sobota, 15 lutego 2014

Rozdział XLIX

XLIX

Po kolejnych przetańczonych utworach, wróciliśmy do stolika. Uśmiechnęłam się do niego:
- Powinnam ci podziękować.
- A masz za co?
- Myślę, że mam.
- To w takim razie może teraz dasz się namówić na kolację co?
- Dobrze, ale zdaję się na ciebie, bo jakoś nie mam ochoty przeglądać karty.
Dante ponownie przywołał ręką kelnera a ten zjawił się natychmiast:
- To co zwykle, dwa razy i jeszcze butelkę wina.
Kelner poszedł a ja dopiłam swój kieliszek:
- Próbujesz mnie upić?
- Żeby to było takie proste, pamiętasz jak Nick wyjechał do Hiszpanii i zostawił cię pod moją ochroną?
Zaczęłam się śmiać, bo pamiętałam to zdarzenie bardzo dobrze.
- Pamiętam.
- No właśnie, upiłaś mi sześciu żołnierzy, byleby tylko pozbyć się ochrony.
- Tak, sama wcale nie byłam trzeźwiejsza od nich.
- Ale wystarczająco trzeźwa, żeby im zwiać.
- I wtedy pojawiłeś się ty.
- Pamiętasz.
- Jasne, że pamiętam, pokrzyżowałeś mi plany i odprowadziłeś do łóżka a potem pilnowałeś mnie osobiście już do rana.
Zamyślił się i uśmiechnął jakby sam do własnych myśli.
- O czym pomyślałeś?
- Sądzę, że wiesz, ale, może nie warto wracać do tego co było ,ważne jest teraz.
Nie drążyłam, choć rzeczywiście zdarzyła się wtedy między nami dwuznaczna sytuacja, z której co prawda nic nie wyniknęło, ale zagroziłam, że jeśli się powtórzy powiem Nick’owi. Nigdy później Dante już nie chciał podjąć się mojej ochrony, aż do dnia kiedy mnie, Nick’a i jego ludzi ostrzelano. Przez wiele lat wyrzucał sobie, że mnie naraził na niebezpieczeństwo. Ale to było tak dawno, że kompletnie wyrzuciłam to ze swojej pamięci.
Dzisiaj siedzieliśmy razem po wielu latach i licznych przejściach jak starzy dobrzy przyjaciele, potrzebowałam tego aby ktoś o mnie zadbał, aby sprawił, że nie będę się już bała jutra. Nie byłam pewna czy Dante jest tym mężczyzną, ale nawet jeśli był, to wiedziałam, że tylko na jakiś czas. On nigdy się nie angażował, za to ja niestety robiłam to bardzo szybko, dlatego właśnie większość moich związków była krótka, bo z tych dłuższych nie potrafiłam się potem wyzwolić.
Po kolacji otworzyliśmy kolejną butelkę szampana, ale myślami dawno krążyłam gdzieś indziej.
- Mogę cię o coś zapytać?
- Możesz – odpowiedziałam.
- Jak to się stało ,że zadałaś się z Barodo?
Jezu – pomyślałam ,więc on naprawdę wiedział o wszystkim, ale wiedziałam, że jeśli ma mi pomóc to muszę być szczera.
- Miałam zauroczyć go a następnie…
- Zabić?
- Nie od razu.
- Zakochałaś się w nim?
- Tak mi się wydawało, aż do ubiegłego tygodnia.
- A co stało się w ubiegłym tygodniu?
- Dał mi do zrozumienia, że wie o wszystkim co robię i jeśli go zdradzę ,to może coś przytrafić się Rolly’emu.
- Zależy ci na nim?
- Na Barodo?
- Nie, na Rolly’m.
Chwilę myślałam nad odpowiedzią:
- W pewnym sensie może i tak, kilka razy uratował mi życie.
- Ale to nie wdzięczność przez ciebie przemawia, nawet jeśli starasz się to ukryć, zdradza cię ton głosu, kiedy o nim mówisz to czuć miękkość.
- Mamy syna, zawsze będziemy sobie bliscy ale w tej chwili to nie ma przyszłości, za dużo spraw nas dzieli.
- Może to i lepiej.
- Dlaczego?
- Nie będę miał poczucia winy, że krzywdzę kolejnego nieszczęśnika.
Zaczęłam się śmiać, a Dante wstał i wyciągnął do mnie rękę, czułam, że zbliża się nieubłagalny koniec naszego wspólnego wieczoru i to właśnie teraz kiedy udało mi się odprężyć. Nie pytając jednak o nic podałam mu swoją rękę i wstałam. Już mieliśmy wyjść z restauracji, kiedy jeden z ochroniarzy o bandyckim wyrazie twarzy podszedł do niego i szepnął mu coś do ucha. Dante powiedział krótko:
- Na razie obserwujcie.
Mężczyzna kiwnął głową ,po czym wyszedł z restauracji, spojrzałam pytająco na Dante’go:
- O niego chodzi prawda?
- Możemy już dzisiaj o tym nie rozmawiać?
- Chcę tylko wiedzieć co…
- Co z nim zrobię? Na razie nic, a potem zobaczymy, możemy iść?
- Tak.
Wyszliśmy z restauracji obstawieni ludźmi, Carlos szedł przodem i otworzył drzwi limuzyny, wsiedliśmy i samochód ruszył. Gdy po krótkim czasie wjechał na teren posiadłości Dante’go – bo należało to nazwać po imieniu, dom był niezwykle okazały, naokoło limuzyny zaczęło się roić od ochroniarzy. Przez moment czułam się jak w gangsterskim filmie, ale w końcu zrozumiałam, że Dante miał równie wielu przyjaciół ilu wrogów. Drzwi się otworzyły, Dante już miał wysiadać kiedy spojrzał, że ja nie ruszam się z miejsca.
- Nie mogłem zawieźć cię do twojego domu, tu przynajmniej nic ci nie grozi.
Wysiadł z samochodu i wystawił rękę. Niepewnym ruchem wyciągnęłam swoją i wysiadłam.
Gdy weszliśmy do domu, od razu w holu zdjął marynarkę i rzucił ją na pobliski fotel. Skierował się od razu po schodach do góry, nie byłam tu od lat, ale dobrze znałam to miejsce, to właśnie tu niegdyś przechytrzyłam jego ochroniarzy. Obrócił się na schodach i spojrzał na mnie:
- Mam cię wnieść?
- Właściwie dlaczego nie.
Cofnął się do mnie, wtedy aż odskoczyłam:
- Żartowałam, pójdę sama.
Ruszyłam za nim do wielkiej sypialni, z której wychodziło się wprost na olbrzymi balkon. Wyszłam na niego i oparłam się. Widok zachodzącego już słońca z tej wysokości był piękny. Zsunęłam buty na obcasach, które do tej pory miałam na nogach i zaczęły mnie już nieco uwierać. Po chwili przyszedł Dante, miał rozpiętą nieco od góry koszulę i podwinięte rękawy. Najwyraźniej po powrocie do domu szybko się rozluźniał. Ubrany na czarno wyglądał tak przystojnie, owiała mnie jakaś dziwna lekkość. Dante przyniósł dwa kieliszki i otwarte wino, podał mi jeden kieliszek, wzięłam go a on napełnił obydwa do pełna i odstawił na parapet butelkę. Uśmiechnął się do mnie i podszedł nieco bliżej:
- Gdyby ktoś parę lat temu powiedział mi, że będziemy tutaj stać razem i popijać wino, nie uwierzyłbym.
- Dlaczego?
- Z nas dwóch to Nick miał zawsze szczęście, ja odwalałem czarną robotę.
- Nie miałeś sobie równych.
- Siła szczęścia nie daje.
- Uważasz, że Nick był szczęściarzem?
Poleciały mi mimo woli łzy:
- Tak uważam.
Pokręciłam głową.
- Gdyby mnie nie spotkał, dzisiaj by żył, a gdyby miał twoją siłę poradziłby sobie z bólem.
- To nie miłość do ciebie go zabiła, tylko jej brak.
- Cierpiał po stracie syna i nie umiał  z tym żyć.
Czy Dante wiedział coś więc niż ja na ten temat?
- Kiedy się rozstaliście przesiedzieliśmy na tym balkonie nie jeden wieczór, zazwyczaj upijał się do nieprzytomności, albo był niedopity i wylewał swoje żale. Serce na jego widok ściskało nawet mnie, wielu rzeczy pewnie o was nie wiedziałem, ale jedno wiem na pewno, przyszedł moment , w którym Nick pogodził się z tym, że wasz synek zmarł, zrozumiał, że to nie była niczyja wina i że po prostu trzeba dalej żyć, tyle, że on nie potrafił i nie chciał żyć bez ciebie.
- Dlaczego teraz mi to mówisz? Żebym czuła się jeszcze podlej?
Płakałam, odstawił kieliszki i zabrał mi włosy z polików:
- Nie, nie dlatego, ale przez wiele długich lat uważałem, że Nick popełnił samobójstwo bo był zbyt słaby żeby żyć, dopiero dzisiaj go zrozumiałem.
- A co się stało dzisiaj?
- On spędził z tobą trzy lata i nie wyobrażał sobie życia bez ciebie, ja spędziłem z tobą jeden wieczór i nie wiem co bym zrobił gdybyś teraz powiedziała, że chcesz wrócić do domu.
- Ale ja nie chcę wrócić.
- To dobrze, bo chciałbym ,żebyś  najbliższe kilka dni tutaj została.
- Dlaczego?
- Moi ludzie rozeznają się nieco w sytuacji, a ja osobiście dopilnuję żeby umilić ci ten czas.
Teraz dopiero uśmiechnęłam się:
- Wcale w to nie wątpię, chociaż jak na razie to sprawujesz się bez zarzutów.
- Nie wiem tylko jak długo mi się to uda, dlatego pójdę już do siebie a ty odpocznij, gdybyś czegoś potrzebowała, moja sypialnia jest tuż obok twojej.
Już miał wychodzić gdy zawołałam go nieco rozbawiona:
- Dante…
- Tak?
- Myślałam ,że chciałeś mnie wykorzystać.
Podeszłam bardzo blisko niego, praktycznie jedno na drugim czuło swój oddech, uśmiechnął się do mnie szeroko:
- Chętnie bym to zrobił, ale…
Myślałam, że mnie pocałuje, tymczasem on wziął mnie w ramiona. Gdy tak stałam przytulona do niego, poczułam coś niezwykłego. Nie potrafię opisać co to było za uczucie, ale było na tyle przyjemne, że nawet nie poruszyłam się w obawie, że mi umknie. Po chwili jednak on się odezwał:
- Mógłbym tak z tobą tu stać.
Złożył mi pocałunek we włosach, po czym odrzekł:
- Zasługujesz na coś lepszego. Dobranoc.
Rozkojarzona odpowiedziałam:

- Dobranoc – i uśmiechnęłam się sama do siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz