niedziela, 16 lutego 2014

Rozdział LXIV

LXIV


Na oddziale aż wrzało. Colin był na etapie sprawdzania informacji udzielonych przez Laden’a. Daniels kazał postawić trzech strażników przy pokoju Laden’a na wypadek gdybym postanowiła dokończyć swego dzieła.
Linda wykorzystała moją nieobecność by zdobyć Rolly’ego i prawdę mówiąc szło jej całkiem nie źle. Któregoś po południa weszła do jego gabinetu kiedy akurat przeglądał jakieś dane w laptopie:
- Rolly…
- O co chodzi?
- Jesteś dzisiaj zajęty wieczorem?
Uśmiechnął się do niej.
- Myślę, że nie, dlaczego pytasz?
- Ostatnie dni były trudne więc…, pomyślałam, że może chciałbyś ze mną zjeść kolację?
- Dobrze.
- O 20.00?
- Może być.
- Będę czekała.
Poszła bardzo z siebie zadowolona a Rolly zamyślił się. Wziął do ręki komórkę i wykręcił numer do mnie, ale nie odebrałam. Po raz pierwszy chyba odkąd się znaliśmy uszanował mój spokój i nie nachodził mnie w domu. A może po prostu moje milczenie było mu na rękę?
To był dla mnie trudny czas, ciągle wracał do mnie wyraz twarzy Laden’a z tego feralnego dnia. Nie mogłam normalnie funkcjonować, a do tego zafundowany przez Gina detoks wywołał w moim organizmie takie spustoszenie, że nie tylko czułam się jak cień człowieka, ale również tak samo beznadziejnie wyglądałam. Chodziłam po domu w starej czarnej koszulce na naramkach i starych wydartych na kolanie dżinsach. Włosy miałam puszczone luźno w niechlujnym ładzie a jedyne co mi towarzyszyło to butelka czerwonego wina. Nie zliczę ile pustych już butelek rozstawione było po pustej kuchni. Moim ulubionym miejscem w domu stała się sypialnia, w której gdy nie byłam zbyt mocno przepita pochylałam się po raz kolejny nad ukochaną książką, którą dostałam niegdyś od Cole’a – „Perswazje”.
„Dumę i uprzedzenie” znałam już chyba na pamięć.
Gdy któryś raz z rzędu weszłam do łazienki bo poczułam odruch wymiotny, pochyliłam się nad umywalką. Spłukałam twarz zimną wodą i spojrzałam w lustro, to co zobaczyłam przerosło moje oczekiwania. Zapuchnięte oczy, cera w odcieniu szarym i krwiste zacieki na białkach ocznych. Rozpłakałam się i ze złości wyszarpnęłam lustro ze ściany, po czym cisnęłam nim o podłogę. Odłamki szkła rozpadły się po podłodze. Ukucnęłam w kącie i rozpłakałam się jeszcze mocniej kryjąc twarz w dłoniach. Co rusz to słyszałam słowa Laden’a:
- …jesteś cudowna,… stoisz tu i modlisz się żeby mnie poczuć…
To było okropne, nienawidziłam się za to co się stało, …nienawidziłam swojego życia.
Nie wiem ile czasu spędziłam siedząc na podłodze. Podczas gdy ja przeżywałam mój wewnętrzny dramat, Rolly pojechał do Lindy. Gdy zjedli kolację usiedli w salonie na wyściełanym skórą narożniku. Dziwne było to, że stać ją było na takie luksusy, gdyż pensje taktyków wbrew pozorom nie były wcale wysokie choć odwalali najcięższą pracę. Godziny spędzone przy komputerach były żmudne i czasochłonne.
A jednak dom Lindy przepełniony był luksusem, wszędzie dominowały drogie przedmioty i gdzieniegdzie zabytki.
Po kolejnej lampce wina Lindzie rozwiązał się nieco język i zaczęła zachowywać się bardzo zalotnie, wręcz prowokująco. Kreacja, w którą była ubrana też przykułaby bez wątpienia oko nie jednego mężczyzny. Prowokowała i to bardzo, nawet na Rolly’m widać było, że zrobiła ogromne wrażenie, mimo iż na co dzień nie dawała po sobie poznać prawdziwego oblicza. Jak się jednak okazało, potrafiła być bardzo zmysłowa. Założyła nogę na nogę odkrywając tym samym kawałek uda, sukienka była mocno wycięta we wszystkich możliwych miejscach.
- A co z tobą i Kal?
- O czym mówisz?
- Ciekawi mnie bardzo jak ujarzmiła mężczyznę z takim temperamentem jak ty.
Uśmiechnął się ale widać jej komplement sprawił mu przyjemność.
- Nie musiała mnie ujarzmiać, jestem tam gdzie chcę być i nikt nie ma na to wpływu.
- Sądziłam, że musi być wyjątkowa.
- Nie mnie to teraz oceniać, nie jesteśmy razem.
- Zawsze taki jesteś?
- To znaczy jaki?
- Skryty i mało wylewny w kwestii uczuć.
- Potrafię być bardzo wylewny.
Zbliżył się do niej znacznie i pocałował.
- Nie mówmy już o Kal.
Jego pocałunki stały się gorętsze niż te pierwsze a kiedy wyczuł ,że Linda całkowicie poddaje się jego woli, pociągnął ją wprost na siebie by w końcu zakończyć ten wieczór w sypialni.
Nazajutrz rano oboje udali się do pracy jakby nigdy nic. Po wejściu na oddział każde rozeszło się w swoją stronę i zajęło się własną pracą.
Rolly udał się do swojego gabinetu a Linda poszła do Daniels’a, zapukała do drzwi i czekała aż powie:
- Proszę.
Weszła do środka i rozsiadła się we fotelu. Spojrzał na nią rozluźnioną i zapytał:
- Co z Kylie?
- Nikt nie wie, pewnie dogorywa.
- A Rolly?
- Nie obawiaj się, wszystko pod kontrolą.
- Rozumiem, że wieczór był owocny?
- Poszło zgodnie z planem, jak zwykle mnie nie doceniasz mój drogi.
- Uważaj, Rolly jest bardzo czujny, wystarczy, że popełnisz najmniejszy błąd i zorientuje się.
- Zapewniam cię, że tak się nie stanie.
- Oby, bo twoja poprzedniczka leży martwa, a nie chciałabyś chyba podzielić jej losu prawda?
- Będę cię informować, jeszcze będziesz ze mnie dumny.
- Mam taką nadzieję, a teraz wracaj do swoich obowiązków.
- Zobaczymy się wieczorem?
- Nie dzisiaj, jestem zajęty.
Linda nic nie odpowiedziała, tylko wstała z fotela i wyszła z gabinetu. W tym czasie Rolly zszedł na dół i podszedł do Colin’a:
- Coś nowego?
- Mówisz o Kal?
Skinął głową.
- Nie odzywała się jeśli o to pytasz.
- Ma nadal lokalizator?
- Tak, pod warunkiem ,że go nie zdjęła, według niego nie rusza się z domu.
- Próbowałeś dzwonić?
- Żeby to raz, ale nie odzywa się.
- Widać chce być sama, uszanujmy to.
Colin kiwnął głową a Rolly poszedł do swoich zajęć.
W tym czasie w szatni Jesse szykowała się na akcję, Cole zapukał w metalową szafkę i oparł się o nią, Jesse spojrzała na niego:
- Nie szykujesz się?
- Jestem gotowy, byłaś u Kal?
Jesse spuściła głowę.
- Byłam.
- I jak?
- Wpuściła mnie do domu, ale nie zamieniła ze mną nawet słowa, jest naprawdę w potężnym dołku.
- Nie mówiła kiedy wróci?
- Nie i nie sądzę żeby komukolwiek powiedziała bo sama chyba nie wie. Zastanawiam się czy w ogóle będzie miała siłę na powrót.
- A co ty o tym myślisz?
- Ja?
Kiwnął głową na tak.
- Myślę, że w rzeczywistości jest jeszcze gorzej niż wygląda.
- Powinienem do niej pojechać?
- Myślę, że nic nie wskórasz, nie nas teraz potrzebuje.
- A kogo?
- Nie wiem.

Zarzuciła na siebie kurtkę i poklepała go po ramieniu wychodząc. Cole zamyślił się. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz