sobota, 15 lutego 2014

Rozdział XXXIII

XXXIII

Do swojego pokoju wróciłam o pierwszej w nocy w bardzo dobrym humorze, dopóki nie zapaliłam małej nocnej lampki, w blasku której we fotelu ujrzałam Rolly’ego. Siedział tam zamyślony a może obojętny? Nie chciałam się dowiedzieć.
- Wieczór się udał?
Zapytał, choć sama nie wiem dlaczego, bo cały czas mnie obserwował. Może po prostu potrzebował mojego potwierdzenia.
- Udał się dziękuję.
Wstał z fotela i stanął naprzeciwko.
- Byłaś bardzo przekonująca.
- Starałam się.
- Wiem – odparł łagodnym tonem, dawno nie słyszałam takiej miękkości w jego głosie, czy to możliwe, że nagle poczuł iż coś traci?
- Chcę ci tylko przypomnieć, że wykonujesz zadanie, nie chciałbym abyś za mocno się w nim zatraciła.
Nic nie odpowiedziałam on pogładził mnie po policzku po czym bez słowa wyszedł z pokoju. Tej nocy nie mogłam usnąć. Nurtowało mnie to, co sprawiło, że tak bardzo istotnie się zatraciłam. Cała moja wiedza na temat Barado opierała się na przeczytanych aktach, tymczasem poczułam ogromną potrzebę dowiedzenia się o nim czegoś więcej, tego jakim jest człowiekiem. Być może dostrzegłam tak wielkie podobieństwo do osoby Nick’a, z którego odejściem tak długo się zmagałam. Podobno nie warto wracać do przeszłości ale było coś takiego w Achmedzie co bardzo mnie fascynowało i bardzo chciałam się dowiedzieć co to takiego.
Gdy usnęłam nad ranem, do drzwi rozległo się pukanie, Colin od razu wzniósł alarm>
- Trójka zrób sobie spacer po korytarzu.
Kim odpowiedziała natychmiast:
- Zrozumiałam.
Otworzyłam drzwi a w nich zobaczyłam posłańca z wielkim bukietem czerwonych róż, przetarłam twarz.
- Pani Santadio?
- Tak.
Odpowiedziałam, celowo przyjęłam nazwisko mojego biologicznego ojca, by nie wzbudzać podejrzeń.
- To dla pani.
Niepewnie wzięłam bukiet kwiatów i zamknęłam drzwi. W środku był liścik, otworzyłam go:
„Dziękuję za wspaniały wieczór” – Achmed.
Uśmiechnęłam się do siebie, po czym odłożyłam bukiet na stół, wtedy odezwał się Rolly:
- Wpuść Sam’a, musi sprawdzić kwiaty.
- Nie przesadzasz trochę?
- Rób co mówię.
Wpuściłam Sam’a a ten czujnikiem przeskanował kwiaty, pokiwałam głową, kiwnął do mnie, że wszystko jest w porządku. Colin spojrzał na Rolly’ego:
- Widać zrobiła na nim piorunujące wrażenie.
- O to nam chodziło czyż nie?
Odezwała się Anne siedząca w drugim końcu pokoju, Rolly zmierzył ją wzrokiem, widać nie był zadowolony z jej uwagi, wtedy w monitorze Colin zauważył mężczyznę w szarym garniturze idący prosto pod moje drzwi:
- Red, zielony kod.
- Przyjąłem.
Mężczyzna zadzwonił do drzwi i kiedy je otworzyłam wręczył mi mały liścik, przeczytałam go, było tam zaproszenie na obiad, spojrzałam na mężczyznę, który nie ruszył się z miejsca, jakby wyczekiwał mojej reakcji.
- Mam poczekać za odpowiedzią.
Wyjaśnił od razu jakby w obawie na moją reakcję.
- Powiedz panu Achmed’owi, że się zgadzam.
Uśmiechnął się, pochylił głowę, po czym odszedł. Zamyśliłam się, czy możliwe, że potencjalny terrorysta miał serce skłonne do uczuć? Na to wszystko wskazywało, Rolly’ego jednak to zaniepokoiło:
- Sprawdź jego życie prywatne.
Powiedział do Colin’a.
- Już to robiliśmy.
- To zrobimy jeszcze raz.
Colin kiwnął głową i wbił w komputer odpowiednie parametry:
- Od lat jest sam, nie wiąże się na stałe, wszystko przelotne znajomości.
- A wcześniej?
- Miał żonę.
- Co się z nią stało?
- Zginęła w wypadku samochodowym razem z bratem Achmed’a.
- W wypadku?
- Tak widnieje w raporcie policyjnym.
- A co mówią nasze dane?
- Zaraz.
Wstukał coś.
- Złapał ją na knuciu z jej bratem przeciwko niemu. Starszy brat został wydziedziczony przez ojca Barado, żonie był bezgranicznie oddany dopóki nie poznał prawdy, od tej pory się nie angażuje.
- Chyba nie angażował się do wczoraj.
Powiedział Red widząc minę Rolly’ego.
- To się może źle skończyć stary.
Słowa Red’a wznieciły u Rolly’ego jeszcze większą czujność.
- Wzmocnić ochronę i nie spuszczaj jej z oka.
- Jasne.
Red włożył słuchawkę do ucha po czym opuścił pokój.
Po południu spotkałam się z Barado w restauracji na przedmieściach. To była mała, przytulna restauracja, byłam trochę milcząca bo Włochy kojarzyły mi się nierozerwalnie z przeszłością. Barado po skończonym obiedzie zaczął mi się przyglądać.
- Dziękuję, że zgodziłaś się spędzić ze mną to popołudnie.
- Mam nadzieję, że nie masz względem mnie jakiś niecnych zamiarów.
- Nie, choć przyznam, że bardzo mnie zaintrygowałaś.
- Dlaczego?
- Kobiety, które dotychczas poznawałem, zaczynały swoją znajomość ze mną od zapoznania się z inwentarzem moich finansów, ty nawet nie zapytałaś czym się zajmuję.
- Czy to ważne?
- Ktoś bardzo cię zranił, mam rację?
Rolly przysłuchiwał się tej rozmowie przez mikrofon, przez ten sam, który słyszał też Colin i Anne. Spuściłam głowę, ale on podniósł mi ją za podbródek.
- Możesz mi zaufać, ja cię nie skrzywdzę.
Czyż nie ironią losu były te słowa? Ile razy już je słyszałam w swoim życiu?
- Opowiedz mi o nim.
- Nie ma za wiele do opowiadania. Spędziłam ostatnie pięć lat z człowiekiem, którego tak naprawdę chyba w ogóle nie znałam. Wydawało mi się, że zapewni mi poczucie bezpieczeństwa i spędzimy ze sobą resztę życia.
- I co się stało?
- Oszukał mnie, ale bardziej chyba zabolało mnie to, że ja oddałam mu się bez reszty a on po prostu mnie wykorzystał do swoich celów. Byłam po prostu jego kolejną ofiarą, jedną z wielu jak sądzę. To mistrz manipulacji, posunie się do wszystkiego, byle osiągnąć zamierzony cel. To cała historia i nauczka dla mnie.
- Dla ciebie?
Achmed słuchał uważnie jakby moje słowa były melodią kołyszącą jego również zranione serce. Rolly słuchał w wielkim skupieniu, choć myślałam, że jego sumienia żadne wyznanie nie jest w stanie wzruszyć.
- Tylu ludzi mnie w życiu wykorzystało, że powinnam się przyzwyczaić, albo w końcu wyleczyć z łatwowierności.
- Skoro tak jest, to nasuwa się jedno pytanie, bardzo ważne.
Pokiwałam głową bo dokładnie wiedziałam o co chce mnie zapytać.
- Dlaczego siedzę tu teraz z tobą?
- Właśnie.
Uśmiechnęłam się przepełniona bólem i rozgoryczeniem.
- Bardzo mi kogoś przypominasz, kogoś z mojej dalekiej przeszłości, który skradł nie tylko moje serce, ale i duszę.
- Więc dlaczego się rozstaliście?
- Nie rozstaliśmy się, Nick nie żyje, popełnił samobójstwo.
- Samobójstwo? Czy to nie jest śmierć dla tchórzy?
- Z początku też tak na to patrzyłam, ale uświadomiłam sobie, że psychika mężczyzny bywa niekiedy słabsza od psychiki kobiety.
- Co takiego się stało?
Kelner nalał nam wino w kieliszki, po czym od razu oddalił się.
- Rozgadałeś się.
- Bo to niewiarygodne, że kobieta taka jak ty jest sama i nie wierzę, że nie ma ku temu poważnych powodów.
- Zaszłam w ciążę i urodziłam syna, był jego marzeniem i oczkiem w głowie, po prostu oszalał na jego punkcie, bo w środowisku, w którym żył, syn dla mężczyzny był niczym młody Bóg. Pięć miesięcy później zmarł, umierał na naszych oczach a my mogliśmy tylko patrzeć jak kona. Nie było sposobu żeby mu pomóc, ja uciekłam w pracę a on w swoją rozpacz. Nikt nie był w stanie mu pomóc w tym jego szaleństwie, w końcu po kilku latach w rocznicę śmierci poszedł na grób naszego syna i zastrzelił się. To właśnie kiedy nie potrafię znaleźć odpowiedzi przyjeżdżam do Włoch, Nick miał włoskie pochodzenie, jego rodzina przeniosła się na stałe do Stanów, ale stąd właśnie pochodzą.
- Czym zajmował się Nick?
- Jego ojciec jest szefem mafii, tak przynajmniej mówią, ja nigdy w to nie wnikałam, ważne było dla mnie to co robił będąc ze mną, Nick miał być jego następcą. Na co dzień wtapiał się w tłum robiąc legalne interesy.
- Musisz być silną kobietą skoro przetrwałaś to wszystko.
- Czasami po prostu trzeba się otrząsnąć i iść dalej, reszta sama przychodzi, nie mam w zwyczaju okazywania swoich słabości i mam nadzieję, że tego nie wykorzystasz.
- To co w ludziach cenię najbardziej – to szczerość, tak bardzo w dzisiejszych czasach jej brakuje i dlatego uwierz mi na słowo, że doskonale cię rozumiem.
Spojrzeliśmy sobie w oczy:
- Masz ochotę na spacer?
- Chętnie.
Wstał i wyciągnął do mnie rękę, podałam mu swoją i zatraciłam się w jego spojrzeniu, miał piękne oczy:
- Nie miałam okazji podziękować ci za kwiaty, są piękne.
- Mógłbym ci je przysyłać codziennie, byle byś tylko została ze mną dłużej niż ten tydzień.
Wyszliśmy z restauracji i udaliśmy się na plażę. Widok był piękny a woda kryształowa, po raz pierwszy od dłuższego czasu poczułam, że żyję, przystanęłam nad brzegiem i zapatrzyłam się w dal, Achmed stał z boku i przyglądał mi się:
- Dlaczego mi się przyglądasz?
- Mógłbym to robić godzinami i ciągle byłoby mi mało., spójrz mi w oczy i powiedz, że czujesz co innego niż ja w tej chwili.
Spojrzałam, ale nie mogłam wydusić z siebie słowa, Rolly po drugiej stronie nadajnika mało nie eksplodował, choć starał się to ukryć przed resztą.
- Idzie jej to szybciej niż przypuszczaliśmy.
- Zaczyna za bardzo wczuwać się w rolę, to się źle skończy.
- Czy nie takie miała zadanie?
Zapytała Anne, ale najwyraźniej nie spodobało się ono Rolly’emu:
- Jeśli będę chciał czyjejś rady, to o nią poproszę.
Anne poczuła się urażona i wyszła z pokoju, nikt więcej nie odważył się odezwać, w tym czasie ja i Barodo dalej staliśmy wpatrzeni w siebie, poczułam lekki chłód.
- Robi się chłodno.
Zdjął marynarkę i owinął mnie nią tak, że nasze usta prawie się zetknęły, nie mogłam jednak wykonać pierwsza żadnego gestu, gdyż wówczas mógłby zacząć coś podejrzewać. Pozostając dalej w tejże niebezpiecznej odległości i czując mój ciepły oddech, który nieco przyspieszył rytmu, dłonią delikatnie pogłaskał mi policzek.
- Czy nie poczujesz się urażona jeśli…, jeśli cię teraz pocałuję?

Przełknęłam ślinę, wiedziałam, że Rolly tego słucha, ale ja nie mogłam zaradzić temu pragnieniu i kiedy pokiwałam przecząco głową i poczułam jego usta na swoich, zdałam sobie sprawę z tego, że właśnie – przestałam udawać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz