XLIV
Gdy tylko dotarliśmy
na miejsce, Pit od razu został przetransportowany do naszego punktu medycznego,
Rolly stał z boku i rozmawiał z Kim, wyglądało to tak jakby coś ustalał. Po
chwili Kim poszła do szatni a zaraz za nią ruszył Sam i z zaskoczenia uderzył
ją w twarz. Chyba po raz pierwszy w życiu tak dała się komuś zaskoczyć, być
może dlatego, że kompletnie nie spodziewała się takiego ataku ze strony Sam’a;
- Wyrachowana suko, co
ty sobie myślisz? Kiedy zamierzałaś mi powiedzieć, że chcesz usunąć ciążę?
- Skąd się
dowiedziałeś?
- Nie jestem głupi,
zorientowałem się już tutaj, kiedy Rolly zaczął robić, te głupie zamianki w
oddziałach, kiedy cię odesłał z naszymi, kapnąłem się od razu.
- To nie twoja sprawa,
uprzedzałam cię!
- Nie moja?!
Doskoczył do niej i
chwycił ją za gardło i w tym samym momencie do szatni wbiegł Rolly zaalarmowany
przez Colin’a, chwycił Sam’a od tyłu i uderzył nim o ścianę:
- Uspokój się.
Kim chwyciła się za
gardło, do szatni wszedł Asir, Jesse, Gino i ja, Sam podniósł się z podłogi i
ruszył na Rolly’ego, Rolly pokiwał głową, znał swoją przewagę, pozostali też ją
znali dlatego żadne z nas się nie mieszało. Uderzył w rozpędzonego Sam’a ręką
tak, że ten aż się na niej zatrzymał. Gdy zauważył, że nie ma już szans, chciał
z powrotem doskoczyć do Kim, ale wtedy Rolly od tyłu chwycił go za gardło i
przygniótł główną tętnicę.
- Kazałem ci się
uspokoić, trzeba było posłuchać.
Przycisnął mu szyję
mocniej i Sam upadł na podłogę tracąc przytomność. Gdy wszedł Colin i zobaczył
leżącego Sam’a, przeszył go zimny dreszcz, Rolly spojrzał na niego:
- Niech go zabiorą do
izolatki, dopóki mu nie przejdzie i wyklucz go z akcji.
- Na jak długo?
- Aż ci nie powiem.
Colin wyszedł
pospiesznie a Jesse uśmiechnęła się.
- Jedź z nią po kilka
rzeczy.
Spojrzał na Jesse a ta
wyprowadziła Kim ze szatni, Gino spojrzał na Rolly’ego:
- Co mu odbiło do
diabła?
- Zanim go
rekrutowaliśmy, miał wyprany mózg przez wojsko, co jakiś czas to wraca, wtedy
najlepiej go odizolować.
- Mogłeś powiedzieć
Kim zanim się z nim zadała.
Powiedziałam a on
spojrzał na mnie:
- Nie byłem materacem
ani nie bawię się w swatkę.
Asir zmierzył mnie
wzrokiem, bo chyba nie podobała mu się moja uwaga, Gino spojrzał na Asir’a
siedzącego na ławce i powiedział:
- Chodź, nastawię ci
to ramię.
Oboje wyszli z szatni
a ja spojrzałam na Rolly’ego:
- Dlaczego
zdecydowałeś się pomóc Kim?
- Bo mnie o to
poprosiła.
- Tylko dlatego?
- Kylie, o co ci
chodzi?
- O nic.
- To po co te głupie
pytania? Nigdy przed nikim się nie tłumaczyłem i przed tobą też nie zamierzam,
ale jeśli koniecznie chcesz wiedzieć, to nie chcę stracić dobrego agenta.
Zadowolona?
Uśmiechnęłam się do
niego:
- Nie, bo kłamiesz jak
z nut.
- Weźcie mi ją.
- Spokojnie, cieszę
się, że wyszedł z ciebie człowiek.
Wyszłam z szatni a
Rolly pokiwał głową, ale nie był na mnie zły.
Weszłam do naszego
punktu medycznego i popatrzyłam na Asir’a, któremu Gino bandażował ramię:
- I jak to wygląda?
Gino uśmiechnął się
pod nosem:
- Daj spokój, cwaniak
jest kuty na cztery łapy, mały masaż erotyczny i będzie jak nowy.
- No, to chyba ty mu
go zrobisz.
Gino zaczął się śmiać
a Asir mruczał coś pod nosem:
- Za grosz czułości.
- Chciałeś czułości,
trzeba było kupić sobie kota.
Uśmiechnęłam się i
stanęłam obok Asir’a gładząc go za uchem jak szczeniaka. Po chwili zabrałam
swoją rękę:
- Jeszcze.
- Dosyć, mam dzisiaj
ograniczony zasób czułości.
- Właśnie widzę,
kobieta- lód. Poczekaj, jeszcze do mnie przyjdziesz.
- Co z Montoy’ą?
- Przesłuchują go, ale
to zajmie, muszą dobrze sprawdzić jak umieszczony jest chip ,żeby niczego nie
uszkodzić, poza tym, miejmy nadzieję, że tylko chip ma w sobie.
- Mówisz, że…
- No wiesz, wyznawców
Allacha jest wielu, nigdy nie wiadomo, lepiej wszystko wziąć pod uwagę.
- Kiedy jedziesz do
Rolly’ego?
- Za moment, trochę
pocierpi.
- Będzie pod dobrą
opieką.
Powiedziałam
odruchowo, aż spojrzeli na mnie oboje.
W tym czasie Kim
zabierała kilka najpotrzebniejszych rzeczy ze swojego domu, Jesse stała oparta
o futrynę i bacznie jej się przyglądała. W końcu Kim spojrzała na nią:
- Kim, nie patrz tak
na mnie, nie potępiam cię, zrobiłabym to samo. Obie wiemy jakie to mogłoby mieć
następstwa, a ja nie chcę stracić przyjaciółki.
- A Kylie?
- Bez obaw, myśli
podobnie, jesteśmy po twojej stronie.
- Cieszę się, że Gino…
Nie zdążyła dokończyć,
bo Jesse uśmiechnęła się i spojrzała na nią:
- Gino to porządny
facet, bardzo życiowy, do tego jest prawdziwym przyjacielem.
- Wiedziałaś, że Sam
był kiedyś w wojsku?
- Coś tam obiło mi się
o uszy kiedy Asir rozmawiał z Rolly’m, podobno coś tam na nim testowali chcąc
stworzyć niezniszczalnych żołnierzy. Jego organizm odrzucił sterydy i pojawiły
się działania uboczne. Podobno co jakiś czas w sytuacjach stresowych pojawiają
się nawroty.
- Nic mi o tym nie
wspominał, sprawiał wrażenie takiego ułożonego.
- No wiesz, ja też nie
spodziewałabym się tego po snajperze, do tego potrzebna jest olbrzymia precyzja
i opanowanie, myślę, że dobrze iż teraz coś takiego wyszło niż miało by wyjść
później. Bóg jeden wie do czego byłby zdolny.
Kim westchnęła ciężko.
- Nie wiem tylko
dlaczego Rolly mi pomaga.
- Posłuchaj, wszystkie
nastawiałyśmy się do niego mało przychylnie przez to jak zachował się w
stosunku do Kylie, ale ja znam go wiele długich lat, potrafi być czuły i ma w
sobie siłę, której wielu z nas brakuje, cieszę się, że to właśnie on ci pomaga,
bo myślę, że jest w stanie to zrobić, mnie, Kal czy Vicky byłoby bardzo ciężko
patrzeć na to jak cierpisz.
- Wiem, dlatego nie
oczekuję, że będziecie tam ze mną, może nawet lepiej żeby was nie było. Mam
nadzieję, że się nie gniewasz.
- Daj spokój,
rozumiem, masz wszystko?
- Tak, wzięłam tylko
coś na zmianę i przybory.
Jesse kiwnęła głową,
po czym popatrzyła na Kim, której oczy zabłyszczały napływającymi łzami. Jesse
trochę onieśmielił ten widok, bo nigdy nie widziała, żeby Kim okazała swoją
słabość. Podeszła do niej bliżej:
- Hej, co się dzieje?
Będzie dobrze.
- Boję się.
Jesse przytuliła Kim
do siebie.
- Wiem, ale nie
będziesz sama, on ci pomoże.
Po kilku minutach
wyszły z domu i wsiadły do samochodu. Jesse ruszyła pod dom Rolly’ego, który
był oddalony kawał drogi od jej mieszkania. Gdy w końcu dotarły na miejsce,
Jesse wyjęła z samochodu torbę Kim i weszły do środka, Gino już był, Rolly
popatrzył na Kim, po czym powiedział:
- Gino czeka w
sypialni, gotowa?
Kim bez przekonania
kiwnęła głową, po czym weszła do sypialni, Jesse spojrzała na Rolly’ego a ten
na nią:
- Nie ufasz mi?
- Gdybym ci nie ufała,
nie przywiozłabym jej tutaj, jesteś jedynym, który może jej pomóc i jestem ci
wdzięczna za to co dla niej robisz, to dużo dla nas znaczy.
- Nie robię tego dla
was, tylko dla niej.
- Wiem.
Rolly chcąc zachować
pozory swojej skorupy, próbował wykrzesać z siebie choć odrobinę arogancji by
zachować twarz, lecz Jesse doskonale wiedziała, że to tylko pozory.
Po paru minutach z
sypialni wyszedł Gino i spojrzał na nich:
- Zostawiłem ci
wszystko , łącznie z morfiną, ale gdyby coś się działo, dzwoń.
Rolly kiwnął głową:
- Kiedy zacznie
działać?
- Za godzinę, może
dwie, nie wiem jak zareaguje jej organizm.
Gino i Jesse
popatrzyli na Rolly’ego, po czym oboje wyszli z domu, po chwili drzwi się
uchyliły i wyszła z sypialni Kim, była w kiepskiej formie psychicznej i widać
to było gołym okiem. Zaciskała nerwowo ręce i chyba tak naprawdę nie miała
pojęcia co ze sobą począć. Rolly spojrzał na nią:
- Wyjdziemy?
Kiwnęła głową i
ruszyła w jego stronę. Wyszli przez taras i poszli kawałek w stronę plaży, po
drodze rozmawiali:
- Byłeś już kiedyś
przy czymś takim?
Spojrzał na nią.
- Nie.
- To skąd wiesz co
robić, mogę być w opłakanym stanie.
- Jakoś mi to nie
przeszkadza, widywałem ludzi w gorszych sytuacjach życiowych.
- W to nie wątpię,
właściwie to sama się dziwię, że…
- Że zdecydowałaś się
przechodzić to w moim domu, w moim towarzystwie, chociaż nigdy nie byliśmy ze
sobą specjalnie zżyci.
- Właśnie.
- Tak będzie ci
łatwiej, uwierz mi, wiem co mówię.
Usiedli przy brzegu,
Kim spojrzała na niego a ten patrzył w dal:
- Nigdy nie myślałeś o
założeniu rodziny?
- Nie.
- Dlaczego?
- Nie wiem, pewnie ze
strachu, że ktoś lub coś mi ją odbierze.
- A Kylie?
Rolly uśmiechnął się.
- Wiedziałem, że w
końcu o nią zapytasz.
- Przepraszam, nie
chciałam być wścibska, jakoś tak wyszło.
- Przyjaźnicie się
więc chyba ode mnie niczego nowego się nie dowiesz.
- Znam jej punkt
widzenia, chciałabym poznać twój.
Popatrzył na nią jakby
był zdziwiony, że kogoś obchodzi jego zdanie.
- Wiem, że była mimo
wszystko miłością twojego życia.
- Słuszne
spostrzeżenie – była.
- Jeszcze niedawno
wydawało mi się, że nadal jest.
- Kiedy poznałem Kylie
była bardzo młoda, robiłem wszystko żeby się w niej nie zakochać, starałem się
tłamsić też jej odczucia, bo wiedziałem jak bardzo przeszkadzają one w
treningach. Zanim ją spotkałem wszystko szło zawsze po mojej myśli. Ale ona
była inna, nie szło na dłuższą metę zachowywać wobec niej dystans. W
przeciwieństwie do innych szkolonych przeze mnie agentek – jej, miłość dawała
siłę a nie niszczyła ją. Więc pozwoliłem jej na to tworząc z niej żołnierza
doskonałego. Potrafiła zabić człowieka bez mrugnięcia okiem, do czasu, kiedy
zabrakło miłości.
- Przez cały ten czas
udawałeś?
- Po części, szkolono
mnie, że trzeba odnaleźć w rekrucie jego najmocniejsze i najsłabsze ogniwo.
Kochałem ją za to jaka była, zmieniła się.
- Bo wymknęła się spod
kontroli?
- Całkowicie, uczeń
przewyższył mistrza i tym samym to ona stała się moim najsłabszym ogniwem.
- A teraz?
Uśmiechnął się sam do
siebie.
- A teraz zrozumiałem,
że muszę jej wreszcie pozwolić żyć, Asir miał rację mówiąc, że przejąłem
kontrolę nad jej umysłem, ale nie docenił tego, jaka silna potrafi być i nawet
temu zdołała się w końcu oprzeć.
- Nic do niej nie
czujesz?
- Coś będę czuł
zawsze, ale kobieta, którą ja kochałem…
Tu przerwał na moment:
- Jej już nie ma, a ta
która pozostała…
- Jest dla ciebie zbyt
silna?
Roześmiał się.
- Nie patrzyłem na to
w ten sposób, ale chyba coś w tym jest.
Spojrzał na nią, ale
mimo uśmiechu i siły, którą próbowała w sobie uwolnić, słabła z każdą minutą.
- Wracajmy Kim, widzę,
że nie czujesz się dobrze.
- Tak cię zagadałam,
że sama zapomniałam dlaczego tu jestem.
Podniosła się szybko z
piasku, zbyt szybko, bo od razu poczuła przeszywający ból. Chwyciła się za
podbrzusze, Rolly przytrzymał ją:
- Nie, w porządku.
- Możesz iść?
- Tak.
Ale oszukiwała samą
siebie, każdy postawiony krok sprawiał jej ogromny ból. Lekarstwo zaczęło działać
i nie zdążyli nawet dojść do domu, gdy nogi pod nią ugięły się.
- Cholera jasna!
Zaklęła z bezsilności
i poleciały jej łzy. Rolly tym razem nie pytał już o pozwolenie, tylko wziął ją
na ręce i wniósł do domu, po czym na piętro do sypialni. Położył ją na łóżku a
ta zwinęła się w pół.
- Dlaczego akurat ja
muszę to znosić? Tak go prosiłam.
- Wiem, mogę ci podać
morfinę.
- Wytrzymam.
Ale długo nie
wytrzymała, pot lał się nią dosłownie strumieniami a ona sama chyba już nie
wiedziała czego się chwycić by go uśmierzyć. Bez pytania zrobił jej zastrzyk z
morfiny, po czym usiadł jakby za nią i ścisnął jej rękę. Gdy to poczuła zrobiła
to samo. Trzęsąc się z zimna modliła się o to, by ten koszmar wreszcie się
skończył, ale on trwał. Rolly zaczął gładzić ją po włosach, nie potrwało kilka
minut i poczuł, że jej uścisk słabnie, choć dalej był mocny. Kim zaczęła
zapadać w sen, owinął ją szczelniej kołdrą i tak przytulona do jego brzucha po
chwili usnęła, by kolejnego dnia, zacząć swoją walkę od nowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz