XLII
Kiedy przebudziłam się
nad ranem, dalej byłam w objęciach Asir’a. Ziewnęłam i sięgnęłam po omacku
komórkę, która leżała na stoliku nocnym i właśnie zawibrował sms. Przeczytałam
wiadomość i chciałam wstać, ale Asir mnie zatrzymał.
- Nie wstawaj.
- Muszę, Brian chce
się ze mną spotkać.
- Jaki znowu Brian?
Tylko nie mów, że masz kolejnego sąsiada.
Uśmiechnęłam się.
- Brian to mój
podopieczny.
Uniosłam się i
spojrzałam na niego a ten zmrużył oczy.
- Podopieczny?
- Tak, syn Thorne’a,
przyjechał i zatrzymał się w moim starym domu.
- To pojedziesz
później, proszę.
- Czy ty się czegoś
obawiasz?
- Nie, ale jak znam
życie, to za dwa dni jak nie wcześniej, zapomnisz wszystko co mi wyznałaś.
- Nie bój się, nie
zapomnę.
- Zobaczymy.
W tym samym momencie
kiedy pochyliłam się nad nim, żeby go pocałować, zawibrował jego telefon.
- No widzisz?
Podałam mu komórkę,
odczytał wiadomość i spojrzał na mnie:
- Co?
- To od Lindy.
- Mogłam się domyślić.
Uśmiechnął się
prowokująco i uniósł brwi:
- Zazdrosna jesteś.
- Nie, nie mam na
palcu obrączki a to oznacza, że możesz umawiać się z kim chcesz.
- Jakaś ty
wyrozumiała, to znaczy, że mogę się z nią spotkać?
Spojrzałam na niego i
uśmiechnęłam się, lecz bardzo nieszczerze:
- Oczywiście i
obiecuję pamiętać o tym, że jest twoją przyjaciółką kiedy będę jej kopać tyłek
na macie.
Asir roześmiał się a
ja wstałam. Zastanawiałam się czy ta mała żmija przestanie wreszcie mieszać w
moim życiu? Ale na to były raczej marne szanse.
W drodze do domu
wjechałam na stację benzynową i właśnie kończyłam tankować, gdy usłyszałam za
sobą głos:
- Witam panią.
Podskoczyłam
upuszczając przy okazji pistolet z paliwem, ja i mężczyzna, który się po niego
schylił, podnieśliśmy się niemalże równocześnie trykając się głowami,
spojrzałam i roześmiałam się:
- Owen? Co ty tu
robisz?
- Jadę do Hills
negocjować kontrakt, ale po drodze chciałem zatrzymać się na kawę.
Spojrzałam na jego
buty, które polane były benzyną, syknęłam i odłożyłam pistolet.
- Cóż, w tych
okolicznościach, chyba jestem ci winna tą kawę.
Spojrzał na swoje buty
a ja na to skwitowałam:
- Niech żyje niezgrabność.
- Daj spokój, nic nie
stało.
- Nie lubię kiedy
ludzie zachodzą mnie od tyłu.
- Zapamiętam sobie.
- Nie wątpię. To co z
tą kawą?
- No nie wiem, pójdę
zapłacić, przecznicę dalej jest zajazd, możemy tam podjechać.
- Świetnie.
Uśmiechnął się do
mnie. Poszłam zapłacić i każde swoim samochodem podjechało do zajazdu.
Zamówiliśmy kawę na świeżym powietrzu i rozmawialiśmy. Zapaliłam papierosa
mając nadzieję, że buty Owen’a nie wylecą za chwilę w powietrze.
- Nie sądziłam, że
spotkam cię w tej okolicy.
Powiedziałam, choć
było to miłe spotkanie.
- A ja nie sądziłem,
że spotkam cię bez twojego ochroniarza.
Roześmiałam się.
- Masz na myśli
Cole’a?
- Właśnie, ostro
protestował kiedy chciałem od niego twój numer.
- Wiem, ale on się o
mnie troszczy od zawsze, przyzwyczaiłam się.
- Ma powody obawiać
się o ciebie?
- Prowadzę klub, nie
raz bywało ostro.
- Rozumiem.
- Jak tam Jessica?
- Ciągle o ciebie
pyta.
- To fajna dziewczyna,
będziesz jeszcze miał z niej pociechę.
- Oby, czasami wydaje
mi się, że nie wiele zdziałam jako samotny ojciec.
- To utarte slogany,
ale wierz mi, nie prawdziwe, czasami lepiej, że jeden rodzic wychowuje dziecko,
niż gdyby mieli to robić oboje rodzice, którzy się nienawidzą.
- Może masz rację. A
co tam u ciebie?
- Powoli. W
najbliższym czasie czeka mnie sporo pracy.
- Prowadzenie swojego
interesu wymaga samodyscypliny co?
- Czasami bywa ciężko,
ale nie narzekam, prowadzę klub z przyjaciółmi, uzupełniamy się.
Spojrzał na zegarek.
- Posłuchaj, będę się
zbierał, ale gdybyś czasami miała ochotę na towarzystwo starego nudziarza, to
zadzwoń, chętnie się z tobą spotkam.
Uśmiechnęłam się.
- Będę pamiętała.
Wyjął dziesięcio
dolarówkę i położył ją na stole.
- Zaraz, zaraz, ja
miałam postawić kawę.
- To nie w moim stylu,
było mi naprawdę miło.
Wstał, skłonił się
nisko, po czym wyszedł z baru, uśmiechnęłam się sama do siebie i pokiwałam
głową.
Posiedziałam jeszcze
chwilę, po czym ruszyłam na spotkanie z moim pasierbem, który zdążył zawalić mi
sms’ami prawie całą pamięć telefonu.
Gdy weszłam do domu,
wiedziałam, że jest sam i nie wiem dlaczego zamiast najpierw go poszukać,
skierowałam swoje kroki do mojej i Thorne’a sypialni na piętrze. Weszłam do
środka i nagle coś grubego poczułam w przełyku. Nie było łatwo opanować emocji,
tym bardziej, że wszystko wyglądało dokładnie tak, jak to urządziłam. Na małym
kominku stały te same zdjęcia co kiedyś a łóżko pościelone tak jak ostatnim
razem. Wzięłam do ręki zdjęcie, na którym byłam ja z Thorne’m, Samanta, Brian,
Michael i Penny i usiadłam na łóżku. Przycisnęłam ramkę do swojej piersi i poczułam
diabelną pustkę. Kiedy Brian wszedł do sypialni, nawet go nie usłyszałam,
przysiadł obok mnie i spojrzał na zdjęcie.
- Byliście najbardziej
dopasowaną parą jaką w życiu widziałem.
Uśmiechnęłam się przez
łzy.
- Cieszę się, że
wróciłeś.
- No myślę.
Uśmiechnął się
szeroko.
- Czasami mi go bardzo
brakuje.
- Wiem, ale życie
toczy się dalej i na pewno nie chciałby oglądać cię takiej pomazanej.
Spojrzałam na niego,
skrzywiłam się i puknęłam ramieniem.
- Jaki ty się mądrutki
zrobiłeś.
- Prawda? Powiem ci w
tajemnicy, że sam sobie z tym czasami nie radzę.
- Wierzę, ty jeden
mądry a wokół ciebie same głupki?
Roześmiał się.
- Znałam takiego
jednego, który miał podobną teorię.
- Nie, no aż tak źle
nie jest, zawsze mogę obniżyć swój poziom inteligencji, żeby zrównać się z
otoczeniem.
Pokręciłam głową- mały
arogant pomyślałam, za nic w świecie nie powiedziałabym, że ma cokolwiek
wspólnego z Thorne’m a już na pewno, nie powiedziałabym, że jest jego synem.
- To jak mamusia?
Piwko?
- Zaraz ci dam
mamusię.
- No przecież na ty
nie będę ci walił, poza tym co zrobić? Ciężko wybrzydzać jak tylko ty mi
zostałaś.
- Jakiś ty bystry.
- No, to moja druga
zaleta.
- A jakie są wady?
- Nie posiadam.
- Chryste, w co ja się
wpakowałam? Daj już to piwo, pewnie wtedy zniosę wszystko.
- Tak myślałem.
Wstaliśmy i zeszliśmy
po schodach na dół. Poszłam prosto na taras a Brian przyszedł z piwem.
Zapaliłam papierosa i spojrzałam w dal.
- Nie żal ci tego
miejsca?
- Pewnie, że żal.
- To dlaczego tu nie
wrócisz? Dom stoi pusty.
- Za dużo wspomnień,
nie można żyć normalnie, kiedy ciągle powraca się do tego co przeminęło.
- Ja na to tak nie
patrzę.
- Jesteś młody.
- A ty może stara? No
wiadomo, że swoje lata masz, ale nie popadaj w depresję.
- Nie zapędzasz się
czasami synku?
Uśmiechnęliśmy się do
siebie, po czym stuknęliśmy się butelkami.
- Co zamierzasz?
Roześmiał się.
- Wiesz co? Ja zawsze
wiedziałem, że jesteś babką z klasą i wszystko u ciebie chodzi parami.
- Tak? Co na przykład?
- No wiesz, uroda z
inteligencją, atrakcyjność z seksualnością….
- Dobra, nie przeginaj
struny, rozumiem, że tryskasz uprzejmością bo masz w tym jakiś interes.
- I znowu punkt dla
ciebie.
- Więc?
- Opowiedz mi trochę o
Samancie.
Roześmiałam się.
- A więc to o nią
chodzi? Wiedziałam, że coś kombinujesz, chociaż z drugiej strony wolałabym,
żeby zadała się z tobą, niż…
Tu urwałam, bo czułam,
że teraz to ja się zapędziłam, ale on dokończył za mnie.
- Z Rolly’m?
- Powiedziała ci?
- Kobiety lubią mi się
zwierzać.
- Zapamiętam.
- Co chcesz wiedzieć?
- Wszystko.
W tym czasie Samanta i
Penny były na zakupach:
- Nie widziałam go
chyba od pogrzebu ojca, jak wygląda?
Przesuwały wieszaki.
- Zabójczo.
Penny spojrzała na
Sam, bo choć uśmiechała się udając, że wszystko jest ok., tak naprawdę było
widać, że cierpi.
- A co po spotkaniu z
Rolly’m?
- Powiedział, że mogę
zawsze na niego liczyć, ale…
- Wierz mi Sam, że
dobrze zrobił.
- Mówisz jak Brian.
Penny roześmiała się.
- Wiesz co? Tak ciągle
mówisz o tym Brian’ie, więc może zamiast mówić, to po prostu się z nim umów co?
- Oszalałaś? Ledwo
przyjechał a ja co? Mam mu wskoczyć do łóżka?
- A ile ty masz lat
żeby robić podchody jak nastolatka, co?
- No pewnie, ty to
masz pomysły.
- Dziewczyno zabaw się
wreszcie, bo w tym tempie znajdziesz sobie kogoś w takim wieku, że zamiast
uprawiać seks, będziecie się trykać balkonikami.
- Szurnięta jesteś
wiesz?
Wzięła z wieszaka
czerwoną sukienkę i spojrzała na uśmiechniętą Penny.
- Idę ją przymierzyć.
Poszła i zasunęła
firankę przebieralni. Po krótkiej chwili wyszła i spojrzała na Penny:
- I co?
- Nie pasuje.
- Nawet się nie
pokazałaś.
- Do czerwieni trzeba
mieć odpowiednie ciało i figurę. O której Kris po ciebie podjedzie?
Penny spojrzała na
zegarek.
- Za dziesięć minut.
- To jedź.
- A co z tobą?
- Jeśli mam dzisiaj
dotrzeć na tą imprezę, to zostaje mi tylko twoja mama.
- Ale na pewno do niej
pojedziesz?
- Tak, chyba nie mam
wyboru jeśli nie chcę przyjść nago.
- Dobra, to zdzwonimy
się.
Sam kiwnęła głową a
Penny wyszła z centrum handlowego. Samanta po chwili zrobiła to samo i wsiadła
w samochód. Pojechała prosto do mnie i zadzwoniła do drzwi. Ku jej zdziwieniu
otworzył jej Asir i na jej widok uśmiechnął się szeroko i prowokująco, zbyt
prowokująco jak dla mnie.
- Przyjechałam do
cioci, nie ma jej?
- Powinna być, ale nie
dotarła jeszcze, przykro mi, ale jestem tylko ja.
Otworzył drzwi na
oścież.
- Zapraszam.
Sam uśmiechnęła się
delikatnie, po czym niepewnie weszła do środka.
- Nie umawiałam się z
nią, ale liczyłam na to, że ją zastanę.
- To jest nas dwoje,
siadaj, napijesz się czegoś?
- Nie, dziękuję.
Asir sięgnął po swoją
szklankę z whisky i chyba miał spory ubaw z przerażenia jakie malowało się na
twarzy Sam. Sięgnął po komórkę, widząc jak ta nerwowo rozgląda się po salonie,
odebrałam:
- Halo?
- No cześć skarbie,
gdzie się podziewasz?
- Właśnie wychodzę od
Brian’a.
- To świetnie, bo
razem z twoją jak sądzę siostrzenicą, czekamy na ciebie w twoim domu.
- Sam jest u mnie?
- Tak sądzę, ale
strach nie pozwolił jej się przedstawić. Mogę się nią oczywiście zająć, ale…
- Nie waż się. Będę za
chwilę.
- No to pa.
Wyłączył się i odłożył
komórkę, spojrzał na Sam i podszedł bliżej wyciągając rękę w jej kierunku:
- Nie przedstawiłem
się, Asir.
Podała mu swoją i
uśmiechnęła się.
- Samanta.
- Możesz się
rozluźnić, Kylie już jedzie, a ja zapewniam cię, że tylko tak groźnie wyglądam.
- Słyszałam o tobie,
pracujecie razem.
Asir roześmiał się.
- Owszem, pracujemy,
więc? Jaki masz problem piękna istoto?
Mrugnął do niej.
- Idę dzisiaj na
imprezę z przyjaciółmi, Penny mnie namówiła, przymierzyłam chyba piętnaście
sukienek i nic.
- Jakbym słyszał Kal.
Po chwili drzwi się
uchyliły i weszłam do środka, zmierzyłam wzrokiem Asir’a, po czym podeszłam do
Sam:
- Nie spodziewałam się
ciebie.
- Wiem, przepraszam,
ale…
- Samanta ma problem w
co ubrać się dzisiaj wieczorem żeby powalić wszystkich na kolana, a że w
sklepie sprzedają sam shit, postanowiła przyjechać do ciebie.
- Widzę, że jesteś
zorientowany.
- Jak to ja.
- Dobra. To idziemy na
górę.
Cała nasza trójka
weszła do góry, w sypialni oprócz mojej tak zwanej podręcznej szafy miałam
potężnych rozmiarów garderobę, kiedy ją otworzyłam Sam zaniemówiła a ja
spojrzałam na Asir’a:
- No wykaż się.
Sam spojrzała na
Asir’a niepewnie a ja uśmiechnęłam się do niej, przez chwilę jakby skanował ją
wzrokiem, po czym podszedł do garderoby.
- Nie martw się, w tej
kwestii nie ma sobie równych, jeśli wybierze ci kreacje, na pewno zrobisz
wrażenie na kim tylko zechcesz. Chociaż myślę, że idziesz z Brian’em.
Spojrzała na mnie
zdziwiona. Asir zanurzył się w szafie a po chwili wyszedł z trzema sukienkami w
ręku i podał je Sam, dwie były czarne a jedna w odcieniu głębokiej wiśni.
- Przymierzaj.
Sam poszła do łazienki
a Asir usiadł we fotelu i skrzyżował swoją nogę na drugiej nodze. Pochyliłam
się za nim przy jego uchu i oparłam się skrzyżowanymi rękoma. Asir dosięgnął
mojego policzka i pocałował mnie, po czym podał mi swoją szklankę, żebym mogła
wziąć z niej łyka, co zresztą zrobiłam i oddałam mu ją. Sam wychodziła trzy
razy z łazienki przebierając się w wybrane sukienki, w końcu Asir wskazał jej
pierwszą , którą przymierzyła. Popatrzyła ze zdumieniem na niego, po czym na
mnie:
- Na pewno?
- Na sto procent.
Uśmiechnęłam się.
- Na pewno nie masz
nic przeciwko?
Zrobiłam zbolałą minę:
- Chcesz mnie
zdenerwować? Masz buty i torebkę?
- Tak.
Odwiesiła pozostałe
dwie sukienki do szafy i popatrzyła na mnie:
- Życie mi
uratowaliście, zmykam, ma godzinę na wyszykowanie się.
Kiwnęłam głową, Sam
skierowała się do schodów i już miała po nich zejść, gdy Asir wstał z fotela i
zawołał do niej:
- Hej Sam.
Spojrzała na niego:
- Ja zrobi się nudno,
zadzwoń do mnie.
Roześmiał się a Sam
odpowiedziała:
- Załatwione.
Puknęłam go łokciem a
Sam wyszła z domu. Spojrzał na mnie i objął mnie ramieniem.
- No i dziwisz się
Rolly’emu? Jest nie zła a przynajmniej nie ma takiego jędzowatego wyrazu twarzy
jak twoja siostra.
- Z tobą jak z dzieckiem.
- Tak, pół litra i do
knajpy.
Podeszłam do lodówki
żeby wyjąć sobie piwo, ale Asir zatrzymał mnie ręką.
- Zaczekaj. Mam coś
dla ciebie.
Spojrzałam z
zaciekawieniem a on sięgnął po średniej wielkości torebkę i wręczył mi ją.
- Co to jest?
- Wyjmij, spodoba ci
się.
Zmrużyłam oczy i
wyciągnęłam z torebki złotą ramkę ze zdjęciem moim i mojego ojca, tą samą,
która zbiła się w dniu jego śmierci. Teraz błyszczało w niej nowe szkło,
uśmiechnęłam się i spojrzałam na niego:
- Potrafisz być bardzo
romantyczny kiedy chcesz.
- Wiem.
- Skąd wiedziałeś?
- Powiedzmy, że
zorientowałem się iż bywasz sentymentalna.
- To nie dobrze
prawda? Ale cóż, taka właśnie jestem.
- I nie zmieniaj się
dobrze?
Uśmiechnął się do mnie
i objął mnie czule a mi przez moment cisnęło się na usta by powiedzieć, że go
kocham, ale zaraz potem do głosu doszedł rozsądek i wycofałam się ze zwierzeń,
być może w obawie o to, że gdybym to zrobiła, zepsuła bym wszystko, co do tej
pory, udało mi się zbudować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz