XLIII
Ocknęłam się dopiero
wówczas gdy usłyszałam znajomy głos. Głowa dosłownie mi pękała, ręką nie trudno
było wyczuć olbrzymiego guza.
Dookoła mnie nie było
nic poza drewnianymi ścianami, zupełnie tak jakby zamknięto mnie w jakimś
szałasie. Chwyciłam się za głowę i spojrzałam w stronę wyrwy w drewnie, to był
Asir:
- Możesz chodzić?
Myślałam, że zaraz
eksploduję, co on sobie w ogóle myślał.
- Módl się abym nie
mogła, bo inaczej przysięgam , że cię zabiję ty cholerny zdrajco.
- Zaczekaj, uwolnię
cię.
Rozwiązał drzwi od
zewnątrz i wszedł do środka, gdy przeciął sznur, którym miałam oplecione ręce
bez zastanowienia rzuciłam się na niego:
- Zabiję cię!
- Uspokój się! To nie
byłem ja!
Ale coś nie pozwalało
mi wyzwolić jego szyi z mojego uścisku:
- To nie ja zdradziłem.
- Łżesz jak pies!
- Posłuchaj mnie,
puściłaś Bobbie’go za mną, przez chwilę go jeszcze słyszałem, ale potem cisza.
Usłyszałem wybuch i przyczaiłem się za krzakami, bałem się wrócić, bo byłem
pewny, że od razu mnie zauważą. Czekałem aż odjadą. Proszę uwierz mi.
Spojrzałam na niego i
ciężko westchnęłam.
- Nic nie przyjdzie ci
teraz z mojej śmierci.
Spojrzałam mu w oczy,
zdawał się nie kłamać, zwolniłam uścisk a ten wręczył mi pistolet.
- Dlaczego odjechali?
- Nie mam pojęcia, w
którymś momencie po prostu się zwinęli.
- Co z Bobbie’m?
- Nie wiem, ostatni
raz widziałem go kiedy go za mną wysłałaś.
Aż się bałam zapytać
co z resztą, w końcu jednak to zrobiłam:
- Co z moimi ludźmi?
- Wiem gdzie są,
pilnuje ich zaledwie czterech strażników.
- Mamy łączność?
- Nie, kanał B został
uszkodzony, przez zwykłe łącze mogą nas od razu namierzyć, pospieszmy się.
Skierował się do
wyjścia i już miałam ruszyć za nim, kiedy zawołałam:
- Asir…
- Tak?
- Jeśli kłamiesz,
zabiję cię, wiesz o tym?
- Wystarczyło zwykłe
dziękuję.
Wyszedł a ja poszłam za nim, nie był to dobry moment
na spieranie się, wiedzieliśmy to oboje. Asir przeprowadził mnie wzdłuż leśnych
gęstwin i przyczaił się za krzaczastym pagórkiem, spojrzał przez lornetkę, po
czym podał ją mnie, zerknęłam. W podobnym szałasie jak mnie umieszczono
prześwitywały cienie ludzi:
- Jesteś pewien, że to
oni?
- Tak.
Dalej patrzyłam przez
lornetkę, tyle, że nieco pod innym kątem:
- Masz granaty?
- Mam, dlaczego
pytasz?
- Bo za parę minut
będziemy mieli towarzystwo.
- Oddałam mu lornetkę
i ponownie chwyciłam się za głowę.
- W porządku?
- Tak, zróbmy to
szybko.
- Jasne.
Oboje namierzyliśmy
strażników, jeden po drugim upadł, nie sądziłam, że Asir jest aż tak dobrym
strzelcem.
- Obserwuj teren, ja
polecę ich uwolnić, w razie czego strzelaj.
Asir skinął głową a ja
zjechałam jak na sankach z górki i podbiegłam do drewnianych drzwiczek,
otworzyłam je i weszłam do środka. Z mojego oddziału został tylko Gino, Red,
Cole i Sam, spojrzałam:
- Gdzie reszta?
Cole spojrzał na mnie
poważnie:
- Nie żyją.
- Za chwilę będziemy
mieli tu towarzystwo, ruszcie się, weźcie broń od strażników.
Wybiegli i zabrali
całe uzbrojenie jakie było możliwe. Po chwili nadjechał samochód, który
widziałam wcześniej przez lornetkę. Zaczęli strzelać, odparliśmy atak, Asir
zszedł na dół i zaczął przyglądać się zabitym. Spojrzałam:
- Jest wśród nich
Laden?
- Nie, ale na pewno
już o nas wie, zwijajmy się stąd.
Gino wziął karabin i
przystawił go do głowy Asir’a, w ostatniej chwili zdążyłam krzyknąć:
- Gino nie!! To nie
on.
- Więc kto?
- Dowiemy się.
- Scott był moim
przyjacielem, ktokolwiek nas zdradził, zapłaci za jego śmierć z nawiązką.
Zabrał karabin,
spojrzałam na Asir’a, którego oblał zimny pot. Czy jednak na pewno nie on nas
zdradził? Może po prostu razem to uknuli, żeby wszystko było wiarygodne i by
nikt z nas go nie podejrzewał? I gdzie do licha był Bobbie? Żeby go znaleźć,
musieliśmy podłączyć się do satelity, to było jedyne wyjście mimo iż
ryzykowaliśmy, że nas namierzą.
Szliśmy ostrożnie
wzdłuż rzeki, wszyscy milczeli aby niczego nie przeoczyć i nagle usłyszałam, że
coś w krzakach nie opodal się poruszyło. Zanim zdążyłam zareagować Gino
wymierzył karabinem w jak się okazało naszego agenta, zza drugich zarośli
wyłonił się Rolly.
Odetchnęłam z ulgą.
Rolly zbliżył się do mnie, od razu zameldowałam:
- Nikt więcej nie
przeżył ,Laden zwiał ,musiał wiedzieć co szykujemy, nie wiemy co z Bobbie’m.
- Wracamy do bazy,
trzeba opracować nowy plan, co tobą?
- W porządku.
- Na pewno?
- Tak.
Rolly przyjrzał się
Asir’owi, po czym poprowadził nas prosto do śmigłowca.
W tym samym czasie
kiedy my kierowaliśmy się do helikoptera, na uboczu stoku, którym wysłałam na
początku akcji Asir’a, ocknął się Bobbie. Z tyłu głowy leciała mu krew. Chwycił
ręką włosy i spojrzał na zakrwawioną dłoń. Praktycznie wchodziliśmy już do
śmigłowca kiedy w radiu rozległ się trzask i ledwo słyszalny głos Bobbie’go:
- Kylie tu dwójka
odbiór.
Spojrzałam na
Rolly’ego:
- Bobbie? Gdzie
jesteś?
Asir spojrzał z
niewyraźną miną na mnie a następnie na Rolly’ego:
- Bobbie podaj swoją
pozycję.
- Dwa kilometry na
północ od miejsca planowanego ataku.
- Zostań tam gdzie
jesteś, idziemy po ciebie.
Już chciałam cofnąć
się ze śmigłowca, kiedy Rolly przytrzymał mnie za rękę:
- Ja pójdę, Gino i
Jesse idziecie ze mną, reszta zostaje na pozycjach, jeśli nie wrócimy za pół
godziny macie odlecieć.
- Ale…
Próbowałam zaoponować:
- To rozkaz, Cole
pilnuj jej.
Cole kiwnął głową a
drużyna Rolly’ego udała się w wyznaczone miejsce. Nie wiem co miało znaczyć
stwierdzenie – pilnuj jej, ale próbowałam to sobie wytłumaczyć jego ludzką
troską o moją osobę.
Po niespełna
trzydziestu minutach kiedy to Cole wydał rozkaz do przygotowania się do startu,
zauważyliśmy Jesse. Szła przodem a za nią podążał Rolly i Gino prowadzący ledwo
trzymającego się na nogach Bobbie’go. Załadowali go na śmigłowiec, który po
niespełna minucie zaczął wznosić się do góry, Rolly powiedział do słuchawki:
- Colin…
- Tak?
- Jak perymetr?
- Czysto, macie drogę
wolną.
- Zamelduj Daniels’owi
,że oddział pierwszy wraca do bazy.
- Przyjąłem.
Spojrzałam na
Bobbie’go, był ledwie przytomny, Gino od razu podłączył kroplówkę, Asir
siedział ze spuszczoną głową jakby w obawie co pamięta Bobbie. Pochyliłam się
nad Bobbie’m i zapytałam:
- Co się tam stało?
- Nie wiem, szedłem za
Asir’em ,ale po paru metrach straciłem go z oczu, chciałem zameldować, ale ktoś
zaczął zakłócać częstotliwość, później ktoś walnął mnie kilka razy w tył głowy
i straciłem przytomność. Kiedy się ocknąłem nikogo nie było, radio dalej leżało
koło mnie, tyle, że już nie było szumów, zameldowałem się do ciebie.
- Wiesz kto cię
uderzył?
- Nie mam pojęcia.
Gino spojrzał na mnie
a ja na Asir’a. Nasuwało się pytanie czy słusznie mu uwierzyłam?
Kolejne dni miały być
ciężkie i wiedzieliśmy o tym doskonale. Komuś bardzo zależało na wykończeniu
całej naszej grupy a nie wiedzieliśmy komu. Odkrycie prawdy w miejscu, w którym
tak naprawdę już nikt nikomu nie ufał, nie było rzeczą prostą, mogłam jedynie
mieć nadzieję, że Rolly, który od śmierci Thorne’a był naszym dowódcą znajdzie
w sobie dość siły, by zapobiec naszej klęsce i uratować to, na co pracowaliśmy
przez wiele lat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz