XLIX
Po kolejnych
przetańczonych utworach, wróciliśmy do stolika. Uśmiechnęłam się do niego:
- Powinnam ci
podziękować.
- A masz za co?
- Myślę, że mam.
- To w takim razie
może teraz dasz się namówić na kolację co?
- Dobrze, ale zdaję
się na ciebie, bo jakoś nie mam ochoty przeglądać karty.
Dante ponownie
przywołał ręką kelnera a ten zjawił się natychmiast:
- To co zwykle, dwa razy
i jeszcze butelkę wina.
Kelner poszedł a ja
dopiłam swój kieliszek:
- Próbujesz mnie upić?
- Żeby to było takie
proste, pamiętasz jak Nick wyjechał do Hiszpanii i zostawił cię pod moją
ochroną?
Zaczęłam się śmiać, bo
pamiętałam to zdarzenie bardzo dobrze.
- Pamiętam.
- No właśnie, upiłaś
mi sześciu żołnierzy, byleby tylko pozbyć się ochrony.
- Tak, sama wcale nie
byłam trzeźwiejsza od nich.
- Ale wystarczająco
trzeźwa, żeby im zwiać.
- I wtedy pojawiłeś
się ty.
- Pamiętasz.
- Jasne, że pamiętam,
pokrzyżowałeś mi plany i odprowadziłeś do łóżka a potem pilnowałeś mnie
osobiście już do rana.
Zamyślił się i
uśmiechnął jakby sam do własnych myśli.
- O czym pomyślałeś?
- Sądzę, że wiesz,
ale, może nie warto wracać do tego co było ,ważne jest teraz.
Nie drążyłam, choć
rzeczywiście zdarzyła się wtedy między nami dwuznaczna sytuacja, z której co
prawda nic nie wyniknęło, ale zagroziłam, że jeśli się powtórzy powiem
Nick’owi. Nigdy później Dante już nie chciał podjąć się mojej ochrony, aż do
dnia kiedy mnie, Nick’a i jego ludzi ostrzelano. Przez wiele lat wyrzucał
sobie, że mnie naraził na niebezpieczeństwo. Ale to było tak dawno, że
kompletnie wyrzuciłam to ze swojej pamięci.
Dzisiaj siedzieliśmy
razem po wielu latach i licznych przejściach jak starzy dobrzy przyjaciele,
potrzebowałam tego aby ktoś o mnie zadbał, aby sprawił, że nie będę się już
bała jutra. Nie byłam pewna czy Dante jest tym mężczyzną, ale nawet jeśli był,
to wiedziałam, że tylko na jakiś czas. On nigdy się nie angażował, za to ja
niestety robiłam to bardzo szybko, dlatego właśnie większość moich związków
była krótka, bo z tych dłuższych nie potrafiłam się potem wyzwolić.
Po kolacji
otworzyliśmy kolejną butelkę szampana, ale myślami dawno krążyłam gdzieś
indziej.
- Mogę cię o coś
zapytać?
- Możesz – odpowiedziałam.
- Jak to się stało ,że
zadałaś się z Barodo?
Jezu – pomyślałam
,więc on naprawdę wiedział o wszystkim, ale wiedziałam, że jeśli ma mi pomóc to
muszę być szczera.
- Miałam zauroczyć go
a następnie…
- Zabić?
- Nie od razu.
- Zakochałaś się w nim?
- Tak mi się wydawało,
aż do ubiegłego tygodnia.
- A co stało się w
ubiegłym tygodniu?
- Dał mi do
zrozumienia, że wie o wszystkim co robię i jeśli go zdradzę ,to może coś
przytrafić się Rolly’emu.
- Zależy ci na nim?
- Na Barodo?
- Nie, na Rolly’m.
Chwilę myślałam nad
odpowiedzią:
- W pewnym sensie może
i tak, kilka razy uratował mi życie.
- Ale to nie
wdzięczność przez ciebie przemawia, nawet jeśli starasz się to ukryć, zdradza
cię ton głosu, kiedy o nim mówisz to czuć miękkość.
- Mamy syna, zawsze będziemy
sobie bliscy ale w tej chwili to nie ma przyszłości, za dużo spraw nas dzieli.
- Może to i lepiej.
- Dlaczego?
- Nie będę miał
poczucia winy, że krzywdzę kolejnego nieszczęśnika.
Zaczęłam się śmiać, a
Dante wstał i wyciągnął do mnie rękę, czułam, że zbliża się nieubłagalny koniec
naszego wspólnego wieczoru i to właśnie teraz kiedy udało mi się odprężyć. Nie
pytając jednak o nic podałam mu swoją rękę i wstałam. Już mieliśmy wyjść z
restauracji, kiedy jeden z ochroniarzy o bandyckim wyrazie twarzy podszedł do
niego i szepnął mu coś do ucha. Dante powiedział krótko:
- Na razie
obserwujcie.
Mężczyzna kiwnął głową
,po czym wyszedł z restauracji, spojrzałam pytająco na Dante’go:
- O niego chodzi
prawda?
- Możemy już dzisiaj o
tym nie rozmawiać?
- Chcę tylko wiedzieć
co…
- Co z nim zrobię? Na
razie nic, a potem zobaczymy, możemy iść?
- Tak.
Wyszliśmy z
restauracji obstawieni ludźmi, Carlos szedł przodem i otworzył drzwi limuzyny,
wsiedliśmy i samochód ruszył. Gdy po krótkim czasie wjechał na teren
posiadłości Dante’go – bo należało to nazwać po imieniu, dom był niezwykle
okazały, naokoło limuzyny zaczęło się roić od ochroniarzy. Przez moment czułam
się jak w gangsterskim filmie, ale w końcu zrozumiałam, że Dante miał równie
wielu przyjaciół ilu wrogów. Drzwi się otworzyły, Dante już miał wysiadać kiedy
spojrzał, że ja nie ruszam się z miejsca.
- Nie mogłem zawieźć
cię do twojego domu, tu przynajmniej nic ci nie grozi.
Wysiadł z samochodu i
wystawił rękę. Niepewnym ruchem wyciągnęłam swoją i wysiadłam.
Gdy weszliśmy do domu,
od razu w holu zdjął marynarkę i rzucił ją na pobliski fotel. Skierował się od
razu po schodach do góry, nie byłam tu od lat, ale dobrze znałam to miejsce, to
właśnie tu niegdyś przechytrzyłam jego ochroniarzy. Obrócił się na schodach i
spojrzał na mnie:
- Mam cię wnieść?
- Właściwie dlaczego
nie.
Cofnął się do mnie,
wtedy aż odskoczyłam:
- Żartowałam, pójdę
sama.
Ruszyłam za nim do
wielkiej sypialni, z której wychodziło się wprost na olbrzymi balkon. Wyszłam
na niego i oparłam się. Widok zachodzącego już słońca z tej wysokości był
piękny. Zsunęłam buty na obcasach, które do tej pory miałam na nogach i zaczęły
mnie już nieco uwierać. Po chwili przyszedł Dante, miał rozpiętą nieco od góry
koszulę i podwinięte rękawy. Najwyraźniej po powrocie do domu szybko się
rozluźniał. Ubrany na czarno wyglądał tak przystojnie, owiała mnie jakaś dziwna
lekkość. Dante przyniósł dwa kieliszki i otwarte wino, podał mi jeden
kieliszek, wzięłam go a on napełnił obydwa do pełna i odstawił na parapet
butelkę. Uśmiechnął się do mnie i podszedł nieco bliżej:
- Gdyby ktoś parę lat
temu powiedział mi, że będziemy tutaj stać razem i popijać wino, nie
uwierzyłbym.
- Dlaczego?
- Z nas dwóch to Nick
miał zawsze szczęście, ja odwalałem czarną robotę.
- Nie miałeś sobie
równych.
- Siła szczęścia nie
daje.
- Uważasz, że Nick był
szczęściarzem?
Poleciały mi mimo woli
łzy:
- Tak uważam.
Pokręciłam głową.
- Gdyby mnie nie
spotkał, dzisiaj by żył, a gdyby miał twoją siłę poradziłby sobie z bólem.
- To nie miłość do
ciebie go zabiła, tylko jej brak.
- Cierpiał po stracie
syna i nie umiał z tym żyć.
Czy Dante wiedział coś
więc niż ja na ten temat?
- Kiedy się
rozstaliście przesiedzieliśmy na tym balkonie nie jeden wieczór, zazwyczaj
upijał się do nieprzytomności, albo był niedopity i wylewał swoje żale. Serce
na jego widok ściskało nawet mnie, wielu rzeczy pewnie o was nie wiedziałem,
ale jedno wiem na pewno, przyszedł moment , w którym Nick pogodził się z tym,
że wasz synek zmarł, zrozumiał, że to nie była niczyja wina i że po prostu trzeba
dalej żyć, tyle, że on nie potrafił i nie chciał żyć bez ciebie.
- Dlaczego teraz mi to
mówisz? Żebym czuła się jeszcze podlej?
Płakałam, odstawił
kieliszki i zabrał mi włosy z polików:
- Nie, nie dlatego,
ale przez wiele długich lat uważałem, że Nick popełnił samobójstwo bo był zbyt
słaby żeby żyć, dopiero dzisiaj go zrozumiałem.
- A co się stało
dzisiaj?
- On spędził z tobą
trzy lata i nie wyobrażał sobie życia bez ciebie, ja spędziłem z tobą jeden
wieczór i nie wiem co bym zrobił gdybyś teraz powiedziała, że chcesz wrócić do
domu.
- Ale ja nie chcę
wrócić.
- To dobrze, bo
chciałbym ,żebyś najbliższe kilka dni
tutaj została.
- Dlaczego?
- Moi ludzie rozeznają
się nieco w sytuacji, a ja osobiście dopilnuję żeby umilić ci ten czas.
Teraz dopiero uśmiechnęłam
się:
- Wcale w to nie
wątpię, chociaż jak na razie to sprawujesz się bez zarzutów.
- Nie wiem tylko jak
długo mi się to uda, dlatego pójdę już do siebie a ty odpocznij, gdybyś czegoś
potrzebowała, moja sypialnia jest tuż obok twojej.
Już miał wychodzić gdy
zawołałam go nieco rozbawiona:
- Dante…
- Tak?
- Myślałam ,że
chciałeś mnie wykorzystać.
Podeszłam bardzo
blisko niego, praktycznie jedno na drugim czuło swój oddech, uśmiechnął się do
mnie szeroko:
- Chętnie bym to
zrobił, ale…
Myślałam, że mnie
pocałuje, tymczasem on wziął mnie w ramiona. Gdy tak stałam przytulona do
niego, poczułam coś niezwykłego. Nie potrafię opisać co to było za uczucie, ale
było na tyle przyjemne, że nawet nie poruszyłam się w obawie, że mi umknie. Po
chwili jednak on się odezwał:
- Mógłbym tak z tobą
tu stać.
Złożył mi pocałunek we
włosach, po czym odrzekł:
- Zasługujesz na coś
lepszego. Dobranoc.
Rozkojarzona
odpowiedziałam:
- Dobranoc – i
uśmiechnęłam się sama do siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz