sobota, 15 lutego 2014

Rozdział XXXI

XXXI

Na oddziale pojawiłam się dopiero po dwóch dniach i jeszcze dobrze nie zdążyłam dojść do swojego stanowiska pracy, kiedy podszedł do mnie Daniels i szarpnął mnie za rękę, wszyscy to obserwowali:
- Gdzie się podziewałaś u licha?
Spojrzałam na niego wrogo, od razu zabrał rękę.
- Twoim obowiązkiem jest meldować się kiedy cię wzywamy! Masz być dyspozycyjna dwadzieścia cztery godziny na dobę!
- Nie jestem twoim niewolnikiem i lepiej oswój się z tą myślą.
- Nie boisz się o własne życie?
- A ty nie boisz się o swoje? Robię to co do mnie należy i jeśli mnie pamięć nie myli nie jesteś już moim szefem, tylko koordynatorem zespołu to spraw kryzysowych, tymczasowo zresztą, więc może lepiej jak zajmiesz się swoją działką a nie wtrącał się w moją, o której nie masz bladego pojęcia.
- Ja tego tak nie zostawię i zgłoszę to natychmiast.
Uśmiechnęłam się pewna swojej pozycji w zespole, teraz wiedziałam ile ode mnie zależy, wiedziałam też, że Daniels nic nie może zrobić, ale próbuje wyjść z twarzą z zaistniałej sytuacji  nie mógł pozostawać bierny.
Daniels odszedł a do mnie podszedł Rolly, który na chwilę obecną niestety był moim przełożonym:
- Do mnie, natychmiast.
Zdjęłam okulary słoneczny i odłożyłam na biurko, po czym bez słowa protestu udałam się za nim do jego gabinetu.
- Siadaj.
- Postoję.
Odpowiedziałam hardo, ale czułam w kościach ,że ta rozmowa nie będzie należała do przyjemnych.
- Zasady stworzono po to aby naszym ludziom zapewnić bezpieczeństwo, regulamin dotyczy zarówno ciebie jak i pozostałych agentów a co najważniejsze – nie jest elastyczny, podobnie jak ja.
Chciałam coś odpowiedzieć, ale od razu uciszył mnie ruchem ręki nakazując dyscyplinę, nie odezwałam się tylko czekałam aż skończy mówić.
- Jeżeli jeszcze raz dopuścisz się złamania tych zasad dopilnuję żeby dosięgły cię należyte konsekwencje, za pół godziny jest odprawa, lepiej żebyś na niej była. Możesz odejść.
Nie powiedziałam słowa a on stał tam tak wpatrując się w szybę swojego pokoju obserwując cały oddział, wycofałam się bez słowa i zatrzasnęłam za sobą drzwi.
Przeszłam przez oddział i udałam się do szatni, byłam absolutnie pewna, że za parę minut zostanę wysłana na akcję, pewnie w jak najdalej odległy zakątek, w którym wojna wiecznie trwa a ja wreszcie nauczę się przestrzegać dyscypliny. Usiadłam na drewnianej ławce między szafkami i schyliłam głowę chowając twarz w dłoniach. Zamyśliłam się i wtedy do szatni wszedł Red, Gino i Cole, akurat wrócili z akcji, byli bardzo rozgadani, mimo to Red zwrócił na mnie swoją uwagę:
- Hej Kal, co tam?
- W porządku.
Odpowiedziałam i postanowiłam czym prędzej się stamtąd ulotnić aby uniknąć niezręcznych pytań. Cole zmierzył mnie wzrokiem ale nic nie powiedział. Zdawało mi się, że świetnie jest zorientowany w sytuacji, w końcu był teraz zastępcą Rolly’ego.
Po krótkim czasie zgromadziliśmy się na odprawie, Rolly usiadł z boku a Daniels mówił, siedziałam obok Kim.
- Naszym celem jest Achmed Barado.
Wyświetliło się zdjęcie przystojnego młodego biznesman’a o nieco orientalnej urodzie, ale za to zabójczo przystojnego, Kim zbliżyła się do mnie:
- Obyśmy nie musieli go zabijać, bo naprawdę jest wart grzechu.
Spojrzałam na monitor i uśmiechnęłam się:
- To prawda.
Daniels mówił dalej:
- Nie dajcie się jednak zwieźć pozorom, mimo wyglądu młodzieniaszka, jest wyjątkowo sprytny i potrafi być brutalny. Jeszcze kilka lat temu był jednym z najlepszych agentów dobrze wam znanego Mosadu. W tej chwili prowadzi rozległe interesy i podejrzewamy, że ma też powiązania z Omally’m. Na razie weźmiemy go pod obserwację, ale…, musimy się do niego zbliżyć i to zadanie powierzam Kylie.
- Mi?
Rolly chyba poczuł jakby dostał obuchem w głowę bo od razu się temu sprzeciwił:
- Może lepiej niech Kim się tym zajmie, jeśli on ma powiązania z Omally’m, to Kylie może jedynie zaszkodzić sprawie, w końcu o niej po części chodzi.
Podchwyciłam temat od razu i stwierdziłam, że to doskonały moment aby przytrzeć mu chociaż raz nosa, dlatego od razu zaoponowałam:
- Poradzę sobie a prawdopodobieństwo, że natknę się na Omally’ego jest takie samo co przechodząc ulicą, poza tym na razie nie o Omally’ego nam chodzi.
Rolly chciał chyba jeszcze coś powiedzieć, ale Daniels od razu odezwał się:
- To prawda, nikt nie ma takich zdolności co Kylie, potrafi skutecznie zawrócić mężczyźnie w głowie, po czym równie skutecznie go zniszczyć.
Uśmiechnęłam się złośliwie i odpowiedziałam:
- A co? Wiesz coś na ten temat?
Nie skomentował, bo widząc uśmiechniętą twarz Kim zrezygnował od razu aby nie skończyło się to jakąś ciętą ripostą w jej wykonaniu.
- Reszta w panelach, ruszasz za trzy godziny, zabierasz ze sobą cztero osobowy zespół, Rolly wytyczy ci ludzi i oddział wsparcia, rozejść się.
Wszyscy zaczęli się rozchodzić, wstałam ostatnia akurat w momencie kiedy podszedł do mnie Rolly:
- Dlaczego?
- Dlaczego co?
- Wydawało mi się, że zawsze wzbraniałaś się przed akcjami, w których trzeba było nawiązać jakiś bliższy kontakt z obcym facetem.
- Uczyłeś mnie, że czasami trzeba się poświęcić bo to nic osobistego, tylko praca, a żeby ją dobrze wykonać robimy nie raz rzeczy, których w realu byśmy nie zrobili, więc postanowiłam bardziej niż zwykle przyłożyć się do tego co robię, kto wie, może za jakiś czas dorównam nawet tobie.
- Chcesz mi coś udowodnić?
- A wiesz, że o to samo chciałam cię zapytać, odgrywasz te swoje żałosne scenki z Anne, a teraz robisz mi sceny zazdrości?
- To o to chodzi? O Anne?
- Jesteś wolnym człowiekiem, nie mogę ci niczego zabronić, rób co uważasz a mi daj pracować.
- Ty nic nie rozumiesz.
- Jak zwykle, tylko pomyśl czyja to zasługa.
Spojrzałam na Rolly’ego po czym poszłam po sprzęt, stała tam Kim.
- Powiedz tylko, że jedziesz ze mną?
- Ubłagałam Daniels’a.
- To dobrze.
- Tylko błagam jak tylko nawiążesz z nim lepszy kontakt niech zabiera cię wszędzie na spacery.
-  Dlaczego?
- Bo wtedy pilnując cię będę miała okazję pobuszować po całych Włochach, wiesz, że je uwielbiam.
- A Sam też jedzie?
Zaczęłam się śmiać i wtedy odezwał się głos za mną, to był Sam:
- Samej bym jej na pewno nie puścił.
- Dobra jadę się spakować , J.T!
- Co słoneczko?
- Liczę, że uszykujesz mi coś specjalnego.
- Możesz na mnie liczyć.
- To do zobaczenia, będę za jakąś godzinę.

Dojechałam do domu i w pośpiechu zaczęłam pakować swoje rzeczy, wyjęłam ze szafy wielką torbę i otworzyłam ją by włożyć ubrania. W środku były cztery zdjęcia, na wszystkich byłam ja z Rolly’m, nie chciało mi się wierzyć jacy byliśmy tam szczęśliwi, naprawdę szczęśliwi i nigdy nawet przez moment w tamtym czasie nie pomyślałabym, że coś może to nasze szczęście zakłócić. Chwyciłam zdjęcia razem i ze złości przedarłam je na pół, chciałam wreszcie choć spróbować żyć od nowa bez duchów przeszłości i miałam nadzieję, że jestem wreszcie na właściwej drodze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz