sobota, 15 lutego 2014

Rozdział XXX

XXX

Tak trudno czasami jest pojąć sens wszystkiego co w życiu robimy, lub co każą nam robić.
Moje życie weszło na bardzo sentymentalne obroty: z jednej strony Thorne, którego dni były policzone a ja mimo iż nie okazywałam tego wszem i wobec otoczeniu, nie potrafiłam pogodzić się z myślą, że go tracę. Nie miałam pojęcia jak postąpić z moją siostrą, bo ciągle uparcie doszukiwałam się dla niej rozgrzeszenia. W myślach odtwarzałam wydarzenia sprzed lat kiedy pozbawiłam życia Cynti – mojej starszej siostry i tak bardzo chciałam uniknąć błędów z przeszłości. Do tego wszystkiego czekała mnie jeszcze bardzo poważna rozmowa z Michael’em, ale był cierpliwy i oświadczył iż poczeka aż uporządkuję wszystko do końca.
Tyle, że ja nie potrafiłam dopatrzeć się tego końca, powoli przestawałam dostrzegać jakąkolwiek nadzieję na normalną przyszłość. Za dużo niewiadomych było przede mną a wsparcie? – było znikome.
Na domiar złego musiałam powrócić do pracy, w której niestety zmierzyć musiałam się z moim niezłomnym rycerzem, który bynajmniej, nie ułatwiał mi życia swoją osobą.
Byłam akurat w szpitalu, kiedy to po raz kolejny Thorne odzyskał świadomość na krótką chwilę, spojrzał na mnie błędnym wzrokiem:
- Co tu robisz?
Dziwnie zabrzmiało jego pytanie.
- Nie rozumiem, chcesz żebym sobie poszła?
- Chcę żebyś żyła a nie patrzyła na śmierć.
- Codziennie ją oglądam.
- Ale nie z wyboru, a to co innego, ze mną już nigdy sobie życia nie ułożysz.
- Dlaczego taki jesteś?
- Jaki?
- Oschły, chcesz mnie celowo zniechęcić do siebie? Myślisz, że wtedy będzie mi prościej się z tobą pożegnać?
I wtedy zobaczyłam coś niezwykłego, coś czego nigdy dotąd u Thorne’a nie widziałam. Z oczu popłynęły łzy.
- Chcę odejść z myślą, że nie jesteś sama i jesteś szczęśliwa, wiele pięknych chwil razem przeżyliśmy, ale zawsze lubiłaś cieszyć się życiem, nie skazuj się dobrowolnie na oglądanie śmierci, nie takiej na którą nie masz wpływu. Chcę żebyś mnie pamiętała, ale nie w tym stanie, pamiętaj mnie za życia i daj sobie szansę, wystarczająco długo byłaś niewolnikiem tego co przyszło ci robić, zmień to, ty możesz to zmienić, mi się nie udało.
- O czym ty mówisz?
- Wykorzystałem cię, zgubił mnie egoizm, nie jestem wart żebyś tu przy mnie siedziała, zaryzykowałem twój powrót bo wiedziałem, że umieram, chciałem mieć cię wyłącznie dla siebie nie bacząc na nic.
Czegoś w tym wszystkim nie rozumiałam, potrafiłam pojąć, że chciał ze mną spędzić ostatnie dni życia, ale miałam wrażenie, że nie był to jedyny powód dla którego ściągnął mnie z powrotem do świata żywych.
- Powiedz mi wszystko, jaką rolę odegrał w tym Rolly?
Instynktownie poczułam, że i z nim ma to związek a ja tak bardzo chciałam poznać prawdę, jaka by ona nie była. Przymknął oczy i kiedy myślałam, że znowu odpłynął, ponownie je otworzył.
- Rolly nie chciał powrotu, ale zawsze był lojalnym przyjacielem i agentem. Uważał, że zbyt ryzykujemy, że może ci się coś stać, chciał wrócić sam, ale nie o niego mi chodziło. Przekonałem sztab, że twój powrót jest konieczny, zawsze mnie słuchali, od lat ich nie zawiodłem, wierzyłem, że sobie poradzisz.
- Chcesz powiedzieć, że nie musiałam wracać?
- Gdyby sam Rolly wrócił, sprawa pewnie dużo szybciej by się zakończyła, nie polowaliby na ciebie, tylko na naszą jednostkę, a teraz może się to przedłużyć na długie lata. Omally ma takie powiązania, że wytłuczenie jego armii może trwać wieki.
- Rolly tak po prostu przyjął to do wiadomości?
- Nie miał wyboru, ale był lojalny wobec mnie zawsze i za to go szanuję, ja i cały sztab.
Spuściłam głowę, więc oboje mnie wystawili? – pytałam sama siebie bo nie potrafiłam tego pojąć. Dlaczego? Samo nasuwało mi się to pytanie bo chciałam to wreszcie zrozumieć.
- Co to wszystko miało na celu?
- Jednostka bez was nie miałaby szans.
A więc o to chodziło? Żeby jednostka przetrwała? Nie ważne było kto jaką cenę miał za to zapłacić, ale musieliśmy przetrwać? Do tego Thorne mnie potrzebował? A nawet jeśli nie on sam wpadł na taki pomysł, to widać skutecznie dał się komuś przekonać, że taka decyzja będzie słuszna.
Rzeczywiście po tym wszystkim co usłyszałam, odeszła mi ochota na siedzeniu tam, ale mimo to nogi ściśle przywarły mi do szpitalnej podłogi i nie chciały się ruszyć. Co mnie tam trzymało? Złudzenia? Może próbowałam na siłę wmówić sobie, że to co usłyszałam było tylko bełkotem człowieka, którego tak bardzo naszpikowano lekami, iż jego mózg nie miał władzy nad resztą ciała.
Nie wiedziałam już w co wierzyć i jak żyć.
Podobno rozwiązania przychodzą same w miarę upływu czasu, ale ja byłam kompletnie wygłupiona. Thorne po raz kolejny zamknął oczy, tym razem zapadł w sen i to na dłużej.

Wstałam z łóżka i skierowałam się pustym szpitalnym korytarzem w stronę wyjścia. Dochodziła 23.00. Stanęłam na podjeździe dla karetek i zapaliłam papierosa, po czym ruszyłam w stronę swojego samochodu, kiedy wsiadałam zauważyłam, że przeciwną stroną parkingu zmierza Rolly. Zauważył mnie i zmierzył kamiennym wzrokiem, odwzajemniłam mu tym samym, już się nie bałam, że mogę coś stracić. Wiem, że z moich oczu wyczytał wszystko i nawet przeszło mi przez myśl, że odczuł ulgę. Nie mogłam jednak tego samego powiedzieć o sobie. Wsiadłam do samochodu i odjechałam. Gnałam przed siebie nie wiedząc dokąd, ale miałam ochotę uciec jak najdalej. Po pięciu kilometrach zadzwoniła moja komórka leżąca na siedzeniu obok, wyświetlił się napis ROLLY, ale tej nocy już mnie to nie obchodziło. Wyłączyłam komórkę nie odrywając drugiej ręki od kierownicy, po czym docisnęłam pedał gazu i zniknęłam w ciemnościach gęstwiny lasu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz