sobota, 15 lutego 2014

Rozdział LII

LII

W takim właśnie klimacie upłynęło nam dopołudnie. Nawet w porze obiadu nie specjalnie miałam ochotę wychodzić, ale w końcu doszłam do wniosku, że należałoby się ogarnąć na resztę dnia i spędzić go gdzieś indziej niż tylko w sypialni.
Po południu udaliśmy się na spacer do miasta.  Wycieczka była udana, ale kiedy pod wieczór znaleźliśmy się znowu na moich ukochanych skałkach, coś sprawiło, że powróciłam do brutalnej rzeczywistości. Tą myśl również Dante odczytał w mgnieniu oka, stanęliśmy naprzeciwko siebie i dosłownie prześwietlił mnie wzrokiem.
- Nie na długo udało mi się wyrwać cię z rzeczywistego świata prawda?
- Jak dotąd nikomu nie udało się zrobić tego na tak długo.
Miał smutne oczy, moje były takie same.
- Zostawiłam wiele ważnych spraw nierozwiązanych, nie mogę przed tym uciec choć bardzo bym chciała, ale jeśli teraz nie wrócę, moje życie może skomplikować się bardziej niż kiedykolwiek. Nie byłoby w porządku gdybym naraziła tych na których mi zależy.
- Możemy wylecieć dopiero rano?
Uśmiechnęłam się, bo wiedziałam, że choć tyle jestem mu winna. Rozbudziłam w nim emocje, których przez wiele lat nie potrafiła rozbudzić żadna kobieta. Dante nie był człowiekiem, który zasługiwałby na rzucenie go bez słów.
- Mogę nam dać tylko tą jedną noc.
- O więcej nie proszę,
Wystawił rękę a ja podałam mu swoją i ruszyliśmy przed siebie.
Po wspólnie spędzonej nocy helikopter zabrał nas z powrotem do Malibu. Gdy tylko wylądowaliśmy włączyłam swoją komórkę, która dotąd pozostawała wyłączona. Od razu wskoczyły nieodebrane połączenia, głównie od Barodo.
Swoje pierwsze kroki skierowałam na oddział w nadziei, że spotkam tam Rolly’ego – nie było go jednak. Podeszłam do Colin’a a ten miał bardzo rozbawioną minę:
- No, ładnego fermentu narobiłaś swoim zniknięciem, postawiłaś na nogi wszystkie oddziały.
- Aż tak źle?
- Rolly’emu omal serce nie wyskoczyło.
- Tak, akurat, a właśnie, gdzie on jest?
- Nie wiem, wyszedł chwilę przed tobą, podobno ma bardzo pilne spotkanie.
- Nie wiesz z kim?
- Nie powiedział.
- Poszedł sam?
- Tak.
Jego nieobecność wywołała u mnie niepokój i nie wiem dlaczego, ale odnosiłam wrażenie, że ma to związek z Dante, w istocie tak właśnie było. Spotkali się i odbyli bardzo długą rozmowę ,nigdy nie poznałam jej treści i wierzyć mi się nie chciało w późniejszym czasie, że dwaj poniekąd rywale postanowili połączyć swoje siły. Byłam przekonana o tym jak wielki to był dla obydwóch wysiłek, lecz jakże opłacalny.
- A co z moją siostrą?
- Dalej jest u nas i raczej trochę tu zabawi.
- Powiedziała coś?
- Musi jej bardzo zależeć na twojej śmierci, bo milczy jak zaklęta.
- A Asir?
- Trochę obolały, ale dalej bierze udział w szkoleniu.
- Żartujesz prawda?
- Nie.
- Na czyje polecenie?
- Daniels’a, uznał, że jest potrzebny.
- Ciekawe komu.
- Nie wiem, ale żąda żebyś dalej go szkoliła.
- Żąda?
W tym samym momencie kiedy padły te słowa, usłyszałam za sobą głos:
- Miło, że w końcu postanowiłaś popracować.
Spojrzałam na Daniels’a, który stał tuż za mną:
- Jak patrzę na ciebie to mi się odechciewa pracy.
- Masz jakieś uwagi?
- Owszem, po co nam Asir?
- Może być użyteczny ,zatem jeśli to wszystko, to bądź tak miła i przesłuchaj swoją siostrę, zanim dojdę do wniosku, że ona jest nieużyteczna.
Poszedł zadowolony z siebie a Colin spojrzał na mnie.
- Gdzie ją trzymają?
- W trójce.
Ruszyłam w stronę pokoi, w których trzymaliśmy potrzebnych świadków.
- Kylie…
Zawołał, obejrzałam się:
- Tak?
- Ona nie wygląda najlepiej.
- Co masz na myśli?
- Przesłuchiwał ją oddział wewnętrzny.
Zmroziło mnie. Oddział wewnętrzny miał specyficzne formy przesłuchań, potrafili pozbawić człowieka wnętrzności, byle tylko osiągnąć zamierzony cel i uzyskać potrzebne informacje.
Zdałam sobie sprawę jaka podła byłam wyjeżdżając i nie myśląc o niczym poza własną osobą.
Teraz moje kroki nie były już tak pewna jak od razu. Bałam się tego co zastanę i szczerze mówiąc nie miałam przekonania czy chcę to oglądać. Podeszłam do jednego z agentów, który stał najbliżej pokoju z numerem trzy i rozkazującym tonem powiedziałam krótko:
- Otwórz.
Ten bez słowa przejechał kartą magnetyczną przez czytnik i drzwi się otworzyły, kiedy weszłam do środka zaczęło mi się robić jakoś dziwnie niedobrze. Sue siedziała skulona w kącie pokoju nawet nie patrząc kto wszedł. Usiadłam na krześle naprzeciwko niej i podniosłam jej głowę za podbródek. Przymknęłam oczy, bo widok był nieprzyjemny. Jej twarz była po prostu w tak opłakanym stanie, że z trudem mogłam na to patrzeć. Na rękach miała siniaki a oczy były wyraźnie podkrążone, zupełnie tak jakby uderzenie skierowane było w sam środek pomiędzy oczami, doskonale znałam takie ślady jeszcze za czasów mojego małżeństwa z Joe. Zdarzało się, że wyglądałam podobnie.
- Sue, słyszysz mnie?
Wzrok miała mętny, uciekał, nie odzywała się a jej oczy po prostu w którymś momencie wbiły się we mnie.
- Odezwij się.
Przykucnęłam przy niej i bez pytania podciągnęłam rękaw jej bluzki, miała ślady nakłuć.
- Brałaś coś?
Milczała.
- Pytam czy coś brałaś czy coś ci wstrzyknęli?
Traciłam panowanie nad sobą, rozumiem niekonwencjonalne metody przesłuchań, ale narkotyki?
- Odpowiedz do cholery!
Szarpnęłam ją w nadziei, że się rozbudzi, ale nie zrobiło to na niej żadnego wrażenia.
- Zostaw mnie a najlepiej mnie dobij i będzie po sprawie.
- Chce wiedzieć kto ci to zrobił?
- A jak myślisz?
Zaczęła się śmiać jakby znalazła się w jakimś obłędzie:
- Myśleli, że jak mnie naćpają to im wszystko powiem, ale wolę umrzeć niż zdradzić im kto mi pomógł! Byłam tak bliska, gdyby kula trafiła cię odrobinę dalej to dzisiaj już nie musiałabym cię oglądać! Żebyś zdechła w piekle!! Słyszysz?!
Wstałam z podłogi i oczy mi się zaszkliły, nie mogłam słuchać dłużej tego bełkotu, więc czym prędzej wyszłam z pokoju, drzwi się zatrzasnęły ale ja nadal słyszałam jej krzyki. Przystanęłam na moment w holu ,po czym weszłam z rozmachem do gabinetu Daniels’a nie zamykając nawet za sobą drzwi. Spojrzał spod łba:
- Jaki tym razem problem?
- Tylko jeden.
Wyjęłam pistolet i przystawiłam mu go do głowy:
- Ty, masz natychmiast zarządzić detoks mojej siostry ty cholerny sadysto.
- Zrobiliśmy to co konieczne.
- Zrobiliście to co było najprostsze, ale bez jakichkolwiek rezultatów bo trafiłeś na byłą narkomankę a o tym nie wiedziałeś prawda?
Daniels spojrzał na mnie zdziwiony:
- Możesz w nią ładować prochy tak długo aż nie straci przytomności ale i tak nic się nie dowiesz, więc jeśli chcesz cokolwiek osiągnąć, to lepiej przywróć ją szybko do stanu normalności.
- A jeśli tego nie zrobię?
Uśmiechnęłam się ironicznie:
- Już załapała cug a to oznacza, że albo będziesz dalej ładował w nią prochy, albo daję jej góra dwa dni bez i zastaniesz ją martwą, zaryzykujesz?
Przełknął ciężko ślinę, wiedział dobrze, że mam rację. Sue Ellen była kilkakrotnie na odwyku i za każdym razem uzależniała się na nowo po jednym zażyciu czegokolwiek.
- Wydam odpowiednie rozkazy.
- Tak myślałam.
Schowałam pistolet i spiorunowałam go wzrokiem:
- Jak już ją przywrócą do normalności daj znać, wtedy może coś z niej wyciągnę moimi metodami.
Teraz on uśmiechnął się:
- Uważasz ,że twoje metody są skuteczniejsze od moich?
Wiedziałam o co mu chodziło po tym jak przyglądał się scenie z Asir’em na sali gimnastycznej kilka dni wcześniej.
- Owszem, bo ja pozbawiam ich części ciała a ty – zmysłów.

Zmierzyłam go lodowatym spojrzeniem i wyszłam z gabinetu. Wolnym a jednak stanowczym krokiem przeszłam przez korytarz i skierowałam się przez dużą salę wprost na salę ćwiczeń po drodze mijając się z Rolly’m. Nasz wzrok skrzyżował się, jednak żadne nie zatrzymało się by porozmawiać z drugim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz