sobota, 15 lutego 2014

Rozdział XXXVIII

XXXVIII

Pogrzeb Thorne’a odcisnął na mojej psychice większy ślad niż przypuszczałam. Wojskowy konwój wiozący Thorne’a zatrzymał się w miejscu wskazanym wcześniej przeze mnie – rodzinnej alejce a nie tak jak pierwotnie zaplanowano – na wojskowym cmentarzu.
Stojąc nad grobem Thorne’a i obserwując rozpacz mojej córki, zastanawiałam się jak długo jeszcze przyjdzie mi godzić się ze stratą. Czy każdy człowiek ma jakąś średnią, którą jest w stanie wytrzymać? Tak trudno pogodzić się ze śmiercią kogoś bliskiego. Potrafimy uporać się gdy ktoś umiera ze starości lub innych naturalnych czynników, ale kiedy ktoś drogi nam zbyt wcześnie odchodzi, usilnie staramy się doszukać przyczyny tej bezsensownej śmierci.
Czyż nie tak powinien być świat skonstruowany? Starzy powinni ustąpić miejsca nowo narodzonym, ale młodzi i mali powinni żyć. Gdyby jednak wszystko mogło wyglądać tak jakbyśmy tego chcieli, to świat na pewno byłby piękniejszy, niestety realia codzienności wykraczają daleko poza nasze możliwości i właśnie dlatego na co dzień przychodzi nam mierzyć się z niesprawiedliwością.
Po śmierci Thorne’a, nie wzięłam nawet dnia wolnego. Rzuciłam się w wir pracy, zajęcia jakiekolwiek by nie były, pozwalały nie myśleć, do czasu.
Kolejnego dnia Rolly zwołał zebranie jak zwykle, akcja była zaplanowana, ale potrzebowaliśmy niezbędnych wytycznych:
- Naszym celem jest Barodo.
Na dźwięk tego nazwiska omal nie spadłam z krzesła, dlaczego nikt nie powiedział mi, że on żyje?
- Ten Barodo?
Zapytałam, bo nie potrafiłam uwierzyć w to co słyszę.
- Ten sam.
Rolly odparł chłodno jak zwykle i widać było, że obserwuje moją reakcję, zresztą, pozostali robili dokładnie to samo.
- Myślałam, że nie żyje.
- My też początkowo tak myśleliśmy, ale po wnikliwej analizie wszystkich ciał ustaliliśmy, że zbiegł. Informacja, którą otrzymał na swojej skrzynce pozwoliła mu na szybkie opuszczenie miejsca ataku.
Zamurowało mnie i nie potrafiłam wydusić z siebie słowa, wszystko do mnie wróciło jakby z sekundowym przyspieszeniu.
- Będzie próbował się kontaktować z Omally’m?
Zapytała Jesse, która bardzo trzeźwo oceniała każdą sytuację.
- Nie sądzę, na dzień dzisiejszy bardzo szybko naprowadziło by nas to na ślad Omally’ego, a Barodo jest bardzo honorowy. Prawdopodobnie znalazł sobie bezpieczną kryjówkę i będzie chciał przeczekać aż szum wokół jego osoby się skończy, wówczas na pewno będzie próbował nawiązać kontakt. Na razie skupiamy się na ogólnej obserwacji, musimy za wszelką cenę ustalić miejsce jego pobytu, Colin na bieżąco monitoruje wszystkie możliwe nam obiekty, w których ewentualnie mógłby się pojawić, wy macie pozostawać w stanie pogotowia, na wypadek gdyby udało nam się go gdzieś namierzyć. To wszystko.
Wszyscy zaczęli się rozchodzić, a ja podeszłam do Rolly’ego:
- Dlaczego wcześniej mi nie powiedziałeś?
- Sądziłem, że masz co innego na głowie.
- Tak sądziłeś? Przecież ta sprawa dotyczy bezpośrednio mnie.
- Zgadza się i właśnie dlatego cię od niej odsuwam.
- Nie możesz tego zrobić.
- Mogę i właśnie to zrobiłem.
- Dlaczego?
- Ponieważ jak sama powiedziałaś dotyczy ona ciebie, jesteś zbyt zaangażowana a to może ci przysłonić racjonalne myślenie.
- Ty chyba żartujesz?
- Ani trochę, a teraz pomóż Colin’owi, ten temat uważam za zamknięty.
Odpowiedział stanowczym tonem, po czym skierował się w stronę swojego gabinetu, Colin słyszał tą rozmowę i spuścił głowę. Poszłam sobie po kawę a w tym czasie Colin najwyraźniej coś ważnego znalazł, bo udał się prosto do gabinetu Rolly’ego.
- Coś się stało?
- Udało mi się wreszcie ustalić kto ostrzegł Barodo, ale nie spodoba ci się to.
- Dlaczego?
Colin pokazał Rolly’emu panel.
- W zasadzie to Jesse była tego pewna jeszcze przed Włochami, ale musiałem się sam upewnić zanim przekażę ci taką informację, mam wysłać ludzi?
- Nie na razie nic nie zmieniaj i zostaw to dla siebie, inaczej domyśli się i pewnie go ostrzeże. Sam się tym zajmę.
- Rozumiem.
Colin wyszedł a Rolly złapał za telefon i wybrał numer.
Pod wieczór Rolly spotkał się z Anne na kolacji, zaraz po niej Anne otworzyła butelkę najdroższego wina, na jakie było ją stać. Promieniała a Rolly swoim dżentelmeńskim zachowaniem wprawił ją w jeszcze lepszy nastrój, aż w końcu straciła swoją czujność całkowicie i o to chyba właśnie mu chodziło. Gdy Anne włączyła nastrojową muzykę, podszedł do niej i wziął ją w ramiona. Kręcili się tak powoli, co jakiś czas muskał swoimi ustami jej twarz, ale dalej pozostając ostrożnym.  Gdy w końcu Anne zatraciła się kompletnie w pocałunku z Rolly’m i ledwo łapała powietrze, ten odsunął ją na pewną odległość. Nie rozumiała tego a on uśmiechnął się szarmancko i zapytał z zaskoczenia, lecz tego pytania najwyraźniej się nie spodziewała:
- Gdzie ukrywa się Barodo?
Odskoczyła od niego zupełnie tak jakby mocno uderzył ją jakiś prąd.
- O czym ty mówisz? Wiesz, że nie znamy jeszcze lokalizacji.
- My nie, ale ty owszem.
Anne patrzyła niepewnie w jego ciemne oczy lecz jednocześnie rozpaczliwie szukając miejsca na ucieczkę.
- Zdradziłaś nas.
- Nikogo nie zdradziłam.
- Wysłałaś na komputer Barodo mail’a , w którym zdradziłaś kim jest Kylie, omal nie przypłaciła tego życiem a my o mały włos a wpadlibyśmy w zasadzkę.
- Nie możesz o niej zapomnieć? Przyłącz się do nas, możemy mieć wszystko i zapomnieć o tym co jest tutaj, proszę…
Podeszła bliżej i zaczęła go w jakiś dziwnie szalony sposób całować po twarzy, objął ją w pół.
- Proszę cię, na początku to było tylko zadanie, ale zakochałam się w tobie i…, ucieknijmy razem.
Rolly stał niewzruszony a ręce na talii Anne zaczęły się coraz mocniej zaciskać.
- Powtórzę pytanie, gdzie jest kryjówka Barodo?
Anne uśmiechnęła się, nie zdając sobie chyba do końca sprawy z tego co jej groziło.
- Nie wydam go, nie mam charakteru twojej ulubienicy, która lubi zmieniać front.
Rolly przycisnął ją do siebie i zaczął namiętnie całować, po chwili padł strzał. Anne zamarła w bezruchu i osuwając się po Rolly’m, w końcu upadła. Rolly schował pistolet i założył na ucho bezprzewodową słuchawkę:
- Colin.
- Tak?
- Przyślij techników po sprzęt i oddział do sprzątania.
- Zrozumiałem.
Rolly ubrał okulary i słoneczne i wyszedł z mieszkania Anne.
Tymczasem ja siedząc nadal obok Colin’a, słysząc słowa Rolly’ego spojrzałam niepewnie:
- Powinnam o czymś wiedzieć?
- Chyba nie, dlaczego pytasz?
- Stało się coś prawda?
- Ustaliłem w końcu kto wysłał ostrzeżenie do Barodo.
- Tak?
Spojrzałam na Colin’a, ale on najwyraźniej wiedział, że zadam kolejne pytanie.
- Kto to był?
- Nie możesz zapytać Rolly’ego?
- Wolałabym to usłyszeć od ciebie.
- To była Anne.
Nie ukrywałam zdziwienia ponieważ wydawało mi się, że jeśli Rolly się z nią spotykał to najpierw wnikliwie musiał ją sprawdzić, z natury lubił być doinformowany.
- Co się z nią stanie?
- Została usunięta.
Poczułam jakiś dziwny ucisk na głowie.
- Usunięta? Przez kogo?
Colin przełknął ślinę, bo w rozsuwanych drzwiach pojawił się Rolly z kilkoma agentami. Dalsze wyjaśnienia Colin’a były zbyteczne. Rolly udał się do swojego gabinetu zerkając w przelocie na mnie.  Poczułam, że muszę stamtąd wyjść, spojrzałam na Colin’a:
- Będę ci jeszcze potrzebna?
- Nie, już skończyliśmy, prześlę tylko raport do Rolly’ego, ale ty możesz już iść.
- Dzięki.
Wstałam i ubrałam skórzaną kurtkę, po czym wyszłam z oddziału, udałam się prosto do domu, nie wiedziałam, że ktoś mnie cały czas obserwuje.

Wzięłam prysznic i usiadłam przy kominku z lampką wina. Na stole co parę sekund wibrował telefon, na którym wyświetlał się napis ROLLY. Nie odebrałam, potrzebowałam czasu by uporać się z tym czego się dowiedziałam. Choć na moment chciałam odizolować się od tego kim naprawdę byłam i od świata, w którym przyszło mi żyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz