sobota, 15 lutego 2014

Rozdział XXVI

XXVI

Samochód jechał w bezpieczniej odległości od samochodu Michael’a kierującego się prosto na uczelnię. Mężczyzna siedzący obok kierowcy chwycił za telefon – to był Dimitri.
- To ja, chłopak powinien być za jakieś dziesięć minut na miejscu.
- Zrozumiałem, wszystko jest przygotowane, czekamy tylko za tobą.
Dimitri rozłączył się i uśmiechnął sam do siebie. Kierowca docisnął pedał gazu i zniknęli za zakrętem.
Tymczasem ja jakoś nie mogłam się odnaleźć w swoim domu.  Nie wiedziałam co tak naprawdę mam ze sobą zrobić, w końcu postanowiłam przebrać się i pojechać na oddział. Im dłużej odwlekałam mój powrót do pracy, tym bardziej mierne korzyści odnosiłam ja sama. Bierne siedzenie nigdy nie leżało w mojej naturze, dlatego uznałam, że to już najwyższa pora.
Kiedy dojechałam na oddział Thorne mało nie wywrócił się, z miejsca podszedł do mnie aby udzielić mi reprymendy, Rolly uśmiechnął się pod nosem, bo nikt nie znał tak dobrze mojej wytrzymałości niż on.
- Co ty tu robisz? Miałaś odpoczywać.
- Ile można? Odpoczynek też kiedyś się nudzi, czuję się już dobrze i wracam do pracy i proszę cię, nie próbuj zmieniać mojej decyzji, bo się pokłócimy.
- Jesteś niepoprawna.
- A wiesz, że już to mówiłeś?
- I pewnie jeszcze tysiąc razy powiem.
- Oby nie.
Uśmiechnęłam się a on pokiwał głową, podeszłam do J.T, u którego zawsze pobieraliśmy uzbrojenie.
- Hej złotko, a ty nie powinnaś jeszcze leżeć?
- Należałam się już za wszystkie czasy, możesz coś z nim zrobić?
Podałam mu moją ukochaną berettę.
- Trzeba go trochę przeczyścić.
- Trochę? Jezu, co mu się stało?
- Nie lubi pływać.
Istotnie po skoku z wodospadu nie wyglądał za ciekawie.
- Dam ci nowy.
- Jestem przywiązana do tego.
- No dobrze, ale nic nie obiecuję, na twoim miejscu kupiłbym mu ładny kartonik na pochówek.
- Wierzę w twoje umiejętności.
Nagle z oddali krzyknął Colin siedzący przy obrazie satelitarnym:
- Szefie! Był wybuch!
- Gdzie?
Thorne podszedł szybkim krokiem do Colin’a.
- W jednej ze szkół, sprawdzam w której.
Kiedy to usłyszałam podbiegłam do monitora, Rolly również.
- W tej.
Zrobiło mi się gorąco, zdążyłam tylko wydukać:
- Michael.
- Co?
Rolly spojrzał na mnie z niepokojem.
- Pół godziny temu pojechał na uczelnię.
- Zbieram zespół.
Oświadczył Rolly, po czym ruszył w kierunku agentów, Thorne spojrzał na mnie.
- Jadę z wami.
Razem z kilkoma zespołami ruszyliśmy pod uczelnię Michael’a. Idiotka ze mnie – pomyślałam dojeżdżając na miejsce. Sama naraziłam go na niebezpieczeństwo, przecież wiedziałam, że na mnie polują, jak mogłam nie przewidzieć tego, że jestem obserwowana. Nie powinien mnie w ogóle odwozić. Tłukłam się z myślami, aż w końcu dojechaliśmy na miejsce. Po drodze sczytywaliśmy plan akcji z naszych palntopów, by później nie tracić już na to czasu. Gdy wysiedliśmy z samochodów od razu się przegrupowaliśmy. Utworzyliśmy sześć zespołów i trzy rezerwowe na wypadek gdyby coś miało pójść nie tak, chociaż starałam się odpędzać takie myśli i nie dopuszczać ich do swojej świadomości. Niestety w naszej pracy nie wszystko można było przewidzieć. Jednego tylko byliśmy pewni, gdziekolwiek nie był teraz Dimitri, bez wątpienia Michael był z nim. Byli gotowi zabić nawet jego żeby dostać się do mnie.
Rolly jak zwykle dowodził pierwszym zespołem, Thorne drugim a ja trzecim. Oprócz tego Cole, Jesse i Gino sprawowali dowództwo nad pozostałymi trzema. Mieliśmy nadzieję, że jesteśmy na tyle przygotowani, że Dimitri nas nie zaskoczy.
Pod szkołą panował ogólny ruch, sanitariusze opatrywali rannych, którym udało się uciec ze szkoły, miejscowa policja starała się zapobiec zamieszkom, które wywoływali rodzice uwięzionych dzieci, ogólnie zaistniałą sytuację można było przyrównać do chaosu. Przecisnęliśmy się przez te tłumy, Thorne po drodze wydał rozkaz by usunąć wszystkich, którzy byli z telewizji. Na bieżąco mieliśmy kontakt z Colinem, który drogą satelitarną nadzorował naszą pracę i informował o ewentualnych problemach i „niespodziankach”.
Wszyscy nałożyliśmy tłumiki na pistolety aby nie usłyszeli nas przemykających po szkolnym korytarzu.
Colin pokierował nas do sali gimnastycznej, w której przetrzymywano najwięcej zakładników, wprawdzie uwalnianie cywilów nie należało nigdy do naszych pierwszorzędnych obowiązków, ale tym razem sytuacja przerosła nasze najśmielsze oczekiwania, nie sądziliśmy nawet przez moment, że Dimitri posunie się do takiego bestialstwa by strzelać do niewinnej młodzieży. A jednak – zrobił to. Zanim dotarliśmy do Sali wydał rozkaz zabicia kolejnych trzech studentów. Jego samego na sali nie było, oddział mój i Rolly’ego szybko rozprawił się z członkami grupy znajdującymi się na sali.  Zespół Thorne’a skierował się na drugie piętro, gdzie według Colin’a czterech ludzi, w tym ktoś kto siedział przywiązany na krześle znajdowali się w gabinecie dyrektora. Pewne było to, że to nie dyrektora trzymali, gdyż tego Thorne napotkał leżącego przy sekretariacie, był ranny. Thorne przez radio zgłosił by wyniesiono go na zewnątrz budynku. Gdy Thorne wszedł do gabinetu istotnie na krześle znajdował się Michael a Dimitri stał nad nim i celował mu w głowę. Kim od razu wycelowała w dwóch pozostałych a Dimitri zaczął się śmiać:
- Idioci naprawdę myśleliście, że mnie przechytrzycie?
- Tato on ma bombę.
Rzeczywiście Dimitri na biurku miał położony detonator zdalnego sterowania.
- Jak to jest upiec wszystkie pieczenie na jednym ogniu? Mam nadzieję, że zabrałeś małżonkę? Myślałem, że zdołam się z nią pożegnać, tym razem nie będzie udawanych trumien, a gdzie ojciec chłopaka?
Thorne milczał, ale Michael momentalnie spojrzał na Thorne’a:
- Tato o czym on mówi?
- Nie powiedzieli ci? Jaka szkoda, okłamywać własne dziecko przez tyle lat, nie znacie żadnych wartości prawda?
W tym momencie na czole Dimitriego pojawiła się dziura, z której zaczęła lecieć krew, to Rolly oddał strzał. Dimitri upadł. Thorne ocknął się, spojrzałam na niego i zaczęłam rozwiązywać Michael’a.
- Mamo o czym on mówił?
- Później porozmawiamy, za cztery minuty wszystko wyleci w powietrze.
Krzyknęłam do słuchawki:
- Ewakuować szkołę! Powtarzam, ewakuować szkołę!! Za cztery minuty wszystko wyleci w powietrze! Rolly! Wyprowadź go stąd!
Rolly bez pytania chwycił Michael’a i wybiegł z nim z budynku, studenci tłoczyli się wszystkimi możliwymi wyjściami, ale mnie i Thorne’a nadal nie było na zewnątrz, Michael spojrzał na Rolly’ego:
- Niech mi pan powie co tu się dzieje.
- Rodzice później ci wyjaśnią, ja muszę po nich wrócić, za długo ich nie ma, pomóż tu na miejscu.
Michael kiwnął głową a Rolly wbiegł z powrotem do budynku:
- Colin gdzie Kal?
Krzyknął przez słuchawkę.
- Moment, na schodach przed tobą, macie półtorej minuty do detonacji, ruszcie się!!
Rolly wbiegł na schody, na których próbowałam podtrzymywać Thorne’a, leciała mu z nosa krew dużym strumieniem i tracił przytomność.
- Kylie!!
- Rolly! Pomóż mi, nie wiem co się dzieje, nie wyniosę go sama!
Rolly chwycił Thorne’a pod rękę z drugiej strony i wynieśliśmy go z budynku z trudem i to w momencie, w którym za nami Uniwersytet wybuchnął potężną kulą ognia.
-  Colin! Miejsce w szpitalu, dzwoń do Mark’a od razu! To Thorne.
Ułożyliśmy Thorne’a na noszach, jeszcze był przytomny, byłam przerażona, z tłumu wyłonił się Gino z apteczką i momentalnie wstrzyknął mu strzykawką jakiś lek. Po chwili podbiegł Michael:
- Tato!
- Dbaj o mamę.
Nie wiedziałam co mam robić ani co myśleć.
- Rolly co się dzieje? Co mu jest? Odpowiedz do cholery!
Karetka zabrała Thorne’a a Rolly spojrzał na mnie i Michael’a.
- Umiera.

Zakręciło mi się w głowie po tych słowach i upadłam, ocknęłam się dopiero po kilku minutach kiedy Gino ocucił mnie kamforą. Dalej jednak wydawało mi się, że to wszystko jest tylko złym snem a ja obudzę się i wszystko zniknie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz