LXXIX
Kiedy wieczorem położyłam się na łóżku w rzeczach, w których dosłownie
weszłam do domu, po całym dniu pracy, miałam wrażenie, że już się nie podniosę.
Zmęczenie ostro dało mi się we znaki. Usnęłam, obudziło mnie dopiero głośne
pukanie nad ranem. Spojrzałam na zegarek,
było piętnaście po piątej. Otrząsnęłam się z zimna gdyż nawet nie
pomyślałam aby się przykryć. Zeszłam zaspana na dół i nawet nie spojrzałam komu
otwieram. W drzwiach zobaczyłam uśmiechniętego Asir’a. Wkroczył do domu
tanecznym krokiem a ja zatrzasnęłam za nim drzwi:
- Nie masz litości? Wiesz, która jest godzina?
- Musimy pogadać.
- To nie może zaczekać?
- Może, jakieś dziesięć minut, dopóki się nie ogarniesz, bo zdaje mi
się, że ktoś tu wczoraj przysnął w ubraniu.
- Dobra, poddaję się, chodź zrobisz kawę a ja… - ogarnę się.
Weszliśmy do góry, Asir skierował się do kuchni, a ja do łazienki, tym
razem zamykając za sobą drzwi.
Kiedy po kilku minutach wyszłam, na stole stała kawa, Asir siedział na
kanapie i spoglądał na mnie. Dalej czułam się zmęczona, ale miałam nadzieję, że
po kawie dojdę do siebie. Usiadłam naprzeciwko i spojrzałam mu w oczy:
- Więc? Co było tak ważne, że musiałeś wyciągnąć mnie z łóżka o piątej
godzinie?
Westchnął ciężko:
- Ostatnio dużo się wydarzyło, dużo więcej niż zazwyczaj i doszedłem do
wniosku, że… powinnaś odpocząć?
- Odpocząć? Możesz konkretniej?
- Na dachu wtedy mogłem zestrzelić ten helikopter.
Spuściłam głowę i kiwnęłam nią.
- Wiem.
- Chodzi o to, że w naszej profesji nie ma miejsca na sentymenty i
pomyłki, a ty się zaczynasz wahać.
- Daniels cię przysłał?
- Kylie o czym ty w ogóle myślisz? Ja bym ci nieba przychylił, ale nie
będę patrzeć jak przez litość tracisz własne życie. Musisz uwolnić się od
przeszłości i to nie tej niedalekiej, ale tej która prześladuje cię od lat i
nie pozwala normalnie funkcjonować. Mam wrażenie ,że ostatnio się trochę
pogubiłaś w tym wszystkim.
Nie wiedziałam co mam mu powiedzieć, bo trafił w sedno i wiedziałam to
tak samo dobrze jak i on. Martwił się o mnie, bo wiedział, że negatywne emocje
mogą zakłócić racjonalne myślenie, co w efekcie może doprowadzić mnie do
śmierci.
- Myślałem, że mogę ci w tym pomóc, ale wiem, że ty sama musisz się z
tym uporać ,z tego co słyszałem zawsze cierpiałaś w samotności, nie wiem czy to
jest dobre, ale szanuję to, nie każdy lubi obnosić się ze swoim cierpieniem.
Wyjedź na kilka dni, wyjedź tam gdzie znajdziesz odpowiedź i pożegnasz się z
tym, co zabija cię od środka.
- Chcesz się mnie pozbyć?
Zapytałam żartobliwie.
- Nie, ja będę za tobą czekał, bo chcę cię odzyskać taką jaką wiem ,że
jesteś gdzieś środku, taką jaką cię zobaczyłem tego wieczoru na bankiecie, chcę
żebyś na nowo uwierzyła w sens swojego życia i tego co robisz i jeśli po
powrocie mi na to pozwolisz, to obiecuję, że zrobię wszystko żeby nadać twojemu
życiu nowy wymiar.
- Próbujesz czytać w mojej duszy? Czy sercu?
- Mam nadzieję, że w jednym i drugim.
Miał rację, wiedziałam to, ale nie miałam odwagi przyznać tego przed
samą sobą. Jeśli nie uwolnię się od duchów przeszłości, nigdy nie zdołam stanąć
o własnych siłach i ułożyć sobie życia tak, jak dawno już powinno wyglądać.
W jakim stanie byłam? Pytałam sama siebie, że potrzebowałam Asir’a żeby otworzyć oczy.
Fatalnym - to jedno było pewne.
Czekała mnie jeszcze długa przeprawa żeby schwytać moją siostrę, Jen,
Omally’ego i Ali’ego, którego w tak głupi sposób straciliśmy, nie przez kogo
innego, jak przeze mnie. Na to wszystko potrzebowałam potężnego zasobu energii,
którego niestety nie posiadałam.
Po wizycie Asir’a udałam się na oddział nadal analizując jego słowa i
być może nie odważyłabym się na taki krok, gdyby nie fakt, że jak tylko weszłam
na oddział natknęłam się prosto na Rolly’ego, który wychodził z laboratorium w
towarzystwie Lindy. Wyglądała kiepsko i chyba była w jeszcze gorszej kondycji
niż ja, nic dziwnego, że potrzebowała męskiego wsparcia.
Podeszłam do Colin’a i spojrzałam na niego:
- Co z nią?
- Z tego co wiem Daniels kazał jej pilnować, żeby nie zrobiła nic
głupiego.
- Nic głupiego? A co jeszcze gorszego mogłaby zrobić ponad to co
dokonała do tej pory?
- W laboratorium usunięto jej ciążę.
Powiedział szeptem a ja poczułam się głupio. Nie ma dla kobiety chyba
gorszego ciosu niż usunięta ciąża. Z jednej strony ją rozumiałam, bo nie była
to ciąża na własne życzenie, z drugiej potępiałam z szacunku do nienarodzonego
życia i to na dodatek dziecka mojego zmarłego przyjaciela. Nie miałam jednak
prawa wypowiadać się na ten temat gdyż sama nie wiem jak ja zachowałabym się w
podobnej sytuacji, być może zrobiłabym to samo?
Dłużej nie myśląc skierowałam swoje kroki w stronę gabinetu Daniels’a.
Poczułam nagłą chęć zdystansowania się do wszystkiego i wszystkich.
- Masz chwilę?
Spojrzał na mnie, ale o dziwo nie poczułam wrogości, którą zawsze do
mnie pałał, wyglądał na zmęczonego jakby coś męczyło go równie skutecznie co
mnie.
- Dobrze, że jesteś, był u mnie Rolly. Herlow powiedział mu wszystko.
Nie byłam zdziwiona, w zasadzie kwestią czasu było to kiedy pozna całą
prawdę i być może wówczas zrozumie motywy mojego działania.
- To chyba dobrze?
- Tak sądzę, szkoda, że nie zrobiłaś tego sama.
- Myślę, że już dosyć się mną wysługiwaliście, czas wypić nawarzone
piwo.
- Przyszłaś po coś konkretnego?
- Tak, trochę czasu upłynie zanim Colin dokopie się nowej lokalizacji
naszych celów i dlatego chcę wziąć krótki urlop, muszę się zregenerować.
- Mam nadzieję tylko ,że w tej swojej przemianie nie zapomnisz, że
czeka cię jeszcze ważne zadanie?
- Bez obaw, właśnie po to żeby je dobrze wykonać chcę wyjechać.
- W takim razie…, udanego wypoczynku.
Skinęłam głową i wyszłam, zupełnie nie wierzyłam w szczerość słów,
które usłyszałam a jednak tym razem nie przywiązywałam do tego zbyt wielkiej
uwagi.
Gdy nazajutrz stanęłam na skałkach Foreglione tak ukochanej mi wyspy
Lavanza, miałam wrażenie, że wszędzie gdzie nie spojrzałam widziałam twarz
Nick’a. To była ta najbardziej chyba skrywana część mojego życia, którą jakimś
cudem dostrzegł we mnie Asir.
Jak pożegnać się na zawsze z miłością swojego życia? Jak nie wracać
myślami do własnego syna, którym nie było mi dane się nacieszyć?
Łzy same popłynęły po policzkach a obrazy przemykały przez moją
świadomość tak długo, aż w końcu emocje wzięły górę. Wiał ciepły wiatr, słońce
powoli kończyło swą wędrówkę a ja? Nie potrafiąc dalej wytrzymać presji i
uporać się z tym co nieustannie mnie prześladowało ,rozwiązałam pareo, które
miałam związane w pasie, odrzuciłam je na bok, wzięłam głęboki wdech i
rozłożyłam ręce. Przymknęłam oczy, po czym wskoczyłam w głęboką toń oceanu by
poczuć się choć przez chwilę wolna. Gdy głową przebiłam taflę wody dostałam
znieczulenia o jakim zawsze marzyłam. Moje ciało opadało bezwiednie na dno, ból
zaczął mijać bo nareszcie przestałam cokolwiek czuć.
KONIEC CZĘŚCI DRUGIEJ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz