piątek, 21 lutego 2014

Rozdział L

L

Gdy dotarliśmy z powrotem był wieczór. Żadne z nas nie było rozmowne. Większość porozjeżdżała się do domów. Rekrutki zostały umieszczone z powrotem w swoich celach. Stanęłam w holu i zapaliłam papierosa opierając nogę o ścianę. Wtedy podszedł do mnie Rolly i stanął obok.
- Nie powinnam jej dawać na ten trening.
- Podobna sytuacja mogła się zdarzyć wcześniej czy później, na to akurat nie miałaś wpływu.
- Wiedziałam, że Gini jest niebezpieczna tak samo jak wiedziałam, że Linda jest zbyt słaba żeby dowodzić oddziałem.
Wtedy podszedł Gino:
- I jak?
Zapytał Rolly.
- Na szczęście trafiła ją między żebrami nie uszkadzając żadnych wewnętrznych organów, nie jestem tylko pewny czy nie uszkodziła jej nerwu. Czas pokaże, trzeba czekać.
- Co się tam stało? Wiesz już?
Zapytałam, bo wszystko co się tam stało było dla mnie jakieś niejasne.
- Podobno Carrie stanęła w jej obronie bo inaczej pewnie już by jej nie było. Ale Gini rzuciła się na nią próbując odebrać jej pistolet. Broń wypaliła. Tyle.
- Co z Carrie?
- Cole przy niej siedzi, jest w skrajnym dołku, chociaż nie rozumiem dlaczego.
- Zabiła człowieka, czego tu nie rozumieć?
- Z jej akt wynika, że zabiła z zimną krwią męża i jego dwóch kolegów, koleżanka świadczyła przeciwko niej a sama z trudem uszła z życiem.
Rolly spojrzał na mnie:
- Rzeczywiście dziwne, przeglądałaś jej akta?
- Powierzchownie.
- Przejrzę.
- To co? Jestem wam jeszcze potrzebny?
- Nie, dzięki Gino.
Powiedziałam a on skinął głową i odszedł. Popatrzyłam na Rolly’ego:
- Jadę, gdybyś mnie potrzebował to zadzwoń.
Spojrzał podejrzliwie:
- Nie masz żadnych planów na wieczór?
- Prawdę mówiąc – nie, nie mam. Do zobaczenia jutro.
Spojrzał na mnie i ruszył w stronę swojego gabinetu podłodze mijając Kim, uśmiechnął się do niej. Pojechałam prosto do domu i ledwo zdążyłam wyciągnąć klucze z torebki, kiedy zadzwoniła moja komórka, sięgnęłam po nią:
- Halo?
- Cześć Kylie, wiem, że jest dosyć późno, nie przeszkadzam?
- Nie, skąd, dopiero wracam z pracy, co tam?
- A nic, miałem nerwowy dzień i tak sobie pomyślał, że może mógłbym cię zaprosić na wino?
Uśmiechnęłam się w duchu:
- A co z Jessicą?
- Były w kinie z opiekunką i śpi jak zabita, a ja muszę z kimś pogadać, a nie za bardzo mam z kim. Przyjedziesz? Proszę.
- No dobrze, ale nie licz na strój wieczorowy, bo jeśli wejdę do domu się przebrać, to już nie będzie mi się chciało z niego wychodzić.
- Spokojnie, możesz przyjechać nawet w piżamie.
Zaśmiał się.
- W takim razie będę.
- Do zobaczenia.
Spojrzałam na zegarek, po czym wybrałam z komórki numer do Brian’a, odebrał od razu:
- Co tam mamusiu?
Zapytał a ja pokręciłam głową.
- Jesteś bardzo zajęty?
- Nie, czemu pytasz?
- Potrzebuję szofera.
- Ha, chcesz się upić? I tak deprawujesz tą młodzież.
- Podjedź do mnie dobrze? Czekam na werandzie.
- A co z tego będę miał?
- Jak będziesz grzeczny, to nie policzę ci czynszu za wynajem domu.
- Bardzo śmieszne.
Ale obydwoje się zaśmialiście.
- Dobra, to wsiadaj, bo ile mogę czekać?
Obróciłam się i zobaczyłam, że wyjeżdża z bocznej uliczki. Podeszłam do samochodu gdy tylko się zatrzymał i spojrzałam na niego:
- A ty masz odrzutowiec czy co?
- Mamusia, to jest turbo diselek, mówię ci daje niezłego kopa jak turbinka się załączy, poza tym, byłem trzy przecznicę stąd.
- Byłeś u Sam?
- Nie, w monopolowym, kupowałem flaszkę.
Uśmiechnął się szeroko.
- Wiesz co? Jedź już, po drodze ci powiem gdzie.
- Na życzenie.
Samochód ruszył spod mojego domu.
Kiedy podjechaliśmy pod dom Owen’a, ten stał na progu i czekała mną:
- Dobra jesteś, na dwa fronty ciągniesz? Zawsze mówiłem, że jesteś światowa.
- Nie muszę ci przypominać, że będzie lepiej jeśli zapomnisz gdzie mnie przywiozłeś?
Brian pokazał palcem, że będzie trzymaj język za zębami.
- Dobra, ja idę, możesz już jechać.
Ale Brian spojrzał na Owen’a i kiwnął mu:
- Co ty wyprawiasz? Oszalałeś?
- No poczekaj, oglądam go, powiem ci później kto najbardziej nadaje się do roli mojego ojczyma.
Zrobiłam na niego taką minę, że od razu wrzucił jedynkę w samochodzie.
- Jedź już.
- O której mam przyjechać?
- Zadzwonię.
Wysiadłam z samochodu, Brian odjechał a gdy podeszłam do Owen’a, ten uśmiechnął się stojąc na ganku:
- Twój syn?
- Nie, to znaczy, pasierb, bardzo, jakby to nazwać…
- Absorbujący?
- Po części, ale też odrobinę wścibski, zawsze musi wtrynić gdzieś swój nos.
- Mi się wydaje, że martwi się o ciebie, wygląda na bardzo poukładanego.
- To prawda, wbrew pozorom właśnie taki jest, jak jego ojciec.
Na moment zamyśliłam się:
- Przepraszam, pójdziemy na taras? Widzisz jak ja traktuję gości? Ale to pewnie dlatego, że wielu ich nie mam.
Uśmiechnęłam się i weszliśmy do domu. Przeszliśmy przez duży salon, z którego można było wyjść prosto na ogród. Usiedliśmy na tarasie. Wszystko już było przygotowane, szkoda tylko, że nie miałam nastroju na szykowanie się, ale jak widać moje czarne dżinsy, koszulka i skórzana kurtka, nie odstraszyły go. Usiedliśmy przy stole, Owen nalał wino a ja wyjęłam papierosy, spojrzałam na niego:
- Pozwolisz?
- Jasne, nawet wyjąłem ci popielniczkę.
Spojrzałam na popielniczkę, w której był niedopałek papierosa:
- W której jeszcze nie gasiłam papierosa.
Uśmiechnął się:
- Złapałaś mnie.
Podał mi kieliszek i usiadł.
- Sam też palę, w domu nie, ale czasami po ciężkim dniu, najgorzej w pracy, ale żaden ze mnie nałogowiec.
Zapaliłam i spojrzałam na niego:
- A co takiego wydarzyło się dzisiaj?
- No i widzisz, najgorsze w mojej pracy jest to, że pracuje zazwyczaj dla dużych korporacji, są tego plusy bo finansowo nie narzekam, ale obowiązuje mnie tajemnica zawodowa i choćbym chciał ci się teraz wyżalić – nie mogę o tym rozmawiać. Chwilami człowiek już nie wytrzymuje tej presji.
Słuchałam uważnie i miałam wrażenie, że mówi o moim życiu.
- Chciałoby się to rzucić, ale co dalej? Jeśli nic innego się nie potrafi? Decydujesz o losie ludzi i nawet nie wiesz czy masz do tego prawo. Czasami czuję, że się wypalam, nie dość, że jestem sam, to kiedy w końcu trafia się ktoś komu mógłbym o wszystkim opowiedzieć, to po prostu nie mogę.
Popatrzyłam na niego w skupieniu.
- Przepraszam cię, wiem co teraz myślisz, stary nudziarz gada o jakiś bzdurach więc oby to wino zadziałało szybciej niż zwykle, bym nie musiała słuchać jego biadolenia.
Roześmiałam się.
- Nie myślę tak.
- Próbujesz być miła?
- Nie, nie potrafię być miła jeśli czuję się gdzieś źle.
- To mi ulżyło.
Spojrzał na mnie i z uśmiechem spuścił głowę:
- Co?
- Uśmiechnęłam się.
- Robię wszystko, żeby cię do siebie nie zniechęcić a i tak wychodzę na durnia.
- To nie prawda, jesteś szczery, cenię takich ludzi.
- Jesteś w jakimś skomplikowanym związku? Jeśli oczywiście mogę zapytać.
- Ujmę to tak, byłam z kimś bardzo długo, rozstaliśmy się i chociaż w jakiś sposób mnie skrzywdził to ja nadal żywię do niego jakieś uczucia.
- A ten drugi?
- Skąd wiesz, że jest ktoś drugi? Przeglądałeś mój profil na facebook’u?
Uśmiechnęliśmy się do siebie.
- Dobrze, szczerość za szczerość, tak, jest ktoś drugi, ale…
- Nie wiesz co do niego czujesz, czy w ogóle coś.
Zrobiłam pytającą minę.
- Gdybyś wiedziała, nie byłoby cię tutaj.
Trochę posmutniałam.
- Posłuchaj Owen, dobrze czuję się w twoim towarzystwie i dlatego przyjechałam, nie ma to żadnego podtekstu, nie chcecie wykorzystać a tym bardziej nie próbuję sprawdzić swoich uczuć spotykając się z tobą.
- To teraz moja kolej, ujmę to może nieco mniej uroczyście, ale nie przeszkadza mi to, nie ważne z jakich powodów się ze mną spotykasz, jestem typem samotnika, ale wiadomo, że nikt nie chce być sam, przy tobie jakoś łatwiej się regeneruję, nie jestem zachłanny i nie mam ukrytych zamiarów. Wchodzisz w to?
Zamurowało mnie, ten facet naprawdę był bezinteresowny, czy to możliwe, że ktoś nic ode mnie nie chciał?
- Wchodzę.
- To co? Jeszcze po lampce?
- Czemu nie.
Dolał wina i pokiwał sam do siebie głową z uśmiechem, stuknął kieliszkiem o mój kieliszek, zrobiłam to samo.
- Cieszę się, że cię poznałem, naprawdę, pojawiłaś się w moim życiu dokładnie w chwili kiedy stwierdziłem, że już nic mnie nie spotka. To co? Za naszą znajomość?
Uśmiechnęłam się:
- Za znajomość.

Brian odebrał mnie od Owen’a trzydzieści minut po północy. Kolejny dzień miał być znowu pełen wyzwań, dlatego gdy tylko weszłam do łóżka, usnęłam od razu. Nie wiedziałam, że nie jestem w domu sama, bo spałam jak kamień, tymczasem Asir stał przy oknie i spoglądał na moją uśpioną i spokojną twarz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz