piątek, 21 lutego 2014

Rozdział XLII

XLII

Kiedy przebudziłam się nad ranem, dalej byłam w objęciach Asir’a. Ziewnęłam i sięgnęłam po omacku komórkę, która leżała na stoliku nocnym i właśnie zawibrował sms. Przeczytałam wiadomość i chciałam wstać, ale Asir mnie zatrzymał.
- Nie wstawaj.
- Muszę, Brian chce się ze mną spotkać.
- Jaki znowu Brian? Tylko nie mów, że masz kolejnego sąsiada.
Uśmiechnęłam się.
- Brian to mój podopieczny.
Uniosłam się i spojrzałam na niego a ten zmrużył oczy.
- Podopieczny?
- Tak, syn Thorne’a, przyjechał i zatrzymał się w moim starym domu.
- To pojedziesz później, proszę.
- Czy ty się czegoś obawiasz?
- Nie, ale jak znam życie, to za dwa dni jak nie wcześniej, zapomnisz wszystko co mi wyznałaś.
- Nie bój się, nie zapomnę.
- Zobaczymy.
W tym samym momencie kiedy pochyliłam się nad nim, żeby go pocałować, zawibrował jego telefon.
- No widzisz?
Podałam mu komórkę, odczytał wiadomość i spojrzał na mnie:
- Co?
- To od Lindy.
- Mogłam się domyślić.
Uśmiechnął się prowokująco i uniósł brwi:
- Zazdrosna jesteś.
- Nie, nie mam na palcu obrączki a to oznacza, że możesz umawiać się z kim chcesz.
- Jakaś ty wyrozumiała, to znaczy, że mogę się z nią spotkać?
Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się, lecz bardzo nieszczerze:
- Oczywiście i obiecuję pamiętać o tym, że jest twoją przyjaciółką kiedy będę jej kopać tyłek na macie.
Asir roześmiał się a ja wstałam. Zastanawiałam się czy ta mała żmija przestanie wreszcie mieszać w moim życiu? Ale na to były raczej marne szanse.
W drodze do domu wjechałam na stację benzynową i właśnie kończyłam tankować, gdy usłyszałam za sobą głos:
- Witam panią.
Podskoczyłam upuszczając przy okazji pistolet z paliwem, ja i mężczyzna, który się po niego schylił, podnieśliśmy się niemalże równocześnie trykając się głowami, spojrzałam i roześmiałam się:
- Owen? Co ty tu robisz?
- Jadę do Hills negocjować kontrakt, ale po drodze chciałem zatrzymać się na kawę.
Spojrzałam na jego buty, które polane były benzyną, syknęłam i odłożyłam pistolet.
- Cóż, w tych okolicznościach, chyba jestem ci winna tą kawę.
Spojrzał na swoje buty a ja na to skwitowałam:
- Niech żyje niezgrabność.
- Daj spokój, nic nie stało.
- Nie lubię kiedy ludzie zachodzą mnie od tyłu.
- Zapamiętam sobie.
- Nie wątpię. To co z tą kawą?
- No nie wiem, pójdę zapłacić, przecznicę dalej jest zajazd, możemy tam podjechać.
- Świetnie.
Uśmiechnął się do mnie. Poszłam zapłacić i każde swoim samochodem podjechało do zajazdu. Zamówiliśmy kawę na świeżym powietrzu i rozmawialiśmy. Zapaliłam papierosa mając nadzieję, że buty Owen’a nie wylecą za chwilę w powietrze.
- Nie sądziłam, że spotkam cię w tej okolicy.
Powiedziałam, choć było to miłe spotkanie.
- A ja nie sądziłem, że spotkam cię bez twojego ochroniarza.
Roześmiałam się.
- Masz na myśli Cole’a?
- Właśnie, ostro protestował kiedy chciałem od niego twój numer.
- Wiem, ale on się o mnie troszczy od zawsze, przyzwyczaiłam się.
- Ma powody obawiać się o ciebie?
- Prowadzę klub, nie raz bywało ostro.
- Rozumiem.
- Jak tam Jessica?
- Ciągle o ciebie pyta.
- To fajna dziewczyna, będziesz jeszcze miał z niej pociechę.
- Oby, czasami wydaje mi się, że nie wiele zdziałam jako samotny ojciec.
- To utarte slogany, ale wierz mi, nie prawdziwe, czasami lepiej, że jeden rodzic wychowuje dziecko, niż gdyby mieli to robić oboje rodzice, którzy się nienawidzą.
- Może masz rację. A co tam u ciebie?
- Powoli. W najbliższym czasie czeka mnie sporo pracy.
- Prowadzenie swojego interesu wymaga samodyscypliny co?
- Czasami bywa ciężko, ale nie narzekam, prowadzę klub z przyjaciółmi, uzupełniamy się.
Spojrzał na zegarek.
- Posłuchaj, będę się zbierał, ale gdybyś czasami miała ochotę na towarzystwo starego nudziarza, to zadzwoń, chętnie się z tobą spotkam.
Uśmiechnęłam się.
- Będę pamiętała.
Wyjął dziesięcio dolarówkę i położył ją na stole.
- Zaraz, zaraz, ja miałam postawić kawę.
- To nie w moim stylu, było mi naprawdę miło.
Wstał, skłonił się nisko, po czym wyszedł z baru, uśmiechnęłam się sama do siebie i pokiwałam głową.
Posiedziałam jeszcze chwilę, po czym ruszyłam na spotkanie z moim pasierbem, który zdążył zawalić mi sms’ami prawie całą pamięć telefonu.
Gdy weszłam do domu, wiedziałam, że jest sam i nie wiem dlaczego zamiast najpierw go poszukać, skierowałam swoje kroki do mojej i Thorne’a sypialni na piętrze. Weszłam do środka i nagle coś grubego poczułam w przełyku. Nie było łatwo opanować emocji, tym bardziej, że wszystko wyglądało dokładnie tak, jak to urządziłam. Na małym kominku stały te same zdjęcia co kiedyś a łóżko pościelone tak jak ostatnim razem. Wzięłam do ręki zdjęcie, na którym byłam ja z Thorne’m, Samanta, Brian, Michael i Penny i usiadłam na łóżku. Przycisnęłam ramkę do swojej piersi i poczułam diabelną pustkę. Kiedy Brian wszedł do sypialni, nawet go nie usłyszałam, przysiadł obok mnie i spojrzał na zdjęcie.
- Byliście najbardziej dopasowaną parą jaką w życiu widziałem.
Uśmiechnęłam się przez łzy.
- Cieszę się, że wróciłeś.
- No myślę.
Uśmiechnął się szeroko.
- Czasami mi go bardzo brakuje.
- Wiem, ale życie toczy się dalej i na pewno nie chciałby oglądać cię takiej pomazanej.
Spojrzałam na niego, skrzywiłam się i puknęłam ramieniem.
- Jaki ty się mądrutki zrobiłeś.
- Prawda? Powiem ci w tajemnicy, że sam sobie z tym czasami nie radzę.
- Wierzę, ty jeden mądry a wokół ciebie same głupki?
Roześmiał się.
- Znałam takiego jednego, który miał podobną teorię.
- Nie, no aż tak źle nie jest, zawsze mogę obniżyć swój poziom inteligencji, żeby zrównać się z otoczeniem.
Pokręciłam głową- mały arogant pomyślałam, za nic w świecie nie powiedziałabym, że ma cokolwiek wspólnego z Thorne’m a już na pewno, nie powiedziałabym, że jest jego synem.
- To jak mamusia? Piwko?
- Zaraz ci dam mamusię.
- No przecież na ty nie będę ci walił, poza tym co zrobić? Ciężko wybrzydzać jak tylko ty mi zostałaś.
- Jakiś ty bystry.
- No, to moja druga zaleta.
- A jakie są wady?
- Nie posiadam.
- Chryste, w co ja się wpakowałam? Daj już to piwo, pewnie wtedy zniosę wszystko.
- Tak myślałem.
Wstaliśmy i zeszliśmy po schodach na dół. Poszłam prosto na taras a Brian przyszedł z piwem. Zapaliłam papierosa i spojrzałam w dal.
- Nie żal ci tego miejsca?
- Pewnie, że żal.
- To dlaczego tu nie wrócisz? Dom stoi pusty.
- Za dużo wspomnień, nie można żyć normalnie, kiedy ciągle powraca się do tego co przeminęło.
- Ja na to tak nie patrzę.
- Jesteś młody.
- A ty może stara? No wiadomo, że swoje lata masz, ale nie popadaj w depresję.
- Nie zapędzasz się czasami synku?
Uśmiechnęliśmy się do siebie, po czym stuknęliśmy się butelkami.
- Co zamierzasz?
Roześmiał się.
- Wiesz co? Ja zawsze wiedziałem, że jesteś babką z klasą i wszystko u ciebie chodzi parami.
- Tak? Co na przykład?
- No wiesz, uroda z inteligencją, atrakcyjność z seksualnością….
- Dobra, nie przeginaj struny, rozumiem, że tryskasz uprzejmością bo masz w tym jakiś interes.
- I znowu punkt dla ciebie.
- Więc?
- Opowiedz mi trochę o Samancie.
Roześmiałam się.
- A więc to o nią chodzi? Wiedziałam, że coś kombinujesz, chociaż z drugiej strony wolałabym, żeby zadała się z tobą, niż…
Tu urwałam, bo czułam, że teraz to ja się zapędziłam, ale on dokończył za mnie.
- Z Rolly’m?
- Powiedziała ci?
- Kobiety lubią mi się zwierzać.
- Zapamiętam.
- Co chcesz wiedzieć?
- Wszystko.
W tym czasie Samanta i Penny były na zakupach:
- Nie widziałam go chyba od pogrzebu ojca, jak wygląda?
Przesuwały wieszaki.
- Zabójczo.
Penny spojrzała na Sam, bo choć uśmiechała się udając, że wszystko jest ok., tak naprawdę było widać, że cierpi.
- A co po spotkaniu z Rolly’m?
- Powiedział, że mogę zawsze na niego liczyć, ale…
- Wierz mi Sam, że dobrze zrobił.
- Mówisz jak Brian.
Penny roześmiała się.
- Wiesz co? Tak ciągle mówisz o tym Brian’ie, więc może zamiast mówić, to po prostu się z nim umów co?
- Oszalałaś? Ledwo przyjechał a ja co? Mam mu wskoczyć do łóżka?
- A ile ty masz lat żeby robić podchody jak nastolatka, co?
- No pewnie, ty to masz pomysły.
- Dziewczyno zabaw się wreszcie, bo w tym tempie znajdziesz sobie kogoś w takim wieku, że zamiast uprawiać seks, będziecie się trykać balkonikami.
- Szurnięta jesteś wiesz?
Wzięła z wieszaka czerwoną sukienkę i spojrzała na uśmiechniętą Penny.
- Idę ją przymierzyć.
Poszła i zasunęła firankę przebieralni. Po krótkiej chwili wyszła i spojrzała na Penny:
- I co?
- Nie pasuje.
- Nawet się nie pokazałaś.
- Do czerwieni trzeba mieć odpowiednie ciało i figurę. O której Kris po ciebie podjedzie?
Penny spojrzała na zegarek.
- Za dziesięć minut.
- To jedź.
- A co z tobą?
- Jeśli mam dzisiaj dotrzeć na tą imprezę, to zostaje mi tylko twoja mama.
- Ale na pewno do niej pojedziesz?
- Tak, chyba nie mam wyboru jeśli nie chcę przyjść nago.
- Dobra, to zdzwonimy się.
Sam kiwnęła głową a Penny wyszła z centrum handlowego. Samanta po chwili zrobiła to samo i wsiadła w samochód. Pojechała prosto do mnie i zadzwoniła do drzwi. Ku jej zdziwieniu otworzył jej Asir i na jej widok uśmiechnął się szeroko i prowokująco, zbyt prowokująco jak dla mnie.
- Przyjechałam do cioci, nie ma jej?
- Powinna być, ale nie dotarła jeszcze, przykro mi, ale jestem tylko ja.
Otworzył drzwi na oścież.
- Zapraszam.
Sam uśmiechnęła się delikatnie, po czym niepewnie weszła do środka.
- Nie umawiałam się z nią, ale liczyłam na to, że ją zastanę.
- To jest nas dwoje, siadaj, napijesz się czegoś?
- Nie, dziękuję.
Asir sięgnął po swoją szklankę z whisky i chyba miał spory ubaw z przerażenia jakie malowało się na twarzy Sam. Sięgnął po komórkę, widząc jak ta nerwowo rozgląda się po salonie, odebrałam:
- Halo?
- No cześć skarbie, gdzie się podziewasz?
- Właśnie wychodzę od Brian’a.
- To świetnie, bo razem z twoją jak sądzę siostrzenicą, czekamy na ciebie w twoim domu.
- Sam jest u mnie?
- Tak sądzę, ale strach nie pozwolił jej się przedstawić. Mogę się nią oczywiście zająć, ale…
- Nie waż się. Będę za chwilę.
- No to pa.
Wyłączył się i odłożył komórkę, spojrzał na Sam i podszedł bliżej wyciągając rękę w jej kierunku:
- Nie przedstawiłem się, Asir.
Podała mu swoją i uśmiechnęła się.
- Samanta.
- Możesz się rozluźnić, Kylie już jedzie, a ja zapewniam cię, że tylko tak groźnie wyglądam.
- Słyszałam o tobie, pracujecie razem.
Asir roześmiał się.
- Owszem, pracujemy, więc? Jaki masz problem piękna istoto?
Mrugnął do niej.
- Idę dzisiaj na imprezę z przyjaciółmi, Penny mnie namówiła, przymierzyłam chyba piętnaście sukienek i nic.
- Jakbym słyszał Kal.
Po chwili drzwi się uchyliły i weszłam do środka, zmierzyłam wzrokiem Asir’a, po czym podeszłam do Sam:
- Nie spodziewałam się ciebie.
- Wiem, przepraszam, ale…
- Samanta ma problem w co ubrać się dzisiaj wieczorem żeby powalić wszystkich na kolana, a że w sklepie sprzedają sam shit, postanowiła przyjechać do ciebie.
- Widzę, że jesteś zorientowany.
- Jak to ja.
- Dobra. To idziemy na górę.
Cała nasza trójka weszła do góry, w sypialni oprócz mojej tak zwanej podręcznej szafy miałam potężnych rozmiarów garderobę, kiedy ją otworzyłam Sam zaniemówiła a ja spojrzałam na Asir’a:
- No wykaż się.
Sam spojrzała na Asir’a niepewnie a ja uśmiechnęłam się do niej, przez chwilę jakby skanował ją wzrokiem, po czym podszedł do garderoby.
- Nie martw się, w tej kwestii nie ma sobie równych, jeśli wybierze ci kreacje, na pewno zrobisz wrażenie na kim tylko zechcesz. Chociaż myślę, że idziesz z Brian’em.
Spojrzała na mnie zdziwiona. Asir zanurzył się w szafie a po chwili wyszedł z trzema sukienkami w ręku i podał je Sam, dwie były czarne a jedna w odcieniu głębokiej wiśni.
- Przymierzaj.
Sam poszła do łazienki a Asir usiadł we fotelu i skrzyżował swoją nogę na drugiej nodze. Pochyliłam się za nim przy jego uchu i oparłam się skrzyżowanymi rękoma. Asir dosięgnął mojego policzka i pocałował mnie, po czym podał mi swoją szklankę, żebym mogła wziąć z niej łyka, co zresztą zrobiłam i oddałam mu ją. Sam wychodziła trzy razy z łazienki przebierając się w wybrane sukienki, w końcu Asir wskazał jej pierwszą , którą przymierzyła. Popatrzyła ze zdumieniem na niego, po czym na mnie:
- Na pewno?
- Na sto procent.
Uśmiechnęłam się.
- Na pewno nie masz nic przeciwko?
Zrobiłam zbolałą minę:
- Chcesz mnie zdenerwować? Masz buty i torebkę?
- Tak.
Odwiesiła pozostałe dwie sukienki do szafy i popatrzyła na mnie:
- Życie mi uratowaliście, zmykam, ma godzinę na wyszykowanie się.
Kiwnęłam głową, Sam skierowała się do schodów i już miała po nich zejść, gdy Asir wstał z fotela i zawołał do niej:
- Hej Sam.
Spojrzała na niego:
- Ja zrobi się nudno, zadzwoń do mnie.
Roześmiał się a Sam odpowiedziała:
- Załatwione.
Puknęłam go łokciem a Sam wyszła z domu. Spojrzał na mnie i objął mnie ramieniem.
- No i dziwisz się Rolly’emu? Jest nie zła a przynajmniej nie ma takiego jędzowatego wyrazu twarzy jak twoja siostra.
- Z tobą jak z dzieckiem.
- Tak, pół litra i do knajpy.
Podeszłam do lodówki żeby wyjąć sobie piwo, ale Asir zatrzymał mnie ręką.
- Zaczekaj. Mam coś dla ciebie.
Spojrzałam z zaciekawieniem a on sięgnął po średniej wielkości torebkę i wręczył mi ją.
- Co to jest?
- Wyjmij, spodoba ci się.
Zmrużyłam oczy i wyciągnęłam z torebki złotą ramkę ze zdjęciem moim i mojego ojca, tą samą, która zbiła się w dniu jego śmierci. Teraz błyszczało w niej nowe szkło, uśmiechnęłam się i spojrzałam na niego:
- Potrafisz być bardzo romantyczny kiedy chcesz.
- Wiem.
- Skąd wiedziałeś?
- Powiedzmy, że zorientowałem się iż bywasz sentymentalna.
- To nie dobrze prawda? Ale cóż, taka właśnie jestem.
- I nie zmieniaj się dobrze?

Uśmiechnął się do mnie i objął mnie czule a mi przez moment cisnęło się na usta by powiedzieć, że go kocham, ale zaraz potem do głosu doszedł rozsądek i wycofałam się ze zwierzeń, być może w obawie o to, że gdybym to zrobiła, zepsuła bym wszystko, co do tej pory, udało mi się zbudować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz