kylie i Asir’owi. Pójdziecie na ten bankiet i odwrócicie ich uwagę.
- A przepraszam czym? Mamy odstawić jakąś seksualną orgię na parkiecie?
Asir zaczął się śmiać.
- Na pewno coś wymyślicie, zresztą nie ważne co zrobicie, macie wrócić z planami, inaczej, nie macie po co wracać.
Uśmiechnął się bardzo z siebie zadowolony.
- Reszta w panelach, to wszystko.
Wszyscy ruszyli do swoich zajęć a Asir rozbawiony spojrzał na mnie:
- To jak?
Mrugnął do mnie okiem a ja zaczęłam się śmiać.
- Znowu zaczynasz?
- To nasza życiowa szansa.
- Nasza?
- Pomyśl tylko, sam na sam, w obcym kraju, masa możliwości…
Podniosłam się, bo naprawdę rozbawił mnie do łez.
- Dosyć, nie chcę tego słuchać, co ci chodzi po głowie?
- Lepiej żebyś nie wiedziała.
Powiedział zadowolony a ja nieco przyciszyłam swój głos i zbliżyłam się do jego ucha:
- Czy ty sądzisz, że ja pójdę z tobą do łóżka?
Asir zbliżył się do mojego tym razem ucha i wyszeptał:
- Nie tak od razu, preferuję długą grę wstępną.
Poszedł rozbawiony a ja pokiwałam głową, bo coś czułam w kościach, że ta akcja z Asir’em, długo jeszcze będzie mi się odbijała czkawką.
Późnym popołudniem Asir znienacka podszedł do Colin’a, ten akurat sprawdzał coś komputerze:
- Colin masz chwilę?
- No, co jest?
- Chodzi o ten bankiet za dwa dni.
- Co z nim? Coś nie tak?
- Nie, no przeciwnie, ale wiesz mamy znaleźć coś…, rozumiesz?
- No tak Daniels wspominał.
- Mam genialny pomysł, ale potrzebuję zerknąć w profil Kylie.
Colin zaczął nagle mówić przyciszonym tonem.
- Zwariowałeś? Profil Kylie akurat jest ściśle tajny, tylko szefostwo ma do niego wgląd.
- Wiem, że ty też, to zajmie minutę, nikt się nie dowie.
- Nie chcę mieć kłopotów.
- Ani ja, poszedłbym do Daniels’a, ale wiesz, że on i Kylie to…
- Piekło.
Dokończył za niego.
- O tuż to.
- Dobra, czego konkretnie potrzebujesz?
- Bardzo wczesnych lat.
Colin otworzył plik z moim profilem a Asir wzrokiem szybko przez niego przebiegł.
- Mam.
Colin spojrzał na niego zdziwiony.
- Co, już?
- Tak, mówiłem, że to zajmie sekundę, dzięki stary, jestem twoim dłużnikiem.
Poklepał go po ramieniu po czym poszedł, na szczęście Rolly który po chwili przechodził przez dużą salę tego nie zauważył. Colin schował głowę za monitorem a Rolly poszedł dalej.
Ja tymczasem udałam się do domu, wyszłam na ogród i zaczęłam rozciąganie mięśni aby być w formie przed akcją. Dwa miesiące to długa przerwa w naszej pracy a tu nie mogło nic iść nie tak. Z domu słychać było głośną muzykę, która mnie odpowiednio nastrajała do sytuacji. Właśnie robiłam kolejny skłon i gdy moja głowa znalazła się między moimi nogami zobaczyłam między nimi uśmiechniętego Asir’a. Aż podskoczyłam, wyprostowałam się i spojrzałam na niego:
- Skąd się tu wziąłeś u licha?
- Próbowałem się dodzwonić a potem dopukać, ale w końcu mi się znudziło.
- Ja chyba śnię.
Pokiwałam głową, wzięłam pilota ze stołu na tarasie i ściszyłam muzykę a ten rozsiadł się na fotelu.
- Pomyślałem, że skoro mamy być wiarygodni to powinniśmy spędzić ze sobą trochę czasu.
- Jedziemy na akcję, nie na randkę.
- Czy to oznacza, że nie może być przyjemnie?
- Przyjemność? Z tobą? Raczej wątpliwe.
- Zdziwisz się.
- No tak, uważasz, że dziewczyna z rozdartym sercem jest podatna na każdego faceta?
- Nie, no nie na każdego, tylko na mnie.
- Asir, to ważna misja, jeśli ją spieszysz…
- Hej, trochę wiary w ludzi by nie zaszkodziło.
- Chcesz powiedzieć, że wymyśliłeś sposób jak odwrócić uwagę Ali’ego?
- Owszem.
- Aż się boję zapytać.
- To nie pytaj, bo to niespodzianka, będziesz zachwycona. Na jutro przywiozę ci kreację.
- Co ty kombinujesz?
- Zobaczysz.
Wstał z fotela i spojrzał na mnie z łobuzerskim uśmiechem.
- A tak a propos, te ćwiczenia…
- Co?
Spojrzałam wrogo.
- Znam lepsze sposoby na gimnastykę.
Roześmiał się i szybko zniknął w drzwiach tarasowych.

W Asirze było coś ujmującego mimo jego powierzchownej skorupie lekkoducha. Coś, co chwilami mnie przerastało. Do tego urok jaki posiadał niestety był niezaprzeczalny i chyba to tak bardzo mnie paraliżowało. Miałam jedynie cichą nadzieję, że szybko i sprawnie uporamy się z akcją a gdy z niej wrócimy, wszystko na nowo odzyska swój porządek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz