XXIX
Z samego rana, kiedy
Asir jeszcze spał wybrałam się pobiegać. Skręciłam w boczną uliczkę i
skierowałam się w stronę tak dobrze znanego lasu. Biegłam od nieco innej
strony, ale słyszałam że wzdłuż drogi równoległej do lasu, jedzie samochód. Po
dźwięku silnika od razu domyśliłam się, że jedzie bardzo wolno i bynajmniej nie
jest to przypadek.
To był jeden z
nielicznych dni, kiedy na poranny bieg zabrałam ze sobą broń, zresztą całe
szczęście. Przebiegłam las na wylot i ledwo dotarłam do głównej drogi a
usłyszałam za sobą pisk opon .Znowu wbiegłam w las, ale w dalszym ciągu
słyszałam silnik samochodu. Kiedy dotarłam do drogi prowadzącej do domu Asir’a,
nie miałam wyjścia. Wybiegłam i pędem zaczęłam biec na oślep przed siebie.
Samochód najpierw zwolnił, ale gdy upewnił się, że już nie mam gdzie wbiec,
włączył turbinę i ruszył prosto na mnie. Wiedziałam, że nie ucieknę, więc
celowo zwolniłam, i odczekałam aż znajdzie się wystarczająco blisko mnie, bym
mogła uskoczyć na bok. Zachował się dokładnie tak jak przewidziałam, w
ostatniej chwili, już prawie pod domem Asir’a, odskoczyłam na bok i wycelowałam
w oponę. Samochód wpadł w poślizg i zatrzymał się na najbliższym płocie.
Kierowca żył, dobiegłam do niego i unieruchomiłam go. Wyjęłam telefon:
- Colin, przyślij mi
grupę sprzątającą.
Podniosłam mężczyznę z
klęczków i rzuciłam na maskę, tym samym niechcący rozrywając mu bluzkę:
- Kto cię przysłał?!
Uśmiechnął się do mnie
szyderczo, uderzyłam go w twarz pistoletem, po czym podcięłam mu nogi tak, że
upadł powrotem na ziemię:
- Pytam dla kogo?!
Nadal milczał,
otworzyłam jego usta i włożyłam mu broń do środka:
- Zastanów się czy
moja siostra warta jest tego by twój mózg zeskrobywali z ulicy.
Gdy zorientował się,
że wiem od kogo jest, choć blefowałam by uzyskać informacje, kiwnął głową na
tak, wyjęłam lufę i pistoletu:
- Przysłała mnie żebym
cię trochę poturbował.
- Dlaczego mnie nie
zabije?
- Nie może!
- Dlaczego?!
- Omally jej zabronił!
Rozległ się strzał i
mężczyzna upadł, spojrzałam za siebie i zobaczyłam drugi samochód, w którym
siedziała Sue Ellen, nasz wzrok skrzyżował się.
Po chwili przyjechał
oddział sprzątający, bo tak ich nazywaliśmy, ale jedyne co mogli zrobić, to
rzeczywiście posprzątać. Na ulicę wybiegł po chwili Asir i popatrzył na mnie:
- Co tu się stało?
Spojrzałam na niego:
- Sue…Muszę jechać na
oddział.
Weszłam do domu a on
wszedł za mną i zaczął się ubierać, spojrzałam na niego:
- Co ty wyprawiasz?
- Ubieram się.
- Powinieneś leżeć.
- Mam leżeć kiedy ta suka
próbuje cię zabić? Ty chyba chora jesteś.
- Martwy mi nie
pomożesz.
- Jeszcze nie umarłem.
- Jeszcze…
- Kylie, naprawdę,
koniec dyskusji.
Poszedł do pokoju i
trzasnął drzwiami.
Jak zwykle zarzucał
mi, że go nie słucham, ale sam w tej kwestii nie był wcale lepszy. Tak jak
sądziłam pojechał ze mną na oddział, Colin od razu sprawdził mężczyznę, którego
zastrzeliła Sue:
- Marsalo, jeden z
przywódców legii.
- Legii? To co ma
wspólnego z Omally’m?
- Był na jego
usługach, jak wielu innych.
- Dlaczego Omally nie
pozwolił mnie zabić?
- Może sam chce to
zrobić?
- A ja myślę, że do
czegoś cię potrzebuje.
Wtrącił Asir:
- Na przykład?
- Nie wiem, wyglądam
ci na jasnowidza?
- Raczej na kogoś komu
przydałby się nerwosol.
Colin popatrzył na nas
obydwóch, wtedy przyszedł Rolly i spojrzał na Asir’a.
- A ty co tutaj
robisz?
- Pracuję, ktoś musi.
- O czym mówisz?
Spuściłam głowę.
- O tym, że rzekomo
pilnowały ją dwa oddziały a nagle nie było w pobliżu jednego agenta, możesz mi
to wyjaśnić?
Rolly spojrzał na
Asir’a zdziwiony, po czym na mnie:
- Co się stało?
- Sue się pokazała,
zabiła jednego ze swoich, członka legii ,ściśle powiązanego z Omally’m.
- Sprawdź kto odwołał
ludzi.
Powiedział do Colin’a
a ten wstukał coś w komputer, po czym spojrzał na Rolly’ego:
- To wyszło z
dyspozytorni.
- Od kogo?
Colin ciężko
odetchnął:
- Od Lindy.
Rolly nie mówiąc nawet
słowa ruszył w stronę Lindy i popchnął ją na ścianę, to wzbudziło
zainteresowanie agentów:
- Dlaczego odwołałaś
ludzi pilnujących Kal?
- Zwariowałeś?! Nikogo
nie odwoływałam.
Chwycił ją za szyję:
- Kłamiesz!
- Nie kłamię, nie
wiedziałam nawet, że ktoś jej pilnuje!
Rolly spojrzał
zdziwiony na nią, po czym na mnie, Asir podszedł bliżej:
- Daj identyfikator.
Linda uniosła się i
już chciała sięgnąć do kurtki po identyfikator, kiedy stwierdziła, że go nie
ma.
- Nie mam go.
- Gdzie byłaś
wcześniej?
- W szatni, potem na
sali ,ćwiczyłam.
- Sama?
- Nie, z Cole był ze
mną.
Asir spojrzał na
Colin’a:
- Shakuj kamery i
zamknij dostęp do budynku, ściągnij obraz ze wszystkich czarnych skrzynek.
Pobiegliśmy w stronę
dyspozytorni znajdującej się w piwnicy, Asir swoim kodem dostępu otworzył
drzwi. Na ziemi leżał jeden z naszych agentów – martwy, obok leżał mężczyzna,
jeszcze miał oczy otwarte, w ręku zaciskał identyfikator Lindy, ta na jego
widok przeraziła się, zauważyłam to od razu, bo niemalże w tej samej chwili
zrobiła krok do tyłu. Asir chwycił go za twarz i spojrzał w oczy:
- Kto ci to zlecił?
Mężczyzna spojrzał na
niego a po chwili z ust poleciała piana. Spuściłam głowę, Asir spojrzał na
mnie:
- Cyjanek, szlak.
Zaklął i powiedział do
słuchawki:
- Colin sprawdź
kamery, jeden z naszych nie żyje, drugi niezidentyfikowany popełnił harakiri.
Asir zniesmaczony
pokiwał głową, po czym wyszedł a mi w tej samej chwili przypomniało się o
Lindzie, więc poszłam jej poszukać. W końcu trafiłam na nią w toalecie, weszłam
i spojrzałam w jej zapłakaną twarz:
- Skąd go znasz?
- Skąd pomysł, że go
znam?
- Przestań się
zgrywać, nie mamy na to czasu.
- Spotykaliśmy się od
tygodnia.
- Gdzie go poznałaś?
- W twoim klubie,
przychodził z kolegami.
- Nie wydawało ci się
podejrzane, że obcy facet tak z mety się tobą zainteresował, a jego uroda
bynajmniej nie wskazuje na Amerykę? Przecież wiesz, że tego pokroju ludzi
ścigamy, czemu do diabła jesteś taka łatwowierna?
- No cóż, nie każdy
jest taki doskonały jak ty!
- Nie ma ludzi
doskonałych, ale czasami zdarzają się ludzie odpowiedzialni, żałuję, że do nich
nie należysz.
Wyszłam z łazienki
podeszłam prosto do Colin’a:
- I co? Masz coś?
- Miałaś rację, tajna
Alkada Omally’ego.
- Kolejny z legii?
- Niestety, nie będzie
łatwo ich wytępić, ale trzeba wzmocnić siły bo tylko patrzeć jak uderzą.
- Mówiłeś Daniels’owi?
- Tak, kazał wzmóc
środki ostrożności.
- Dobra, daj mi znać
jak dowiesz się czegoś więcej, wracam do domu.
- Do siebie?
Widziałam, że Asir na
mnie patrzy, a konkretnie na moją reakcję.
- Nie u siebie,
wracamy z Asir’em do domu.
Uśmiechnęłam się do
Asir’a a on do mnie i razem wyszliśmy z oddziału. Kiedy podjechaliśmy pod jego
dom i weszliśmy do środka, od razu podszedł do barku i sięgnął po szklankę z
whisky a ja podeszłam do wieży odrzucając wcześniej torebkę. Włączyłam wolne
utwory i podeszłam do Asir’a, który rozpiął koszulę i wyciągnął się na kanapie.
Miałam wrażenie, że rana mu dokucza, choć nie wspomniał o niej słowa. Usiadłam
przy nim:
- Pokaż.
- Nic mi nie jest.
- Nie bądź dzieckiem.
- Dobra.
Odchyliłam koszulę i
spojrzałam na opatrunek, był od krwi, pokiwałam głową.
- Trzeba zmienić
opatrunek.
Wstałam i podeszłam do
swojej torby, z której wyjęłam apteczkę wyposażoną specjalnie od Mark’a w razie
nagłych wypadków. Z wieży znowu poleciała piosenka Rihanny „Stay”, usiadłam
obok i powoli odkleiłam opatrunek, zmoczyłam gazik i przyłożyłam do rany.
Patrzył na mnie w takim skupieniu jakby w ogóle nie czuł bólu. Po odkażeniu
rany przyłożyłam świeży opatrunek i zakleiłam dużym plastrem, po czym
spojrzałam mu w oczy:
- Nie możesz tak
postępować.
- Jak?
- Właśnie tak, to nie
był byle postrzał, wiem, że chcesz mnie chronić, ale…
Spojrzał na mnie i
uśmiechnął się:
- Ale…
- Ale cię potrzebuję i
nie chcę żeby ci się coś stało.
Spojrzałam mu w oczy,
gdyż wypowiedziałam te słowa z trudem, pogładził mnie po policzku, po czym
chwycił mnie tak, że moją głowę oparł mi o swoje ramię.
- Tak trudno było ci
to powiedzieć?
- Nie lubię mówić o
swoich uczuciach i potrzebach, już nie, kiedyś byłam bardziej wylewna, ale po
tym wszystkim co się stało…
Podniosłam głowę i
spojrzałam na niego ponownie.
- Taka już jestem.
Kiwnął głową, wstał i
odstawił szklankę, po czym wystawił rękę w moim kierunku, podałam mu swoją.
- Co robisz?
Uśmiechnęłam się, Asir
włączył pilotem jeszcze raz to samo nagranie i uśmiechnął się do mnie:
- Mam ochotę z tobą
zatańczyć, a potem przy tobie usnąć.
Pociągnął mnie do
siebie i zaczęliśmy powoli ruszać się w rytm muzyki, czułam, że cała płonę, że
rozpływam się w jego ramionach za każdym razem kiedy jego ręce oplatają moje
ciało:
- Musisz przyznać, że
i tak bardzo ograniczyłem swoje żądania.
Uśmiechnęłam się:
- Bardzo.
Przymknęłam oczy i nie
powiedziałam już ani słowa, jednak to co czułam, zaczęło mnie coraz bardziej
przerażać, ilekroć na niego spojrzałam, ilekroć mnie dotknął, działo się ze mną
coś niesamowitego, nie wiedziałam co ze mną robi, ale postanowiłam mu na to
pozwolić, by w przyszłości nie żałować, że nie spróbowałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz