sobota, 15 lutego 2014

Rozdział LIX

LIX

Gdy drzwi się otworzyły moje pierwsze kroki skierowałam do naszego oddziału medycznego. Przy wielkiej szybie stał Gino, minę miał niewyraźną. Podeszłam do niego:
- Co z Joe?
- Ustabilizowali krwawienie, ale stracił bardzo dużo krwi.
- Chcą tu przeprowadzić operację?
- Bez obaw, mają tu odpowiedni sprzęt, dużo lepszy niż w szpitalu, ale…
Spojrzał mi w oczy:
- Jego stan jest krytyczny, musisz się liczyć z najgorszym.
Zdawało mi się, że pod wpływem nerwów serce za moment odmówi mi posłuszeństwa.
Po jakiejś godzinie otworzyły się drzwi od naszego bloku operacyjnego i wyjechało łóżko z Joe. Poderwałam się z miejsca i podeszłam do lekarza, który kazał wprowadzić łóżko do osobnego pokoju. Pielęgniarki pchały stojaki z kroplówkami, Joe był nieprzytomny, z buzi wystawała mu rurka ułatwiająca oddychanie, pokój się zamknął a lekarz przystanął przy mnie i Ginie.
- Co z nim?
- Musimy czekać, ale wielkich szans mu nie daję, co prawda to bardzo silny człowiek, ale ilość krwi ,którą musieliśmy mu przetoczyć była olbrzymia. Niech pani będzie dobrej myśli, zrobię wszystko żeby z tego wyszedł, ale przy tak rozległym obrażeniu zawsze jest ryzyko.
- Dziękuję.
Skinął głową i ukłonił się nisko.
- A teraz przepraszam, ale muszę wracać do pacjenta.
Kiwnęłam głową, lekarz wszedł do pokoju a ja przez szklaną szybę obserwowałam jak sprawdzają monitory. Właśnie w tym momencie przyszedł Daniels i Rolly z Lindą, którą tak naprawdę to nie miałam pojęcia po co przyprowadził. Daniels odezwał się do Gina:
- Jak to wygląda?
- Nieciekawie. Najbliższe godziny będą decydujące.
Teraz dla odmiany spojrzał na mnie:
- Przykro mi Kylie, ale bez obaw, wyliże się, jestem tego pewien.
Wbiłam mu gniewnie swój wzrok w jego oczy:
- Lepiej żebyś był pewien, bo jeśli Joe nie przeżyje, to cię zabiję rozumiesz?
Odeszłam na bok bo czułam, że nie wytrzymam ani minuty dłużej w jego towarzystwie. Daniels obrócił się w stronę Rolly’ego:
- Kto przesłuchuje Laden’a?
- Cole.
- Dobrze, informuj mnie na bieżąco, centrum domaga się informacji.
Powiedziawszy to ruszył długim korytarzem w stronę wyjścia, aż w końcu zniknął za narożnikiem.
Ja siedziałam na ławce z pochyloną głową i modliłam się by nikt się już do mnie nie odzywał. Były to jednak pobożne życzenia, Gino i Rolly weszli do pokoju Joe’go a Linda przysiadła z boku przy mnie. Była to ostatnia osoba na świecie, którą życzyłabym sobie oglądać, ale nie odezwałam się licząc na to, że sama się zorientuje.
- Może mogłabym ci coś przynieść?
- Nie, dziękuję.
- Powinnaś odpocząć, zawiadomią cię jak coś się zmieni.
Ekspertka się znalazła – pomyślałam sobie nieco złośliwie, bo być może i nie miała złych intencji, ale ja byłam przekonana, że z jakichś nieznanych powodów próbuje mi się przypodobać.
- Linda, czy tak masz na imię?
- Tak.
- Posłuchaj, nie chcę być niegrzeczna, ale gdybym musiała pytać o radę jak się zachować i co robić, nie byłabym dowódcą grupy, zatem wybacz, ale naprawdę chciałabym zostać sama.
To co powiedziałam nie zrobiło na niej chyba większego wrażenia, bo nawet się nie skrzywiła, a być może po prostu spodziewała się takiej reakcji.
- Rozumiem, ale gdybyś zmieniła zdanie, to będę w operacyjnym u Rolly’ego.
Uśmiechnęła się, po czym poszła szybkim krokiem za Rolly’m, który akurat wyszedł z pokoju Joe’go. Obserwowałam tą odrażającą scenę, bo wyglądało to tak jakby za Rolly’m podążał jego tresowany piesek. Słodyczy, która była słyszalna w jej przemiłym głosiku nie mogłam zdzierżyć, aż mi się nie dobrze robiło. Kolejna absztyfikanta uganiająca się za Rolly’m, ile można było znieść? Tego dnia bez wątpienia już niewiele. Po kolejnej godzinie Gino wrócił na oddział, bo w zasadzie chyba wszyscy już zbierali się do wyjścia do domu. Gdy wyszedł lekarz i zobaczył, że przysypiam na siedząco podszedł bliżej:
- Pani Hopper.
Ocknęłam się jakby wybudzona ze snu.
- Tak?
- Dalej nie odzyskał przytomności, ale rytm serca wrócił do normy, myślę, że jego szanse nieco wzrosły, nie mówię , że z tego wyjdzie, ale jestem już teraz dobrej myśli.
- Dziękuję.
- Jeszcze jedno, proszę iść do domu i odpocząć ,zawiadomię panią jeśli jego stan się zmieni.
- Jestem panu wdzięczna, ale chciałabym przy nim posiedzieć jeśli to możliwe.
- Oczywiście, każę pielęgniarce przynieść koc, może pani do niego wejść.
Wstałam i weszłam do pokoju Joe’go, głód „narkotyczny” jaki odczuwałam rósł z minuty na minutę, ale nie miałam innego wyboru jak tylko się z nim uporać, przynajmniej do czasu aż nie będę w stanie wejść do pokoju z lekami by zrobić sobie zastrzyk.
Podeszłam do łóżka na którym leżał, był taki bezbronny, taki…bez życia…, aż żal było na niego patrzeć. Ile znaczyło ludzkie życie? Człowiek, który na co dzień tryskał energią i z daleka widać było chęć życia – teraz, nie był nawet w stanie samodzielnie oddychać.
Ścisnęłam jego dłoń w nadziei, że to czuje i wie, że nie jest sam, w końcu usiadłam na malutkiej sofie, która stała w narożniku, usiadłam i wtedy weszła pielęgniarka z kocem. Wzięłam koc a ona uśmiechnęła się ciepło, takich serdecznych ludzi jak ta pięćdziesięciu letnia kobieta nie widywałam na co dzień:
- Mogę coś jeszcze dla pani zrobić? Kiepsko pani dzisiaj wygląda.
Pomyślałam, że od tych komplementów, to na pewno zaraz mi się samopoczucie poprawi.
- Tak, kilka dni temu mieliśmy poważną akcję i mocno mnie poturbowano, puszcza mnie morfina a nie zabrałam z domu, ale nie chcę zostawiać go samego.
- A to żaden problem, zaraz przyniosę.
- Nie chciałabym robić kłopotu.
- To żaden kłopot.
Wyszła uśmiechnięta a mi zrobiło się przykro, że tak bardzo musiałam wykorzystać jej naiwność. Nie miałam jednak wyboru, bo w chwili obecnej nie byłam w stanie sobie inaczej poradzić z tym wszystkim, to nie był dobry czas.
Po chwili pielęgniarka wróciła, położyłam się i za moment poczułam wbicie igły, a chwilę później poczułam, że odlatuję.
- Dobrych snów kochana.
Zdążyłam jeszcze wymamrotać pół szeptem:
- Gdyby coś się zmieniło, proszę mnie obudzić.
- Oczywiście, bez obaw.

Wyszła z pokoju po drodze gasząc małą lampkę stojącą przy drzwiach. W pokoju zrobiło się ciemno, a ja nawet nie wiedziałam kiedy zapadłam w sen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz