sobota, 15 lutego 2014

Rozdział XXXVII

XXXVII

Rekonwalescencja zajęła mi dłużej niż sądziłam i nie chodziło tu bynajmniej o stan fizyczny, ale psychiczny.
Fizycznie doszłam bardzo szybko do siebie, ale psychicznie? Byłam na skrajnej przepaści i nic nie wskazywało na poprawę tego stanu.
Po półtora tygodnia wróciłam do pracy, gdzieniegdzie jeszcze miałam lekkie zasinienia na twarzy ale umiejętne nakładanie pudru opanowałam do perfekcji, co pozwalało na uniknięcie głupich pytań  stylu: jak się czujesz? Czy wciąż cię boli?
Byłam wdzięczna ludziom, którzy usuwali mi się z drogi i nie próbowali wciągać mnie w jakiekolwiek bezsensowne dyskusje.
Miałam w głowie totalną rozsypkę a na domiar złego, któregoś dnia zadzwoniła moja komórka, na wyświetlaczu pojawił się napis: MARK, odebrałam, Rolly od  razu zwrócił na mnie uwagę, bo minę miałam przerażoną. Nadszedł czas by zmierzyć się wreszcie z odpowiedzialnością i dojrzałą decyzją, ale nie byłam pewna czy jestem na to gotowa:
- Cześć Mark.
- Możesz przyjechać? Mam kłopot z Penny.
- Z Penny? Dlaczego?
- Thorne umiera.
- Zaraz będę.
Ciężko przełknęłam ślinę, Rolly podszedł do mnie:
- Coś się stało?
- Thorne…
Nie zdążyłam dokończyć a już wiedział co się dzieje, nie wiem czy potrzebowałam obecności Rolly’ego aby dodać sobie odwagi, ale kiedy powiedział, że pojedzie ze mną, nawet nie zaoponowałam. Do szpitala dojechaliśmy po jakiś dziesięciu minutach. Już na korytarzu prowadzącym do pokoju Thorne’a słychać było przeraźliwą histerię mojej córki. Gdy dotarłam do pokoju Samanta próbowała ją uspokoić, Michael stał z boku i chyba modlił się bym wreszcie dotarła i dała Thorne’owi spokojnie odejść.
-  Co się dzieje?
Mark spojrzał na mnie i pokiwał przecząco głową, co oznaczać miało, że Thorne’owi zostały ostatnie tchnienia życia, podeszłam do Thorne’a i chwyciłam go za rękę.
- Po co tu przyjechałaś?! Zostaw wreszcie naszą rodzinę w spokoju!
Słowa Penny sprawiały mi ból, ale wiedziałam, co czuje i miała pełne prawo do irracjonalnego myślenia- ojciec był dla niej wszystkim.
- Powinnaś nie żyć zamiast niego!
- Penny zamknij się.
Michael najwidoczniej nie mógł już słuchać jej bluźnierstw, bo nigdy nie słyszałam aby odezwał się w ten sposób  do siostry. Jednak poskutkowało, bo po  chwili na moment się uspokoiła, widać było tylko jak z zapuchniętych powiek spływają jej łzy.
Thorne uchylił na ułamki sekund oczy i mętnie uśmiechnął się na mój widok:
- Cześć kochanie…
Chyba próbował resztką sił wydobyć z siebie jakiekolwiek poczucie humoru, choć bynajmniej sytuacja w jakiej był nie sprzyjała temu.
Uśmiechnęłam się do niego łagodnie, pokazał gestem palców abym się do niego zbliżyła i zaczął szeptać gdy to zrobiłam, odruchowo zaczęłam gładzić go po sinej twarzy i czułam, co za chwilę się stanie, nie mogłam sobie z tym dać rady:
- Pocałuj mnie, możesz?
Kiwnęłam głową i pocałowałam go, dalej szeptał:
- Nie każ mi cierpieć, wiem, że na to zasługuję, ale proszę cię oszczędź mi tego, moją karą za twoje cierpienie będzie moja śmierć, ale uwolnij mnie od tego cholernego bólu, bo dłużej już nie wytrzymam, możesz?
Popłynęły mi łzy, przytuliłam się do jego twarzy i walczyłam sama ze sobą, raz jeszcze przyłożyłam swoje usta do jego i po chwili poczułam że jego zamarły, owiał je jakiś niezrozumiały chłód. Maszyna zaczęła wydawać z siebie tak dobrze mi znane pip…… i wtedy zrozumiałam, że muszę podjąć decyzję. Penny ponownie zaczęła krzyczeć:
- Wujku proszę!! Ratuj go! Nie daj mu umrzeć…
Uklęknęła bezsilnie przy łóżku, stanęłam przy oknie patrząc to na Rolly’ego, to na Michael’a, ten drugi na to podszedł, stanął koło mnie i chwycił mnie za rękę. Porozumiewawczo skinął na mnie głową i w tej samej chwili i w jego oczach pojawiły się łzy. Mark podszedł szybko do Thorne’a i w ręce wziął zestaw do resuscytacji, już miał odruchowo przyłożyć elektrody, kiedy zawahał się i spojrzał na mnie. Ja też spojrzałam, bo była to najtrudniejsza decyzja w moim życiu.
W pracy, którą wykonywałam nigdy nie dawano nam wyboru. Eliminowaliśmy ludzi aby oni nie wyeliminowali nas, ale teraz, kiedy miałam zdecydować o życiu swojego mimo wszystko męża, po raz pierwszy zawahałam się nie wiedząc co zrobić.
Przez ułamki sekund jeszcze przyglądałam się Penny, Thorne’owi, Michael’owi i Rolly’emu, w końcu jednak podniosłam głowę, spojrzałam w kierunku Mark’a i pokiwałam głową na NIE.
Kiedy Penny to zobaczyła zaczęła krzyczeć bez opamiętania. Mark odłożył sprzęt, wyłączył aparaturę i spojrzał na zegarek, po czym na pielęgniarkę:
- Czas zgonu: 20:23.
Michael objął mnie bo teraz i ja zaczęłam płakać mocniej.  On jednak trzymał się twardo, choć cierpiał na pewno mocniej niż ja.

Rolly spojrzawszy na nas oboje, taktownie wycofał się z pokoju jakby dając nam możliwość byśmy ten ostatni raz mogli być razem i tylko w gronie rodzinnym przeżyć naszą żałobę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz