XXXVIII
Pogrzeb Thorne’a
odcisnął na mojej psychice większy ślad niż przypuszczałam. Wojskowy konwój
wiozący Thorne’a zatrzymał się w miejscu wskazanym wcześniej przeze mnie –
rodzinnej alejce a nie tak jak pierwotnie zaplanowano – na wojskowym cmentarzu.
Stojąc nad grobem
Thorne’a i obserwując rozpacz mojej córki, zastanawiałam się jak długo jeszcze
przyjdzie mi godzić się ze stratą. Czy każdy człowiek ma jakąś średnią, którą
jest w stanie wytrzymać? Tak trudno pogodzić się ze śmiercią kogoś bliskiego.
Potrafimy uporać się gdy ktoś umiera ze starości lub innych naturalnych
czynników, ale kiedy ktoś drogi nam zbyt wcześnie odchodzi, usilnie staramy się
doszukać przyczyny tej bezsensownej śmierci.
Czyż nie tak powinien
być świat skonstruowany? Starzy powinni ustąpić miejsca nowo narodzonym, ale
młodzi i mali powinni żyć. Gdyby jednak wszystko mogło wyglądać tak jakbyśmy
tego chcieli, to świat na pewno byłby piękniejszy, niestety realia codzienności
wykraczają daleko poza nasze możliwości i właśnie dlatego na co dzień
przychodzi nam mierzyć się z niesprawiedliwością.
Po śmierci Thorne’a,
nie wzięłam nawet dnia wolnego. Rzuciłam się w wir pracy, zajęcia jakiekolwiek
by nie były, pozwalały nie myśleć, do czasu.
Kolejnego dnia Rolly
zwołał zebranie jak zwykle, akcja była zaplanowana, ale potrzebowaliśmy niezbędnych
wytycznych:
- Naszym celem jest
Barodo.
Na dźwięk tego
nazwiska omal nie spadłam z krzesła, dlaczego nikt nie powiedział mi, że on
żyje?
- Ten Barodo?
Zapytałam, bo nie
potrafiłam uwierzyć w to co słyszę.
- Ten sam.
Rolly odparł chłodno
jak zwykle i widać było, że obserwuje moją reakcję, zresztą, pozostali robili
dokładnie to samo.
- Myślałam, że nie
żyje.
- My też początkowo
tak myśleliśmy, ale po wnikliwej analizie wszystkich ciał ustaliliśmy, że
zbiegł. Informacja, którą otrzymał na swojej skrzynce pozwoliła mu na szybkie
opuszczenie miejsca ataku.
Zamurowało mnie i nie
potrafiłam wydusić z siebie słowa, wszystko do mnie wróciło jakby z sekundowym
przyspieszeniu.
- Będzie próbował się
kontaktować z Omally’m?
Zapytała Jesse, która
bardzo trzeźwo oceniała każdą sytuację.
- Nie sądzę, na dzień
dzisiejszy bardzo szybko naprowadziło by nas to na ślad Omally’ego, a Barodo
jest bardzo honorowy. Prawdopodobnie znalazł sobie bezpieczną kryjówkę i będzie
chciał przeczekać aż szum wokół jego osoby się skończy, wówczas na pewno będzie
próbował nawiązać kontakt. Na razie skupiamy się na ogólnej obserwacji, musimy
za wszelką cenę ustalić miejsce jego pobytu, Colin na bieżąco monitoruje
wszystkie możliwe nam obiekty, w których ewentualnie mógłby się pojawić, wy
macie pozostawać w stanie pogotowia, na wypadek gdyby udało nam się go gdzieś
namierzyć. To wszystko.
Wszyscy zaczęli się
rozchodzić, a ja podeszłam do Rolly’ego:
- Dlaczego wcześniej
mi nie powiedziałeś?
- Sądziłem, że masz co
innego na głowie.
- Tak sądziłeś?
Przecież ta sprawa dotyczy bezpośrednio mnie.
- Zgadza się i właśnie
dlatego cię od niej odsuwam.
- Nie możesz tego
zrobić.
- Mogę i właśnie to
zrobiłem.
- Dlaczego?
- Ponieważ jak sama
powiedziałaś dotyczy ona ciebie, jesteś zbyt zaangażowana a to może ci
przysłonić racjonalne myślenie.
- Ty chyba żartujesz?
- Ani trochę, a teraz
pomóż Colin’owi, ten temat uważam za zamknięty.
Odpowiedział
stanowczym tonem, po czym skierował się w stronę swojego gabinetu, Colin
słyszał tą rozmowę i spuścił głowę. Poszłam sobie po kawę a w tym czasie Colin
najwyraźniej coś ważnego znalazł, bo udał się prosto do gabinetu Rolly’ego.
- Coś się stało?
- Udało mi się
wreszcie ustalić kto ostrzegł Barodo, ale nie spodoba ci się to.
- Dlaczego?
Colin pokazał
Rolly’emu panel.
- W zasadzie to Jesse
była tego pewna jeszcze przed Włochami, ale musiałem się sam upewnić zanim
przekażę ci taką informację, mam wysłać ludzi?
- Nie na razie nic nie
zmieniaj i zostaw to dla siebie, inaczej domyśli się i pewnie go ostrzeże. Sam
się tym zajmę.
- Rozumiem.
Colin wyszedł a Rolly
złapał za telefon i wybrał numer.
Pod wieczór Rolly
spotkał się z Anne na kolacji, zaraz po niej Anne otworzyła butelkę
najdroższego wina, na jakie było ją stać. Promieniała a Rolly swoim
dżentelmeńskim zachowaniem wprawił ją w jeszcze lepszy nastrój, aż w końcu
straciła swoją czujność całkowicie i o to chyba właśnie mu chodziło. Gdy Anne
włączyła nastrojową muzykę, podszedł do niej i wziął ją w ramiona. Kręcili się
tak powoli, co jakiś czas muskał swoimi ustami jej twarz, ale dalej pozostając
ostrożnym. Gdy w końcu Anne zatraciła
się kompletnie w pocałunku z Rolly’m i ledwo łapała powietrze, ten odsunął ją
na pewną odległość. Nie rozumiała tego a on uśmiechnął się szarmancko i zapytał
z zaskoczenia, lecz tego pytania najwyraźniej się nie spodziewała:
- Gdzie ukrywa się
Barodo?
Odskoczyła od niego
zupełnie tak jakby mocno uderzył ją jakiś prąd.
- O czym ty mówisz?
Wiesz, że nie znamy jeszcze lokalizacji.
- My nie, ale ty
owszem.
Anne patrzyła
niepewnie w jego ciemne oczy lecz jednocześnie rozpaczliwie szukając miejsca na
ucieczkę.
- Zdradziłaś nas.
- Nikogo nie
zdradziłam.
- Wysłałaś na komputer
Barodo mail’a , w którym zdradziłaś kim jest Kylie, omal nie przypłaciła tego
życiem a my o mały włos a wpadlibyśmy w zasadzkę.
- Nie możesz o niej
zapomnieć? Przyłącz się do nas, możemy mieć wszystko i zapomnieć o tym co jest
tutaj, proszę…
Podeszła bliżej i
zaczęła go w jakiś dziwnie szalony sposób całować po twarzy, objął ją w pół.
- Proszę cię, na
początku to było tylko zadanie, ale zakochałam się w tobie i…, ucieknijmy
razem.
Rolly stał
niewzruszony a ręce na talii Anne zaczęły się coraz mocniej zaciskać.
- Powtórzę pytanie,
gdzie jest kryjówka Barodo?
Anne uśmiechnęła się,
nie zdając sobie chyba do końca sprawy z tego co jej groziło.
- Nie wydam go, nie
mam charakteru twojej ulubienicy, która lubi zmieniać front.
Rolly przycisnął ją do
siebie i zaczął namiętnie całować, po chwili padł strzał. Anne zamarła w
bezruchu i osuwając się po Rolly’m, w końcu upadła. Rolly schował pistolet i
założył na ucho bezprzewodową słuchawkę:
- Colin.
- Tak?
- Przyślij techników
po sprzęt i oddział do sprzątania.
- Zrozumiałem.
Rolly ubrał okulary i
słoneczne i wyszedł z mieszkania Anne.
Tymczasem ja siedząc
nadal obok Colin’a, słysząc słowa Rolly’ego spojrzałam niepewnie:
- Powinnam o czymś
wiedzieć?
- Chyba nie, dlaczego
pytasz?
- Stało się coś
prawda?
- Ustaliłem w końcu
kto wysłał ostrzeżenie do Barodo.
- Tak?
Spojrzałam na Colin’a,
ale on najwyraźniej wiedział, że zadam kolejne pytanie.
- Kto to był?
- Nie możesz zapytać
Rolly’ego?
- Wolałabym to
usłyszeć od ciebie.
- To była Anne.
Nie ukrywałam
zdziwienia ponieważ wydawało mi się, że jeśli Rolly się z nią spotykał to
najpierw wnikliwie musiał ją sprawdzić, z natury lubił być doinformowany.
- Co się z nią stanie?
- Została usunięta.
Poczułam jakiś dziwny
ucisk na głowie.
- Usunięta? Przez
kogo?
Colin przełknął ślinę,
bo w rozsuwanych drzwiach pojawił się Rolly z kilkoma agentami. Dalsze
wyjaśnienia Colin’a były zbyteczne. Rolly udał się do swojego gabinetu zerkając
w przelocie na mnie. Poczułam, że muszę
stamtąd wyjść, spojrzałam na Colin’a:
- Będę ci jeszcze
potrzebna?
- Nie, już
skończyliśmy, prześlę tylko raport do Rolly’ego, ale ty możesz już iść.
- Dzięki.
Wstałam i ubrałam
skórzaną kurtkę, po czym wyszłam z oddziału, udałam się prosto do domu, nie
wiedziałam, że ktoś mnie cały czas obserwuje.
Wzięłam prysznic i
usiadłam przy kominku z lampką wina. Na stole co parę sekund wibrował telefon,
na którym wyświetlał się napis ROLLY. Nie odebrałam, potrzebowałam czasu by
uporać się z tym czego się dowiedziałam. Choć na moment chciałam odizolować się
od tego kim naprawdę byłam i od świata, w którym przyszło mi żyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz