niedziela, 16 lutego 2014

Rozdział LXX

LXX

Gdy weszłam na oddział podeszłam do Colin’a a Asir udał się prosto pod prysznic aby uwiarygodnić nasz trening. Nie wiem sama dlaczego, ale odnosiłam wrażenie, że jest ze mną szczery, być może mylne, ale jeśli udawał to musiał być w tym dobry.
- Rolly jest u siebie?
- Nie, pojechał do Lindy bo nie pojawiła się w pracy.
Nie była to dla mnie pocieszająca wiadomość, ale w końcu nie miałam innego wyjścia jak tylko się z tym pogodzić.
- A co z Simonsem?
- No właśnie tu jest problem.
- Dlaczego?
- Jesse go przesłuchiwała, ale nabrał wody w usta, może byś do niego zajrzała?
- Dlaczego ja?
- Masz podejście.
- Tak rzeczywiście, ostatnim razem jak skłaniałam do mówienia Asir’a przestrzeliłam mu dwie nogi.
Colin zaczął się śmiać:
- Wiem, ale jego informacje są dla nas cenne, Rolly obawia się, że możemy mieć w swoich szeregach jeszcze innych, którzy też są pod wpływem Severatu.
Spojrzałam na niego bo rzeczywiście o tym nie pomyślałam.
- Dobra, pójdę do niego, kiedy Rolly się znajdzie daj mi znać.
- Jasne.
Poszłam do pokoju przesłuchań, gdzie Jesse powoli traciła cierpliwość. Simons spojrzał na mnie gdy weszłam a Jesse od razu spojrzała w moje oczy, które jasno jej pokazały ,że może wyjść bo ja będę kontynuowała. Wyszła od razu a ja usiadłam naprzeciwko niego, w tej samej chwili zrobił się jakiś nerwowy:
- Denerwujesz się?
Zapytałam wprost.
- Ja nie gryzę.
- Znam twoje metody przesłuchań.
- Mogłeś porozmawiać z moją koleżanką, skoro nie chciałeś…, chcę wiedzieć czego chcesz?
- Czego ja chcę?
- Tak, no dalej, nie krępuj się, ja względnie potrzebuję informacji od ciebie bo już wszystko wiem, ale moi zwierzchnicy uważają, że możesz nam pomóc więc jestem skłonna iść na kompromis.
- Skąd pomysł, że czegoś chcę?
Uśmiechnęłam się.
- Każdy ma swoją cenę, pytanie tylko jak wysoką?
Przez moment popatrzył mi w oczy choć trwało to zaledwie ułamek sekundy, bo w następnym jego wzrok usilnie starał się uciec z pokoju przesłuchań.
W tym samym czasie gdy ja przesłuchiwałam Simons’a Rolly podjechał pod dom Lindy. Wszedł po schodach do góry i zapukał do drzwi. Po chwili Linda je uchyliła, ale nie otworzyła ich szerzej:
- Rolly? Stało się coś?
- No właśnie ciebie chciałem o to zapytać, nie pojawiłaś się w pracy i nie odbierasz moich telefonów.
- Mówiłam ci, że nie najlepiej się czuję, daj mi jeszcze kilka dni a obiecuję, że się zjawię.
- Porozmawiaj ze mną.
- Nie ma o czym, jestem zmęczona, muszę się położyć.
Drzwi były zamknięte łańcuchem. Linda odruchowo chciała je zamknąć, ale właśnie wtedy Rolly chyba stracił cierpliwość i panowanie nad sobą bo kopnął z rozpędu w drzwi tak, że łańcuch wyrwał się futryny.
Linda odsunęła się na bok przestraszona, a on zatrzasnął drzwi i podszedł bliżej:
- Nie ruszę się stąd dopóki nie powiesz mi co się dzieje.
Linda spojrzała zdenerwowana na niego i poleciały jej łzy.
- Przerażasz mnie.
- Jeśli powiesz mi prawdę, to nie musisz się obawiać.
- To brzmi jak szantaż.
- Nazywaj to jak chcesz, wiem, że jesteś w ciąży, wiem też, że działasz pod czyimś wpływem, chce wiedzieć pod czyim.
Linda spuściła wzrok i ciężko odetchnęła.
- I tak nie zrozumiesz.
- Posłuchaj, jestem jedyną osobą, która może ci pomóc, ale musisz powiedzieć mi wszystko.
Rolly zbliżył się do niej jeszcze bliżej i widząc ją przestraszoną i zapłakaną mocno ją objął a ta wtuliła się w niego.
Podczas gdy Linda zaczęła zwierzać się Rolly’emu ja cierpliwie znosiłam spowiedź Simons’a.
- Miałem podać mu taką dawkę, która nie zmieniłaby do końca jego osobowości, ale on szybko się wciągnął i żeby nie zwariować przychodził po coraz to kolejne dawki. Mówiłem, że w końcu to się źle skończy bo przestał nad sobą panować, do tego stopnia, że…
W tym momencie zaciął się i spojrzał na mnie, dokończyłam za niego:
- Że gdy poczuł się zagrożony rozgryzł kapsułkę z cyjankiem?
- Właśnie, stężenie w jego organizmie sięgało takiego poziomu, że każdy mógł nim manipulować, wystarczyło odpowiednie podejście.
- Kto ci to zlecił?
- Ma na imię Jen, to przyjaciółka szefa, nie wnikałem, zrozum wreszcie, że ja wykonywałem tylko rozkazy, tak samo jak ty, czy w akcjach, w których bierzecie udział nigdy nie zginął niewinny człowiek?
- Owszem, ale nie umyślnie, za to ty doskonale wiedziałeś jakie jest ryzyko i co to świństwo robi z człowiekiem, dlaczego odszedłeś?
- Nie odszedłem, Daniels wysłał mnie na przymusowy urlop zdrowotny aż sprawa przycichnie, Bobbie wyrwał się całkowicie spod kontroli i chcieli odsunąć od siebie podejrzenia.
- Na ilu agentach jeszcze to zastosowałeś?
- Na nikim więcej.
- Kłamiesz!
Kończył mi się spokój choć bardzo się starałam by nie stracić nad sobą panowania, ale ta cała sytuacja zaczęła mnie z każdą minutą coraz bardziej irytować.
- Czy to jest efekt odwracalny?
- Tak, ale tylko w warunkach laboratoryjnych.
- Zapytam ostatni raz, komu jeszcze to zaaplikowałeś?
- Zabiją mnie!
- Co za różnica z czyich rąk zginiesz?!
- Grozisz mi?!
- Na razie tylko ostrzegam.
- Bobbie nie był tak blisko ciebie jak się spodziewali, więc musieli znaleźć kogoś pewniejszego, kto zawsze jest blisko ciebie bo nie potrafi na dłuższą metę bez ciebie żyć, chociaż sam nie wiem dlaczego.
Powiedział kąśliwie a ja szybko odpowiedziałam na jego ripostę:
- Twoje uwagi są tu zbędne, podaj mi nazwisko.
- Pomyśl.
- Przestań się bawić ze mną w zgaduj zgadulę, bo zaczynam tracić cierpliwość!!
Wykrzyknęłam i wyjęłam broń:
- Liczę do trzech i zakończę twój marny żywot!
- Dobra już! Joe Hopper.
Usiadłam z powrotem na krzesło, z którego się podniosłam.
- Joe był ranny kiedy ciebie już tu nie było.
- Mnie nie, ale do podania gotowych pigułek nie byłem potrzebny.
- Kto mu je podał?!
- Mój były zastępca – Ross.
- Czy Joe jest jedyną osobą, której to podaliście?
- Tak.
Spojrzałam groźnie.
- Przysięgam, że mówię prawdę, nie mam już nic do stracenia i tak już jestem trupem.
- Nie koniecznie.
- O czym mówisz?
- Jeśli odtrujesz Joe’go i faktycznie nikt więcej tego nie wziął – przeżyjesz.
- Nie masz na to wpływu.
- Mam większy wpływ na to co się z tobą stanie , niż możesz to sobie wyobrazić.
- Cole przyjdź tutaj.
Powiedziałam do słuchawki, po chwili Cole zjawił się w pokoju przesłuchań.
- Słyszałeś?
- Tak.
Odparł Cole.
- Wiesz co masz robić?
- Wezmę najlepszych ludzi, zabierzemy go i ściągniemy Joe’go.
Wstałam i spojrzałam na Cole’a.
- Jak tylko to się skończy, masz wydać rozkaz aby każdy został przebadany na profil toksyn, jeśli on mówi prawdę ma być nietykalny bo może nam się przydać, jeśli u kogoś coś znajdziecie – to go zabij.
- Z przyjemnością zrobiłbym to już teraz.
- Wierzę, jeszcze jedno, Daniels nie może się o niczym dowiedzieć, będę pod telefonem, dzwoń tylko z bezpiecznej linii, do czasu zakończenia tego, wszyscy jesteście oficjalnie na urlopie.
Cole kiwnął głową i wyszedł z pokoju wraz z Simons’em.
Wyszłam chwilę po nim, spojrzałam na Colin’a, ale ten pokiwał przecząco głową ,co oznaczało, że Rolly nadal jest u Lindy. Wzięłam głęboki wdech, ubrałam kurtkę i wyszłam z oddziału. Wsiadłam do samochodu, ale prawdę mówiąc nie miałam najmniejszej ochoty na powrót do domu. Nikt tam na mnie nie czekał a jedynym towarzyszem mogła być jedynie kolejna butelka wina. Powoli zaczynało mnie to wszystko męczyć, odeszła mi jakakolwiek ochota na dalsze egzystowanie.
Gdy dotarłam do domu był późny wieczór, długo jeździłam po okolicy próbując ułożyć w swojej głowie pewne fakty.
Poszłam do góry, gdzie znajdowała się łazienka i moja sypialnia połączona z kuchnią. Wzięłam prysznic  i gdy wyszłam akurat zawiązując szlafrok zobaczyłam siedzącego we fotelu Rolly’ego. Szczerze mówiąc to nie spodziewałam się go ujrzeć a sam fakt jego niezapowiedzianej wizyty, na dodatek bez mojego przyzwolenia na wejście do domu nieco mnie zirytował. Niestety, chociaż miałam ochotę wykrzyczeć mu wszystko w twarz, coś mnie powstrzymywało. Siedział jakiś, jakby nie był sobą ,zapaliłam papierosa i spojrzałam na niego:
- Wina?
- Tak.
Podeszłam do drewnianego stojaka, wzięłam butelkę wina i dwa kieliszki, które stały na stoliku, czułam, że wzrok Rolly’ego jest cały czas obecny na moim ciele. Postawiłam przed nim kieliszek i drugi po przeciwnej stronie. Zdjął marynarkę i odrzucił ją na bok, gdy nalałam mu wino, wypił je niemalże od razu. Nalałam kolejny kieliszek, ale tym razem odczekał aż chwycę swój. Usiadłam naprzeciwko niego i spojrzałam:
- Chyba jeszcze nie widziałam cię takiego.
- Jakiego?
- Nie wiem, nie kontrolującego się, może nawet odrobinę zdenerwowanego.
- Widziałaś nie raz.
Popatrzył na mnie niespodziewanie tak jakby patrzył na jakieś zjawisko.
- Dlaczego mi się przyglądasz?
- Zastanawiam się dlaczego tak to wszystko musiało się pokomplikować, byliśmy tak blisko rozwiązania wszystkiego, sam nie wiem dlaczego to jest takie trudne.
- Co z Lindą?
- O czym mówisz?
- Jest w ciąży prawda?
- Tak.
Wstał i zaczął nerwowo chodzić po sypialni, ja również się podniosłam.
- Uważasz, że to moje dziecko?
- A tak nie jest?
- Nie wiem, nie chciała mi powiedzieć.
- Posłuchaj, ja cię nie oskarżam ,wiem jaką mamy pracę, ale…,nie jestem przekonana czy nie z nią powinieneś teraz być.
- Linda mnie nie potrzebuje.
- Ona cię kocha.
- Kylie ja jej nie kocham, była tylko kolejnym zadaniem rozumiesz? Nie mógłbym jej pokochać bo…
Spojrzał na mnie, ale ja przyłożyłam mu palec do ust by nic już więcej nie powiedział.
- Nie utrudniaj mi Rolly proszę i bez tego jestem rozbita.
- Powiedziałaś, że mogę próbować.
Uśmiechnęłam się, rzeczywiście tak właśnie powiedziałam:
- Wiem ,ale…
Nie zdążyłam dokończyć, bo poczułam jego usta na swoich, gdy po chwili przestał mnie całować, lecz dalej jego twarz muskała o moją, zapytałam:
- Co robisz?
Oddech miałam ciężki i niemiarowy.
- Próbuję.
Jego usta ponownie złączyły się z moimi i choć cała aż drżałam czując jego dotyk coraz niżej, rozsądek wziął górę i delikatnie odsunęłam się:
- Rolly proszę…
- Czujesz dokładnie to samo co ja, znam cię, dlaczego mnie odpychasz?
Pogładziłam go ręką po policzku:
- Uważam, że dopóki nie wyjaśni się ta cała sytuacja z Lindą, powinieneś być z nią.
Spojrzał na mnie poważnie, bo chyba widział, że słowa płyną wbrew temu co czuje serce. Skinął głową , wziął marynarkę z fotela i skierował się w stronę schodów prowadzących na dół:
- Dziękuję za wino.
Powiedział, po czym zszedł na dół. Chciało mi się krzyczeć, najchętniej wybiegłabym za nim i kazała wrócić, ale wiedziałam, że nie mogę, czułam, że przyszedł właśnie do mnie dlatego, że potrzebował motywacji jak postąpić dalej. Gdybyśmy teraz skończyli w łóżku czułby się rozdarty a przecież chodziło o dziecko.
Gdy usłyszałam trzaśnięcie drzwiami wreszcie mogłam zmrużyć oczy a wtedy poleciały łzy. Czy zawsze w moim życiu tak będzie? Szlachetna Kylie Hopper niosąca zbawienie światu i cierpiąca za wszystkich naokoło. Powoli zaczynała mnie ta rola nudzić.

To prawda co mówią ludzie – egoiści żyją dłużej, może gdybym częściej była egoistką, świat w którym przyszło mi żyć, nie byłby taki skomplikowany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz