niedziela, 16 lutego 2014

Rozdział LXXIX

LXXIX

Kiedy wieczorem położyłam się na łóżku w rzeczach, w których dosłownie weszłam do domu, po całym dniu pracy, miałam wrażenie, że już się nie podniosę. Zmęczenie ostro dało mi się we znaki. Usnęłam, obudziło mnie dopiero głośne pukanie nad ranem. Spojrzałam na zegarek,  było piętnaście po piątej. Otrząsnęłam się z zimna gdyż nawet nie pomyślałam aby się przykryć. Zeszłam zaspana na dół i nawet nie spojrzałam komu otwieram. W drzwiach zobaczyłam uśmiechniętego Asir’a. Wkroczył do domu tanecznym krokiem a ja zatrzasnęłam za nim drzwi:
- Nie masz litości? Wiesz, która jest godzina?
- Musimy pogadać.
- To nie może zaczekać?
- Może, jakieś dziesięć minut, dopóki się nie ogarniesz, bo zdaje mi się, że ktoś tu wczoraj przysnął w ubraniu.
- Dobra, poddaję się, chodź zrobisz kawę a ja… - ogarnę się.
Weszliśmy do góry, Asir skierował się do kuchni, a ja do łazienki, tym razem zamykając za sobą drzwi.
Kiedy po kilku minutach wyszłam, na stole stała kawa, Asir siedział na kanapie i spoglądał na mnie. Dalej czułam się zmęczona, ale miałam nadzieję, że po kawie dojdę do siebie. Usiadłam naprzeciwko i spojrzałam mu w oczy:
- Więc? Co było tak ważne, że musiałeś wyciągnąć mnie z łóżka o piątej godzinie?
Westchnął ciężko:
- Ostatnio dużo się wydarzyło, dużo więcej niż zazwyczaj i doszedłem do wniosku, że… powinnaś odpocząć?
- Odpocząć? Możesz konkretniej?
- Na dachu wtedy mogłem zestrzelić ten helikopter.
Spuściłam głowę i kiwnęłam nią.
- Wiem.
- Chodzi o to, że w naszej profesji nie ma miejsca na sentymenty i pomyłki, a ty się zaczynasz wahać.
- Daniels cię przysłał?
- Kylie o czym ty w ogóle myślisz? Ja bym ci nieba przychylił, ale nie będę patrzeć jak przez litość tracisz własne życie. Musisz uwolnić się od przeszłości i to nie tej niedalekiej, ale tej która prześladuje cię od lat i nie pozwala normalnie funkcjonować. Mam wrażenie ,że ostatnio się trochę pogubiłaś w tym wszystkim.
Nie wiedziałam co mam mu powiedzieć, bo trafił w sedno i wiedziałam to tak samo dobrze jak i on. Martwił się o mnie, bo wiedział, że negatywne emocje mogą zakłócić racjonalne myślenie, co w efekcie może doprowadzić mnie do śmierci.
- Myślałem, że mogę ci w tym pomóc, ale wiem, że ty sama musisz się z tym uporać ,z tego co słyszałem zawsze cierpiałaś w samotności, nie wiem czy to jest dobre, ale szanuję to, nie każdy lubi obnosić się ze swoim cierpieniem. Wyjedź na kilka dni, wyjedź tam gdzie znajdziesz odpowiedź i pożegnasz się z tym, co zabija cię od środka.
- Chcesz się mnie pozbyć?
Zapytałam żartobliwie.
- Nie, ja będę za tobą czekał, bo chcę cię odzyskać taką jaką wiem ,że jesteś gdzieś środku, taką jaką cię zobaczyłem tego wieczoru na bankiecie, chcę żebyś na nowo uwierzyła w sens swojego życia i tego co robisz i jeśli po powrocie mi na to pozwolisz, to obiecuję, że zrobię wszystko żeby nadać twojemu życiu nowy wymiar.
- Próbujesz czytać w mojej duszy? Czy sercu?
- Mam nadzieję, że w jednym i drugim.
Miał rację, wiedziałam to, ale nie miałam odwagi przyznać tego przed samą sobą. Jeśli nie uwolnię się od duchów przeszłości, nigdy nie zdołam stanąć o własnych siłach i ułożyć sobie życia tak, jak dawno już powinno wyglądać.
W jakim stanie byłam? Pytałam sama siebie, że potrzebowałam Asir’a  żeby otworzyć oczy.
Fatalnym -  to jedno było pewne.
Czekała mnie jeszcze długa przeprawa żeby schwytać moją siostrę, Jen, Omally’ego i Ali’ego, którego w tak głupi sposób straciliśmy, nie przez kogo innego, jak przeze mnie. Na to wszystko potrzebowałam potężnego zasobu energii, którego niestety nie posiadałam.
Po wizycie Asir’a udałam się na oddział nadal analizując jego słowa i być może nie odważyłabym się na taki krok, gdyby nie fakt, że jak tylko weszłam na oddział natknęłam się prosto na Rolly’ego, który wychodził z laboratorium w towarzystwie Lindy. Wyglądała kiepsko i chyba była w jeszcze gorszej kondycji niż ja, nic dziwnego, że potrzebowała męskiego wsparcia.
Podeszłam do Colin’a i spojrzałam na niego:
- Co z nią?
- Z tego co wiem Daniels kazał jej pilnować, żeby nie zrobiła nic głupiego.
- Nic głupiego? A co jeszcze gorszego mogłaby zrobić ponad to co dokonała do tej pory?
- W laboratorium usunięto jej ciążę.
Powiedział szeptem a ja poczułam się głupio. Nie ma dla kobiety chyba gorszego ciosu niż usunięta ciąża. Z jednej strony ją rozumiałam, bo nie była to ciąża na własne życzenie, z drugiej potępiałam z szacunku do nienarodzonego życia i to na dodatek dziecka mojego zmarłego przyjaciela. Nie miałam jednak prawa wypowiadać się na ten temat gdyż sama nie wiem jak ja zachowałabym się w podobnej sytuacji, być może zrobiłabym to samo?
Dłużej nie myśląc skierowałam swoje kroki w stronę gabinetu Daniels’a. Poczułam nagłą chęć zdystansowania się do wszystkiego i wszystkich.
- Masz chwilę?
Spojrzał na mnie, ale o dziwo nie poczułam wrogości, którą zawsze do mnie pałał, wyglądał na zmęczonego jakby coś męczyło go równie skutecznie co mnie.
- Dobrze, że jesteś, był u mnie Rolly. Herlow powiedział mu wszystko.
Nie byłam zdziwiona, w zasadzie kwestią czasu było to kiedy pozna całą prawdę i być może wówczas zrozumie motywy mojego działania.
- To chyba dobrze?
- Tak sądzę, szkoda, że nie zrobiłaś tego sama.
- Myślę, że już dosyć się mną wysługiwaliście, czas wypić nawarzone piwo.
- Przyszłaś po coś konkretnego?
- Tak, trochę czasu upłynie zanim Colin dokopie się nowej lokalizacji naszych celów i dlatego chcę wziąć krótki urlop, muszę się zregenerować.
- Mam nadzieję tylko ,że w tej swojej przemianie nie zapomnisz, że czeka cię jeszcze ważne zadanie?
- Bez obaw, właśnie po to żeby je dobrze wykonać chcę wyjechać.
- W takim razie…, udanego wypoczynku.
Skinęłam głową i wyszłam, zupełnie nie wierzyłam w szczerość słów, które usłyszałam a jednak tym razem nie przywiązywałam do tego zbyt wielkiej uwagi.
Gdy nazajutrz stanęłam na skałkach Foreglione tak ukochanej mi wyspy Lavanza, miałam wrażenie, że wszędzie gdzie nie spojrzałam widziałam twarz Nick’a. To była ta najbardziej chyba skrywana część mojego życia, którą jakimś cudem dostrzegł we mnie Asir.
Jak pożegnać się na zawsze z miłością swojego życia? Jak nie wracać myślami do własnego syna, którym nie było mi dane się nacieszyć?
Łzy same popłynęły po policzkach a obrazy przemykały przez moją świadomość tak długo, aż w końcu emocje wzięły górę. Wiał ciepły wiatr, słońce powoli kończyło swą wędrówkę a ja? Nie potrafiąc dalej wytrzymać presji i uporać się z tym co nieustannie mnie prześladowało ,rozwiązałam pareo, które miałam związane w pasie, odrzuciłam je na bok, wzięłam głęboki wdech i rozłożyłam ręce. Przymknęłam oczy, po czym wskoczyłam w głęboką toń oceanu by poczuć się choć przez chwilę wolna. Gdy głową przebiłam taflę wody dostałam znieczulenia o jakim zawsze marzyłam. Moje ciało opadało bezwiednie na dno, ból zaczął mijać bo nareszcie przestałam cokolwiek czuć.





                                            KONIEC CZĘŚCI DRUGIEJ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz