XXXIII
Do swojego pokoju
wróciłam o pierwszej w nocy w bardzo dobrym humorze, dopóki nie zapaliłam małej
nocnej lampki, w blasku której we fotelu ujrzałam Rolly’ego. Siedział tam
zamyślony a może obojętny? Nie chciałam się dowiedzieć.
- Wieczór się udał?
Zapytał, choć sama nie
wiem dlaczego, bo cały czas mnie obserwował. Może po prostu potrzebował mojego
potwierdzenia.
- Udał się dziękuję.
Wstał z fotela i
stanął naprzeciwko.
- Byłaś bardzo
przekonująca.
- Starałam się.
- Wiem – odparł
łagodnym tonem, dawno nie słyszałam takiej miękkości w jego głosie, czy to
możliwe, że nagle poczuł iż coś traci?
- Chcę ci tylko
przypomnieć, że wykonujesz zadanie, nie chciałbym abyś za mocno się w nim
zatraciła.
Nic nie odpowiedziałam
on pogładził mnie po policzku po czym bez słowa wyszedł z pokoju. Tej nocy nie
mogłam usnąć. Nurtowało mnie to, co sprawiło, że tak bardzo istotnie się
zatraciłam. Cała moja wiedza na temat Barado opierała się na przeczytanych
aktach, tymczasem poczułam ogromną potrzebę dowiedzenia się o nim czegoś
więcej, tego jakim jest człowiekiem. Być może dostrzegłam tak wielkie
podobieństwo do osoby Nick’a, z którego odejściem tak długo się zmagałam.
Podobno nie warto wracać do przeszłości ale było coś takiego w Achmedzie co
bardzo mnie fascynowało i bardzo chciałam się dowiedzieć co to takiego.
Gdy usnęłam nad ranem,
do drzwi rozległo się pukanie, Colin od razu wzniósł alarm>
- Trójka zrób sobie
spacer po korytarzu.
Kim odpowiedziała
natychmiast:
- Zrozumiałam.
Otworzyłam drzwi a w
nich zobaczyłam posłańca z wielkim bukietem czerwonych róż, przetarłam twarz.
- Pani Santadio?
- Tak.
Odpowiedziałam, celowo
przyjęłam nazwisko mojego biologicznego ojca, by nie wzbudzać podejrzeń.
- To dla pani.
Niepewnie wzięłam
bukiet kwiatów i zamknęłam drzwi. W środku był liścik, otworzyłam go:
„Dziękuję za wspaniały wieczór” – Achmed.
Uśmiechnęłam się do
siebie, po czym odłożyłam bukiet na stół, wtedy odezwał się Rolly:
- Wpuść Sam’a, musi
sprawdzić kwiaty.
- Nie przesadzasz
trochę?
- Rób co mówię.
Wpuściłam Sam’a a ten
czujnikiem przeskanował kwiaty, pokiwałam głową, kiwnął do mnie, że wszystko
jest w porządku. Colin spojrzał na Rolly’ego:
- Widać zrobiła na nim
piorunujące wrażenie.
- O to nam chodziło
czyż nie?
Odezwała się Anne
siedząca w drugim końcu pokoju, Rolly zmierzył ją wzrokiem, widać nie był
zadowolony z jej uwagi, wtedy w monitorze Colin zauważył mężczyznę w szarym
garniturze idący prosto pod moje drzwi:
- Red, zielony kod.
- Przyjąłem.
Mężczyzna zadzwonił do
drzwi i kiedy je otworzyłam wręczył mi mały liścik, przeczytałam go, było tam
zaproszenie na obiad, spojrzałam na mężczyznę, który nie ruszył się z miejsca,
jakby wyczekiwał mojej reakcji.
- Mam poczekać za
odpowiedzią.
Wyjaśnił od razu jakby
w obawie na moją reakcję.
- Powiedz panu
Achmed’owi, że się zgadzam.
Uśmiechnął się,
pochylił głowę, po czym odszedł. Zamyśliłam się, czy możliwe, że potencjalny
terrorysta miał serce skłonne do uczuć? Na to wszystko wskazywało, Rolly’ego
jednak to zaniepokoiło:
- Sprawdź jego życie
prywatne.
Powiedział do Colin’a.
- Już to robiliśmy.
- To zrobimy jeszcze
raz.
Colin kiwnął głową i
wbił w komputer odpowiednie parametry:
- Od lat jest sam, nie
wiąże się na stałe, wszystko przelotne znajomości.
- A wcześniej?
- Miał żonę.
- Co się z nią stało?
- Zginęła w wypadku
samochodowym razem z bratem Achmed’a.
- W wypadku?
- Tak widnieje w
raporcie policyjnym.
- A co mówią nasze
dane?
- Zaraz.
Wstukał coś.
- Złapał ją na knuciu
z jej bratem przeciwko niemu. Starszy brat został wydziedziczony przez ojca
Barado, żonie był bezgranicznie oddany dopóki nie poznał prawdy, od tej pory
się nie angażuje.
- Chyba nie angażował
się do wczoraj.
Powiedział Red widząc
minę Rolly’ego.
- To się może źle
skończyć stary.
Słowa Red’a wznieciły
u Rolly’ego jeszcze większą czujność.
- Wzmocnić ochronę i
nie spuszczaj jej z oka.
- Jasne.
Red włożył słuchawkę
do ucha po czym opuścił pokój.
Po południu spotkałam
się z Barado w restauracji na przedmieściach. To była mała, przytulna
restauracja, byłam trochę milcząca bo Włochy kojarzyły mi się nierozerwalnie z
przeszłością. Barado po skończonym obiedzie zaczął mi się przyglądać.
- Dziękuję, że zgodziłaś
się spędzić ze mną to popołudnie.
- Mam nadzieję, że nie
masz względem mnie jakiś niecnych zamiarów.
- Nie, choć przyznam,
że bardzo mnie zaintrygowałaś.
- Dlaczego?
- Kobiety, które
dotychczas poznawałem, zaczynały swoją znajomość ze mną od zapoznania się z
inwentarzem moich finansów, ty nawet nie zapytałaś czym się zajmuję.
- Czy to ważne?
- Ktoś bardzo cię
zranił, mam rację?
Rolly przysłuchiwał
się tej rozmowie przez mikrofon, przez ten sam, który słyszał też Colin i Anne.
Spuściłam głowę, ale on podniósł mi ją za podbródek.
- Możesz mi zaufać, ja
cię nie skrzywdzę.
Czyż nie ironią losu
były te słowa? Ile razy już je słyszałam w swoim życiu?
- Opowiedz mi o nim.
- Nie ma za wiele do
opowiadania. Spędziłam ostatnie pięć lat z człowiekiem, którego tak naprawdę
chyba w ogóle nie znałam. Wydawało mi się, że zapewni mi poczucie
bezpieczeństwa i spędzimy ze sobą resztę życia.
- I co się stało?
- Oszukał mnie, ale
bardziej chyba zabolało mnie to, że ja oddałam mu się bez reszty a on po prostu
mnie wykorzystał do swoich celów. Byłam po prostu jego kolejną ofiarą, jedną z
wielu jak sądzę. To mistrz manipulacji, posunie się do wszystkiego, byle
osiągnąć zamierzony cel. To cała historia i nauczka dla mnie.
- Dla ciebie?
Achmed słuchał uważnie
jakby moje słowa były melodią kołyszącą jego również zranione serce. Rolly
słuchał w wielkim skupieniu, choć myślałam, że jego sumienia żadne wyznanie nie
jest w stanie wzruszyć.
- Tylu ludzi mnie w
życiu wykorzystało, że powinnam się przyzwyczaić, albo w końcu wyleczyć z
łatwowierności.
- Skoro tak jest, to
nasuwa się jedno pytanie, bardzo ważne.
Pokiwałam głową bo
dokładnie wiedziałam o co chce mnie zapytać.
- Dlaczego siedzę tu
teraz z tobą?
- Właśnie.
Uśmiechnęłam się
przepełniona bólem i rozgoryczeniem.
- Bardzo mi kogoś
przypominasz, kogoś z mojej dalekiej przeszłości, który skradł nie tylko moje
serce, ale i duszę.
- Więc dlaczego się
rozstaliście?
- Nie rozstaliśmy się,
Nick nie żyje, popełnił samobójstwo.
- Samobójstwo? Czy to
nie jest śmierć dla tchórzy?
- Z początku też tak
na to patrzyłam, ale uświadomiłam sobie, że psychika mężczyzny bywa niekiedy
słabsza od psychiki kobiety.
- Co takiego się
stało?
Kelner nalał nam wino
w kieliszki, po czym od razu oddalił się.
- Rozgadałeś się.
- Bo to niewiarygodne,
że kobieta taka jak ty jest sama i nie wierzę, że nie ma ku temu poważnych
powodów.
- Zaszłam w ciążę i
urodziłam syna, był jego marzeniem i oczkiem w głowie, po prostu oszalał na
jego punkcie, bo w środowisku, w którym żył, syn dla mężczyzny był niczym młody
Bóg. Pięć miesięcy później zmarł, umierał na naszych oczach a my mogliśmy tylko
patrzeć jak kona. Nie było sposobu żeby mu pomóc, ja uciekłam w pracę a on w
swoją rozpacz. Nikt nie był w stanie mu pomóc w tym jego szaleństwie, w końcu
po kilku latach w rocznicę śmierci poszedł na grób naszego syna i zastrzelił
się. To właśnie kiedy nie potrafię znaleźć odpowiedzi przyjeżdżam do Włoch,
Nick miał włoskie pochodzenie, jego rodzina przeniosła się na stałe do Stanów,
ale stąd właśnie pochodzą.
- Czym zajmował się
Nick?
- Jego ojciec jest
szefem mafii, tak przynajmniej mówią, ja nigdy w to nie wnikałam, ważne było
dla mnie to co robił będąc ze mną, Nick miał być jego następcą. Na co dzień
wtapiał się w tłum robiąc legalne interesy.
- Musisz być silną kobietą
skoro przetrwałaś to wszystko.
- Czasami po prostu
trzeba się otrząsnąć i iść dalej, reszta sama przychodzi, nie mam w zwyczaju
okazywania swoich słabości i mam nadzieję, że tego nie wykorzystasz.
- To co w ludziach
cenię najbardziej – to szczerość, tak bardzo w dzisiejszych czasach jej brakuje
i dlatego uwierz mi na słowo, że doskonale cię rozumiem.
Spojrzeliśmy sobie w
oczy:
- Masz ochotę na
spacer?
- Chętnie.
Wstał i wyciągnął do
mnie rękę, podałam mu swoją i zatraciłam się w jego spojrzeniu, miał piękne
oczy:
- Nie miałam okazji
podziękować ci za kwiaty, są piękne.
- Mógłbym ci je
przysyłać codziennie, byle byś tylko została ze mną dłużej niż ten tydzień.
Wyszliśmy z
restauracji i udaliśmy się na plażę. Widok był piękny a woda kryształowa, po
raz pierwszy od dłuższego czasu poczułam, że żyję, przystanęłam nad brzegiem i
zapatrzyłam się w dal, Achmed stał z boku i przyglądał mi się:
- Dlaczego mi się
przyglądasz?
- Mógłbym to robić
godzinami i ciągle byłoby mi mało., spójrz mi w oczy i powiedz, że czujesz co
innego niż ja w tej chwili.
Spojrzałam, ale nie
mogłam wydusić z siebie słowa, Rolly po drugiej stronie nadajnika mało nie
eksplodował, choć starał się to ukryć przed resztą.
- Idzie jej to
szybciej niż przypuszczaliśmy.
- Zaczyna za bardzo
wczuwać się w rolę, to się źle skończy.
- Czy nie takie miała
zadanie?
Zapytała Anne, ale
najwyraźniej nie spodobało się ono Rolly’emu:
- Jeśli będę chciał
czyjejś rady, to o nią poproszę.
Anne poczuła się
urażona i wyszła z pokoju, nikt więcej nie odważył się odezwać, w tym czasie ja
i Barodo dalej staliśmy wpatrzeni w siebie, poczułam lekki chłód.
- Robi się chłodno.
Zdjął marynarkę i
owinął mnie nią tak, że nasze usta prawie się zetknęły, nie mogłam jednak
wykonać pierwsza żadnego gestu, gdyż wówczas mógłby zacząć coś podejrzewać.
Pozostając dalej w tejże niebezpiecznej odległości i czując mój ciepły oddech,
który nieco przyspieszył rytmu, dłonią delikatnie pogłaskał mi policzek.
- Czy nie poczujesz
się urażona jeśli…, jeśli cię teraz pocałuję?
Przełknęłam ślinę,
wiedziałam, że Rolly tego słucha, ale ja nie mogłam zaradzić temu pragnieniu i
kiedy pokiwałam przecząco głową i poczułam jego usta na swoich, zdałam sobie
sprawę z tego, że właśnie – przestałam udawać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz