IX
Do planowanej akcji w
Uzbekistanie pozostał tydzień. Nie mogłam się odnaleźć. Ciągle prześladowała
mnie myśl, że gdyby Rolly nie pozwolił wejść mojemu ojcu na górę, dzisiaj
żyłby. Agent jego rangi, nie powinien w ogóle dopuścić do takiej sytuacji, a
jedyne co mogło nim motywować, to fakt iż pozwolił swojej partnerce na pomszczenie
swojego zmarnowanego życia.
Bardziej chyba z
poczucia obowiązku niż poczucia mojej winy w tym wszystkim, zmieniłam garderobę na zdecydowanie skromniejszą i
wyłącznie w kolorze czarnym. Nawet makijaż odruchowo stonowałam do mniej
wyzywającego. Starałam się jednak nie pokazywać swojego cierpienia, bo to jak
sądziłam nie było na pokaz. Stałam się chyba po prostu obojętna i skupiałam się
jedynie na tym co było ważne – czyli praca.
Mimo swojej żałoby nie
potrafiłam być jedynie obojętna na osobę Asir’a. Z dnia na dzień zdawało mi
się, że staje mi się coraz bliższy. Rozumiał mnie pod każdym względem i chyba
jedynie przy nim odzyskiwałam względnie dobry nastrój. Dbał swoim sposobem
bycia o to abym na dłuższą metę nie zdołała popaść w jakiś chory stan depresyjny
objawiającym się otępieniem mojego umysłu.
Rekruci, których
aktualnie szkoliliśmy, miały stanowić zespoły awaryjne akcji w Uzbekistanie,
dlatego góra zaczęła bardzo na nas naciskać i nakazała zaostrzenie szkolenia. W
tym właśnie celu konieczny był powrót na farmę, na której warunki były bardziej
sprzyjające. Grupa miała wyruszyć pod wieczór a my mieliśmy dołączyć tam
następnego dnia. Najpierw musieliśmy uporać się z arkuszami i wstępną selekcją
poszczególnych osób i właśnie dlatego zdecydowaliśmy się na pracę w domu.
Początkowo upierałam
się, że wolę jechać do siebie, ale ostatecznie Asir użył tylu wiodących
argumentów przeciw, że w końcu zgodziłam się jechać do niego. Po drodze
wstąpiliśmy jedynie po moją torbę z ubraniami i popołudniu rozsiedliśmy się w
jego salonie. Rozłożyłam dokumenty a on podszedł do barku i nalał sobie whisky.
- Chcesz?
Zapytał gdy pochylałam
swoją głowę nad aktami.
- Nie, na razie nie.
Kiwnął ciężko głową i
najwyraźniej nie był zachwycony moim podupadłym stanem. Usiadł naprzeciwko i
zaczął mi się przyglądać w skupieniu nie myśląc nawet o tym by zabrać się za
przeglądanie akt. Wreszcie odezwałam się do niego:
- Będziesz tak
siedział?
- A masz lepszy
pomysł?
Uśmiechnął się
ochoczo.
- Nie jeden.
Teraz i ja się
uśmiechnęłam.
- Skarbie, znasz te
akta na pamięć a wszystko i tak wyjdzie w praniu, po co marnować czas na ich
przeglądanie.
- Czy nie to chciałeś
robić?
- Nie, chciałem pobyć
z tobą sam na sam a nie przekładać głupie papierki.
- Od których zależy
życie rekrutów.
- Życie rekrutów
zależy wyłącznie od nich.
Popatrzyłam na niego,
rzeczywiście tyle razy już analizowałam to wszystko, że powoli znałam je na
pamięć. Odsunęłam teczki od siebie i oparłam głowę o kanapę.
- Może masz rację.
- Wiesz, że mam.
Zdjęłam buty i
podciągnęłam nogi pod brodę. Zamyśliłam się, a Asir usiadł na ławie dosłownie
naprzeciwko mnie.
- Co cię tak męczy?
W końcu wykrztusiłam
to z siebie:
- Czy gdybyś wtedy to
ty wszedł zamiast Rolly’ego do domu mojego ojca, pozwoliłbyś wejść mu na górę?
Asir spuścił głowę,
jego twarz spoważniała.
Chwycił moją rękę,
którą trzymałam na kolanie i zacisnął ją.
- Proszę cię, to dla
mnie ważne, chcę to zrozumieć.
- Kylie, Rolly mimo
moich uprzedzeń do jego osoby, jest agentem z najwyższej półki, nie wiem czym
się wtedy pokierował, że wszedł do góry, nie było mnie tam, może miał powód,
nie wiem jaki, ale…, nie wierzę, że zrobił by to od tak.
- Ale ja chcę wiedzieć
co ty byś zrobił?
- Kylie co to zmieni?
- Moje samopoczucie.
- To już się stało,
jego zadaniem było, żeby nie dopuścić twojego ojca do tego pieprzonego pokoju.
Jego ton zaczął
rosnąć, ale chyba było mi to potrzebne.
- Co ty byś zrobił?
- Nie wypuściłbym go z
dołu nawet gdyby się paliło!
Spojrzał na mnie a
mnie zamurowało.
- Czujesz się z tą
myślą lepiej? Nie sądzę.
Skinęłam głową.
- Im dłużej będziesz
to drążyć, tym więcej nieprawidłowości zaczniesz się doszukiwać, a to niestety
nie zwróci twojemu ojcu życia.
- Wiem.
Teraz wreszcie
uwolniłam swoje łzy:
- Ale nie potrafię się
od tego uwolnić, ty byś potrafił?
- Próbowałbym i
pozwoliłbym żeby ktoś mi pomógł, gdybym wtedy miał kogoś takiego.
Wiedziałam, że w
myślach wspomniał swoją siostrę i rodziców. Teraz to ja zacisnęłam jego rękę
mocniej i jakbym tym samym dała mu przyzwolenie na to by usiadł obok mnie.
Odstawił szklankę, usiadł obok i objął mnie ramieniem. Bez zastanowienia
oparłam swoją głowę na jego torsie i przycisnęłam się do niego jeszcze mocniej.
- Czas przerwać tą
żałobę Kylie.
Dławiłam się własnymi
łzami, ale te dawały mi ulgę, zaczął gładzić mnie po włosach, po czym szepnął
mi do ucha:
- Wypłacz się, wtedy wszystko odejdzie.
Miał rację – odeszło.
Tyle, że tym razem po łzach nie przyszła samotność, która zazwyczaj mi
towarzyszyła, bo on dalej przy mnie był. W końcu „odlepiłam” się od niego,
podał mi chustkę i uśmiechnął się:
- Chyba jednak się
napiję.
Wstał, wziął swoją
szklankę i po chwili wrócił z dwoma pełnymi. Stuknęliśmy się szklankami, po
czym z kompaktu, który włączył, zaczęła lecieć wolna melodia You’re beautiful –
James’a Blunt’a. Zabrał mi szklankę i odstawił swoją, wziął mnie za rękę:
- Zatańcz ze mną.
- Tutaj?
Uśmiechnął się
zawadiacko i kiwnął głową na tak. Rzeczywiście jego salon był tak przestronny,
że wielkością niewiele różnił się od parkietu na sali bankietowej. Wstałam a on
przeprowadził mnie na środek salonu i okręcił mnie wokół mojej osi, roześmiałam
się, a wtedy on przyciągnął mnie do siebie bliżej. Z początku byłam spięta
kiedy zaczął tak bardzo gładzić rękoma każdy mój nerw na ciele, ale po chwili
przywarłam do niego i modliłam się tylko o to, żeby nie przestawał. Kilka razy
jeszcze okręcił mną, że aż zawirowałam, ale za każdym razem przyciągnął mnie do
siebie bliżej, aż w końcu popatrzył mi w oczy, palcem przejechał po linii
mojego podbródka ,po czym zatopił swoje usta w moich. Piosenka się skończyła a
my dalej staliśmy rozkoszując się naszymi pocałunkami. Nie posunęliśmy się
jednak dalej, chociaż chyba byłam już na to gotowa. Zamiast tego odgarnął mi
włosy do tyłu i mocno mnie przytulił. Objęłam go rękoma w jego pasie i po raz
pierwszy od kilku dni poczułam się dobrze, na tyle dobrze, by następnego dnia
wyruszyć na farmę i sprostać wyzwaniom, które jeszcze miały mnie spotkać.
Kiedy nazajutrz
udaliśmy się w drogę, nerwowo przewijałam obrazy na tablecie. W radiu leciała
nasza piosenka z bankietu El Temperamento a Asir widząc co robię zaczął się
śmiać.
- Zostaw to, bo ci
wyrzucę tego tableta za okno.
- Muszę wiedzieć kto
sobie poradzi.
- Spokojnie, wrzucę
ich wszystkich do wody wcześniej przywiązując ciężarki do nóg, ci którzy
wypłyną, będą mieli szansę.
Spojrzałam na niego
poważnie:
- Nie mówisz poważnie?
- Dlaczego?
- Bo mnie tak
szkolono.
- Ale poradziłaś sobie
prawda?
Przypomniałam sobie
szkolenie na którym rzeczywiście wrzucano nas do wody z ciężarkami
przyczepionymi do nóg w taki sposób, że mało kto zdołał się wyratować, po
chwili ocknęłam się.
- Musimy to robić?
- A wolisz od razu dać
im kulkę?
- Wiesz, że nie.
- To przestań być taka
dziecięca i zrozum w końcu po co tam jedziesz.
- Na szczęście od
sadystycznych metod mam ciebie i nie zamierzam tego nawet oglądać.
Asir roześmiał się.
- Teraz już wiem,
czemu wczoraj dałaś mi się pocałować.
Teraz to ja
uśmiechnęłam się.
- Jesteś bardzo
pojętny.
- Czyli jak będę miły
to jest szansa na coś więcej?
- Kto wie? Może jak
zasłużysz.
- Oj dziewczyno, ja naprawdę
nie wiem kiedy stałaś się taka…
- Podobna do ciebie?
- Właśnie, ale
pamiętaj, to ja jestem ten zły.
Roześmiałam się.
- Oczywiście, będę
pamiętać.
Dodał gazu i wreszcie
dojechaliśmy na farmę. To był żmudny ale za to ciężki tydzień. Rekruci po
prostu padali ze zmęczenia, ale Asir nie znalazł w swoim słownika słowa ZMIŁUJ.
Od elektrowstrząsów do morderczych biegów, od topienia pod wodą do strzelania w
pełnym uderzeniu ognia. Kiedy tak to wszystko obserwowałam z boku miałam
wrażenie, że cofnęłam się w czasie. Wiedziałam jednak, że uodpornienie ich na
taki ból może ocalić im kiedyś życie. Po tygodniu szkolenia wróciliśmy z
powrotem. Selekcja powiodła się niektórym, ale nie pytałam co stanie się z
tymi, którzy nie przetrwali próby. Sądzę, że wiedziałam, ale chyba już pora
była na to by wreszcie pogodzić się z faktami.
Udaliśmy się prosto na
oddział, gdyż Daniels od razu uraczył nas odprawą. Usiadłam przy długim stole
obok Asir’a i popatrzyłam znudzona w monitor:
- To plany budynku, w
którym odbędzie się uroczysty bankiet na część premiera. Premier przybędzie w
towarzystwie Seleny , Rolly i Linda zajmą się Martinez’em, sześć oddziałów
ubezpieczających będzie czekało na sygnał, Kylie i Asir dołączycie na imprezę.
Ten pomysł mi się nie
spodobał. Przebywanie w jednym pomieszczeniu z wrogiem to jeszcze, ale
przebywanie w jednym pomieszczeniu z Rolly’m chyba znacznie przewyższało moje
umiejętności. Nie próbowałam jednak negocjować, bo Daniels’owi zbyt mocno
zależało na tej akcji żeby cokolwiek zechciał zmieniać.
Po odprawie zaczęliśmy
się rozchodzić a w bocznym korytarzu zauważyłam, że Asir rozmawia z rekrutką,
która dała popis na farmie – Rebecą. Widząc to podeszłam do Colin’a:
- Myślałam, że panna
Marley nie ukończyła szkolenia?
- Bo nie ukończyła.
- Leci do Uzbekistanu?
Colin popatrzył na
mnie chwilę.
- Tak.
- Czyj to był pomysł?
- A jak sądzisz?
- A jeśli przeżyje?
- Wtedy zostanie w
agencji.
- Ale szanse są zerowe
co?
- Wiesz, że ja się na
tym nie znam, ale na pewno będzie ciężko.
- Będziemy w
kontakcie, idę się przygotować.
Poszłam do szatni
przebrać się.
Samolot wylądował
punktualnie. Udaliśmy się prosto do hotelu, miałam osobny pokój, więc wieczorem
postanowiłam odprężyć się przy muzyce. Włączyłam wieżę i otworzyłam sobie
butelkę wina. Rozsiadłam się na fotelu i przymknęłam oczy ,po chwili rozległo
się pukanie do drzwi. Otworzyłam i zobaczyłam Asir’a, popatrzył na mnie i
uśmiechnął się.
- Pomyliłeś pokoje?
- Nie sądzę.
Wszedł do środka bez
zaproszenia i usiadł wygodnie na kanapie, westchnęłam:
- Nie ma w tobie za
grosz ogłady.
- Przykro mi, nie
jestem mnichem.
- Co na dole?
- W porządku, za
chwilę mam spotkać się z Seleną, ma podać mi częstotliwość na której wyłapiemy
ludzi premiera.
Na dźwięk tego imienia
zrobiło mi się jakoś nieswojo. Skinęłam głową, ale nie byłam tym zachwycona.
- Chciałem sprawdzić
czy czegoś nie potrzebujesz.
- Nie, chcę odpocząć
przed jutrem.
- Mogę zajrzeć do
ciebie po spotkaniu.
- Przypuszczam, że się
położę.
Spojrzał na mnie
podejrzliwie, ale w końcu wyszedł, wszedł prosto na Lindę. Spojrzała na mnie:
- Możemy chwilę
porozmawiać?
Jeszcze tego mi trzeba
było, facet na którego punkcie miałam absolutnego bzika, właśnie szedł na
spotkanie z inna, a kobieta, która podebrała mojego poprzedniego faceta,
postanowiła sobie ze mną porozmawiać. Koszmar, niekończący się koszmar –
pomyślałam. Wpuściłam ją jednak i zamknęłam drzwi. Usiadłam na fotelu i
spojrzałam na nią:
- Nie spodziewałaś
się, że przyjdę?
- Raczej miałam
nadzieję, że cię więcej nie zobaczę.
- Przez Rolly’ego?
- Nie, nie przez
Rolly’ego, przez to jakim człowiekiem byłaś.
- Moja matka mną
manipulowała.
- A ty manipulowałaś
Bobbie’m, pamiętasz go jeszcze?!
Stanęłam naprzeciwko
niej.
- Bobbie był moim
przyjacielem, przez ciebie stracił życie.
- Nie chciałam tego
przysięgam, matka oddała mnie do rodziny zastępczej, przehandlowała mnie za
pieniądze, przybrany ojciec gwałcił mnie każdego dnia a kiedy podrosłam zmuszał
mnie do nierządu! Kiedy Jen zjawiła się by mnie zabrać, postawiła warunek, albo
zgodzę się jej pomóc albo zostanę tam na zawsze, a ja tak bardzo pragnęłam się
uwolnić od tych ludzi. Kiedy zadałam się z Bobbie’m pomyślałam, że moje życie
nie musi już zawsze być takie okrutne, Bobbie mnie zniewalał, adorował, czułam
się taka niezwykła i potem…, potem spotkałam ciebie, chodzący ideał, któremu
mężczyźni padają do stóp i znowu to do mnie wróciło, to cholerne poczucie, że
ktoś odbierze mi wszystko. Rolly miał być tylko zadaniem, miałam go od ciebie
odciągnąć, bo choć sądzisz, że cię nie kochał, w tamtym czasie oddałby za
ciebie wszystko, nie wiem czy z poczucia winy czy z poczucia obowiązku, ale
uwielbiał cię, chłonął każde twoje słowo niczym narkotyk niezbędny do życia i
dopiero wówczas zrozumiałam, że jestem o niego zazdrosna, bo się zakochałam.
Sądziłam ,że mnie zostawi albo zabije jak Anne. Okazało się, że nasze historie
są takie podobne.
Lindzie poleciały łzy,
popatrzyła na mnie a ja zapaliłam papierosa.
- Nie chcę tylko żebyś
mnie nienawidziła.
Dziwnie się poczułam,
otworzyła się przede mną a ja nie za bardzo wiedziałam czy współczuć jej czy
posłać do diabła.
- Co za różnica co o
tobie myślę?
- Dla mnie wielka.
- Nawet jeśli ci
wybaczę, to nigdy nie zapomnę, taka już jestem, zbyt wielu ludzi mnie
skrzywdziło i zbyt wielu straciłam, nie potrafię ci powiedzieć czy będę w
stanie przejść do tego wszystkiego nad porządkiem dziennym, mogę ci jedynie
obiecać, że nie będę ingerować w twój związek z Rolly’m a tego wiem, że
najbardziej się obawiasz.
- To i tak dużo więcej
niż sądziłam, że od ciebie usłyszę.
Kiwnęłam głową.
- Mam nadzieję, że byłaś
szczera, bo jeśli kiedyś wypłynie coś więcej ponad to co usłyszałam od ciebie,
nie zawaham się ciebie zabić.
Linda spoważniała:
- Akurat tego jestem
pewna, mam tylko jedną prośbę.
Prośbę? Pomyślałam,
teraz to chyba już zaczynała przeceniać mój względny spokój, ale odczekałam
chwilę, po czym spojrzałam na nią:
- Jaką?
- Nie mów proszę
Rolly’emu, że u ciebie byłam.
A to niespodzianka,
sądziłam, że właśnie on chcąc załagodzić sytuację wysłał ją do mnie. Jednak
dobrze mnie znał.
- Nie powiem.
Kiwnęła głową, po czym
opuściła mój pokój. Sięgnęłam po swój kieliszek i znowu pukanie. Szlak –
pomyślałam, czy już nikt nigdy nie uszanuje mojego spokoju? Potrzebowałam
dosłownie kilku minut by zmierzyć się z ciszą, której potrzebowałam w swojej
głowie. Zamaszyście otworzyłam drzwi, ale myślałam, że eksploduję, jeszcze
bardziej się wściekłam kiedy zobaczyłam Asir’a z tym jego diabelnym uśmiechem
na twarzy.
- Już? Spuściłeś sobie
z krzyża? To żegnam.
Powiedziałam
podniesionym tonem i trzasnęłam mu drzwiami przed nosem. Po chwili drzwi
otworzyły się i trzasnęły ponownie:
- Zwariowałaś?! Co cię
opętało?!
- Mnie?! Nic.
- Odebrałem od Seleny
namiary, spotkaliśmy się w holu, powiedziałbym ci, ale miałaś focha odkąd tu
wszedłem!
- Bo może nie chciałam
żebyś wchodził i mieszał mi w głowie!
- Tobie już w głowie
bardziej nie da się namieszać, jesteś rozchwiana emocjonalnie!
- To może po prostu
znajdź sobie inny obiekt westchnień i nie będziesz musiał tego znosić!
Ledwo to powiedziałam
a już pożałowałam swoich słów. Spojrzał na mnie z takim wyrazem jak nigdy
dotąd.
- Asir.
- Nie, w porządku,
zrozumiałem wszystko.
Wyszedł i trzasnął
drzwiami aż podskoczyłam. Zszedł na dół do baru i usiadł przy nim. Kelnerka
nalała mu whisky i puściła zalotne spojrzenie. Uśmiechnął się do niej i wypił do
dna, kelnerka dolała mu znowu, po czym wychyliła się zza lady i szepnęła:
- Kończę o 22.00.
Odeszła a Asir
uśmiechnął się sam do siebie. Wtedy do baru podszedł Rolly.
- Nie tracisz czasu.
Asir spojrzał na
niego:
- I kto to mówi.
- Masz częstotliwość?
- Tak.
Dał mu kartkę, lecz
ten nie odszedł.
- Coś jeszcze? Chcesz
mi zacząć udzielać życiowych porad?
Rolly uśmiechnął się.
- Niekoniecznie, do
tej pory ich nie potrzebowałeś, więc i teraz pewnie nie potrzebujesz, chyba że
coś się zmieniło.
Asir popatrzył na
Rolly’ego i tak naprawdę to marzył tylko o tym by rzucić się na niego.
- Jakie to uczucie
kiedy pozbawia się ludzi wszystkiego i kradnie im się życie?
- Rozumiem, że mówisz
o Kylie? Dałem jej nadzieję kiedy była w rozsypce.
- Ty to nazywasz
nadzieją? Zabrałeś jej osobowość, wysłanie cię do Libanu było moim najgorszym
błędem, Kylie nie powinna cię nigdy w życiu spotkać.
- Mówisz tak bo dała
ci kosza?
Asir uśmiechnął się.
- Mówię tak, bo wiem,
że nie chciała tego zrobić.
Odszedł od baru i
skierował się w stronę korytarza prowadzącego do windy. Rolly stał jeszcze
chwilę, po czym wrócił do stolika przy którym siedziała Linda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz