L
Gdy dotarliśmy z
powrotem był wieczór. Żadne z nas nie było rozmowne. Większość porozjeżdżała
się do domów. Rekrutki zostały umieszczone z powrotem w swoich celach. Stanęłam
w holu i zapaliłam papierosa opierając nogę o ścianę. Wtedy podszedł do mnie
Rolly i stanął obok.
- Nie powinnam jej
dawać na ten trening.
- Podobna sytuacja
mogła się zdarzyć wcześniej czy później, na to akurat nie miałaś wpływu.
- Wiedziałam, że Gini
jest niebezpieczna tak samo jak wiedziałam, że Linda jest zbyt słaba żeby
dowodzić oddziałem.
Wtedy podszedł Gino:
- I jak?
Zapytał Rolly.
- Na szczęście trafiła
ją między żebrami nie uszkadzając żadnych wewnętrznych organów, nie jestem
tylko pewny czy nie uszkodziła jej nerwu. Czas pokaże, trzeba czekać.
- Co się tam stało?
Wiesz już?
Zapytałam, bo wszystko
co się tam stało było dla mnie jakieś niejasne.
- Podobno Carrie
stanęła w jej obronie bo inaczej pewnie już by jej nie było. Ale Gini rzuciła
się na nią próbując odebrać jej pistolet. Broń wypaliła. Tyle.
- Co z Carrie?
- Cole przy niej
siedzi, jest w skrajnym dołku, chociaż nie rozumiem dlaczego.
- Zabiła człowieka,
czego tu nie rozumieć?
- Z jej akt wynika, że
zabiła z zimną krwią męża i jego dwóch kolegów, koleżanka świadczyła przeciwko
niej a sama z trudem uszła z życiem.
Rolly spojrzał na
mnie:
- Rzeczywiście dziwne,
przeglądałaś jej akta?
- Powierzchownie.
- Przejrzę.
- To co? Jestem wam
jeszcze potrzebny?
- Nie, dzięki Gino.
Powiedziałam a on
skinął głową i odszedł. Popatrzyłam na Rolly’ego:
- Jadę, gdybyś mnie
potrzebował to zadzwoń.
Spojrzał podejrzliwie:
- Nie masz żadnych
planów na wieczór?
- Prawdę mówiąc – nie,
nie mam. Do zobaczenia jutro.
Spojrzał na mnie i
ruszył w stronę swojego gabinetu podłodze mijając Kim, uśmiechnął się do niej.
Pojechałam prosto do domu i ledwo zdążyłam wyciągnąć klucze z torebki, kiedy
zadzwoniła moja komórka, sięgnęłam po nią:
- Halo?
- Cześć Kylie, wiem,
że jest dosyć późno, nie przeszkadzam?
- Nie, skąd, dopiero
wracam z pracy, co tam?
- A nic, miałem
nerwowy dzień i tak sobie pomyślał, że może mógłbym cię zaprosić na wino?
Uśmiechnęłam się w
duchu:
- A co z Jessicą?
- Były w kinie z
opiekunką i śpi jak zabita, a ja muszę z kimś pogadać, a nie za bardzo mam z
kim. Przyjedziesz? Proszę.
- No dobrze, ale nie
licz na strój wieczorowy, bo jeśli wejdę do domu się przebrać, to już nie
będzie mi się chciało z niego wychodzić.
- Spokojnie, możesz
przyjechać nawet w piżamie.
Zaśmiał się.
- W takim razie będę.
- Do zobaczenia.
Spojrzałam na zegarek,
po czym wybrałam z komórki numer do Brian’a, odebrał od razu:
- Co tam mamusiu?
Zapytał a ja
pokręciłam głową.
- Jesteś bardzo
zajęty?
- Nie, czemu pytasz?
- Potrzebuję szofera.
- Ha, chcesz się upić?
I tak deprawujesz tą młodzież.
- Podjedź do mnie
dobrze? Czekam na werandzie.
- A co z tego będę
miał?
- Jak będziesz
grzeczny, to nie policzę ci czynszu za wynajem domu.
- Bardzo śmieszne.
Ale obydwoje się
zaśmialiście.
- Dobra, to wsiadaj,
bo ile mogę czekać?
Obróciłam się i
zobaczyłam, że wyjeżdża z bocznej uliczki. Podeszłam do samochodu gdy tylko się
zatrzymał i spojrzałam na niego:
- A ty masz
odrzutowiec czy co?
- Mamusia, to jest
turbo diselek, mówię ci daje niezłego kopa jak turbinka się załączy, poza tym,
byłem trzy przecznicę stąd.
- Byłeś u Sam?
- Nie, w monopolowym,
kupowałem flaszkę.
Uśmiechnął się
szeroko.
- Wiesz co? Jedź już,
po drodze ci powiem gdzie.
- Na życzenie.
Samochód ruszył spod
mojego domu.
Kiedy podjechaliśmy
pod dom Owen’a, ten stał na progu i czekała mną:
- Dobra jesteś, na dwa
fronty ciągniesz? Zawsze mówiłem, że jesteś światowa.
- Nie muszę ci
przypominać, że będzie lepiej jeśli zapomnisz gdzie mnie przywiozłeś?
Brian pokazał palcem,
że będzie trzymaj język za zębami.
- Dobra, ja idę,
możesz już jechać.
Ale Brian spojrzał na
Owen’a i kiwnął mu:
- Co ty wyprawiasz?
Oszalałeś?
- No poczekaj, oglądam
go, powiem ci później kto najbardziej nadaje się do roli mojego ojczyma.
Zrobiłam na niego taką
minę, że od razu wrzucił jedynkę w samochodzie.
- Jedź już.
- O której mam
przyjechać?
- Zadzwonię.
Wysiadłam z samochodu,
Brian odjechał a gdy podeszłam do Owen’a, ten uśmiechnął się stojąc na ganku:
- Twój syn?
- Nie, to znaczy,
pasierb, bardzo, jakby to nazwać…
- Absorbujący?
- Po części, ale też
odrobinę wścibski, zawsze musi wtrynić gdzieś swój nos.
- Mi się wydaje, że
martwi się o ciebie, wygląda na bardzo poukładanego.
- To prawda, wbrew
pozorom właśnie taki jest, jak jego ojciec.
Na moment zamyśliłam
się:
- Przepraszam, pójdziemy
na taras? Widzisz jak ja traktuję gości? Ale to pewnie dlatego, że wielu ich
nie mam.
Uśmiechnęłam się i
weszliśmy do domu. Przeszliśmy przez duży salon, z którego można było wyjść
prosto na ogród. Usiedliśmy na tarasie. Wszystko już było przygotowane, szkoda
tylko, że nie miałam nastroju na szykowanie się, ale jak widać moje czarne
dżinsy, koszulka i skórzana kurtka, nie odstraszyły go. Usiedliśmy przy stole,
Owen nalał wino a ja wyjęłam papierosy, spojrzałam na niego:
- Pozwolisz?
- Jasne, nawet wyjąłem
ci popielniczkę.
Spojrzałam na
popielniczkę, w której był niedopałek papierosa:
- W której jeszcze nie
gasiłam papierosa.
Uśmiechnął się:
- Złapałaś mnie.
Podał mi kieliszek i
usiadł.
- Sam też palę, w domu
nie, ale czasami po ciężkim dniu, najgorzej w pracy, ale żaden ze mnie
nałogowiec.
Zapaliłam i spojrzałam
na niego:
- A co takiego
wydarzyło się dzisiaj?
- No i widzisz,
najgorsze w mojej pracy jest to, że pracuje zazwyczaj dla dużych korporacji, są
tego plusy bo finansowo nie narzekam, ale obowiązuje mnie tajemnica zawodowa i
choćbym chciał ci się teraz wyżalić – nie mogę o tym rozmawiać. Chwilami
człowiek już nie wytrzymuje tej presji.
Słuchałam uważnie i
miałam wrażenie, że mówi o moim życiu.
- Chciałoby się to
rzucić, ale co dalej? Jeśli nic innego się nie potrafi? Decydujesz o losie
ludzi i nawet nie wiesz czy masz do tego prawo. Czasami czuję, że się wypalam,
nie dość, że jestem sam, to kiedy w końcu trafia się ktoś komu mógłbym o
wszystkim opowiedzieć, to po prostu nie mogę.
Popatrzyłam na niego w
skupieniu.
- Przepraszam cię,
wiem co teraz myślisz, stary nudziarz gada o jakiś bzdurach więc oby to wino
zadziałało szybciej niż zwykle, bym nie musiała słuchać jego biadolenia.
Roześmiałam się.
- Nie myślę tak.
- Próbujesz być miła?
- Nie, nie potrafię
być miła jeśli czuję się gdzieś źle.
- To mi ulżyło.
Spojrzał na mnie i z
uśmiechem spuścił głowę:
- Co?
- Uśmiechnęłam się.
- Robię wszystko, żeby
cię do siebie nie zniechęcić a i tak wychodzę na durnia.
- To nie prawda,
jesteś szczery, cenię takich ludzi.
- Jesteś w jakimś
skomplikowanym związku? Jeśli oczywiście mogę zapytać.
- Ujmę to tak, byłam z
kimś bardzo długo, rozstaliśmy się i chociaż w jakiś sposób mnie skrzywdził to
ja nadal żywię do niego jakieś uczucia.
- A ten drugi?
- Skąd wiesz, że jest
ktoś drugi? Przeglądałeś mój profil na facebook’u?
Uśmiechnęliśmy się do
siebie.
- Dobrze, szczerość za
szczerość, tak, jest ktoś drugi, ale…
- Nie wiesz co do
niego czujesz, czy w ogóle coś.
Zrobiłam pytającą
minę.
- Gdybyś wiedziała,
nie byłoby cię tutaj.
Trochę posmutniałam.
- Posłuchaj Owen,
dobrze czuję się w twoim towarzystwie i dlatego przyjechałam, nie ma to żadnego
podtekstu, nie chcecie wykorzystać a tym bardziej nie próbuję sprawdzić swoich
uczuć spotykając się z tobą.
- To teraz moja kolej,
ujmę to może nieco mniej uroczyście, ale nie przeszkadza mi to, nie ważne z jakich
powodów się ze mną spotykasz, jestem typem samotnika, ale wiadomo, że nikt nie
chce być sam, przy tobie jakoś łatwiej się regeneruję, nie jestem zachłanny i
nie mam ukrytych zamiarów. Wchodzisz w to?
Zamurowało mnie, ten
facet naprawdę był bezinteresowny, czy to możliwe, że ktoś nic ode mnie nie
chciał?
- Wchodzę.
- To co? Jeszcze po
lampce?
- Czemu nie.
Dolał wina i pokiwał
sam do siebie głową z uśmiechem, stuknął kieliszkiem o mój kieliszek, zrobiłam
to samo.
- Cieszę się, że cię
poznałem, naprawdę, pojawiłaś się w moim życiu dokładnie w chwili kiedy
stwierdziłem, że już nic mnie nie spotka. To co? Za naszą znajomość?
Uśmiechnęłam się:
- Za znajomość.
Brian odebrał mnie od
Owen’a trzydzieści minut po północy. Kolejny dzień miał być znowu pełen wyzwań,
dlatego gdy tylko weszłam do łóżka, usnęłam od razu. Nie wiedziałam, że nie
jestem w domu sama, bo spałam jak kamień, tymczasem Asir stał przy oknie i
spoglądał na moją uśpioną i spokojną twarz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz