LII
W takim właśnie
klimacie upłynęło nam dopołudnie. Nawet w porze obiadu nie specjalnie miałam
ochotę wychodzić, ale w końcu doszłam do wniosku, że należałoby się ogarnąć na
resztę dnia i spędzić go gdzieś indziej niż tylko w sypialni.
Po południu udaliśmy
się na spacer do miasta. Wycieczka była
udana, ale kiedy pod wieczór znaleźliśmy się znowu na moich ukochanych
skałkach, coś sprawiło, że powróciłam do brutalnej rzeczywistości. Tą myśl
również Dante odczytał w mgnieniu oka, stanęliśmy naprzeciwko siebie i
dosłownie prześwietlił mnie wzrokiem.
- Nie na długo udało
mi się wyrwać cię z rzeczywistego świata prawda?
- Jak dotąd nikomu nie
udało się zrobić tego na tak długo.
Miał smutne oczy, moje
były takie same.
- Zostawiłam wiele
ważnych spraw nierozwiązanych, nie mogę przed tym uciec choć bardzo bym
chciała, ale jeśli teraz nie wrócę, moje życie może skomplikować się bardziej
niż kiedykolwiek. Nie byłoby w porządku gdybym naraziła tych na których mi
zależy.
- Możemy wylecieć
dopiero rano?
Uśmiechnęłam się, bo
wiedziałam, że choć tyle jestem mu winna. Rozbudziłam w nim emocje, których
przez wiele lat nie potrafiła rozbudzić żadna kobieta. Dante nie był
człowiekiem, który zasługiwałby na rzucenie go bez słów.
- Mogę nam dać tylko
tą jedną noc.
- O więcej nie proszę,
Wystawił rękę a ja
podałam mu swoją i ruszyliśmy przed siebie.
Po wspólnie spędzonej nocy
helikopter zabrał nas z powrotem do Malibu. Gdy tylko wylądowaliśmy włączyłam
swoją komórkę, która dotąd pozostawała wyłączona. Od razu wskoczyły nieodebrane
połączenia, głównie od Barodo.
Swoje pierwsze kroki
skierowałam na oddział w nadziei, że spotkam tam Rolly’ego – nie było go
jednak. Podeszłam do Colin’a a ten miał bardzo rozbawioną minę:
- No, ładnego fermentu
narobiłaś swoim zniknięciem, postawiłaś na nogi wszystkie oddziały.
- Aż tak źle?
- Rolly’emu omal serce
nie wyskoczyło.
- Tak, akurat, a
właśnie, gdzie on jest?
- Nie wiem, wyszedł
chwilę przed tobą, podobno ma bardzo pilne spotkanie.
- Nie wiesz z kim?
- Nie powiedział.
- Poszedł sam?
- Tak.
Jego nieobecność
wywołała u mnie niepokój i nie wiem dlaczego, ale odnosiłam wrażenie, że ma to
związek z Dante, w istocie tak właśnie było. Spotkali się i odbyli bardzo długą
rozmowę ,nigdy nie poznałam jej treści i wierzyć mi się nie chciało w
późniejszym czasie, że dwaj poniekąd rywale postanowili połączyć swoje siły.
Byłam przekonana o tym jak wielki to był dla obydwóch wysiłek, lecz jakże
opłacalny.
- A co z moją siostrą?
- Dalej jest u nas i
raczej trochę tu zabawi.
- Powiedziała coś?
- Musi jej bardzo
zależeć na twojej śmierci, bo milczy jak zaklęta.
- A Asir?
- Trochę obolały, ale
dalej bierze udział w szkoleniu.
- Żartujesz prawda?
- Nie.
- Na czyje polecenie?
- Daniels’a, uznał, że
jest potrzebny.
- Ciekawe komu.
- Nie wiem, ale żąda
żebyś dalej go szkoliła.
- Żąda?
W tym samym momencie
kiedy padły te słowa, usłyszałam za sobą głos:
- Miło, że w końcu
postanowiłaś popracować.
Spojrzałam na
Daniels’a, który stał tuż za mną:
- Jak patrzę na ciebie
to mi się odechciewa pracy.
- Masz jakieś uwagi?
- Owszem, po co nam
Asir?
- Może być użyteczny
,zatem jeśli to wszystko, to bądź tak miła i przesłuchaj swoją siostrę, zanim
dojdę do wniosku, że ona jest nieużyteczna.
Poszedł zadowolony z
siebie a Colin spojrzał na mnie.
- Gdzie ją trzymają?
- W trójce.
Ruszyłam w stronę
pokoi, w których trzymaliśmy potrzebnych świadków.
- Kylie…
Zawołał, obejrzałam
się:
- Tak?
- Ona nie wygląda
najlepiej.
- Co masz na myśli?
- Przesłuchiwał ją
oddział wewnętrzny.
Zmroziło mnie. Oddział
wewnętrzny miał specyficzne formy przesłuchań, potrafili pozbawić człowieka
wnętrzności, byle tylko osiągnąć zamierzony cel i uzyskać potrzebne informacje.
Zdałam sobie sprawę
jaka podła byłam wyjeżdżając i nie myśląc o niczym poza własną osobą.
Teraz moje kroki nie
były już tak pewna jak od razu. Bałam się tego co zastanę i szczerze mówiąc nie
miałam przekonania czy chcę to oglądać. Podeszłam do jednego z agentów, który
stał najbliżej pokoju z numerem trzy i rozkazującym tonem powiedziałam krótko:
- Otwórz.
Ten bez słowa
przejechał kartą magnetyczną przez czytnik i drzwi się otworzyły, kiedy weszłam
do środka zaczęło mi się robić jakoś dziwnie niedobrze. Sue siedziała skulona w
kącie pokoju nawet nie patrząc kto wszedł. Usiadłam na krześle naprzeciwko niej
i podniosłam jej głowę za podbródek. Przymknęłam oczy, bo widok był
nieprzyjemny. Jej twarz była po prostu w tak opłakanym stanie, że z trudem
mogłam na to patrzeć. Na rękach miała siniaki a oczy były wyraźnie podkrążone,
zupełnie tak jakby uderzenie skierowane było w sam środek pomiędzy oczami,
doskonale znałam takie ślady jeszcze za czasów mojego małżeństwa z Joe.
Zdarzało się, że wyglądałam podobnie.
- Sue, słyszysz mnie?
Wzrok miała mętny,
uciekał, nie odzywała się a jej oczy po prostu w którymś momencie wbiły się we
mnie.
- Odezwij się.
Przykucnęłam przy niej
i bez pytania podciągnęłam rękaw jej bluzki, miała ślady nakłuć.
- Brałaś coś?
Milczała.
- Pytam czy coś brałaś
czy coś ci wstrzyknęli?
Traciłam panowanie nad
sobą, rozumiem niekonwencjonalne metody przesłuchań, ale narkotyki?
- Odpowiedz do
cholery!
Szarpnęłam ją w
nadziei, że się rozbudzi, ale nie zrobiło to na niej żadnego wrażenia.
- Zostaw mnie a
najlepiej mnie dobij i będzie po sprawie.
- Chce wiedzieć kto ci
to zrobił?
- A jak myślisz?
Zaczęła się śmiać
jakby znalazła się w jakimś obłędzie:
- Myśleli, że jak mnie
naćpają to im wszystko powiem, ale wolę umrzeć niż zdradzić im kto mi pomógł!
Byłam tak bliska, gdyby kula trafiła cię odrobinę dalej to dzisiaj już nie
musiałabym cię oglądać! Żebyś zdechła w piekle!! Słyszysz?!
Wstałam z podłogi i
oczy mi się zaszkliły, nie mogłam słuchać dłużej tego bełkotu, więc czym
prędzej wyszłam z pokoju, drzwi się zatrzasnęły ale ja nadal słyszałam jej
krzyki. Przystanęłam na moment w holu ,po czym weszłam z rozmachem do gabinetu
Daniels’a nie zamykając nawet za sobą drzwi. Spojrzał spod łba:
- Jaki tym razem
problem?
- Tylko jeden.
Wyjęłam pistolet i
przystawiłam mu go do głowy:
- Ty, masz natychmiast
zarządzić detoks mojej siostry ty cholerny sadysto.
- Zrobiliśmy to co
konieczne.
- Zrobiliście to co
było najprostsze, ale bez jakichkolwiek rezultatów bo trafiłeś na byłą
narkomankę a o tym nie wiedziałeś prawda?
Daniels spojrzał na
mnie zdziwiony:
- Możesz w nią ładować
prochy tak długo aż nie straci przytomności ale i tak nic się nie dowiesz, więc
jeśli chcesz cokolwiek osiągnąć, to lepiej przywróć ją szybko do stanu
normalności.
- A jeśli tego nie
zrobię?
Uśmiechnęłam się
ironicznie:
- Już załapała cug a
to oznacza, że albo będziesz dalej ładował w nią prochy, albo daję jej góra dwa
dni bez i zastaniesz ją martwą, zaryzykujesz?
Przełknął ciężko
ślinę, wiedział dobrze, że mam rację. Sue Ellen była kilkakrotnie na odwyku i
za każdym razem uzależniała się na nowo po jednym zażyciu czegokolwiek.
- Wydam odpowiednie
rozkazy.
- Tak myślałam.
Schowałam pistolet i
spiorunowałam go wzrokiem:
- Jak już ją przywrócą
do normalności daj znać, wtedy może coś z niej wyciągnę moimi metodami.
Teraz on uśmiechnął
się:
- Uważasz ,że twoje
metody są skuteczniejsze od moich?
Wiedziałam o co mu
chodziło po tym jak przyglądał się scenie z Asir’em na sali gimnastycznej kilka
dni wcześniej.
- Owszem, bo ja
pozbawiam ich części ciała a ty – zmysłów.
Zmierzyłam go
lodowatym spojrzeniem i wyszłam z gabinetu. Wolnym a jednak stanowczym krokiem
przeszłam przez korytarz i skierowałam się przez dużą salę wprost na salę
ćwiczeń po drodze mijając się z Rolly’m. Nasz wzrok skrzyżował się, jednak
żadne nie zatrzymało się by porozmawiać z drugim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz