piątek, 21 lutego 2014

Rozdział XLIV

XLIV

Gdy tylko dotarliśmy na miejsce, Pit od razu został przetransportowany do naszego punktu medycznego, Rolly stał z boku i rozmawiał z Kim, wyglądało to tak jakby coś ustalał. Po chwili Kim poszła do szatni a zaraz za nią ruszył Sam i z zaskoczenia uderzył ją w twarz. Chyba po raz pierwszy w życiu tak dała się komuś zaskoczyć, być może dlatego, że kompletnie nie spodziewała się takiego ataku ze strony Sam’a;
- Wyrachowana suko, co ty sobie myślisz? Kiedy zamierzałaś mi powiedzieć, że chcesz usunąć ciążę?
- Skąd się dowiedziałeś?
- Nie jestem głupi, zorientowałem się już tutaj, kiedy Rolly zaczął robić, te głupie zamianki w oddziałach, kiedy cię odesłał z naszymi, kapnąłem się od razu.
- To nie twoja sprawa, uprzedzałam cię!
- Nie moja?!
Doskoczył do niej i chwycił ją za gardło i w tym samym momencie do szatni wbiegł Rolly zaalarmowany przez Colin’a, chwycił Sam’a od tyłu i uderzył nim o ścianę:
- Uspokój się.
Kim chwyciła się za gardło, do szatni wszedł Asir, Jesse, Gino i ja, Sam podniósł się z podłogi i ruszył na Rolly’ego, Rolly pokiwał głową, znał swoją przewagę, pozostali też ją znali dlatego żadne z nas się nie mieszało. Uderzył w rozpędzonego Sam’a ręką tak, że ten aż się na niej zatrzymał. Gdy zauważył, że nie ma już szans, chciał z powrotem doskoczyć do Kim, ale wtedy Rolly od tyłu chwycił go za gardło i przygniótł główną tętnicę.
- Kazałem ci się uspokoić, trzeba było posłuchać.
Przycisnął mu szyję mocniej i Sam upadł na podłogę tracąc przytomność. Gdy wszedł Colin i zobaczył leżącego Sam’a, przeszył go zimny dreszcz, Rolly spojrzał na niego:
- Niech go zabiorą do izolatki, dopóki mu nie przejdzie i wyklucz go z akcji.
- Na jak długo?
- Aż ci nie powiem.
Colin wyszedł pospiesznie a Jesse uśmiechnęła się.
- Jedź z nią po kilka rzeczy.
Spojrzał na Jesse a ta wyprowadziła Kim ze szatni, Gino spojrzał na Rolly’ego:
- Co mu odbiło do diabła?
- Zanim go rekrutowaliśmy, miał wyprany mózg przez wojsko, co jakiś czas to wraca, wtedy najlepiej go odizolować.
- Mogłeś powiedzieć Kim zanim się z nim zadała.
Powiedziałam a on spojrzał na mnie:
- Nie byłem materacem ani nie bawię się w swatkę.
Asir zmierzył mnie wzrokiem, bo chyba nie podobała mu się moja uwaga, Gino spojrzał na Asir’a siedzącego na ławce i powiedział:
- Chodź, nastawię ci to ramię.
Oboje wyszli z szatni a ja spojrzałam na Rolly’ego:
- Dlaczego zdecydowałeś się pomóc Kim?
- Bo mnie o to poprosiła.
- Tylko dlatego?
- Kylie, o co ci chodzi?
- O nic.
- To po co te głupie pytania? Nigdy przed nikim się nie tłumaczyłem i przed tobą też nie zamierzam, ale jeśli koniecznie chcesz wiedzieć, to nie chcę stracić dobrego agenta. Zadowolona?
Uśmiechnęłam się do niego:
- Nie, bo kłamiesz jak z nut.
- Weźcie mi ją.
- Spokojnie, cieszę się, że wyszedł z ciebie człowiek.
Wyszłam z szatni a Rolly pokiwał głową, ale nie był na mnie zły.
Weszłam do naszego punktu medycznego i popatrzyłam na Asir’a, któremu Gino bandażował ramię:
- I jak to wygląda?
Gino uśmiechnął się pod nosem:
- Daj spokój, cwaniak jest kuty na cztery łapy, mały masaż erotyczny i będzie jak nowy.
- No, to chyba ty mu go zrobisz.
Gino zaczął się śmiać a Asir mruczał coś pod nosem:
- Za grosz czułości.
- Chciałeś czułości, trzeba było kupić sobie kota.
Uśmiechnęłam się i stanęłam obok Asir’a gładząc go za uchem jak szczeniaka. Po chwili zabrałam swoją rękę:
- Jeszcze.
- Dosyć, mam dzisiaj ograniczony zasób czułości.
- Właśnie widzę, kobieta- lód. Poczekaj, jeszcze do mnie przyjdziesz.
- Co z Montoy’ą?
- Przesłuchują go, ale to zajmie, muszą dobrze sprawdzić jak umieszczony jest chip ,żeby niczego nie uszkodzić, poza tym, miejmy nadzieję, że tylko chip ma w sobie.
- Mówisz, że…
- No wiesz, wyznawców Allacha jest wielu, nigdy nie wiadomo, lepiej wszystko wziąć pod uwagę.
- Kiedy jedziesz do Rolly’ego?
- Za moment, trochę pocierpi.
- Będzie pod dobrą opieką.
Powiedziałam odruchowo, aż spojrzeli na mnie oboje.
W tym czasie Kim zabierała kilka najpotrzebniejszych rzeczy ze swojego domu, Jesse stała oparta o futrynę i bacznie jej się przyglądała. W końcu Kim spojrzała na nią:
- Kim, nie patrz tak na mnie, nie potępiam cię, zrobiłabym to samo. Obie wiemy jakie to mogłoby mieć następstwa, a ja nie chcę stracić przyjaciółki.
- A Kylie?
- Bez obaw, myśli podobnie, jesteśmy po twojej stronie.
- Cieszę się, że Gino…
Nie zdążyła dokończyć, bo Jesse uśmiechnęła się i spojrzała na nią:
- Gino to porządny facet, bardzo życiowy, do tego jest prawdziwym przyjacielem.
- Wiedziałaś, że Sam był kiedyś w wojsku?
- Coś tam obiło mi się o uszy kiedy Asir rozmawiał z Rolly’m, podobno coś tam na nim testowali chcąc stworzyć niezniszczalnych żołnierzy. Jego organizm odrzucił sterydy i pojawiły się działania uboczne. Podobno co jakiś czas w sytuacjach stresowych pojawiają się nawroty.
- Nic mi o tym nie wspominał, sprawiał wrażenie takiego ułożonego.
- No wiesz, ja też nie spodziewałabym się tego po snajperze, do tego potrzebna jest olbrzymia precyzja i opanowanie, myślę, że dobrze iż teraz coś takiego wyszło niż miało by wyjść później. Bóg jeden wie do czego byłby zdolny.
Kim westchnęła ciężko.
- Nie wiem tylko dlaczego Rolly mi pomaga.
- Posłuchaj, wszystkie nastawiałyśmy się do niego mało przychylnie przez to jak zachował się w stosunku do Kylie, ale ja znam go wiele długich lat, potrafi być czuły i ma w sobie siłę, której wielu z nas brakuje, cieszę się, że to właśnie on ci pomaga, bo myślę, że jest w stanie to zrobić, mnie, Kal czy Vicky byłoby bardzo ciężko patrzeć na to jak cierpisz.
- Wiem, dlatego nie oczekuję, że będziecie tam ze mną, może nawet lepiej żeby was nie było. Mam nadzieję, że się nie gniewasz.
- Daj spokój, rozumiem, masz wszystko?
- Tak, wzięłam tylko coś na zmianę i przybory.
Jesse kiwnęła głową, po czym popatrzyła na Kim, której oczy zabłyszczały napływającymi łzami. Jesse trochę onieśmielił ten widok, bo nigdy nie widziała, żeby Kim okazała swoją słabość. Podeszła do niej bliżej:
- Hej, co się dzieje? Będzie dobrze.
- Boję się.
Jesse przytuliła Kim do siebie.
- Wiem, ale nie będziesz sama, on ci pomoże.
Po kilku minutach wyszły z domu i wsiadły do samochodu. Jesse ruszyła pod dom Rolly’ego, który był oddalony kawał drogi od jej mieszkania. Gdy w końcu dotarły na miejsce, Jesse wyjęła z samochodu torbę Kim i weszły do środka, Gino już był, Rolly popatrzył na Kim, po czym powiedział:
- Gino czeka w sypialni, gotowa?
Kim bez przekonania kiwnęła głową, po czym weszła do sypialni, Jesse spojrzała na Rolly’ego a ten na nią:
- Nie ufasz mi?
- Gdybym ci nie ufała, nie przywiozłabym jej tutaj, jesteś jedynym, który może jej pomóc i jestem ci wdzięczna za to co dla niej robisz, to dużo dla nas znaczy.
- Nie robię tego dla was, tylko dla niej.
- Wiem.
Rolly chcąc zachować pozory swojej skorupy, próbował wykrzesać z siebie choć odrobinę arogancji by zachować twarz, lecz Jesse doskonale wiedziała, że to tylko pozory.
Po paru minutach z sypialni wyszedł Gino i spojrzał na nich:
- Zostawiłem ci wszystko , łącznie z morfiną, ale gdyby coś się działo, dzwoń.
Rolly kiwnął głową:
- Kiedy zacznie działać?
- Za godzinę, może dwie, nie wiem jak zareaguje jej organizm.
Gino i Jesse popatrzyli na Rolly’ego, po czym oboje wyszli z domu, po chwili drzwi się uchyliły i wyszła z sypialni Kim, była w kiepskiej formie psychicznej i widać to było gołym okiem. Zaciskała nerwowo ręce i chyba tak naprawdę nie miała pojęcia co ze sobą począć. Rolly spojrzał na nią:
- Wyjdziemy?
Kiwnęła głową i ruszyła w jego stronę. Wyszli przez taras i poszli kawałek w stronę plaży, po drodze rozmawiali:
- Byłeś już kiedyś przy czymś takim?
Spojrzał na nią.
- Nie.
- To skąd wiesz co robić, mogę być w opłakanym stanie.
- Jakoś mi to nie przeszkadza, widywałem ludzi w gorszych sytuacjach życiowych.
- W to nie wątpię, właściwie to sama się dziwię, że…
- Że zdecydowałaś się przechodzić to w moim domu, w moim towarzystwie, chociaż nigdy nie byliśmy ze sobą specjalnie zżyci.
- Właśnie.
- Tak będzie ci łatwiej, uwierz mi, wiem co mówię.
Usiedli przy brzegu, Kim spojrzała na niego a ten patrzył w dal:
- Nigdy nie myślałeś o założeniu rodziny?
- Nie.
- Dlaczego?
- Nie wiem, pewnie ze strachu, że ktoś lub coś mi ją odbierze.
- A Kylie?
Rolly uśmiechnął się.
- Wiedziałem, że w końcu o nią zapytasz.
- Przepraszam, nie chciałam być wścibska, jakoś tak wyszło.
- Przyjaźnicie się więc chyba ode mnie niczego nowego się nie dowiesz.
- Znam jej punkt widzenia, chciałabym poznać twój.
Popatrzył na nią jakby był zdziwiony, że kogoś obchodzi jego zdanie.
- Wiem, że była mimo wszystko miłością twojego życia.
- Słuszne spostrzeżenie – była.
- Jeszcze niedawno wydawało mi się, że nadal jest.
- Kiedy poznałem Kylie była bardzo młoda, robiłem wszystko żeby się w niej nie zakochać, starałem się tłamsić też jej odczucia, bo wiedziałem jak bardzo przeszkadzają one w treningach. Zanim ją spotkałem wszystko szło zawsze po mojej myśli. Ale ona była inna, nie szło na dłuższą metę zachowywać wobec niej dystans. W przeciwieństwie do innych szkolonych przeze mnie agentek – jej, miłość dawała siłę a nie niszczyła ją. Więc pozwoliłem jej na to tworząc z niej żołnierza doskonałego. Potrafiła zabić człowieka bez mrugnięcia okiem, do czasu, kiedy zabrakło miłości.
- Przez cały ten czas udawałeś?
- Po części, szkolono mnie, że trzeba odnaleźć w rekrucie jego najmocniejsze i najsłabsze ogniwo. Kochałem ją za to jaka była, zmieniła się.
- Bo wymknęła się spod kontroli?
- Całkowicie, uczeń przewyższył mistrza i tym samym to ona stała się moim najsłabszym ogniwem.
- A teraz?
Uśmiechnął się sam do siebie.
- A teraz zrozumiałem, że muszę jej wreszcie pozwolić żyć, Asir miał rację mówiąc, że przejąłem kontrolę nad jej umysłem, ale nie docenił tego, jaka silna potrafi być i nawet temu zdołała się w końcu oprzeć.
- Nic do niej nie czujesz?
- Coś będę czuł zawsze, ale kobieta, którą ja kochałem…
Tu przerwał na moment:
- Jej już nie ma, a ta która pozostała…
- Jest dla ciebie zbyt silna?
Roześmiał się.
- Nie patrzyłem na to w ten sposób, ale chyba coś w tym jest.
Spojrzał na nią, ale mimo uśmiechu i siły, którą próbowała w sobie uwolnić, słabła z każdą minutą.
- Wracajmy Kim, widzę, że nie czujesz się dobrze.
- Tak cię zagadałam, że sama zapomniałam dlaczego tu jestem.
Podniosła się szybko z piasku, zbyt szybko, bo od razu poczuła przeszywający ból. Chwyciła się za podbrzusze, Rolly przytrzymał ją:
- Nie, w porządku.
- Możesz iść?
- Tak.
Ale oszukiwała samą siebie, każdy postawiony krok sprawiał jej ogromny ból. Lekarstwo zaczęło działać i nie zdążyli nawet dojść do domu, gdy nogi pod nią ugięły się.
- Cholera jasna!
Zaklęła z bezsilności i poleciały jej łzy. Rolly tym razem nie pytał już o pozwolenie, tylko wziął ją na ręce i wniósł do domu, po czym na piętro do sypialni. Położył ją na łóżku a ta zwinęła się w pół.
- Dlaczego akurat ja muszę to znosić? Tak go prosiłam.
- Wiem, mogę ci podać morfinę.
- Wytrzymam.

Ale długo nie wytrzymała, pot lał się nią dosłownie strumieniami a ona sama chyba już nie wiedziała czego się chwycić by go uśmierzyć. Bez pytania zrobił jej zastrzyk z morfiny, po czym usiadł jakby za nią i ścisnął jej rękę. Gdy to poczuła zrobiła to samo. Trzęsąc się z zimna modliła się o to, by ten koszmar wreszcie się skończył, ale on trwał. Rolly zaczął gładzić ją po włosach, nie potrwało kilka minut i poczuł, że jej uścisk słabnie, choć dalej był mocny. Kim zaczęła zapadać w sen, owinął ją szczelniej kołdrą i tak przytulona do jego brzucha po chwili usnęła, by kolejnego dnia, zacząć swoją walkę od nowa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz