wtorek, 18 lutego 2014

Rozdział IX

IX

Do planowanej akcji w Uzbekistanie pozostał tydzień. Nie mogłam się odnaleźć. Ciągle prześladowała mnie myśl, że gdyby Rolly nie pozwolił wejść mojemu ojcu na górę, dzisiaj żyłby. Agent jego rangi, nie powinien w ogóle dopuścić do takiej sytuacji, a jedyne co mogło nim motywować, to fakt iż pozwolił swojej partnerce na pomszczenie swojego zmarnowanego życia.
Bardziej chyba z poczucia obowiązku niż poczucia mojej winy w tym wszystkim, zmieniłam  garderobę na zdecydowanie skromniejszą i wyłącznie w kolorze czarnym. Nawet makijaż odruchowo stonowałam do mniej wyzywającego. Starałam się jednak nie pokazywać swojego cierpienia, bo to jak sądziłam nie było na pokaz. Stałam się chyba po prostu obojętna i skupiałam się jedynie na tym co było ważne – czyli praca.
Mimo swojej żałoby nie potrafiłam być jedynie obojętna na osobę Asir’a. Z dnia na dzień zdawało mi się, że staje mi się coraz bliższy. Rozumiał mnie pod każdym względem i chyba jedynie przy nim odzyskiwałam względnie dobry nastrój. Dbał swoim sposobem bycia o to abym na dłuższą metę nie zdołała popaść w jakiś chory stan depresyjny objawiającym się otępieniem mojego umysłu.
Rekruci, których aktualnie szkoliliśmy, miały stanowić zespoły awaryjne akcji w Uzbekistanie, dlatego góra zaczęła bardzo na nas naciskać i nakazała zaostrzenie szkolenia. W tym właśnie celu konieczny był powrót na farmę, na której warunki były bardziej sprzyjające. Grupa miała wyruszyć pod wieczór a my mieliśmy dołączyć tam następnego dnia. Najpierw musieliśmy uporać się z arkuszami i wstępną selekcją poszczególnych osób i właśnie dlatego zdecydowaliśmy się na pracę w domu.
Początkowo upierałam się, że wolę jechać do siebie, ale ostatecznie Asir użył tylu wiodących argumentów przeciw, że w końcu zgodziłam się jechać do niego. Po drodze wstąpiliśmy jedynie po moją torbę z ubraniami i popołudniu rozsiedliśmy się w jego salonie. Rozłożyłam dokumenty a on podszedł do barku i nalał sobie whisky.
- Chcesz?
Zapytał gdy pochylałam swoją głowę nad aktami.
- Nie, na razie nie.
Kiwnął ciężko głową i najwyraźniej nie był zachwycony moim podupadłym stanem. Usiadł naprzeciwko i zaczął mi się przyglądać w skupieniu nie myśląc nawet o tym by zabrać się za przeglądanie akt. Wreszcie odezwałam się do niego:
- Będziesz tak siedział?
- A masz lepszy pomysł?
Uśmiechnął się ochoczo.
- Nie jeden.
Teraz i ja się uśmiechnęłam.
- Skarbie, znasz te akta na pamięć a wszystko i tak wyjdzie w praniu, po co marnować czas na ich przeglądanie.
- Czy nie to chciałeś robić?
- Nie, chciałem pobyć z tobą sam na sam a nie przekładać głupie papierki.
- Od których zależy życie rekrutów.
- Życie rekrutów zależy wyłącznie od nich.
Popatrzyłam na niego, rzeczywiście tyle razy już analizowałam to wszystko, że powoli znałam je na pamięć. Odsunęłam teczki od siebie i oparłam głowę o kanapę.
- Może masz rację.
- Wiesz, że mam.
Zdjęłam buty i podciągnęłam nogi pod brodę. Zamyśliłam się, a Asir usiadł na ławie dosłownie naprzeciwko mnie.
- Co cię tak męczy?
W końcu wykrztusiłam to z siebie:
- Czy gdybyś wtedy to ty wszedł zamiast Rolly’ego do domu mojego ojca, pozwoliłbyś wejść mu na górę?
Asir spuścił głowę, jego twarz spoważniała.
Chwycił moją rękę, którą trzymałam na kolanie i zacisnął ją.
- Proszę cię, to dla mnie ważne, chcę to zrozumieć.
- Kylie, Rolly mimo moich uprzedzeń do jego osoby, jest agentem z najwyższej półki, nie wiem czym się wtedy pokierował, że wszedł do góry, nie było mnie tam, może miał powód, nie wiem jaki, ale…, nie wierzę, że zrobił by to od tak.
- Ale ja chcę wiedzieć co ty byś zrobił?
- Kylie co to zmieni?
- Moje samopoczucie.
- To już się stało, jego zadaniem było, żeby nie dopuścić twojego ojca do tego pieprzonego pokoju.
Jego ton zaczął rosnąć, ale chyba było mi to potrzebne.
- Co ty byś zrobił?
- Nie wypuściłbym go z dołu nawet gdyby się paliło!
Spojrzał na mnie a mnie zamurowało.
- Czujesz się z tą myślą lepiej? Nie sądzę.
Skinęłam głową.
- Im dłużej będziesz to drążyć, tym więcej nieprawidłowości zaczniesz się doszukiwać, a to niestety nie zwróci twojemu ojcu życia.
- Wiem.
Teraz wreszcie uwolniłam swoje łzy:
- Ale nie potrafię się od tego uwolnić, ty byś potrafił?
- Próbowałbym i pozwoliłbym żeby ktoś mi pomógł, gdybym wtedy miał kogoś takiego.
Wiedziałam, że w myślach wspomniał swoją siostrę i rodziców. Teraz to ja zacisnęłam jego rękę mocniej i jakbym tym samym dała mu przyzwolenie na to by usiadł obok mnie. Odstawił szklankę, usiadł obok i objął mnie ramieniem. Bez zastanowienia oparłam swoją głowę na jego torsie i przycisnęłam się do niego jeszcze mocniej.
- Czas przerwać tą żałobę Kylie.
Dławiłam się własnymi łzami, ale te dawały mi ulgę, zaczął gładzić mnie po włosach, po czym szepnął mi do ucha:
 - Wypłacz się, wtedy wszystko odejdzie.
Miał rację – odeszło. Tyle, że tym razem po łzach nie przyszła samotność, która zazwyczaj mi towarzyszyła, bo on dalej przy mnie był. W końcu „odlepiłam” się od niego, podał mi chustkę i uśmiechnął się:
- Chyba jednak się napiję.
Wstał, wziął swoją szklankę i po chwili wrócił z dwoma pełnymi. Stuknęliśmy się szklankami, po czym z kompaktu, który włączył, zaczęła lecieć wolna melodia You’re beautiful – James’a Blunt’a. Zabrał mi szklankę i odstawił swoją, wziął mnie za rękę:
- Zatańcz ze mną.
- Tutaj?
Uśmiechnął się zawadiacko i kiwnął głową na tak. Rzeczywiście jego salon był tak przestronny, że wielkością niewiele różnił się od parkietu na sali bankietowej. Wstałam a on przeprowadził mnie na środek salonu i okręcił mnie wokół mojej osi, roześmiałam się, a wtedy on przyciągnął mnie do siebie bliżej. Z początku byłam spięta kiedy zaczął tak bardzo gładzić rękoma każdy mój nerw na ciele, ale po chwili przywarłam do niego i modliłam się tylko o to, żeby nie przestawał. Kilka razy jeszcze okręcił mną, że aż zawirowałam, ale za każdym razem przyciągnął mnie do siebie bliżej, aż w końcu popatrzył mi w oczy, palcem przejechał po linii mojego podbródka ,po czym zatopił swoje usta w moich. Piosenka się skończyła a my dalej staliśmy rozkoszując się naszymi pocałunkami. Nie posunęliśmy się jednak dalej, chociaż chyba byłam już na to gotowa. Zamiast tego odgarnął mi włosy do tyłu i mocno mnie przytulił. Objęłam go rękoma w jego pasie i po raz pierwszy od kilku dni poczułam się dobrze, na tyle dobrze, by następnego dnia wyruszyć na farmę i sprostać wyzwaniom, które jeszcze miały mnie spotkać.
Kiedy nazajutrz udaliśmy się w drogę, nerwowo przewijałam obrazy na tablecie. W radiu leciała nasza piosenka z bankietu El Temperamento a Asir widząc co robię zaczął się śmiać.
- Zostaw to, bo ci wyrzucę tego tableta za okno.
- Muszę wiedzieć kto sobie poradzi.
- Spokojnie, wrzucę ich wszystkich do wody wcześniej przywiązując ciężarki do nóg, ci którzy wypłyną, będą mieli szansę.
Spojrzałam na niego poważnie:
- Nie mówisz poważnie?
- Dlaczego?
- Bo mnie tak szkolono.
- Ale poradziłaś sobie prawda?
Przypomniałam sobie szkolenie na którym rzeczywiście wrzucano nas do wody z ciężarkami przyczepionymi do nóg w taki sposób, że mało kto zdołał się wyratować, po chwili ocknęłam się.
- Musimy to robić?
- A wolisz od razu dać im kulkę?
- Wiesz, że nie.
- To przestań być taka dziecięca i zrozum w końcu po co tam jedziesz.
- Na szczęście od sadystycznych metod mam ciebie i nie zamierzam tego nawet oglądać.
Asir roześmiał się.
- Teraz już wiem, czemu wczoraj dałaś mi się pocałować.
Teraz to ja uśmiechnęłam się.
- Jesteś bardzo pojętny.
- Czyli jak będę miły to jest szansa na coś więcej?
- Kto wie? Może jak zasłużysz.
- Oj dziewczyno, ja naprawdę nie wiem kiedy stałaś się taka…
- Podobna do ciebie?
- Właśnie, ale pamiętaj, to ja jestem ten zły.
Roześmiałam się.
- Oczywiście, będę pamiętać.
Dodał gazu i wreszcie dojechaliśmy na farmę. To był żmudny ale za to ciężki tydzień. Rekruci po prostu padali ze zmęczenia, ale Asir nie znalazł w swoim słownika słowa ZMIŁUJ. Od elektrowstrząsów do morderczych biegów, od topienia pod wodą do strzelania w pełnym uderzeniu ognia. Kiedy tak to wszystko obserwowałam z boku miałam wrażenie, że cofnęłam się w czasie. Wiedziałam jednak, że uodpornienie ich na taki ból może ocalić im kiedyś życie. Po tygodniu szkolenia wróciliśmy z powrotem. Selekcja powiodła się niektórym, ale nie pytałam co stanie się z tymi, którzy nie przetrwali próby. Sądzę, że wiedziałam, ale chyba już pora była na to by wreszcie pogodzić się z faktami.
Udaliśmy się prosto na oddział, gdyż Daniels od razu uraczył nas odprawą. Usiadłam przy długim stole obok Asir’a i popatrzyłam znudzona w monitor:
- To plany budynku, w którym odbędzie się uroczysty bankiet na część premiera. Premier przybędzie w towarzystwie Seleny , Rolly i Linda zajmą się Martinez’em, sześć oddziałów ubezpieczających będzie czekało na sygnał, Kylie i Asir dołączycie na imprezę.
Ten pomysł mi się nie spodobał. Przebywanie w jednym pomieszczeniu z wrogiem to jeszcze, ale przebywanie w jednym pomieszczeniu z Rolly’m chyba znacznie przewyższało moje umiejętności. Nie próbowałam jednak negocjować, bo Daniels’owi zbyt mocno zależało na tej akcji żeby cokolwiek zechciał zmieniać.
Po odprawie zaczęliśmy się rozchodzić a w bocznym korytarzu zauważyłam, że Asir rozmawia z rekrutką, która dała popis na farmie – Rebecą. Widząc to podeszłam do Colin’a:
- Myślałam, że panna Marley nie ukończyła szkolenia?
- Bo nie ukończyła.
- Leci do Uzbekistanu?
Colin popatrzył na mnie chwilę.
- Tak.
- Czyj to był pomysł?
- A jak sądzisz?
- A jeśli przeżyje?
- Wtedy zostanie w agencji.
- Ale szanse są zerowe co?
- Wiesz, że ja się na tym nie znam, ale na pewno będzie ciężko.
- Będziemy w kontakcie, idę się przygotować.
Poszłam do szatni przebrać się.
Samolot wylądował punktualnie. Udaliśmy się prosto do hotelu, miałam osobny pokój, więc wieczorem postanowiłam odprężyć się przy muzyce. Włączyłam wieżę i otworzyłam sobie butelkę wina. Rozsiadłam się na fotelu i przymknęłam oczy ,po chwili rozległo się pukanie do drzwi. Otworzyłam i zobaczyłam Asir’a, popatrzył na mnie i uśmiechnął się.
- Pomyliłeś pokoje?
- Nie sądzę.
Wszedł do środka bez zaproszenia i usiadł wygodnie na kanapie, westchnęłam:
- Nie ma w tobie za grosz ogłady.
- Przykro mi, nie jestem mnichem.
- Co na dole?
- W porządku, za chwilę mam spotkać się z Seleną, ma podać mi częstotliwość na której wyłapiemy ludzi premiera.
Na dźwięk tego imienia zrobiło mi się jakoś nieswojo. Skinęłam głową, ale nie byłam tym zachwycona.
- Chciałem sprawdzić czy czegoś nie potrzebujesz.
- Nie, chcę odpocząć przed jutrem.
- Mogę zajrzeć do ciebie po spotkaniu.
- Przypuszczam, że się położę.
Spojrzał na mnie podejrzliwie, ale w końcu wyszedł, wszedł prosto na Lindę. Spojrzała na mnie:
- Możemy chwilę porozmawiać?
Jeszcze tego mi trzeba było, facet na którego punkcie miałam absolutnego bzika, właśnie szedł na spotkanie z inna, a kobieta, która podebrała mojego poprzedniego faceta, postanowiła sobie ze mną porozmawiać. Koszmar, niekończący się koszmar – pomyślałam. Wpuściłam ją jednak i zamknęłam drzwi. Usiadłam na fotelu i spojrzałam na nią:
- Nie spodziewałaś się, że przyjdę?
- Raczej miałam nadzieję, że cię więcej nie zobaczę.
- Przez Rolly’ego?
- Nie, nie przez Rolly’ego, przez to jakim człowiekiem byłaś.
- Moja matka mną manipulowała.
- A ty manipulowałaś Bobbie’m, pamiętasz go jeszcze?!
Stanęłam naprzeciwko niej.
- Bobbie był moim przyjacielem, przez ciebie stracił życie.
- Nie chciałam tego przysięgam, matka oddała mnie do rodziny zastępczej, przehandlowała mnie za pieniądze, przybrany ojciec gwałcił mnie każdego dnia a kiedy podrosłam zmuszał mnie do nierządu! Kiedy Jen zjawiła się by mnie zabrać, postawiła warunek, albo zgodzę się jej pomóc albo zostanę tam na zawsze, a ja tak bardzo pragnęłam się uwolnić od tych ludzi. Kiedy zadałam się z Bobbie’m pomyślałam, że moje życie nie musi już zawsze być takie okrutne, Bobbie mnie zniewalał, adorował, czułam się taka niezwykła i potem…, potem spotkałam ciebie, chodzący ideał, któremu mężczyźni padają do stóp i znowu to do mnie wróciło, to cholerne poczucie, że ktoś odbierze mi wszystko. Rolly miał być tylko zadaniem, miałam go od ciebie odciągnąć, bo choć sądzisz, że cię nie kochał, w tamtym czasie oddałby za ciebie wszystko, nie wiem czy z poczucia winy czy z poczucia obowiązku, ale uwielbiał cię, chłonął każde twoje słowo niczym narkotyk niezbędny do życia i dopiero wówczas zrozumiałam, że jestem o niego zazdrosna, bo się zakochałam. Sądziłam ,że mnie zostawi albo zabije jak Anne. Okazało się, że nasze historie są takie podobne.
Lindzie poleciały łzy, popatrzyła na mnie a ja zapaliłam papierosa.
- Nie chcę tylko żebyś mnie nienawidziła.
Dziwnie się poczułam, otworzyła się przede mną a ja nie za bardzo wiedziałam czy współczuć jej czy posłać do diabła.
- Co za różnica co o tobie myślę?
- Dla mnie wielka.
- Nawet jeśli ci wybaczę, to nigdy nie zapomnę, taka już jestem, zbyt wielu ludzi mnie skrzywdziło i zbyt wielu straciłam, nie potrafię ci powiedzieć czy będę w stanie przejść do tego wszystkiego nad porządkiem dziennym, mogę ci jedynie obiecać, że nie będę ingerować w twój związek z Rolly’m a tego wiem, że najbardziej się obawiasz.
- To i tak dużo więcej niż sądziłam, że od ciebie usłyszę.
Kiwnęłam głową.
- Mam nadzieję, że byłaś szczera, bo jeśli kiedyś wypłynie coś więcej ponad to co usłyszałam od ciebie, nie zawaham się ciebie zabić.
Linda spoważniała:
- Akurat tego jestem pewna, mam tylko jedną prośbę.
Prośbę? Pomyślałam, teraz to chyba już zaczynała przeceniać mój względny spokój, ale odczekałam chwilę, po czym spojrzałam na nią:
- Jaką?
- Nie mów proszę Rolly’emu, że u ciebie byłam.
A to niespodzianka, sądziłam, że właśnie on chcąc załagodzić sytuację wysłał ją do mnie. Jednak dobrze mnie znał.
- Nie powiem.
Kiwnęła głową, po czym opuściła mój pokój. Sięgnęłam po swój kieliszek i znowu pukanie. Szlak – pomyślałam, czy już nikt nigdy nie uszanuje mojego spokoju? Potrzebowałam dosłownie kilku minut by zmierzyć się z ciszą, której potrzebowałam w swojej głowie. Zamaszyście otworzyłam drzwi, ale myślałam, że eksploduję, jeszcze bardziej się wściekłam kiedy zobaczyłam Asir’a z tym jego diabelnym uśmiechem na twarzy.
- Już? Spuściłeś sobie z krzyża? To żegnam.
Powiedziałam podniesionym tonem i trzasnęłam mu drzwiami przed nosem. Po chwili drzwi otworzyły się i trzasnęły ponownie:
- Zwariowałaś?! Co cię opętało?!
- Mnie?! Nic.
- Odebrałem od Seleny namiary, spotkaliśmy się w holu, powiedziałbym ci, ale miałaś focha odkąd tu wszedłem!
- Bo może nie chciałam żebyś wchodził i mieszał mi w głowie!
- Tobie już w głowie bardziej nie da się namieszać, jesteś rozchwiana emocjonalnie!
- To może po prostu znajdź sobie inny obiekt westchnień i nie będziesz musiał tego znosić!
Ledwo to powiedziałam a już pożałowałam swoich słów. Spojrzał na mnie z takim wyrazem jak nigdy dotąd.
- Asir.
- Nie, w porządku, zrozumiałem wszystko.
Wyszedł i trzasnął drzwiami aż podskoczyłam. Zszedł na dół do baru i usiadł przy nim. Kelnerka nalała mu whisky i puściła zalotne spojrzenie. Uśmiechnął się do niej i wypił do dna, kelnerka dolała mu znowu, po czym wychyliła się zza lady i szepnęła:
- Kończę o 22.00.
Odeszła a Asir uśmiechnął się sam do siebie. Wtedy do baru podszedł Rolly.
- Nie tracisz czasu.
Asir spojrzał na niego:
- I kto to mówi.
- Masz częstotliwość?
- Tak.
Dał mu kartkę, lecz ten nie odszedł.
- Coś jeszcze? Chcesz mi zacząć udzielać życiowych porad?
Rolly uśmiechnął się.
- Niekoniecznie, do tej pory ich nie potrzebowałeś, więc i teraz pewnie nie potrzebujesz, chyba że coś się zmieniło.
Asir popatrzył na Rolly’ego i tak naprawdę to marzył tylko o tym by rzucić się na niego.
- Jakie to uczucie kiedy pozbawia się ludzi wszystkiego i kradnie im się życie?
- Rozumiem, że mówisz o Kylie? Dałem jej nadzieję kiedy była w rozsypce.
- Ty to nazywasz nadzieją? Zabrałeś jej osobowość, wysłanie cię do Libanu było moim najgorszym błędem, Kylie nie powinna cię nigdy w życiu spotkać.
- Mówisz tak bo dała ci kosza?
Asir uśmiechnął się.
- Mówię tak, bo wiem, że nie chciała tego zrobić.

Odszedł od baru i skierował się w stronę korytarza prowadzącego do windy. Rolly stał jeszcze chwilę, po czym wrócił do stolika przy którym siedziała Linda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz