VI
Jeszcze tego samego
dnia razem z Kim i Jesse musiałyśmy odreagować tą akcję. Nie miałyśmy jednak
ochoty na tłoczny klub, tylko zrobiłyśmy sobie przysłowiowy babski wieczór.
Vicky pękała z
zachwytu, bo już dawno twierdziła, że jesteśmy tak pochłonięte pracą, że
zaczęłyśmy ją zaniedbywać. Przygotowała same pyszne przekąski, po których
czułam, że aż pęcznieję, więc szlak trafił dotychczasową dietę. Wiedziałam, że
następnego dnia będę ostro zrzucać te nadmiary biegając.
Vicky pozbyła się
Seth’a wysyłając go do klubu z chłopakami i tym sposobem mogłyśmy zaszaleć przy
muzyce. Rozsiadłyśmy się wygodnie na dywanie przy niskiej ławie w salonie, jak
to miałyśmy w zwyczaju robić. Vicky przyniosła wino i otworzyła butelkę a ja na
to dostałam ochotę na whisky:
- Masz whisky?
Wszystkie na trzy
cztery spojrzały na mnie a Vicky była aż oszołomiona:
- Nigdy nie lubiłaś
whisky, coś mnie ominęło?
Wszystkie zaczęły się
śmiać, ja również.
- Dobra, przyniosę,
Seth ciągle pije to świństwo.
Podeszła do barku a po
chwili wróciła ze szklanką i butelką whisky, nalała mi a w tym czasie Jesse
zdążyła już rozlać wino. Kim uśmiechnęła się:
- To może w końcu
uchylisz nam rąbka tajemnicy?
Spojrzałam z
zaciekawionym wyrazem twarzy:
- Nie rozumiem.
- Daj spokój, wszyscy
to widzą, więc nas tym bardziej nie nabierzesz.
- Ale co?
- To, że między tobą a
Asir’em coś się kroi.
- Tylko się
przyjaźnimy.
- Akurat, ty siedzisz
– on siedzi, ty idziesz – on też.
Roześmiałam się.
- Przestań, naprawdę
nic poza akcją wtedy po bankiecie między nami nie było.
- A co było po
bankiecie?
Zaczęłam się śmiać.
- Tańczyliśmy.
Jesse zaczęła
chichotać.
- Tak, chciałabym
zobaczyć ten taniec, chociaż myślałam, że nigdy nie uwolnisz się od łańcucha,
na którym trzymał cię Rolly.
Moja mina posmutniała,
Vicky zmierzyła wzrokiem Jesse, choć wiedziałyśmy, że zawsze myśli to co czuje.
Zreflektowała się jednak w porę:
- Kylie przepraszam,
to nie tak.
- W porządku, masz
rację, tyle, że Rolly wybrał już swoją drogę i bynajmniej nie prowadzi ona do
mnie.
- Kylie, może to lepiej,
wiem, że to ojciec Michael’a, ale to nie jest powód, dla którego miałabyś do
końca życia być jego niewolnikiem.
- Teraz też to
zrozumiałam, szkoda mi tylko tych dni, które…
Jesse dokończyła za
mnie:
- Zmarnowałaś myśląc,
że to coś więcej niż przyzwyczajenie.
- Chyba chciałam w to
wierzyć, przez to było mi łatwiej nie angażować się w cokolwiek nowego.
- Ale tak nie można,
jesteś młoda i masz jeszcze możliwość korzystania z życia.
- Wiem, tylko zawsze
trafiam na takich facetów…, szkoda słów.
- Wypijmy za nowe
wybory.
Powiedziała Vicky z
uśmiechem na twarzy i wówczas i ja się uśmiechnęłam i wzniosłam moją szklankę,
stuknęłyśmy się szkłem i wypiłyśmy do dna.
Podczas gdy my
zajęłyśmy się plotkowaniem do późnych godzin wieczornych, Asir chodził ze
szklanką whisky po swoim domu i co jakiś czas brał do ręki telefon jakby w
nadziei, że zadzwonię, albo, że on w końcu wybierze do mnie numer. Nie zrobił
tego jednak, zamiast tego wyszedł z domu.
Kiedy opuszczałyśmy
dom Vicky, nadal nie opuszczał nas dobry humor. Vicky rzuciła w przelocie:
- Musimy to powtórzyć.
- Trzymaj się.
Powiedziałam, Kim i
Jesse wsiadły do stojącej pod domem taksówki i odjechały. Vicky zamknęła drzwi
a ja poczułam nieodpartą chęć na spacer. Obróciłam się w stronę uliczki i wtedy
zza krzaków wyłonił się Asir. Podskoczyła i odruchowo chwyciłam się za serce:
- Wystraszyłeś mnie.
- Nie chciałem.
Popatrzył mi w oczy i
wskazał kierunek wiodący do mojego domu:
-Przejdziemy się?
Dalej byłam na niego
zła, nie ruszyłam się z miejsca, za to on podszedł do mnie:
- Proszę, nie wciągnę
cię w krzaki chociaż chętnie bym to zrobił, ale…
- Ale…
Teraz się uśmiechnął:
- Jesteś warta
lepszych warunków, no nie bądź uparta i daj sobie wszystko wyjaśnić.
- Dobrze, ale tylko
rozmowa, nie licz na więcej.
Uśmiechnął się zwycięsko
i ruszyliśmy w stronę mojego domu, który był oddalony zaledwie kilka przecznic,
mało ruchliwych zresztą.
Prawie do samego parku
szliśmy milcząc, ale w końcu w parku ja nie wytrzymałam. Wskoczyłam na ławkę i
rozłożyłam ręce, uśmiechnął się do mnie zawadiacko.
- Tak obfita w słowa
ta nasza rozmowa , mój panie przerwiesz w końcu to milczenie?
- Od słów moja pani
ważniejsze są czyny.
Roześmiałam się widząc
jak szybko i zwinnie podchwycił kwestię średniowiecznego romansu, czytanego
przeze mnie w młodości. Urzekł mnie tym od razu, zeskoczyłam z ławki i stanęłam
naprzeciwko niego, odgarnął mi włosy:
- Nie mam w zwyczaju
tego robić, ale…, przepraszam.
- Za lekkomyślność czy
zatajenie przede mną prawdy?
- Za obie te rzeczy,
cenili mnie w Masad’zie bo uchodziłem za bardzo złego faceta. Takiego mnie
zresztą poznałaś, wyrachowanego, zimnego, egoistycznego. Byłem taki i nie
wstydzę się tego, bo lubiłem taki być.
Słuchałem tego co mówi
i jego szczerość coraz bardziej mnie ujmowała. Przystojny a do tego samokrytyczny,
aż dziw brał, że jeszcze tacy chodzą po ziemi.
- Nie kieruje się w
życiu sercem bo tak mnie wyszkolono, chłód i oziębłość mam wpisaną w zawód.
Takich akcji jak ta, przeżyłem setki, poniosło mnie, bo byłem przekonany o
swoich racjach.
- W nasz zawód wpisana
jest też rozwaga, bez niej- giniemy.
- Co mam ci
powiedzieć? Nie jestem taki jak Rolly, precyzyjny, opanowany, nigdy nim nie
będę, chociaż wiem, że bardzo byś tego chciała, nie wahała byś się wtedy co
zrobić czując do mnie to pożądanie, które czujesz, nie tłumiłabyś na siłę
emocji, gdyby Rolly nie nakładł ci do głowy tych wszystkich bzdur. Jeśli
wreszcie tego nie zrozumiesz, spędzisz życie tłukąc się z myślami i czekając,
że pewnego dnia on zapuka do twoich drzwi i będzie jak dawniej.
Popatrzyłam na niego
przez chwilę, choć wiedziałam, że ma rację nie chciałam mu jej przyznać. Sama
nie wiem dlaczego, ale prawdą było, że to kim się stałam, zawdzięczałam
wyłącznie szkoleniom z Rolly’m. To on mnie stworzył, on i jemu podobni a ja z
czasem zaczęłam wierzyć, że naprawdę taka jestem. Ale nie byłam. Chciałam czuć,
chciałam dać się ponieść emocjom, chciałam pragnąć i być kochaną. Nie łatwo
jednak mi było wyrwać się z tej skorupy, w której zostałam zamknięta.
- Czego oczekujesz? Co
mam ci powiedzieć, jesteś…
Nie zdążyłam dokończyć
bo zrobił to za mnie:
- Agresywny, porywczy,
ale potrafię też być spontaniczny. Pogódź się z tym, bo im wcześniej to
zaakceptujesz, tym lepiej nam się będzie pracować.
Zatkało mnie i
kompletnie nie wiedziałam co ma odpowiedzieć, skoro weszło na wyłączne tory
naszej współpracy, to chyba reszta nie pozostawiała złudzeń. Już miał ode mnie
odejść kiedy poczułam, że ciśnienie w mojej głowie staje się nie do
wytrzymania:
- Myślisz, że jak
będziesz arogancki w stosunku do mnie to w czymś to pomoże?! Mówisz, że nigdy
nie będziesz jak Rolly i bardzo dobrze, bo nie chcę tego!
- A czego chcesz?!
Wiesz chociaż?!
Teraz to się naprawdę
go wystraszyłam, kiedy huknął mi wyższym tonem do ucha, powoli zbierało mi się
na płacz, ale nie z żalu, lecz gniewu, spuściłam wzrok.
- Popatrz na mnie.
Posłusznie spojrzałam.
- Doradziłem ci wyjazd
bo sądziłem, że się z tym uporasz, przyjechałaś taka odmieniona, że aż miło
było patrzeć, tymczasem wystarczyło kilka dni i dźwięk imienia Rolly i znowu
wracasz do punktu wyjścia.
- Co ty o mnie wiesz
do diabła?
- Wiem więcej niż ci
się zdaje! Przeżyłaś Liban a dałaś się pokonać Rolly’emu!
- Gdyby nie Rolly
dzisiaj by mnie tu nie było!
- Gdybym nie uznał, że
sprawa wyciągnięcia cię z Libanu jest zbyt delikatna jak na mnie i nie
wysłałbym Rolly’ego, dzisiaj stałabyś przede mną i dziękowała za uratowanie
życia!
Teraz poczułam się
dziwnie, nigdy, przenigdy nie wpadłabym na to, że Asir mógł mieć coś wspólnego
z akcją ratunkową w Libanie, tymczasem okazuje się ,że on ją zaplanował.
- Dlaczego mi nie
powiedział?
- Bo właśnie tym się
różnimy, myślałaś, że go znasz? Nie powiedział ci, bo sprawiało mu satysfakcję
twoje wdzięczenie się za uratowane życie. Ja nie miałem w tym ukrytego celu i
nie zamieniłbym się z nim żebyś dzisiaj kalała się przede mną. Robię to w czym
jestem dobry i nie oczekuje za to podziękowania.
Spojrzał na mnie i
widząc moją niepewną minę spuścił z tonu, przejechał nerwowo rękę po swoich
włosach i popatrzył mi w oczy:
- Nie potrafię być
obojętny w stosunku do ciebie, ale nie będę robił nic, co jest niezgodne w moim
wyobrażeniu ze mną, więc jeśli odnajdziesz tą dziewczynę z bankietu, która mnie
w sobie rozkochała, to zadzwoń do mnie.
Odszedł bez słowa a ja
zaniemówiłam i przysiadłam na ławce. Byłam zbyt dumna by przyznać mu rację. Czy strzał w policzek byłby lepszy od tych
słów? Na pewno mniej by zabolał.
Dopiero po kilku
minutach byłam w stanie podnieść się z ławki i dojść do domu.
Gdy przekroczyłam
próg, uświadomiłam sobie, że dobry humor prysnął niczym bańka mydlana.
Kolejny dzień upłynął
na trenowaniu rekrutów, ale byłam tak zdesperowana, że udawałam, że Asir’a tam
nie ma. Za to rekruci po raz kolejny modlili się, żebym wreszcie dała im
odetchnąć, kiedy sama w końcu zauważyłam, że zaczynam wariować, pokazałam
Jesse, że ma mnie zastąpić i poszłam boksować w duży treningowy worek. Przed
oczami pojawiała mi się twarz Asir’a i ten jego kolor oczu, który sprawiał
jakbym była w hipnozie. Długo nie potrwało i za kolejnym uderzeniem worek
przytrzymał Asir. Zmierzyłam go wzrokiem:
- Nie za ostro?
Zapytał jakby
wczorajszy wieczór nigdy nie miał miejsca.
- Tylko nie waż się
mnie przepraszać.
- Wcale nie
zamierzałem.
- Kłamiesz.
- Nie kłamię, mówiłem
ci, że nie jestem dobrym facetem.
- Posłuchaj, ja nie
rozumiem, cierpisz na rozdwojenie jaźni, czy po prostu jesteś taki…achh…
Zacisnęłam zęby i
spojrzałam na niego przerywając boksowanie worka.
- Bezczelny.
Dokończył za mnie.
- Będziesz się tak
dąsać cały czas?
- Posłuchaj,
nawymyślałeś mi wczoraj, chciałeś żeby zabolało – udało ci się, ale nie
zachowuj się tak jakby nic się nie stało, nie ulżyłeś sobie?
- Jakoś nie, ulżę
sobie, jak wreszcie do ciebie to dotrze i przestaniesz udawać, że cię nie
obchodzę.
- Niedoczekanie twoje.
Trzasnęłam z całej
siły w worek i poszłam do szatni a Asir zaczął się śmiać.
Po kilku minutach
rozległ się na oddziale alarm, akurat w momencie kiedy podchodziłam do Colin’a,
po sekundzie nalazł się tam też Asir.
- Colin co się dzieje?
Zapytałam a on wstukał
coś w komputer.
- Mamy kod czerwony na
farmie, to druga grupa.
- Kto z nimi jest?
- Cole.
Asir spojrzał na mnie:
- Ruszamy.
Po drodze w
samochodzie Asir rozmawiał przez słuchawkę, Colin mówił:
- Wystraszyła się
pułapki i zaczęła wrzeszczeć, że chcą ją zabić, więc teraz obsadziła się C-4 a
na muszce trzyma Cole’a. Grozi, że puści z dymem całą farmę jeśli nie
przyjedziesz.
- Nie macie tam
snajpera?
- Wiesz, że Cole jest
litościwy.
- Ale ja nie.
Kręciłam tylko głową
pod nosem.
- To ta co myślę?
- Ta sama.
- Mówiłem, że się nie
nadaje, za dziesięć minut będziemy.
Rozłączył się i
spojrzał na mnie:
- Co?
- Nic, dżentelmen w
każdym calu.
- Powiedz mi skarbie,
co jest z wami kobietami? Cha?
- Może po prostu
stawiamy poprzeczkę zbyt wysoko i wy faceci najzwyczajniej w świecie nie
jesteście w stanie temu sprostać.
- Powiedziała co
wiedziała.
- Prawda boli co?
- Chcesz wiedzieć co
ja myślę?
- Jakoś niespecjalnie.
- Ale i tak ci powiem,
faceci dają wam poczucie siły i bez nich, jesteście jak te małe dziewczynki.
- Jesteś obrzydliwy.
Samochód się
zatrzymał., już miał z niego wysiąść, kiedy zatrzymałam go ręką, spojrzał na
mnie:
- Zaczekaj, co chcesz
zrobić? Chyba nie chcesz…
- Zabić jej? Nie
muszę, to zrobi sama jeśli jej każe.
- Właśnie o tym mówię,
to delikatna sprawa.
- Więc przełożę ją
przez kolano i porządnie jej wpieprzę, bo naprawdę nie uśmiecha mi się
przyjeżdżanie tu za każdym razem kiedy jakaś sobie mnie upoluje.
- Posłuchaj siebie,
jakbym rozmawiała z potworem, ty naprawdę nie masz uczuć?
- Jak je okazałem, to
taka jedna postanowiła zamienić się w bryłę lodu.
Ciężko westchnęła:
- Proszę cię, bądź
delikatny, wiem, że potrafisz.
Teraz powiedziałam
chyba coś, co na jego serce zadziałało jak balsam, jego twarz złagodniała.
- Niech stracę, zrobię
to dla ciebie.
Wyszedł z samochodu i
skierował się do Red’a i Gina.
- I jak?
Gino spojrzał na
Asir’a:
- Na moje jest
nawalona.
- Coś jej podawali?
- W laboratorium
twierdzą, że nie, chyba, że coś przemyciła.
- Rozwiązałbym problem
szybko, ale Cole jest nadludzki.
- Właśnie widzę.
Spojrzał w oddali na
Cole’a, którego dziewczyna trzymała na muszce.
- Nie wytrzymała
presji.
Odezwałam się, gdyż
moi panowie zdawali się mnie nie zauważać, na to odezwał się Red:
- Słoneczko, ja też
jestem pod presją, chciałbym zjeść kolację i …
- Dobra, nie kończ.
Red spojrzał na
Asir’a:
- Proszę cię stary,
załatw to szybko.
- Spróbuję.
Asir podszedł bliżej,
ja nie ruszyłam się ze swojego miejsca w obawie, że mój widok mógłby w Rebece
obudzić jeszcze gorsze myśli. Rekruci stali naokoło a Asir zbliżył się bardzo
blisko, popatrzył na Cole’a, który chyba już dość miał mimo wszystko jednej
pozycji.
- Asir…, przyjechałeś.
- Przyjechałem, ale
zaraz odjadę jeśli ich wszystkich nie puścisz, jest późno, chcą wracać do domu.
- Jeśli ich puszczę…
- Przeżyjesz, mogę z
tobą porozmawiać, ale nie będę negocjował, nie bawię się w takie rzeczy.
Przyglądałam się temu
co robił Asir i widziałam jak podchodził coraz bliżej. Rebeca na jego widok
rozkleiła się całkowicie i straciła panowanie nad emocjami. Chociaż rekruci
zaczęli się oddalać od jej zasięgu, ona nadal była obwiązana C-$ i stanowiła
potencjalne niebezpieczeństwo. W ręku trzymała detonator, ale ściskała go tak
mocno, że nie sposób było jej go wyrwać, bo to groziło wybuchem. Nie wiem jak
to Asir to robił, ale dosłownie w mgnieniu oka zbliżył się do niej, przytulił
ją a ta płacząc i wtulając się w niego oddała mu bez mrugnięcia okiem
detonator. Asir podał go Cole’owi a ten pokazał ,że mają wszyscy już odejść.
Rozpiął jej delikatnie klamrę na plecach, która mocowała pas z ładunkiem. Gdy
zobaczył to Gino, szybko wziął to od niego i równie szybko odszedł. Wszyscy
zaczęli się rozchodzić, tylko ja stałam w oddali i patrzyłam jak ją przytula i
gładzi po głowie.
- Co ty myślałaś
głupia dziewczyno, ja nie jestem wart takich rzeczy.
Spojrzał na nią.
- Jesteś, dla mnie
jesteś.
Uśmiechnął się.
- Szkoda, że nie
wszyscy tak uważają.
Odsunął ją od siebie,
a jednak miał sumienie i serce. Potrafił być tak szarmancki, że przekonał ją do
wypuszczenia wszystkich i zapobiegł jej próbie samobójczej. Wiem, że mówił o
mnie mówiąc o niedostrzeganiu przez wszystkich pewnych rzeczy. Długo tak
jeszcze patrzyłam, ale gdy on spojrzał na mnie, zwiesiłam głowę by nasze oczy
się nie spotkały. Po chwili podeszło dwóch agentów, byli członkami naszego
laboratorium. Asir spojrzał czy Rebeca oby na pewno doszła do siebie, po czym
powiedział:
- Pójdziesz teraz z
tymi ludźmi, bez obaw, nie skrzywdzą cię, postawią cię do pionu żebyś mogła
ukończyć szkolenie.
Rebeca spojrzała na
Asir’a i kiwnęła głową.
Czy chodziło jej tylko
o to by Asir wziął ją w ramiona? Czy wszyscy dookoła widzieli coś, czego ja nie
byłam w stanie zauważyć?
Ostatni autobus
odjechał i zostaliśmy sami. Rebeca wsiadła do czarnego vana wraz z dwoma
agentami i oni również odjechali. Zaczęło robić się ciemno i chłodno. W
pośpiechu w jakim opuszczaliśmy oddział nawet nie zabrałam ze sobą kurtki.
Założyłam ręce na siebie a gdy podszedł Asir, bez słowa odruchowo ściągnął
marynarkę i opatulił mnie nią. Spojrzał mi w oczy, po czym ja w jego:
- Nie ukończy
szkolenia prawda?
Spuścił głowę.
- Powiedziałeś jej dokładnie
to co chciała usłyszeć.
- Kylie, czy ty
naprawdę nadal się w tym nie połapałaś? Myślisz, że jeśli przepuścisz
wszystkich przez szkolenie zaoszczędzisz im bólu? Oni i tak zginą, może nawet
na pierwszej akcji i prawdopodobnie w o wiele większych mękach, niż gdyby nie
ukończyli szkolenia z dyplomem.
Westchnęłam ciężko, bo
miał rację, ale nigdy nie potrafiłam do tego przywyknąć.
- A teraz wsiadaj
,odwiozę cię do domu.
Otworzył mi drzwi od
swojego samochodu, wsiadłam a on za mną zamknął, po czym wsiadł obok i zapalił
silnik. Skręcił kołami, zapalił światło i wyjechaliśmy główną drogą z powrotem.
Z radia dochodziły ciche dźwięki piosenek Dido, a my nawet nie odzywaliśmy się
do siebie. Tym razem Asir pogrążony był w swoich myślach równie mocno, co ja w
swoich.
Gdy podjechaliśmy w
końcu pod mój dom, zatrzymał się, ale nadal patrzył w dal, spojrzałam na niego,
po czym otworzyłam swoje drzwi:
- Dobranoc.
Ale nie odpowiedział,
tylko kiwnął głową, za to ja zatrzasnęłam drzwi i gdy po minucie ruszył z
piskiem opon, zaszkliły mi się oczy. Dlaczego wydawało mi się, że właśnie ode
mnie uciekł.
A może to ja
uciekałam?
Z tym pytaniem
położyłam się do łóżka, by następnego dnia obudzić się z nową wiarą, że jakoś ze wszystkim się uporam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz