I
Czy można doznać
oczyszczenia? A jeśli można, to w jakim stopniu jesteśmy w stanie uwolnić się
od duchów przeszłości?
Nigdy nie zdołałabym
zapomnieć ani o Nick’u, ani o moim zmarłym synku. Ale czas nakazuje nam zmiany.
Może nie zawsze są one lepsze, tyle , że ja wraz z upływającym czasem zdołałam
wreszcie pogodzić swoje życie ze światem zmarłych.
Często usiłujemy
utożsamiać się z kimś, kim nigdy nie będziemy, narzucamy sobie rygory i
stawiamy cele, które nie raz przewyższają nasze możliwości. Dochodzimy do
momentu, w którym stwierdzamy, że całe swoje egzystowanie podporządkowujemy
jakimś wyższym celom, odrzucając na bok wartości, które powinny być
priorytetowe dla nas samych.
Nie poukładane życie
osobiste, brak akceptacji otoczenia, po prostu zatrzymujemy się w jednym
martwym punkcie i nie jesteśmy w stanie funkcjonować dalej.
Właśnie na takim
życiowym zakręcie znalazłam się ja. Tempo, które dobrowolnie sobie narzuciłam,
nie dawało mi możliwości na wzięcie głębokiego oddechu, którego tak wytrwale poszukiwałam.
Kiedy moje ciało
znalazło się poniżej dopuszczalnego pułapu nurkowania, a mi siłą rzeczy
zaczynało braknąć powietrza, nie zobaczyłam już ani Nick’a, ani mojego syna,
lecz twarze moich żyjących dzieci i… - Thorne’a. Być może pod koniec życia zawładnął
nim egoizm, ale było w nim coś od zawsze, co sprawiało, że chęci robienia
czegokolwiek wracały w najgorszych momentach.
Nie spodziewałam się
ujrzeć go tam, ale obraz był tak wyraźny, a on wyglądał jak żywy. Spoglądał na
mnie jak niegdyś tym swoim wzrokiem, pełnym optymizmu, łagodności i
specyficznego ciepła jakie od zawsze od niego biło. Poczułam, że coś chce mi
przekazać, coś jak nową nadzieję i wiarę, że ten trwający od lat koszmar w moim
życiu wreszcie się zakończy.
Sięgnęłam nogami dna i
w tym samym momencie odbiłam się o kamienie wypływając na powierzchnię. Oddech
miałam ciężki a serce? Waliło niczym młot. Idiotka – pomyślałam, nic gorszego
nie mogłabym zrobić jak pozwolić, by chwila słabości odebrała mi ostatnie
tchnienie. Zdołałam pochwycić najbliższą
skałkę i oparłam o nią głowę. Słońce tak mocno się żarzyło, że ledwo mogłam
cokolwiek dostrzec. W oddali zauważyłam jedynie motorówkę, pruła przez morskie
fale niczym podniebne tornado. Odruchowo docisnęłam się do skał przyjmując
teoretycznie, że może to być jakieś potencjalne zagrożenie dla mojej osoby.
Wyszłam z wody i
pozwoliłam by słońce osuszyło moje ciało. Ciepły wiatr opalał je a ja?
Odniosłam wrażenie, że wszystko co tak bardzo przytłaczało moją duszę,
pozostawiłam na dnie oceanu. Przeszyła mnie lekkość jakiej dawno nie zaznałam.
Chciałam całkowitej odmiany, takiej, która dałaby mi wiarę i siłę na
przyszłość.
Nawet nie wiem kiedy
usnęłam. Czy wyczerpanie było tak ogromne? Czy zużyłam cały zapas energii na
swój proces, by potem na nowo się odrodzić?
To już nie miało
znaczenia, mimo zmęczenia fizycznego, czułam się doskonale. W duchu musiałam
przyznać rację Asir’owi, który tak bardzo pragnął wydobyć ze mnie tą część
mojej osobowości, którą tak skrzętnie starałam się ukryć przed światem. Pod tym
względem byłam bardzo podobna do Rolly’ego, on również nie odsłaniał emocji w
obawie przed zranieniem. Tak przynajmniej postrzegałam go po latach znajomości.
Czekał mnie trudny
czas, czas nieustającej walki o odzyskanie tego co ważne i potrzebne. Nie miałam
pojęcia ile jeszcze rzeczy będzie musiało się wydarzyć, bym powtórnie mogła
zaangażować się w cokolwiek, byłam natomiast pewna tego, że chcę żyć i czerpać
pełnymi garściami każde dobrodziejstwo jakie dostanę od losu.
Kiedy się obudziłam
słońce pochylało się ku zachodowi. Poczułam, że moja skóra dosłownie spiekła
się do brązowości. Z trudem wstałam by narzucić na siebie pareo, które
zostawiłam wskakując do wody.
Skierowałam się na
ścieżkę wiodącą prosto o domu Dante’go. Kiedy doszłam w końcu, stał przed domem
i widząc mnie pokiwał głową. Mimo piekącej opalenizny uśmiechnęłam się szeroko.
- Przed chwilą
zdążyłem postawić w stan pogotowia wszystkich moich ludzi.
Dotknęłam ręką jego
policzka:
- Mój dzielny Apollo,
nie tragizujesz odrobinę? Znam te tereny, mówiłam, że chcę być sama, więc jeśli
nadal chcesz mieć ochronę, to następnym razem trzymaj ich na uwięzi.
Pokiwał z uśmiechem
głową i pokazał ręką na Carlos’a, że ma zawrócić ludzi.
- Wracajcie.
Powiedział Carlos i
ruszył w kierunku podjazdu. Dante spojrzał na mnie:
- Głodna?
- Trochę.
Pokazał ręką, że mam
iść przed nim.
- Pani przodem.
Ruszyliśmy oboje do
domu. Do kolacji ubrałam białą, zwiewną sukienkę i wsuwane buty na wysokim
koturnie. Gdy zjedliśmy Dante osobiście nalał wino chyba najstarsze jakie dotąd
posiadał.
- Trzymałem je na
szczególną okazję.
- A taka się rozumiem
nadarzyła?
Uśmiechnęliśmy się do
siebie.
- Nie sądziłem, że
kiedykolwiek zawitasz jeszcze w tych stronach, a już na pewno nie
przypuszczałem, że będę cię gościł w swoich progach.
- To ty uciekłeś.
- To prawda, nie po
raz pierwszy, ale z doświadczenia wiem, że czasami należy zostawić sprawy
swojemu biegowi.
Wziął łyka wina, ja
również.
- Co planujesz na
najbliższą przyszłość?
- Chyba zacznę od
fryzjera.
Dante zaczął się
śmiać.
- Mówię poważnie.
- Ja też.
- Dobrze, nie będę
naciskał.
- Mówiłeś, że trzeba
pozostawić sprawy własnemu biegowi, więc może i ja skorzystam z tego pomysłu.
- Nie sądzę żeby tobie
się to udało.
- Dlaczego?
- Bo żyjesz w innym
świecie i na innych obrotach, nie sądzę żebyś chciała zestarzeć się w domku z
białym płotem.
- To prawda, chyba do
tego jeszcze nie dorosłam.
- Zrozumiałem aluzję.
- A ty?
- Ja?
- Sądziłam, że kiedy
cię odwiedzę, przy twoim boku zobaczę
jakąś piękną Włoszkę.
- Wiesz, że nie lubię
się angażować.
- Wiem, szanuję to,
ale wiem też, że nikt nie chce być sam.
Popatrzył na mnie
jakby się bał przyznać mi rację. Oczy jednak zdradzały, że myślał podobnie.
- Wróciłaś do
Rolly’ego?
- Nie.
- Ale spotkałaś kogoś?
- To żadna nowa
znajomość, tyle, że teraz się nieco zacieśniła. Ale to przejściowe.
- Chyba nie takie
przejściowe skoro dałaś mu się dobrowolnie skłonić do wyjazdu.
- Poznajemy się ,ale
nie wiążę z nim konkretnych planów.
Dante kiwnął ponownie
głową i uśmiechnął się, spojrzałam:
- Co?
- Nic, to od czego
chcesz zacząć tą przemianę?
- A co proponujesz?
- No wiesz,
dobrodziejstwa Włoch są niezliczone, ale, mamy tu jeden doskonały ośrodek, z
samego rana mogę cię tam zawieźć, jak długo zamierzasz zostać?
- Kilka dni, dlaczego?
- Tak pytam.
- Jeśli miałeś inne
plany to powiedz, nie pogniewam się.
- Nie bądź śmieszna,
nie dlatego pytam, pewnie nie prędko powtórzy się taka wizyta więc…
- Chcesz wykorzystać
tą?
Zaczęliśmy się śmiać.
- Dobrze, to gdzie
mnie wieczorem zabierzesz?
- Zobaczysz.
Doskonale bawiłam się
na wyspie, ale rzeczywistość nie dawała mi spokoju. Po dwóch tygodniach z
naprawdę ciężkim bólem serca postanowiłam wrócić do Malibu.
Swoją opaleniznę
wzmocniłam zabiegami w salonie piękności we Włoszech, na włosach położono mi
pasemka w kolorze blond i słodkiego cappuccino. Przyznam ,że bardzo mi się ten
eksperyment spodobał, nie wiedziałam jedynie, czy reakcja otoczenia będzie
równie pozytywna.
Z samego rana zostałam
wezwana na oficjalną naradę bez udziału agentów, tym razem występowałam tam
jakby w charakterze Thorne’a ,który zawsze reprezentował nas na takich
spotkaniach. Omawiano na nich strategię dalszych działań i czyniono wstępną
analizę.
Ubrałam się w czarny,
dopasowany kostium, który idealnie skomponował się z moją opalenizną i kolorem
włosów. Wchodziłam akurat do sali konferencyjnej, kiedy korytarzem szedł Asir z
Cole’m, zdążyli tylko zauważyć niecenzuralną długość spódniczki i opalone nogi.
Drzwi się zamknęły a Asir zagwizdał. Cole zaczął się śmiać.
- Czasami kocham to
miejsce.
- Bo zobaczyłeś piękne
nogi? Nie widziałeś twarzy.
- Moja wyobraźnia
pracuje doskonale.
- Myślisz, że zyskamy
na renomie jeśli Daniels zacznie sprowadzać nam super laski?
- A widziałeś te
ostatnie rekrutki, które mamy szkolić?
Cole się rozmarzył.
- Fakt, są grzechu
warte.
- O tuż to.
Nagle na korytarzu
pojawiła się Jesse. Zmierzyła ich ostrzegawczo wzrokiem:
- Co z wami? Nie
powinniście zacząć treningu?
- Już idziemy, ale
ciekawi jesteśmy co za laska weszła przed chwilą do Daniels’a.
Jesse zaczęła się
śmiać, bo doskonale wiedziała, że ja jestem w środku, ale nie dała tego po
sobie poznać.
- Laska? Dzieciaki.
Pokiwała głową.
- Lepiej weźcie się do
pracy.
Poszła w stronę
schodów a Cole i Asir spojrzeli po sobie porozumiewawczo, po czym ruszyli za
nią.
Tymczasem w sali
konferencyjnej przywitał się ze mną Herlow, uśmiechnął się na mój widok i
spojrzał od góry do dołu:
- Widzę, że odpoczynek
ci posłużył, o mało co a nie poznałbym cię.
Uśmiechnęłam się do
niego a on potrząsnął moją dłonią:
- Miło cię widzieć,
naprawdę, żebym był młodszy.
Usiadł w końcu przy
długim stole, ja również zajęłam wyznaczone mi miejsce. Daniels spojrzał na
mnie wrogo, ale kompletnie się tym nie przejęłam.
Jeden z czołowych
przedstawicieli centrum popatrzył na nas wszystkich:
- Witam wszystkich,
myślę, że doskonale wiecie dlaczego spotykamy się w tak ścisłym gronie. Pani
Hopper tymczasowo przejmie dowództwo nad niektórymi akcjami, gdyż pan Assante
zajął się bardzo czasochłonną akcją,
dlatego prosimy o pełną współpracę. Jak wiadomo wszystkim czeka nas niespokojny
czas.
W tym momencie do sali
zapukał Colin i wszedł z laptopem, spojrzał na mnie, uśmiechnął się i po chwili
nad stołem wyświetlił się wielki plazmowy ekran, Colin zaczął mówić:
- Powiązania
Omally’ego rozszerzyły swój zakres, nawiązał nowe kontakty na całym świecie,
aktualnie ani on, ani Ali, nie są uchwytni. To trzech czołowych biznesmenów:
Albert Torezo, Frank Montoy’a i Anthony Sarvino. Każdy z nich posiada odrębne
armie a dla bezpieczeństwa nie komunikują się. Mają swoich wysłanników, którzy
służą im za pocztę. Wysłannicy są doskonale przeszkoleni i nie wahają się zabić
każdego, kto wejdzie im w drogę. Cała trójka spotka się raz w miesiącu,
zgrywają dane i przez tajny kanał przepuszczają je do Omally’ego. Aktualnie
jestem na etapie ustalania ich tożsamości.
- Doskonała robota,
pracuj nad tym dalej a jeśli uda ci się cokolwiek ustalić od razu nas informuj,
mam nadzieję, że pan Assante szybko upora się z akcją w Uzbekistanie, jego
pomoc tu będzie nieoceniona.
- Co z rekrutami?
Ostatnie starcia pozbawiły nas wielu doskonałych agentów.
Zapytałam.
- Jest nas za mało
żeby zastosować otwarty atak.
- Słuszna uwaga,
właśnie w tym celu poprosiliśmy panią o to spotkanie.
Odezwał się jeden ze
starszych komandorów:
- Dobry agent jest na
wagę złota, ale najwyraźniej musimy przejść do brutalniejszych metod szkolenia,
jak widać ci, którzy byli szkoleni starą szkołą nie dali się zabić.
- Chce pan powrócić do
samobójczych misji?
- Jeśli będzie trzeba.
- Są inne sposoby,
można zaostrzyć szkolenia.
- Podejmie się pani
tego?
- Może nie sama, ale
tak.
- Dobrze, jestem
skłonny iść na kompromis, ale przetestujecie wszelkie metody, które na was
zostały zastosowane parę lat temu, agenci muszą być sprawni i wytrzymali, w
przeciwnym razie – wszystkich nas czeka zagłada.
Przełknęłam ciężko
ślinę, pamiętam swoje szkolenie. Nie wyglądało tak jak teraz na morderczej
harówce w terenie czy psycho testach. Byliśmy rażeni prądem, wrzucano nas do
lodowatej wody, podpalano pomieszczenia, w których się znajdowaliśmy, a tortury
były tak drastyczne, że w niczym nie różniły się od prawdziwych.
Ciarki mnie przeszły
na samą myśl, ale nie miałam wyboru.
Wszyscy zaczęliśmy się
rozchodzić, kiedy podszedł do mnie Herlow:
- Myślę, że Asir może
ci pomóc, szkolenia w Masadzie są nieporównywalne z naszymi.
Spojrzałam na niego i
kiwnęłam głową, choć znając metody szkoleń Masadu nie specjalnie podobał mi się
ten pomysł.
Wszyscy się rozeszli a
Colin patrzył na mnie i śmiał się pod nosem. Podeszłam do niego:
- Co cię tak
rozbawiło?
- Nie, nic.
Spojrzałam mu w oczy:
- Mów.
- Cole i Asir
poprosili mnie żebym im powiedział co za…, pozwól, że nie powtórzę, weszła do
sali konferencyjnej. A wiesz, tylko ty tu jesteś w mini, więc…
Zaczęłam się śmiać.
- Więc?
- Powiem tak, dałaś
czadu.
Uśmiechnęłam się pod
nosem a Colin wyszedł z sali. Jak tylko to zrobił, po chwili przy drzwiach
pojawił się Cole. Zabrałam akta i już miałam wychodzić, kiedy go usłyszałam:
- No i opowiadaj, kto
to jest?
Colin uśmiechnął się
szeroko:
- Myślę, że mile się
zaskoczysz.
- Tak?
- Ychy.
Colin poszedł
rozbawiony a Cole zerknął do środka akurat w momencie kiedy stanęłam
naprzeciwko niego:
- Kylie?
Pokiwałam głową:
- No niestety to tylko
ja, więc porzuć marzenia o świeżym ciele i bierz się do pracy.
Cole stanął jak
wmurowany, nie wiem czy naprawdę mnie nie poznał, czy rzeczywiście wyglądałam
lepiej niż sądziłam.
- Nie źle.
Powiedział do siebie,
po czym ruszył zaraz za mną. Weszłam na oddział z papierami i wtedy dosłownie
wpadł na mnie Asir, spojrzał na mnie od stóp do głów a ja uśmiechnęłam się.
- Jezu…
Powiedział z zachwytu
a ja uśmiechnęłam się słodko:
- Wystarczy Kylie.
Poszłam a Asir
popatrzył na Cole’a:
- W życiu bym jej nie
poznał, coś mi mówi, że mamy przegwizdane.
- Tak mi się wydaje.
Faktycznie tego dnia
wprawiłam parę osób w osłupienie, ale uznałam, że efekt jest lepszy od
zakładanego. Kiedy wieczorem wróciłam do domu, narzuciłam na siebie czarny
porannik z panterą na plecach i usiadłam wygodnie na tarasie z lampką wina.
Nie wiedziałam co
działo się ostatnie dni na oddziale, ale uznałam, że wkrótce na pewno się
dowiem, tego dnia jednak nie chciałam zaprzątać sobie tym głowy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz