VII
Pogrzeb tego, co
zostało z Dante’go, był chyba najgorszym wydarzeniem minionych tygodni.
Oswojenie się z jego śmiercią było dla mnie równie trudne, co wmówienie sobie,
że cała ta historia będzie miała w końcu szczęśliwe zakończenie. Barodo odebrał
mi więcej niż jakikolwiek inny człowiek. Zamierzałam zrobić to samo.
Stojąc nad grobem
Dante’go, w uszach dzwoniła mi piosenka Bruno Mars’a „ When I was your man”. W
myślach odtwarzałam każdą chwilę spędzoną z nim. Kiedy wszystkie mafijne
rodziny rozjechały się na stypę, ja uklękłam przy świeżo usypanym grobie i
poleciały mi łzy. Asir stał tuż za mną i cierpliwie czekał aż się pożegnam.
Lecz czy było to możliwe? Nie dla mnie, mogłabym siedzieć tam godzinami i dalej
byłoby mi trudno. Kiedy wstałam i spojrzałam na Asir’, moje oczy były nadal
wilgotne, ale robiłam wszystko co mogłam by już żadna łza nie wydostała się na
zewnątrz. Kiedy tak jednak stał i patrzył na mnie, emocje wzięły górę i
rozpłakałam się do końca. Wziął mnie w objęcia, to mnie uspokajało, lecz
uleczyć mogło mnie tylko jedno – praca i treningi. Ledwo opuściliśmy cmentarz,
pojechaliśmy na oddział. Musiałam nabrać sił i kondycji, musiałam być
silniejsza niż byłam kiedykolwiek i odporniejsza psychicznie niż byłam. Kiedy
weszłam na salę treningową, Asir wypuścił na mnie najlepszych agentów,
wiedział, że to jedyna możliwość na to bym poczuła adrenalinę i uwierzyła w
siebie. Nasi ludzie zgromadzili się na bocznych ławkach, Daniels i Linda stali
u góry i przypatrywali się temu, w podkładzie leciała piosenka „One life” – Kase and wrethow, a ja dosłownie rozgramiałam
wszystkich którzy do mnie podchodzili. Moja technika jeszcze nigdy nie była tak
precyzyjna, a w walce z przeciwnikami używałam dosłownie wszystkiego czym
dysponowała sala gimnastyczna – od ręczników – do munczako. Asir stał z boku i widać było, że zadowolony
był jak nigdy dotąd. Kiedy wszyscy wypadli z gry, spojrzałam na Asir’a.
Roześmiał się, ale w końcu wszedł na matę i zaczęliśmy walczyć między sobą.
Myślę, że rekruci, którzy tłoczyli się przy ścianie, jeszcze nigdy nie widzieli
takiej walki, tyle, że tym razem, nie było w niej zwycięscy, bo oboje daliśmy
chyba z siebie wszystko co było możliwe. W końcu przerwaliśmy – świadomi
naszych umiejętności i niemożliwości rozstrzygnięcia wygranej. Piosenka
zmieniła się na „One way” – Teenage Kiks a ja uśmiechnięta zapytałam stojąc
ramię w ramię z Asir’em:
- Kto następny?
Wszyscy popatrzyli na
siebie aż w końcu rekruci zaczęli się ruszać, natchnięci chyba chęcią zdobycia
nowych umiejętności. Trening trwał do późnego wieczoru. Koło 20.00 wszyscy
zmęczeni zaczęli wychodzić z sali. Asir popatrzył na mnie:
- To jak? Jakieś plany
na wieczór?
- Poza prysznicem?
- Poza prysznicem.
Uśmiechnął się.
- A co? Masz dla mnie
propozycję nie do odrzucenia?
- Jak zawsze.
Roześmiałam się, wiedziałam,
że coś kombinuje, ale nie on jeden, bo całą grupą wyciągnęli mnie podstępem do
K&J&B. Muszę jednak przyznać, że nie pamiętam już kiedy się tak dobrze
bawiłam, zresztą chyba nie tylko ja, bo Rolly i Kim dosłownie „śmigali” po
parkiecie. Asir tańczył z Jesse przy szybkich rytmach a ja z Brad’em. Biedny
Gino nie do końca miał jeszcze sprawną nogę po zdjęciu gipsu, ale dzielnie
znosił fakt, że Jesse tak dobrze się bawi.
Gdy w końcu zaczęło
lecieć „Stay” zespołu Hurts, Gino zwlókł się od stolika i zaczął tańczyć z
Jesse a ja z Asir’em. Zatraciłam się w moim tańcu i prawdopodobnie
zapomniałabym całkowicie o moich problemach, przynajmniej na chwilę, gdyby nie
to, że zobaczyłam coś, co zmroziło mi krew w żyłach. Na drugim końcu sali
zobaczyłam Barodo, który stał uśmiechnięty. Ścisnęłam Asir’a za ramię, spojrzał
na mnie:
- Barodo.
- Co?
- Jest tutaj.
Zerwałam się z miejsca
i szybkim krokiem ruszyłam w miejsce, w którym wcześniej stał, ale gdy do niego
dobiegłam, już go nie było. Rozejrzałam się nerwowo dookoła. Gdy reszta
podbiegła do mnie po skończonej piosence, mój dobry nastrój skończył się od
razu.
- Jesteś pewna, że go
widziałaś?
Zapytał Asir.
Oburzyło mnie to pytanie, dlaczego wszystkim wydawało się, że dostaję na głowę,
bądź mam urojenia?
- Nie, zapewne
zwariowałam, to chciałeś powiedzieć?
Popatrzyli na mnie a
ja wyszłam z klubu. Miałam już dosyć wszystkiego i wszystkich. Chciałam
wreszcie dowiedzieć się w co gra ze mną Barodo, cokolwiek to jednak nie było,
doprowadzało mnie krok po kroku do obłędu. Podbiegłam o samochodu by uciec
stamtąd jak najdalej, zatrzymał mnie Asir:
- Zaczekaj, Kylie.
- Nie!
Krzyknęłam.
- Nie wytrzymam tego!
Jakim cudem wiecznie udaje mu się podejść tak blisko?!
- Nie rozumiesz, że
właśnie o to mu chodzi? Zrobi wszystko żeby wyprowadzić cię z równowagi!
- Świetnie, więc niech
uzna tą rundę za wygraną, bo w kolejnej wbiję mu kołek w serce!
Wsiadłam do samochodu
i odjechałam jak oszalała. Asir spuścił głowę i tym razem nie próbował mnie już
gonić, wiedział, że nic to nie da.
Gdy podjechałam pod
dom ,przez chwilę miałam obawy czy powinnam wchodzić do środka, ale z drugiej
strony wiedziałam, ba, nawet byłam pewna, że jeśli dam się zastraszyć, to moje
życie już nigdy nie będzie normalne. Weszłam do środka, zapaliłam światło i
przeszukałam dosłownie każdy kąt, ale nikogo tam nie było. Położyłam się gasząc
wszystkie światła i nie mając pojęcia, że na zewnątrz ktoś mnie obserwuje. Może
i powinnam się była domyślić, ale nie miałam już na to siły. Usnęłam i nawet
nie pamiętałam co mi się śniło. Kiedy obudziłam się nad ranem, na stoliku obok
lampki nocnej leżała czerwona róża. Wyskoczyłam z łóżka jak oparzona i
splądrowałam cały dom. Byłam sama. Mój oddech przyspieszył, ale nie chciałam
dać za wygraną. Poszłam do łazienki, po czym założyłam na siebie strój do
biegania i ruszyłam jak zwykle w las, mijając jednak tym razem popalone gałęzie
drzew. Minęłam je jednak, by w końcu znaleźć się na „ swojej” polanie.
Tymczasem na
strzelnicy Kim testowała nowe wynalazki snajperskie, które dostaliśmy od centrum.
Miała na uszach słuchawki i okulary z pomarańczowymi szkłami, które ubieraliśmy
celowo na wypadek gdyby jakiś odłamek miał uderzyć nie w tą stronę.
Rolly wszedł na
strzelnicę i podszedł do Kim, ta gdy tylko go zobaczyła, ściągnęła słuchawki i
okulary.
- I jak ci się podoba?
- No przyznam, że
musieli się wykosztować na te cuda. Mam nadzieję, że szybko będę miała okazję
jej użyć.
Rolly uśmiechnął się.
- Myślisz o Barodo?
- Barodo, Omally, to
jeden pies, oboje powinni zdychać.
- Ktoś tu dzisiaj nie
ma humoru.
- Dziwisz się? Ciebie
nie dobija ta cała chora sytuacja? Kylie za chwilę sfiksuje a my pewnie razem z
nią. Tyle nam się wpaja do głowy jacy to jesteśmy jedyni, wyjątkowi,
niezastąpieni, a tymczasem co się okazuje? Że jesteśmy niczym.
- To nie do końca
prawda.
- Przyjmij wreszcie do
świadomości fakty i przestań się oszukiwać, Barodo zrobił nas w wała a my
łyknęliśmy to od ręki.
- Nie mogliśmy tego
przewidzieć.
- Właśnie o tym mówię,
nie jesteśmy w stanie przewidzieć żadnego jego kolejnego ruchu, za to on
przejrzał nas doskonale i wie co zrobimy zanim jeszcze my zdołamy o tym
pomyśleć.
Poszła wściekła i
miała rację. Rolly też to wiedział. Barodo osiągnął swój cel, zaczęliśmy sobie
skakać do gardeł a to prowadziło do rozłamu, który bynajmniej nie wpływał
korzystnie na nasze działania. Nadal nie wiedzieliśmy kogo może mieć wewnątrz
oddziału, bo skoro przez tyle czasu nikogo nie złapaliśmy, to oznaczało, że
albo jest tak dobry, albo jest kimś kogo w ogóle byśmy nie podejrzewali.
W czasie gdy my
zastanawialiśmy się nad tym, kto może być kretem w oddziale, Asir obmyślał swój
misterny plan ulokowania polimeru w ciele Lindy i za każdym razem kiedy
uświadamiał sobie, że sposób na to jest tylko jeden, brało go obrzydzenie i
sięgał po kolejną szklankę whisky. Polimer był tak maleńki, że problem był
dostrzec go gołym okiem, ale niestety działał tylko wówczas kiedy został
umieszczony w środku człowieka. Przez prawie całe dopołudnie kombinował uparcie
kim mógłby się wysłużyć, ale niestety Linda nie miała przyjaciół, za to wrogów
gotowych podciąć jej gardło, było na pęczki. I właśnie wtedy wpadł na genialny
pomysł, wziął kurtkę i wyszedł z domu.
Kiedy paradował na
oddział, od razu wzrokiem zaczął poszukiwać niecierpliwie Jesse. W końcu
odnalazł ją na sali treningowej. Podszedł do niej akurat kiedy powaliła na
ziemię rekruta:
- Zrób sobie przerwę.
- Dopiero się
rozgrzewam.
- Mam dla ciebie
lepszą propozycję.
- Chyba nie chcę
wiedzieć jaką.
Uśmiechnął się do niej
ochoczo:
- Oj chcesz.
Jesse pokazała
rekrutowi wzrokiem, że może zrobić sobie przerwę, spojrzała na Asir’a:
- No to wyksztuś z
siebie.
- Mam dla ciebie
przeciwnika.
- Kogo?
- Lindę.
Spojrzała na niego
podejrzliwie:
- Lindę?
- Tak.
- A skąd ten pomysł?
Mrugnął do niej.
- Nie mów mi tylko, że
nigdy nie miałaś ochoty skopać jej tyłka.
- Pewnie, że miałam,
ale Kylie w życiu by mi na to nie pozwoliła.
- No właśnie, ale
teraz jej tu nie ma.
- Co ty kombinujesz?
- Pomyśl sobie, że
jestem dobrą wróżką i spełniam najskrytsze marzenia.
Jesse roześmiała się.
- A kupisz mi też dom
z ogrodem?
- Teraz to już
nadużywasz moich mocy.
- Tak myślałam.
- To jak?
- Umowa stoi?
- Dobra, ale pamiętaj,
że to był twój pomysł, żebyś potem nie miał do mnie pretensji.
- Załatwione.
- I wisisz mi piwo.
- Co tylko zechcesz!
Odkrzyknął wychodząc
ze sali, a ta pokręciła głową.
Dobiegłam w końcu do
polany i pochyliłam się jak zwykle żeby złapać dech, chciałam się podnieść
kiedy poczułam tępy ból. Upadłam a kiedy chciałam się podnieść, zobaczyłam
Barodo:
- Tęskniłaś?
Uśmiechnął się:
- Czego chcesz.
- A nie domyślasz się?
Rozczarowałaś mnie, sądziłem, że jesteśmy ze sobą tak zżyci, że o wiele
szybciej się zorientujesz. Twój taniec z Asir’em był ekscytujący, cudownie było
patrzeć jak się poruszasz. Przyznam, że nie sądziłem iż wreszcie uda mu się
ciebie zdobyć. Masz pojęcie czym twój ukochany zajmował się wcześniej? Takich
jak ty obracał w swoich rękach setki.
Podszedł do mnie:
- Boli? Mam coś na
ból.
Wbił strzykawkę w mój
krzyż z rozmachem, syknęłam, a po chwili poczułam, że nogi mi drętwieją:
- Coś ty mi zrobił?
Ukucnął przy mnie:
- Radziłbym się nie
podnosić jeśli nie chcesz sobie zrobić krzywdy. To było bardzo nierozsądne
biegać samemu, ale może lepiej, że nie biegałaś ze swoim nudnym pisarczykiem,
bo musiałbym go skrzywdzić.
- Nie waż się.
- Bo co mi zrobisz?!
Krzyknął mi do ucha.
- Cha?! Nawet nie
jesteś na tyle silna żeby się podnieść, zanim cię znajdą skonasz z bólu. Radzę
ci nie igraj ze mną.
- Więc mnie zabij, bo
jeśli przeżyję, Bóg mi świadkiem, że długo po tym świecie nie pochodzisz.
- Wiesz co? Zabawna
jesteś, tak samo jak twój przyjaciel, Dante? Tak miał na imię? Do samego końca
mi się odgrażał, tymczasem ja dalej chodzę po świecie i mam się dobrze.
-Ty szujo, żebyś
zdechł, chociaż raz zachowaj się jak facet i zabij mnie do cholery!
Uśmiechnął się znowu z
tym swoim perfidnym wyrazem twarzy:
- Wiem, że bardzo byś
tego chciała, ale mam inny plan, wykończę ciebie i wszystkich którzy coś dla
ciebie znaczą, a kiedy już zostaniesz zupełnie sama i popadniesz w obłęd i
będziesz się modlić o spotkanie ze mną by znowu błagać o śmierć, postaram się
być bardziej łaskawy i przemyślę twoją prośbą, jednak jeśli uznam, że na to nie
zasługujesz, rzucę cię na pożarcie lwom.
Podniósł się i zniknął
w gęstwinach lasu. Nie miałam przy sobie komórki i to w takim momencie. Leżałam
tam sama i błagałam Boga, by się nade mną ulitował i przysłał kogoś, kto mi
pomoże.
Niestety, aktualnie
wszyscy byli zajęci. Na sali Jesse walczyła z Lindą i szczerze mówiąc to była
zszokowana jej kondycją. Po paru minutach jednak wyjęła swój myśliwski nóż i
przecięła jej niespodziewanie ramię. Asir natychmiast doskoczył do Lindy.
- No drogie panie,
teraz to już było przegięcie, przerwa.
Mrugnął do Jesse, Asir
zabrał ze sali Lindę, ta zaczęła się szarpać:
- Nie bądź głupia,
trzeba to opatrzyć.
- Nie udawaj, że cię
to obchodzi.
Huknęła na niego.
- Masz rację, nie
obchodzi mnie, ale potrzebujemy teraz każdego, bez względu na nasze
uprzedzenia.
Wepchnął ją do
zabiegowego:
- A teraz zrób mi
grzeczność i posadź swoje szacowne cztery litery na kozetce, żebym mógł cię
opatrzyć.
Linda w końcu usiadła
a Asir zaczął oczyszczać ranę, tym samym wpuszczając w nią polimer.
W tym samym czasie
Cole podszedł do Jesse:
- Co tu się dzieje,
powie mi ktoś w końcu?
- Zapytaj Asir’a, ja
ci nie powiem, bo nie wiem.
Poszła a ten spojrzał
na nią zdziwiony i skierował się w stronę medycznego. Chciał nacisnąć na klamkę
w momencie, kiedy akurat Asir wychodził.
- Tu jesteś.
Asir był bardzo z
siebie zadowolony.
- Wygrałeś w totka czy
co?
- Zainstalowałem
polimer w ciele Lindy.
- No stary gratuluję,
nie wiedziałem, że jesteś krótko dystansowcem.
- Odwaliło ci? Mówiłem
,że się z nią nie prześpię.
- To co zrobiłeś?
Asir uniósł brwi z
zadowoleniem:
- Pogłówkuj trochę.
- A to coś pomoże?
- Na pewno.
Linda wyszła z
zabiegowego i spojrzała na Cole’a. Miała zabandażowane ramię. Asir krzyknął
odchodząc:
- Gdyby rana ci dokuczała
daj znać! Przyjdę cię dobić żebyś się za długo nie męczyła.
Asir wszedł na główną
salę, kiedy zadzwoniła jego komórka:
- Brian? Co tam?
- Potrzebuję pomocy,
znalazłem Kylie w lesie, ale nie może się ruszyć, sam nie dam rady.
- Zaraz będę.
Wychodząc zawołał:
- Gino!! Jest robota.
Gino nie pytając o nic
wyszedł zaraz za Asir’em.
Ja tymczasem
próbowałam przemówić Brian’owi do rozumu:
- Uciekaj stąd do
cholery, jeśli się wróci, zabije cię a ja nie będę mogła ci pomóc.
- To mogłaś mnie
zostawić parę lat temu a wtedy może bym się dzisiaj zachował inaczej. A teraz
bądź cicho oszczędzaj siły.
Bardzo powoli to
następowało, ale zdawało mi się, że zaczynam stopniowo odzyskiwać władzę w
nogach. Usłyszeliśmy pisk opon i po chwili na polanie znalazł się Asir i Gino.
- Wreszcie, myślałem,
że GPS ci się zepsuł i szukasz mapy.
- A co ty myślisz, że
mam śmigłowiec?
- Może lepiej żebyś go
kupił, skoro wybrałeś sobie taką nieobliczalną partnerkę.
Uśmiechnęli się oboje,
na co ja odparłam:
- Bardzo śmieszne.
- Co się stało?
- Był tu Barodo,
wstrzyknął mi jakiś środek paraliżujący, ale zaczyna mnie puszczać.
- To może powinienem
ci go jeszcze wstrzyknąć żebyś w końcu przestała uskuteczniać sobie samowolkę,
czy ty wreszcie coś pojmiesz?
Był na mnie zły i miał
prawo być a jednak nie byłam zadowolona z tonu w jakim do mnie mówił.
Przenieśli mnie do samochodu, Brian pojechał do siebie a Gino podał mi coś na
rozkurczenie mięśni. Asir przesiedział u mnie całą noc, ale spędził ją na
kanapie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz