sobota, 15 lutego 2014

Rozdział XLIII

XLIII

Ocknęłam się dopiero wówczas gdy usłyszałam znajomy głos. Głowa dosłownie mi pękała, ręką nie trudno było wyczuć olbrzymiego guza.
Dookoła mnie nie było nic poza drewnianymi ścianami, zupełnie tak jakby zamknięto mnie w jakimś szałasie. Chwyciłam się za głowę i spojrzałam w stronę wyrwy w drewnie, to był Asir:
- Możesz chodzić?
Myślałam, że zaraz eksploduję, co on sobie w ogóle myślał.
- Módl się abym nie mogła, bo inaczej przysięgam , że cię zabiję ty cholerny zdrajco.
- Zaczekaj, uwolnię cię.
Rozwiązał drzwi od zewnątrz i wszedł do środka, gdy przeciął sznur, którym miałam oplecione ręce bez zastanowienia rzuciłam się na niego:
- Zabiję cię!
- Uspokój się! To nie byłem ja!
Ale coś nie pozwalało mi wyzwolić jego szyi z mojego uścisku:
- To nie ja zdradziłem.
- Łżesz jak pies!
- Posłuchaj mnie, puściłaś Bobbie’go za mną, przez chwilę go jeszcze słyszałem, ale potem cisza. Usłyszałem wybuch i przyczaiłem się za krzakami, bałem się wrócić, bo byłem pewny, że od razu mnie zauważą. Czekałem aż odjadą. Proszę uwierz mi.
Spojrzałam na niego i ciężko westchnęłam.
- Nic nie przyjdzie ci teraz z mojej śmierci.
Spojrzałam mu w oczy, zdawał się nie kłamać, zwolniłam uścisk a ten wręczył mi pistolet.
- Dlaczego odjechali?
- Nie mam pojęcia, w którymś momencie po prostu się zwinęli.
- Co z Bobbie’m?
- Nie wiem, ostatni raz widziałem go kiedy go za mną wysłałaś.
Aż się bałam zapytać co z resztą, w końcu jednak to zrobiłam:
- Co z moimi ludźmi?
- Wiem gdzie są, pilnuje ich zaledwie czterech strażników.
- Mamy łączność?
- Nie, kanał B został uszkodzony, przez zwykłe łącze mogą nas od razu namierzyć, pospieszmy się.
Skierował się do wyjścia i już miałam ruszyć za nim, kiedy zawołałam:
- Asir…
- Tak?
- Jeśli kłamiesz, zabiję cię, wiesz o tym?
- Wystarczyło zwykłe dziękuję.
Wyszedł  a ja poszłam za nim, nie był to dobry moment na spieranie się, wiedzieliśmy to oboje. Asir przeprowadził mnie wzdłuż leśnych gęstwin i przyczaił się za krzaczastym pagórkiem, spojrzał przez lornetkę, po czym podał ją mnie, zerknęłam. W podobnym szałasie jak mnie umieszczono prześwitywały cienie ludzi:
- Jesteś pewien, że to oni?
- Tak.
Dalej patrzyłam przez lornetkę, tyle, że nieco pod innym kątem:
- Masz granaty?
- Mam, dlaczego pytasz?
- Bo za parę minut będziemy mieli towarzystwo.
- Oddałam mu lornetkę i ponownie chwyciłam się za głowę.
- W porządku?
- Tak, zróbmy to szybko.
- Jasne.
Oboje namierzyliśmy strażników, jeden po drugim upadł, nie sądziłam, że Asir jest aż tak dobrym strzelcem.
- Obserwuj teren, ja polecę ich uwolnić, w razie czego strzelaj.
Asir skinął głową a ja zjechałam jak na sankach z górki i podbiegłam do drewnianych drzwiczek, otworzyłam je i weszłam do środka. Z mojego oddziału został tylko Gino, Red, Cole i Sam, spojrzałam:
- Gdzie reszta?
Cole spojrzał na mnie poważnie:
- Nie żyją.
- Za chwilę będziemy mieli tu towarzystwo, ruszcie się, weźcie broń od strażników.
Wybiegli i zabrali całe uzbrojenie jakie było możliwe. Po chwili nadjechał samochód, który widziałam wcześniej przez lornetkę. Zaczęli strzelać, odparliśmy atak, Asir zszedł na dół i zaczął przyglądać się zabitym. Spojrzałam:
- Jest wśród nich Laden?
- Nie, ale na pewno już o nas wie, zwijajmy się stąd.
Gino wziął karabin i przystawił go do głowy Asir’a, w ostatniej chwili zdążyłam krzyknąć:
- Gino nie!! To nie on.
- Więc kto?
- Dowiemy się.
- Scott był moim przyjacielem, ktokolwiek nas zdradził, zapłaci za jego śmierć z nawiązką.
Zabrał karabin, spojrzałam na Asir’a, którego oblał zimny pot. Czy jednak na pewno nie on nas zdradził? Może po prostu razem to uknuli, żeby wszystko było wiarygodne i by nikt z nas go nie podejrzewał? I gdzie do licha był Bobbie? Żeby go znaleźć, musieliśmy podłączyć się do satelity, to było jedyne wyjście mimo iż ryzykowaliśmy, że nas namierzą.
Szliśmy ostrożnie wzdłuż rzeki, wszyscy milczeli aby niczego nie przeoczyć i nagle usłyszałam, że coś w krzakach nie opodal się poruszyło. Zanim zdążyłam zareagować Gino wymierzył karabinem w jak się okazało naszego agenta, zza drugich zarośli wyłonił się Rolly.
Odetchnęłam z ulgą. Rolly zbliżył się do mnie, od razu zameldowałam:
- Nikt więcej nie przeżył ,Laden zwiał ,musiał wiedzieć co szykujemy, nie wiemy co z Bobbie’m.
- Wracamy do bazy, trzeba opracować nowy plan, co tobą?
- W porządku.
- Na pewno?
- Tak.
Rolly przyjrzał się Asir’owi, po czym poprowadził nas prosto do śmigłowca.
W tym samym czasie kiedy my kierowaliśmy się do helikoptera, na uboczu stoku, którym wysłałam na początku akcji Asir’a, ocknął się Bobbie. Z tyłu głowy leciała mu krew. Chwycił ręką włosy i spojrzał na zakrwawioną dłoń. Praktycznie wchodziliśmy już do śmigłowca kiedy w radiu rozległ się trzask i ledwo słyszalny głos Bobbie’go:
- Kylie tu dwójka odbiór.
Spojrzałam na Rolly’ego:
- Bobbie? Gdzie jesteś?
Asir spojrzał z niewyraźną miną na mnie a następnie na Rolly’ego:
- Bobbie podaj swoją pozycję.
- Dwa kilometry na północ od miejsca planowanego ataku.
- Zostań tam gdzie jesteś, idziemy po ciebie.
Już chciałam cofnąć się ze śmigłowca, kiedy Rolly przytrzymał mnie za rękę:
- Ja pójdę, Gino i Jesse idziecie ze mną, reszta zostaje na pozycjach, jeśli nie wrócimy za pół godziny macie odlecieć.
- Ale…
Próbowałam zaoponować:
- To rozkaz, Cole pilnuj jej.
Cole kiwnął głową a drużyna Rolly’ego udała się w wyznaczone miejsce. Nie wiem co miało znaczyć stwierdzenie – pilnuj jej, ale próbowałam to sobie wytłumaczyć jego ludzką troską o moją osobę.
Po niespełna trzydziestu minutach kiedy to Cole wydał rozkaz do przygotowania się do startu, zauważyliśmy Jesse. Szła przodem a za nią podążał Rolly i Gino prowadzący ledwo trzymającego się na nogach Bobbie’go. Załadowali go na śmigłowiec, który po niespełna minucie zaczął wznosić się do góry, Rolly powiedział do słuchawki:
- Colin…
- Tak?
- Jak perymetr?
- Czysto, macie drogę wolną.
- Zamelduj Daniels’owi ,że oddział pierwszy wraca do bazy.
- Przyjąłem.
Spojrzałam na Bobbie’go, był ledwie przytomny, Gino od razu podłączył kroplówkę, Asir siedział ze spuszczoną głową jakby w obawie co pamięta Bobbie. Pochyliłam się nad Bobbie’m i zapytałam:
- Co się tam stało?
- Nie wiem, szedłem za Asir’em ,ale po paru metrach straciłem go z oczu, chciałem zameldować, ale ktoś zaczął zakłócać częstotliwość, później ktoś walnął mnie kilka razy w tył głowy i straciłem przytomność. Kiedy się ocknąłem nikogo nie było, radio dalej leżało koło mnie, tyle, że już nie było szumów, zameldowałem się do ciebie.
- Wiesz kto cię uderzył?
- Nie mam pojęcia.
Gino spojrzał na mnie a ja na Asir’a. Nasuwało się pytanie czy słusznie mu uwierzyłam?

Kolejne dni miały być ciężkie i wiedzieliśmy o tym doskonale. Komuś bardzo zależało na wykończeniu całej naszej grupy a nie wiedzieliśmy komu. Odkrycie prawdy w miejscu, w którym tak naprawdę już nikt nikomu nie ufał, nie było rzeczą prostą, mogłam jedynie mieć nadzieję, że Rolly, który od śmierci Thorne’a był naszym dowódcą znajdzie w sobie dość siły, by zapobiec naszej klęsce i uratować to, na co pracowaliśmy przez wiele lat.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz