środa, 19 lutego 2014

Rozdział XIX

XIX

Kiedy Asir obudził się rano, ręką odruchowo sięgnął na poduszkę obok. Gdy jednak nie wyczuł mnie, zerwał się z łóżka.
- Kylie!
- W łazience!
Wciągnął na siebie spodnie i wszedł do łazienki. Stałam przy lustrze w szlafroku malując się, spojrzał na mnie i stanął za mną obejmując mnie w pół.. Miałam pochyloną głowę.
- Myślałeś, że uciekłam?
- Nie, teraz już wiem, że nie uciekasz, ale myślałem, że mi się to przyśniło.
Poczułam jego pocałunki we włosach.
- Wróć do łóżka.
- Wiesz, że nie mogę, ktoś musi pracować w tej firmie.
Uśmiechnęłam się i uniosłam głowę wyżej, wtedy zobaczył moją szyję. Wyraz twarzy zmienił się na poważniejszy.
- Dlaczego mnie znowu nie posłuchałaś? Powinnaś była wyjść.
- Dobrze wiesz, że tego nie chciałeś.
- Skąd możesz wiedzieć, nie znasz mnie tak jak sądzisz.
- Znam cię wystarczająco i kiedyś powiedziałeś, że gdybyś miał kogoś takiego, kto mógłby ci pomóc, to pozwoliłbyś mu na to.
- Obiecałem, że cię nie skrzywdzę, a zrobiłem to.
- Przestań, stało się, możesz spokojnie znowu być sobą i sprawiać wrażenie bezczelnego.
Uśmiechnęłam się, on również. Rozsmarowałam specjalny podkład na szyi i zaczerwienienie zniknęło w mgnieniu oka. Spojrzał raz jeszcze:
- Widziałeś, tak to się robi.
- Ciężko mi to mówić, ale dziękuję.
- Nie polecam się na przyszłość.
Roześmiał się a ja sięgnęłam do torby na ramię po spodnie i bluzkę.
- Zaraz, wiedziałaś, że jestem w fatalnym stanie, a mimo to zabrałaś rzeczy na przebranie?
- Myślałeś, że tylko ty jesteś sprytny?
- Szybko się uczysz.
- Od najlepszych.
Włożyłam czarne spodnie, czarną, dopasowaną bluzkę z krótkim rękawem, po czym czarne wysokie kozaki na sporym obcasie, popatrzyłam na niego:
- Nie patrz tak na mnie, sama nie wiem jak tego dokonałam, ale warto było.
Wyszłam z łazienki a Asir krzyknął za mną:
- Kylie zaczekaj.
Obejrzałam się na niego:
- Daj mi pięć minut, pojadę z tobą.
Kiwnęłam głową.
Gdy po pół godzinie weszliśmy razem na oddział, Rolly mało nie oniemiał ze zdziwienia, spojrzałam na niego i rzuciłam mu arogancki uśmiech. Zauważyła to Linda i widząc jak Rolly wodzi za mną wzrokiem, obróciła się i wyszła z oddziału. Nie wiem dlaczego, ale jej zachowanie zaczęło mnie niepokoić. Jak dla mnie to zachowywała się dziwnie ,ale w ostatnim czasie wydarzyło się tyle rzeczy, że być może ja byłam przewrażliwiona. Podeszłam do Colin’a i usiadłam obok niego:
- Co tam?
Zapytał.
- A nic, masz gdzieś pod ręką lokalizatory?
- No jasne, z ostatniej doby?
- Tak.
- Znasz numer?
- Nie, ale sprawdź po nazwisku.
Wskazałam palcem nazwisko a Colin spojrzał na mnie nie kryjąc zdziwienia.
- Rolly wie?
- Colin, ja nie lubię nadużywać swojej władzy, ale na dzień dzisiejszy oboje wiemy, że nie podlegasz pod Rolly’ego, tylko pode mnie, chociaż nie mówimy tego głośno.
- Wiem, przepraszam, to odruch.
Wystukał coś w komputerze i po chwili podał mi tableta.
- Proszę, każdy punkt w przeciągu doby.
Zaczęłam przesuwać palcem po ekranie i teraz dopiero poczułam narastającą we mnie złość. Zauważyłam, że Linda wchodzi do szatni i nie zwracając niczyjej uwagi, podniosłam się z krzesła i ruszyłam za nią do szatni. Podeszła do swojej szafki a ja upewniwszy się, że jesteśmy same, chwyciłam ją za bluzkę i popchnęłam na szafkę:
- Co ty kombinujesz?!
- O co ci chodzi?!
- Co robiłaś pod Akademikiem? Odpowiedz, bo przysięgam, że ci skręcę kark!
Wyszarpnęła się i zamachnęła na mnie, schyliłam głowę, po czym chwyciłam ją za włosy i dosłownie trzasnęłam jej twarzą o moje kolano. Upadła a z ust poleciała jej krew, do szatni słysząc huk, wszedł Cole, wrzasnęłam na niego gdy spojrzał na Lindę:
- Wyjdź!
Wycofał się niemalże od razu.
- Pytam raz jeszcze, co robiłaś pod Akademikiem?!
Pomyślałam, że albo jest taka zacięta, ale po prostu udaje żeby mi zaimponować, schyliłam się nad nią i dwoma palcami ścisnęłam jej krtań:
- Nie wiem co planujesz, ale się dowiem i wtedy módl się żebyś była jak najdalej ode mnie. Jeśli zauważę, że jeszcze raz, choćby na metr zbliżyłaś się do kogoś mi bliskiego, stracisz wszystko co masz, rozumiesz? Wszystko.
Linda resztką sił wydusiła z siebie:
- Wszystko? Ja już nie mam niczego, powiedz jak zbajerowałaś Asir’a? Już zabrał cię do łóżka?! Nie myśl, że byłaś pierwsza!
Choć zabolały mnie jej słowa, bo uzmysłowiłam sobie, że i ona znalazła się na jego liście kochanek, pochyliłam się nad nią i szarpnęłam ją za włosy:
- Zacznij się modlić, póki jeszcze możesz.
Wstałam i wyszłam z szatni, przed którą zrobiło się zbiegowisko, Cole podśmiechiwał się a gdy podszedł Rolly, wbił we mnie ten swój kamienny wzrok:
- Ostrzegałam cię, że to się źle skończy, możesz iść nakleić jej plaster.
Spojrzał na mnie nie wiedząc o co chodzi, po czym wszedł szybkim krokiem do szatni.
Ta wiadomość zwaliła mnie z nóg, jak mógł? Z kim jak z kim, ale z Lindą? Gorzej być nie mogło. Kiedy po południu dobiegł do mnie na parkingu, nie miałam kompletnie ochoty z nim rozmawiać ,odeszła mi w mig cała ochota na jakiekolwiek wspólne zacieśnianie więzów:
- Zaczekaj! Co cię opętało?
- Daj mi spokój, nie chce mi się z tobą rozmawiać.
- Powiedz mi chociaż co zrobiłem?
- Jeszcze się pytasz? Przyjęłam do wiadomości fakt, że miałeś więcej kochanek niż szpital łóżek, ale Linda? Jesteś obrzydliwy, nawet nie chcę sobie tego wyobrażać.
- To było dawno i nie miało znaczenia.
- Nie ważne, ale było, wiedziałeś, że się nie znosimy i nie uznałeś, że należałoby mi o tym powiedzieć?
- A dlaczego ty nie powiedziałaś, że pozwoliłaś się pocałować Rolly’emu w laboratorium?
Spojrzałam na niego, to był cios poniżej pasa, a więc jednak ktoś to widział, może nawet on sam. Założyłam okulary słoneczne i otworzyłam drzwi od samochodu:
- Trzymaj się Asir.
Powiedziałam to, po czym wsiadłam do samochodu i odjechałam. Późnym popołudniem spotkałam się w kawiarni obok szpitala z Mark’iem, siedzieliśmy przy stoliku, przy samym oknie i rozmawialiśmy.
- Ty i zazdrość? Mówiłaś, że nic do niego nie czujesz.
Mark zaczął się śmiać a ja się skrzywiłam:
- Bo nie czuję ,ale dobrze mi z nim.
- I tu cię mam.
- Odbija mi co?
- Ja myślę, że ci po prostu zależy, nie czujesz tego?
- Czuję, ale nie rozumiem.
- Może za bardzo się tym przejmujesz, Linda prawdopodobnie powiedziała ci to złośliwie, no i…, udało się, wreszcie mogła poczuć swoją wyższość.
- Wiem, to wyrachowana suka, czasami mam takie dni, że z chęcią pogrzebałabym ją żywcem.
Uśmiechnęłam się i spojrzałam w okno, za którym zauważyłam samochód jadący bardzo powoli. Zdążyłam dostrzec jak szyba w samochodzie osuwa się na dół, zerwałam się z miejsca i zdążyłam popchnąć Mark’a na ziemię. Przewrócił się wraz z krzesłem i wtedy rozległ się strzał, spojrzałam, a gdy szyba runęła na podłogę, zauważyłam w samochodzie uśmiechniętą Sue Ellen, siedziała z tyłu i to ona strzeliła, kolejna kula trafiła mnie, samochód odjechał, kiedy Mark zerwał się z podłogi, ja zdążyłam na nią upaść, spojrzał na mnie:
- Trzymaj się.
Z ust poleciała mi krew, a Mark sięgnął po komórkę:
- Tu Mark, dajcie karetkę pod kawiarnię przy szpitalu, biegiem!!
- Kylie, nie rób mi tego, słyszysz? Kylie…

Spojrzał jak wzrok uciekł i powieki przysłoniły oczy. Po chwili nie słyszałam już nic.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz