LXXVIII
Kiedy weszliśmy na oddział myślałam, że Daniels po prostu zje nas
żywcem. Mimo moich obaw i diabelskiego wzroku jakim nas mierzył, nie powiedział
ani słowa. Byś może dlatego, że mam pliki, z drugiej jednak strony, co miało mu
z nich przyjść kiedy Ali uciekł i być może nawet w tym momencie siedzieli z
Omally’m i opracowywali zmianę wszystkich lokalizacji.
Weszliśmy do szatni a po chwili pojawił się Rolly, podszedł do
Daniels’a:
- Możemy porozmawiać?
- Możemy.
Daniels nie ukrywał, że prośba Rolly’ego go zdziwiła, ponieważ nigdy
wcześniej nie przychodził do niego. Razem udali się do gabinetu Daniels’a, w
którym zastali generała Herlow’a, ten spojrzał na nich, po czym chciał wyjść na
ich widok:
- Może ja przyjdę innym razem.
- Generale niech pan zostanie, proszę, to dotyczy też pana.
- Skoro tak.
Usiadł na fotel, który chwilę wcześniej zajmował a Daniels zasiadł
wygodnie przy swoim biurku. Rolly oparł się o okno wychodzące wprost na odział:
- Udało mi się ustalić kto stoi za przekazywaniem informacji z naszej
agencji, wiem, kto podtruwał naszych agentów i doprowadził do śmierci kilku
naszych agentów. Nie wiem natomiast dlaczego za wszelką cenę próbował pan
uśmiercić Kylie, która rzekomo jest dla nas wszystkich tak cenna, za to wiem, że
nie wyjdzie nikt z tego pokoju, dopóki nie uzyskam satysfakcjonującej
odpowiedzi.
Daniels spojrzał spłoszony na Herlow’a:
- Nic nie rozumiesz! Nie lubię jej, ale nie chciałem się mścić i jej
uśmiercać, taki dostałem rozkaz.
- Rozkaz?
Zapytał zdziwiony, na to wtrącił się Herlow:
- Nie aktualny już rozkaz. Kiedy Thorne poprosił o to, żeby ściągnąć
Kylie z powrotem, znał ryzyko, powiedzieliśmy mu uczciwie, że jeśli ściągniemy
ją, posłuży za przynętę. Zgodził się. Sądziliśmy, że kiedy się pojawi przestaną
się dziać dziwne rzeczy i przestaną ginąć agenci. Okazało się inaczej, nie
zapobiegliśmy klęsce, która ledwo dymiła, lecz doprowadziliśmy do wybuchu.
Skasowaliśmy rozkaz i postanowiliśmy zawrzeć z nią układ, bo tylko ona jest w
stanie zażegnać tą wojnę. To właśnie z tego powodu pan Daniels odnowił kontakt
ze swoją byłą miłością Jen, nikt jednak nie mógł przewidzieć, że sprawy zajdą
aż tak daleko. Na Kylie zrobiła się nagonka, ale w tej chwili tylko możemy ją
wspierać, bo nikt poza nią nie rozwiąże tego.
- Był pan jedyną osobą, której Kylie ufała.
- Dlatego jej nie okłamywałem, od dawna wie jak się sprawy miały i wie,
że niechcący rozpętaliśmy piekło, którego bez jej pomocy nie będziemy mogli
zatrzymać.
- Wie, że chcieliście ją zabić?
- Tak, decyzją centrum ma w tej chwili wyłączność na wszelkie dostępne
środki, które umożliwią zneutralizowanie wroga.
- Jeszcze do wczoraj wierzyłem w system, który tworzymy, sądziłem, że
to wielka sprawa, teraz stwierdzam, że to wszystko nie różni się niczym od
polityki skorumpowanych polityków, żyjemy dopóki jesteśmy potrzebni, kiedy
nasza wydajność spada, po prostu się nas pozbywacie i wykorzystujecie do
własnych celów. Ciężko mi jedynie uwierzyć, że zgodziła się na to wszystko.
- Rolly, to trwało latami, wszystkie jej związki, małżeństwa, klub- to
było życie pod przykrywką, czy się zgodziła? Nie miała wyboru, zbyt dużo miała
do stracenia, daliśmy jej po Libanie wiele lat spokojnego życia, w zamian miała
nam poświęcić jego drugą część.
- Co z Lindą?
- Nigdy w ciebie nie zwątpiliśmy, byłeś oddanym agentem i jesteś
doskonałym przywódcą a los Lindy jest wyłącznie w twoich rękach, jeśli uznasz,
że jest nieszkodliwa, możesz wziąć ją pod swoje skrzydła, jeśli może nam
zaszkodzić, to lepiej ją usuń, zanim my to zrobimy. Masz w tej kwestii wolny
wybór, ,musisz sam podjąć decyzję.
- Jaki w tym wszystkim udział ma Asir?
- Żaden, poza tym, że był najlepszym agentem jakiego kiedykolwiek
posiadał Masad. Z nim jest bezpieczna, odbierają na tej samej częstotliwości i
myślę, że tworzą razem świetny duet. Bez urazy Rolly, ale Kylie jest osobą
bardzo uczuciową i wasze utarczki nienajlepiej wpływały na jej wydajność. W tej
chwili jest w stu procentach aktywna.
- Co z jej siostrą?
- Jest potencjalnym zagrożeniem, ale musi sama się z nią uporać i
podjąć decyzję, dla nas to tylko zazdrosna histeryczka próbująca za wszelką
cenę pozbyć się siostry, nie mieszamy się w sprawy rodzinne.
Rolly kiwnął głową:
- Rozumiem, czyli niepotrzebnie się martwiłem?
- Prawdę mówiąc sądziliśmy, że jesteście ze sobą w takiej zażyłości, że
dawno ci powiedziała.
W tym momencie wszedł Colin, wcześniej pukając:
- Rolly, namierzyłem Omar’a Jasir’a, mamy mało czasu.
- Już idę.
Colin skinął głową i wyszedł a Rolly spojrzał na obydwóch:
- Dobrze, że sobie to wyjaśniliśmy. Wracam do pracy.
Rolly wyszedł a Daniels spojrzał na Herolw’a:
- Cierpi bo stracił Kylie i wyczuł, że przestała mu ufać, należałoby
pomyśleć o przywróceniu mu wiary w sens naszej sprawy.
- Masz coś konkretnego na myśli?
- Tak sądzę.
- To działaj.
Herlow wstał i spojrzał na Daniels’a:
- Nie chciałbym stracić najlepszego agenta, mogliśmy mu od razu
powiedzieć.
- Myślałem ,że Kylie to zrobi.
- Jak widać sporo się między nimi pozmieniało, musimy się z tym
pogodzić.
Herlow wyszedł a Daniels ciężko wypuścił z płuc powietrze. Tymczasem ja
podeszłam do Colin’a, jeszcze nie mogłam ochłonąć po tym jak zobaczyłam Sue
Ellen.
- Wzywałeś mnie?
- Tak, ruszacie za dziesięć minut, przygotuj swój oddział.
- Dokąd tym razem?
- Namierzyłem Omar’a Jasir’a przez satelitę, tym razem odetniemy mu
każdą możliwą drogę ucieczki.
- Odprawy nie będzie?
- Nie ma czasu, wytyczne dostaniecie w panelach po drodze.
Ruszyłam w stronę szatni a przechodząc przez oddział pokazałam moim
ludziom, że mają dziesięć minut. Jak tylko to zobaczyli, od razu ruszyli za
mną.
Ubrałam skórzaną kurtkę i nabiłam swój pistolet, po czym poszłam jak
zwykle po arsenał do J.T:
- Masz?
Zapytałam.
- Wszystko o co prosiłaś słonko, widzę, że się nie rozdrabniasz?
Uśmiechnęłam się.
- Staram się.
- A ogólnie?
- Co?
- No nie wiem, nic nie chcesz mi powiedzieć? Od kilku dni nie gaśnie ci
uśmiech na twarzy, coś mnie ominęło?
Wtedy podszedł Asir i zaczął się śmiać:
- To moja zasługa J.T.
Zatrwożyłam się co powie dalej.
- Kylie wreszcie pracuje z kimś kto ma poczucie humoru.
- I tak trzymać, już cię lubię Asir.
J.T uśmiechnął się a ja odetchnęłam z ulgą. Asie wziął wielką metalową
walizkę z bronią a ja podpisałam i oboje ruszyliśmy w stronę drzwi. Gdy
weszliśmy do windy towarowej, która ruszyła na dach do śmigłowca, Asir spojrzał
na mnie:
- Znowu spanikowałaś?
- Nie, ale przysięgam, że nadejdzie dzień, w którym ukręcę ci język.
- Już się nie mogę doczekać.
Uśmiechnął się, rozsuwane drzwi windy się otworzyły i wyszliśmy wprost
na lądowisko, na którym już nasz oddziałowy Black Hawk grzał silnik. Wszyscy
byli już na pokładzie, więc gdy tylko ja z Asir’em wsiedliśmy, helikopter
zaczął się wznosić do góry.
Spojrzałam w swój palntop, wszyscy zrobili to samo.
- Przerzut takiej ilości broni ryzykuje na takim odludziu?
Zapytał Gino zaniepokojony.
- Czuje się bezkarny, bo jest to poza obszarem naszej jurysdykcji,
jeśli nie uwiniemy się w parę minut federalni będą nam deptać po piętach a tych
ma w kieszeni.
Helikopter wylądował na pustym obszarze a wcześniej pozwolił nam na
opuszczenie pokładu na wyciąganych linach by nie podlatywać zbyt blisko.
Przebyliśmy dobre trzy kilometry piechotą i zaczailiśmy się przy starych
lotniczych hangarach. Z oddali Gino przez lornetkę namierzył Omar’a, w oddali
widoczny był jego kilku osobowy oddział żołnierzy, którzy nie zawahali by się
rozgromić nas w mgnieniu oka. Musieliśmy być ostrożni, jednak podejście do nich
nie było proste. Najpierw należało odciąć ich od wszelkich możliwych środków
transportu by uniemożliwić im ucieczkę. Staraliśmy się podejść jak najbliżej aż
w końcu jeden z ochroniarzy nas zauważył.
- Psia krew.
Zaklął Gino i od razu wycelował w niego. Mężczyzna upadł a my
musieliśmy szybko zaatakować.
- Red wyrzutnia! Reszta za mną!
- Rozkaz!
Odpowiedział i uruchomił wyrzutnię, z której storpedował wszystkie
możliwe pojazdy. My ruszyliśmy naprzód strzelając po drodze do potencjalnego
zagrożenia. Byliśmy już przy hangarach kiedy Colin odezwał się w słuchawce:
- Macie niecałe siedem minut na
pojmanie Jasir’a, federalni zostali zaalarmowani, wyruszyli wam naprzeciw.
- Przyjęłam.
Wkroczyliśmy z Asir’em do hangarów, gdzie Omar na nasz widok od razu
rzucił się do ucieczki. Reszta oddziału dosyć sprawnie rozprawiła się z ludźmi
Omar’a, kilku naszych agentów zostało ranionych, ale nie na tyle by nie mogli
działać. Asir pobiegł za Omar’em a ja znowu musiałam stawić czoła jednemu z
ochrony, który znacznie przewyższał moje gabaryty. Wybił mi nogą broń, po czym
stanął naprzeciwko mnie i zdarł z siebie koszulkę, pokazując mi swoje okazałe
mięśnie. Zademonstrował mi kilka chwytów, po czym uderzył się w klatkę
piersiową pokazując mi, że jest przygotowany do ewentualnego ataku. Nie miałam
jednak ochoty na kolejne siniaki, więc po prostu sięgnęłam bo pistolet, który
miałam w kieszeni na nogawce, a który on przeoczył i wystrzeliłam prosto w
serce, okazując tym samym litość jak sądzę. Długo nie trwało a pojawił się Asir
z Omar’em, wlókł go prawie po ziemi, bo ten uparcie nie chciał się
przemieszczać w moim kierunku. Krzyknęłam do słuchawki:
- Colin śmigłowiec!!
- Jest w drodze, ląduje za minutę, wiejcie stamtąd!
Wybiegliśmy z hangaru i załadowaliśmy się do helikoptera, który ledwo
się wzniósł a już został ostrzelany przez agentów federalnych, którzy zdołali
dotrzeć na miejsce.
Red zaradził temu w kilka sekund sięgając po swoją wyrzutnię i
wystrzeliwując pocisk prosto w dwa pędzące federalne samochody, które kierowały
się wprost na nas. Uniosła się ogromna kula ognia, po czym nasz helikopter
wzniósł się tak wysoko, że nie był już w polu rażenia żadnego naziemnego
pojazdu.
Po dwóch godzinach wkroczyliśmy dumnie na oddział z Omar’em pojmanym po
tylu wysiłkach mozolnej pracy, kiedy to próbowaliśmy go bezskutecznie
namierzyć.
Dwóch agentów podeszło do nas i od razu przejęli więźnia, reszta udała
się do szatni a ja spojrzałam na Rolly’ego, który skłonił głowę w moją stronę,
jakby w geście gratulacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz