sobota, 15 lutego 2014

Rozdział XLV

XLV

Teoria jednak nie była w stanie przedłożyć się na praktykę. Czułam się osaczona z każdej strony. Starym sposobem próbowałam uspokoić i tak już zszargane nerwy bieganiem.
Odkąd nie mieszkałam u siebie miejscem do biegania nie był już mój ukochany las, lecz zastępczy, do którego równie chętnie powracałam. Właśnie tam zabrałam Siara i tam uratował mnie Molly. Jak tylko zaczęłam biec czułam na sobie czyjąś obecność. W pierwszej chwili pomyślałam, że to Barodo, ale nie,… on mimo wszystko  nie mógł sobie pozwolić na taką oficjalność, tym bardziej po tym jak słyszał moją rozmowę z Rolly’m i wiedział, że ten ma mnie na oku.
Zaczaiłam się za drzewem i po chwili nabitym pistoletem dotknęłam pleców mojego prześladowcy. Ten uniósł ręce do góry i obrócił się powoli w moją stronę. Zobaczyłam twarz Asir’a, byłam zła, nie, w zasadzie to byłam wściekła:
- Co ty tu robisz? Powinieneś być na szkoleniu, na pewno już cię szukają.
- Powiedziano mi ,że ty już mnie nie będziesz szkolić, dlaczego?
- A jak ci się wydaje?
- Nie mam pojęcia.
- A szkoda, bo postawiłam tylko jeden warunek – żadnych kłamstw.
- Nie okłamałem cię.
- Nie wierzę ci.
- Przysięgam, że mówię prawdę. To nie ja was wystawiłem na akcji, nie zrobiłbym tego.
Przez chwilę w jego oczach dostrzegłam jakąś minimalną uczciwość.
- W takim razie, kto?
Wtedy padł strzał, Asir upadł:
- Asir…
- Spokojnie, trzymam się.
Przykucnęłam przy drzewie i pochylając się nad nim zaczęłam nerwowo się rozglądać. Gdzieś w oddali zauważyłam młodego sądząc po szybkich krokach człowieka, w czarnej bluzie i naciągniętym na głowę kapturem. Do opaski na nodze miałam przymocowany pokrowiec z komórką, sięgnęłam po nią i zadzwoniłam po Rolly’ego:
- To ja, potrzebuję pomocy.
Po godzinie w asyście agentów weszłam na oddział ubrana w czarne legginsy długości trzy czwarte i bluzkę na naramkach. Asir’a zaprowadzili do laboratorium a Rolly podszedł do mnie szybkim krokiem, mój wygląd wzbudził ogólne zainteresowanie:
- Kto to był?
- Na moje to jeden z ludzi Barodo.
- Dlaczego tak sądzisz?
- Nie wiem już co sądzić, zaraz a może to Laden zlecił zabójstwo Asir’a, w końcu przeszkodziliśmy mu w transporcie, musiał zmienić plany.
Stanęłam na środku działu operacyjnego i zaczęłam się rozglądać po wszystkich informatykach jakich mieliśmy, na chwilę zamyśliłam się:
- A co z analitykami?
- W większości podlegają pod górę.
- A dane czerpią od nas prawda?
- Wiem o czym myślisz, ale to poważne zarzuty.
- Nie mniej poważne niż to co się dzieje.
Wtedy przyszedł Seth i uśmiechnął się do mnie:
- Wybierasz się na jogging?
- Bardzo śmieszne, co z Asir’em?
- Nic mu nie będzie, rana jest powierzchowna.
- Powierzchowna? Dobra, idę się przebrać bo moje wolne chyba właśnie dobiegło końca.
Poszłam do szatni a Seth spoważniał, wyraz jego oczu momentalnie wzmógł czujność Rolly’ego:
- Co jest?
- Nic już z tego nie rozumiem, ale zarówno Barodo jak i Laden mają doskonale wyszkoloną armię, jeśli ktoś od nich chciałby go zabić z tej odległości, nie rozumiem jak mógł spudłować.
Rzeczywiście dziwnie to wszystko wyglądało nawet zakładając, że Asir po prostu miał szczęście, ale ja również to zauważyłam i to dużo wcześniej niż oni zdążyli na to wpaść. Żarty się skończyły, ledwo wyszłam z szatni a przewlokłam Asir’a wzdłuż działu operacyjnego do korytarza prowadzącego wprost na salę gimnastyczną. Trwały tam akurat ćwiczenia rekrutów, podeszłam do drabinki i przykułam jego rękę do szczebelków:
- Kylie co robisz? Oszalałaś?
- Szkolę.
Ktoś musiał donieść o tej sytuacji Rolly’emu, bo nawet ten zaniepokojony przyszedł od razu. Wzięłam jeden z pistoletów szkoleniowych i uzupełniłam amunicję, po czym stanęłam na środku sali:
- Proszę wszystkich o podejście tutaj!
Agenci trenujący, w tym Cole, Gino i reszta kiwnęli głowami to rekrutów aby wykonali moją prośbę, ustawili się po przeciwnej stronie Asir’a, Seth trzymał się dosyć blisko mnie jakby chciał w razie potrzeby mnie powstrzymać.
- Kylie, to szaleństwo.
Ale byłam głucha na słowa Asir’a, po za bardzo kruchym lodzie stąpałam żeby jeszcze on próbował mnie oszukiwać:
- Gino, przystaw tarczę.
- Jaka odległość?
- Jakieś pięćdziesiąt metrów.
Gino przestawił tarczę na wyznaczoną odległość, spojrzałam na Cole’a:
- Który z rekrutów jest tu najkrócej?
Cole pokazał na dziewczynę w długich brązowych włosach, zaczesanych w kitkę, kiwnęłam na nią ręką i podałam pistolet:
- Strzel do tarczy, możesz?
Kiwnęła głową, najwyraźniej moje zachowanie wywoływało w niej lekką panikę, ale wzięła pistolet, po czym nieudolnie wystrzeliła w tarczę. Kula ledwo trafiła piątkę.
- Dziękuję.
Asir spojrzał na tarczę, w mig pojął o co mi chodzi, podeszłam na miejsce dziewczyny i strzeliłam w dziesiątkę, po czym obróciłam się do niego twarzą:
- Macie na tablicy dwa strzały, agenta, który ledwo rozpoczął szkolenie i agenta, który zajmuje się tym od lat, ale nawet najmniej wyszkolony agent z takiej odległości nie byłby w stanie spudłować i nie trafić w ogóle.
Podeszłam jeszcze bliżej Asir’a.
- Napastnik strzelał ze snajperskiej broni, to znaczy, że nie był laikiem, dobry snajper przy prawidłowym kierunku wiatru potrafi strzelić z odległości czterystu metrów, więc jakim cudem zostałeś ledwo draśnięty?! Możesz mi to wyjaśnić?
Asir’a oblał zimny pot:
- Błagam…
- Masz ostatnią szansę na powiedzenie z kim spiskujesz. Liczę do trzech, raz…
Wystawiłam broń, z góry zaczął przyglądać się nam Daniels, nabiłam broń i wystrzeliłam mu w nogę:
- Dwa!
- Oni mnie zabiją…
Strzeliłam w lewą rękę, Asir krzyknął, ale stałam niewzruszona, w przeciwieństwie do rekrutów znajdujących się na sali:
- Trzy!
Strzeliłam w prawą rękę, nie wiem co za okrucieństwo mną zawładnęło, ale kiedy podeszłam do niego jeszcze bliżej i przyłożyłam pistolet do czoła, naciągnęłam spust i Bóg mi świadkiem, że już miałam wystrzelić, kiedy Asir’owi aż poleciały łzy:
- Dobrze, powiem wam wszystko, tylko nie strzelaj błagam.
Zabezpieczyłam pistolet i spojrzałam na Seth’a:
- Zabierz go na przesłuchanie.
Obróciłam się przodem do rekrutów, miny mieli nietęgie:
- Można się rozejść, koniec treningu.
Spojrzałam w górę na Daniels’a, który z akceptacją kiwnął głową, po czym ruszyłam pewnym krokiem w stronę działu operacyjnego.

Moje życie znalazło się na życiowym zakręcie wiedziałam o tym doskonale, nie miałam już czasu na błądzenie po omacku i cierpliwość, która często mnie cechowała. Musiałam działać szybko i konkretnie w przeciwnym razie w niedługim czasie, mój oddział zamieniłby się w pole walki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz